Witam, nie cały rok temu wzięłam ślub. Kłóciliśmy, jak to każda para, ale teraz jest strasznie... Przestał mnie szanować, moich rodziców (mieszkamy u mnie), bardzo ubliża zarówno mi jak i mojej mamie. Wcześniej był porywczy, ale nie aż tak. Teraz zmienił się o 360 stopni. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ludzie go postrzegają jako kochanego, sympatycznego faceta, a w domu jest po prostu chamem...Inaczej tego nazwać nie mogę. Z jego rodzicami mam zerowy kontakt, też mnie nie szanują. Jeśli jego mama coś mi dokuczy, to on udaje, że nie słyszy, a potem się dowiem, że to moja wina, że ona jest w tym wszystkim niewinna. Wesele też mi zepsuli, ale wtedy obiecaliśmy sobie, że przejdziemy razem przez to, że to nasz dzień i nikt nam go nie zepsuje...A teraz okazuje się, że to ja byłam temu wsyzstkiemu winna....On powiedział, że nie chciał tego ślubu...To czemu się oświadczył czemu nalegał?Zawsze dziękował mi i mojej mamie, że mógł się wyrwać z domu, że dzięki nam czuje co to jest rodzina i ciepło rodzinnego domu. A teraz nam się tak odwdzięcza...Powiedziałam mu, że chce się rozstać, nie chce takie życia dla mnie i w przyszłości dla moich dzieci. Ale mimo tego on nie odchodzi. Mi też jest szkoda, bo nie wiem czy bym potrafiła żyć bez niego, mimo wszystko... No ale jeśli on nie chciał ślubu, jeśli żałuje, jeśli mnie nie szanuje to czemu nie odchodzi?
Nie wiem co mam robić... Jak go próbować zmienić... Boję się rozstania z nim...
Będę wdzięczna za każdą odpowiedź...
Pozdrawiam serdecznie.
Źle Ci z nim. Czujesz się rozczarowana małżeństwem. Dzielnie znosisz swoją krzywdę. Tylko w imię czego?
W imię czego? Bo nie wyobrażam sobie, że po roku małżeństwa mam to zakończyć...Dużo przeszliśmy przed i po ślubie. Kocham go mimo wszystko, ale powoli czuje, że zaczynam go nienawidzić...Jak słyszę te jego obelgi to na prawdę nie raz miałam ochotę tym rzucić...
Kochasz mowisz. A czy jesteś kochana?
Kochasz mowisz. A czy jesteś kochana?
Nie nie jestem, ale jak mu to mówię, że wiem, że on mnie nie kocha to od razu wybucha kłótnia, bo przecież on nic takiego nie mówił...I że przecież mnie kocha, ale on ciągle nie będzie tego powtarzać (ani pokazywać).
Jesteś niekochana, nieszczęśliwa, obrażana, samotna. Jedyne co możesz zmienić to siebie. Możesz przestać być męczennicą. Możesz nie pozwalać sobie na poniżenie. Próbowałaś?
Bo jego nie zmienisz. Chyba, że na inny model.
Ja to wszystko wiem, ale ciężko to zakończyć po roku małżeństwa...I nie dać jeszcze nam szansy. Mimo tego, że nas pewnie już nie ma, ale może da się coś odbudować...Złudne nadzieje wiem...
A co robi on aby to małżeństwo było trwałe i szczęśliwe. Co robi aby Ciebie uszczęśliwić?
A co robi on aby to małżeństwo było trwałe i szczęśliwe. Co robi aby Ciebie uszczęśliwić?
Nic...
Czy on chce aby to małżeństwo trwało i było dla Ciebie satysfakcjonujące?
Czy on chce aby to małżeństwo trwało i było dla Ciebie satysfakcjonujące?
Wiele razy mu mówiłam, żeby odszedł. Ale on zawsze zostawał, nie wiem dlaczego. Też nie chce chyba tego przekreślić, albo czeka, aż ja odejdę i będzie na mnie jak zawsze...
A żeby małżeństwo było dla mnie satyfakcjonujące to on na pewno nie chce..
A czego Ty chcesz? Od życia, od związku w ogóle, od tego małżeństwa? Czy ten związek te oczekiwania spełnia? Czy Twój mąż chce te oczekiwania spełniać?
A czego Ty chcesz? Od życia, od związku w ogóle, od tego małżeństwa? Czy ten związek te oczekiwania spełnia? Czy Twój mąż chce te oczekiwania spełniać?
Czego chce? Poczuć miłość, szacunek. Jak patrze na znajome, których partnerzy tak bardzo ich kochają, a przede wszystkim szanują, widać między nimi tą więź to aż mi się łza w oku kręci. Chciałabym tak mieć. Być tak mocno kochana...
Na pewno związek mi tego nie daje. Poczucia bezpieczeństwa, uczucia miłości czy szacunku. I mąż nie chce żeby tak było.
Reasumując - Ty czegoś chcesz, on tego nie chce. Dla Ciebie to wręcz racja bytu, dla niego zbędny balast. To co on robi Ciebie rani. Jego nie interesują Twoje uczucia.
Więc co zamierzasz?
Reasumując - Ty czegoś chcesz, on tego nie chce. Dla Ciebie to wręcz racja bytu, dla niego zbędny balast. To co on robi Ciebie rani. Jego nie interesują Twoje uczucia.
Więc co zamierzasz?
Ciężko jest, bardzo ciężko to zakończyć...
Nie chce mieć takiego mężczyzny, to jest pewne, ani w przyszłości ojca dla moich dzieci...
No ale jak mam to skończyć? Skoro mówię mu, ze to nie ma sensu, żeby się wyprowadził, bo tak dalej nie może być. To on się ubiera i idzie pracować do ogrodu przyjdzie wieczorem i idzie spać. Jak mu powiem, że przecież miał się pakować to odpowiada: ZAMKNIJ SIĘ i idzie spać...
Jak to skończyć? Ale chodzi Ci o techniczne wskazówki? Zatem służę - jeśli dla niego spakowanie się to taki kłopot, to spakuj go i wystaw na zewnątrz, zmień zamki i wręcz mu pozew rozwodowy, który wcześniej, rano złożysz w sądzie. Z tego co piszesz, to mieszkacie w domu Twoich rodziców, więc nie widzę problemu w wystawieniu tego pana za drzwi.
Jak to skończyć? Ale chodzi Ci o techniczne wskazówki? Zatem służę - jeśli dla niego spakowanie się to taki kłopot, to spakuj go i wystaw na zewnątrz, zmień zamki i wręcz mu pozew rozwodowy, który wcześniej, rano złożysz w sądzie. Z tego co piszesz, to mieszkacie w domu Twoich rodziców, więc nie widzę problemu w wystawieniu tego pana za drzwi.
Chyba jestem zbyt słaba na to..
Zdezorientowana, a jesteś wystarczająco silna, żeby przez najbliższych 40-50 lat znosić upokorzenia? I wstydzić się przed dziećmi, że ich ojciec tak traktuje matkę?
Zdezorientowana, a jesteś wystarczająco silna, żeby przez najbliższych 40-50 lat znosić upokorzenia? I wstydzić się przed dziećmi, że ich ojciec tak traktuje matkę?
Nie jestem.
Boje się też przyszłości... Kto będzie chciał młodą rozwódkę, która rozwiodła się po roku czasu...Na pewno będę źle oceniana przez ludzi.
Czy ocena przez ludzi jest ważniejsza od Twojego szczęścia? To ludzie mają przeżyć Twoje życie czy Ty?
Czy Ty myślisz, że kogokolwiek to naprawdę interesuje? Nawet jeśli mieszkasz w małej miejscowości to Twój rozwód będzie tylko chwilową atrakcją.
Boisz się tego co ludzie powiedzą? Bo ja bym się bała tego, że on któregoś dnia się zapomni w tej swojej chamowatości i skoro mu 'pozwalasz' na wyzywanie to czemu miałby Cię nie uderzyć ;| Rozumiem, że macie pewnie jakieś wspólne zobowiązania, być może kredyty... cokolwiek ale najważniejsze, że nie macie jeszcze dzieci. Jeżeli zdecydowałabyś się odejść to zostajesz z czystą kartą. jako młoda, uśmiechnięta, piękna dziewczyna... chyba, że napiszesz sobie na czole ROZWÓDKA
Twoja mama nie zasługuje, żeby ją obrażano w jej własnym domu. Ty nie zasługujesz, żeby on tak Cię traktował. On nie zasługuje na te wszystkie szanse które mu dajesz.
Czy ocena przez ludzi jest ważniejsza od Twojego szczęścia? To ludzie mają przeżyć Twoje życie czy Ty?
Czy Ty myślisz, że kogokolwiek to naprawdę interesuje? Nawet jeśli mieszkasz w małej miejscowości to Twój rozwód będzie tylko chwilową atrakcją.
Na pewno będzie atrakcją. Postaram się być silna i podjąć tą najważniejszą decyzję. Jak już złoże pozew o rozwód to będzie największy krok.
Boisz się tego co ludzie powiedzą? Bo ja bym się bała tego, że on któregoś dnia się zapomni w tej swojej chamowatości i skoro mu 'pozwalasz' na wyzywanie to czemu miałby Cię nie uderzyć ;| Rozumiem, że macie pewnie jakieś wspólne zobowiązania, być może kredyty... cokolwiek ale najważniejsze, że nie macie jeszcze dzieci. Jeżeli zdecydowałabyś się odejść to zostajesz z czystą kartą. jako młoda, uśmiechnięta, piękna dziewczyna... chyba, że napiszesz sobie na czole ROZWÓDKA
Twoja mama nie zasługuje, żeby ją obrażano w jej własnym domu. Ty nie zasługujesz, żeby on tak Cię traktował. On nie zasługuje na te wszystkie szanse które mu dajesz.
Raz już uderzył...No właśnie mamy wspólny kredyt, ale myślę,że to najmniejszy problem. Wiem, że moja mama nie zasługuje i to właśnie najbardziej mnie boli. Jak ubliżał mi to jeszcze "mogłam znieść", ale jak zaczął mamie to coś we mnie pękło. Ona mu bardzo dużo pomogła, na prawdę bardzo dużo...Kiedyś jej dużo zawdzięczał, teraz liczy się to jak by jej dokuczyć...
Jak to skończyć? Ale chodzi Ci o techniczne wskazówki? Zatem służę - jeśli dla niego spakowanie się to taki kłopot, to spakuj go i wystaw na zewnątrz, zmień zamki i wręcz mu pozew rozwodowy, który wcześniej, rano złożysz w sądzie. Z tego co piszesz, to mieszkacie w domu Twoich rodziców, więc nie widzę problemu w wystawieniu tego pana za drzwi.
Amen.
Kochana on się nie zmieni, zmień się Ty, nie pozwól sobą pomiatać.
nocnalampka napisał/a:Jak to skończyć? Ale chodzi Ci o techniczne wskazówki? Zatem służę - jeśli dla niego spakowanie się to taki kłopot, to spakuj go i wystaw na zewnątrz, zmień zamki i wręcz mu pozew rozwodowy, który wcześniej, rano złożysz w sądzie. Z tego co piszesz, to mieszkacie w domu Twoich rodziców, więc nie widzę problemu w wystawieniu tego pana za drzwi.
Amen.
Kochana on się nie zmieni, zmień się Ty, nie pozwól sobą pomiatać.
I tak się już dużo zmieniłam. Kiedyś to mnie obrażał wychodził ja jak głupia leciałam za nim. Teraz myślę, chcesz, to idź. Ten związek dużo mnie nauczył, ale jeszcze nie tego, żeby znaleźć siłę na pożegnanie się ze sobą na zawsze...
Saaraa napisał/a:Boisz się tego co ludzie powiedzą? Bo ja bym się bała tego, że on któregoś dnia się zapomni w tej swojej chamowatości i skoro mu 'pozwalasz' na wyzywanie to czemu miałby Cię nie uderzyć ;| Rozumiem, że macie pewnie jakieś wspólne zobowiązania, być może kredyty... cokolwiek ale najważniejsze, że nie macie jeszcze dzieci. Jeżeli zdecydowałabyś się odejść to zostajesz z czystą kartą. jako młoda, uśmiechnięta, piękna dziewczyna... chyba, że napiszesz sobie na czole ROZWÓDKA
Twoja mama nie zasługuje, żeby ją obrażano w jej własnym domu. Ty nie zasługujesz, żeby on tak Cię traktował. On nie zasługuje na te wszystkie szanse które mu dajesz.
Raz już uderzył...No właśnie mamy wspólny kredyt, ale myślę,że to najmniejszy problem. Wiem, że moja mama nie zasługuje i to właśnie najbardziej mnie boli. Jak ubliżał mi to jeszcze "mogłam znieść", ale jak zaczął mamie to coś we mnie pękło. Ona mu bardzo dużo pomogła, na prawdę bardzo dużo...Kiedyś jej dużo zawdzięczał, teraz liczy się to jak by jej dokuczyć...
zdezorientowana... na co więc czekasz? co ma jeszcze zrobić Tobie i Twojej rodzinie, żebyś zrozumiała, że przy takim stanie faktycznym z tej mąki chleba nie będzie?
kłótnie są i będą w każdym związku - ale uderzyć siebie albo zwyzywać swojej mamy bym nie dała. mieszkacie w domu Twojej mamy, spakuj go, wymień zamki, postrasz policją jak będzie agresywny i powiedz, że pozew o rozwód już jest w sądzie. Jeżeli terapia szokowa nic nie da, to przynajmniej nie będziesz się musiała już z nim męczyć. A ludźmi się nie przejmuj. Teraz pewnie też gadają, że rok po ślubie a on się tak zachowuje.... ludzie zawsze będą gadać.
I tak się już dużo zmieniłam. Kiedyś to mnie obrażał wychodził ja jak głupia leciałam za nim. Teraz myślę, chcesz, to idź. Ten związek dużo mnie nauczył, ale jeszcze nie tego, żeby znaleźć siłę na pożegnanie się ze sobą na zawsze...
Jesteś na dobrej drodze .Musisz znaleźć tą siłę.
Wiem, że moja mama nie zasługuje i to właśnie najbardziej mnie boli. Jak ubliżał mi to jeszcze "mogłam znieść", ale jak zaczął mamie to coś we mnie pękło. Ona mu bardzo dużo pomogła, na prawdę bardzo dużo...Kiedyś jej dużo zawdzięczał, teraz liczy się to jak by jej dokuczyć...
A Ty domyślasz się co czuje Twoja mama, kiedy widzi jak on Ciebie poniewiera? Ja mam córkę, jest jeszcze mała. Ale kiedyś dorośnie, wyjdzie za mąż. Serce by mi pękło, gdybym patrzyła jak jakiś palant traktuje moje dziecko jak śmiecia.
Mówisz tylko o mamie, a Twój tata?
zdezorientowana_123 napisał/a:Saaraa napisał/a:Boisz się tego co ludzie powiedzą? Bo ja bym się bała tego, że on któregoś dnia się zapomni w tej swojej chamowatości i skoro mu 'pozwalasz' na wyzywanie to czemu miałby Cię nie uderzyć ;| Rozumiem, że macie pewnie jakieś wspólne zobowiązania, być może kredyty... cokolwiek ale najważniejsze, że nie macie jeszcze dzieci. Jeżeli zdecydowałabyś się odejść to zostajesz z czystą kartą. jako młoda, uśmiechnięta, piękna dziewczyna... chyba, że napiszesz sobie na czole ROZWÓDKA
Twoja mama nie zasługuje, żeby ją obrażano w jej własnym domu. Ty nie zasługujesz, żeby on tak Cię traktował. On nie zasługuje na te wszystkie szanse które mu dajesz.
Raz już uderzył...No właśnie mamy wspólny kredyt, ale myślę,że to najmniejszy problem. Wiem, że moja mama nie zasługuje i to właśnie najbardziej mnie boli. Jak ubliżał mi to jeszcze "mogłam znieść", ale jak zaczął mamie to coś we mnie pękło. Ona mu bardzo dużo pomogła, na prawdę bardzo dużo...Kiedyś jej dużo zawdzięczał, teraz liczy się to jak by jej dokuczyć...
zdezorientowana... na co więc czekasz? co ma jeszcze zrobić Tobie i Twojej rodzinie, żebyś zrozumiała, że przy takim stanie faktycznym z tej mąki chleba nie będzie?
kłótnie są i będą w każdym związku - ale uderzyć siebie albo zwyzywać swojej mamy bym nie dała. mieszkacie w domu Twojej mamy, spakuj go, wymień zamki, postrasz policją jak będzie agresywny i powiedz, że pozew o rozwód już jest w sądzie. Jeżeli terapia szokowa nic nie da, to przynajmniej nie będziesz się musiała już z nim męczyć. A ludźmi się nie przejmuj. Teraz pewnie też gadają, że rok po ślubie a on się tak zachowuje.... ludzie zawsze będą gadać.
Mam nadzieję, że znajdę tyle siły na to. To co mówicie to prawda, powinnam go wyrzucić. Dużo o tym myślę i może podziałało by to na niego. Tylko jak wróci z podkulonym ogonem i skruszony, że się zmienił a po czasie okaże się, że jest taki sam, tylko jak zawsze udawał? Znów z drugiej strony nie umiem się poddawać, zawsze o wszystko walczyłam. Nie chcę już dzisiaj zajść do sądu i złożyć papiery, wolę go wyrzucić, poczekać jak się będzie zachowywać. Chociaż też może się okazać, że to było tylko marnowanie czasu. Jest tyle możliwości... Aż głowa mi pęka od tego myślenia.
Zdezorientowana, wiesz dokładnie jak będzie wyglądać ten związek jutro, za tydzień, za pięć lat. Może nawet nie tak, bo pewnie częściej będziesz bita, obelgi będą boleć jeszcze mocniej, a Ty będziesz jeszcze bardziej sfrustrowana.
A ludzie zawsze będą gadać. Będą gadać, że głupia, bo mąż ją leje, a ta go nie przepędzi, będą gadać jak go przepędzisz. Są tacy ludzie, którzy muszą żyć cudzym życiem. A już szczególnie jak co złego się dzieje, to atrakcja. Ale to Twoje życie, a nie ich.
Masz wsparcie w rodzicach?
zdezorientowana_123 napisał/a:I tak się już dużo zmieniłam. Kiedyś to mnie obrażał wychodził ja jak głupia leciałam za nim. Teraz myślę, chcesz, to idź. Ten związek dużo mnie nauczył, ale jeszcze nie tego, żeby znaleźć siłę na pożegnanie się ze sobą na zawsze...
Jesteś na dobrej drodze
.Musisz znaleźć tą siłę.
zdezorientowana_123 napisał/a:Wiem, że moja mama nie zasługuje i to właśnie najbardziej mnie boli. Jak ubliżał mi to jeszcze "mogłam znieść", ale jak zaczął mamie to coś we mnie pękło. Ona mu bardzo dużo pomogła, na prawdę bardzo dużo...Kiedyś jej dużo zawdzięczał, teraz liczy się to jak by jej dokuczyć...
A Ty domyślasz się co czuje Twoja mama, kiedy widzi jak on Ciebie poniewiera? Ja mam córkę, jest jeszcze mała. Ale kiedyś dorośnie, wyjdzie za mąż. Serce by mi pękło, gdybym patrzyła jak jakiś palant traktuje moje dziecko jak śmiecia.
Mówisz tylko o mamie, a Twój tata?
Wiem, że ją to boli i to bardzo. Często mi mówi, że nie chciała takiego życia dla mnie... Hmm, tata oni z tatą się lepiej dogadują, czuje respekt do niego. I on przy tacie raz coś na mnie powiedział, to potem tego żałował.
to może niech go tata weźmie na poważną męską rozmowe....
Zdezorientowana, wiesz dokładnie jak będzie wyglądać ten związek jutro, za tydzień, za pięć lat. Może nawet nie tak, bo pewnie częściej będziesz bita, obelgi będą boleć jeszcze mocniej, a Ty będziesz jeszcze bardziej sfrustrowana.
A ludzie zawsze będą gadać. Będą gadać, że głupia, bo mąż ją leje, a ta go nie przepędzi, będą gadać jak go przepędzisz. Są tacy ludzie, którzy muszą żyć cudzym życiem. A już szczególnie jak co złego się dzieje, to atrakcja. Ale to Twoje życie, a nie ich.
Masz wsparcie w rodzicach?
Tak mam wsparcie. Tata, bo się nie wtrąca, natomiast mama sama mówi, że będę mieć ciężkie życie, sama tego przez niego doświadcza. Więc oni stanęli by za mną.
to może niech go tata weźmie na poważną męską rozmowe....
Wolę, żeby tata nic nie wiedział co jest tak na prawdę między nami. bo mogłoby się to źle skończyć.
34 2013-04-12 12:46:07 Ostatnio edytowany przez bags (2013-04-12 13:42:48)
Zdezorientowana_123 czytam co piszesz i caly arsenal nozy mi sie w kieszeni otwiera, bo dostalas juz jak na tacy wskazowki co i jak zrobic.
Ja rozumiem jeno doskonale, ze jestes "zauroczona", "zakochana" i "zafascynowana" swoim slubnym "obiektem westchnien" zwanym "maz". Napisalem to wszystko w "...", bo taka jest prawda. Znam to doskonale, bo niemalze identyczny schemat malzenstwa w odwrotnym ukladzie przerabialem u siebie. I to nie ze slubnym wrogiem w jednej osobie a z dwoma, bo z teciowa na doladke.
To co sie Tobie wydaje milosna sielanka pt malzenstwo Sp. z.o.o. jest niczym innnym jak bujda na resorach w brazylijskim wydaniu. Powiem Ci tak, Ty przyjelas oswiadczyny, wyszlas za maz nie za faceta/partnera tylko za jego wyobrazenie.
To czym Ciebie "karmi" maz jest niczym innym jak przemoca psychiczna i szantazem emocjonalnym. Czynami trudnymi do udowodnienia ale bez gadania karalnymi.
Tkwisz ewidentnie w toksycznym zwiazku, ktory byc moze jest schematycznie podobnym do mojego. Tego nie wiem i nie wiemy, bo o jego matce nic nie piszesz.
Facet jest wampirem energetycznym, potworem, ktory bez skrupułow i mrugniecia okiem gotow jest postawic wszystko na jedna karte, by bylo po jego mysli - zrobic z Ciebie - bez urazy - sz***te.
Czujesz sie nikim, totalnym bezuzytecznym zerem, beznadziejna dziewczyna, dla ktorej swiat jest czarna plama, ze nie spelniasz... tfu oczekiwan meza itd. Ale to nic innego jak Twoja toksycznie chora wizja siebie, ktora zaszczepil Ci nikt inny jak wlasnie... slubny maz.
Mi tez sie swego czasu wydawalo, ze jak to mozliwe zeby z wielkiej milosci uwienczonej koscielnym slubem wszystko, doslownie wszystko zniszczyc; zrownac rowno i dokladnie z ziemia i to nie po roku jak u Ciebie, ale po 9 miesiacach.
Okazuje sie ku wielkiemu zdumieniu, ze mozna a taktyka potrzebna do tego jest... banalnie prosta i nie wymagajaca zaawansowanej instrukcji obslugi. Praktycznie kazdy z Nas ja ma "zainstalowana" na swoim czterordzeniowym procesorze pod czuprynka.
Przeszedlem pieklo, przy ktorym Twoj temat to jeszcze nic, ale jedno wiem na pewno... Depresja, zalamanie psychiczne i dlugoletnia terapia psychologiczna czeka na Ciebie jesli nie zdecydujesz sie za wszelka cene wyrwac z tego zwiazku i zawalczyc O SIEBIE. Tylko i wylacznie o siebie.
bags nic dodać nić ująć. zgadzam się w całej rozściągłości wypowiedzi.
Bags mądrze prawi. Naprawde mądrze.
pisałas wcześniej "co ludzie powiedzą?" A nie martwi Cię to, że teraz pewnie plotkują o tym, jak to mąż źle Cię traktuje, a nie martwi Cię to jak będą obgadywać Twoje dzieci, jeżeli będziesz w małżeństwie z tym człowiekiem, jak będa je wytykac palcami, ze u nich zawsze są awantury, albo jak dopiero po urodzeniu dzieci się rozwiedziesz, też będziesz atakcją. Zatem uwierz mi teraz to nie będzie żadna atrakcja w porównaniu z tym co może się stać w przyszłości. skoro najbardziej martwią Cię takie głupoty to żadne rozsądne rady do Ciebie nie dotrą.
Witam serdecznie.
Dziś trafiłam na to forum po wstukaniu do wyszukiwarki hasła " szczeście w małżeństwie". Ukazał mi się temat forum "brak szcunku męża po roku małżeństwa" i poczułam , że uczucia zdezorientowanej są mi bardzo bliskie a słowa nocnej lampki tak prawdziwe i tak bardzo potrzebne mi w tej sytuacji w jakiej ja się obecnie znajduję.
Otóż moja historia jest podobna, z tym , że ja tkwię w takim związku od 19 lat!!!Piszę tkwię gdyż jestem w trakcie rozwodu , ale dalej mam wahania, stany depresyjne i najgorsze myśli.
Dlatego apeluję do ciebie Zdezorientowana !!! Zrób to teraz , póki jeszcze jesteś młoda, żebyś nie popełniła takiego błędu jak ja, nie ma co się oszukiwać on się nie zmieni, a ty powoli będziesz gasnąć i tracić wiarę w siebie , poczucie własnej wartości.
Ja oszukiwałam się tyle lat.Zawsze wiedziałam , że nie tak ma wyglądać małżeństwo.Bałam się reakcji rodziny, gdyż 90% tego co działo się w moim domu ukrywałam ze wstydu. Tkwiłam w związku z mężczyzną , który kochał mnie obsesyjną miłością, ale to były tylko puste słowa, które z czasem znienawidziłam i na te słowa zatykałam uszy i płakałam.NIe chcaiałam ich więcej słuchać , a słyszałam to 20-50- 100 razy na dzień.Mąż nigdy nie wypowiedział pełnym zdaniem do mnie słowa Kocham Cię, stosował skrót KO!!!, dokładnie KO!!!, i właśnie to KO!!! dla mnie nic nie znaczyło, mówił to od rana do wieczora, wypowiadająć przy tym moje imię, tzn robiąc sobierano kawę, powtarzał 5-10 razy KO!! siedząć na ubikacji KO!! goląc się KO!! leżąc na kanapie KO!! I tak przez cały dzień 100 razy KO!!!
I to wszystko co z siebie dał przez te lata.Ja byłam praczką , sprzątaczką, kucharką, z jego strony nic, naprawdę nic, nawet herbaty mi nie podał gdyż twierdził , że najlepszą herbatę robię ja!A poza tym zawsze słyszałam, że on nie może czegoś tam zrobić bo był w pracy, lub idzie do pracy.Dodam , że ja też pracuję zawodowo, za marne pieniądze jako kasjer bankowy.
Jest człowiekiem chamskim, wulgarnym, o prostackim zachowaniu.Nie będę tutaj dosłownie rozpisywać się co było jego ulubionym zajęciem prez cały dzień. Napiszę tylko , że wydawanie wszelkich odgłosów z każdego otworu ciała... Nie dbał o higienę osobistą. Zęby mył może raz na tydzień. Często dosłownie zwracałam mu uwagę , że w jego zębach jest zeszłoroczny karp( proszę wybaczyć za bezpośredniość)Nie dbał o dłonie, które były szorstkie i niedomyte, paznokcie u rąk i nóg nie poobcinane od miesięcy.
Kładąc się wieczorem do łóżka czułam odór z jego ust, zwracałam mu na to uwagę, że nie umył zębów na co słyszałam odpowiedź cytuję : "nie pier... że mi z ryja jedzie". Taką sielankę miałam od zawsze.W moim małżeństwie od początku nie było pożycia małżeńskiego .Dosłownie przez 19 lat odbyło się TO ! kilkanaście razy( z mojej strony była to niechęć do niego, gdyż jak można mieć pociąg do osoby , która przez cały dzień zachowuje się tak jak opisuję ), natomiast z jego strony ... żałosne, zawsze zastanawiałam się co jest fajnego w seksie i czym się tu zachwycać.Dodam , że mamy córkę,do ślubu szłam w 4 miesiącu ciąży , bogatsza może o marne doznania 2 zbliżeń intymnych z moim przyszłym mężem.Dziś jak to wspominam sobie to nie mieści mi się to wgłowie, ale miałam wtedy 20 lat, on był o 5 lat starszy, z czego byłam dumna, że niby taki doświadczony i do tego ten zawód : policjant!
Dziś wiem, że jego zawód to przekleństwo i miał duży wpływ na to jak wyglądało nasze małżeństwo.Miałam stopniowo robione pranie mózgu. To że sobie bez niego nie poradzę, bo mało zarabiam, to że jesteśmy na siebie skazani, to że nie mam wsparcia w rodzinie, to że najlepiej czas spędzamy razem ( spacerki z psami),że koledzy mu mnie zazdroszczą bo ma ładną żonę i nie może się mnie powstydzić, nie było spotkań ze znajomymi, wyjścia na zabawę, imprezę. Po ślubie oświadczył że na zabawy nie będziemy chodzić, bo on nie lubi tańczyć.Na imprezy nie bo on nie może się napić z powodów zdrowotnych. Żyliśmy tylko razem ja, on i jego chamskie zachowanie.
Nigdy nie powiadział naszej córce obecnie ma 18 lat , że ją kocha, że ładnie wygląda, czy że jest z niej dumny. Wręcz przeciwnie : zamknij ryj, wyłaź, po co ci to, nie przyjadę po ciebie, niczego w życiu nie osiągniesz itp.Zero wsparcia ojca. Córka strasznie się za niego wstydzi,nie miał żadnych zahamowań jeśli chodzi o wypowiedzi i o odgłosy o których wcześniej pisałam przy jej znajomych.Dziś mówi mi , że jak ja mogłam to wytrzymać przez tyle lat, jak mogłam tak żyć.Dodam że moja córka jest piękną zadbaną, kulturalną dziewczyną, kończy w tym oku liceum, zamierza zdawać na psychologię.
Wiele razy prosiłam go, zmień się , współpracuj, ja tego sama nie uciągnę, na co słyszałam jego odpowiedź :" Nie podoba ci się to się rozwiedź" Lub szantażował mnie i groził, że odbierze mi kartę do bankomatu ( mając świadomość że zarabia 3 razy więcej ode mnie)
No i nadszedł ten dzień, coś we mnie pękło !!! Zbierało sie to we mnie od dawna. Najpierw wyprowadziłam się z sypialni ( na podłogę do dużego pokoju )Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, wręcz przeciwnie poczuł się jeszcze bardziej pewny i zaczepiał słowami, że mam się określić co chcę, bo on sobie chce życie ułożyć i ma jakieś plany. Przez pierwszy miesiąc chojraczył! Był zbyt pewny siebie, gdyż przecież ja sobie bez niego nie poradzę!Ale stało się - złożyłam pozew o rozwód ! Od tego czasu jest piekło ! Zaczęło się znęcanie psychiczne! Choć to co było przed tym inaczej nie można chyba też nazwać.Na podłodze spałam do stycznia tego roku ( 8 miesięcy od wyprowadzki z sypialni )tymczasem mąż spał z dwoma psami na łóżku w sypialni , W grudniu za namową córki zgłosiłam w domu interwencję z powodu znęcania się psychicznego, odbyło się to tak jak wielokrotnie było to omawiane w tv, interwencja w domu policjanta, przyjeżdżają koledzy aż 4 osoby do 2 kobiet, zastraszaja mnie, mąż się ze mnie przy nich wyśmiewa i poniża, wychodzą razem, spisują razem notatkę.
Córka jest w szoku, płacze, " mamo ! co oni nam zrobili, jak mogli tak postąpić" Jestem bezsilna.
Jednak po tym coś się ruszyło; jesteśmy wzywane najpierw córka, za tydzień ja do dzielnicowego. Opowiadamy co się dzieje w domu.
Po dwóch dniach dzielnicowy do mnie dzwoni i mówi że jak najbardziej mogę to zgłosić do odpowiednich organów jako znęcanie się psychiczne co wiąże się z zawieszeniem jego w służbie.Ja się waham.Jednak po kilku dniach mąż zapewne ze strachu przed utratą pracy, jest blisko emerytury ( 25 lat pracy w policji)wyprowadza się z domu.
Drugą sprawę rozwodową mam za 2 miesiące, na pierwszej mąż nie zgodził się na rozwód bez orzekania i zarządał uznania mojej winy, gdyż w między czasie zaczełam się spotykać z innym mężczyzną, którego znałam wcześniej.
Zaznałam od niego bardzo dużo ciepła, bliskości uczucia i spokoju, jest zadbany, czysty, pachnący.Przeciwieństwo tego co miałam przez 19 lat.
I co ? Pomimo tego ma wahania, dalej!!! . Coraz większe!!!. Jest mi bardzo ciężko finansowo, potwierdza się to co miałam wpajane przez tyle lat , że nie dam sobie bez niego rady.Poza tym boję się zmian, mam poczucie winy, bardzo niską samoocenę.
Podobno jestem atrakcyjną kobietą, ale upokorzenia jakich doznałam przez tyle lat doprowadziły do tego że nie mam wiary w siebie i w swoje możliwości.Czasem mam takie momenty , że myślę iż najlepszym rozwiązaniem będzie wycofanie pozwu ( o czym moja córka nie chce myśleć) , innym razem próbuję wierzyć , że to się uda i to ma sens.
Nie wiem co robić, niby doszłam już tak daleko , ale strach przed tą sprawą i przed nieznanym jest większy.
Mam depresję, wiem o tym, i myśli takie jakich nie mogę wypowiedzieć...
Byłam 2 razy u psychologa, zaproponowała sesję spotkań, ale ze względu na pracę zawodową nie mogłam sobie na to pozwolić, a na prwatne wizyty po prostu mnie nie stać.
Potrzebują wsparcia.
Zdezorientowana_123 czytam co piszesz i caly arsenal nozy mi sie w kieszeni otwiera, bo dostalas juz jak na tacy wskazowki co i jak zrobic.
Ja rozumiem jeno doskonale, ze jestes "zauroczona", "zakochana" i "zafascynowana" swoim slubnym "obiektem westchnien" zwanym "maz". Napisalem to wszystko w "...", bo taka jest prawda. Znam to doskonale, bo niemalze identyczny schemat malzenstwa w odwrotnym ukladzie przerabialem u siebie. I to nie ze slubnym wrogiem w jednej osobie a z dwoma, bo z teciowa na doladke.
To co sie Tobie wydaje milosna sielanka pt malzenstwo Sp. z.o.o. jest niczym innnym jak bujda na resorach w brazylijskim wydaniu. Powiem Ci tak, Ty przyjelas oswiadczyny, wyszlas za maz nie za faceta/partnera tylko za jego wyobrazenie.To czym Ciebie "karmi" maz jest niczym innym jak przemoca psychiczna i szantazem emocjonalnym. Czynami trudnymi do udowodnienia ale bez gadania karalnymi.
Tkwisz ewidentnie w toksycznym zwiazku, ktory byc moze jest schematycznie podobnym do mojego. Tego nie wiem i nie wiemy, bo o jego matce nic nie piszesz.
Facet jest wampirem energetycznym, potworem, ktory bez skrupułow i mrugniecia okiem gotow jest postawic wszystko na jedna karte, by bylo po jego mysli - zrobic z Ciebie - bez urazy - sz***te.
Czujesz sie nikim, totalnym bezuzytecznym zerem, beznadziejna dziewczyna, dla ktorej swiat jest czarna plama, ze nie spelniasz... tfu oczekiwan meza itd. Ale to nic innego jak Twoja toksycznie chora wizja siebie, ktora zaszczepil Ci nikt inny jak wlasnie... slubny maz.Mi tez sie swego czasu wydawalo, ze jak to mozliwe zeby z wielkiej milosci uwienczonej koscielnym slubem wszystko, doslownie wszystko zniszczyc; zrownac rowno i dokladnie z ziemia i to nie po roku jak u Ciebie, ale po 9 miesiacach.
Okazuje sie ku wielkiemu zdumieniu, ze mozna a taktyka potrzebna do tego jest... banalnie prosta i nie wymagajaca zaawansowanej instrukcji obslugi. Praktycznie kazdy z Nas ja ma "zainstalowana" na swoim czterordzeniowym procesorze pod czuprynka.
Przeszedlem pieklo, przy ktorym Twoj temat to jeszcze nic, ale jedno wiem na pewno... Depresja, zalamanie psychiczne i dlugoletnia terapia psychologiczna czeka na Ciebie jesli nie zdecydujesz sie za wszelka cene wyrwac z tego zwiazku i zawalczyc O SIEBIE. Tylko i wylacznie o siebie.
Jeśli chodzi o jego matkę jest taka sama jak on. Przepraszam, powinnam powiedzieć, że on jest taki sam jak jego matka. Od samego początku naszego związku dokuczała mi najpierw "delikatnie" z czasem zaczęło być gorzej. Ale to jest bardzo długa historia. I wydaje mi się, że dużo w naszymz związku zepsuło się przez nią, zepsłula mi wesele... Ale jej ukochany syn tego nie widział tzn widział jak to się działo, mówił, że to przetrwamy i z nią porozmawia po ślubie, do dnia dzisiejszego nic na ten temat jej nie powiedział. Jak jedziemy do nich w niedzielę "na kawę" to ona się ze mną nawet nie przywita. On uważa, że to moja wina, ale nie umie wyjaśnić dlaczego. Jak widzę swoją teściową to wszystko w środku mi się trzęsie. Obgaduje mnie przy wszystkich, dowiaduje się tego potem, bo nikt jej nie lubi i strasznie mi współczują, bo strasznie o mnie mówi. Także to nie tylko mąż, ale też jego mamuśka. Podobnie jak u Ciebie. Wiem, że muszę się z tego uwolnić, tylko teraz jestem chyba za słaba...
pisałas wcześniej "co ludzie powiedzą?" A nie martwi Cię to, że teraz pewnie plotkują o tym, jak to mąż źle Cię traktuje, a nie martwi Cię to jak będą obgadywać Twoje dzieci, jeżeli będziesz w małżeństwie z tym człowiekiem, jak będa je wytykac palcami, ze u nich zawsze są awantury, albo jak dopiero po urodzeniu dzieci się rozwiedziesz, też będziesz atakcją. Zatem uwierz mi teraz to nie będzie żadna atrakcja w porównaniu z tym co może się stać w przyszłości. skoro najbardziej martwią Cię takie głupoty to żadne rozsądne rady do Ciebie nie dotrą.
Nie martwią mnie tylko te rzeczy. Tylko to są moje przemyślenia, ja już mam taki mętlik...
41 2013-04-12 16:23:15 Ostatnio edytowany przez bags (2013-04-12 16:38:29)
Jeśli chodzi o jego matkę jest taka sama jak on. Przepraszam, powinnam powiedzieć, że on jest taki sam jak jego matka. Od samego początku naszego związku dokuczała mi najpierw "delikatnie" z czasem zaczęło być gorzej. Ale to jest bardzo długa historia. I wydaje mi się, że dużo w naszymz związku zepsuło się przez nią, zepsłula mi wesele... Ale jej ukochany syn tego nie widział tzn widział jak to się działo, mówił, że to przetrwamy i z nią porozmawia po ślubie, do dnia dzisiejszego nic na ten temat jej nie powiedział. Jak jedziemy do nich w niedzielę "na kawę" to ona się ze mną nawet nie przywita. On uważa, że to moja wina, ale nie umie wyjaśnić dlaczego. Jak widzę swoją teściową to wszystko w środku mi się trzęsie. Obgaduje mnie przy wszystkich, dowiaduje się tego potem, bo nikt jej nie lubi i strasznie mi współczują, bo strasznie o mnie mówi. Także to nie tylko mąż, ale też jego mamuśka. Podobnie jak u Ciebie. Wiem, że muszę się z tego uwolnić, tylko teraz jestem chyba za słaba...
"Mamusia jest cacy i basta" a "synowych ja moge miec 5 ale syncia mam jednego! O!"
"Odcinamy pepowine czyli koniec problemow z tesciowa"; "Tesciowie... nieodcieta pepowina..." zalecam w trybie ekspresowym i na dzien dobry do terapii dla Ciebie watek "oczyszczenie" a zwlaszcza pierwszy post. Potem lektura "15 lat w klamstwie" Naszej forumowiczki Niekochanej72 itd...
Zwiewac musisz w podskokach i najwazniejsze nogami do przodu.
Nie gadaj mi zes slaba, bo ja sam sie sobie dziwilem, skad mialem sile zrobic to, co zrobilem broniac siebie - pisze w moim watku - wyrwac z tego "burdelu" za przeproszeniem i na dokladke przestudiowac cale to toksyczne zagadnienie. A dostepnosc do fachowych materialow i fachowcow mialem na wyciagniecie reki.
powtorze sie z innego watku:
Zapoznaj sie z tym: http://www.netkobiety.pl/t8107.html
Zaczne od tego, ze bez wzgledu na to, czy w Twoim zwiazku istnieje cos takiego jak wzajemna milosc i szacunek, to z cala stanowczoscia stwierdzam ,ze obu tych okreslen nie ma! Strata czasu by bylo szukanie ich nawet pod mikroskopem.
Tkwisz w czyms co sie nazywa toksycznym zwiazkiem, Ty jestes jego ofiara a Twoj partner bezdusznym i bezwzglednym szantazysta emocjonalnym i manipulantem do kwadratu. Mimo tego ze uwazasz tez i siebie za winna rozpadu zwiazku.
Znam ten schemat z wlasnej autopsji. Ale problem nie lezy w Tobie a w nim.
Wiesz dlaczego tak jest? Dlaczego uwazasz sie za winna?
Bo zerwanie uwazasz jak odstawienie narkotyku. Zrobilas niby blad, bo zerwalas z "nalogiem" - psycholog o takim odczuciu mowi tak:
Toksyczne związki są bardzo uzależniające, są jak narkotyk. Twoja separacja - o ile do niej dojdzie, nawet poprzez czasowe rozstanie - jest jak odwyk, a na odwyku brakuje Ci tego, co was uzależniło. Ponadto przez cały okres trwania związku Twoje życie było podporządkowane i zorganizowane wokół "szalejących" emocji Twojego partnera. Teraz brakuje Ci po prostu czynnika, który (paradoksalnie) nadawał Twojemu życiu kierunek. Teraz jest czas, żebyś rozpoczął swoje życie na nowo...
Otworz oczy dziewczyno i ogarnij sie zanim z milosci do niego zycie sobie odbierzesz, bedac tak zaslepiona tym jego wyimaginowanym uczuciem...
Ten Wasz zwiazek to fikcja, farsa do kwadratu a Ty -chyba - nie masz go za bozka na piedestale. Jesli tak - masakra!!!
Zanim zaczniesz analizowac swoj zwiazek i partnera, to musisz wziac pod uwage poza toksykiem jeszcze jedno, ze on stosuje wobec ciebie przemoc psychiczna - szantaz emocjonalny i manipulacje.
Jesli chcesz sie jakos z tego zwiazku uwolnic, to musisz nauczyc sie stawiac granice, mowic zdecydowanie i stanowczo NIE i nie wdawac sie w dyskusje - nawet poprzez sms - odpowiadajac zdawkowo. Stosowac technike ignorancji.
Bezsilnosc, idealizacja, poczucie odrzucenia, przyjmowanie na siebie winy za rozpad zwiazku, "spitolenia" pewnch spraw jest dzialaniem toksycznym, destrukcyjnym. Byc moze - swiadomie lub tez nie w takich relacjach byliscie.
Tego na pierwszy rzut oka nie idzie wyczuc jak i sam partner nie ma tej pelnej swiadomosci, ze jest toksykiem lub ma takowe zapedy. To jest objaw, ktory chyba najlepiej pasuje pod pojecie efektu odstawienia jak to ma miejsce z alkoholem czy narkotykami.
Nie jestesmy jedynymi - bo tez to przerabialem, ktorzy to przechodza i tak sie czuja czy tez to odczuwaja.
Odczucia zalamania, gorszej "jakosci" Naszej osobowosci, ktore sa oznaka stania na progu u drzwi zwanych depresja sa jej poczatkowym stadium. Z tym trzeba walczyc, by nie popasc w dlasze, negatywne w skutkach skrajnosci. Jak to mi ktos tu kiedys powiedzial "wyjdziesz z tego z twarza ale skopanym tylkiem", bo:
Toksyczny, oparty na uzależnieniu związek często się rozpada. Mężczyzna, albo nie mogąc znieść ciągłej dominacji kobiety i z chęci odzyskania kontroli nad własnym życiem, albo po tym, jak ją skutecznie upokorzył, odczuwając do niej niechęć i brak szacunku ? odchodzi. Inicjatorką rozstania bywa też kobieta, która nie może już dłużej wytrzymać zadawanych przez mężczyznę cierpień, rozczarowana tym, że jej całkowite poświęcenie się związkowi zostało niedocenione i że jej wysiłki, by partner się zmienił, nie przyniosły żadnych efektów.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że po takiej nauczce kobieta, dotknięta syndromem ?kochania za bardzo? zdrowieje - nie ma mężczyzny, to nie ma uzależnienia. Niestety, tak nie jest. Po pierwsze, gdy toksyczny związek się rozpada, cierpienie kobiety trwa nadal. Teraz dopiero przeżywa prawdziwe katusze. Na przemian odczuwa złość, wręcz nienawiść do swojego ex oraz tęsknotę, połączoną z nadzieją, że znowu będą razem. Jej życie znów przepełnia mężczyzna, choć nieobecny ciałem, to obecny duchem. Nie jest w stanie normalnie funkcjonować, odczuwać żadnej przyjemności, robić żadnych planów - wciąż myśli o nim. Często jej obsesja prowadzi do prób nawiązywania kontaktu, różnych rodzajów agresji, śledzenia go, niekiedy do błagalnych próśb o powrót. Jeśli mężczyzna wciąż jest od kobiety uzależniony, bywa, że po jakimś czasie rozłąki ponownie do siebie wracają i na nowo rozpoczynają swój toksyczny ?taniec?.
Jest też inny scenariusz ? kobieta, by przerwać swoje cierpienie, tworzy nowy związek. Niestety, jeśli nie zrozumiała swojego syndromu, to najprawdopodobniej znów w nim będzie ?kochać za bardzo? i uzależniać się od mężczyzny. Jej głód miłości wciąż przecież nie został zaspokojony, a lęk przed samotnością stłamszony. Nałóg rozwija się, tylko narkotyk zmienił swoją fizyczną postać.
Kobieta, która uświadomiła sobie swoje uzależnienie od mężczyzny, zrobiła już pierwszy krok. Pojęła, dlaczego tak naprawdę jest nieszczęśliwa i że droga do wyzdrowienia jest tylko jedna ? mozolna praca nad sobą. Mozolna i bardzo trudna, ponieważ gdy na nią wstąpi, co i raz dopadają ją wątpliwości, czy jest ona słuszna.
Zobacz, jak to jest - zaczynasz z kimś być i tak naprawdę od razu wiadomo z czym będzie problem. Czasami tylko wydaje nam się, że problem nie jest aż tak wielki, albo, że możemy go akceptować - zwłaszcza przez wzgląd na piękną resztę. A po czasie się okazuje, że to co było problemem na początku, jest nim wciąż po wielu latach...
zdezorientowana_123 napisał/a:Jeśli chodzi o jego matkę jest taka sama jak on. Przepraszam, powinnam powiedzieć, że on jest taki sam jak jego matka. Od samego początku naszego związku dokuczała mi najpierw "delikatnie" z czasem zaczęło być gorzej. Ale to jest bardzo długa historia. I wydaje mi się, że dużo w naszymz związku zepsuło się przez nią, zepsłula mi wesele... Ale jej ukochany syn tego nie widział tzn widział jak to się działo, mówił, że to przetrwamy i z nią porozmawia po ślubie, do dnia dzisiejszego nic na ten temat jej nie powiedział. Jak jedziemy do nich w niedzielę "na kawę" to ona się ze mną nawet nie przywita. On uważa, że to moja wina, ale nie umie wyjaśnić dlaczego. Jak widzę swoją teściową to wszystko w środku mi się trzęsie. Obgaduje mnie przy wszystkich, dowiaduje się tego potem, bo nikt jej nie lubi i strasznie mi współczują, bo strasznie o mnie mówi. Także to nie tylko mąż, ale też jego mamuśka. Podobnie jak u Ciebie. Wiem, że muszę się z tego uwolnić, tylko teraz jestem chyba za słaba...
"Mamusia jest cacy i basta" a "synowych ja moge miec 5 ale syncia mam jednego! O!"
"Odcinamy pepowine czyli koniec problemow z tesciowa"; "Tesciowie... nieodcieta pepowina..." zalecam w trybie ekspresowym i na dzien dobry do terapii dla Ciebie watek "oczyszczenie" a zwlaszcza pierwszy post. Potem lektura "15 lat w klamstwie" Naszej forumowiczki Niekochanej72 itd...
Zwiewac musisz w podskokach i najwazniejsze nogami do przodu.
Nie gadaj mi zes slaba, bo ja sam sie sobie dziwilem, skad mialem sile zrobic to, co zrobilem broniac siebie - pisze w moim watku - wyrwac z tego "burdelu" za przeproszeniem i na dokladke przestudiowac cale to toksyczne zagadnienie. A dostepnosc do fachowych materialow i fachowcow mialem na wyciagniecie reki.
Na pewno wszystko przestudiuje.. Dzięki wielkie !
Saaraa napisał/a:to może niech go tata weźmie na poważną męską rozmowe....
Wolę, żeby tata nic nie wiedział co jest tak na prawdę między nami. bo mogłoby się to źle skończyć.
Błąd! Błąd! Włąśnie może tego trzeba, żeby mu facet coś wytłumaczył. Dosadnie.
zdezorientowana, bardzo Ci wspolczuje. nie ma na co czekac. chyba ze na jego zdrade, bo to tylko kwestia czasu. chcesz tego? zapewniam Cie, ze nie chcesz. przezylam to na wlasnej skorze. ten facet Cie juz nie kocha, trzeba spojrzec prawdzie w oczy. pozyjcie troche bez siebie, oczywiscie jest malzenstwo, skoro tak wazne dla Ciebie, to daj szanse sobie i jemu to naprawic. wyprowadz go z TWOJEGO domu, niech twoj tata z nim porozmawia, w koncu twoj maz jest juz rodzina, i twoj tata ma do tego prawo.
zrob cos z tym w koncu
i wcale nie jestes za slaba.
tylko myslisz, ze jestes
nawet nie wiesz, ile czlowiek potrafi zniesc....
o wiele wiecej niz rozwod czy rozstanie przez meza, ktory jest nim tylko na papierze...
pozdrawiam
Skoro mama Tobie mowi ze zle postepujesz pozwalajac mu na to wszystko to na co Ty jeszcze czekasz?
Wystaw go za drzwi zloz wniosek o rozwod z jego winy
Nie trzymaj sie go jakby to byl jedyny facet na swiecie
nie czytałam wszystkich odpowiedzi. odpowiadam na pierwszy post
ale jeśli on nie chciał ślubu, jeśli żałuje, jeśli mnie nie szanuje to czemu nie odchodzi?
jak to dlaczego ?
dlatego że jemu jest wygodnie tutaj gdzie jest.
napisałas że dziękował Tobie i mamie za to że mógł się wyrwać.
on po prostu nie chce wracać tam skąd przyszedł.
dla wygody własnej d*py.
przykro mi taka prawda.
i widzi że może sobie pozwalać na takie traktowanie Ciebie, bo sama na to pozwalasz..powinnaś dawno go wyrzucić za drzwi.
czasem nie wyobrażamy sobie życia bez pewnych osób czy rzeczy, jednak jeśli kogoś lub coś tracimy czy rezygnujemy, okazuje się że doskonale potrafimy sobie radzić i w takiej sytuacji.
Tego, co opisujesz, boją się zazwyczaj pary, które planują ślub - zmiany w zachowaniu partnera. Podejrzewam, że zdarza się to dość często, a sygnały, że taka zmiana zajdzie, występują już na etapie chodzenia. Trzeba bacznie obserwować drugą osobę i dobrze ją poznać. Nie wiem, co powinnaś w tej sytuacji zrobić. Powiem, co ja bym zrobiła. Zostawiłabym takiego męża w tej minucie, w której powiedział coś złego na mój temat lub odnośnie moich rodziców. Radykalnie. Przerwa w związku. Wyprowadza się. Niech się zastanowi nad sobą i obieca poprawę. Niech się postara, pójdzie do psychologa, cokolwiek. Jeśli nic nie zrobisz - sytuacja pogorszy się. Na pewno mąż nie zmieni się z własnej woli, potrzebny mu impuls od Ciebie.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
Tego, co opisujesz, boją się zazwyczaj pary, które planują ślub - zmiany w zachowaniu partnera. Podejrzewam, że zdarza się to dość często, a sygnały, że taka zmiana zajdzie, występują już na etapie chodzenia. Trzeba bacznie obserwować drugą osobę i dobrze ją poznać. Nie wiem, co powinnaś w tej sytuacji zrobić. Powiem, co ja bym zrobiła. Zostawiłabym takiego męża w tej minucie, w której powiedział coś złego na mój temat lub odnośnie moich rodziców. Radykalnie. Przerwa w związku. Wyprowadza się. Niech się zastanowi nad sobą i obieca poprawę. Niech się postara, pójdzie do psychologa, cokolwiek. Jeśli nic nie zrobisz - sytuacja pogorszy się. Na pewno mąż nie zmieni się z własnej woli, potrzebny mu impuls od Ciebie.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
My mieszkaliśmy razem ponad rok przed ślubem, ale i tak nic nie zauważyłam, może też nie chciałam widzieć...
Też tak myśle, żeby się wyprowadził na jakiś czas i zobaczymy jak to będzie, może lepiej niż razem. Nie chce tak jak większość pisze od razu iść do sądu z pozwem, dla mnie to by było poddanie się. Jeśli nie będzie mu już zależeć to nie wróci i się rozstaniemy, ale zawsze trzeba próbować, a nie przekreślać wszystko, ale dać szansę na zmianę.
ja mialam tak jak ty w sumie wciaz mam tyle ze moj maz nie ubliza mojej rodzinie ale tez wierz jmi oni zadko sie zmieniaja ja tez zastanawiam sie nad rozstaniem bo juz nie daje rady a jestesmy ponad 2 lata p o slubie i mam 7 miesiecznego syna wiec jedno ci radze uciekaj z tego zwiazku puki mozesz potem jeszcze bardziej bedziesz to odwlekac
Wstyd sie przyznać, ale znoszę przemoc ze strony męża od 16 lat. Zaczęło się od krzyków, ubliżania, popychania az w końcu mnie uderzył. Nie godziłam się na to, aby imprezował z kolegami. potem doszły takie rzeczy jak: izolowanie od koleżanek i rodziny, kontrolowanie komórki, spisywanie moich kontaktów, podejrzewanie o zdradę, ukrywanie pieniędzy, kupno i sprzedaż auta bez mojej wiedzy i zgody, zabieranie kluczyków do auta, zakaz korzystania z niego ( podczas gdy są 2 auta), przechwytywanie mojej korespondencji, zabieranie moich rzeczy ( kilka dni nie miałam co ubrać, musiałam pozyczyć ciuchy), wyłączanie telewizora i światła w pokoju, zabieranie pilota a w końcu wyniesienie telewizora z pokoju, wyniesienie z domu radia, zamykanie drzwi od domu ( czasami muszę nocować u rodziny) gdy nie chcę go słuchać wciska palce w moje policzki, wykręca mi nos mówiąc że wcale nie jesteś taka piękna, itd. itp. Koszmar!!! jestem u kresu sił. Mam 2 dzieci ( 18 i 15 lat). Dzieci są zmanipulowane przez niego, traktują mnie jak trędowatą, bo ja zgłaszam te rzeczy na policję, założyłam niebieska kartę i o to sa na mnie złe. jestem tak strasznie samotna i sama z tym problemem, że nie daje juz rady. Jednego dnia wydaje mi sie że jestem już gotowa aby złożyć zawiadomienie o znęcaniu się, a za chwilę boję sie tego wszystkiego, nie wiem czy sobie poradzę.
Czy ktoś ma podobną sytuację? Jak to przeżyć?
Wstyd sie przyznać, ale znoszę przemoc ze strony męża od 16 lat. Zaczęło się od krzyków, ubliżania, popychania az w końcu mnie uderzył. Nie godziłam się na to, aby imprezował z kolegami. potem doszły takie rzeczy jak: izolowanie od koleżanek i rodziny, kontrolowanie komórki, spisywanie moich kontaktów, podejrzewanie o zdradę, ukrywanie pieniędzy, kupno i sprzedaż auta bez mojej wiedzy i zgody, zabieranie kluczyków do auta, zakaz korzystania z niego ( podczas gdy są 2 auta), przechwytywanie mojej korespondencji, zabieranie moich rzeczy ( kilka dni nie miałam co ubrać, musiałam pozyczyć ciuchy), wyłączanie telewizora i światła w pokoju, zabieranie pilota a w końcu wyniesienie telewizora z pokoju, wyniesienie z domu radia, zamykanie drzwi od domu ( czasami muszę nocować u rodziny) gdy nie chcę go słuchać wciska palce w moje policzki, wykręca mi nos mówiąc że wcale nie jesteś taka piękna, itd. itp. Koszmar!!! jestem u kresu sił. Mam 2 dzieci ( 18 i 15 lat). Dzieci są zmanipulowane przez niego, traktują mnie jak trędowatą, bo ja zgłaszam te rzeczy na policję, założyłam niebieska kartę i o to sa na mnie złe. jestem tak strasznie samotna i sama z tym problemem, że nie daje juz rady. Jednego dnia wydaje mi sie że jestem już gotowa aby złożyć zawiadomienie o znęcaniu się, a za chwilę boję sie tego wszystkiego, nie wiem czy sobie poradzę.
Czy ktoś ma podobną sytuację? Jak to przeżyć?
Ja mialam podobna sytuacje,dzisiaj jestem juz po rozwodzie i jedno czego zaluje to tego ,ze nie podalam o rozwod 20 lat wczesniej.Moje dzieci staly i stoja za mna murem wiec mi bylo latwiej podjac taka decyzje.Tez sie balam,tez bilam z myslami i tez przecierpialam swoje.W tej chwili zyje spokojnie i zalatwiam jeszcze ostatnie sprawy zwiazane z tym nieszczesnym malzenstwem.I tak bardzo dlugo to znosilam,za dlugo.Ale mysle ze zawsze jest czas i pora na odmiane swojego zycia.Nie namawiam Cie do podjecia radykalnych krokow bo do tego trzeba dojrzec,musisz sama o tym zdecydowac,mnie zajelo to 2 lata ale nie zaluje.Bywa ciezko ale z kazdym dniem jest lepiej.Jak bedziesz musiala to sobie poradzisz nie ma innej opcji.Zycze duzo sily i odwagi.