Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację.. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 93 ]

Temat: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Proszę o poradę, może jakieś argumenty mnie przekonają w końcu.
Jesteśmy małżeństwem, oboje mamy po 33 lata. Mamy 1,5 roczne dziecko. Jesteśmy razem już prawie 10 lat.
Często się kłócimy.
Właśnie jedna z tych kłótni trwa. Od zeszłej soboty (dziś czwartek więc szósty dzień) i nie potrafimy się dogadać.
Utknęliśmy na następującym problemie.
Moje podejście: jeśli się pokłócimy to staram się opamiętać i jak najszybciej porozmawiać, zamknąć temat i cieszyć się życiem. Najchętniej wprowadziłabym zasadę: nie zasypiamy w gniewie. Jeśli nie potrafię się dogadać to proponuję rozwiązania w których ja ustąpię trochę on trochę i spotkamy się w połowie drogi. Cierpię jeśli są ciche dni, czuję się odtrącona jeśli nagle w trakcie dyskusji on uznaje że ma mnie dość i nie będzie ze mną gadał.
Jego podejście: jeśli się pokłócimy i on jest zły to nie chce ze mną rozmawiać. Czasem trwa to chwilę, czasem kilka dni, niestety czasem długie tygodnie.
On ma do mnie pretensje że łażę za nim i proszę o rozmowę kiedy on nie ma na to ochoty, ja mam do niego pretensje że jemu nie zależy jak najszybciej rozwiązać sytuacji, że marnuje tak wiele czasu i okazji typu święta, urodziny itp. z powodu kłótni o pierdoły którą można by wyjaśnić rozmową.
Ostatnio zaproponowałam kompromis na zasadzie: ja nie będę za tobą łazić i dam ci tyle czasu ile będziesz chciał jeśli pokłócimy się w zwykły dzień tzn. nie stracimy przez to jakichś wydarzeń w stylu wspólny wypad, urodziny, wakacje, święta ale jeśli właśnie pokłócimy się tak że ma nam to zepsuć coś ważnego to ty odpuścisz i porozmawiasz ze mną aby uratować te chwile.
W sobotę właśnie pokłóciliśmy a mieliśmy wychodzić na urodziny. Chodziłam za nim najpierw prosiłam o rozmowę ale kiedy on odmawiał to domagałam się że przecież mi to obiecał. W końcu nie pogadaliśmy, na imprezie byliśmy wściekli na siebie, do dzisiaj nie potrafimy się dogadać bo on twierdzi że nie pogadał ze mną bo chodziłam za nim i nie dałam mu czasu na ochłonięcie. Ja znowu twierdzę że w tej sytuacji powinien postarać się i pogadać mimo złości bo tak się umawialiśmy. On mówi że to z mojej strony tyrania i on nie będzie ze mną gadał tylko dlatego że ja tego chcę i mówi że jeśli dalej chcę z nim być to ma być tak że nie będę nalegała na rozmowę, moge tylko grzecznie zapytać czy ma ochotę a on może się nie zgodzić bo chce ochłonąć ale nie jest w stanie określić czy będzie to trwało 15 minut czy 3 dni. Będzie się starał ale nie mam prawa mieć pretensji jeśli mu nie wyjdzie. I nie mam prawa domagać się tej rozmowy.
Ja znowu twierdzę że dla mnie to czekanie też jest ciężkie i ustąpię w sytuacjach dnia powszedniego ale chcę aby to on ustąpił w sytuacjach "odświętnych". Jego propozycja wydaje mi się niesprawiedliwa ponieważ uwzględnia tylko jego uczucia. Poza tym daje sobie furtkę może pogada, może nie.
Gubię się już. To nie jedyny problem między nami, dochodzą wulgaryzmy, krzyki itp. Zaczyna brakować mi sił. Proszę o poradę jak Wy to oceniacie. Kto ma rację? I czy jest jakieś rozwiązanie?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Nie mogę zedytować posta. Dodam jeszcze że jak mąż przestaje rozmawiać to nie robi tego słowami "Nie potrafię teraz rozmawiać bo jestem zły, daj mi chwilę, jak ochłonę to pogadamy" chociaż wiele razy go o to prosiłam. On robi to tak że po prostu wychodzi albo mówi że nie chce mu się ze mną gadać, że jest zajęty, że mam się odwalić, że ogląda film, że nie będzie po mojemu, że mogłam pomyśleć wcześniej itp.

3

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

a sprobuj odwrocic kolo? poklocicie sie, nie laz za nim, a jak on bedzie chcial pogadac, powiedz, ze dzis jestes zajeta bo masz inne plany?

4

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

on to uszanuje, a to tylko wydłuży okres trwania kłótni. poza tym nie chcę robić czegoś o co mam do niego pretensje.
dodatkowo jest między nami tak źle że pojawia się temat rozwodu. nie ma czasu na próbę. chciałabym tylko wiedzieć czy waszym zdaniem mam obstawać przy swoim czy ustąpić i zdać się na jego łaskę/niełaskę i zaakceptować zepsute święta przez kłótnie o pierdoły

5 Ostatnio edytowany przez ban (2013-02-01 10:54:56)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
violet30 napisał/a:

Moje podejście: jeśli się pokłócimy to staram się opamiętać i jak najszybciej porozmawiać, zamknąć temat i cieszyć się życiem. Najchętniej wprowadziłabym zasadę: nie zasypiamy w gniewie. Jeśli nie potrafię się dogadać to proponuję rozwiązania w których ja ustąpię trochę on trochę i spotkamy się w połowie drogi. Cierpię jeśli są ciche dni, czuję się odtrącona jeśli nagle w trakcie dyskusji on uznaje że ma mnie dość i nie będzie ze mną gadał.

Czasami trzeba zasypiać w gniewie. Nie podoba mi się ta zasada, ani tym bardziej godzenie się seksem.



Jego podejście: jeśli się pokłócimy i on jest zły to nie chce ze mną rozmawiać. Czasem trwa to chwilę, czasem kilka dni, niestety czasem długie tygodnie.

Taki typ i nic na to nie poradzisz. Tak już będzie zawsze. Nie zmienisz go. Trzeba nauczyć się z tym żyć. Ewentualnie możesz zakończyć ten związek, ale to pewnie nie wchodzi w grę.


On ma do mnie pretensje że łażę za nim i proszę o rozmowę kiedy on nie ma na to ochoty, ja mam do niego pretensje że jemu nie zależy jak najszybciej rozwiązać sytuacji, że marnuje tak wiele czasu i okazji typu święta, urodziny itp. z powodu kłótni o pierdoły którą można by wyjaśnić rozmową.

Nie łaź za nim. Nie miej pretensji do niego.



Ostatnio zaproponowałam kompromis na zasadzie: ja nie będę za tobą łazić i dam ci tyle czasu ile będziesz chciał jeśli pokłócimy się w zwykły dzień tzn. nie stracimy przez to jakichś wydarzeń w stylu wspólny wypad, urodziny, wakacje, święta ale jeśli właśnie pokłócimy się tak że ma nam to zepsuć coś ważnego to ty odpuścisz i porozmawiasz ze mną aby uratować te chwile. W sobotę właśnie pokłóciliśmy a mieliśmy wychodzić na urodziny.

Trzeba było iść na urodziny samej, albo na czas urodzin zawiesić broń o ile oboje tego chcecie.


Chodziłam za nim najpierw prosiłam o rozmowę ale kiedy on odmawiał

Nie proś o rozmowę. Rób swoje. Nie gniewaj się na niego.


Gubię się już. To nie jedyny problem między nami, dochodzą wulgaryzmy, krzyki itp. Zaczyna brakować mi sił. Proszę o poradę jak Wy to oceniacie. Kto ma rację? I czy jest jakieś rozwiązanie?

Rozwiązaniem mogą być 34 kroki (tzw metoda 180 stopni) tutaj na forum. Jak obrzucasz go wulgaryzmami, krzykami to robisz bardzo źle. Niezależnie od jego postępowania, jeśli na niego krzyczysz, używasz wulgaryzmów, to robisz źle, rozwalasz związek, zamykasz drogi komunikacji. Moja żona też nie jest łatwa, ale takich granic nie przekracza, bo mogłoby się to źle skończyć. Podsumowując -- przestań generować zło i zobaczymy co dalej.


A tak konkretnie o co się kłócicie? Że ktoś wypił mleko, czy że komornik za chwilę przyjdzie, czy kto ma przebrać dziecku pieluchę, czy że jest brudno, czy który kanał TV oglądać? Z tego co napisałaś powyżej to kłócicie się głównie o to jak się kłócić...

6

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Mój mąż, żebyśmy nie wiem jak się pożarli, poszli spać wściekli bez rozwiązanego problemu, na drugi dzień zachowuje się jak gdyby nigdy nic.
Cholera tak źle i tak niedobrze.

Violet czy między wami jest jeszcze jakieś uczucie? Wiesz, jak komuś zależy na drugiej osobie to powinien sie postarać a nie tylko stawiac warunki.

7

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Rozumiem męża Violet, ja po kłótni muszę pobyć sama, muszę ochłonąć, a takie chodzenie i proszenie jeszcze bardziej mnie denerwuje. Moj mąż już wie, że musi poczekać aż mi przejdzie, zaczyna rozmowę od głupot a potem na spokojnie rozmawiamy o problemie. 
Violet uszanuj uczucia męża, daj mu ochłonąć.

8

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet
kazdy ma prawo na zdystansowanie sie do kłotni,moze ja przerwac np wychodzac na spacer,do drugiego pokoju itp.
Jednak przedłuzanie tego w dni i tygodnie jest odrzucaniem konfrontacji o zaistniałym konflikcie.Takie zachowanie jest  zaliczane do przemocy psychicznej,dotyczy ona rowniez odmawy uczuc, chłodu emocjonalnego krzyków ,wyzwisk ,zawstydzania,ponizania,grozenia,narzucania własnych pogladów i wiele innych.
Nie dziwie sie Twojej frustracji ,zycie w przemocy jest destrukcyjne.

9

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
violet30 napisał/a:

on to uszanuje, a to tylko wydłuży okres trwania kłótni. poza tym nie chcę robić czegoś o co mam do niego pretensje.
dodatkowo jest między nami tak źle że pojawia się temat rozwodu. nie ma czasu na próbę. chciałabym tylko wiedzieć czy waszym zdaniem mam obstawać przy swoim czy ustąpić i zdać się na jego łaskę/niełaskę i zaakceptować zepsute święta przez kłótnie o pierdoły

Nie radze akceptowac sutuacji ,w ktorej zle sie czujesz i i cierpisz.
mas prawo czuc sie zle i domagac sie rozmowy.Oczywiscie jesli Ty chodzisz i prosisz ,a on odrzuca te mozliwosc to nie jest normalna sutucja .Napisała o tym powyzej.Radze tez sie zdystansowac do błagania go zeby sie odezwał.Wiem jak sie czuje ktos kto zostaje odrzucony w taki sposób.Ale lepiej dac spokoj niz przechodzic katusze z uczciem odrzucenia.

10

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Odnośnie krzyków i wyzwisk to nie ja to robię tylko on. Przyznaję, że czasem w nerwach zdarzy mi się ale szybko się opamiętuję i potrafię przeprosić. Natomiast on to robi nagminnie i z reguły nawet nie przeprasza ponieważ uważa że to ja go prowokuję i jak przestanę go denerwować to on przestanie krzyczeć.
Dla mnie naturalne jest porozmawiać jak najszybciej. Ale staram się zrozumieć też że on nie potrafi/nie chce. Stąd moje rozwiązanie że dostanie potrzebny mu czas w większości przypadków, ale w sytuacjach wyjątkowych chciałabym ja dostać potrzebną mi rozmowę. Wg mnie sprawiedliwe. Wg niego nie.
A mnie boli po prostu fakt że tracimy tak wiele. Na przykład pokłóciliśmy się ostatnio przed świętami wielkanocnymi (dzień przed). Nie chciał ze mną rozmawiać wieczorem, rano też nie. Odpuścić też nie chciał. W efekcie olał naszykowane przeze mnie śniadanie i naszykował sobie drugie, zjadł gapiąc się w tv. A ja beczałam ponieważ bolało mnie że tylko mi zależy na tym aby uratować te święta a on ma to głęboko. Poza tym mamy dziecko, na razie małe, ale z czasem zacznie ono zauważać co się dzieje. Nie chcę aby było świadkiem takich sytuacji. Nie chcę aby było świadkiem krzyków i wulgaryzmów.
Poza tym tak jak mówię, może łatwiej byłoby mi odpuścić gdybym usłyszała spokojny komunikat o tym ze potrzebuje czasu i pogadamy jak ochłonie. Kiedy słyszę że nie mamy o czym gadać, że nie będziemy nic wyjaśniać lub że miałam pomyśleć wcześniej to najzwyczajniej w świecie się wściekam.
A o co się kłócimy? O różne rzeczy, np. ostatnio poszło o zwrócenie uwagi. A raczej sposób jej zwrócenia. Zezłościł się na mnie że zapomniałam wyrzucić pieluszek z pokoju dziecięcego. A mnie zabolało w jaki sposób mi to powiedział, poczułam się opierdzielona. No i kłótnia gotowa. Nawrzucaliśmy sobie nawzajem. Potem poszłam pogadać i wyjaśniłam że po prostu o tych pieluszkach nie pomyślałam no to w odpowiedzi usłyszałam czy ja jestem taką tępą idiotką że nie potrafię pomyśleć.

11

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Kochan to zwykła przemoc psychiczna.Zrob cos z tym dopoki masz siłe

http://www.pracuj.pl/mama-w-pracy-przemoc-psychiczna-jak-sie-przed-nia-bronic.htm#top

12

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Hej violet30,
Ostatni Twoj post jest dosc "stary", przypadkiem znalazlam Twoje posty i oczom nie moglam uwierzyc, wypisz wymaluj moja sytuacja.
Jesli tu czasem zagladasz, napisz czy udalo Ci/Wam sie uporac z wybuchami i cichymi dniami?
Porady dostawalas super, czy ktores szczegolnie sie sprawdzily?

13

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Niestety wielu mężczyzn nie uznaje że kłótnię trzeba zakończyć rozwiązaniem problemu. Dla nich kłótnia to jak wstęp, zapowiada jaki jest problem, a potem trzeba się rozejść do swoich narożników, uszykować argumenty i wrócić na ring. Sam fakt, że on chce ochłonąć jest dobry-nie warto drzeć się na siebie w gniewie, bo im dłużej to trwa tym logiki w tym mniej. Ja rozumiem ,że nie chcesz niepogodzona trwać w sytuacji konfliktu. Mój mąż też chce ochłonąć, ale mi to mówi "Sorry,ale teraz to już jestem zły i nie sądzę żebyśmy się dogadali, porozmawiamy potem"- ciąg dalszy po połowie dnia, zwykle niewiele więcej ma mi do powiedzenia, ale ja dążę by rozwiązać problem i się pogodzić. Mój nigdy nie krzyczy, ani nie klnie, nie mówiąc o nazywaniu "idiotką".
Obawiam się, że Twój mąż ma bardzo wysokie poczucie własnej wartości i zlewa jak Wasze konflikty odbijają się na związku, wkońcu on i tak sobie poradzi-z Twoją pomocą lub bez (jak z tym śniadaniem).
Powinnaś mu pokazać, że zlewając psuje to co możecie fajnego przeżywać, zostaw go czasem samego, jak się obraził, lub nie chce dalej rozmawiać ,to nie siedź i nie płacz, tylko idź z dzieckiem na lody, Tobie to humor poprawi, a on niech poczuje że zostaje na marginesie. Nie wychodź "w pół drogi" bo to mu ewidentnie niepotrzebne, rozmawiać nie chce, pogodzić się też nie, więc spróbuj przez jakiś czas ustawić go "do kąta", po kłótni kiedy już padnie "nie chce mi się gadać" nim usłyszysz kolejne rozwścieczające Cię stwierdzenia wyjdź z domu z dzieckiem- zakupy, spacer, deser w kawiarence. Może jak odczuje, że on jednak CHCE być częścią tego związku, nie zlewaną, nie ignorowaną, to trochę pomyśli o swoim zachowaniu...
A kiedyś i tak powinnaś go ostrzec, że z krzykiem i wulgaryzmami to nie ten adres - tak się faktycznie zaczyna przemoc psychiczna, musisz być czujna.

14

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Stanka1 napisał/a:

Niestety wielu mężczyzn nie uznaje że kłótnię trzeba zakończyć rozwiązaniem problemu...
Twój mąż ma bardzo wysokie poczucie własnej wartości i zlewa jak Wasze konflikty odbijają się na związku...
...kiedyś i tak powinnaś go ostrzec, że z krzykiem i wulgaryzmami to nie ten adres - tak się faktycznie zaczyna przemoc psychiczna, musisz być czujna.

Mądre słowa... Ciekawe jak potoczyły się dalsze losy związku Autorki wątku...?
Ja dodałbym od siebie lekkie ...rozszerzenie: "Niestety wiele kobiet nie uznaje że kłótnię trzeba zakończyć rozwiązaniem problemu..." Wiele, aczkolwiek miałem wątpliwą przyjemność z jedną tego typu kobietą być w związku. I w zasadzie w opisach zachowań małżonka Autorki widzę analogię. Cóż, jestem osobą wyjątkowo spokojną i stroniącą od awantur, kłótni i agresywnych zachowań - takie zdarzenia miały miejsce w zasadzie prawie co dnia. Wszczynane przez małżonkę. Problem, powód, pretekst zawsze się znalazł, a ranga jego zazwyczaj była żadna... Moje wszystkie próby uświadomienia, że sa ważniejsze sprawy niż pierdoły i szkoda życia na kłótnie, że w taki sposób "nas" wyniszcza - skutkowały zazwyczaj obciążaniem mnie za sytuacje (przeze mnie...) Szkoda słów. Lekceważenie, brak szacunku - to było na porządku dziennym. Nie godziłem się na takie relacje i po niespełna roku doszło do rozstania... Miałem dość. Wcześniej byłem w wieloletnich związkach, w których nawet cienia j.w. wspomnianych zachowań nie było. Miałem porównanie...
To, co napisałem na wstępie, że "wiele kobiet..." - to uogólnienie, ale tylko na podstawie różnych ludzkich historii. Myślę, że takie zachowania (kłótliwość, brak szacunku dla partnera/partnerki, słowna agresja, czepliwość itp. itd.) występują bardzo często i bez względu na płeć... I zaryzykuje tu tezę, że nie wywodzi sie to w prostej linii z zasugerowanego "bardzo wysokiego poczucia własnej wartości", bo moim zdanie wręcz przeciwnie: kompleksy i poczucie niskiej wartości takie osoby rekompensują sobie odreagowywaniem na kimś bliskim, niszcząc psychicznie, kopiąc słownie...
Wiem, że są jednostki, które w takim przemocowym, toksycznym związku potrafią funkcjonować, czy to z desperacji czy wygody (mimo wszystko) czy mając wyjątkową odporność. Ja nie potrafiłem i szkoda mi byłoby życia na codzienne "szarpanie się", nerwy i obecność kogoś, kto mnie nie szanuje i jednocześnie wyniszcza...

15

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
XCL napisał/a:

Mądre słowa... Ciekawe jak potoczyły się dalsze losy związku Autorki wątku...?
Ja dodałbym od siebie lekkie ...rozszerzenie: "Niestety wiele kobiet nie uznaje że kłótnię trzeba zakończyć rozwiązaniem problemu..." Wiele, aczkolwiek miałem wątpliwą przyjemność z jedną tego typu kobietą być w związku. I w zasadzie w opisach zachowań małżonka Autorki widzę analogię. Cóż, jestem osobą wyjątkowo spokojną i stroniącą od awantur, kłótni i agresywnych zachowań - takie zdarzenia miały miejsce w zasadzie prawie co dnia. Wszczynane przez małżonkę. Problem, powód, pretekst zawsze się znalazł, a ranga jego zazwyczaj była żadna... Moje wszystkie próby uświadomienia, że sa ważniejsze sprawy niż pierdoły i szkoda życia na kłótnie, że w taki sposób "nas" wyniszcza - skutkowały zazwyczaj obciążaniem mnie za sytuacje (przeze mnie...) Szkoda słów. Lekceważenie, brak szacunku - to było na porządku dziennym. Nie godziłem się na takie relacje i po niespełna roku doszło do rozstania... Miałem dość. Wcześniej byłem w wieloletnich związkach, w których nawet cienia j.w. wspomnianych zachowań nie było. Miałem porównanie...
To, co napisałem na wstępie, że "wiele kobiet..." - to uogólnienie, ale tylko na podstawie różnych ludzkich historii. Myślę, że takie zachowania (kłótliwość, brak szacunku dla partnera/partnerki, słowna agresja, czepliwość itp. itd.) występują bardzo często i bez względu na płeć... I zaryzykuje tu tezę, że nie wywodzi sie to w prostej linii z zasugerowanego "bardzo wysokiego poczucia własnej wartości", bo moim zdanie wręcz przeciwnie: kompleksy i poczucie niskiej wartości takie osoby rekompensują sobie odreagowywaniem na kimś bliskim, niszcząc psychicznie, kopiąc słownie...
Wiem, że są jednostki, które w takim przemocowym, toksycznym związku potrafią funkcjonować, czy to z desperacji czy wygody (mimo wszystko) czy mając wyjątkową odporność. Ja nie potrafiłem i szkoda mi byłoby życia na codzienne "szarpanie się", nerwy i obecność kogoś, kto mnie nie szanuje i jednocześnie wyniszcza...

Pełna zgoda. Te osoby zakrywają tym swoje kompleksy. Jest to idealne pokazanie czym jest arogancja, a czym brak pewności siebie i że jedno z nich obarczone jest pokazywaniem dużego braku szacunku. A to w wywoływaniu kłótni i obrażania jest standard.

16

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Zakladam, ze jest zdrowa cisza na ochloniecie i ta destrukcyjna. Jakby mi moj facet mowil "nie chce rozmawiac, musze ochlonac", to jest ok. Niestety, u mnie to troche jak opisywala violet. Najpierw robi sie nerwowo, wybucha klotnia, dosc szybko zaczynaja leciec obelgi a potem (bez wzgledu kto zaczal... z reguly to moja wina) mam sesje cichych dni. Tak jak violet, dla mnie ciche dni to strata czasu i dziecinada, wiec ja chodzilam i sie prosilam i bylam odtracana. Juz tak nie chodze i nie prosze sie bo to ma odwrotny skutek... ucze sie szanowac swoje uczucia i nie dawac wciagac sie w manipulacje. Niestety jest mi trudno jak milczenie trwa kilka dni. Staram zajac sie soba ale sa sytuacje gdzie trzeba cos ustalic, o cos sie zapytac, podjac jakas decyzje i jest to strasznie frustrujace jak facet totalnie wszystko olewa.
Bardzo bym chciala wiedziec jak sie potoczyla historia violet.

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Nie uważam, aby długotrwałe milczenie było dobrym rozwiązaniem. Oczywiście każdy ma prawo ochłonąć, przemyśleć sprawę, ale u mnie trwa to góra dzień, nie ma mowy o przeciąganiu takiego stanu na dni, a już w ogóle tygodnie. Zależy jeszcze o jakie sprawy się kłócicie, czasem wiadomo, większy problem wymaga więcej czasu, ale wtedy też rozmowa uważam, że mimo wszystko jest czymś potrzebnym i pomaga się pogodzić. Brak rozmowy jest dla mnie okazaniem braku szacunku i właściwie lekceważeniem Twoich uczuć. My z partnerem sobie idziemy ochłonąć, ale trwa to kilka minut, godzin, max dzień. Jeśli często tracicie dni i tygodnie na taką męczącą (dla Ciebie) ciszę, to ktoś to dobrze ujął - to się nazywa przemoc psychiczna. Spytaj partnera, co mu to daje. Zakochany, szanujące drugą osobę człowiek chce, aby razem im było dobrze i czym prędzej chce się pogodzić. Dobrze jest się wyciszyć pomilczeć, ale nie taki kawał czasu, jaki opisujesz... w ten sposób problemy i frustracja tylko się pogłębiają. Myślałaś o terapii małżeńskiej z mężem? Chociaż jak opisujesz jego podejście, to wątpię, czy by się zgodził, ale może jednak? Spróbuj mu wytłumaczyć, że to dla Waszego dobra, a nie postawienia na swoim.

18

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Witam. Dawno się nie logowałam, a widzę że mój wątek poszedł ciut do przodu.
Co u mnie? Na tym forum szukam wsparcia, zaglądam w chwilach trudnych. Jak trwoga to do boga....
Od ostatnich wpisów sporo się w życiu zmieniło. Pojawiło się na świecie drugie dziecko. A między nami? Różnie bywa. Są okresy fajne i mniej fajne. Jak jest fajnie to po prostu mniej się kłócimy i udaje się sprzeczki zdusić w zarodku. Jak jest niefajnie to mamy powtórkę z rozrywki. W sumie ostatnio wspominałam sobie że już dawno nie było awantury. No ale znowu weszliśmy w dołek jakiś i jest ciężko. Wczoraj kłótnia i znowu brak rozmowy. Mam wrażenie że sporo się po prostu uzbierało między nami i przebrała się chyba miarka.
Od kilku miesięcy siedzę w domu (nie pracuję) z dziećmi. Więc życie domowe to moje całe życie, nie mam jakiejś odskoczni. No i pojawia się temat (wg męża) że nie da się ze mną wytrzymać, że jestem wiecznie niezadowolona a on musi znosić moje "fochy i sapanie" a jest zmęczony po pracy i nie ma na to ochoty.
Moje zdanie jest takie, że może i faktycznie czasem jestem bez humoru. Staram się nie okazywać fochów ale już nie wiem - może faktycznie nie zawsze wychodzi. Ja to się chyba boję otwartej konfrontacji bo trudno mi jest w "rozmowie" z mężem udowodnić swoje racje, czuję się lekceważona. No i potem może wychodzi to w jakimś nerwowym zachowaniu. Tylko że jak widzę że tak się dzieje to staram się przeprosić. Czasem jest to przyjmowane, czasem nie. Prosiłam też o więcej wyrozumiałości ale to u nas zawsze temat sporny bo mąż twierdzi że nie będzie moim chłopcem do bicia. I koło się zamyka.
Nie odpowiada mi fakt, że wina za wszystko co złe jest zrzucana tylko na mnie. Wg mnie wina z reguły rozkłada się na dwie strony a to w jaką stronę podąża awantura jest wypadkową zachowań dwojga ludzi. Wg męża to ja zaczynam, to ja podsycam, mogłam myśleć wcześniej, a to że potem on jest zły to moja wina i nie będzie przepraszał bo ja go sprowokowałam (stara śpiewka).
Własnie wczoraj się pokłóciliśmy już tak bardzo ostro. Niestety przy dzieciach za co mi strasznie wstyd bo nie powinno tak być ale straciłam nad sobą kontrolę. Kłótnia o to kto ma wybrać lokal na niedzielny obiad smile Chore. W efekcie nie pojechaliśmy nigdzie, mąż został w domu a ja z dziećmi do rodziców pojechałam. Wieczorem też nie chciał ze mną rozmawiać wymawiając się obowiązkami z pracy.
I to własnie najbardziej boli. Bo w trakcie kłótni dotarło do mnie co robimy i próbowałam to załagodzić z efektem oczywiście odwrotnym. Zadaję np. pytanie a on je ignoruje, zaczyna się zajmować czymś innym a jak powtarzam pytanie (czy chcemy spędzić normalny fajny dzień czy się kłócić) to wyskakuje na mnie że nie słucha moich pytań bo robi coś innego. Wina oczywiście tylko po mojej stronie wg męża. Wieczorem też widzę brak normalnego podejścia. Został w domu wczoraj własnie po to aby nadrobić zaległości ale jak potem określił - nie chciało mu się i zostawił to sobie na wieczór. Nie potrafię ocenić tego inaczej jak tak że wiedział że będę chciała pogadać (bo zawsze chcę) a on nie miał na to ochoty więc miał wymówkę której nie mogłam podważyć.
Boję się też naszej rozmowy bo niestety często kończą się one jeszcze większa awanturą no ale nie ma innego rozwiązania. Na razie milczę. Zobaczymy co przyniesie dziś.
Niestety ciężko jest mi wg Waszych rad zająć się swoim życiem i dziećmi i nie nalegać na rozmowę. Po prostu chodzę struta, myśli nie dają spokoju i nie potrafię się skupić i cieszyć. No ale postaram się.
Nie lubię też naszych rozmów bo muszę bardzo uważać na to co mówię. Jeśli mówię coś co mu się nie podoba lub go urazi to on potrafi przerwać rozmowę mimo iż do niczego nie doszliśmy. Siebie natomiast usprawiedliwia we wszystkim. No bo wie że ja za wszelką cenę będę chciała zakończyć sytuację.
Może piszę trochę nieskładnie ale nadal mam mętlik w głowie. No i wiem że nie jestem obiektywna. Piszę to co mi się wydaje.

19 Ostatnio edytowany przez Qrsywa (2015-04-20 13:38:15)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Jak dla mnie kłótnie często wynikają ze sposobu komunikacji. Zrzucianie na siebie wzajemnie winy niczego nie wnosi. Spróbuj wrócić myslami do ostatniej sprzeczki. O co poszło i dlaczego? Czym się kierowałaś aby w tej kłótni uczestniczyć, jakie miałaś uczucia? Dlaczego zależało ci na innym lokalu? Czy warto za wszelką cenę stawiać na swoim? Powiedz męzowi że ciche dni to forma agresji. Powiedz mu o swoich uczuciach. Jesli nadal bedzie je umniejszał i spłycał powiedz mu że ignoruje również to co czujesz. Postaw mu granicę. Powiedz że nie bedziesz już wiecej reagowac na jego formę agresji [ciche dni]. Jeśli nadal będzie unikał rozwiązania problemu masz zamiar odciąć się od tego np wyjazdem do rodziny czy wyjsciem z domu. Zajęcie się sobą to również odcięcie się od toksycznej sytuacji. Ja bym wolała ten czas spedzać z kimś niż w domu z zagęszczoną atmosferą. Zostaw mu dzieci spotkaj się z rodziną przyjaciółkami. Zaproś koleżankę do domu i zachowuj się jakby go nie było. Mów otwarcie wszystkim że mąz postanowił strazelić focha, to zmniejszy mu komfort takich zachowań wink

20

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Qrsywa napisał/a:

Jak dla mnie kłótnie często wynikają ze sposobu komunikacji. Zrzucianie na siebie wzajemnie winy niczego nie wnosi. Spróbuj wrócić myslami do ostatniej sprzeczki. O co poszło i dlaczego? Czym się kierowałaś aby w tej kłótni uczestniczyć, jakie miałaś uczucia? Dlaczego zależało ci na innym lokalu? Czy warto za wszelką cenę stawiać na swoim? Powiedz męzowi że ciche dni to forma agresji. Powiedz mu o swoich uczuciach. Jesli nadal bedzie je umniejszał i spłycał powiedz mu że ignoruje również to co czujesz. Postaw mu granicę. Powiedz że nie bedziesz już wiecej reagowac na jego formę agresji [ciche dni]. Jeśli nadal będzie unikał rozwiązania problemu masz zamiar odciąć się od tego np wyjazdem do rodziny czy wyjsciem z domu. Zajęcie się sobą to również odcięcie się od toksycznej sytuacji. Ja bym wolała ten czas spedzać z kimś niż w domu z zagęszczoną atmosferą. Zostaw mu dzieci spotkaj się z rodziną przyjaciółkami. Zaproś koleżankę do domu i zachowuj się jakby go nie było. Mów otwarcie wszystkim że mąz postanowił strazelić focha, to zmniejszy mu komfort takich zachowań wink

Bardzo dobrze powiedziane. Właśnie takie wychodzenie z kontaktu w chwili kłótni jest najlepsze. Tylko przy dwójce dzieci trzeba to sobie zorgnizować, no i jakaś grupa wsparcia również w realu.

21

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Zapomniałam jeszcze dodać że warto zmienić postawę. Nie żebrającej o posłuchanie a twardo stawiajaćej pewne wytyczne. Jestescie pratnerami a nie tworzycie relacji Pan i służba. Masz prawo do swoich uczuć, masz prawo wyrazić swoje zdanie, masz prawo nie zgadzać się z jego wyborami. Pamiętając przy tym równiez i o tym, że on ma swoje prawa. Ma prawo strzelić focha, ale można to ując krótko "wolisz uprawiać dziecinadę niż poważnie porozmawiac? ok twój wybór....mnie w tym już nie ma" Moze się facet zadusi tym swoim milczeniem wink

22

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Ewidentnie coś mu "nie leży". Cos przeszkadza. Ale nie chce rozmawiać. Chyba nawet prowokuje kłótnie. Przestań za nim chodzić. Widzisz,że to nic nie daje. Spróbuj sie raz zachować jak on. Albo napisz do niego list i wyjedź z dzieckiem na kilka dni,(bo dziecko tu najbardziej cierpi). Niech nie myśli,że Ty jestes winna,bo On szuka dziury w całym.

23

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet, zasada jest prosta, choc nielatwa w praktyce: chcesz miec fajnego meza, stan sie fajna zona. Dziala to oczywiscie tez w druga strone. Gdyby napisal tutaj maz Violet napisalabym: chcesz miec fajna zone, stan sie fajnym mezem. Ale ze to watek Violet i ona prosi o rade, brzmi to jak powyzej.

Violet, od dzisiaj, od teraz pracujesz nad soba, nie nad zwiazkiem, ani nad mezem - a skupiasz sie na sobie: zdrowiu, domu, dzieciach, przyjaciolach, pasjach itd. Mezowi dajesz odpoczac emocjonalnie od siebie a sobie od niego.

Wiele razy wkroczyliscie obydwoje w swoje granice klocac sie i wyzywajac. Czas by te granice odbudowac. Jestescie malzenstwem, ale przede wszede wszystkim jestescie dwiema odrebnymi osobami z roznymi osobowosciami, charakterami, potrzebami, mechanizamami radzenia sobie ze stresem itd. Zadbaj o swoje granice, nie wchodz w jego granice bez przyzwolenia. Stan sie przykladem partnera w malzenstwie.

Jest olbrzymia szansa, ze maz pojdzie w Twoje slady. Jesli nie - i tak nic nie tracisz, poczujesz sie silniejsza i spokojniejsza i ewentualnie podejmiesz decyzje co do przyszlosci zwiazku, ktory cie nie bedzie nadal satysfakcjonowal.

24

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Magita napisał/a:

Violet, zasada jest prosta, choc nielatwa w praktyce: chcesz miec fajnego meza, stan sie fajna zona. Dziala to oczywiscie tez w druga strone...Jest olbrzymia szansa, ze maz pojdzie w Twoje slady. Jesli nie - i tak nic nie tracisz, poczujesz sie silniejsza i spokojniejsza i ewentualnie podejmiesz decyzje co do przyszlosci zwiazku, ktory cie nie bedzie nadal satysfakcjonowal.

Od siebie dopiszę: ...moze.
Wątpię jednak - widząc opisy zachowań - by taka zasada funkcjonowania w zwiazku pozwoliła uzyskać konkretne i pozytywne zmiany. Owszem, załozenie sensowne, aczkolwiek utopijne...
Przerabiałem coś podobnego. Jednak pomimo bycie pozytywnie nastawionym, pomimo wielu podejść do problemu i prób normalnego funkcjonowania "pomimo" zachowań partnerki - nic to nie dało. Nie wiem jakie sa faktyczne powody tych wszystkich konfliktów w zwiazku Autorki. Być moze są istotne, a byc może ...żadne. U mnie były te "żadne". Bo konflikt (znaczy się wybuchy złosci, przykre słowa, "samonakrecanie się" itp) wywiazywał się z prozaicznych powodów, na które wiekszego wpływu nie miałem. Przykłady? Partnerka przypaliła danie na patelni (zbyt duzy płomień) - już akcja, ze piep...a patelnia, ma dość, pieprz...y sprzęt i wszystko. Partnerce wylewa sie zupa z talerzy (za dużo nalała...) - pieprz...stół, pieprz...e wszystko, a moje uspokajające słowa, ze to przecież drobiazg i po wytarciu nie bedzie sprawy - cała eskalacja złosci na wszystko łacznie ze mną samym... Czy da się w takich (a podobnych scenek było bez liku kazdego dnia) momentach dojść do porozumienia i zażegnać konflikt? To wszystko zakrawało na ...szukanie pretekstu do awantury, do wybuchu, do "zabijania zwiazku". I tak tez działało pomimo mojego spokoju, wyrozumiałosci i checi zazegnania konfliktów. Ma sens trwanie w takich relacjach? U mnie to szybko sie skończyło, i niekoniecznie z mojej strony to zostało zainicjowane. Wszystko polega chyba na dojrzałosci do zwiazku, do umiejetnosci ...wzniesienia się ponad prozę życia i dostrzezenia, ze są sprawy ważne i sprawy czwartorzędnej wartosci... Jesli komuś sens wszystkiego przesłania przypalajaca się patelnia, czy "postawienie na swoim" w kwestii decyzji o miejscu wyjazdu - marne są szanse na porozumienie i harmonijny zwiazek. Powstaje cos na kształt zwiazku toksycznego, w którym zaczynamy poruszać sie jak  ...na polu minowym nie wiedząc, w którym momencie nastapi kolejna eksplozja. Niektóre osoby potrafią w czymś takim funkcjonować, ja nie umiałem - mnie to wyniszczało. Szkoda zycia... Myślę, że i Autorce będzie też szkoda życia na taki związek, a nie jest na tyle zdesperowaną by nadal tkwić w układzie, gdzie nie czuje sie szczęśliwą. Owszem, moze przyjąć wspomnianą jw. strategię i swoim zachowaniem, postepowaniem "pociągnąć" za sobą partnera - moze się to uda...? Może...

25

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
tegendo napisał/a:

Od siebie dopiszę: ...moze.
Wątpię jednak - widząc opisy zachowań - by taka zasada funkcjonowania w zwiazku pozwoliła uzyskać konkretne i pozytywne zmiany. Owszem, załozenie sensowne, aczkolwiek utopijne...
Przerabiałem coś podobnego. Jednak pomimo bycie pozytywnie nastawionym, pomimo wielu podejść do problemu i prób normalnego funkcjonowania "pomimo" zachowań partnerki - nic to nie dało. Nie wiem jakie sa faktyczne powody tych wszystkich konfliktów w zwiazku Autorki. Być moze są istotne, a byc może ...żadne. U mnie były te "żadne". Bo konflikt (znaczy się wybuchy złosci, przykre słowa, "samonakrecanie się" itp) wywiazywał się z prozaicznych powodów, na które wiekszego wpływu nie miałem. Przykłady? Partnerka przypaliła danie na patelni (zbyt duzy płomień) - już akcja, ze piep...a patelnia, ma dość, pieprz...y sprzęt i wszystko. Partnerce wylewa sie zupa z talerzy (za dużo nalała...) - pieprz...stół, pieprz...e wszystko, a moje uspokajające słowa, ze to przecież drobiazg i po wytarciu nie bedzie sprawy - cała eskalacja złosci na wszystko łacznie ze mną samym... Czy da się w takich (a podobnych scenek było bez liku kazdego dnia) momentach dojść do porozumienia i zażegnać konflikt? To wszystko zakrawało na ...szukanie pretekstu do awantury, do wybuchu, do "zabijania zwiazku". I tak tez działało pomimo mojego spokoju, wyrozumiałosci i checi zazegnania konfliktów. Ma sens trwanie w takich relacjach? U mnie to szybko sie skończyło, i niekoniecznie z mojej strony to zostało zainicjowane. Wszystko polega chyba na dojrzałosci do zwiazku, do umiejetnosci ...wzniesienia się ponad prozę życia i dostrzezenia, ze są sprawy ważne i sprawy czwartorzędnej wartosci... Jesli komuś sens wszystkiego przesłania przypalajaca się patelnia, czy "postawienie na swoim" w kwestii decyzji o miejscu wyjazdu - marne są szanse na porozumienie i harmonijny zwiazek. Powstaje cos na kształt zwiazku toksycznego, w którym zaczynamy poruszać sie jak  ...na polu minowym nie wiedząc, w którym momencie nastapi kolejna eksplozja. Niektóre osoby potrafią w czymś takim funkcjonować, ja nie umiałem - mnie to wyniszczało. Szkoda zycia... Myślę, że i Autorce będzie też szkoda życia na taki związek, a nie jest na tyle zdesperowaną by nadal tkwić w układzie, gdzie nie czuje sie szczęśliwą. Owszem, moze przyjąć wspomnianą jw. strategię i swoim zachowaniem, postepowaniem "pociągnąć" za sobą partnera - moze się to uda...? Może...

Jesli ktoś zmienia siebie i skupia się na sobie tylko po to by manipulacyjnie zmienić drugiego czlowieka to naprawde może popaść we frustrację wink Nie zmieni się drugiego człowieka....on musi czuć potrzebę zmienić się sam. Ty tylko stawiając mu granicę i zostawiając go z jego chorymi emocjami sam na sam dajesz mu szanse dostrzec te zachowania. Tu jest zasada by naprawdę odciąć się od toksycznych emocji partnera i nie dać łapać mu się na takie zachowania. Tak jak wspomniały dziewczyny wyżej. Facet swoim milczeniem prowokuje by autorka się przed nim kalała. To bardzo prosty mechanizm manipulacyjny. Autorka robi ciągle te same błędy i zamiast życ coraz lepiej popada w coraz większe frustracje. Tylko głupiec uważa ze zmieni efekt robiąc wciąż te same kroki. Ważne by przeciąć to błędne koło w którym się znajduje. Kłótnia-foch- kalanie się - żebranie o jakieś słowo- pogodzenie- znowu kłótnia etc etc. Można tak za przeproszeniem do us...śmierci.

26

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

W kwestii wyjaśnienia. Nasza ostatnia kłótnia nie była o to że każde chciało postawić na swoim w kwestii wyboru lokalu tylko o to że mąż zaproponował obiad i żadne z nas nie umiało wybrać lokalu smile
Wczoraj "porozmawialiśmy". Nie odzywałam się, nie prosiłam - sam podszedł. To z dobrych wieści. Ze złych to nie dogadaliśmy się nadal.
Ciężko się rozmawia. Nie potrafię osiągnąć zrozumienia moich uczuć. Rozmowa bardzo drobiazgowa, wygląda mi to tak że dopóki gadamy o tym co jemu się nie podobało to jeszcze jakoś szło a jak temat już zszedł na to co mi się nie podobało to już gorzej. Ogólnie - co drugie słowo to przekleństwo, podniesiony ton, wyszydzanie tego co mówię. No i zakończenie rozmowy na niczym bo już pora spać.
Mój główny żal jest o to, że z powodu takiej własnie głupoty on potrafi się tak zezłościć że niweczy wszystkie plany i odcina się ode mnie - już nie rozmawia, nie słucha no i robi się awantura na całego. Że nie widzi że staram się opamiętać, wziąć oddech i spróbować coś naprawić póki nie jest za późno. Tylko że wg niego jest już zawsze za późno.
Macie rację z tym że na siłę niczego nie osiągnę. Że przynosi to efekt odwrotny. Tylko że jak widzę że zaczyna się dziać coś złego to wpadam w panikę, ogarnia mnie przerażenie że znowu będzie jak zwykle. No i staram się na siłę to zatrzymać co - jak twierdzi on - tylko jeszcze bardziej go wkurza.
Tylko że to takie trudne - jeśli walczę, pogarsza to sytuację. Jeśli odpuszczę, też jesteśmy pokłóceni i źli i czas zmarnowany i rośnie we mnie ogromny żal. Efekt ten sam. W pierwszej wersji on jest bardziej zły, w drugiej ja. I chyba ta bezradność najbardziej mnie wkurza. To że nie mogę nic zrobić. Że to on tylko może zdecydować czy i kiedy pogadamy i się pogodzimy.
Decyzja na dziś - poczekam aż zechce kontynuować rozmowę ale postaram się zaznaczyć jak bardzo mnie boli jak on nie stara się mnie zrozumieć i zachowuje się nerwowo i agresywnie.

27 Ostatnio edytowany przez Qrsywa (2015-04-21 13:37:44)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
violet30 napisał/a:

W kwestii wyjaśnienia. Nasza ostatnia kłótnia nie była o to że każde chciało postawić na swoim w kwestii wyboru lokalu tylko o to że mąż zaproponował obiad i żadne z nas nie umiało wybrać lokalu smile
Wczoraj "porozmawialiśmy". Nie odzywałam się, nie prosiłam - sam podszedł. To z dobrych wieści. Ze złych to nie dogadaliśmy się nadal.
Ciężko się rozmawia. Nie potrafię osiągnąć zrozumienia moich uczuć. Rozmowa bardzo drobiazgowa, wygląda mi to tak że dopóki gadamy o tym co jemu się nie podobało to jeszcze jakoś szło a jak temat już zszedł na to co mi się nie podobało to już gorzej. Ogólnie - co drugie słowo to przekleństwo, podniesiony ton, wyszydzanie tego co mówię. No i zakończenie rozmowy na niczym bo już pora spać.

czyli to on ciągle dyktuje warunki. Kiedy ma się gniewać a kiedy nie, kiedy ma rozmawiać a kiedy już starczy, o czym rozmawiać a o czym już nie wink
Nadal nie partnerstwo wink

Mój główny żal jest o to, że z powodu takiej własnie głupoty on potrafi się tak zezłościć że niweczy wszystkie plany i odcina się ode mnie - już nie rozmawia, nie słucha no i robi się awantura na całego. Że nie widzi że staram się opamiętać, wziąć oddech i spróbować coś naprawić póki nie jest za późno. Tylko że wg niego jest już zawsze za późno.

Jest niezrównoważony emocjonalnie, dlatego z byle pierdoły robi mega awanturę. Moze być nawet tak że to nie ty spowodowałaś jego pierwotne nakręcenie się wink Mógł się wkurzyc w pracy ale na tobie łatwiej to rozładować stąd takie sytuacje wink Jestes po prostu jak gąbka która wszystko wsiąknie wink Pozwalasz na to.

Macie rację z tym że na siłę niczego nie osiągnę. Że przynosi to efekt odwrotny. Tylko że jak widzę że zaczyna się dziać coś złego to wpadam w panikę, ogarnia mnie przerażenie że znowu będzie jak zwykle. No i staram się na siłę to zatrzymać co - jak twierdzi on - tylko jeszcze bardziej go wkurza.

Boisz się urazić Pana i Władce wink Więc albo przestaniesz się bać i zaczniesz zmieniać swoją pozycję w tym układzie albo bedziesz musiała się tak kulić do końca życia. Uprzedzam jednak z każdym rokiem będzie coraz gorzej wink

Tylko że to takie trudne - jeśli walczę, pogarsza to sytuację. Jeśli odpuszczę, też jesteśmy pokłóceni i źli i czas zmarnowany i rośnie we mnie ogromny żal. Efekt ten sam. W pierwszej wersji on jest bardziej zły, w drugiej ja. I chyba ta bezradność najbardziej mnie wkurza. To że nie mogę nic zrobić. Że to on tylko może zdecydować czy i kiedy pogadamy i się pogodzimy.
Decyzja na dziś - poczekam aż zechce kontynuować rozmowę ale postaram się zaznaczyć jak bardzo mnie boli jak on nie stara się mnie zrozumieć i zachowuje się nerwowo i agresywnie.

Postaraj się zmienić czekanie na działanie. Jak?? Proste poinformuj Pana że na ten moment nie będziesz rozmawiać o niczym dopóki nie ustalicie pewnych zasad, czekasz na jego inicjatywę. Do tej pory odcinasz się we wszystkich relacjach. Chce rządzić niech zacznie rządzić sam swoim życiem.
To wymaga równej rozmowy a w równej rozmowie nie ma strachu. Nie możesz czuć lęku przed nim i przed jego reakcjami. Musisz umieć to rozdzielić. Nadaj sobie prawo. Prawo do wyrażania swojego zdania i swoich uczuć i mu to zakomunikuj.
Ponadto do męzczyzn prawidłowy komunikat jest wprost. Mów krótkimi konkretnymi zdaniami. Nie rozgaduj się, nie obrzucaj winą, zdanie zaczynaj od stwierdzenia "ja", dobrze jest zadawać mase pytań. Pytania miają to do siebie, że kiedy partner mówi coś idiotycznego po zadaniu mu pytania łapie się na tym że to co własnie stwierdził jest idiotyczne, czy mało relane, czy że jest to czysty jego wymysł wink

28

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Mój mąż też "uprawia" ciche dni. Doczytałam ż eto nazywa się bierną agresją i potwierdzam.
jak u mnie pauje jak ulał.
Co nie zmienia faktu , z epo 13 latach wspólnego życia prawdopodobnie się rozwiedziemy.
Od 2,5 miesiąca mąż nie odzywa się domnie. Pierwszy raz postawiłam się i nie "podałam"
ręki, nie prosiłam, nie płakałam, nie skomliłam. I tak tkwimy w nieodzywaniu się do dzisiaj...

29

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

...i znow wrocilam to tematu, ktory mnie tak zaintrygowal w zeszlym roku. Czytajac sytuacje violet30 nie moglam wyjsc ze zdumienia z jak bardzo podobnymi sytuacjami sie sama zmagalam.
Pomimo znakow ostrzegawczych wyszlam za maz za Pana "Ciche-dni". Nie spodziewalam sie cudow, ze po slubie sie zmieni itd... myslalam bardziej, ze jak juz bedziemy malzenstwem to zajmiemy sie powazniejszymi sprawami a nie glupie klotnie i ciche dni. Liczylam sie z tym, ze beda trudne momenty, ale tez myslalam, ze jak oboje podjelismy tak powazna decyzje to razem bedziemy sie starac walczyc o dobro zwiazku..hm. Prosze nie piszcie, ze naiwna...juz to przerabialam... i mam odpowiedz...
Niestety szybko po slubie sprawy sie wrecz pogorszyly... ciagle moja wina, padaly gorsze slowa i ciche dni przeciagaly sie to tygodni...
Poszlam do psychologa. Psycholog doradzil abym poczytala o osobowosci narcystycznej. Bingo!
Violet30... poczytaj... moze twoj maz to po prostu narcyz?
Ja poczytalam i zrozumialam dlaczego ja ciagle jestem wszystkiemu winna, skad ta wscieklosc przy najmniejszej uwadze czy krytyce...skad to ciagle pomniejszanie moich uczuc i opinii.
Ciekawa jestem czy sprawy u violet30 sie polepszyly...bo u mnie niestety rownia pochyla od kiedy zaczelam stawiac granice :-(
Mysle powaznie o rozstaniu bo juz nie daje rady z cichymi dniami i ciaglym poczuciem, ze to wszystko moja wina...
Caly czas chodze do psychologa aby to wszystko sobie jakos poukladac...maz oczywiscie nie chcial nawet slyszec o jakies poradni..dla niego psychologia to stek bzdur dla niedojrzalych nastolatek...

30 Ostatnio edytowany przez Doonna (2016-01-12 03:41:20)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Qrsywa dobrze radzi, zreszta nie masz innego rozsadnego wyjscia.
Irytujesz swojego meza, wkurzasz go, jego milosc przygasla. Jesli nadal bedzie tak jak do tej pory to pozegnaj sie ze szczesliwym zyciem.
Dlatego zacznij zyc tak, jak bys zyla bez niego...
albo on sie zorientuje ze zona mu powolutku odchodz i zacznie Cie szanowac, albo nie widze przyszlosci z takim czlowiekiem.

31

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
a1ina napisał/a:

...i znow wrocilam to tematu, ktory mnie tak zaintrygowal w zeszlym roku. Czytajac sytuacje violet30 nie moglam wyjsc ze zdumienia z jak bardzo podobnymi sytuacjami sie sama zmagalam.

Ciekawa jestem czy sprawy u violet30 sie polepszyly...bo u mnie niestety rownia pochyla od kiedy zaczelam stawiac granice :-(
Mysle powaznie o rozstaniu bo juz nie daje rady z cichymi dniami i ciaglym poczuciem, ze to wszystko moja wina...
Caly czas chodze do psychologa aby to wszystko sobie jakos poukladac...maz oczywiscie nie chcial nawet slyszec o jakies poradni..dla niego psychologia to stek bzdur dla niedojrzalych nastolatek...

Jesli masz ciagle poczucie, ze to Twoja wina, to jest to ewidentna manipulacja ze strony Twojego meza. Manipuluje wszystkimi srodkami, takze tez ta cisza, w ktorej nadal do Ciebie wrzeszczy.
Jak pisze Donna - poczytaj dobrze, co napisala Qrsywa - ona swietnie to opisala.

A ze teraz idzie po rowni pochylej na dol, to nic dziwnego, bo temu typowi chodzi tylko o zachowanie wladzy nad Toba, ale natrafia coraz czesciej na granice i to doprowadza go prawdopodobnie do furii.
Na Twoim miejscu tez myslalabym nad rozstaniem, bo co masz wlasciwie z zycia z czlowiekiem, ktory Cie tak zle traktuje? Dbaj o siebie, nie daj sie zle traktowac, zycie masz tylko jedno i powinno sie dazyc do tego, zeby je dobrze przezyc. Bywaja sytuacje bez mozliwosci wyjscia z nich, ale Twoja taka nie jest.
Twoim podstawowym bledem bylo myslenie, ze po slubie cos zmieni sie na lepsze, teraz sama o tym wiesz.
Jesli mimo staran sytuacja sie nie zmienia, a Ty nadal w tym tkwisz, to tkwisz w nadal w tym samym bledzie i sama sobie to piekielko fundujesz. Jedynym pozytywem w tym jest, ze zaczelas dzieki temu pracowac nad soba, to na pewno pomoze Ci uwolnic sie z sidel wlasnych wzorcow zachowan, bo tylko z ich powodu trafilas na takiego. Kolka sie dobrze zazebialy, tak zeby kazdy mogl kultywowac wlasne skrzywienia.
On - miec poczucie wladzy i kogos kogo mozna dolowac, zeby samemu czuc sie wiekszym, Ty - dawac sie dolowac i plawic sie w poczuciu winy.
Poszukaj dobrze, kto w Twoim zyciu wczesniej wpedzal sie w to poczucie winy i jak wyglada sprawa z wlasnym poczuciem wartosci.

Narcystyczne osobowosci to jest zaburzenie osobowosci, to cos wiecej niz te zwykle psychiczne wykrzywienia, ktore wynosimy w naszych domow. Nie ma wielkich szans, ze cos sie u niego zmieni, tym bardziej, gdy on nie zdradza najmniejszych checi jakiejkolwiek zmiany czy refleksji nad soba
Mozna sie albo z tym pogodzic albo uciekac gdzie pieprz rosnie.

32

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Zgadzam sie z Qrsywa. U mnie jest podobnie jak u Violet30. On dyktowal warunki a ja na to pozwalalam dla swietego spokoju, zeby uniknac klotni albo zakonczyc konflikt. Taki uklad jednak predzej czy pozniej doskwiera. Nie wazne jak bardzo jestesmy "potulne" cos w koncu peka. U mnie chyba tak peklo i zaczelam pokazywac ze to nie tak. Zaczelam domagac sie partnerstwa, rownych praw i to pogorszylo sytuacje. Straszny opor z jego strony.
Jesli chodzi o krotkie zwiezle wypowiedzi bez rozwlekania... z naciskiem na "ja" u mnie slabo dziala. Kiedy powiedzialam mu ze np. ze czuje ze mnie nie szanuje to jego odpowiedz byla ze to ja go nie szanuje. Jak zapytalam krotko, kiedy? Jak? To zbywal mnie byle czym..np ze gadam nonsensy. Jak w rozmowie wychodzi, ze palna cos idiotycznego.. to zaraz jest zmiana tematu na "gadasz glupoty" itd. Ciezki przypadek :-(
U mnie pytania nie dzialaja. Chyba nawet go rozwscieczaja bo przy konkretnych pytaniach widac jak na dloni, ze oskarzenie jest idiotyczne.
Teraz sa ciche dni ale ja zajmuje sie soba. Nie jest latwo ale nie moge powrocic do starych schematow kiedy prosilam sie o zgode a Pan i wladca raczyl albo nie raczyl sie pogodzic.
Czuje sie czasem jak z dzieckiem, z ktorym trzeba byc bezwzglednie konsekwentnym bo inaczej zobaczy "slaby" punkt gdzie moge odpuscic i zaraz wlazi na glowe.

33

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Ta sytuacja trochę przypomina mi jak kiedyś miałam z moją koleżanką. Ja bardziej byłam jak Twój mąż z tym,że nie obrażałam się na tak długo. O co chodziło? Np. zawsze, gdy się uderzyłam jakoś mocno, albo ogólnie coś mi się stało ona się z tego śmiała. Później tłumaczyła , że taką śmieszną minę zrobiłam, no po prostu, że nie mogła wytrzymać. A ja? Walniesz się, boli jak jasna cholera , a widzisz ,że ktoś tak jakby "śmieje się z Twojego nieszczęścia" ojj ptrafiło mnie to mocno wkurzyć. Za każdym razem jak jej zwróciłam uwagę później mnie przepraszała? Ale co takie przeprosiny znaczą , gdy za każdym razem robi to samo? Wkurzają jeszcze bardziej, bo ktoś wydaje się być hipokrytą. Inna sprawa np. one jest bałaganiarą i po prostu zawsze na mnie coś rozleje itp. albo np. zgubiła telefon tuż przed wyjazdem za granicę z wycieczką , a to ona miała ten numer to przewodniczki , prawie byśmy nie pojechały, a ile razy zgubiła ten telefon ? Z 40 razy i nie przesadzam. Ale nigdy później i tak nie pilnowała swoich rzeczy , bo "zawsze spadała na 4 łapy"... Może Twoje męża właśnie denerwują takie zachowania? Powiedzmy jest wyczulony , że te pieluszki tam leżą, gdy on naprawdę chciał posiedzieć  w jako takiej czystosći, a nie ma zamiaru powiedzmy ciągle za Tobą sprzatątać? To tylko taki przykład , bo nie wiem o co się kłócicie. Ja ze swoją kolezanką poradziłam sobie tak, że gdy jej się coś stało również śmiałam się  do rozpuku , na początku niby też się śmiała , ale im dlużej mój śmiech trwał (jej ze mnie trwal baaardzo długo) tym bardziej zirytowana się robiła, wręcz wkurzała bardziej ode mnie. To pokazuje, że wcale "nie była taka luzacka" jak mi starała się to wmówić. Fajnie jest dopóki nie dotyczy to nas samych. Ona też przestała mnie wiecznie przepraszać za to , co zrobiła. Sama zaczęła się również dystansować, jak już zdarzy się jej mnie oblać nie robie wielkiego ambaransu "ojojojoj przepraszam,z e cie oblalam ojojoj" tylko konkretnie  , jakoś tak na spokojnie to wyjasnimy przez to nabrałam do niej więcej szacunku,  bo widzę, że również zrozumiała dlaczego ja się tak denerowałam i nie ignoruje tego jak wcześniej. Nasze stosunku znacznie sie poprawiły. Może Ty tez podejdź do tego na poważnie i zamiast stu "przepraszam" zastanów sie nad tym o co on ma pretensje ,a  jezli wina faktycznie była po twojej stronie zrewanżuj się jakoś .. Mniej gadania więcej robienia.

34

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

mam podobnie jak Ty. nie ma zwiazkow bez klotni, oczywiste. i dlatego tez zawsze po klotni chce sie jak najszybciej pogodzic i nie tracic przez to waznych chwil, ktore zamiast razem, spedzamy osobno. jesli pokloce sie z chlopakiem, to nie moge spac spokojie, dlatego zamiast zasypiac w gniewie, daze do tego,a bysmy pogodzili sie wieczorem. jemu to roznicy nie robi, woli sobie isc spac. jest mi zle i wiele razy probowalam rozmawiac. a on albo sie zlosci, albo calkowicie mnie zwyzywa i na tym koniec mojego chcenia.. hmm chocby nie wiem co, on musi postawic na swoim, a moje zdanie spycha na dalszy plan. widze ze u Ciebie jest podobnie. według mnie racje masz Ty. on stawia warunki, a Ty musisz sie dosotosowac. zawsze jest tak jak chce on, mimo wczesniejszych jego obietnic. mozesz albo to dalej tolerowac, albo sie postawic. tzn po klotni czekaj na jego krok, nie odzywaj sie pierwsza, byc moze jak zoabczy ze za nim nie lecisz, zastanowi sie nad swoim postepowaniem.

35

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

...już minal ponad tydzień i nic. Ja nie strzelam focha, mowię cześć, coś tam sie zapytam...takie normalne sprawy to tylko dostaje odpowiedz "tak", "nie" lub nie wiem. Jest totalnie obojętny.
Aha...i tak naprawdę to ja nie wiem czemu sie nie odzywa.

36 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-01-15 13:48:41)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
tegendo napisał/a:
Magita napisał/a:

Violet, zasada jest prosta, choc nielatwa w praktyce: chcesz miec fajnego meza, stan sie fajna zona. Dziala to oczywiscie tez w druga strone...Jest olbrzymia szansa, ze maz pojdzie w Twoje slady. Jesli nie - i tak nic nie tracisz, poczujesz sie silniejsza i spokojniejsza i ewentualnie podejmiesz decyzje co do przyszlosci zwiazku, ktory cie nie bedzie nadal satysfakcjonowal.

Od siebie dopiszę: ...moze.
Wątpię jednak - widząc opisy zachowań - by taka zasada funkcjonowania w zwiazku pozwoliła uzyskać konkretne i pozytywne zmiany. Owszem, załozenie sensowne, aczkolwiek utopijne...
Przerabiałem coś podobnego. Jednak pomimo bycie pozytywnie nastawionym, pomimo wielu podejść do problemu i prób normalnego funkcjonowania "pomimo" zachowań partnerki - nic to nie dało. Nie wiem jakie sa faktyczne powody tych wszystkich konfliktów w zwiazku Autorki. Być moze są istotne, a byc może ...żadne. U mnie były te "żadne". Bo konflikt (znaczy się wybuchy złosci, przykre słowa, "samonakrecanie się" itp) wywiazywał się z prozaicznych powodów, na które wiekszego wpływu nie miałem. Przykłady? Partnerka przypaliła danie na patelni (zbyt duzy płomień) - już akcja, ze piep...a patelnia, ma dość, pieprz...y sprzęt i wszystko. Partnerce wylewa sie zupa z talerzy (za dużo nalała...) - pieprz...stół, pieprz...e wszystko, a moje uspokajające słowa, ze to przecież drobiazg i po wytarciu nie bedzie sprawy - cała eskalacja złosci na wszystko łacznie ze mną samym... Czy da się w takich (a podobnych scenek było bez liku kazdego dnia) momentach dojść do porozumienia i zażegnać konflikt? To wszystko zakrawało na ...szukanie pretekstu do awantury, do wybuchu, do "zabijania zwiazku". I tak tez działało pomimo mojego spokoju, wyrozumiałosci i checi zazegnania konfliktów. Ma sens trwanie w takich relacjach? U mnie to szybko sie skończyło, i niekoniecznie z mojej strony to zostało zainicjowane. Wszystko polega chyba na dojrzałosci do zwiazku, do umiejetnosci ...wzniesienia się ponad prozę życia i dostrzezenia, ze są sprawy ważne i sprawy czwartorzędnej wartosci... Jesli komuś sens wszystkiego przesłania przypalajaca się patelnia, czy "postawienie na swoim" w kwestii decyzji o miejscu wyjazdu - marne są szanse na porozumienie i harmonijny zwiazek. Powstaje cos na kształt zwiazku toksycznego, w którym zaczynamy poruszać sie jak  ...na polu minowym nie wiedząc, w którym momencie nastapi kolejna eksplozja. Niektóre osoby potrafią w czymś takim funkcjonować, ja nie umiałem - mnie to wyniszczało. Szkoda zycia... Myślę, że i Autorce będzie też szkoda życia na taki związek, a nie jest na tyle zdesperowaną by nadal tkwić w układzie, gdzie nie czuje sie szczęśliwą. Owszem, moze przyjąć wspomnianą jw. strategię i swoim zachowaniem, postepowaniem "pociągnąć" za sobą partnera - moze się to uda...? Może...

.

Popieram.
Moim zdaniem problem leży w  skrajnie różnych charakterach obu par ( ona - emocjonalna, choleryczka, on- stoik, chłodny,  opanowany), i w całkowitym braku zrozumienia i akceptacji dla partnera i jego odmiennego temperamentu. Kłótni faktycznie ciężko uniknąć w związku, ale powód jednak powinien być poważny. Podane tutaj, czyli przypalona patelnia, rozlana zupa, czy nieumiejętność wybrania lokalu i obraza za zwrócenie uwagi za niewyrzucone pieluszki ( swoją drogą ciekawe ile ich było i jak długo leżały smile) są bardzo błahe i nie powinno dziwić nikogo, że osoba zrównoważona,  spokojna nie  da się wciągnąć w spór o taką duperelę. A wielokrotność takich zachowań i prowokacji będzie w nich budziła irytację, niechęć i milczenie. Więc efektem jest płacz i skargi kobiet, " ciche dni" facetów, tony wzajemnego  żalu, pretensji na przemian z wojną o to,  "kto ma rację". Zapominają,  że w związku gra się do jednej bramki i ważne jest dojście do porozumienia, we wszystkim,  a nie " bycie górą ". Bo tak naprawdę rację mają obie strony i one również w wielu sprawach jej nie mają. Osoby ekstrawertyczne przez awantury rozładowuja emocje związane z niezadowoleniem z życia, problemami w pracy, ale także  z partnerem,  jakieś niedobory uczuciowe,  chęć zwrócenia jego uwagi, poświęcenia jej czasu, pomocy w obowiązkach domowych, itp. Ciężko jest im czasem powiedzieć to wprost, więc wynajdują pretekst i robią "burzę w szklance wody", czego znów nie znoszą osoby spokojne.
Recepta - nauczyć się rozładowywać stresy w bardziej konstruktywny sposób, a z partnerem starać się jednak kłócić spokojniej, rzeczowo, konkretnie,  tylko absolutnie nie obrażając się i nie wyzywając wzajemnie. I wtedy, kiedy problem jest tego wart, nie o drobiazgi i bzdury. Bywa to trudne,  ale możliwe smile
No chyba, że któreś z partnerów straci całkowicie cierpliwość, dobre chęci i uczucia do drugiej osoby. Warto wtedy przemyśleć,  czy kontynuacja związku ma sens. Tegendo doszedł do wniosku, że nie ma i zakończył. Wiadomo, jeśli są dzieci, będzie to trudniejsze. Ale i tu marne szanse, bo dla obojga najważniejsze jest JA, nie ma grama empatii dla współmałżonka i jego potrzeb i uczuć.

37

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

a1ina, przykro mi bo jak czytam to niestety przypomina mi się moje małżeństwo. Prawie dokładnie to samo. Wytrzymałam długo, do czasu kiedy młodszy syn poszedł na studia. Równia pochyła zaczęła się na długo przed tym, kiedy zaczęłam mieć swoje własne zdanie, kiedy zaczęłam stawiać granice, oczywiście które nie podobały się panu. U mnie ta ostateczna cisza trwała długo ponad pół roku, po prostu nie chciał ze mną rozmawiać i tyle. Każdy wspólny posiłek przy stole kończył się moją ucieczką z płaczem, bo nie wytrzymywałam słownej agresji w moją stronę przy dzieciach, a kłócić i wyzywać się nie chciałam. Kiedy zażądałam rozwodu, wtedy on zaczął "chcieć" rozmawiać.  Niestety, już było za późno.
Ja nie mam niestety recepty na taki związek, jestem szczęśliwa że udało mi się z niego wyrwać i żałuję że tak późno. Nie wiem czy teraz jestem w stanie odczytać poprawnie sygnały takiego zachowania u innych, ale mam cały czas zapalone światełko i wyłapuję szczegóły których wcześniej nie wyłapałabym. Drobiazgi, ale od których tak wiele zależy. Myślę że z takim Narcyzem da się żyć bo widzę że inni jakoś żyją, ja nie potrafię.

38

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Witam.
Kilka wyjaśnień.. To mąż ma skłonności do podnoszenia głosu, przeklinania itp. (taki już jest jak twierdzi i to się nie zmieni że kiedy się zdenerwuje to tak reaguje). Ja mam problem z otwartym okazywaniem złości - u mnie ona wychodzi bokiem przynajmniej w początkowej fazie konfliktu. Potem, jak już jestem mocno zlekceważona to też czasem wrzasnę czy przeklnę.
Co do niewyrzuconych pieluszek sprzed lat to po prostu nie zwróciłam uwagi aby domknąć kosz na śmieci przeznaczony na nie a kłótnia nie wynikła z faktu iż zwrócono mi uwagę tylko JAK zwrócono mi uwagę. Dla mnie istnieje różnica między spokojnym powiedzeniem o czymś a "opierdzieleniem". Nie lubię być opierdzielana i z reguły się wtedy stawiam.
Od jakiegoś czasu cierpię z powodu nerwicy. Trafiłam do psychologa. Tam zaczynamy grzebać w moim życiu szukając prawdziwych przyczyn uciążliwych objawów. Wg psychologa tkwią one w wewnętrznych konfliktach. W trudnych relacjach. W emocjach które nie znajdują ujścia. A tego się we mnie faktycznie sporo nazbierało.
Nienawidzę kiedy ktoś nie wysłucha mojego zdania. Nawet jeśli nie mam racji, powinnam być wysłuchana. A tymczasem często u nas tak to wygląda że kłótnia się rozpoczyna, chwilę rozmawiamy,  mąż się denerwuje, wykrzyczy swoje racje a kiedy chcę mu odpowiedzieć to już wychodzi i nie rozmawia. To mnie do furii doprowadza.
Łatwo nie jest, brakuje mi spokoju, wyrozumiałości i poczucia że WSPÓLNIE dążymy do rozwiązywania konfliktów, wyjaśniania sytuacji. Trudno mi już połapać się w tym wszystkim, kiedy cały czas słyszę że racji nie mam, że się czepiam, że gadam głupoty i szukam konfliktów. Już sama czasem nie wiem kto tę rację ma.

39 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-01-17 16:58:12)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Bardzo współczuję staniu obecnego w waszym związku. Nie wiem czy jest na to jakaś recepta (może długotrwała, wspólna terapia, z nastawieniem, że obydwoje chcecie o siebie i jakość waszego związku walczyć), to jest jakiś podświadomy konflikt, który rozgrywacie. Walka o władzę, uznanie, aprobatę. A że nie potraficie się dogadać, to też wina komunikacji. Trudno wam będzie bez pomocy z zewnątrz. Można się tak zajeżdżać do śmierci... Współczuję.

Edit.

Doczytałam wszystkie twoje posty. Niestety, ale wygląda to tak, że twój mąż stosuje wobec ciebie przemoc psychiczną (nieodzywanie się, wyjście w trakcie kłótni, mur milczenia i lekceważenie), a przy twoim typie charakterologicznym (skoro masz nerwicę, to dużo w tobie emocji, także trudno komunikowalnych) jest to jak czerwona płachta na byka - czujesz się lekceważona, napad złości, w końcu frustracja w związku z odcięciem się męża. Mogę powiedzieć jedno, dopóki mąż nie zacznie cię szanować (ktoś jednak utrzymuje ten układ sił) i rozumieć twoich potrzeb, a nadal będzie pokazywał swoją władzę i w ten sposób pokazywał ci gdzie jest twoje miejsce (choć on nie jest tego świadomy), to będzie między wami kiepsko, a ty za jakiś czas z nerwicy pójdziesz w depresję. Zarówno mąż jak i ty powinniście iść na osobne terapie, gdzie będziecie mogli połączyć się ze swoimi emocjami i gdzie w zdrowy sposób nauczycie się wyrażać własne potrzeby (ale też je samemu zaspokajać, bo teraz każdy z was chce zaspokoić deficyty na zasadzie: partner daj).

40 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-01-17 18:32:51)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet, kłótnie się same nie rozpoczynają,  ktoś zwykle jest stroną aktywniejszą,  rzuca hasło, zarzut, pretensję,  druga strona odpowiada, broni się/atakuje wzamian i...leci. To, że On Cię obraża,  choć, że i Ty jego, jest niedopuszczalne. Myślę, że brakuje Ci pewności siebie. Mając ją nie wymagałabys tak uporczywie potwierdzenia swoich racji u męża. A on wtedy  może traktowalby Cię poważniej i z większym szacunkiem.
Ta konkretna sytuacja: pada propozycja obiadu w lokalu,  w normalnym małżeństwie każdy rzuca swoją propozycję,  i albo dzieci decydują ( te starsze), albo rzut monetą czy losowanie z kartek. Wy robicie z tego ostrą awanturę. Na każdy problem można znaleźć bardziej pokojowe rozwiązanie. Brak w Was obojgu dobrej woli.
Przeanalizuj kilka takich zdarzeń i szczerze odpowiedz, kto to zaczął, czy on ma rację, że to Ty szukasz konfliktów,  czy faktycznie Twoje argumenty i pretensje są rozsądne. Czy warto się było o to kłócić? Ja też nie lubię opierdzielania, ale potrafię przyznać, że faktycznie,  coś źle zrobiłam lub nie zrobiłam, a ton uwagi puścić mimo uszu dla świętego spokoju. Wychodzę z założenia,  że mądrzejszy ustępuje, chyba żeby on drążyl i zaogniał sytuację,  wtedy nie warto dać po sobie jeździć.
Ale nie oczekuj, że on te kłótnie będzie przeprowadzał zgodnie z Twoim scenariuszem, mówił tylko to, czego oczekujesz. Wysłuchiwal, jeśli nie znosi sporów i robi wszystko,  by ich uniknąć. To dorosły,  uparty człowiek,  zresztą Ty też nie wydajesz sie potulnym barankiem. Chcąc być wysłuchana musisz przestać się unosić i  streścić zarzuty. To łatwiej dociera.
Niemniej uważam, że skoro nie potraficie się kłócić, a ewidentnie tak jest,  powinniście się starać tego unikać. Wybieraj, chcesz mieć rację, czy spokój w domu smile Bo być z kimś tylko po to, by się z nim kłócić na przemian z "cichymi dniami" to sadomachizm i trauma, także dla dzieci, pomyśl jak im jest ciężko w takiej atmosferze.

41

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Jego terapia odpada. Nie da się tam zaciągnąć wołami. (Przecież on w swojej opinii nie ma żadnego problemu, wszystko jest moją winą!)
Faktycznie, brak mi pewności siebie, zagubiona jestem. Nie wiem czy wynika to ze mnie i mojego charakteru czy też jest już nabyte przez lata związku gdzie tak często racji nie mam. Każda kłótnia moją winą? Zasiało to we mnie ziarno zwątpienia a jednocześnie budzi głęboki wewnętrzny sprzeciw. Pogubiłam się.
Wiem że konflikty będą. Zarówno z mojej jak i jego winy. Ludzie są niedoskonali, mają słabsze dni, łatwo coś powiedzieć nie tym tonem, łatwo stracić spokój na chwilę.
Nie godzę się jednak na to jak to wygląda kiedy konflikt już zaistnieje. Tylko mi ma zależeć na tym aby go zażegnać? Jak już zacznie się kłótnia to nie ma już żadnych granic? Wszystko wolno? Wyjaśnianie kończymy zawsze na tym co ja zrobiłam nie tak bo przecież wszystko co on zrobił nie tak było sprowokowane przeze mnie? W nim nie ma żadnej winy?
Tak, chciałabym aby kłótnie wyglądały wg mojego scenariusza. Nie wiem czy to czysto egoistyczne czy po prostu wtedy nie byłoby tych wszystkich rzeczy które ranią mnie do głębi.
On nie jest osobą która nie znosi sporów i robi wszystko aby ich uniknąć. On jest osobą która ma rację. Wczoraj powiedziałam mu że często boli mnie bo czuję że on odbiera to co ja mówię/robię jako głupie. Odpowiedź: bo to jest głupie.
Wybór między spokojem w domu (wg mnie pozornym w tej sytuacji - w środku coś dalej się kotłuje) a tym że się walczy o rację jest wyborem między dwoma złymi drogami.  Chciałabym znaleźć trzecią.

42

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Moje zasadnicze pytanie brzmi - DLACZEGO WY JESTEŚCIE Z TYM FACETAMI??
Pastwia się na was, wyzywaja, mają za piece of shit za przeproszeniem, a wy za nimi latacie, skomlicie i prosicie żeby pogadal hrabia.
Violet jeszcze w dodatku niszczy dzieciństwo swoich dzieci.
Nie zmienicie swoich mężów bo oni maja zaburzenia które będą trwały do końca życia, i już kij z tym, że niszczycie swoje życie - najwyraźniej to lubicie - ale powolalyscie na świat dzieci i te dzieci mają horror zamiast dzieciństwa.
Dracy się wulgarny ojciec i płaczliwa  matka. Nie zdziw się Violet jak twoje dzieci nie będą potrafiły ułożyć sobie życia.  Mówię tu o dragach, samobojstwach...
Ty jesteś za to odpowiedzialna bo to Ty pielęgnujesz tę chorą sytuację.  Żeby poudawać ze coś zrobisz chodzisz na terapię.
A wyjście byli proste od samego początku - pokazać tyraniowi drzwi. Ale mimo tego wątku wiadomo, że tego nie zrobisz, bo ty LUBISZ być w tym układzie.

43 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-01-18 15:35:19)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
pannapanna napisał/a:

Moje zasadnicze pytanie brzmi - DLACZEGO WY JESTEŚCIE Z TYM FACETAMI??
Pastwia się na was, wyzywaja, mają za piece of shit za przeproszeniem, a wy za nimi latacie, skomlicie i prosicie żeby pogadal hrabia.
Violet jeszcze w dodatku niszczy dzieciństwo swoich dzieci.
Nie zmienicie swoich mężów bo oni maja zaburzenia które będą trwały do końca życia, i już kij z tym, że niszczycie swoje życie - najwyraźniej to lubicie - ale powolalyscie na świat dzieci i te dzieci mają horror zamiast dzieciństwa.
Dracy się wulgarny ojciec i płaczliwa  matka. Nie zdziw się Violet jak twoje dzieci nie będą potrafiły ułożyć sobie życia.  Mówię tu o dragach, samobojstwach...
Ty jesteś za to odpowiedzialna bo to Ty pielęgnujesz tę chorą sytuację.  Żeby poudawać ze coś zrobisz chodzisz na terapię.
A wyjście byli proste od samego początku - pokazać tyraniowi drzwi. Ale mimo tego wątku wiadomo, że tego nie zrobisz, bo ty LUBISZ być w tym układzie.

Bardzo dosadnie, ale jakże prawdziwie... Wpis @pannapanna poruszył mnie do zwierzenia. Ja też kiedyś z takim człowiekiem byłam... Pisałam wcześniej tutaj o genezie problemu i jak się go leczy, ale to można sobie teoretyzować, a i tak życie swoją drogą. Z takim typem nic nie zrobisz. Jest jak wół. A w Tobie, latami rośnie niezaspokojone potrzeby ZROZUMIENIA i AKCEPTACJI + umniejszanie twojej wartości i tego co mówisz, że nie dziwię się, że masz już nerwicę (konflikt wewnętrzny) i idziesz za każdym razem w kłótni po obronę swoich wartości. Taki facet się nie zmieni! On ma braki w komunikacji i w dostępie do uczuć (myślisz, że jakby "czuł" to by cię nadal tak ranił?). Jest wybrakowany. Jak zaczęłam kminić, że jest już naprawdę coś nie tak, to przypomniałam sobie moje WSZYSTKIE dotychczasowe relacje, oraz te aktualne (sąsiedzi, sklepowe, współpracownicy z pracy, koleżanki, koledzy - dalsi i bliżsi) i ja tam nigdy nie byłam taka jak w związku. Nie musiałam się o nic wykłócać, raczej byłam ugodowa, jak nie to, to powiedziałam: ok, można w taki sposób i ta druga osoba też szła NORMALNIE na ugodę (np. projekt czy gdzie się spotykamy na obiad, gdzie jedziemy na wycieczkę, w której knajpie jemy - takie przykłady rzucam na szybko). Nikt mi też nie mówi, że jestem głupia, bo normalnie nikt też tak o nikim nie myśli. I od tamtego czasu zaczął się mój usilny etap wychodzenia z tego układu (musiałam się pogodzić z utratą moich marzeń o dzieciach i rodzinie, to bolało straszne, ale wiedziałam, że sama już nic nie zmienię i że tak dłużej nie chcę już żyć). Więc zastanów się Violet na sensem tego wszystkiego, tym bardziej, że jest dziecko, które patrzy - tak jak pannapanna napisała: na upłakaną i niespokojną matkę i obrażonego ojca. Tak, ja też dużo płakałam... Musisz sobie uświadomić, że tkwisz w toksycznym związku.

44

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Odpowiedź pannapanna uświadomiła mi jak niedoskonała jest taka forma komunikacji jak na tym forum. Moje wypowiedzi cząstkowo opisują sytuację. Piszę o tym co jest nie tak. Na tej podstawie faktycznie można wyciągnąć takie wnioski.
Zgadzam się z tym że nie powinno to tak wyglądać. Ale też tak nie jest cały czas. Mój mąż to nie osoba która wyżywa się na niepowodzenia w pracy drąc się od drzwi. Jak nie ma między nami konfliktów to jest ok, jest dobrym ojcem, troszczy się o mnie i dzieci, potrafimy się dogadać. Problem wychodzi jak są jakieś złości. Nie chcę się rozstawać - wg mnie warto walczyć szczególnie jeśli są dzieci. Moja terapia też nie jest udawaniem. Chcę poukładać sobie w głowie. Połapać się w tym. Nie wiem czy się uda - dopiero zaczynam, ale cieszę się że podjęłam próbę.
Garance - Twoja wypowiedź mnie zastanowiła. Ja też raczej nie mam problemu z relacjami z innymi ludźmi. To my z mężem mamy taką interakcję. Pytanie - dlaczego? Czy dlatego że do siebie po prostu nie pasujemy czy też może wychodzi z nas prawdziwe JA (wśród osób z którymi spędzamy mniej czasu ja przynajmniej nie zawsze walę prosto z mostu, staram się nie ranić innych, nie wchodzić w konflikty - i znowu pytanie dlaczego? - ze strachu przed porażką czy po prostu z taktu?)
Co do moich relacji z mężem ewidentnie widzę jego błędy - wrzaski, niechęć do rozmowy, lekceważenie, wyśmiewanie. Problem mam z oceną swojego zachowania. Naprawdę szczerze nie wiem często czy robię coś dobrze czy źle, czy walczę mając rację czy bez sensu się upieram. Masakra. Mam nadzieję że terapia pomoże mi do tego dotrzeć.

45

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet30, czytuje Twój watek i od początku mam wrażenie, ze jesteś raczej rozsądna kobietą i potrafisz realnie odebrać sytuację.

Nie trać tej umiejętności.

Zachowanie Twojego męża nie jest właściwe. Poprawisz je konsekwentną pracą. Albo poszukaj poradników na ten temat albo terapeuta, jak chcesz.

To co teraz mogę Ci powiedzieć to jak zdarta płyta powtarzaj przy każdej próbie obrażania Ciebie, deprecjacji tego co robisz, ze "nie będę z Tobą rozmawiać dopóki nie przestaniesz mnie obrażać" i ucinaj rozmowę.

Druga sprawa to jest to, ze może jesteście oboje dominującymi osobami i wtedy trudniej jednemu i drugiemu zrezygnować ze swoich racji - tu trzeba nauczyć się kompromisu i nie dotykania tego co drugiego boli - tu na pewno pomógłby terapeuta negocjator - pomógł by zrozumieć jak oboje słyszycie swoje pretensje czy prośby.

Nie poddawaj się, trzymaj się tego co czujesz.

46 Ostatnio edytowany przez nina_malina (2016-01-19 21:17:44)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Przeczytalam violet30 Twoje posty i tak jakbym pisala o swiom zyciu. Moj maz podobny jest do Twojego.
Moj ma prawo obrazic sie, ma prawo do zlosci, jemu moze cos nie pasowac.
Natomiast mi ma wszystko pasowac, nie mam byc zla ani obrazona. W rozmowie podobnie, jak maz mowi co jemu nie pasuje jest ok, jak ja zaczne to wtedy zaczyna sieze mi nic sie nie podoba. W takim momencie rozmowa konczy sie klotnia bo on wypowie co swoje a ja...ja rozplacze sie i tym go jeszcze wkurzam. Ogolnie jestem osoba wrazliwa i jego oskarzenoa doprowadzaja mnie do placzu, ja nie umiem sie bronic.
Podobnie jak Ty jestem caly czas w domu z dziecmi i tez w jego oczach jestem wieczie nie zadowolona. Tylko co moj maz robi zebym odpoczela od codziennosci, od dzieci. Nic nie robi pod tym wzgledem.
Dzis oglosil mi ze w piatek idzie ostatni raz do pracy, zajmuje sie dziecmi i domem a ja moge isc do pracy. Fajnie, dzis mi to powiedzial i co, mysli ze ja znajde prace w jeden dzien, w locie. Ze od poniedzialku pojde do pracy i zaczne zarabiac.
Martwie sie za co bedziemy zyc, za co pokryjemy oplaty, za co kupimy jedzenie.
On chce mi udowodnic, ze ja pracy nie znajde, nie bedzie grosza w domu , chce mi udowodnic ze jest mi zle w domu a jak daje mi mozliwosc popracowac to ja do tego tez sie nie nadaje. Chce mi pokazac ze nudze o tym jak w domu zle a nie dziekuje jemu codziennie za wyplaty.
Zaczynam na powaznie zastanawiac sie nad psychologiem. Naprawde jestem zmeczona zyciem.

47

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet nawet jeśli twój mąż robi te akcje raz w miesiącu czy raz na pół roku, to wierz mi, twoje dzieci będą pamiętać tylko te akcje i strach który wtedy czuły. Wszystko pomiędzy jest czekaniem na awanturę.
Jeśli chcecie zrobić coś miłego a zamiast tego wybucha awantura, twoje dzieci zawsze będą nastawione, że awantura i strach mogą się zacząć w każdym momencie.
Nie będą się cieszyć z niczego miłego,  bo wiedzą,  że mile konczy się nagle i szybko i zaczyna się tornado.
Dla ciebie to tylko kłótnia  a one za każdym razem przeżywają koszmar.
Postaw się na ich miejscu - wolisz żyć w strachu ale z obojgirm rodziców czy mieć poczucie bezpieczeństwa ale rodziców osobno?
To małżeństwo zaspokaja jakieś twoje potrzeby, tek kłótnie też.  Zrozum, że poświęcasz swoje dzieci dla własnej wygody. One ci mogą tego nigdy nie wybaczyć.

48 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-01-20 10:08:48)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jest to niedopasowanie i jakieś zaburzenia, i ja nie chciałam się męczyć w takim układzie, gdzie trochę było dobrze, a potem dramat. Dobry związek to poczucie stabilizacji i troska o swoje potrzeby, nie ciągłe czekanie na to, kiedy on znów wybuchnie i się obrazi. Ponosisz za duże koszty (które już w ostatnim wpisie pomijasz: jak np. że masz nerwicę i się leczysz - tak wygląda normalny związek i samopoczucie w nim?), ale jeszcze nie doszłaś do prawdziwego muru. Skoro jest jednak dobrze, to dlaczego nie przymkniesz na to oko (każdy w związku ma jakieś wady) i tego nie zaakceptujesz? % na ile jesteś szczęśliwa w tym małżeństwie?

49

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
JuliaKaa napisał/a:

Violet30, czytuje Twój watek i od początku mam wrażenie, ze jesteś raczej rozsądna kobietą i potrafisz realnie odebrać sytuację.

Nie trać tej umiejętności.

Zachowanie Twojego męża nie jest właściwe. Poprawisz je konsekwentną pracą. Albo poszukaj poradników na ten temat albo terapeuta, jak chcesz.

To co teraz mogę Ci powiedzieć to jak zdarta płyta powtarzaj przy każdej próbie obrażania Ciebie, deprecjacji tego co robisz, ze "nie będę z Tobą rozmawiać dopóki nie przestaniesz mnie obrażać" i ucinaj rozmowę.

Druga sprawa to jest to, ze może jesteście oboje dominującymi osobami i wtedy trudniej jednemu i drugiemu zrezygnować ze swoich racji - tu trzeba nauczyć się kompromisu i nie dotykania tego co drugiego boli - tu na pewno pomógłby terapeuta negocjator - pomógł by zrozumieć jak oboje słyszycie swoje pretensje czy prośby.

Nie poddawaj się, trzymaj się tego co czujesz.

To, co u nich się dzieje, jest na poziomie podświadomości i taki trening asertywności może pomóc, ale tylko na chwilę (w jakiś sposób wyrazisz swoje zdanie i pokażesz emocje). Nie da się tego przepracować nawet na wspólnych sesjach, tylko na indywidualnych terapiach/coachingach. Wiem co mówię. Violet na sesjach powinna wzmacniać swoją wartość i dochodzić do tego jak naprawdę jest w ich małżeństwie. Może to potrwać nawet kilka lat.

50

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Pannapanna - jeśli chodzi o dzieci to naprawdę nie wydaje mi się że już mają traumę. Najgorsze rozmowy przeprowadzamy jak one już śpią.  Niestety, są czasem świadkiem kłótni, ale obserwując przynajmniej tego starszego nie widzę w nim strachu tylko to że przejmuje negatywne wzorce zachowań (np. zdarza mu się podnosić ton gdy chce coś osiągnąć, czasem ignoruje zadawane mu pytania). Mam nadzieję że jeszcze nie jest za późno aby to naprawić. Naprawdę nie dotarłam jeszcze do etapu że chcę odejść. Jeszcze chcę walczyć.
Natomiast Twój opis strachu przed kolejną awanturą idealnie opisuje moje emocje. Trafiłaś w sedno. Podświadomie boję się że znowu się pokłócimy i pewnie stąd moja nerwica. Z życia w napięciu. Terapeutka mówi że mam problem z pozwoleniem sobie na odczuwanie przyjemności. Być może dlatego - że miłe kończy się nagle i szybko i zaczyna się tornado.
Garance - nie potrafię już realnie ocenić na ile jest mi dobrze. Nawet jak jest dobrze to gdzieś po kątach czai się mrok, mimo nadziei że to już był ostatni raz.
Co do terapii, na razie otrzymałam wskazówki co robić na dzień dzisiejszy. Ktoś musi przestać grać w tę grę. A gramy sobie w wojnę. I już nie dojdziemy kto jest temu winien, każdy ma swoje racje, ale wg terapeutki oboje się już okopaliśmy na swoich pozycjach i trudno będzie wyjaśnić to co było. To już nie ten etap. Mam spróbować wyskoczyć z błędnego koła. Odciąć się od tego co było, nie rozgrzebywać. I jeśli chcę walczyć to mam skupić całe swoje siły na ochronie siebie. Nie pozwalać się obrażać, przestać walczyć o rację nawet jak czuję że ją mam. I zobaczyć, co się dzieje. Ciąg dalszy na następnej sesji. Na razie czuję w sobie siłę aczkolwiek co będzie dalej to zobaczymy.
Dziękuję w każdym razie wszystkim za próby pomocy. Jedne słowa trafiają do mnie bardziej, drugie mniej, ale wszystkie czytam i analizuję.

51

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Ja uważam, że tak jak już ktoś tutaj napisał, problem wynika z różnicy temperamentu. Osobiście niedawno zakończyłam taki związek i wiem, że cięzko osobie ktora kieruje się emocjami zrozumieć drugą stronę, która chce ciszy i nie potrafi, nie lubi się kłócić. Ja natomiast wolę powiedzieć odrazu co mi leży na wątrobie i zakończyć kłótnię, a jego to zawsze "trzymało" dłużej. Trudny układ i ciężko tak żyć na dłuższą metę. Do tego dochodzi u was coraz większy bak szacunku do siebie nawzajem (wyzwiska, krzyki), myślę, że baaardzo ciężko będzie to u was zmienić. Najgorsze jest to, że wiele kobiet mimo wszytsko szuka pomocy - terapie, pomoc na forum, starają się zrozumieć a nawet dopasować do swojego partnera, tak, żeby w końcu zaczęło się układać, podczas, gdy taki facet nie raczy nawet pomyśleć o tym, co mógłby zrobić, żeby było lepiej.

52

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Z jednej strony rozumiem męża autorki.
Mój luby takze powiedział mi, jeden raz: "Jeżeli jestem zły, to nie odzywaj się do mnie, daj mi spokój". Uszanowałam to, ponieważ ja też pewne rzeczy egzekwuję wobec niego.
Niektóre osoby po prostu takie są. Mężczyzna to nie kobieta. Jeżeli mówi 'nie', to nie oznacza przeciwieństwa - jak często bywa u kobiet. Co prawda taka relacja nie jest zdrowa, ale trzeba iść na kompromis. Jesteś 10 lat ze swoim facetem i nie zauważyłaś tego, że Twój ukochany potrzebuje ochłonąć w chwili uniesienia?
Moja druga połowa po kłótni także potrafi się nie odzywać przez jakiś czas. Ale kiedy emocje z niego uchodzą, to zaczynam rozmowę od normalnych, niezobowiązujących pytań i wszystko wraca do normy, dzięki czemu jesteśmy w stanie porozmawiać o problemie.

53

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
violet30 napisał/a:

Pannapanna - jeśli chodzi o dzieci to naprawdę nie wydaje mi się że już mają traumę. Najgorsze rozmowy przeprowadzamy jak one już śpią.  Niestety, są czasem świadkiem kłótni, ale obserwując przynajmniej tego starszego nie widzę w nim strachu tylko to że przejmuje negatywne wzorce zachowań (np. zdarza mu się podnosić ton gdy chce coś osiągnąć, czasem ignoruje zadawane mu pytania). Mam nadzieję że jeszcze nie jest za późno aby to naprawić. Naprawdę nie dotarłam jeszcze do etapu że chcę odejść. Jeszcze chcę walczyć.
Natomiast Twój opis strachu przed kolejną awanturą idealnie opisuje moje emocje. Trafiłaś w sedno. Podświadomie boję się że znowu się pokłócimy i pewnie stąd moja nerwica. Z życia w napięciu. Terapeutka mówi że mam problem z pozwoleniem sobie na odczuwanie przyjemności. Być może dlatego - że miłe kończy się nagle i szybko i zaczyna się tornado.
Garance - nie potrafię już realnie ocenić na ile jest mi dobrze. Nawet jak jest dobrze to gdzieś po kątach czai się mrok, mimo nadziei że to już był ostatni raz.
Co do terapii, na razie otrzymałam wskazówki co robić na dzień dzisiejszy. Ktoś musi przestać grać w tę grę. A gramy sobie w wojnę. I już nie dojdziemy kto jest temu winien, każdy ma swoje racje, ale wg terapeutki oboje się już okopaliśmy na swoich pozycjach i trudno będzie wyjaśnić to co było. To już nie ten etap. Mam spróbować wyskoczyć z błędnego koła. Odciąć się od tego co było, nie rozgrzebywać. I jeśli chcę walczyć to mam skupić całe swoje siły na ochronie siebie. Nie pozwalać się obrażać, przestać walczyć o rację nawet jak czuję że ją mam. I zobaczyć, co się dzieje. Ciąg dalszy na następnej sesji. Na razie czuję w sobie siłę aczkolwiek co będzie dalej to zobaczymy.
Dziękuję w każdym razie wszystkim za próby pomocy. Jedne słowa trafiają do mnie bardziej, drugie mniej, ale wszystkie czytam i analizuję.

Witaj,

Przeczytałem Twoje początkowe posty i ostatnie , odnosząc się do tego co tu napisałaś mogę Ci świadomie powiedzieć że terapeutka dobrze Ci radzi , niemniej on nazywa Cię głupią bo tak naprawdę zastawia na Ciebie pułapki a Ty w nie wpadasz. Jesteś przewidywalna , warto walczyć o każdy związek ale podejściem masz mnie wysłuchać bo ja tak chcę niczego nie zdziałasz. Musisz być sprytniejsza od niego tylko wtedy Cię doceni , co mam namyśli. Otóż jeśli on mówi swoje i gdy powiedzieć swoje zdanie wtedy odwraca się i Cię olewa. Na następny raz zrób dokładnie to samo , gdy zacznie do Ciebie mówić odwróć się i olej sprawę. Zobaczysz jak się zdziwi. Nie bądź przewidywalna bo on tak naprawdę wygrywa tę partię za każdym razem , przewiduje Twój ruch i dlatego uważa Cię za głupią. Opanuj emocje i zaczynaj rozgrywać to tak by on się nie spodziewał , zaczniesz go zaskakiwać a wtedy zacznie się z Tobą liczyć. Nie trzeba do tego podnosić głosu , okopywać czy walczyć. Psychologicznie rozegrać , on jest facetem który dominuje - zatem nie możesz w tym związku być głową. Ale możesz być szyją i nim  kierować w taki sposób by on tego nie wiedział.

Pamiętaj unikaj kłótni i starć frontowych - to nie jest Twoja domena tu zawsze przegrasz. Jeśli będziesz miała pytania chętnie Ci pomogę to rozegrać w taki sposób byś miała efekt docenienia , zauważenia i wysłuchania.

Najczęściej popełnianym błędem kobiet - obecnych kobiet jest wychodzenie na front jeśli chodzi o uzyskanie swojej racji lub uwzględnienie swojego zdania.
Wspomniałaś że powiedziałaś mu że jeśli w tygodniu normalny dzień pokłócicie się to będziecie się nie odzywać , a przed świętami Ty ustąpisz. Pamiętaj to jest Twoje założenie jakie by nie było a on na to nie pójdzie pomimo że Ci obiecał zapewne dla Świętego spokoju.

54

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet. Przykro mi jak czytam, ze zmagasz sie z nerwica. Twoje posty bardzo mnie zaciekawily bo wydaje mi sie ze jestem w bardzo podobnej sytuacji (tyle tylko ze krotszy staz..5 lat z tym 8mies po slubie, nie mamy tez dzieci).
Uwazam, ze post od pannapanna jest w znaczacej mierze niedprawiedliwy. To, jak wasze relacje odbija sie na dzieciach to takze odpowiedzialnosc twojego meza. To, jak wyglada wasz zwiazek, to tez w polowie jego odpowiedzialnosc! Mozesz tylko czesciowo eplywac na to jak sie uklada...ale sama nad tym nie zapanujesz..w koncu Was jest dwoje. Zajelo mi to pol roku aby wreszcie zrzucic z siebie cala odpowiedzialnosc i starania.. jestesmy wspolodpowiedzialne (z podkresleniem na wspol)! Nie udajesz, ze cos robisz! Szukasz najnormalniej w swiecie pomocy. Bedac w takim  zwiazku, bardzo ciezko o zdrowa perspektywe bo caly czas jestesmy urabiane, ze wszystko nasza wina. To nie prawda! Czasem twoja, czasem jego..a czasem razem "nabroicie".
Wierze, ze nie walczysz zaciekle o racje bo duma bo to, bo tamto... ale ze gdzies w glebi duszy czyjesz, ze to, jak jestes traktowana jest po prostu zle, okrutne i krzywdzace?
Dlaczego juz sie pogubilas? Bo jak ciagle slyszysz, ze gadasz glupoty, nie wiesz co mowisz, wszystko zle, twoja wina...trudno tu o pewnosc siebie.
Czy jak ci tak nagada, co zle zrobilas to czy czujesz sie winna? Starasz sie jeszcze bardziej?
Powstrzymujesz emocje, odpuszczasz wiecej ale dalej nic?
Poczytaj o narcystycznej osobowosci ( i nie chodzi tu o faceta zapatrzonego w swoje odbicie w lustrze)..zapytaj o to terapeutke.
Czy czujesz sie, ze wariujesz? Czy czujesz sie skolowana, ze juz sama nie wiesz kto ma racje i watpisz w to o co mialas pretensje to meza. Czy  on Ci mowi, ze ciagle ty tylko wszczynasz klotnie? Czy czesto jego zarzuty sa absurdalne?
Moj maz wpada we wscieklosc kiedy sie z nim nie zgodze... na najmniejsza krytyke reaguje agresja. Byly wyzwiska albo hasls typu glupia jestes, nie wiesz co mowisz, wariatka, ze mam znow "epizod" jakiejs nierownowagi emocjonalnej. Potem dlugie okresy milczenia itd. Czy to nie jest tak, ze przez cisze (bo ona cie bardziej meczy) wymusza na tobie wyciagniecie reki i zgode na jego warunki...bo z nimi nie ma mowy, ze wyslucha i zrozumie. A dlaczego tylko tobie ma zalezec na zazegnaniu konfliktu.. tylko dlatego, ze gorzej to znosisz...to manipulacja. Pomysl, dlaczego tak na prawde tak to zle znosisz? Ja za wszelka cene dazylam do zgody.
Duuuuzo czasu mi zajmuje "uwolnienie" sie od tego..robie male postepy. Moj maz nie odzywa sie od 3 tyg. Juz za nim nie latalam "chodz sie pogodzimy" tylko pytalam dlaczego sie nie odzywa? Nie wiele sie dowiadywalam...po kazdej rozmowie czujam sie jak taki chomik na kuli... tyle "przebierania lapkami" a stoisz w miejscu. Od kilku dni maz spi w drugim pokoju...tez pytalam dlaczego. Dzisiaj mi oznajmil, ze nie chce ze mna gadac bo to nic nie daje, bo zawsze neguje co mowi, ze jestem najgorsza zona jaka mozna miec, ze nic dla niego nie robie, jaka jestem w lozku "zimna" i nigdy nie zrobie nic od siebie, ze nie mozna ze mna normalnie porozmawiac bo tylko jecze itd...  hm... no to faktycznie po co odzywac sie do takiej zony? Jak ja bym tak myslala o mezu tez by mi sie gadac z nim nie chcialo. Za duzo tego na "nie" ... za duzo aby "uniesc" i jakos probowac walczyc. Acha...a za pare dni pewnie bedzie zaprzeczal ze nic takiego nie powiedzial i ze nie wiem co mowie.
Chodze na terapie bo juz nie chce tak zyc i chce zmienic swoje zycie.
Jesli odnajdujesz sie troche w tym co napisalam, moge przeslac ci pare artykulow na temat zwiazkow z narcyzami. Bardzo pomagaja zrozumiec kilka waznych rzeczy.
Trzymaj sie!

55 Ostatnio edytowany przez Dorula (2016-01-25 13:05:38)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Długo broniłam sie przed przeczytaniem tego wątku, ale to było silniejsze ode mnie, no i  stało się.
Tkwię w związku z narcyzem.
Od kilkunastu lat.
Jeszcze do niedawna on niekiedy pierwszy wyciągał reke na zgodę po kłótni, ktora oczywiscie sam wszczął, jeszcze pare lat temu przynosił kwiaty na zgodę, a ja, głupia, dawałam sie na to nabrać.
A teraz to on już przechodzi samego siebie.
Tkwię w takim bagnie, ze az mi sie niedobrze od tego robi.
Tkwię, bo nie mam siły na walkę w sadzie, na jakieś rozwody, przeprowadzki itd.
Moj maz nigdy, ale to nigdy nie stanął w mojej obronie.
Nigdy nie stanął po mojej stronie.
Sama mierze sie z całym światem.
To Was czeka, kochane, jeśli w porę nie uciekniecie.
Za te wszystkie moje winy, które maz mi przypisuje, powinnam siedzieć w więzieniu
z wyrokiem dożywocia.
Absurdalność jego zarzutów wskazuje na jakaś chorobę psychiczną.
Nie ma to żadnej rady, sposobu, podstępu, stawiania granic itd.
Ja już sie trochę do tego przyzwyczaiłam, o ile mozna tak powiedzieć, i unikam
wychodzenia z nim w miejsca, z których nie mozna uciec, np. nie lecę z nim samolotem
na wakacje, tylko jadę nad nasze morze.
Czasem jest fajnie, ale podejrzewam, ze tylko dlatego, ze on wie, ze jeden krzyk i już mnie nie ma.
Niekiedy mam wrażenie, ze on wszczyna kłótnie, zeby pobyć samemu, robić to, na co ma ochotę,
i z niczego sie nie tłumaczyć.
Ja robie wtedy dokładnie to samo, nie sprzątam, nie gotuje, nie piorę.
Bycze sie całymi dniami, wracam z pracy i nie robie nic.
Ostatnio usłyszałam zarzut, ze ja jestem przemocowcem, bo podczas tych cichych dni on chodzi głodny!!!!
No, paranoja, ręce i witki opadają.
I jeszcze usłyszałam, ze nie mam ochoty na seks i on sie czuje sfrustrowany???!!!
Zreszta zarzuty, które jeszcze usłyszałam, sa tak abstrakcyjne i niedorzeczne,
ze az mi sie nie chce o nich pisać.

Ale pare miesięcy temu był taki moment, ze mogłam sie zemścić i do dzisiaj żałuję, ze tego nie zrobiłam.
Po wielkiej awanturze o nic pomyslałam sobie, oho, mam tydzien nicnierobienia, ciche dni nieuniknione,
trudno, nie pierwszy raz i nie ostatni.
A tu niespodzianka!
Maz na drugi dzien odzywa sie!
Myśle, co jest grane???
To niemożliwe, znamy sie nie od dzisiaj, przecież sie nie zmienil z dnia na dzien, nikt mu operacji
na otwartym mózgu chyba nie zrobił!
Prawda wyszła na jaw już po paru minutach.
On po prostu mnie do czegoś pilnie potrzebował, beze mnie ani rusz.
Jak ja żałuję, ze wtedy nie odwróciłam sie na pięcie, tak, jak on to robi, kiedy go o cos prosze, jak ja żałuje,
ze odpuściłam i zrobiłam to dla niego, głupia jestem, jak but, tak już mam i tyle.

A moze to jest jakiś sposób na takich dupkow.
Doprowadzić do sytuacji podbramkowej, kiedy wasza dobra wola jest konieczna i niezbędna, nie wiem, jakiś podpis,
ważna finansowa sprawa, opłacona przez niego droga wycieczka, niech on prosi i daży do zgody, tak długo, jak to możliwe. Do ostatniego momentu. Albo niech jedzie sam i sam wyplatuje sie z umowy.
Niech poczuje, jak to jest.
Wiem, ze namawiam do złego, ale jak nic innego nie działa, na przemoc trzeba odpowiadać przemocą.

Musze kończyć,
pozdrawiam i życzę siły w podejmowaniu słusznych decyzji, bo mi jej niestety w porę zabrakło.

56

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Malwa - faktycznie, boli mnie to że ja analizuję, szukam, pytam, chodzę na terapię a u niego nic. Czy to tylko mój problem? Wg niego tak, jeśli ja się zmienię i nie będę go denerwować to on się już zmieniać nie musi bo nie będzie taki nerwowy smile
Co do potrzeby wyciszenia po kłótni TEORETYCZNIE to rozumiem. Ale praktycznie nie potrafię zaakceptować bo: komunikowane jest mi to w zły sposób (zamiast: jestem teraz zły, pogadamy np. wieczorem to słyszę na przykład że nie będzie ze mną gadał jak ja mam takie podejście), poza tym nawet jak czasem nie gadamy od razu tylko potem to często się unosi, nie widzę jakoś efektu wyciszenia. a jeszcze poza tym to on ucina kłótnię w trakcie nie dając mi szansy na wypowiedzenie się i to mnie najzwyczajniej w świecie wkurza.)
A1ina - dobrze to opisałaś. Trzeba coś zmienić bo faktycznie stoimy w miejscu.  Teraz też po kłótni i próbie wyjaśnienia w ten sam dzień nie wracam do tematu, odzywam się normalnie - on też - jest wyczuwalny jeszcze dystans ale zobaczymy co z tego wyniknie. Wydaje mi się że to go zaskoczyło.  Bardzo proszę o te artykuły! Trochę sama czytałam w sieci i faktycznie widzę u niego cechy osobowości narcystycznej. Nawet u mnie niestety pewne cechy pasują aczkolwiek nie do końca.
Alienek - Twój wpis dał nadzieję smile Faktycznie, jestem przewidywalna. I bardzo chciałabym nauczyć się postępować w ten sposób aby nie było awantur ale też żebym czuła się uszanowana.  Masz pomysł? smile
Dużo myślę nad tym wszystkim i jest coś, czego się boję: czy skoro przez tyle lat byłam właśnie taka to czy nie jest to w mojej naturze? Czy uda mi się coś zmienić? I po drugie: Mimo tego że widzę szansę na zmianę to trochę mam poczucie niesprawiedliwości: mam być tą mądrzejszą, panującą nad emocjami - ok, pewnie wiele razy się uda. Ale najzwyczajniej po ludzku chciałabym czasem mieć prawo okazać emocje, móc się wściec, pobuczeć, mieć zły humor - i żeby z tego nie było awantury. To mnie martwi. Bo na razie wygląda na to że aby coś zmienić to nie mogę tak się zachowywać.
Dorula - ja widzę sporo różnic. Mój mąż mnie nie potrzebuje do tego żeby mu gotować, prać, prasować. Robię to ja ale jak się wypnę to on sobie radę da. A co do spowodowania żeby on prosił w sytuacji podbramkowej to nie ma takiej opcji smile Po pierwsze - on nie prosi. Tylko bym się nasłuchała że mu to zepsułam, że to przeze mnie. A po drugie to na razie spróbuję przerwać to koło dogryzania sobie i udowadniania kto jest silniejszy.

57 Ostatnio edytowany przez Dorula (2016-01-25 14:21:54)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet,
Ja widzę same podobieństwa-:)
Moj maz tez nie prosi, on wymaga, wymusza, gra na emocjach.
Gdybym wtedy nie ustąpiła, tez bym sie nasłuchała, ale co z tego?
Mało sie nasłuchałam?
Jedna uwaga wiecej, czy mniej nie robi różnicy.

Moj maz w czasie focha sam pierze, cos tam gotuje( to moze określenie na wyrost),
generalnie do niczego mu nie jestem potrzebna.
Ale podczas kolejnej kłótni nie omieszka mi tego wypomnieć!
Chwyta sie wszystkiego, nagina fakty i zmienia rzeczywistość.
Kłamie i wykrzykuje takie rzeczy, ze mam wrażenie, ze on po prostu oszalał.

Jestem bardzo ciekawa, czy znajdziesz sposób na swojego meza, no i na siebie,
zeby sie w tym wszystkim nie zatracić, wiec, jeśli pozwolisz, będę z uwaga śledziła Twój
watek; moze znajdę w nim rady dla siebie i swojej, już chyba beznadziejnej, sytuacji.

Pozdrawiam serdecznie.

I jeszcze jedno.
Twój maz nie musi udowadniać, ze jest silniejszy, bo on już jest silniejszy.
Każde Twoje ustępstwo to przesuwanie granic, do jakich sie moze posunac.
Sama nic nie zrobisz.
Po co on ma sie zmieniać, skoro jest mu tak dobrze?
On musi poczuć sie niepewnie.
Jak to zrobic - nie wiem.

To chyba beznadziejne przypadki.

58

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Do Dorula i Violet30 - A nie macie dziewczyny poczucia, że ci faceci niszczą was, waszą psychikę?
Teksty typu "na przemoc trzeba odpowiadać przemocą", "Sama mierze sie z całym światem", "chciałabym czasem mieć prawo okazać emocje" brzmią przerażająco, walczycie całe życie, tylko o co? Kiedy inne mają facetów, którzy nadskakują im co rusz, tu toczy się ciągła wojna, kto ma rację i kto kogo bardziej wkurzy, jak z takim panem żyć w ogóle...
"aby coś zmienić to nie mogę tak się zachowywać" - violet30 to brzmi, jakbyś miała przestać być sobą, żeby partnera zadowolić, tylko czy to faktycznie go zadowoli, no mnie to przeraża, siebie zatracić, zeby dopasować się do kogoś - żeby mnie nie zostawił? To ma być Twoje życie? I Dorula ma rację mówiąc, że "Każde Twoje ustępstwo to przesuwanie granic, do jakich sie moze posunac". A jeśli nie ustąpisz to będzie tak jak jest, czyli tak źle i tak niedobrze. Ja nadal myślę, że to jest totalne niedobranie się charakterów i w tym związku lepiej już nie będzie.

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Malwa09 napisał/a:

Kiedy inne mają facetów, którzy nadskakują im co rusz

Naprawdę są tacy bezproblemowi faceci? Właśnie to pytanie mnie nurtuje, czy można mieć faceta który będzie idealnie odpowiadał w 100%?

60 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-01-25 23:11:20)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Dorula napisał/a:

Długo broniłam sie przed przeczytaniem tego wątku, ale to było silniejsze ode mnie, no i  stało się.
Tkwię w związku z narcyzem.
Od kilkunastu lat.
Jeszcze do niedawna on niekiedy pierwszy wyciągał reke na zgodę po kłótni, ktora oczywiscie sam wszczął, jeszcze pare lat temu przynosił kwiaty na zgodę, a ja, głupia, dawałam sie na to nabrać.
A teraz to on już przechodzi samego siebie.
Tkwię w takim bagnie, ze az mi sie niedobrze od tego robi.
Tkwię, bo nie mam siły na walkę w sadzie, na jakieś rozwody, przeprowadzki itd.
Moj maz nigdy, ale to nigdy nie stanął w mojej obronie.
Nigdy nie stanął po mojej stronie.
Sama mierze sie z całym światem.
To Was czeka, kochane, jeśli w porę nie uciekniecie.
Za te wszystkie moje winy, które maz mi przypisuje, powinnam siedzieć w więzieniu
z wyrokiem dożywocia.
Absurdalność jego zarzutów wskazuje na jakaś chorobę psychiczną.
Nie ma to żadnej rady, sposobu, podstępu, stawiania granic itd.
Ja już sie trochę do tego przyzwyczaiłam, o ile mozna tak powiedzieć, i unikam
wychodzenia z nim w miejsca, z których nie mozna uciec, np. nie lecę z nim samolotem
na wakacje, tylko jadę nad nasze morze.
Czasem jest fajnie, ale podejrzewam, ze tylko dlatego, ze on wie, ze jeden krzyk i już mnie nie ma.
Niekiedy mam wrażenie, ze on wszczyna kłótnie, zeby pobyć samemu, robić to, na co ma ochotę,
i z niczego sie nie tłumaczyć.
Ja robie wtedy dokładnie to samo, nie sprzątam, nie gotuje, nie piorę.
Bycze sie całymi dniami, wracam z pracy i nie robie nic.
Ostatnio usłyszałam zarzut, ze ja jestem przemocowcem, bo podczas tych cichych dni on chodzi głodny!!!!
No, paranoja, ręce i witki opadają.
I jeszcze usłyszałam, ze nie mam ochoty na seks i on sie czuje sfrustrowany???!!!
Zreszta zarzuty, które jeszcze usłyszałam, sa tak abstrakcyjne i niedorzeczne,
ze az mi sie nie chce o nich pisać.

Ale pare miesięcy temu był taki moment, ze mogłam sie zemścić i do dzisiaj żałuję, ze tego nie zrobiłam.
Po wielkiej awanturze o nic pomyslałam sobie, oho, mam tydzien nicnierobienia, ciche dni nieuniknione,
trudno, nie pierwszy raz i nie ostatni.
A tu niespodzianka!
Maz na drugi dzien odzywa sie!
Myśle, co jest grane???
To niemożliwe, znamy sie nie od dzisiaj, przecież sie nie zmienil z dnia na dzien, nikt mu operacji
na otwartym mózgu chyba nie zrobił!
Prawda wyszła na jaw już po paru minutach.
On po prostu mnie do czegoś pilnie potrzebował, beze mnie ani rusz.
Jak ja żałuję, ze wtedy nie odwróciłam sie na pięcie, tak, jak on to robi, kiedy go o cos prosze, jak ja żałuje,
ze odpuściłam i zrobiłam to dla niego, głupia jestem, jak but, tak już mam i tyle.

A moze to jest jakiś sposób na takich dupkow.
Doprowadzić do sytuacji podbramkowej, kiedy wasza dobra wola jest konieczna i niezbędna, nie wiem, jakiś podpis,
ważna finansowa sprawa, opłacona przez niego droga wycieczka, niech on prosi i daży do zgody, tak długo, jak to możliwe. Do ostatniego momentu. Albo niech jedzie sam i sam wyplatuje sie z umowy.
Niech poczuje, jak to jest.
Wiem, ze namawiam do złego, ale jak nic innego nie działa, na przemoc trzeba odpowiadać przemocą.

Musze kończyć,
pozdrawiam i życzę siły w podejmowaniu słusznych decyzji, bo mi jej niestety w porę zabrakło.

Odnoszę wrażenie, że czujesz się dumna opisując nam tu twoją walkę oko za oko, ząb za ząb i wasze starcia na tym ringu.
Nie zmęczyłaś się jeszcze?
Widocznie lubisz tę przemoc (ty na nim, a on na tobie) skoro postanowiłaś nic nie robić i w tym trwać.
Aż mam ciarki jak słyszę takie cmentarne opowieści.
Czy wy dziewczyny macie jeszcze jakieś marzenia, jakieś resztki własnego świata, własne promyczki szczęścia?
Czy zauważacie wokół siebie inne modele na współżycie małżonków?
Czy tylko ta walka na ostrza z rywalem i nic poza tym?
Myślałyście kiedyś o stratach na tej wasze wojnie i o tym jak krótkie jest życie?
Ale to wasz wybór. Zawsze się znajdzie wymówka, że tak już musi być, prawda?

Co do autorki. Ja myślę, że ona zaczyna kumać, że coś jest nie tak, że jej związek jest toksyczny, a partner stosuje wobec niej przemoc psychiczną. Jeśli jej terapia zostanie dobrze poprowadzona, to za jakiś czas zawalczy o siebie i swój uśmiech na twarzy. Za ile?
Nie wiem? Może minąć kilka lat.

Edit. Tutaj jest fajny przykład dziewczyny, która zbudowała w sobie siłę i zawalczyła o siebie. Bardzo ładnie można na podstawie jej wpisów prześledzić proces dojrzewania do zmian, a potem dojrzałą decyzję o zmianie kierunku własnego życia. http://www.netkobiety.pl/t72138.html

61 Ostatnio edytowany przez Dorula (2016-01-26 00:15:31)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Nie, nie czuje sie dumna, wręcz przeciwnie, wstyd mi za siebie.
I jestem bardzo zmęczona.
Napisałam to po to, zeby uświadomić autorce wątku, ze walczy z wiatrakami.
Po nic wiecej.

62

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Violet.. (...)"wg niego tak, jeśli ja się zmienię i nie będę go denerwować to on się już zmieniać nie musi bo nie będzie taki nerwowy smile "
..moj mowil dokladnie to samo. Ale to bzdury, zwalanie odpowiedzialnosci za swoje zachowanie na Nas. Twoja wina, ze wpada we wscieklosc..on nic zle sam nie robi, narcyz jest przerazony mysla, ze cos zle robi, wiec pewnie musi zwalic na kogos, zeby poczuc ulge, ze w sumie to nie on.
Nastepne.. (...)
"że nie będzie ze mną gadał jak ja mam takie podejście), poza tym nawet jak czasem nie gadamy od razu tylko potem to często się unosi, nie widzę jakoś efektu wyciszenia. a jeszcze poza tym to on ucina kłótnię w trakcie nie dając mi szansy na wypowiedzenie się i to mnie najzwyczajniej w świecie wkurza.)"
... mam doslownie to samo.. po tym co sie naczytalam wydaje mi sie, ze to oni rozdaja karty i beda rozmawiac kiedy im sie widzi..zagadujemy to sie wsciekaja. Moj troche odpuszcza jak widzi ze juz olewam. Typowe.. koniec koncow narcyz musi miec kogos kto te jego narcystyczne zapedy "podkarmia" ..jak olewasz to traci grunt i moze odpuscic troche, czasem jest fajnie jakis czas. Jak juz poczuje sie pewnie,  ze znow cie ma.. zaczynaja sie humory, wszystko nie tak, nie ten ton itd.

"A1ina - dobrze to opisałaś. Trzeba coś zmienić bo faktycznie stoimy w miejscu.  Teraz też po kłótni i próbie wyjaśnienia w ten sam dzień nie wracam do tematu, odzywam się normalnie - on też - jest wyczuwalny jeszcze dystans ale zobaczymy co z tego wyniknie. Wydaje mi się że to go zaskoczyło.  Bardzo proszę o te artykuły! Trochę sama czytałam w sieci i faktycznie widzę u niego cechy osobowości narcystycznej. Nawet u mnie niestety pewne cechy pasują aczkolwiek nie do końca"
:-) tez na poczatku, jak poczytalam to myslalam, ze terapeutka mi chce zasugerowac, ze to moze ja jestem narcyzem w zwiazku. Ale nie. Kazdy troche tego ma. Bronilam sie troche przed tym, czy w to wierzyc, ze on moze taki nie jest, ze moze jest nadzieja. Obawiam sie, ze nie ma szans na partnerski zwiazek. Nir znajdziemy wsparcia i zrozumienia wiec pytanie czy moge zyc w takim zwiazku. Kiedy jest dobrze, jest ok, ale to i tak nie do konca, tak jakby emocjonalnie jest i tak pustawo. Jak jest zle.. odsunac sie, zajac sie w 100% soba, ale to tak jak byc w zwiazku ale jednak byc samemu. Ktis to fajnie opisal, ze zwiazek z narcyzem to tak jak miec mebel w domu.. czasem moze i wygodnie w nim usiasc a tak po za tym to zero jakiejs emocjonalnej wiezi.
Nie chce Cie zniechecac, ale nie spodziewaj sie zbyt wiele po tym zaskoczeniu. Ja tez swojego zaskoczylam.. pomyslalam..ooo cos nowego, moze jak bede tak postepowac to bedzie lepiej. Niestety nie trwalo to dlugo, bo to znowu tylko ja cos zmienilam.. a to chyba bedzie dzialac jak oni zrozumieja, ze tez musza cos zmienic a nie wszystko na naszych barkach.
Kolejny komentarz...
(...)"jestem przewidywalna. I bardzo chciałabym nauczyć się postępować w ten sposób aby nie było awantur ale też żebym czuła się uszanowana.  Masz pomysł? smile"
... zacznij szanowac siebie! Powiedzial cos obrazliwego, przerwalam rozmowe natychmiast. Niestety pozniej znow przejelam incjatywe aby dogadac sie i zakonczyc konflikt ale nie wszystko na raz. Trenuje sie w przerywaniu rozmowy. Chodzi tez o to, ze jak narcyz sie nakreci, to nie ma szans na jakas konstruktywna rozmowe. Tak wszystko przekteca, ze czujesz sie omotana. Rozmowa wtedy nie ma sensu. Udalo Ci sie do czegos dojsc jak sie zdenerwowal? Nagadamy sie i tylko stracimy energie. Staram sie urywac. Jeszcze slabo mi idzie.


"Dużo myślę nad tym wszystkim i jest coś, czego się boję: czy skoro przez tyle lat byłam właśnie taka to czy nie jest to w mojej naturze? Czy uda mi się coś zmienić?"
... w sobie napewno! Ja po pol roku terapi widze roznice. Wiedza o tym co sie dzieje duzo pomaga.

.." po drugie: Mimo tego że widzę szansę na zmianę to trochę mam poczucie niesprawiedliwości: mam być tą mądrzejszą, panującą nad emocjami - ok, pewnie wiele razy się uda. Ale najzwyczajniej po ludzku chciałabym czasem mieć prawo okazać emocje, móc się wściec, pobuczeć, mieć zły humor - i żeby z tego nie było awantury. To mnie martwi. Bo na razie wygląda na to że aby coś zmienić to nie mogę tak się zachowywać"
..jejku! Mialam TE SAME MYSLI!!!
Raz czy dwa wscieklam sie i dalam sobie prawo na okazanie emocji...na zly humor i cos mu tam nawet nagadalam i pomyslalam mam gdzies, moze sie nie odzywac tydzien. Poczulam ulge. Pomyslalam, nie bede czekac az Pan Narcyz mi pozwoli na bycie soba, sama sobie pozwolilam. Bylo to uwalniajace. Oczywiscie moj maz byl wsciekly, ciche dni byly, ale chyba troche sie zaskoczyl... nic sobie z tego nie robilam.
Musze konczyc. Jutro wrzuce pare linkow.

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Wrzuć trochę na luz, taki typ człowieka i tego nie zmienisz niestety. Ja również wolę chwilę posiedzieć w ciszy i spokoju po kłótni by przemyśleć sobie pewne sprawy uważam że nie ma w tym nic złego. Lepiej chwile chwilę oddechu nabrać do owej sprawy która jest poruszana w kłótni niż rzucać się do oczu i rzucać mięsem (czyt wyzwiskami) no przynajmniej takie jest moje zdanie.

Ale zauwazyłam chyba u was jeden zasadniczy problem - nie rozmawiacie o problemach, o uczuciach - i to właśnie powoduje u was sprzeczki. Macie zapewne inne oczekiwania, inne spojrzenie na pewne sprawy i wszystko dusicie w sobie do tego momentu aż to staje się nieznośnie i stąd te sprzeczki. Błąd. To jest najgorsze co możecie zrobić. Jesteście już ze sobą ze sporym stażem powinniście dawno wypracować siebie i wasze wspólne sprawy.

Proponowałabym iść do mediatora, na terapię byście nauczyli się ze sobą rozmawiać jeżeli sami nie jesteście poradzić sobie z tym.

64 Ostatnio edytowany przez Garance_30 (2016-01-26 09:24:09)

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Dorula napisał/a:

Nie, nie czuje sie dumna, wręcz przeciwnie, wstyd mi za siebie.
I jestem bardzo zmęczona.
Napisałam to po to, zeby uświadomić autorce wątku, ze walczy z wiatrakami.
Po nic wiecej.

Tak, to jest walka z wiatrakami. Musi upłynąć trochę czasu, violet30 przetestuje jeszcze wiele strategii i taktyk, aż w końcu się wypali i starci nadzieję. Zazwyczaj wtedy dochodzi do przełomu. Tylko oby nie poszła w twoim kierunku.

Wiesz, nie chcę ci tu sprawiać krzywdy, ale dlaczego postanowiłaś zostać w tym chorym układzie i dalej się tam męczyć?
Wiele kobiet (także i mężczyzn) kiedy budzi się nagle i dostrzega jak jest, zaczyna w małżeństwie walkę o siebie.
Chcą stanąć na nogi, bardzo często w tym czasie korzystają z usług terapeuty aby wzmocnić swoją wartość.
Zaczynają dbać o siebie, zmieniają albo idą do nowej pracy, wzmacniają relacje z rodziną i przyjaciółmi, organizują sobie nowe hobby, spotkania na mieście, wyjazdy. Nie skupiają się wtedy na toksyku, nie walczą z nim (budują taką tarczę ochronną wokół siebie), ale na sobie. Tak w zdrowy sposób dokonują własnej przemiany. Bardzo często po długich miesiącach takiego wykuwania siebie, kiedy są już na tyle wzmocnieni i niezależni (emocjonalnie najpierw, potem finansowo) postanawiają zawalczyć o lepsze, bardziej spokojne i w zgodzie ze sobą życie.
Dlaczego się poddałaś?

65

Odp: Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Malwa - właśnie ja już nie chcę walczyć. Nie chcę już nic udowadniać. Chcę aby coś się między nami zmieniło. Pamiętam sytuację że mnie coś wkurzyło i sobie buczałam pod nosem, chodziłam jak nakręcona po mieszkaniu (chyba było do spotęgowane zbliżającym się okresem). Mąż podszedł wtedy, przytulił, zapytał co się dzieje i powiedział abym wyluzowała. I to było super. Chciałabym właśnie aby tak było zawsze. Czuć się bezpiecznie wiedząc że takie coś nie skłóci nas niepotrzebnie. I do tego będę dążyć. Ale nie wszystko na raz. Na początku trzeba chyba przerwać walkę. Jutro idę znowu na terapię i będę pytać co dalej.

Garance - wbrew pozorom ja mam uśmiech na twarzy często. Te nasze kłótnie mi go odbierają ale ostatnie wydarzenia natchnęły mnie nadzieją. Mój mąż nie jest dupkiem - jak to ktoś określił. Ma problem i nie potrafi go sobie uświadomić. Ale nie jest złym człowiekiem. Po prostu tutaj skupiam się na tym co złe a nie na tym co dobre.

A1ina - wydaje mi się że najlepiej trafiają do mnie Twoje słowa. Ach, żeby takie zrozumienie było możliwe między mną a mężem... Czasem mam wrażenie że dla niego rozmowa o uczuciach, emocjach i różnym postrzeganiu spraw do jakaś totalna abstrakcja!

I trochę boję się że nawet jeśli uda mi się "naprawić" siebie to między nami zbyt wiele już nie zostanie. Bo MY nie potrafimy rozmawiać. Przynajmniej do tej pory. No chyba że się nauczymy, że coś ruszy w dobrą stronę. Ech, czemu to takie pokopane.

Posty [ 1 do 65 z 93 ]

Strony 1 2 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024