Mamy czy wasze dzieci w wieku 3 lat i więcej przechodziły tzw. bunt trzylatka???Ja czasami nie mam juz cierpliwosci i w takich sytuacjach mam ochote uciec z domu gdzie pieprz rosnie
trzeba się przyzwyczaić,i być gotowym jeszcze na inne bunty ale też trzeba wyznaczyć dziecku jakieś granice,a 3 latek jest w stanie pojąć już co wolno a czego nie
z tymi granicami to u mnie jes ciężko.zazwyczaj to ja pierwsza sie poddaje;/
U nas bunt jest ,a jakze? ale moje dzieci wiedza, ze nasze relacje oparte sa na rozmowie. Wrzeszczenie, krzyczenie, tupanie i inne formy znecania sie nad rodzicami sa zabronione pod kara przebywania w osobnym pomieszczeniu do czasu ustapienia w/w objawow
My z mezem jestesmy po lekturze: "Wychowanie bez porazek" Gordona.
Zyjemy kompromisami. Polecam te ksiazke rowniez z innego powodu. Ona uczy tego jak mowic zeby dzieci sluchaly, a takze jak sluchac zeby dzieci mowily. Otworzyla mi oczy i pomogla zrozumiec co czuja dzieci, bo juz nieco zapomnialam jak to bylo
Pozdrawiam!
z tymi granicami to u mnie jes ciężko.zazwyczaj to ja pierwsza sie poddaje;/
To fatalnie. Przez to będziesz miała jeszcze gorzej. To nie jest tak, że mu to minie. Ten bunt jest dziecku potrzebny w jego rozwoju emocjonalnym, bo w ten sposób poznaje ono granice za które nie powinien się posunąć oraz dowiaduje się że za złe zachowanie są ZAWSZE konsekwencje. Dowiaduje się też, że musi się liczyć z reakcją innych ludzi a ono nie jest pępkiem świata. Jeśli ty mu ulegasz, dziecko dostaje sygnał, że obojętnie co zrobi, matka ma zrobić to czego ono chce, że im gorzej się będzie zachowywać (krzyczeć, awanturować się) matka szybciej ulegnie. To będzie miało swój ciąg dalszy w problemach wychowawczych mniejszych lub większych. Konsekwencja jest w wychowaniu dziecka to kluczowa sprawa. Wiem, że nie jest łatwo i czasem człowiek ma ochotę wyjść z siebie, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Witam. Mam właśnie taki problem moja córka ma teraz ponad trzy lata, zawsze była upartym dzieckiem ale wiedziała że płaczem nic nie zdziała. Stosowaliśmy z mężem taką metodę, że gdy zaczynała na nas wymuszać coś płaczem i nie chciała się uspokoić wysyłaliśmy ją do drugiego pokoju aż się uspokoi i zawsze ta metoda działała ale odkąd urodził się jej młodszy brat staje się coraz bardziej nieznośna, a ja już nie daje rady z jej napadami płaczu potrafi płakać i krzyczeć przez bitą godzinę i nic na nią nie działa... już nie wiem co mam robić. Nawet sąsiadka się mnie już parę razy pytała dlaczego mała tak płacze, za niedługo sąsiedzi pomyślą że ją bije albo bóg wie co ja jej robię a moja córka potrafi płakać o naprawdę wszystko nawet o to że ma się rozebrać z piżamy i przebrać w normalne ubranie...eh. Pomóżcie proszę:(
Wasza metoda była dobra, ale sytuacja się zmieniła, więc trzeba poszukać czegoś jeszcze. Może poświęcić jej więcej uwagi teraz gdy ma młodszego brata, pozwolić jej np. asystować przy pielęgnacji niemowlaka (to działało przy mojej córce), pozwolić jej poczuć się dumną z bycia starszą siostrą. Na pewno nie ustępować w przypadku wymuszania płaczem.
Zaobserwowała dziwne zjawisko dające duzo do myslenia. Mam sporo znajomych ktorzy mają dzieci w roznym wieku i poslugują sie roznymi metodami wychowawczymi. Tam gdzie jest adorowane "luzackie" wychowanie, tzw bezstresowe, dziecko wiele wiele moze,celebruje,traktuje jak pepek swiata, pokazuje sie jemu, ze kazdy ma mu zdrogi schodzic ,spelnia sie jego widzimisie kaprysy, etc etc ,wówczas w kazdej fazie wiekowej występuje bunt 2 lat,a 3 latka, ,4 lat,a 6 latka, 8 latka, 11 latka...i w nieskonczonosc
Tam gdzie panuje dyscyplina, niekiedy twarde rygorystyczne wychowanie,dzieci są karnie wychowywane (mowie tu jesli jest dokonanie przewinienia, niegrzeczne zachowanie) jesli konsekwencje są wyciagane za swiadome przegiecie,wymaga sie od nich przestrzegania zasad, i respektu do rodzica to nikt nie spotkal sie z buntami "..latka" jest im to obce
Ja osobiscie jestem zwolennikiemna "twardej rekiu" kiedy trzeba,na niektore dzieci trzeba dyscypline wiekszą zaprowadzic(oczywiscie nie na wszystkie),ale bez pieszczenia sie ani cackania jesli widzi sie ,ze nie tędy droga.A zdrowa dyscyplina nie ma nic wspolnego z przemocą, w zaden sposób.Na dobre kazdemu to wyjdzie,wtedy zero problemow z buntami do nieopanowania
Zaobserwowała dziwne zjawisko dające duzo do myslenia. Mam sporo znajomych ktorzy mają dzieci w roznym wieku i poslugują sie roznymi metodami wychowawczymi. Tam gdzie jest adorowane "luzackie" wychowanie, tzw bezstresowe, dziecko wiele wiele moze,celebruje,traktuje jak pepek swiata, pokazuje sie jemu, ze kazdy ma mu zdrogi schodzic ,spelnia sie jego widzimisie kaprysy, etc etc ,wówczas w kazdej fazie wiekowej występuje bunt 2 lat,a 3 latka, ,4 lat,a 6 latka, 8 latka, 11 latka...i w nieskonczonosc
Tam gdzie panuje dyscyplina, niekiedy twarde rygorystyczne wychowanie,dzieci są karnie wychowywane (mowie tu jesli jest dokonanie przewinienia, niegrzeczne zachowanie) jesli konsekwencje są wyciagane za swiadome przegiecie,wymaga sie od nich przestrzegania zasad, i respektu do rodzica to nikt nie spotkal sie z buntami "..latka" jest im to obce
Ja osobiscie jestem zwolennikiemna "twardej rekiu" kiedy trzeba,na niektore dzieci trzeba dyscypline wiekszą zaprowadzic(oczywiscie nie na wszystkie),ale bez pieszczenia sie ani cackania jesli widzi sie ,ze nie tędy droga.A zdrowa dyscyplina nie ma nic wspolnego z przemocą, w zaden sposób.Na dobre kazdemu to wyjdzie,wtedy zero problemow z buntami do nieopanowania
Zgadzam się w całej rozciągłości! Faktem jest, że dzieci doskonale wiedzą przy kim mogą sobie na co pozwolić. Np moja siostrzenica przy własnej matce miała bunt permanentny! U mnie wyskoczyła raz jak miała jakoś koło 2 lat. Raz jedyny próbowała zrobić histerię w sklepie. Pierwsza to była i ostatnia próba. Przy mnie to bylo niebywale grzeczne i ułożone dziecko, przy siostrze diabeł wcielony.
Polecam Ci lekture książki J.Carr: Pomoc dziecku upośledzonemu. Niech Cie tytuł nie zrazi, autorka opisuje możliwości wykorzystania warunkowania i innych metod behawioralnych w terapii dziecka upośledzonego, ale również w wychowaniu dziecka zdrowego. Sama zobaczysz, że to naprawdę proste jest
Wasza metoda była dobra, ale sytuacja się zmieniła, więc trzeba poszukać czegoś jeszcze. Może poświęcić jej więcej uwagi teraz gdy ma młodszego brata, pozwolić jej np. asystować przy pielęgnacji niemowlaka (to działało przy mojej córce), pozwolić jej poczuć się dumną z bycia starszą siostrą. Na pewno nie ustępować w przypadku wymuszania płaczem.
Mała nam pomagała tylko nastąpiło nieporozumienie. Młodszy brat ma już ponad rok, Zuzia pomagała mi przy przewijaniu, kąpaniu jak był malutki podawała mi kremy i oliwkę zabierała mi zużyte pampersy i do kosza zanosiła itd. na początku było ok ale czym Mateusz jest większy tym ona jest bardziej nieznośna. Czasu myślę że poświęcam jej dość tyle ile tylko mogę pomaga mi przy gotowaniu obiadu czy wycieraniu kurzy jak mały śpi bawię się tylko z nią malujemy, rysujemy, bawimy się ciastoliną itd. nie wiem co jest grane. Ma to chyba związek z tym że teraz mały ma wyznaczane zasady których z racji wieku jeszcze nie zna a przynajmniej nie wszystkich i ona też czasem zachowuję się jak on, tak jak by nie rozumiała tak jak jej brat. Tłumacze jej wtedy że on jest mniejszy i nie rozumie jeszcze tak wiele jak ona ale ona przecież wie że tak nie wolno ale to praktycznie nic nie daje a za jakieś wybryki oczywiście jest karana bo też nie jestem zwolenniczką pobłażania dzieciom .
u mnie znowusz jest tak że ja wprowadzam swoje zasady,5 dni jest dobrze...potem wraca mąż który pracuje w delegacji:(wtedy pozwala małemu na wszystko no chyba że mąż zajmnie się czymś i nie może np uczestniczyc w tańcu a syn chce koniecznie i tylko zatańczyć z ojcem, wtedy jest histeria,płacz lament i wszystko co tylko możliwe,bo nie chce tańczyć ze mną tylko z ojcem,kiedy już mąż z nim zatańczy, nie chce go puścić z pokoju,musi przy mnim byc i ma się bawic z nim i koniec.mama jest na drugim planie,(ja się cieszę bo mam chwilę na ugotowanie w spokoju obiadu,zrobieniu pożądków,czy wyjście po zakupy)zawsze potem powtarzam mężowi że nie powinien pozwalać mu na wszystko bo tak będzie zawsze.mały nie potrafi bawić się zbyt długo sam,przebywać sam też nie lubi,jest taki towarzyski że nawet do toalety idzie za mną bądz po chwili do mnie przychodzi.
Ja nie jestem mama dzieci wychowywanych "bezstresowo" czyli robta co chceta, ake nie musze jakiejs dyscypliny wprowadzac. Dzieci maja odpowiednio prawie 5 lat, 3 lata i ostatnie 5miesiecy.
Zauwazylam, ze mowienie: jemu wolno, bo jest maly dziala na starsze jak plachta na byka. Zaczynaja zachowywac sie jak niemowlaki, podkradaja smoczki, siadaja w lezaczku itd. Teraz tlumacze tak: on jeszcze nie rozumie co to znaczy ciagnac za wlosy, robi to nieswiadomie, uczy sie od was. Jestescie przykladem dla Tomka. Tak wypowiedziane slowa zupelnie zmienjaja obraz rzeczy.
Co do "twardej reki" mozna sie przejechac. Dla dzieci rodzice staja sie tyranami, ktorzy rozkazuja i sa ponad prawem. Dzieci szybko sie naucza klamac zeby unikac konsekwencji.
Czy panie zachwalajace ten typ wychowania same byly tak wychowane i jesli tak, to jaki macie kontakt z rodzicami? Sztuczna uprzejmosc/brak kontaktu/ przyjaciele?
Bo w mojej rodzinie kazdy jej czlonek jest tak samo wazny, wszystkich potrzeby sa respektowane i niczyje problemy nie sa powazniejsze od innych, sa po prostu inne. Ja wychowuje dzieci w duchu partnerstwa. Moje maluchy nie musza zwalac winy na inne dziecko jesli podczas zabawy np stluka szklanke czy talerz.
Czasem im mowie zeby uwazaly na cos, a za chwile bum! Wtedy koncza zabawe, sprzatamy i rozmowa: dlaczego mnie nie posluchaly, czy wiedza jak mi przykro, przepraszanie i co mozna zrobic zeby uniknac podobnych wypadkow w przyszlosci. Nie mialam potem problemu, ze zaraz zaczely robic to samo. One wiedza, ze sa kochane, ale to nie oznacza, ze wszystko im wolno w imie tej wolnosci. Tam sie konczy ich wolnosc gdzie zaczyna sie krzywda drugiej osoby. W przedszkolu pani jest zachwycona postawa Kubusia i nigdy nie miala z nim klopotow, choc jest rozbiegany, szybki i zwykle najpierw robi potem mysli, jednak jesli raz pani poprosi zeby czegos nie robil, on zaprzestaje swoich figli, ew. Pyta dlaczego jest to zle, bo np w domu moze czasem glosno sie zachowywac. Pani tlumaczy i on sie stosuje. Moim zdaniem taka pstawa zaoszczedza przyszlych buntow, bo ten dwulatka jest nieunikniony bo maluch wszystko musi empirycznie i slowa nie zawsze trafiaja i przekonuja, ale wszystko da sie przetrwac
13 2013-01-15 01:44:53 Ostatnio edytowany przez mortisha (2013-01-15 01:54:24)
Czy panie zachwalajace ten typ wychowania same byly tak wychowane i jesli tak, to jaki macie kontakt z rodzicami? Sztuczna uprzejmosc/brak kontaktu/ przyjaciele?
Byłam wychowywana twardą reka doslownie, a nie w przenosni, a zauwaz ,ze w cudzysłow wzielam ten wyraz, aby zbyt doslownie i rygorystycznie do tego nie podchodzić. Równiez napisałam, że nie do kazdego dziecka trzeba taki model stosować, bo nie da sie zaprzeczyc że są dzieci, ktore naprawde są łatwe w obyciu, a są tez takie które są ciężkie w wychowaniu, niepokorne, czekają tylko na okazje aby cos zpsocić, narozrabiać,zlosliowsc az uszami kipi,mają w nosie łagodne prosby rodzica, a dopiero jak odczuja konsekwencje swoich przewinien, wtedy cos do główki dociera
Moje wychowywanie za dzieciaka i dorastania było o wielee wielee bardziej rygorystycznie niz tutaj napisałam,mimo ze osobiscie nie smialabym pewnych metod do dziecka zaprezentowac,bo nie te czasy,i nie jestem zwollenikiem przesady,to jednak nie mam zalu. Kontakt z moimi rodzicami mam nienaganny,owszem powsciagliwy z racji zakodowanego respektu do rodzica, ale szacunek dwóch stron jest do siebie nawzajem.Jest taki jaki chcialam miec i mam.
Sama jestes mamą malych dzieci i spotykasz sie z roznymi obcymi dziecmi,gdzies w towarzystwie czy na spacerach, i napewno sama niejednokrotnie zauwazylas ,ze dzieci bywają przerozne, aniolki, i diabelki,i takie pośrodku.
Aby okiełznac diabełka trzeba zastosowac zupełnie inne podejscie niz do aniolka,czyli twarde ,stanowcze i konsekwentne, bo w przeciwnym razie ten diabelek by cie smiechem zabił,jakbysmy mieli czekac kiedy on sie zlituje nad biedną mama,ktora ma smutna minke,i cala zapada sie pod ziemie z tego wstydu jaki diabel jej robi,wiec w tym wypadku stwierdzam ze zdrowa umiarkowana dyscyplina jest wskazana,,wręcz konieczna,nie zaszkodzi a pomoze kazdej ze stron i dziecku, i rodzicom,ipozostalym,......podkreslam, że nie mam na mysli znęcania sie nad dzieckiem ,bo jest to juz stanowcze naduzycie
Na wlasnej skorze przekonałam sie co to znaczy mieszkac z cwanym ,bystrym dzieckiem,ktore bez jasnych zasad i reguł,i wymogów chyba by cie zmartretowalo psychicznie i emocjonalnie
Piszesz ,że bunt dwulatka jets nieunikniony..no wiec ja kolejny raz powiem tobie z reką na sercu, że dobrze znane mi osoby,ktore maja dzieci w roznym wieku, gdzie stosowali wychowanie troche bardziej rygorystyczne, czyli za kazde swiadome przewinienie,niegrzeczne zachowanie były kary,dzieci rosly w okreslonych zasadach i regułach jakie panowaly czy to w domu czy poza domem ,u takich dzieci nie wystepowaly spazmowe buntu, ataki histeri,wymuszenia, bo wiedzialy z czym to sie wiąże, i jakie konsekwencje za to bedą ponoszone.Od zarodka przeciąganie granic było korygowane.....i tutaj mowy nie bylo o znecaniu sie nad dzieckiem,bo znam doskonale tych ludzi i ich poglądy
Ja szanuje twoje zdanie, aczkolwiek mam na uwadze ,że od podejscia rodzica i postawienia granic wiele zależy
Jadwinia, chyba nie do konca sie zrozumiałyśmy, więc pozwole sobie odnieść się do Twojej wypowiedzi, z którą w zasadzie się zgadzam, ale pewne rzeczy po prostu nazywam inaczej.
Ja nie jestem mama dzieci wychowywanych "bezstresowo" czyli robta co chceta, ake nie musze jakiejs dyscypliny wprowadzac.
Jeśli Twoje dzieci mają określone jasne granice. Są odpowiednio karcone i nagradzane w zależności od ich postępowania, to nie jest to niczym innym niż dyscypliną.
Zauwazylam, ze mowienie: jemu wolno, bo jest maly dziala na starsze jak plachta na byka. Zaczynaja zachowywac sie jak niemowlaki, podkradaja smoczki, siadaja w lezaczku itd. Teraz tlumacze tak: on jeszcze nie rozumie co to znaczy ciagnac za wlosy, robi to nieswiadomie, uczy sie od was. Jestescie przykladem dla Tomka. Tak wypowiedziane slowa zupelnie zmienjaja obraz rzeczy.
Zgadzam się w zupełności i popieram strategie! Trudno oczekiwać od powiedzmy dwulatka poziomu kultury przy stole, ktory jest juz oczywisty dla szesciolatka. Grunt, to starszemu właściwie to wyjaśnić, a młodszego uczyć i konsekwentnie wymagać, aż zaskoczy.
Co do "twardej reki" mozna sie przejechac. Dla dzieci rodzice staja sie tyranami, ktorzy rozkazuja i sa ponad prawem. Dzieci szybko sie naucza klamac zeby unikac konsekwencji.
"Twarda ręka" to nie tyrania! To świadomość reguł i zasad rządzących domem i rodziną. To naturalne, że zasady ustalane są przez rodziców i muszą służyć wszystkim. Egzekwowane są konsekwentnie i dotyczą wszystkich domowników - z uwzględnieniem ich wieku, potrzeb i możliwości. I nikt nie jest ponad prawem. A nawet wrecz przeciwnie - zgodnie z biblijną zasadą "komu wiele dano, od tego wiele się wymaga", więc to właśnie rodzice, jako "organ ustawodawczy" mają być autorytetem, wzorem i pierwszymi wykonawcami swoich ustaw. Jeśli kłamstwo jest złe, to nie prosimy dziecka aby mówiło, że "mamy nie ma w domu", jeśli palenie jest szkodliwe, to młody nie leci nam po fajki, jeśli uważamy się za np. katolików, to nie psioczymy na księży i nie łamiemy w zaciszu domowym zasad tego kościoła. Jeśli czegoś oczekujemy od dzieci, to sami musimy to stosować. Tak ja rozumiem "twardą rękę" w wychowaniu.
Czy panie zachwalajace ten typ wychowania same byly tak wychowane i jesli tak, to jaki macie kontakt z rodzicami? Sztuczna uprzejmosc/brak kontaktu/ przyjaciele?
Bo w mojej rodzinie kazdy jej czlonek jest tak samo wazny, wszystkich potrzeby sa respektowane i niczyje problemy nie sa powazniejsze od innych, sa po prostu inne. Ja wychowuje dzieci w duchu partnerstwa. Moje maluchy nie musza zwalac winy na inne dziecko jesli podczas zabawy np stluka szklanke czy talerz.
Czasem im mowie zeby uwazaly na cos, a za chwile bum! Wtedy koncza zabawe, sprzatamy i rozmowa: dlaczego mnie nie posluchaly, czy wiedza jak mi przykro, przepraszanie i co mozna zrobic zeby uniknac podobnych wypadkow w przyszlosci. Nie mialam potem problemu, ze zaraz zaczely robic to samo. One wiedza, ze sa kochane, ale to nie oznacza, ze wszystko im wolno w imie tej wolnosci. Tam sie konczy ich wolnosc gdzie zaczyna sie krzywda drugiej osoby. W przedszkolu pani jest zachwycona postawa Kubusia i nigdy nie miala z nim klopotow, choc jest rozbiegany, szybki i zwykle najpierw robi potem mysli, jednak jesli raz pani poprosi zeby czegos nie robil, on zaprzestaje swoich figli, ew. Pyta dlaczego jest to zle, bo np w domu moze czasem glosno sie zachowywac. Pani tlumaczy i on sie stosuje. Moim zdaniem taka pstawa zaoszczedza przyszlych buntow, bo ten dwulatka jest nieuniknionybo maluch wszystko musi empirycznie i slowa nie zawsze trafiaja i przekonuja, ale wszystko da sie przetrwac
Czy panie zachwalajace ten typ wychowania same byly tak wychowane i jesli tak, to jaki macie kontakt z rodzicami? Sztuczna uprzejmosc/brak kontaktu/ przyjaciele?
Tak, ja byłam tak wychowana. I tak będziemy wychowywać swoje dzieci. Bo choć mój mąż ma inny wzorzec ze swojego domu rodzinnego, to jesteśmy zgodni, że ten jest najlepszy.
Mój kontakt z rodzicami? Wychowała mnie mama. Teraz ja darzę ją wielkim szacunkiem i zaufaniem. Liczę się z jej opinią, lubię pytać o radę. Ona szanuje moją niezależność i to, że czasem zupełnie nie zgadzam się z jej oglądem sytuacji. Ja wiem, że zawsze mogę na nią liczyć i im jestem starsza i bliższa własnemu rodzicielstwu, tym bardziej cenie sposób w jaki mnie wychowała.
Bo w mojej rodzinie kazdy jej czlonek jest tak samo wazny, wszystkich potrzeby sa respektowane i niczyje problemy nie sa powazniejsze od innych, sa po prostu inne.
Bardzo ważne zdanie! I bardzo ważna zasada! Myślę, że częstym problemem "zbuntowanych" dzieci jest to, że nikt ich nie nauczył tego, czego mnie moja mama nauczyła - że jej potrzeba np. odpoczynku i spokoju jest równie ważna jak moja potrzeba hałaśliwej zabawy. Ta prosta świadomośc buduje w dziecku szacunek i empatię dla innych osób, ale i pozwala ćwiczyć sztukę negocjacji i przyjmowania kompromisów. Bardzo ważna nauka na przyszłość.
Ja wychowuje dzieci w duchu partnerstwa.
I super koncepcja. Ja też byłam tak wychowana. Jasno nakreślone zasady nie uniemożliwiają pewnego zakresu partnerstwa. I chyba zgodzisz się, że o zupełnie innym poziomie partnerstwa mówimy w przypadku przedszkolaka, zupełnie innym przy gimnazjaliście, a zupełnie innym przy właściwie dorosłym juz młodym studencie. I możliwość renegocjowania zasad, nowego ich ustalania w miarę rozwoju dziecka nie przekreśla tego, że to rodzice są ostateczną jednostką decyzyjną. Ja tak byłam wychowana i tak chcę wychowywać swoje dzieci. W mojej mamie ceniłam sobie, że potrafi przyznać się do błędu, potrafi zmienić zdanie pod wpływem racjonalnych argumentów. Ale też cenię sobie (teraz, bo jako nastolatkę nieraz mnie to bodło ), że miała pewne zasady nienaruszalne, nienegocjowalne. Marzę aby mi udało się również moje dzieci nauczyć, że rzeczowa rozmowa jest skuteczniejsza niż tupanie nóżką, że wszelkie wybory mają swoje konsekwencje, które należy przewidzieć i ponieść i wielu innych rzeczy, których mnie nauczyła moja mama.
Moje maluchy nie musza zwalac winy na inne dziecko jesli podczas zabawy np stluka szklanke czy talerz.
Czasem im mowie zeby uwazaly na cos, a za chwile bum! Wtedy koncza zabawe, sprzatamy i rozmowa: dlaczego mnie nie posluchaly, czy wiedza jak mi przykro, przepraszanie i co mozna zrobic zeby uniknac podobnych wypadkow w przyszlosci. Nie mialam potem problemu, ze zaraz zaczely robic to samo.
Też nie musiałam nigdy kłamać. W moim domu uczciwość i szczerośc zawsze była premiowana. Nigdy w życiu np nie byłam na wagarach. Jeśli z jakiegoś powodu nie chciałam iść do szkoły po prostu zostawałam w domu i dostawałam od mamy usprawiedliwienie Moja mama nauczyła mnie odpowiedzialności za swoje decyzje i rozpoznawania tego co ważne od tego co można odpuścić na tyle, że już pod koniec szkoły podstawowej ufała mojej ocenie, że "nie chce mi się dziś iść do szkoły, nie ma dziś nic czego nie nadrobie".
Co do reszty Twojej wypowiedzi - ja byłam wyjatkowo upartym dzieckiem. I często dopiero surowe skarcenie uczyło mnie, co oznacza "nie wolno". Dzieci są różne. Tobie trafiły się pokorne egzemplarze. Też tak bym chciała Ja jako przedszkolak testowałam granice do oporu. Ja byłam dzieckiem, którego bez kary nie udałoby się wychować.
One wiedza, ze sa kochane, ale to nie oznacza, ze wszystko im wolno w imie tej wolnosci. Tam sie konczy ich wolnosc gdzie zaczyna sie krzywda drugiej osoby.
Ot i sedno. Z dzieckiem należy rozmawiać, tłumaczyć i pokazywać. A także mądrze nim kierować. Zasady i dyscyplina nie oznaczają braku miłości i czułości - wręcz przeciwnie! Rozsądnie stosowane są wyrazem troski, rodzicielskiej odpowiedzialności i właśnie wielkiej miłości. Jak to mówi czasem mój mąż obserwując czasem rozwydrzone dzieci w róznych publicznych miejscach: "dzieci sie wychowuje, a nie znosi i czeka aż się wyprowadzą".
Tak słyszałam o tym ... wszystko kwestią czasu minie im ten bunt ! A my dorośli musimy mieć duużo cierpliwości
Dla mnie "twarda ręka" to nakzay rodziców i respekt bez dyskusji przez dzieci, ale wychodzi na to, że ja mam właśnie taką rękę
Co do tego, że mam grzeczne dzieci: NIE MAM
teoria teorią i takie zasady, o których wcześniej pisałam przyświecają naszej rodzinie, ale różnie bywa... Czasem bywają wrzaski, bicie (dzieci nawzajem) i inne cuda na kiju, ale ogólnie jestem za wyżej wymienionym systemem. Dzieci starsze zwykle same między sobą się dogadują i nie latam za każdym razem jak zapiszczy któreś i nie muszę być arbitrem każdej kłótni, bo wtedy musiałabym być tą złą, a nie chcę, więc muszą sobie dość często radzić same, bo moja ingerencja nie wpływa na ocenę sytuacji.
Moim zdaniem taka pstawa zaoszczedza przyszlych buntow, bo ten dwulatka jest nieunikniony
bo maluch wszystko musi empirycznie i slowa nie zawsze trafiaja i przekonuja, ale wszystko da sie przetrwac
a moje dziecko buntu dwulatka nie przechodziło...do momentu jak skończył 3 latka żadnej agresji w nim nie było.a tu masz już na swoich urodzinach pokazał kto tu rządzi.nie dociera do niego kompletnie nic a nic,jest uparty i nie da za wygraną.Mam w rodzinie bratanka męża z ADHD i zaczynam podejrzewać żę moje dziecko też to ma:( nie wiem ale wydaje mi sie że nie jest normalnym to że wychodząc z nim na spacer nagle puszcza moją ręke i ucieka w odwrotnym kierunku,albo w sklepie demoluje wystawę świąteczną bo spodobał mu się mikołaj czy jak pujde z nim do biblioteki,bawi sie ładnie,ogląda książeczki,układa puzle a kiedy pora iść do domu zaczyna się horror:-(powiem szczeże ze wstydzę się sąsiadów,,bo jak ma napad swojej histerii to wygląda to tak jak bym go biła i niewiadomo co robiła bo dajmy na to idzie do lodowki,bierze plaster sera,wedliny,potem bierze kromke chleba i to tylko po to żeby położć to na dywanie i bawic się tym na różne sposoby.Jak mu to zabieram i mówie ze to nie do zabawy,że tak nie wolno to zaraz jest krzyk,płacz i wołanie:LUDZIE POMOCY.sąsiedzi napewno pod nosem już na mnie mówia a ja sie tak wstydzę ;-(
Ale co robić jeśli rozmowy nie przynoszą rezultatu???udac sie do jakiegos psychologa?nie z dzieckiem tylko może ja sama z mężem co by nam wytłłumaczył jak w takich sytuacjach postępowac??kiedys dałam mu klapsa:(wtedy spojrzał na mnie tak jak nigdy czego bardzo nie chcę pamiętać,nie zapłakał uspokoił sie ale przeciez nie bedę karac go za każdą razą w ten sam sposób.po prostu nie chcę karcić go żadnumi klapsami dlatego gdy nic już nie działa po prostu ustępuję mu.
Ale co robić jeśli rozmowy nie przynoszą rezultatu???udac sie do jakiegos psychologa?nie z dzieckiem tylko może ja sama z mężem co by nam wytłłumaczył jak w takich sytuacjach postępowac??kiedys dałam mu klapsa:(wtedy spojrzał na mnie tak jak nigdy czego bardzo nie chcę pamiętać,nie zapłakał uspokoił sie ale przeciez nie bedę karac go za każdą razą w ten sam sposób.po prostu nie chcę karcić go żadnumi klapsami dlatego gdy nic już nie działa po prostu ustępuję mu.
Twoje prawo w jaki sposob go nie chcesz karcic, ale czy twoj syn wie co to kąt? szlaban na bajki? nie ma podwórka/spaceru?, nie dostanie czegos slodkiego?nieposprzatane zabawki lądują w worku (worek do piwnicy,czy gdzies schowac w niedostepnym miejscu),to że nie chcesz mu przylożyc w ramach kary , to nie znaczy że musisz mu ustepowac, karcic mozesz innymi sposobami jako wstrzymaniu przywilejow ,czy odebranie przyjemnosci co wyzej opisalam tak zgrubsza, ale to nie wszystko
Sama wlasnego syna znasz, i wiesz jaką kare odczuje ,a wlasnie na tym polega ,ze ma to byc nie przyjemne, by dziecko staralo sie nie otrzymac kary,bo to nic milego dla żadnej strony
Ustepowanie jest BLEDEM NR 1. Dziecko ma wiedziec, ze jest kochane, ale musi tez znac granice. To mu zapewni bezpieczenstwo, bo bedzie wiedzial co wolno, a czego nie. Jedzenie sluzy do jedzenia. Zabierz to i juz. Krzyk nie moze miec na to wplywu. Zanim wezmie jedzenie do zabawy zapytaj czy chce zjesc. Jesli powie, ze tak, a potem wezmie sie za zabawe tym odbierz, bardzo powaznie spojrz i powiedz, ze to zle zachowanie. Po drugie Cie oklamal. Odwroc jego uwage opowiadajac, ze nalezy mowic prawde i podaj kilka przykladow jak by sie czul gdybys Ty go oklamywala np obiecujac wyjscie na plac zabaw a zaciagnelabys go gdzie indziej (miejsce ktorego nie znosi) innymi slowy odwroc jego uwage od zabawy jedzeniem i nie popuszczaj. Bez krzyku sie obejdzie, tylko umiejetnie z nim rozmawiaj. On wie, ze sa pewne nieakceptowalne zachowania i wkrotce ich zaprzestanie. Ja tak teraz robie, bo podobnie jak Ty nie chce sluchac wrzaskow, ale jednoczesnie sa u dzieci zachowania, ktorych nie akceptuje. Dziecko szybko sie uczy, ale musisz byc w tym stanowcza, bo inaczej bedzie rzadzil, a krzyk bedzie jego orezem
Ustepowanie jest BLEDEM NR 1. Dziecko ma wiedziec, ze jest kochane, ale musi tez znac granice. To mu zapewni bezpieczenstwo, bo bedzie wiedzial co wolno, a czego nie. Jedzenie sluzy do jedzenia. Zabierz to i juz. Krzyk nie moze miec na to wplywu. Zanim wezmie jedzenie do zabawy zapytaj czy chce zjesc. Jesli powie, ze tak, a potem wezmie sie za zabawe tym odbierz, bardzo powaznie spojrz i powiedz, ze to zle zachowanie. Po drugie Cie oklamal. Odwroc jego uwage opowiadajac, ze nalezy mowic prawde i podaj kilka przykladow jak by sie czul gdybys Ty go oklamywala np obiecujac wyjscie na plac zabaw a zaciagnelabys go gdzie indziej (miejsce ktorego nie znosi) innymi slowy odwroc jego uwage od zabawy jedzeniem i nie popuszczaj. Bez krzyku sie obejdzie, tylko umiejetnie z nim rozmawiaj. On wie, ze sa pewne nieakceptowalne zachowania i wkrotce ich zaprzestanie. Ja tak teraz robie, bo podobnie jak Ty nie chce sluchac wrzaskow, ale jednoczesnie sa u dzieci zachowania, ktorych nie akceptuje. Dziecko szybko sie uczy, ale musisz byc w tym stanowcza, bo inaczej bedzie rzadzil, a krzyk bedzie jego orezem
dzieki za radę postaram sie wprowadzić ją w życie mojej rodziny,muszę przestac ulegać mu.Tym bardziej że właśnie dowiedziałam sie że nasza rodzina się powiększy :-) :-Dmuszę zacząć naprawde poskramniać mojego małego terrorystę.
mój prawie 3 letni synek właśnie chyba zaczyna przechodzić bunt płacze, krzyk,i lamenty, na podwórku nic sie nie słucha ucieka ostatni nawet miałam przykra sytuacje bedac z dzieckiem na podwórku synek zacza uciekać, prosiłam tłumaczyłam i nic w koncu powiedziałam ze idziemy do domu a on na to ze nie i w nogi jak go dogoniłam powiedziałam że sie skończyły żarty i idziemy do domu i wziełam go za reke,ale synek zacza sie wyrywac (ogólnie też mam problem z chodzeniem za reke) nie mogłam go wziasc na rece bo miałam rower i pełna torbe zabawek i w pewnym momecie słysze jak ktos krzyczy przestan szarpac te dziecko w pierwszej chwili nawet nie pomyslałam ze to domnie ale po chwili znowu to słysze pewien pan z balkonu zacza sie do mnie wydzierac zapytałam grzecznie czy widzi tu szarpane dziecko a on nato ze zaraz mnie poszarpie tak mnie z równowagi wyprowadził ale ze nie chciałam sie przy dziecku kłócić kazałam mu sie leczyć i poszłąm , chce podkreślić ze synek nawet nie płakał nie krzyczał tylko sie wyrywał ze nie chce isc wiedziałam ze nie robie dziecku krzywdy ale po tym komentarzu poczułam sie jak zła matka która robi cos złego jak przyszłam do domu chciało mi sie płakać ze ktos mógł pomyslec ze jestem zła matka staram sie nie brac tego do głowy ale sie nie da
Nie jesteś złą mamą a ludzmi się nie przejmuj i odp że to Twoje dziecko a Pan niech się zajmie swoim życiem. A tak wracając do tematu to nauczka dla Ciebie żeby idąc na dwór z maluchem nie obładowywać się klamotami tylko zabrać taką ilość rzeczy żeby choć jedną rękę mieć wolną
a jeśli to nie pomoże to nie bierz nic i wytłumacz małemu dlaczego nic nie bierzecie i że jeśli on zmieni swoje zachowanie to wrócicie do tematu