Ja ogólnie dostrzegam, że ludzie coraz częściej do seksu podchodzą w sposób bardzo konsumpcujny, gdzie coraz częściej partnera traktuje się jedynie jako narzędzie do zaspokojenia swoich żądź. Ludzie uprawiają seks bo muszą się rozładować, bo tak radzą sobie z problemami, bo w ten sposób dowartościowują się.
Jak dla mnie to jedna wielka pomyłka. Ludzie coraz bardziej są egoistyczni, gdzie liczy się przede wszystkim to aby im - każdemu z osobana tylko było dobrze, ich potrzeby były zaspokojone itp. Seks stał się przedmiotowy i wielu przypadkach sprowadza się do zwykłej konsumcji.
Nie rozumiem też dopasowania odnośnie seksu. Można kogoś poznawać, nawet trzeba, ale nie trzeba od razu uprawiać seksu aby poznawać seksualnośc partnera rozumianą jako psychologię seksu.
Czytałam tez kiedys jak seksuolog pisał, że nie ma czegoś takiego jak dopasowanie seksualne, gdyż zawsze dwie osoby są w stanie zgrać się w seksie jeśli tylko tego chcą i nie mają jakiś chorób, czy anomalii w budowie genitali. Wszelkie zaś niedpoasowania są kwestią często psychiczną, a nie fizyczną.
Po drugie testowanie partneta? Przelecę się z Tobą bo muszę mieć gwarancje, że potrafisz to dobrze zrobić bo inaczej przestanę Cię kochać , a ja złożyłam zamówienie na pakiet full - wypas?
Nie jestem przeciwniczką seksu. Sama raczej też nie potrafiłabym czekać aż do ślubu. Ale seks dla mnie jest czymś więcej niż czysto fizyczną czynnością. Chcę aby seks zawsze w moim związku bym czymś wyjątkowym, ważnym, aby był sposobem na wyrażenie uczuć takich jak miłość. A miłość dla mnie oznacza, że myslę o danej osobie jako o kimś najważniejszym z kim chcę spędzieć życie, przejśc wspólnie z tą osobą razem przez życie.
Dlatego coraz bardziej dochodzę do wniosku, że poglądy aby czekać z seksem do ślubu sa jak najbardziej sensowne. Gdyż jeśli dla kogoś ślub stanowi wartość, jest czymś co jest na całe życie to podjęcie tak waznej decyzji zmusza ludzi do myslenia. Powoduje, że dokonuje się bardziej przemyslanego wyboru partnera, kieruje się miłością, a nie chwilowym zauroczeniem. Z pewnością nie traktuje się wówczas seksu jako podstawy w zwiazku tylko jako bardzo ważny dodatek scalający calość. Przynajmniej ja bym chciała aby to tak działało.
Jednak dostrzegam coraz więcej par, które traktują swoje związki jak luźne układy wzajemnych korzyści. Którzy są ze sobą dopóki osiągają te określone korzyści, gdzie ta druga osoba jest tylko dodatkiem do ich wygodnego życia. Którzy twierdzą, że jak im się uda to może będą za rok zarem itp. Uda się? Czy związek to jakiś samodzielny twór zyjący własnym zyciem, czy jednak związek to są wspólne relacje, wspólne decyzje, starania dwójki osób, gdzie to czy będą razem za rok, czy 10 lat zalezy przede wszystkim od nich samych, od ich decyzji?
Jeśli ludzie w związkach są wobec siebie nieszczerzy, jeśli są na zasadzie bo tak jest wygodnie ale nie kochają naprawdę to jak tu też mówić o seksie, który jest czymś więcej niż ciekawą formą spędzania czasu?
Zresztą związek ma być wspólnym poznawaniem siebie, uczeniem się rezygnowania z egoizmu, wspólnym uczeniu się dojrzałosci, a nie gotowym produktem. Ludzie mają razem przejść przez życie, a nie związać się ze sobą "na dobre i złe" na koncu drogi, gdzie juz wszystko poznali, zrobili.
Uważam, że nie ma sensu spieszyć się z seksem. Bardziej warto postawić na wzajemne relacje, wspólne spędzanie czasu, poznawanie siebie, a na seks zawsze przyjdzie odpowiedni czas.
Nie ważne czy seks jest przed ślubem, czy po, ważne jest co ktoś ma w głowie. Ważne jest jakim jest człowiekiem i jak traktuje innych.
I też uważam, że zakładanie, że do ślubu chcą czekać tylko dziewice, prawiczki może być bardzo mylne.