Cześć, moja historia będzie pewnie jedną z wole tu napisanych...
Tydzień temu zostawiłam chłopaka, z którym byłam 2,5 roku. Zaczęłam się czuć przy nim jak 5 koło u wozu, prosiłam się o zwykłe przytulenie. Nie umiałam do niego dotrzeć by porozmawiać, a jak zaczynałam rozmowę słuchaj, zbywał mnie albo uważał że przesadzam. Często irytowało mnie jego zachowanie w relacjach damsko - męskich w gronie znajomych gdzie każdy patrzał na mnie z litością, a grono najbliższych nam znajomych jak i rodzina zadawała pytanie: "po co ty z nim jeszcze jesteś?" ... Aż nadszedł dzień, w którym moja cierpliwość się skończyła. Zaniosłam mu do domu jego rzeczy, które u mnie miał i powiedziałam ODCHODZĘ! Od tamtego czasu nie daje, żadnego znaku życia, dzwoniłam parę razy z nadzieję, że przeanalizował, zrozumiał.. A on nawet nie odbiera.
Mimo wszystko bardzo tęsknię i myślę o nim. Próbowałam wiele razy mówić by okazywał mi więcej uczuć dobrze było tylko przez kilka dni... I tak w kółko. Chyba to już nie ma sensu... Ciężko mi na sercu... Pozdrawiam.