Witam
O swoim problemie napiszę krótko i zwięźle. Mam 25 lat, on 28. Razem mieszkamy od pół roku, jesteśmy ze sobą rok, a znamy się łącznie 3. Wczoraj między nami wybuchła pierwsza poważniejsza kłótnia, do tego stopnia, że krzyczałam na niego. Teraz wiem, że nie powinnam podnosić głosu, ale odniosłam wrażenie, że to co mówię do niego nie dociera, dopiero wspólna znajoma jak mu powiedziała, że ma podobne zdanie na pewien temat - dotarło i zrozumiał... Przykre, ale nie w tej sprawie pisze.
Otóż wczoraj podczas kłótni partner powiedział mi, że nie traktuje go powaznie, że uważam go za kozła ofiarnego, którym można pomiatać, wykorzystywać itp, że nie licze się z jego uczuciami, słowami i w szczególności Jego osobą.
Cholera zabolało!! Bo nie tak to widzę...
Jestem mu bardzo wdzięczna, bo wyciagnął do mnie rękę i pomógł mi wyjść z życiowego bagna. Jego pomoc, zaangażowanie i wiara, że mi sie uda sprawiła, że się zakochałam. Zgodziłam się z nim zamieszkać i do wczoraj było dobrze. Cenię w nim jego dobre serce, stanowczość, poczucie humoru. Nauczyłam się, że nie mogę się nim wyręczać i sama podejmuje pewne działania. Jednakże on to wszystko widzi inaczej. Nigdy nie chciałam dać mu odczuć, że pragnę wykorzystać jego i że mam gdzieś to co on czuje, bo często stawiam jego osobę, zdanie i uczucia nad moimi. Staram się być dobrą partnerką i ukazuje mu wiele zainteresowania, uwagi, staram się komplementować. Ale to chyba nie wystarczy.
Macie może jakiś pomysł w jaki sposób mogę sprawić by zrozumiał, że chce dobrze, że mi na nim zależy itp. Kocham go i nie chce stracić.
Pozdrawiam i dziękuje za odpowiedzi