Kochane, potrzebuję Waszej rady...
Jestem w stałym związku już prawie 5 lat, niedługo wychodzę za mąż. Czuję, że kocham naprawdę tego z którym jestem, nie wyobrażam sobie, bym mogła być z kimś innym na całe życie.
Mam jednak od czasu do czasu tak, że potrzebuję zainteresowania innych facetów. Zdarza się tak, że wpadnie mi ktoś w oko - i to nie jednorazowo, na jakiejś imprezie, ale np. w pracy na szkoleniu. Zaczynam go obserwować, trochę poznawać i w taki subtelny sposób próbuję go sobą zainteresować, zaintrygować.. Niewinne spojrzenia, jakiś uśmiech, jakiś flirt...Dwuznaczne sytuacje. Może impreza, wspólny taniec.. Coś zaczyna się dziać, wiem, że mu się podobam, trochę mnie adoruje.. Daje mi sygnały, że wpadłam mu w oko, ale wszystko jest takie nie do powiedziane, owiane jakąś tajemnicą. I to mnie najbardziej kręci, lubię tą niepewność, dreszczyk emocji. Lubię wiedzieć, że przygląda mi się gdzieś z boku bardzo uważnie, szepnie komplement czy adoruje... Gdy zaczyna się dziać więcej, w moim mniemaniu za dużo- wycofuję się, stawiam mur i nie jestem zainteresowania rozwijaniem głębszej relacji.
Zaczęłam analizować swoje postępowanie - tak jakbym chciała zawracać w głowie innym facetom i powiedzieć im "halo halo wiem, że byś chciał, ale więcej nie dostaniesz". Tylko sama nie wiem po co! To nie jest w porządku ani wobec mojego faceta, ani wobec tych innych! Nie brakuje mi komplementów od mojego, nie w tym rzecz... Może brakuje mi własnego poczucia wartości? Może w związku z takim stażem jest to normalne, że brakuje motyli, mniej emocji i szuka się pewnych wrażeń na boku? Nie rozumiem swojego zachowania, które jest silniejsze ode mnie, szczerze powiedziawszy zaczęłam się bać, czy w przyszłości nie posunę się za daleko, bo może mam skłonności do zdrady, a nie chciałabym naprawdę, bo bym sobie tego nie wybaczyła Nigdy nie mówiłam tego nikomu, bo mi po prostu wstyd się do tego przyznać...
Czy któraś z Was ma podobnie? Co powinnam Waszym zdaniem robić? Porozmawiać o tym szczerze ze swoim partnerem czy nie warto? Ograniczać zupełnie kontakty z innymi facetami (choć to jest chyba nierealne), szukać jakiegoś psychologicznego wsparcia? A może przesadzam i kobiety tak mają, że potrzebują być adorowane? Mam TOTALNY MĘTLIK w głowie, taka sytuacja zdarzyła się właśnie w weekend i nie daje mi to spokoju
Wiem... Mój problem może wydawać się Wam śmieszny...ale ja mam serio wyrzuty sumienia i męczą mnie one i nie wiem czy to jest normalne. Cóż, trzeba sobie chyba radzić...?
Aneitram, doskonale Cię rozumiem. Też taka kiedyś byłam. Lubiłam czuć to zainteresowanie ze strony facetów, mimo że byłam w związku i niczego mi w nim nie brakowało. Trudno powiedzieć skąd to się bierze. Myślę, że u mnie wynikało to z braku innych doświadczeń na tym polu (szybko weszłam w "poważny" związek i nie zdążyłam się wyszaleć). Poza tym zawsze byłam osobą nieśmiałą, niezbyt pewną siebie a zainteresowanie mężczyzn powodowało, że zaczęłam patrzeć na siebie inaczej. Obecnie dalej widzę, że faceci się mną interesują, że się podobam mężczyznom, ale nie prowokuję ich i nie pozwalam żeby oni przesuwali granicę.
Wydaje mi się, że jeśli umiesz postawić granicę, to nie ma większego problemu. Z resztą nie wiem do końca jak to u Ciebie wygląda - czy jest to tylko niewinny flirt, czy rozkochujesz w sobie mężczyzn a później ich z tym zostawiasz. Ja nigdy nie prowokowałam niczego więcej niż zwykłego flirtu, więc nie miałam większych problemów z tego powodu. Myślę, że ci faceci też nie czuli się w żaden sposób oszukiwani.
Czy powinnaś pogadać o tym z facetem? Myślę, że nie. On może tego nie zrozumieć i wyjdzie na to, że dążysz do zdrady, że szukasz przygód poza związkiem itd. Uważam, że powinnaś postarać się tego po prostu nie robić. Musisz dojrzeć do bardziej szczerej i lojalnej relacji ze swoim partnerem. Póki co, nie doszło do niczego więcej. Ostatecznie nic złego nie zrobiłaś, więc postaraj się nie wchodzić więcej w tego rodzaju relacje z innymi facetami i będzie OK.
Wiem... Mój problem może wydawać się Wam śmieszny...ale ja mam serio wyrzuty sumienia i męczą mnie one i nie wiem czy to jest normalne. Cóż, trzeba sobie chyba radzić...?
Nie,to nie jest śmieszne. Też tak miałam. Wyszłam z tego dzięki terapii i cholernie ciężkiej pracy nad sobą.
Przytoczę Ci fragment książki,może się zastanowisz...nie sądzę ,że tak masz,po prostu pomyśl
"Do nałogu dochodzi wtedy, kiedy czynnik uzależniający służy do regulowania emocji. Uzależniona od romansów nie potrafi być sama ? zaczyna odczuwać wewnętrzną pustkę, jałowość swojego życia, bez mężczyzny nie czuje się kobietą. Aby stłumić te nieprzyjemne uczucia, sięga po kolejną dawkę narkotyku ? zakochuje się w następnym obiekcie. Ale oprócz przymusu powtarzania tych samych schematów, prowadzących do przyjemności, nałóg charakteryzuje się również tym, że aby osiągnąć ten sam stan pobudzenia, dawka narkotyku musi być coraz większa. Iluzja poszukiwania miłości pryska, gdy kolejna romantyczna relacja się kończy, a do szczęścia wciąż jest daleko".
Wiem... Mój problem może wydawać się Wam śmieszny...ale ja mam serio wyrzuty sumienia i męczą mnie one i nie wiem czy to jest normalne. Cóż, trzeba sobie chyba radzić...?
Wiesz jeśli ja bym coś takiego czuła to bym się nie zdecydowała na małżeństwo(no ale to ja), ty znasz siebie najlepiej, choć z tego co zrozumiałam to ślub już zaplanowany to pewnie tej opcji nawet nie rozważasz.
Nie wiem, czy autorka wątku jest uzależniona od tych flirtów i od adoracji... Może źle zrozumiałam, ale jakoś nie odebrałam tego jako aż tak poważnego problemu. Porównałam tę sytuację do mojej i może stąd to niezrozumienie.
Aneitram - jak to jest? Uważasz, że może to być przeszkodą w dalszym Twoim związku? Jeśli tak, to faktycznie rozważ swoją decyzję jeszcze raz (ślub). Jak często zdarza się Tobie wchodzić w takie relacje z innymi facetami?
Dziewczyny, dziękuję za Wasze odpowiedzi i wsparcie!
Magda, znalazłam się w podobnej sytuacji do Ciebie. Dość szybko weszłam w stały poważny związek i dość długo on już trwa. Sama nie wiem, czy nie zabrakło wcześniej jakiejś takiej wolności w damsko-męskich kontaktach... Może to być w sumie jakąś przyczyną. Wydaje mi się, że wchodzę po prostu we flirt... Przynajmniej nie chcę za bardzo tych facetów w sobie rozkochiwać, bo wtedy to staje się dla mnie niezręczne (miałam raz taką sytuację i ciężko było wybrnąć).
Zastanawiam się czy jest to uzależnienie? ... Chyba nie do tego stopnia... Nie szukam na siłę potencjalnych adoratorów, ale jeśli się jakiś przypadkiem pojawi i zaczyna mi poświęcać trochę uwagi.. i do tego ma jakiś "błysk w oku".. to wtedy właśnie zaczynam tą swoją gierkę. Czyli wniosek z tego taki, że gdy nie ma nikogo na horyzoncie, to jest ok i nie czuję jakoś specjalnie, żeby mi czegoś brakowało.
Koliber, bardzo mi zależy na facecie z którym jestem, mimo tego co wewnątrz czasem przeżywam, chcę być bardzo jego żoną i najlepiej chciałabym się pozbyć swojego problemu, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Żeby nie prowokować głupich sytuacji. Czuć się wartościowa taka jaka jestem, sama od siebie, bez potrzeby bycia podziwianą, adorowaną, ale to nie jest wcale takie łatwe
l_ukrecja, dzięki za ten cytat... Bo coś niewinnego rzeczywiście może przejść w pewien schemat, uzależnienie... ECH! Mogłabyś mi powiedzieć, jaką terapię stosowałaś? Jak pracowałaś nad sobą? Starałaś się unikać zupełnie takich sytuacji czy zmienić jakoś swoje myślenie? Co do zmiany myślenia to jest właśnie najcięższe...
Mysle ze to tylko satysfakcja z faktu ze sie podobamy.
Sprawia nam przyjemnosc czuc sie atrakcyjnä i flirtowaniem podtrzymujemy te sytuacje. To wszystko.
Jesli na tym sie konczy zainteresowanie innymi , to nie widze problemu.
Czesto wpadalo sie komus w oko, niewinne dowody sympati nikomu nie zaszkodzä.
Ja mialam podobnie, ale to dlatego ze potrzebowalam sie dowartosciowac. Mysle, ze wynikalo to z mojej potrzeby akceptacji. Mialam i mam bardzo toksyczna mame. Od momentow okazywania mi wielkiej milosci i pieszczot przechodzila do oschlosci. Chciala mnie tez czesto zmotywowac mowiac, ze nic mi sie nie uda, ze niewiele osiagne. Moj maz byl bardzo do niej podobny, tez mna manipulowal. I te flirty, te zwracanie zbyt duzej uwagi na sygnaly byly spowodowane moimi wielkimi kompleksami. Mialam wrazenie, ze choc nic mi nie wyjdzie toprzynajmniej jestem ladna i podobam sie facetom. Dzis jestem w szczesliwym zwiazku i to gdzies wciaz we mnie tkwi. Ta potrzeba zablysniecia , ale nie wykazuje inicjatywy. Po prostu jest to dla mnie mile, to wszystko. Nie przykladam do tego wagi.
Tak sobie mysle, ze moze podswiadomie sie boisz slubu i stad takie mysli i zachowanie. Czy od poczatku zwiazku tak mialas (pytam, bo piszesz ze od czasu do czasu, ale nie wspominasz od kiedy)?
Pomysl, czego Ci brakuje. Bo jesli jak piszesz, byc moze czegos brakuje w zwiazku, pogadaj z facetem. Warto rozmawiac, jak sie ma zwiazek ktory daje satysfakcje.
Też tak czuję, że wynika to z potrzeby dowartościowania się... Ciężko mi przenieść się wspomnieniami we wczesne dzieciństwo, ale gdzieś tam mi coś świta, że mój ojciec może był za bardzo wymagający, a ja chciałam mu się przypodobać, żeby tylko mnie pochwalił i docenił - mogło to mieć w sumie jakiś wpływ na to jak siebie postrzegam dzisiaj.
Miałam tak zanim weszłam w ten związek. Nie chciałam wcześniej nawiązywać głębszych relacji z facetami (nie wiem, długo jej się ich nawet bałam) ale wchodziłam bez problemu we flirt, uwodzenie, zaczepianie, dawanie o sobie znać.. Nawet planowałam jak się ubiorę, gdzie się wybiorę żeby "przypadkiem" spotkać tego kogoś i zostać zauważoną. I to dość skutecznie szło.. Do stopnia, kiedy druga osoba zaczęła chcieć czegoś więcej i czegoś konkretnego, czyli stawiała kawę na ławę - wtedy się wycofywałam.
Mój obecny związek zaczął się od przyjaźni, stopniowego poznawania się i nabierania zaufania i dopiero potem przerodziło się w coś więcej, czyli to wszystko obrało drogę inną niż dotychczas. Może dlatego się przełamałam i pokochałam.. To duże zaufanie, prawdziwa przyjaźń jest do tej pory. On mnie docenia, komplementuje, wspiera i daje znać, ile dla niego znaczę ale hmm.. może właśnie brakuje pewnej dozy tajemniczości, flirtu, może nawet zazdrości, bo on nie daje mi nawet powodów... ? Myślicie że to może być też przyczyną, że szukam aprobaty od innych facetów?
No tak, to może to być jedna z przyczyn, ale jak porozmawiać o tym z nim i go nie urazić? Bo staramy się być ze sobą zawsze szczerzy ale sama nie wiem, czy gdybym powiedziała mu, że lubię uwodzić innych, bo on mi tam czegoś nie daje, nie odebrałby tego fatalnie
Ciężko o pewnych sprawach rozmawiać nawet z najbliższymi. Dlatego dziękuję Wam za każdą odpowiedź, nawet nie wiecie ile każda z nich daje do myślenia!
Już wcześniej to pisałam - nie mów swojemu chłopakowi o tym. On może naprawdę tego nie zrozumieć. Mój wie o tym, że faceci zwracają na mnie uwagę, wie też, że lubię przebywać z facetami i że łatwo nawiązuję z nimi kontakt, mam więcej kolegów niż koleżanek. Widzi, że czasem niektórzy zachowują się wobec mnie zbyt otwarcie i bardzo go to denerwuje. Nie raz mu tłumaczyłam, że to nic nie znaczy, że takie relacje dla mnie są normalne, ale on ciągle widzi to inaczej. Nie ma kłótni z tego powodu, ale takie sytuacje prowadzą do zazdrości.
12 2012-04-17 17:27:42 Ostatnio edytowany przez Dobra40 (2012-04-17 17:30:34)
aneitram napisał/a:Wiem... Mój problem może wydawać się Wam śmieszny...ale ja mam serio wyrzuty sumienia i męczą mnie one i nie wiem czy to jest normalne. Cóż, trzeba sobie chyba radzić...?
Nie,to nie jest śmieszne. Też tak miałam. Wyszłam z tego dzięki terapii i cholernie ciężkiej pracy nad sobą.
Przytoczę Ci fragment książki,może się zastanowisz...nie sądzę ,że tak masz,po prostu pomyśl"Do nałogu dochodzi wtedy, kiedy czynnik uzależniający służy do regulowania emocji. Uzależniona od romansów nie potrafi być sama ? zaczyna odczuwać wewnętrzną pustkę, jałowość swojego życia, bez mężczyzny nie czuje się kobietą. Aby stłumić te nieprzyjemne uczucia, sięga po kolejną dawkę narkotyku ? zakochuje się w następnym obiekcie. Ale oprócz przymusu powtarzania tych samych schematów, prowadzących do przyjemności, nałóg charakteryzuje się również tym, że aby osiągnąć ten sam stan pobudzenia, dawka narkotyku musi być coraz większa. Iluzja poszukiwania miłości pryska, gdy kolejna romantyczna relacja się kończy, a do szczęścia wciąż jest daleko".
I to jest dobra odpowiedz.To nie jest smieszne ani normalne.Podobac sie lubi kazdy.Ale to nie jest to.Pogubisz sie w tym,potem to pojdzie dalej.Jak dla mnie tez temat na terapie bo przede wszystkim skrzywdzisz swoja rodzine,tych ktorym dajesz nadzieje bo nie wiedza o co Ci chodzi,w koncu wielu ludzi Cie znienawidzi itp a Ty zostaniesz z reka w nocniku sama jak palec.Wszystko zawsze do czasu pokis mloda wolna i sa chetni.
Nie brzmi to optymistycznie... Nie chciałabym by potoczyło się to w tym kierunku. W ogóle nie chcę, by tak było.
Muszę się jakoś zmierzyć z problemem, nie wiem do końca jak, ale coś trzeba zrobić
Jeśli chcesz zmierzyć się z tym problemem bardziej profesjonalnie, to po prostu udaj się do psychologa. Tylko poszukaj jakiegoś sprawdzonego.
wpadnie mi ktoś w oko - i to nie jednorazowo, na jakiejś imprezie, ale np. w pracy na szkoleniu. Zaczynam go obserwować, trochę poznawać i w taki subtelny sposób próbuję go sobą zainteresować, zaintrygować.. Niewinne spojrzenia, jakiś uśmiech, jakiś flirt...Dwuznaczne sytuacje. Może impreza, wspólny taniec.. Coś zaczyna się dziać, wiem, że mu się podobam, trochę mnie adoruje.. Daje mi sygnały, że wpadłam mu w oko, ale wszystko jest takie nie do powiedziane, owiane jakąś tajemnicą. I to mnie najbardziej kręci, lubię tą niepewność, dreszczyk emocji. Lubię wiedzieć, że przygląda mi się gdzieś z boku bardzo uważnie, szepnie komplement czy adoruje... Gdy zaczyna się dziać więcej, w moim mniemaniu za dużo- wycofuję się, stawiam mur i nie jestem zainteresowania rozwijaniem głębszej relacji.
no właśnie, a później faceci przez to cierpią bo liczą na dalszy rozwój sytuacji (niekoniecznie od razu łóżko, ale w ogole znajomosc)
a zapytam... jaki masz znak zodiaku?
i drugie pytanie to jakie sygnały dajesz facetowi, który wpadł ci w oko, jak się wtedy zachowujesz, itp