Witam, chciałabym posłuchać porady od doświadczonych kobiet.
Mam 18, współżyję waginalnie pół roku z moim ukochanym. A ponad rok już sprawiamy sobie przyjemność ręką, ustami, etc. Udaje mi się dojść do orgazmu przy bezpośredniej stymulacji łechtaczki. Jakkolwiek ten orgazm nie jest dla mnie szczególnie satysfakcjonujący, mam wrażenie, że jest niepełny, czuję go w jednym miejscu i kojarzy mi się z tym, że sama sobie taki umiałam sprawić już w szóstej klasie podstawówki. Kiedy dochodzi do zbliżenia, niestety nic nie czuję, co bardzo mnie frustruje. Mówię o tym wszystkim mojemu skarbowi, bez względu na to, jaką przykrość mu to sprawi. Stawiamy sobie szczerość, więc nie udaję przy nim orgazmu, by sprawić mu przyjemność, tylko mówię, że znowu nic nie czułam. On mnie w tym wszystkim bardzo wspiera, dostaję dużo czułości z jego strony, widać, że bardzo się stara, ale coś musi leżeć po mojej stronie...
Od jakiegoś czasu zgłębialiśmy umiejętności w kwestii punktu G. Mój A. był bardzo uparty i... znalazł go. Tydzień temu jak mnie pieścił tam, miałam wytrysk taką serią (to na pewno nie był mocz, bo jest bezbarwne, pachnie inaczej i ma inną konsystencję), po chwili czułam, jakieś przyjemne zbieranie się napięcia we mnie. Ale jakoś stało się tak, że to przerwaliśmy, bo on już nie miał siły machać ręką (robił to z dobrą godzinę już). Byłam pewna, że masuje mi przy tym łechtaczkę, a on powiedział, że tylko ten punkt. Byłam w szoku, ale i cała w skowronkach, aż się popłakałam ze szczęścia, bo sądziłam, że już zrobiliśmy duży krok do przodu i że jednak jestem zdolna do ciekawych doznań. Wczoraj znowu mnie tak pieścił i postanowił, że będzie do samego końca pracował ręką, aż mu po prostu odpadnie. I tak robił. Ale tym razem nie było już uderzeń gorąca po moim ciele, nie było tej przyjemności. Był wytrysk, ale nie czerpałam z tego satysfakcji. Podobnie sprawy się miały za drugim podejściem, gdy potem znów się za to zabraliśmy. Było kilka wytrysków wówczas, ale bez orgazmu, bez przyjemności. Może brak mi skupienia? Rozprasza mnie nawet to, że on zmieni pozycję, szmer łóżka, że boli go ręka (i niech już ja dojdę w końcu!)... Pomocy!
mysle że poprostu bardzo tego chcesz skupiasz się tylko na tym żeby mieć ten orgazm i to Ci przeszkadza, na początku za pierwszym razem Ci się udało bo nie wiedziałaś co się stanie a póżniej tak już na to czekałaś że to się po prostu nie wydarzyło
Więc w takim razie ten cały osławiony wytrysk u kobiety to taka normalna reakcja fizjologiczna występująca wskutek bodźców na punkt G w pochwie, niewiele mająca wspólnego z orgazmem w rzeczywistości? W zasadzie to, co mi napisałaś ma wiele chyba z prawdą wspólnego, bo jak zastanowię się nad problemem, za kolejnymi razami myślałam 'ej, co ze mną jest? dlaczego nic nie czuję? znowu jestem do bani tak naprawdę?'. Te problemy z orgazmem nie tylko w trakcie squirtingu, ale i w seksie, bardzo mnie frustrują. Próbujemy z moim kochanym różnych żeli, prezerwatyw... Nie sądzę, bym miała kompleksy, nie wstydzę się przy nim rozebrać, nie myślę o tym, jak wygląda... Może to dlatego, że z tych frustracji rodzi się we mnie ciśnienie na szczytowanie? Albo nie umiem się skupić na tym, co się dzieje. Z racji, że nic nie czuję, zaczynam myśleć o wielu innych rzeczach... Martwi mnie to. Kwestię nieumiejętności partnera należy wykluczyć, a także tego, że mnie nie kręci. Skarb okropnie się stara i poci przy tym wszystkim, a on mi się bardzo podoba, uwielbiam zapach jego ciała, miękkość jego skóry itd.
Co Ty robisz żeby osiągnąć orgazm, poza sekundowaniem?
Jeżeli się nie wyłaczysz psychicznie i nie włączysz aktywnie w pieszczoty nie masz co marzyc o rozkoszy.
Wnioskując po Waszych odpowiedziach (za które bardzo dziękuję) i po kolejnej turze przemaglowania różnej maści materiałów, publikacji w sieci, doszłam do wniosku, że cierpię na orgazmocentryzm. Jestem pewna, że ten problem siedzi w mojej głowie. Czy któraś z Was miała takie ciśnienie na orgazm? I on w rezultacie nie przychodził...? Zdaję sobie sprawę z tego, jakie przynosi to zgliszcza, chcę to naprawić, chociażby w imię miłości, jaka łączy mnie z moim A. W jaki sposób sobie z tym poradziłyście, co mi możecie doradzić? Usiłuję się rozluźniać, ale póki co jest to taka wewnętrzna walka - przyłapię się, że znów myślę o orgazmie, w myślach się linczuję za to i usilnie próbuję nakierować się na doznania fizyczne. W zasadzie niedawno była chwila, że coś-coś fajowskiego się zbiera we mnie, nawet ukochany wyczuł... Ale znów coś stanęło na drodze i w mig czar prysł. Próbowałam to odtworzyć jeszcze raz, ale bez skutku, już nie wróciło to miłe uczucie, może dlatego, że to było takie 'bardzo świadome'.
6 2012-03-06 11:13:49 Ostatnio edytowany przez JustynaPiatkowska (2012-03-06 11:18:34)
Laurenta,
mam wrażenie, że masz bardzo dużą potrzebę kontroli sytuacji. Opisujesz seks, jak matematyczny algorytm - od punktu wyjściowego należy przeprowadzić kolejne (szczegółowo opisane) kroki, aby dojść do (jednoznacznie z góry określonego) stanu końcowego. Seks nie jest zadaniem!
Sytuacja, o której piszesz - stopniowe wzajemne poznawanie swojej seksualności u młodych par, często związane z trudnością w osiągnięciu orgazmu kobiety, - jest naturalna i dotyczy większości ludzi. Dlaczego więc nazywać tą (powszechną) potrzebę i dążenie do doświadczenia finalnej przyjemności "orgazmocentryzmem"? Nie jest to jednostka medyczna, a kładzie na Tobie i Waszym związku rodzaj stygmatu. Niepotrzebnie.
Również kobiecy wytrysk, nie jest może zjawiskiem bardzo powszechnym, ale dotyczy wielu pań. Nie wszystkie one wertują jednak publikacje popularnonaukowe i określają swoją seksualność głównie przez pryzmat "squirtingu".
Odnalezienie punktu G nie jest konieczne do osiągnięcia satysfakcji. Może ją za to znacznie utrudnić, kiedy partner, niczym ambitny ginekolog, musi poszukiwać go godzinami - do skutku.
Wspominasz, że chciałabyś nauczyć się rozluźniać, relaksować, spontanicznie oddawać biegowi zdarzeń, rezygnować z kontroli nad sytuacją. Myślę, że jest to najlepsza Twoja rada dla siebie damej! Jak to zrobić? Często pomaga zrozumienie źródeł, przyczyn takiego zachowania. Czy zauważasz je u siebie również w innych sferach życia (nauce, kontaktach ze znajomymi)? Znając siebie, swoje dotychczasowe doświadczenia, w jakich sytuacjach czujesz się swobodnie? Co mogłoby Ci pomóc zaufać partnerowi i po prostu dobrze się bawić?
7 2012-08-18 14:22:08 Ostatnio edytowany przez Anastazja83 (2012-08-18 14:28:35)
Jak na moje amatorskie oko poprostu nie kochasz gościa choć mówisz, że kochasz. I tyle w tym temacie. Poprostu go lubisz. Jak byłam w twoim wieku to wmawiałam sobie miłość tak jak ty. Może była przez tydzień lub dwa, może jej nie było. Może to było złudzenie. Albo jednorazowe zainteresowanie seksualne. Nie wiem. Nie kochasz go. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że miłość to jak grom z jasnego nieba. A sex jest niemal doznaniem duchowym. Nie ma nic wspólnego z rozładowaniem napięcia. I jak się kocha to każda pieszczota partnera każdej części ciała może dać orgazm. Zero jakiejś bzdetnej stymulacji mechanicznej. Stymulacja. Już sama nazwa jest odrażająca.
Jak na moje amatorskie oko poprostu nie kochasz gościa choć mówisz, że kochasz. I tyle w tym temacie. Poprostu go lubisz. Jak byłam w twoim wieku to wmawiałam sobie miłość tak jak ty. Może była przez tydzień lub dwa, może jej nie było. Może to było złudzenie. Albo jednorazowe zainteresowanie seksualne. Nie wiem. Nie kochasz go.
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że miłość to jak grom z jasnego nieba. A sex jest niemal doznaniem duchowym. Nie ma nic wspólnego z rozładowaniem napięcia. I jak się kocha to każda pieszczota partnera każdej części ciała może dać orgazm. Zero jakiejś bzdetnej stymulacji mechanicznej. Stymulacja. Już sama nazwa jest odrażająca.
Pierdoły piszesz. To czy ktoś kogoś kocha nie ma nic wspólnego z odczuwaniem przyjemności z seksu. Ja nie mam stałego partnera i nie kocham nikogo a jednak przyjemność z seksu mam ogromną
Anastazja, coś czuje że i o tym "doznaniu duchowym" sobie wmawiasz... Powiedz, skoro seks to takie doznanie duchowe, to skąd biorą się gwałty i dlaczego niektóre nastolatki robią to z byle kim, żeby tylko "zrobić". To taka "duchowa potrzeba"?
Dużo może Ci dać świadomość własnego ciała..
Proponuję Ci abyście zaczęli na nowo poznawać swoje ciała - bez sexu samego w sobie (chyba że nie będziecie się mogli powstrzymać). Chodzi mi o czerpanie przyjemności z dotyku całego ciała, wyszukiwanie miejsc erogennych partnera jest równie przyjemnym przeżyciem..
Ograniczanie seksu do penetracji/stymulacji genitaliów .. to dla mnie osobiście porażka.
Ograniczanie seksu do penetracji/stymulacji genitaliów .. to dla mnie osobiście porażka.
Porażka to jest to co ty piszesz...
alfaalfa napisał/a:Ograniczanie seksu do penetracji/stymulacji genitaliów .. to dla mnie osobiście porażka.
Porażka to jest to co ty piszesz...
Nie musisz się ze mną zgadzać. Rozumiem, że masz inne rady - chętnie poczytam. :]
Od jakiegoś czasu zgłębialiśmy umiejętności w kwestii punktu G. Mój A. był bardzo uparty i... znalazł go. Tydzień temu jak mnie pieścił tam, miałam wytrysk taką serią ... Pomocy!
No to róbcie na razie orgazmy łechtaczkowe, a on niech pieści punkt G. Z czasem rozwiniecie tę umiejętność, będzie przyjemniej. Nie musisz przecież za każdym razem cała wibrować... za jakiś czas będzie dobrze, ale nie od razu.
No i nie mów, że łechtaczkowy bez partnera jest tak samo przyjemny jak z partnerem -- przecież lepiej z partnerem zwłaszcza jak masuje fałdki w cipce.
A co Ty robisz dla swojego faceta pod tym względem?
Odnoszę wrażenie, ze cały Wasz akt okręca sie tylko wokół tematu, żebys Ty miała orgazm. Bardzo egoistyczne podejście moim zdaniem.
Chłopię może harować jak wół, a i tak na koniec usłyszy, ze się nie sprawdza. Może w końcu on by się pierdyknął na plecy,a ty byś go poujeżdżała trochę? Gdybyś skupiła się na dawaniu przyjemności partnerowi, możliwe, że zapomniałabyś o sobie i odleciała, bo problem leży ewidentnie w Twojej psychice. Seks to ma być radość, przyjemność czerpana z bliskości, swoboda i spontan. A nie mechaniczny akt, gdzie on wkłada-wyjmuje, wkłada-wyjmuje,a ty skupiona na sobie czekasz na big bang.
A weź Ty może łyknij 2 głębsze na rozluźnienie