Mój związek trwał 7 lat... Był to dla nas obydwojga pierwszy związek, który rozwinął się z przyjaźni... Wspólne przeżywanie każdego dnia, zwykła codzienność, siedzenie w domu, wyjścia gdzieś, dużo wyjazdów... 2 lata temu po zaręczynach zaczęliśmy budowę domu (za kasę jego rodziców). Niestety jego rodzice podejmowali różne decyzje związane z domem nawet nie pomyśliwszy, że skoro to my tam będziemy mieszkać i ma być to nasz dom to my powinniśmy decydować.. I o to było miedzy nami sporo kłótni, Narzeczony czuł się jak między młotem a kowadłem... Ja walczyłam, bo obawiałam się, co będzie po ślubie - czy ich wtrącanie się skończy? Niby byli świadomi, ze młodzi muszą sami, a jednak robili inaczej... Ale jakoś udało nam się przejść przez ta całą budowę, urządzić cały dom, cieszyć się, że już niedługo tam zamieszkamy.. Rozwieźliśmy zaproszenia ślubne... (choć też była o nie kłótnia, bo mama Narzeczonego miała zastrzeżenia i co do zaproszeń i co do listy gości - w jednym i drugim stanęło na jej zdaniu). No i kolejna kłótnia, kolejne złe słowa o nas, o rozstaniu, oddanie pierścionka... Gdy odezwałam się po 2 dniach dowiedziałam się, że już ślub odwołany, prosiłam by przemyślał, by nie niszczył tego, co tak długo budowaliśmy... W odpowiedzi tekst, że damy rady to przeżyć, On miał jeszcze wtedy sesję, kończył medycynę, więc, ze nie zawali 6 lat studiów (związek można), ale, że niby jeszcze pogadamy... Na niby się skończyło. Przez cały czerwiec nie chciał się ze mną zobaczyć, pisałąm mu codziennie czułe smsy - bo zarzucił mi, że czuł się przy mnie niedowartosciowany. Spotkaliśmy się 1 lipca, gdy skończył studia... Była to rozmowa o tym, jak bardzo nam obydwojgu ciężko, ale On nie daje nam szansy. Następnie spotkaliśmy się w dzień, kiedy miał być nasz ślub, obydwoje żeśmy płakali, spędziliśmy ze sobą cały dzień i mimo, że było tak strasznie smutno, to z drugiej strony było cudownie, bo z nim... Jeszcze o 23:00 przyszedł pod moje okno, że ostatnia godzina tego dnia i też spędziliśmy ją razem, rozmawiając o nas... Miałam ogromną nadzieję, że się odnajdziemy... Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy i też było cudownie, wesoło, z daleka od tego wszystkiego, co powodowało napięcia między nami. Jeszcze się dowiedziałam, że powykańczał w tym domu wszystko tak jak ja chciałam... A potem oznajmił, że następny weekend - tydzień po dacie naszego ślubu ma zajęty. Nie wnikałam, choć było mi przykro, że nie uprzedził, skoro planowaliśmy jakieś spotkania, była mowa, ze to zrobimy i tamto itd... I zadzwonił mi w niedziele z tekstem, że tak bardzo mu mnie brakowało przez ostatnie dwa dni. Ja na to z pytaniem, gdzie jest, bo ja nie wiem. On, ze myślał, że już się od kogoś dowiedziałam, że jest na weselu jako osoba towarzysząca z kimś... Że najpierw nie chciał, ale potem stwierdził, że może to bedzie sposób (na zapomnienie o mnie). Zapytałam jeszcze, czy na wesele znajomych za 3 tygodnie, na które mieliśmy wspólne zaproszenie pójdzie z tą, z którą był teraz... Powiedział, że nie, że z inną... a po tym weselu dowiedziałam się, że spotkało Go niespodziewane szczęście, że jest z tą inną... Pojechał z nią na wakacje:( Dzwonił z nich do mnie z tekstem, że mu mnie brakuje, że nie umie przestać o mnie myśleć... No tymniemniej jest z inną!!!! Tydzień temu żesmy się spotkali rozliczyć z różnych rzeczy to obydwoje płakaliśmy przytuleni... Mówi, ze ciężko, ale że razem nie będziemy, że się zmienił, ze jest szczęśliwszy, choć nie czuje jeszcze do tamtej tego, co do mnie... I że w jego rodzinie nie mieliśmy w ogóle akceptacji, choć, gdyby było dobrze ze mną to miałby to gdzieś... Ale nikt mi nie powie, że to nie ma wpływu na człowieka... Pierwszą noc w nowym domu, o której żeśmy tyle rozmawiali, marzyli spędził z tamtą... Żyje po prostu dalej tylko z inną:( Nie umiem tego pojąć, tak starsznie mi go brakuje i tak starsznie boli to, że On teraz przytula, całuje, żyje z inną:(
On to tłumaczy, że cały czas były miedzy nami kłótnie, że wielokrotnie pojawiał się tekst o rozstaniu i że źle, ze zabrnęliśmy w tym wszystkim tak daleko... Wiem, że było źle, ale czy to był powód, zeby wszystko przekreślic? Poza tym w moim odczuciu fundowali nam jego rodzice powody do kłótni wtrącajac się, co chwile... Oczywiście chcieli dobrze, ale ja tez chciałąm dobrze i co..?:(:(:(
to okropne... podłe, brak mi słów. Moja Droga wiem, że nie jest pocieszającym fakt, że dobrze iż tak się stało jeszcze przed ślubem.
Ile jest wart człowiek, który tak zakańcza wspólne życie?
Ile wart jest człowiek, który znajduje raz dwa pocieszenie po tylu latach związku?
ile wart jest człowiek, który kłamie......
etc....
Nic nie jest wart, nie jest wart Twoich łez, nie jest wart Twoich myśli, nie jest wart tylu lat ile oddałas własnie jemu.
Domyślam się jak bardzo jest Ci ciężko i bardzo trduno jest poradzić cokolwiek konstruktywnego. chyba na chwilę obecną będziesz musiała przejść ten straszny etap pogodzenia się z rzeczywistością. Będzie boleć, będą łzy eh tragedia.... ale przyjdzie też czas na nowy etap, na budowanie swojego życia bez Niego.
Nie byłby najlepszym mężem skoro okazał się draniem.
Tylko, że On właśnie nie był draniem, był czułym, dobrym facetem, dlatego to, ze po tym wszystkim, co nas łączyło potrafił się tak po prostu związać z kimś innym w głowie mi się nie mieści... Z jego strony jest ok - rozstaliśmy się, bo było źle i zaczął układac sobie życie na nowo, ale dopóki byliśmy razem istaniałam tylko ja - i wiem, ze tak było, ze mnie kochał, wiec dlaczego teraz tak? ;(
Kłamstwo jest bardzo nieładne. Natomiast liczenie komuś "czasu pocieszenia" to już przesada. Jeśli mu teraz lepiej, to o co chodzi?
agrafko
Chcesz być z kimś takim? Chcesz go mieć dla siebie, jeśli on Ci nie chce siebie dać? Jeśli mu teraz jest lepiej, to nie cieszysz się z tego? Kochasz go? Siebie bardziej?
Agrafko przytulam Cię mocno. Brak mi słów normalnie...
mój tez był czułym delikatnym kochajacym a nagle przemienił sie w strasznego złego jakby to nie mój paweł z dnia na dzień . Tydzień przed akcją mówił ,ze kocha kocha chce dziecko ślub a za tydzień nie kocham Cie daj mi spokój wyprowadź się , teraz wiem ,ze była osoba trzecia ,która sukcesywnie manipulowała nim i tyle, ona wygrała a nasze 8 lat na śmietnik
7 2011-09-11 19:59:33 Ostatnio edytowany przez KGB (2011-09-11 20:02:11)
Tylko, że On właśnie nie był draniem, był czułym, dobrym facetem, dlatego to, ze po tym wszystkim, co nas łączyło potrafił się tak po prostu związać z kimś innym w głowie mi się nie mieści... Z jego strony jest ok - rozstaliśmy się, bo było źle i zaczął układac sobie życie na nowo, ale dopóki byliśmy razem istaniałam tylko ja - i wiem, ze tak było, ze mnie kochał, wiec dlaczego teraz tak? ;(
dlatego, że jest draniem właśnie.
a poza tym co to za życie JA ON I jego RODZINKA.... prosze Cie ..... to też sygnał, że nie do końca ktoś w tych relacjach jest gotowy na dojrzały związek.
Straszne.... Jak Ty się w ogóle trzymasz... Ja też opisałam moją historię 'jak dać mu spokój'.... Mogę CI opisać tylko historię mojej mamy, była 7 lat z facetem, nie chciał się oświadczyć, żadne deklaracje nie wchodziły w gre... był nauczycielem wf i jechał jako opiekun na wycieczke z dziecmi czy na cos tam, zaproponował mojej mamie, nie dostała urlopy, pojechała inna nauczycielka, przespał się tam z nią, wpadli i z nią się ożenil...;/mama cierpiała... Po kilku latach poznała mojego ojca...faceta po przejsciach, w trakcie rozwodu...Miał dwójkę dzieci z żoną, zdradziła go i z kochankiem zaszła w ciąże, sama chciała rozwodu... Więc się rozwidli, mój ojciec ożenił się z mamą... Nigdy nie było dobrze, bo go ciągnęło do 1 żony, a jak już ona roztsała się z tym kochankiem to juz był dramat, zdradzał moją mamę z nią;/ no i rozwód...musiałam sie wyprowadzic z domu, bo ojciec zażądał sprzedaży, żeby się podzielić pieniędzmi, bo chciał kupić dom nowej zonie, bo znowu się z nią ożenił;/ wtedy liczyło się dla mnie to, że ojca nie mam, teraz jako dorosła kobieta chyba sama wręczę nobla mojej mamie, że dalej żyje i jest normalna...
skad jestes agrafeczko ja z dolnośląskiego a TY?? Ja tez ryczę na wekend i nie wychodzę nigdzie
heathcliff to nie jest liczenie czasu pocieszenia, to jest zadawanie sobie pytania, jak można tak kogoś zastąpic? Jak można planować życie z kims,a potem realizowac plan z kimś innym?
domini182 - ja jestem ze śląska... nie mam już sił wychodzić o robić dobrej miny do złej gry, brakuje mi Go na każdym kroku i tyle:(
Kochanie ja mam to samo przeczytaj sobie moja historię jak mnie potraktowała wątek jest "Zostawił mnei po kilku latach zwiazku tam opisuję moja historię . Wiem co czujesz to wszystko jest w mózgu to sie nazywa zespół abstencyjny tak jak ma alkoholik i narkoman tak my mamy teraz mózg był przyzwyczajony do jego obecności.
Mój były jeszcze jest na tyle perfidny ,ze powiedział ze ozeni sie z nia i będzie z nią miał dziecko a ja rycze poprostu kutas jakich mało. Wypierdzielił mnie ze wspólnego mieszkania lowelas a potem przepraszał ze tak sował ale kocha tamtą i nigdy ze mną nie będzie...
agrafko, wypowiedź KGB "Ile wart jest człowiek, który znajduje raz dwa pocieszenie po tylu latach związku?" dotyczy właśnie liczenia czasu pocieszenia.
Kłamstwo potępiam, ale podobnie jałowy, często obłudny, sentymentalizm. Mamy Ci tu życzyć "nie pogódź się z tym do końca życia"? Tak będzie dobrze? Nic podobnego, wszyscy Ci tu życzą szybkiego poradzenia sobie z sytuacją i szczęścia. Jest chamstwem narzekanie, że ktoś się pocieszył, choćby i w sekundę, jest chamstwem wymuszanie na kimś nieszczęścia "bo tak się powinien czuć".
I naprawdę sądzę, że też powinnaś mniejszą wagę do tego wszystkiego przywiązywać. Uczucia są ważne, gdy czemuś służą. Z tych uczuć, które się wiążą jedynie z przeżywaniem nieszczęścia, rozpaczaniem, mazgajeniem się, a nic dobrego z nich nie wynika - z tych bym zrezygnował. I polecam z nich zrezygnować. Nie musisz ani sobie, ani nikomu pokazywać, jak kochałaś. Ani Tobie, ani nikomu nie będzie lepiej od Twojego cierpienia. Zatem rób co możesz, by to cierpienie zmniejszyć, a nie pielęgnuj go (i nie słuchaj tych, którzy komukolwiek każą pielęgnować).
widzisz Twój przynajmniej nie zachował się jak bydle w takim sensie ,ze pokazal Ci ta kobietę ,a mój centralnie mieszkał ze mna jeszcze a jeździł do niej na noc żelował włoski ubierał ciuszki rano wracał i nawet tego nie krył perfumki i gadał ze mna normalnie jadł to zo ja kupiłam normalnie bydle z dnia na dzień a tydzień przed plaałam się ,ze jestem w ciąży bo ostro się starliśmy. Mówie do niego Paweł a jak ja jestem w ciąży ??? a on na to cyt. Kobiety radzą sobie z dwójką trójką dasz sobie radę po czym wykąpał sie i pojechał na noc do niej. Wiec dobrze agrafeczko,ze nie doszło do slubi ani dzieci bo to by nie pomogło nic nie pomoże
Czytałam już wczoraj twoją historię... Ja tego po prostu nie ogarniam, szykowanie się do ślubu, do wspólnego życia i przekreslenie tego wszystkiego... Wiem, ze też go to boli, ale boli na zasadzie wspomnień, przeszłosci, nie widzi opcji, żeby spróbować to naparwic (cieżko widziec, jak się jest z inną), ale jak mówi, co wraca od tamtej to płacze z naszego powodu, a równoczesnie mówi, że jest szczęsliwy, jak dawno nie był, ale z kolei najszczęsliwszym dniem był ten, kiedy miał być nasz ślub i się widzieliśmy, nie ogarniam tego wszystkiego :( Nie rozumiem też jak laska, która mnie znała i wiedziała, ze miał byc ślub podrywa faceta jak gdyby nigdy nic - bo to podobno Ona go uwiodła, no ale On sie oczywiscie dał, wylansować się chyba chciała... Bo chyba nie pokochała Go w jedną noc... Ech
heathcliff to co to właściwie jest miłość? i ile jest warta? jeżeli tak po prostu przestaje istnieć to po cholere mi w ogóle w życiu takie uczucie? Bo dla mnie był to wybór na całe życie...
Moim zdaniem? Moim zdaniem miłość jest w 1Kor 13
Na pewno w tej miłości nie ma takiego egoizmu, który największe nieszczęście widzi w "opuścił MNIE, JA go straciłam". To bym nazwał raczej miłością do siebie.
Ach, religijny nie jestem, ale tekst mi się podoba.
1 Kor 13,8 - te słowa zadedykowałam Mu w dniu niedoszłego ślubu i ze swojej strony 3 miesiace w ogóle nie zmieniły moich uczuć. Tylko, co z Nim?
A co ma być z nim? Wybrał swoją drogę, prawda? Jeśli:
- życzysz mu źle
- chcesz mieć go dla siebie
- zazdrościsz innej
to to uczucie nie jest miłością z listu do Koryntian. Oczywiście wcale nie mówię, że musisz tak idealnie kochać, daleki jestem od zmuszania do czegokolwiek.
Czasem coś się nie układa tak, jak chcemy. Dobre uczucia pomagają nam ten stan znieść, a złe wpędzają nas w różne depresje. Cierpimy opuszczeni BO KOCHAMY SIEBIE. Nie dlatego, że kochamy kogoś. Zazdrość, pragnienie wyłączności, to jest miłość do siebie, egoizm. Absolutnie go nie potępiam, przecież i ja chcę mieć coś od życia. Ale gdy ja chcę czegoś od kogoś, to wiem, że to DLA MNIE.
Gdy zaś chce się tylko dobra drugiej osoby, to się akceptuje jej wybory, które mają to dobro na celu. Jeśli on wybrał kogoś, z kim mu lepiej, jak można mówić, że się go kocha, a zarazem potępiać ten wybór?
Jeśli on nie jest nieszczęśliwy - jak może to przeszkadzać osobom, które go kochają?
Wcale mi się jego zachowanie nie podoba, ale Ty, jeśli go kochasz, powinnaś je znieść ŁATWIEJ, a nie trudniej. Boli Cię zaś urażona miłość własna. Kochaj się jednak rozsądnie i także szukaj w życiu radości.
agrafeczko ja mysle sobie ,ze i Twój i mój byli otwarci na nową znajomość. Z nami była rutyna codzienność a tu nagle nowe ciało nieznane naszeptała mu miłych słowek i wymiękł. A z nami wiadomo jak było w trochę kłótni, miłosci rutyna ich zgubila, lata robią swoje.Wiesz ja mam skoki emocjonalne raz mam dobry dzień a następny kiepski i tak wkólko raz wyżyna raz dolina masakra
HEATCLIFFF podoba mi się to stwierdzenie "CIERPIMY BO KOCHAMY SIEBIE " TO MĄDRE ZGADZAM SIĘ Z TYM W 100% DOKŁADNIE TO NAM BYŁO DOBRZE ,ALE JESTEŚ MĄDRM FACETEM OTWORZYŁES MI CHYBA MÓJ ZAMROCZONY MÓZG
Jak się spotkałam z moim byłym tydzień po rozstaniu też miałam podobne przeżycia jak Ty... Miło, sympatycznie,trochę łez, wzruszenia... miałam nadzieje... on mi mówił że tęskni, ale też że koleżanka z pracy zaprosiła go na wesele, co więcej siedział i komentował że brzydka z twarzy... no ok... po weselu zostali od razu parą... czyli praktycznie bezpośrednio po naszym zerwaniu... masakra... od razu wstawił z nią zdjęcia na nk... wtuleni i uśmiechnięci, szczęsliwi... serce mi pękło.
Nie byłam z nim zaręczona, chociaż były rozmowy o przyszłości- naszej wspólnej... też razem remontowaliśmy jego dom, wybieranie mebli, kolor ścian, dywany... też przez to przeszłam, a teraz cieszy się z tego jakaś inna... nasze gniazdko... bez sensu.
Życzę sobie, Tobie i innym osobom w podobnej sytuacji szczęścia i miłości... pięknej, odwzajemnionej miłości... która nie zazdrości, nie szuka poklasku... i jak tam dalej było w tym liście :* :* :*
My tu biedne na tym forum jesteśmy a oni się bawia ze swoimi nowymi laskami ,ale zobaczycie dziewczyto do nich wróci ze zdwojoną siłą zobaczycie wróci .
ja nie życzę mu absolutnie źle, chciałabym po prostu się do niego i jego przytulić i żebyśmy żyli dalej razem, tak żeby nam obydwojgu było dobrze... wierzę, że jezeli to była miłość to bedziemy razem... że po coś jest to, co sie teraz dzieje, choć tak źle bez Niego:( choc nie wiem, jakie są na to szanse, jezeli znane już jest oficjalnie stanowisko Jego rodziny, która w ogóle mnie nie akceptowała...
Nie lepiej się zawieść, rozczarować i już nie mieć nadziei? On to jest jeden facet, a na świecie jest wielu facetów. Ten jeden dał się poznać z niezbyt dobrej strony, może wśród pozostałych będą jacyś bardziej porządni?
To na pewno smutne, gdy tak kończy się wieloletni związek, na pewno bardziej niż, gdyby zakończył się samoistnie. Bardzo mi przykro, że wolał inną, cierpienie jest w takich sytuacjach całkiem normalne, ale na siłę do niczego go nie zmusisz, poza tym nie chciałabyś chyba już wiecznie żyć w niepewności, że pewnego dnia może znów zapragnie związku z inną, będzie wolał inną?
Nie daj się, dasz radę .
Jest wielu, ale ten był dla mnie tym jedynym, tego kocham i uważam go za dobrego, bardzo dobrego faceta, bo jasne, ze były złe zachowanie, słowa itd - ale nie ma ideałów.... Nie boli mnie fakt odwołania ślubu, bo nie chciałabym, żeby składał mi przysięgę nie będac do niej przekonanym - myślałam, ze to szansa na to, zeby być 100% pewnym... Boli fakt jego zwiazku z inną - fakt, ze potrafi przytulać inną, być z nią... Gdyby mnie kocxhał, to chyba by nie potrafił.... choć ja mam wrażenie, ze robi wszystko by sie odciąć... czy mu się uda?
agrafko, wypowiedź KGB "Ile wart jest człowiek, który znajduje raz dwa pocieszenie po tylu latach związku?" dotyczy właśnie liczenia czasu pocieszenia.
Kłamstwo potępiam, ale podobnie jałowy, często obłudny, sentymentalizm. Mamy Ci tu życzyć "nie pogódź się z tym do końca życia"? Tak będzie dobrze? Nic podobnego, wszyscy Ci tu życzą szybkiego poradzenia sobie z sytuacją i szczęścia. Jest chamstwem narzekanie, że ktoś się pocieszył, choćby i w sekundę, jest chamstwem wymuszanie na kimś nieszczęścia "bo tak się powinien czuć".
I naprawdę sądzę, że też powinnaś mniejszą wagę do tego wszystkiego przywiązywać. Uczucia są ważne, gdy czemuś służą. Z tych uczuć, które się wiążą jedynie z przeżywaniem nieszczęścia, rozpaczaniem, mazgajeniem się, a nic dobrego z nich nie wynika - z tych bym zrezygnował. I polecam z nich zrezygnować. Nie musisz ani sobie, ani nikomu pokazywać, jak kochałaś. Ani Tobie, ani nikomu nie będzie lepiej od Twojego cierpienia. Zatem rób co możesz, by to cierpienie zmniejszyć, a nie pielęgnuj go (i nie słuchaj tych, którzy komukolwiek każą pielęgnować).
zgadzam się z większością tego co napisałeś w wielu tutaj postach, ale nie zgodze się, że chamstwem jest liczenie czasu pocieszenia..... chamstwem jest właśnie budować szczęście kosztem czyjegość nieszczęścia - jak niewątpliwie postąpił narzeczony autorki wątku i jeszcze wielu innych kobiet, które dołączyły do dyskusji.
Ładnie opisałeś, że jak się kogoś kocha to bla bla to chcesz mu dać szczęście pomimo wszystko etc etc.... oczywiści cudownie jest to opisane w liście do Koryntian - wszystko super....... ALE ALE...... jak ktoś juz tutaj wspomniał jest zespół abstynencki i cięzko tutaj zachować racjonalne uczucia.... miesza się ból z miłością, nienawiścią, zwątpieniem, tęsknotą, żalem.... dopiero czas pozowala Nam na racjonalne przemyślenia i dopiero wtedy jesteśmy myśleć w podobny sposób jak to przedstawiłeś.
Boli fakt jego zwiazku z inną - fakt, ze potrafi przytulać inną, być z nią... Gdyby mnie kocxhał, to chyba by nie potrafił.... choć ja mam wrażenie, ze robi wszystko by sie odciąć... czy mu się uda?
mam takie same myśli...nurtują mnie podobne pytania... niech ktoś odpowie na to pytanie, ja też czekam na odpowiedź...!!!
ehh.... dziewczyny ale odpowiedź przecież znacie. TAK GDYBY KOCHAŁ TO NIE BUDOWAŁBY TERAZ NICZEGO Z NASTĘPNĄ..... bo i po co?
jeżeli masz wrażenie, że On próbuje się odciąć to masz słuszne wrażenie i jest to uzasadnione tym bardziej, że ma nową kobiete, ktorej zapewne nie na ręke byłby kontakt ze świeżą eks niedoszlą żoną....... przykre ale tak to wygląda
zgadzam się z większością tego co napisałeś w wielu tutaj postach, ale nie zgodze się, że chamstwem jest liczenie czasu pocieszenia..... chamstwem jest właśnie budować szczęście kosztem czyjegość nieszczęścia - jak niewątpliwie postąpił narzeczony autorki wątku i jeszcze wielu innych kobiet, które dołączyły do dyskusji.
Ładnie opisałeś, że jak się kogoś kocha to bla bla to chcesz mu dać szczęście pomimo wszystko etc etc.... oczywiści cudownie jest to opisane w liście do Koryntian - wszystko super....... ALE ALE...... jak ktoś juz tutaj wspomniał jest zespół abstynencki i cięzko tutaj zachować racjonalne uczucia.... miesza się ból z miłością, nienawiścią, zwątpieniem, tęsknotą, żalem.... dopiero czas pozowala Nam na racjonalne przemyślenia i dopiero wtedy jesteśmy myśleć w podobny sposób jak to przedstawiłeś.
A kto buduje szczęście kosztem czyjegoś nieszczęścia? W moim odczuciu było całkiem przy okazji. Wydaje mi się, że jego szczęście by nie wzrosło, gdyby wzrosło nieszczęście pani autorki wątku. Nie wydaje mi się, by został tu przedstawiony jako sadysta czerpiący przyjemność z cudzego cierpienia, zwyczajnie sobie poradził z sytuacją, że rani.
Zgadzam się, że miłość nieczęsto wygląda jak w liście do Koryntian, ale stan faktyczny nie mówi nam, jak być powinno - często właśnie należy stan faktyczny poprawić, by było dobrze.
I właśnie - celem jest to 'dobrze'. Twoja wypowiedź wcześniejsza przypomniała mi pewien typ moralności, która się nie przejmuje cierpieniem ludzi, a tylko by było "jak trzeba". Twoje słowa mi zabrzmiały jak przekonanie, że LEPIEJ by było, gdyby mężczyzna cierpiał, choć ani kochającej go kobiecie nie powinno być lepiej (że cierpi), ani jemu. Czyli widziałaś w tym jakieś "lepiej" oderwane zupełnie od wszelkich uczuć ludzi, którym mogło być lepiej. A dla mnie to ten straszny typ moralności ludzi okrutnych, którzy dla samej idei dobra tworzą zło.
Tu na forum się naczytałem o różnych ludzkich problemach w związkach, o rozstaniach i bólu - naprawdę wydaje mi się, że zamiast dostosowywania ludzi do abstrakcyjnych reguł powinno się (choć nigdy z użyciem kłamstwa) eliminować cierpienie. Idealna miłość to jedna z dróg do eliminacji, inną jest rozsądek - dzięki temu można się nie pakować w ryzykowne sytuacje, szybciej i dokładniej oceniać ludzi, przetrzymywać ciosy od ludzi i od losu.
32 2011-09-11 22:49:23 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2011-09-11 22:50:39)
JBoli fakt jego zwiazku z inną - fakt, ze potrafi przytulać inną, być z nią... Gdyby mnie kocxhał, to chyba by nie potrafił.... choć ja mam wrażenie, ze robi wszystko by sie odciąć... czy mu się uda?
On Ciebie kochał. I przestał. Pokochał (polubił) inną. I ją przytula.
Przykre dla Ciebie, ok. Ale co w tym dziwnego? Że przestał kochać? Uczucia przemijają.
Jeśli chodzi o to "odcinanie".
Wyobraź sobie sytuację, w której Twój eks się nie "odcina" (cokolwiek to znaczy). Jak wyglądałoby wasze wspólne, trójkątne, życie? Obiadki - w trójkę; spacery - w trójkę; do kina - w trójkę; do łóżka - w trójkę. Świetny układ!
I odpowiedz sobie na pytanie: czemu miałby się od Ciebie nie odcinać? Przecież związek z Tobą jest zakończony. Wiele was łączyło w przeszłości, a teraz?
On Ciebie kochał. I przestał. Pokochał (polubił) inną. I ją przytula.
Przykre dla Ciebie, ok. Ale co w tym dziwnego? Że przestał kochać? Uczucia przemijają.
To przykre ale rzeczywiście tak jest... uczucia przemijają, ale głównie w tedy kiedy ludzie o nie nie dbają... albo gdy dba tylko jedna strona, gdy ta druga już się nudzi...i nie chce jej się troszkę postarać by było lepiej. W ogóle według mnie to problem w tym , że ludzie nie mówią o swoich uczuciach, o swoich pragnieniach albo nie potrafią szczerze powiedzieć co im nie pasuje... potem duszą i duszą to w sobie i rozstanie przez 'wypalenie' gotowe...
Ale co w tym dziwnego? Że przestał kochać? Uczucia przemijają.
Aleś dowaliła, i to właśnie, gdy było o fragmencie:
"Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie."
"uczucia przemijają" to taka wymówka ludzi, którzy wcześniej po prostu nie wiedzieli, co czują, i nakłamali.
35 2011-09-11 23:04:30 Ostatnio edytowany przez modzia7 (2011-09-11 23:07:27)
niepodlewany kwiat umiera... do tego jest porównywana miłość o którą nikt nie dba... według mnie uczucia mogą przemijać...
"uczucia przemijają" to taka wymówka ludzi, którzy wcześniej po prostu nie wiedzieli, co czują, i nakłamali.
Tak?
Nie wiedziałam, że uczucia są nieprzemijające i trwałe do śmierci. Ciekawa teoria.
Z nienawiścią, zazdrością i innymi też jest tak, czy ta nieprzemijalność dotyczy tylko miłości?
Chętnie na ten temat poczytam i zmienię (być może) swój sposób myślenia.
to tak samo jak z rozstaniem... porzucona osoba nadal kocha, tak? ale z czasem to uczucie niepielęgnowane się zaciera, owszem jest sentyment, myślenie coby było gdyby... ale mimo wszystko się zaciera w szczególności w tedy kiedy spotykamy się już z kimś innym...
To jak w wieloletnim związku np 20 pojawia się zdrada... myślisz że na początku się nie kochali? kochali! ale coś przygasło... to uczucie się zatarło... ja już wiem że uciekam od różnych harlekinów, bo się naczytam, naczytam a potem szukam księcia z bajki...
Ciężko rozkminić ten wątek akurat tak jak miłość od pierwszego wejrzenia... jednym się uda innym nie...
heathcliff napisał/a:"uczucia przemijają" to taka wymówka ludzi, którzy wcześniej po prostu nie wiedzieli, co czują, i nakłamali.
Tak?
Nie wiedziałam, że uczucia są nieprzemijające i trwałe do śmierci. Ciekawa teoria.
Z nienawiścią, zazdrością i innymi też jest tak, czy ta nieprzemijalność dotyczy tylko miłości?
Chętnie na ten temat poczytam i zmienię (być może) swój sposób myślenia.
A czemu tylko do śmierci?
Jest sobie wersja chemiczna - uczucia chemiczne mnie nie interesują. Bylibyśmy śmieszni wiedząc, że cały nasz stosunek do innej osoby to tylko kwestia prostych substancji, a jednocześnie przejmując się tymi uczuciami. By się jeszcze nimi rozsądnie przejmować, wierzę, że jest i coś poza chemią. W woli, w psychice.
Jeśli coś jest banalną, chemiczną fascynacją i pewnie mi się w przeciągu trzech lat skończy, po prostu to po imieniu nazywam albo nie nazywam wcale, ale nie nazywam tego miłością. Takie życzeniowe myślenie (to na pewno miłość) i kłamanie (tak, kocham) gdy się nie ma podstaw do podobnego mówienia, wydaje mi się dość żałosne.
Coś miłością nazywamy. Coś, co według nas istnieje. Ja odesłałem do fragmentu, który opisuje cechy tego, co ja nazywam miłością - tam widać, że ona ze swej definicji nie przemija, co zaś przemija - nie jest miłością. Jeśli ktoś nazywa miłością takie uczucia przemijające, mógłby to jednak zaznaczać w rozmowie z "kochaną" osobą. Nie będę twardo bronił mojego znaczenia tego terminu, ale jednak w rozmowie obie strony powinny wiedzieć, co mają na myśli, gdy używają jakiegoś słowa.
Wielokropek napisał/a:heathcliff napisał/a:"uczucia przemijają" to taka wymówka ludzi, którzy wcześniej po prostu nie wiedzieli, co czują, i nakłamali.
Tak?
Nie wiedziałam, że uczucia są nieprzemijające i trwałe do śmierci. Ciekawa teoria.
Z nienawiścią, zazdrością i innymi też jest tak, czy ta nieprzemijalność dotyczy tylko miłości?
Chętnie na ten temat poczytam i zmienię (być może) swój sposób myślenia.A czemu tylko do śmierci?
Jest sobie wersja chemiczna - uczucia chemiczne mnie nie interesują. Bylibyśmy śmieszni wiedząc, że cały nasz stosunek do innej osoby to tylko kwestia prostych substancji, a jednocześnie przejmując się tymi uczuciami. By się jeszcze nimi rozsądnie przejmować, wierzę, że jest i coś poza chemią. W woli, w psychice.
Jeśli coś jest banalną, chemiczną fascynacją i pewnie mi się w przeciągu trzech lat skończy, po prostu to po imieniu nazywam albo nie nazywam wcale, ale nie nazywam tego miłością. Takie życzeniowe myślenie (to na pewno miłość) i kłamanie (tak, kocham) gdy się nie ma podstaw do podobnego mówienia, wydaje mi się dość żałosne.
Coś miłością nazywamy. Coś, co według nas istnieje. Ja odesłałem do fragmentu, który opisuje cechy tego, co ja nazywam miłością - tam widać, że ona ze swej definicji nie przemija, co zaś przemija - nie jest miłością. Jeśli ktoś nazywa miłością takie uczucia przemijające, mógłby to jednak zaznaczać w rozmowie z "kochaną" osobą. Nie będę twardo bronił mojego znaczenia tego terminu, ale jednak w rozmowie obie strony powinny wiedzieć, co mają na myśli, gdy używają jakiegoś słowa.
A mógłbyś się tak zniżyć do mego poziomu i napisać jeszcze raz, ale prosto, zrozumiale, bez zawiłości?
Obawiam się, że nie będę w stanie wznieść się na wyżyny prostoty Twojego stylu. Musi pozostać tak, jak jest. Na wieczność.
Wielokropek napisał/a:Ale co w tym dziwnego? Że przestał kochać? Uczucia przemijają.
Aleś dowaliła, i to właśnie, gdy było o fragmencie:
"Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.""uczucia przemijają" to taka wymówka ludzi, którzy wcześniej po prostu nie wiedzieli, co czują, i nakłamali.
Wyjedzie kobieta na weekend - a tu znów dysputy filozoficzne
heathcliff - muszę się przyznać, że nie lubię juz "Hymnu o miłości" Kiedyś, gdy byłam naiwną dziewczyną bardzo mi się podobały te słowa, tak chętnie cytowane na ślubach kościelnych. Wtedy "brałam" je za dobrą monetę.
A teraz, nauczona swoim doświadczeniem i doświadczeniem innych wiem, że fragment:
"Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma."
jest ZBYT CZĘSTO powodem tragedii.
Ale to moje subiektywne zdanie. Bardzo subiektywne.
P.S. Chemia - chemią, a "Hymn..." to z kolei tylko słowa...
42 2011-09-11 23:47:24 Ostatnio edytowany przez heathcliff (2011-09-11 23:58:58)
niekochana72 - wreszcie jesteś! Stęskniłem się strasznie. I ja sądzę, że miłość jednostronna jest powodem tragedii - bo tragedię widzimy w niszczeniu osoby kochającej przez osobę kochaną (ale powodem jest nieodwzajemnienie, nie zaś przebaczenie czy co tam jeszcze we fragmencie widać). Zauważyłaś, że łatwo proponuję tu paniom rozstanie? To wszystko dla ich dobra. Ale gdy już miłość jest, to lepsza taka uczciwa, jak z listu. A i drugie uczucie - wyraźnie je lubię oddzielać - jest ważne: miłość do siebie. Ludzie źle reagują, gdy im się powie, że połowa ich wielkiego uczucia to po prostu egoizm jest, egotyzm czy egocentryzm, niepotrzebnie wartościują PRZED zrozumieniem, o co chodzi. Miłość dobra, a egoizm zły. Pf.
niekochana72 - wreszcie jesteś! Stęskniłem się strasznie.
Zaryzykuję okrutnie i uznam, że nie ma tu grama sarkazmu. Bardzo mi miło
I ja sądzę, że miłość jednostronna jest powodem tragedii - bo tragedię widzimy w niszczeniu osoby kochającej przez osobę kochaną. Zauważyłaś, że łatwo proponuję tu paniom rozstanie? To wszystko dla ich dobra. Ale gdy już miłość jest, to lepsza taka uczciwa, jak z listu. A i drugie uczucie - wyraźnie je lubię oddzielać - jest ważne: miłość do siebie. Ludzie źle reagują, gdy im się powie, że połowa ich wielkiego uczucia to po prostu egoizm jest, egotyzm czy egocentryzm, niepotrzebnie wartościują PRZED zrozumieniem, o co chodzi. Miłość dobra, a egoizm zły. Pf.
Ja z kolei uważam, że jeśli sami siebie nie kochamy - nikt nas nie pokocha tak naprawdę. Poza tym - jeśli nie potrafimy pokochać siebie - skąd mamy umieć pokochać kogoś innego?
Może to cyniczne, ale osobiście uważam, że jedyna TAKA miłość, jak z listu to miłość rodzicielska. Moim zdaniem tylko w takiej relacji AŻ TAK potrafimy się oddać.
Nie zgadzam sie nieprawda!! Uczucia nie przemijją postąpił jak dupek i tyle! Mamisynek, który słucha mamusi i pewnie mamusia go zmanipulowała bo znam takie przypadki. Czemu taks szybko ślub został odwołany?? To wszystko było ukartowane. Gdyby kochał, to by nie znalazł sobie innej tak szybko, bo nawet gdyby leczył rany to by inaczej się zachował a on pokazał brak klasy i totalną olewkę. Wiem, że to przykre, ale ja bym ten rozdział definitywnie zakończyła!
45 2011-09-12 00:07:47 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-09-12 00:08:31)
Nie zgadzam sie nieprawda!! Uczucia nie przemijją postąpił jak dupek i tyle! Mamisynek, który słucha mamusi i pewnie mamusia go zmanipulowała bo znam takie przypadki. Czemu taks szybko ślub został odwołany?? To wszystko było ukartowane. Gdyby kochał, to by nie znalazł sobie innej tak szybko, bo nawet gdyby leczył rany to by inaczej się zachował a on pokazał brak klasy i totalną olewkę. Wiem, że to przykre, ale ja bym ten rozdział definitywnie zakończyła!
Ale dlaczego wykluczasz współistnienie tego wszystkiego: uczucia przeminęły (nie do mamy - to jasne), jest maminsynkiem, pokazał brak klasy...
Dla mnie to wszystko się pięknie łączy w całość.
A nasza bohaterka teraz bardzo cierpi, ale niedługo będzie w stanie zrozumieć, że lepiej PRZED ślubem, niż 15 lat lat później - ZAPEWNIAM. I wiem, co mówię.
Niezłe dysputy.
Ale ja także uważam, że najpierw musimy umieć samego siebie pokochać, by kogoś prawdziwie pokochać. Inaczej będziemy błądzić. Gdy kochamy zdrowo siebie, to wiemy czego pragniemy, wchodzimy w lepsze związki i wiemy jak o nie dbać. Jeżeli wchodzimy w związki z niską samooceną, nie kochając siebie, to często jest to związek, gdzie nie ma prawdziwego uczucia, tylko wypełniacz jakiś braków, np tego, że jesteśmy samotni, a do prawdziwej miłości wiele brakuje.
47 2011-09-12 00:12:58 Ostatnio edytowany przez heathcliff (2011-09-12 00:15:24)
niekochana72
Żadnego sarkazmu, lubię Twój uśmiech.
Ja z kolei uważam, że jeśli sami siebie nie kochamy - nikt nas nie pokocha tak naprawdę. Poza tym - jeśli nie potrafimy pokochać siebie - skąd mamy umieć pokochać kogoś innego?
Może to cyniczne, ale osobiście uważam, że jedyna TAKA miłość, jak z listu to miłość rodzicielska. Moim zdaniem tylko w takiej relacji AŻ TAK potrafimy się oddać.
Nie lubię myśleć o miłości jak o czymś, co trzeba zorganizować. Na przykład: grając osobę niedostępną, spełniając wcześniej jakieś warunki. Nie lubię też o miłości myśleć, jak o skutku: miłość rodzicielska jest zaś tak strasznie, do bólu wręcz naturalna.
Najbardziej mi się podoba miłość wbrew wszystkiemu, nieuzasadniona hormonami, chemią, zaletami, organizacją, pierwszym wrażeniem, odwzajemnieniem. Wtedy jest bliska ideału (a strasznie ryzykowna, więc jej nie polecam).
Miłość do siebie i miłość do kogoś - dla mnie to dwa uczucia strasznie niezależne. Wręcz całkowicie, zupełnie. Oba się przydają, Jezus też się dobrze o nich wyrażał.
48 2011-09-12 00:19:35 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-09-12 00:20:07)
niekochana72
Żadnego sarkazmu, lubię Twój uśmiech.
No i tu mnie masz. Lubię się uśmiechać. - specjalnie dla Ciebie.
Najbardziej mi się podoba miłość wbrew wszystkiemu, nieuzasadniona hormonami, chemią, zaletami, organizacją, pierwszym wrażeniem, odwzajemnieniem. Wtedy jest bliska ideału.
No dobra - to teraz ja zadam Tobie osobiste pytanie Podoba - w sensie teoretycznym, filozoficznym? Czy uważasz, że możliwa do osiągnięcia w praktyce?
Bo że bliska ideału - to ja też wiem. I dlatego wg mnie jednocześnie tak niemożliwa do osiągnięcia...
niekochana72 - weźże te emotikony, tak to my uśmiechu nie będziemy udawać. Idę spać (urażony), tylko Ci odpowiem.
Miłość idealna mi się podoba teoretyczna i w praktyce - szczęśliwa. W ogóle (bardzo, bardzo ogólnie) podoba mi się wszystko, co dobrze wykonane. Czasem niestety to, co piękne, najlepsze, jest też delikatne, łatwo popsuć.
I tak miłość bliska ideału to wystawienie się na odstrzał, ryzyko śmierci męczeńskiej, ale piękno - gdy się trafi tak dziwnie, że tę miłość idealną ktoś odwzajemni, to wtedy widać jej zalety.
Filozoficznie to ja niczego nie uwielbiam, filozofia to jest dla dzieci, o czym kobiety tylko wiedzą, bo się nią nigdy na poważnie nie zajmują.
W praktyce trzeba się starać. Tu celowo nie piszę, o co trzeba się starać. Celu na ludziach wymuszać nie chcę, ale uważam, że wszystko trzeba robić jak najlepiej i z głową. Faceci powinni kochać idealnie, choćby i nieszczęśliwie, żeby sobie charakter kształtować. A kobiety powinny robić dobrze to, co chcą robić - jeśli chcą przy okazji bardzo siebie kochać, to będę za.
50 2011-09-12 00:29:10 Ostatnio edytowany przez niekochana72 (2011-09-12 01:09:46)
niekochana72 - weźże te emotikony, tak to my uśmiechu nie będziemy udawać. Idę spać (urażony)
Ale wiesz, że ja stworzenie empatyczne i emocjonalne jestem... Nie zasnę teraz...
I teraz śmieję się bardzo, bardzo naturalnie i ochoczo. Tak jak tylko ja potrafię
No i naprawdę poszedłeś spać... Podoba mi się ta męska konsekwencja.
Miłość idealna mi się podoba teoretyczna i w praktyce - szczęśliwa. W ogóle (bardzo, bardzo ogólnie) podoba mi się wszystko, co dobrze wykonane. Czasem niestety to, co piękne, najlepsze, jest też delikatne, łatwo popsuć.
I tak miłość bliska ideału to wystawienie się na odstrzał, ryzyko śmierci męczeńskiej, ale piękno - gdy się trafi tak dziwnie, że tę miłość idealną ktoś odwzajemni, to wtedy widać jej zalety.
(...)
W praktyce trzeba się starać. Tu celowo nie piszę, o co trzeba się starać. Celu na ludziach wymuszać nie chcę, ale uważam, że wszystko trzeba robić jak najlepiej i z głową. Faceci powinni kochać idealnie, choćby i nieszczęśliwie, żeby sobie charakter kształtować. A kobiety powinny robić dobrze to, co chcą robić - jeśli chcą przy okazji bardzo siebie kochać, to będę za.
Pięknie to napisałeś. Przekonałeś mnie. No prawie. Jeszcze tylko... jakiś dowód namacalny - i będę szczęśliwa.
Ale - przed snem piękna myśl do afirmacji.
P.S. Hmmm... To ja chyba jednak tylko "śmierć męczeńską" zaliczyłam. Ale to z kolei oznaczałoby, że powstałam z martwych - to już chyba zahacza o megalomanię?
A odnośnie tematu znalazłam:
"Jakże możesz kochać ludzi, jeśli potrzebujesz ich do własnych celów? (...) Jeżeli jesteś mi niezbędny, abym czuł się szczęśliwy, muszę ciebie użyć, manipulować tobą; muszę znaleźć sposoby i środki, aby cię zatrzymać."
? A. de Mello, Przebudzenie
Iluż z nas to rozumie wchodząc w związek? Ja przekonałam się na własnej skórze - zostałam użyta z zastosowaniem rozlicznych sposobów i środków.
Autorce wątku zostało to oszczędzone - z mojej perspektywy to jednak powód do zadowolenia.
Boże...dziewczyny czytając to ściskało mnie w brzuchu:(
Wiele przykrości sprawili mi faceci ale nie potrafię sobie wyobrazić tego co Ty teraz czujesz Kochana...Na pewno masz milion myśli w głowie a wśród nich tylko jedną osobę-Jego.
Nie chciałabym być tą "drugą" z którą on teraz jest...czy Ona wie o wszystkim? Że mieliście brać ślub?
Podle bym się czuła będąc na jej miejscu.Niby nie jej wina...ale to tak jakby się jeszcze przyczyniała do czyjegoś cierpienia.
Trzymaj się kobietko,jesteśmy z Tobą:*
Nikt nie jest wart Twoich łez, a ten który jest wart-nigdy Cię do nich nie doprowadzi...
agrafka jeszcze jakiś czas temu byłam dokładnie w tym samym miejscu, w którym pewnie Ty teraz jesteś, a najgorsze z tego wszystkiego jest to, że to co nas wyniszcza po takim zawodzie trwa zbyt długo i jak fala uderza raz mocniej raz słabiej. Bardzo Ci współczuje, z Twoich postów jasno wynika, że dziś jesteś jeszcze gotowa go bronić i tłumaczyć i wiesz co, też tak miałam, gdy dziewczyny pisały mi abym wzięła się w garść, że on nie jest wart moich łez, reagowałam w taki sam sposób, bo zwyczajnie nie mogłam zrozumieć co się stało z tym moim jedynym, wymarzonym facetem na całe życie, ale z nim w sumie nic się nie stało, problem w tym, że on właśnie był tym "wymarzonym" i w tym świecie marzeń został, a w życiu okazał się być kimś innym. A co najdziwniejsze, nigdy nie przypuszczałabym, że mogę o nim źle pomyśleć i jestem pewna, ze jest to kolejny etap do tego co nazywamy zobojętnieniem. I Ty też tak będziesz miała, chociaż czas i nasze myśli potrafią nieźle dokopać. Pisanie tu bardzo pomaga, bo ubieramy nasze żale w słowa, i jakoś lżej się na duszy człowiekowi robi, a więc pisz i płacz, jeśli to przynosi Ci ulgę, chociażby chwilową :-(
heathcliff mam nadzieje, że Cię nie obrażę i nie istotne czy się zgadzam z tym co piszesz czy nie, ale wydaje mi się, że Twoje rozważania tutaj wcale nie pomogą autorce wątku, gdyby dziewczyny w moim wątku tak filozofowały(czy też snuły rozważania), zwłaszcza na jego początku, na pewno nie znajdowałabym się tu gdzie teraz się znajduje, silniejsza, pewniejsza siebie, patrząca znowu z radością w przyszłość za co jestem im ogromnie wdzięczna:-* z racji upływu czasu mogę powiedzieć, że w tamtym czasie potrzebowałam i takich, które mnie pocieszą i takich, które mną wstrząsną, ale nie w ten sposób a takie rozwijanie tematu jak Ty to robisz pewnie prędzej czy później zniechęciłoby mnie do tego forum; powiem krótko, jej świat właśnie się zawalił, a Ty snujesz jakieś przemyślenia nad wersami z Biblii, i to z fragmentu, który zazwyczaj słyszymy właśnie w dniu, który (może to dziwnie zabrzmi), ale został nam odebrany, i zamiast wzbudzać najpiękniejsze wspomnienia, sprawia ból, a Ty twardo do tego wracasz. Jak zaznaczyłam to są moje odczucia, i nie jest moim celem obrażanie Ciebie, ale może skierujesz swoje wypowiedzi bardziej do autorki wątku, bo to ona tutaj potrzebuje wsparcia.
Każdy cierpi na swój sposób , ja na przykład strasznie przeżywam ta sytuacje , boję się ze zostanę sama jak pies po prostu mam takie lęki mam 30 lat i nie wyobrażam sobie życia bez niego ,przeżylismy 8 lat to jest bardzo duzo ogrom czasu wszystko wspólne wszystko a tu nagle pojawia się inna kobieta i on oświadcza mi ,ze się zakochał a mnie agresją wywala z domu. I jeszcze mówi mi ze on ja daży wielkim uczuciem ogromnym wiecie jak to boli gdy ktos tak mówi jak strasznie serce jest zranione. A gdzie nasze plany ślub dziecko . Wspólne mieszkanie mamy ładniutkie umeblowane a on takie coś . dzisiaj mija 49 dni , a ja nadal nie mogę jeść to mnie martwi najbardziej brak apetytu. Jak mam zatroszczyć sie o siebie skoro cały czas myślę o tej całej sytuacji o nim o tej kobiecie dlaczego ona tak brutalnie weszła w nasze spokojne ustabilizowane życie dlaczego przytrafiło się to własnie mi ??? Co ja takiego zrobiłam złego w życiu przecież starałam się nie powiem były kłótnie nawet ostre ,ale przez 8 lat chyba maja prawo być...... Nie ma już mojego mężczyzny ,dla którego żyłam on żyje nią a ja nim dlaczego to jest takie niesprawiedliwe, czuję sie taka pokopana przez los jak ostatni wrak.....
Każdy cierpi na swój sposób , ja na przykład strasznie przeżywam ta sytuacje , boję się ze zostanę sama jak pies po prostu mam takie lęki mam 30 lat i nie wyobrażam sobie życia bez niego ,przeżylismy 8 lat to jest bardzo duzo ogrom czasu wszystko wspólne wszystko a tu nagle pojawia się inna kobieta i on oświadcza mi ,ze się zakochał a mnie agresją wywala z domu. I jeszcze mówi mi ze on ja daży wielkim uczuciem ogromnym wiecie jak to boli (...)
Wspólne mieszkanie mamy ładniutkie umeblowane a on takie coś . dzisiaj mija 49 dni , a ja nadal nie mogę jeść to mnie martwi najbardziej brak apetytu. Jak mam zatroszczyć sie o siebie skoro cały czas myślę o tej całej sytuacji o nim o tej kobiecie dlaczego ona tak brutalnie weszła w nasze spokojne ustabilizowane życie dlaczego przytrafiło się to własnie mi ??? Co ja takiego zrobiłam złego w życiu przecież starałam się (...) były kłótnie nawet ostre ,ale przez 8 lat chyba maja prawo być...... Nie ma już mojego mężczyzny ,dla którego żyłam on żyje nią a ja nim dlaczego to jest takie niesprawiedliwe, czuję sie taka pokopana przez los jak ostatni wrak.....
Tak każdy cierpi, gdy zostaje zraniony.
Czy wiek 30 lat nie upoważnia do dojrzałego sposobu myślenia? Jak masz nie zostać sama, jeżeli ZAMIAST WRESZCIE zająć się sobą i swoim życiem - zajmujesz myśli WYŁĄCZNIE byłym partnerem i jego nową panną? Rozpamiętywanie zmieni jakość twego obecnego życia? Wyzwoli Cię z samotności?
Zacytuję mądre słowa heathliffa: "Powstrzymaj jednak swój smutek. Psucie wszystkiego gdy w życiu traci się jedną rzecz to głupota. Należy tworzyć, nie niszczyć"
Twoje życie w twoich rękach - jęczenie i biadolenie go nie zmieni na lepsze. Stwórz SWOJE nowe życie - przestań interesować się nimi. Tamto to przeszłość i nic jej nie wróci. Trzeba iść do przodu. Mówię to z perspektywy osoby pozostawionej po 13 latach. Powodzenia
56 2011-09-13 09:58:33 Ostatnio edytowany przez agrafka (2011-09-13 09:58:53)
Ta druga wie, że mieliśmy brać ślub, to siostra jego kumpla, także gdzieś tam się przewijała przez te 7 lat, jej brat był zaproszony na wesele - także doskonale o tym wie... Ale odbieram (i odbierałam już wcześniej tą laską, bo czasem coś tam o niej gadaliśmy z Narzeczonym) jako lansiarę, taką, którą chce błyszczeć - i obydwojgu nam się to nie podobało, a tu nagle.... Zabłysła... Ona już kiedyś próbowała pisać do mojego Narzeczonego, oczywiście jako kumpela, ale jak dla mnie z podtekstem, chętnie zostaną przyjaciólką, jakieś woadomości, co Ty tak późno na kompie, podaje gg będzie częściej i szybciej, a to, a tamto a sramto i każda wiadomość kończyła sie "buziaki :*" pokłóciliśmy się, gdy keidyś zobaczyłąm te wiadomości - bo On nie zwrócił na nie nawet większej uwagi (wierzę), ale mnie wkurzało, ze jakaś cizia do niego wypisuje... No to teraz mieli już jako podstawę dobrą znajomość, myślę, że od razu po naszym rozstaniu się zainteresowała, jak on biedny sobie radzi, że gdyby potrzebował się wyagadć, czy spędzić czas to jest chętna itd , bo gdy szła za mnie na to wesele to pwoiedział mi, że skorzystał z propozycji i idzie z nią, a potem, że to ona go uwiodła (oczywiście wiem, że jego rola też w tym musiała być), ale odbieram to, ze ona chyba po prostu chciała miec faceta, no to jak sie trafił to wzięła, bo raczej przez te wszystkie lata nie umierała z miłosci do niego gdzieś tam po cichu.... Dodam, że laska te dwa lata temu szła na studniówkę ze zwoim bratem, bo podobno 3 kolesi, których zaprosiła jej odmówiło, to też dla mnie o czymś świadczy!!!! I nie dawała się bratu związac z żadną laską, bo była zazdrosna... - no komentowaliśmy, ze to nie jest normalne, a tu proszę... Laska typu zobaczy kogoś raz i już zaprasza go do znajomych na FB, sama ma tam ponad 400 zdjeć dodanych - jak dla mnie jeden wielki lans... Tylko mój nigdy nie lubił takiej publikacji życia osobistego.... a teraz po tygodniu ich bycia razem wspólne zdjecia z jednego wyjazdu, z drugiego, z trzeciego - gdyby miałą choć trochę serca to moze by wpadła na to, że ja to widzę i mnie to boli.... Boli - mało powiedziane, serce pęka, gdy widzę, że człowiek, który miał być moim mężem przytula inną... Nie, ona ma się czym pochwalić, w końcu może dodac zdjecia z jakimś facetem do swojej cudownej kolekcji.... To tyle o niej - tak jak nie rozumie jego, tak nie rozumiem i jej, bo gdyby mnie, jego, nas nie znałą szybciej, ale widocznie to tak można..:(
anhedonia a ile minęło juz czasu pd Twojego rozstania ,bo widzę ze jestes silna baba opowiedz mi o tym jak mozesz. Jak to zniosłas?
Gdy nagle kończy sie związek w który włożyliśmy całe nasze emocje i uczucia, to nie można na "hop" wstać i zacząć od nowa- to jest jak żałoba (zwiazek umarł) i wymaga czasu, łez, trzeba dać upust złości, zawiedzionym uczuciom.
Ja nie wiem jakbym zniosła taką sytuacje jak Domini, wiec jeśli Anhedonia posiada jakiś magiczny sposób na poradzenie sobie z zawiedzioną miłością, prosze podziel sie...
59 2011-09-13 13:00:15 Ostatnio edytowany przez maja 84 (2011-09-13 13:00:48)
agrafka, bardzo Ci wspołczuję, to okropne co Cie spotkalo przed samym slubem, mysle, że zadna dziewczyna nie przejdzie obok Twojej historii obojetnie.
Ale nic sie nie dzieje tak od razu i bez przyczyny,decyzja o odwołaniu slubu musiala zaswitać Twojemu narzeczonemu już wczesniej, potem oddanie pierscionka i wszystko sie potoczylo jak lawina tym bardziej,że w tle byla laska , która pocieszała biedaka umeczonego kłotniami i dowartościowywala patrzac na niego jak na mlodego boga.A każdy facet jest lasy na pochlebstwa.Jak jeszcze gloryfikowala jego rodzinke to już go ma.
Kłótnie niszcza zwiżek i pewnego dnia slowo koniec jest rzeczywiscie koncem, ale uwierz jeżeli jest milosć, to facet zawsze da ukochanej szansę tym bardziej,że to 7 letni związek, on Ci nie dał bo już w tle była inna, myslę, że nie doceniasz tu jej roli a jest wieksza niż myslisz.
Nie zdradził Cie ale jednak nie pozostal obojetny na jej zainteresowanie był gotowy tego śluchać, nie powiedział ci jednak całej prawdy a z cała pewnościa Ona nadal na nim biegala. Skorzystała z okazjii.
Jego błedem podobnie jak w przypadku Eweliny jest to ,że nie mowił o swoich rzeczywistych odczuciach, z własnej wygody ciagnął to do końca, Twoim agrafko,że skupiona na walkach o kolor kafelek nie zauwazyłas rzeczywistego zagrożenia, jego oddalania sie i laski w tle.
Myslę, że tamta dziewczyna też nieźle namieszala ale dla niej to widocznie sczyt marzeń i nie odpuści go szybko.
Nie zastanawia się ,że tak szybko i bez porozumienia z Tobą odwołał slub, że po siedmiu latach nagle jego rodzina Cibie nie akceptuje, on to kombinowal już wczesniej, wystarczyła jedna kłotnia.
Czas w czerwcu wykorzystał nie tylko na sesje,ale na flirty i był już gotowy na nowy związek, teraz chce sie bawić i korzystać z zycia a związek z Toba ciagnął już siła rozpedu.
Nie powinien się z Toba spotykać w dzień ślubu, dal Tobie niepotrzebna nadzieje,bo przeciez już flirtował a inna, spotkał się z sentymentu ( to jednak prawie zona i seidem lat) i z wyrzutów sumienia bo walą w niego ostro!! Nie płakał nad Wami tylko nad soba rozpoczyna nowe zycie.
Nie broń go, to dorosły facet, który ma swiadomosć tego co robi, to nie nastolatka do uwiedzenia, zrobił ci krzywde i o ile da się wytłumaczyć koniec zwiazku kłótniami to wchodzenie tak szybko w kolejny związek, beztresowe wakacje i te sms-y do ciebie gdy go dopadnie sumienie albo swietnie z tamtą się bawi bardzo źle o nim swiadczy. przez siedem lat z jego strony uczucia się zmieniały i on w tej chwili jest gotowy gotowy na zabawy i korzystanie z zycia a nie na małrzeństwo, duzy chłopiec, który chce blyszczeć.Jeszcze tamta sie przejedzie.
agrafka, ból po stracie ukochanego musisz przejść, nie da sie tego przyśpieszyć, ale on mija uwerz, serce sie goi, czas jednak byś zobaczyła co sie tak naprawdę stało i przestała go idealizować bo kropnie cie skrzywdził i do tego zwodził nadzieją na naprawę związku.Tak zwodził, bo samo spotkanie bylo dla ciebie nadzieja.
A nasz forumowy kolega niech nie leje wody, bo tylko mąci w temacie i nic nie wnosi,a oftopowanie gdy ktos cierpi jest az żenujace. Milosć idealna to milosc świetego do Boga a my jestesmy tylko ludźmi,z całą masa niedoskonalosci cierpimy po sracie ukochanego, szalejemy z zazdrości, samoocena spada do zera, grzeszymy tęsknota i peka nam serce.Idee pozostaną tylko ideami a zycie zyciem.
Agrafko, przestań go idealizować, potraktował Ceibie okropnie, niedojrzały chlopiec, który szuka poklasku. Im predzej to dostrzezesz tym lepiej.
Co do niedoszłych teściów wyznawali zasadę płacę więc decyduję i dopoki by trawała zależnosc od nich to by sie nigdy nie skończylo
Trzymaj sie dziewczyno i postaraj raz na zawsze odciąć od niego im mniej wiadomosci na jego temat tym bedzie Ci latwiej..
Maja84 ma swieta racje. Powinnas sie odciac od niego, nie odpisywac na jego smsy nie odpowiadac na telefony, wyrzucic go czy ja z jakichkolwiek portali spolecznosciowych i tak dalej. Musisz calkowicie zerwac kontakt i zajac sie soba, zrob sobie nowa fryzure idz na zakupy, zmien cos drastycznie w swoim sposobie ubierania uczesania itd zapisz sie na jakis kurs np tanca, hiszpanskiego. Moze poszukaj lepszej pracy o ile pracujesz , Zmiana srodowiska przyniesie pozytywne zmiany pozwoli na chwile zajac sie czyms innym i przestac myslec. Ale przede wszystkim nie kontaktuj sie z nim za zadne skarby do poki nie stwierdzisz ze juz nic nie czujesz i rozmowa z nim nie wzbudzi w tobie zadnych emocji...ehh i ja to wszystko pisze a sama nie moge sie otrzasnac bo rozstaniu i ta cholerna nadzieja ze wroci...:(((
Hej,przypadkiem trafiłam na to forum co prawda jestem szczęśliwa w swoim związku ale po przeczytaniu historii agrafki i innych dziewczyn jestem w szoku. Dziewczyny trzymajcie się, bardzo wam współczuje. Jakim okrutnym trzeba być człowiekiem żeby z dnia na dzień przestać kochać. Agrafko wydaje mi się że twój były narzeczony myślał o rozstaniu już wcześniej tylko szuka jakiegoś pretekstu, moim zdaniem z ta dziewczyna mu zawirowała w głowie bo jest "nowa" . Uważam że on i tak wróci do ciebie z pod kulonym ogonem jak tylko minie zauroczenie tamtą dziewczyną a ty mu wtedy powiesz ze satysfakcja że nie chcesz być z nim (tego Ci życzę ) . Przepraszam że jest to napisane chaotycznie.
62 2011-09-13 16:55:10 Ostatnio edytowany przez ewelina102 (2011-09-13 16:56:31)
"A nasz forumowy kolega niech nie leje wody, bo tylko mąci w temacie i nic nie wnosi,a offtopowanie gdy ktoś cierpi jest az żenujące. Miłość idealna to miłość świętego do Boga a my jesteśmy tylko ludźmi,z całą masa niedoskonałości cierpimy po sracie ukochanego, szalejemy z zazdrości, samoocena spada do zera, grzeszymy tęsknota i pęka nam serce.Idee pozostaną tylko ideami a życie życiem.
Agrafko, przestań go idealizować, potraktował Ciebie okropnie, niedojrzały chłopiec, który szuka poklasku. Im prędzej to dostrzeżesz tym lepiej."
Idealnie ujęłaś to o co mi chodziło Co do ostatniego zdania to sadzę, że trochę agrafce jeszcze zajmie nim zacznie dopuszczać do siebie takie myśli, niestety prawda jest brutalna, że pomimo jak dużo będziemy zarzucać tej drugiej dziewczynie, nie zmieni to faktu, że jakby był uczciwym człowiekiem i miał chociaż grosz szacunku do kobiety, którą kochał i z którą miał się ożenić, nie dopuścił tamtej nigdy do siebie, ale brakło tu tych trzech elementów: uczciwości, szacunku i miłości więc potoczyło się jak potoczyło i kiedyś to agrafko w końcu dostrzeżesz, a gdy tak się stanie będziesz wreszcie mogła zacząć normalnie żyć, bez tej tęsknoty i żalu, jaki dziś jest w Tobie.
63 2011-09-13 18:20:34 Ostatnio edytowany przez agrafka (2011-09-13 18:24:49)
Staram się na to wszystko patrzeć obiektywnie (dobry tekst w ustach osoby tak zaangażowanej), ale chodzi mi o to, że jestem świadoma, ze wina leży po obydwu stronach, że wielokrotnie Go zraniłam itd - w moim odczuciu jest to nieuniknione, również w moim odczuciu 2/3 kłótni było spowodowane jakimś zachowaniem Jego rodziców. Wiem, że wychodząc za Niego powinnam być najważniejszą osobą dla Niego - i kiedyś tak było... Było wiele kłótni przy których padały słowa o rozstaniu, więc ja On teraz twierdzi obydwoje wiedzieliśmy, że tak się stanie i nasz błąd, że pozwoliliśmy, zeby zaszło to tak daleko... Cóż mam na to odpowiedzieć, że mimo tych kłótni chciałam z Nim być?
Nie umiem zrozumiec jak człowiek, który przez 7 lat kochał mnie i planował ze mną życie potrafi teraz realizować ten plan z inną - już nie wnikajac, czy przychodzi mu to łatwo, czy trudno, ale w ogóle potrafi!!!:( Potrafi przytulać tą iiną, trzymać ją za rękę, wpuścił ją do naszego domu, spędził tam z nią pierwszą noc... Czuje sie cholernie oszukana, bo ja byłam całe jego studia (medycyna), kiedy ciągle się uczył i nie było czasu, dodatkowo budowa, przygotowania do ślubu - myślałam, ze odbijemy sobie po ślubie... A śmietankę zgarnia ona, mi nie dane było zjeść kolacji w naszym domu, przespać ani jednej nocy, ja byłam tylko mprzy załatwianiu wszystkich papierów, wyborze dachówki, wyborze drzwi, kafelek, panelów, wanny, umywalek, ubikacji, kranów, kominka, schodów - ja odwaliłąm całą robotę (oczywiście z nim i była to bardzo przyjemna robota), tylko w planie było, że to ja będę siedziec przy tym kominku ;( a teraz wakacje, mnóstwo czasu, nie trzeba już za niczym biegać i ich sielanka trwa, kilka dni temu był miesiac jak są razem, to wiem, ze kupił jej coś w Aparcie - gdzie kupiony był też mój pierścionek zareczynowy, gdzie były kupione obrączki... a teraz nią miesięcznice świętuje, gdzie gdy ja w lutym tego roku proponowałam, żebysmy robili sobie coś fajnego, urządzali jakieś randki własnie w miesiecznice, zeby nie utonąć w monotonii to było nie, a teraz proszę jaki cudowny facet!!! Jak nagle potrafi, jak mu zależy (choć wiem, ze na mnie mu też zależało... ale cóż widocznie nie az tak), gdzie przez ostatni czas naszego bycia razem codziennie pawrdzał jakies informacje na temat egzaminu po studiach (lekarz), a teraz nagle sobie odpuscił nauke, stwierdziwszy, ze zda go w następnym terminie no i spędza radosny czas z nią, gdzie my usielismy siedzieć w kółko u mnie w domu (u siebie nie chciał), no to teraz maja cały piękny dom do dyspozycji... a to, ze włożyłam w ten dom 2 lata serca nie liczy się w ogóle, po prostu z dniem rozstania miał przestać dla mnie istnieć, zresztą najlepiej tak samo Narzeczony, bo ja jestem jakaś głupia, ze tkwie w wspomnieniach jak to się przecież mówi było minęło i układa życie dalej:( No i najgorsze, ze liczę, że mu z amtą nie wyjdzie, ze skoro kochał mnie to nie da rady tak pokochać jej... żałosne:(
A z portali usunełam juz jakis czas temu, przecież bym sie zaryczała na smierc chyba patrząc na te fotki przedstawiajace jak miło sobie żyją... A pisac tez nie mam co do Niego, bo co mam napisac - halo to ja miłosc Twojego życia zrozumiałes juz to? Wiec zerwij z tamtą i wróc do mnie i to wróc bardzo mocno chcąc, bo inaczej nic z tego nie bedzie? Eh boli, starsznie boli, bo był moim najlepszym Przyajcielem, osobą, której powierzałam wszystko, towarzyszem każdego dnia, osobą, z którą chciałam się zestarzeć... :(
Masz prawo wykrzyczeć swój bol i rozczarowanie, masz prawo plakać i nie załuj sobie, forum przyjmie wszystko a my Cie wysłuchamy i wirualnie przytulimy, ale prosze odetnij sie od niego raz na zawsze, nawet zabroń rodzinie i znajomym o nim mowić, zrób cos wreszcie dla siebie bo Twoja psychika jest na wyczerpaniu i woła Cie o pomoc
To co jest miedzy nim a tamta dziewczyna to poczatki, zauroczenie a facet zawsze wtedy szaleje, dowiadujac sie co u niego zadajesz sobie kolejną rane.Nie porównuj 7 letniego związku do miesiecznego bo to zwyczanie nie ma sensu a motyle, które sa teraz w jego głowie kiedyś odlecą.
On sie bawi z inna a Ty cierpisz, facet, ktory kocha nie rani ukochanej w ten sposób , sa przeciez inne sposoby na odciecie sie.
To juz nie jest ten facet, ktorego pokochalas on sie bardzo zmienil i mysli juz tylko o sobie, zrób to samo i pomyśl,że w pakiecie z domem dałas jej mamisynka i apodyktycznych tesciow bo tu mozna na nich liczyc: zadna nie bedzie dosc dobra dla synka,żadna nie zazna spokoju,- to Ci powinno poprawić humor.
Trzymaj sie cieplutko.
agrafeczko ile masz lat ? ja ma 30 i tez nie mogę się otrząsnąć tak jak Ty? a co z domem wspólnie budowliście to chyba Cie spłaci załatwiasz juz nim czy narazie czekasz aż dojdziesz psychicznie.Ja narazie nie mam siły na załatwianie dopiero mineło 1.5 miesiaca on tez w naszym mieszkaniu baluje z tą suką , Ja sie poniżałam pisałam smsy ,ale to bezsensu skoro on mnie nie chce, musze przejśc do następnego etapu obojetności . Jak radzisz sobie ze stresem?? Ciagle martwie sie o ten apetyt w sumie o jego brak