Witajcie,
szukam rady, bo nie wiem co zrobić z sobą. Jestem mężatką z 6-letnim stażem.
Półtora roku temu MÓJ mąż mnie zdradził... Był to dla mnie bardzo ciężki okres w życiu. Wcześniej straciłam pracę i ogólnie byłam w dole wielkości tira. "Wybaczyłam mężowi", jesteśmy nadal razem, ale ja chyba przestałam Go kochać, albo kocham Go jakoś inaczej, jak przyjaciela nie jak mężczyznę. Jest to dla mnie niezrozumiałe, niby Go kocham, ale cały czas myślę, że mogłabym żyć bez niego... Moje myśli mnie przerażają (zaznaczę że przed zdradą świata nie widziałam poza moim mężem). Wykonuję zawód, dzięki któremu poznaję sporo nowych osób, oczywiście mężczyzn też. Krótko pisząc zaczęłam interesować się innymi mężczyznami. Mam ochotę umawiać się z nimi na kawę, drinka,nie robię tego ale w głębi duszy czuję, że chcę. Nie wiem jak to sobie wytłumaczyć. Ja taka wcześniej nie byłam. Mój mąż jest dobrym człowiekiem i dobry mężem (poza tą zdradą) Stara się i czuję że On mnie nadal bardzo kocha, ale co z tego skoro ja... sama nie wiem jak to nazwać. Czy mi to przejdzie? Chciałbym bo czuję że sama siebie nie rozumiem...
Coś ci powiem. Masz prawo przestać kochać. Ale nie masz prawa zdradzać oszukiwać ranic. Jeśli go nie kochasz. Jeśli chcesz spotkać kogoś i go pokochac. To nie szukaj tego trzeciego. Rozstan Sie z mężem i ułoż sobie życie... Ale nie testuj za jego plecami swoich uczuc...
Cytuje;
"niby Go kocham, ale cały czas myślę, że mogłabym żyć bez niego... Moje myśli mnie przerażają (zaznaczę że przed zdradą świata nie widziałam poza moim mężem). Wykonuję zawód, dzięki któremu poznaję sporo nowych osób, oczywiście mężczyzn też. Krótko pisząc zaczęłam interesować się innymi mężczyznami."
Naturalny tok myślenia zdradzonej kobiety,ale nie staraj się szukać pocieszenia w ramionach innych tylko dlatego,żeby zrobić tak zwane"zadośćuczynienie".
Jeśli nie jesteś w stanie znieść obecności partnera po prostu odejdź!
Zamknij ten rozdział.
"Oko za oko" nie jest dobrym rozwiązaniem,bo stracisz szacunek sama do siebie.
Zgadzam się z dziewczynami. Zdrada to nie jest wyjście a jedynie ucieczka od problemów. Nie rób tego...
To co możesz zrobić to albo odejść albo zadbać o związek.... Znam parę w której mąż tez zdradził żone....ona mu wybaczyła, zapomniec nie potrafi, ale się stara nie myśleć...
Co jest niezwykłe to to że ich ta zdrada zblizyła...teraz przeżywają druga mlodość...razem
Robią to czego nigdy wcześniej nie próbowali , podróżują, organizują sobie razem czas...dbają o uczucie jeszcze bardziej!!!
Jest to trudniejsze od znalezienia nowej fascynacji...ale wydaje mi sie że warto!!!
5 2011-05-10 15:44:02 Ostatnio edytowany przez olinderka (2011-05-10 15:45:27)
Wiesz. Może zylas w rocznej hustawce po zdradzie.. Teraz hustawka ustala. Masz wrażenie ze mąż starający Sie przez ostatni rok spoczął na laurach?
I może brakuje ci jego 100% uwagi i chcesz żeby znów o Ciebie walczył??
Albo hustawka stała Sie dla Ciebie norma która ratowala Cię przed pustka i teraz szukasz znowu huśtawki...
Może jesteś przykładem tego. Albo dowodem tego ze życie po zdradzie już Sie udać nie może??
Ale jeśli tak to bądź uczciwa- dla nas wsystkich i nasZej nadziei- ze to ze mężowie partnerzy nas zdradzili nie zniszczy naszej uczciwosci i zasad. Ze nie staniemy Sie zimne wyrachowane i okrutne. Myslace tylko o sobie i idące po grupach dla zwykłego hedonizmu.
Bądź uczciwa i od niego odejdx. I zyj. Ze sobą w zgodzie.
Kobiety maja pamiec jak slon, zranil Cie a teraz masz naturalny odruch przed 100% zaufaniem co nie pozwala Ci kochac...
Mysle ze powinnas mu o tym powiedziec, jak to czujesz. Facet moze sie starac dobrze, ale w Twoim sercu to nie przynosi efektow... dalas mu szanse na bycie z Toba, daj mu naprawic to do konca. Wiem ze mozesz tego nie chciec, lub jak piszesz nie jestes pewna tego, ale gdybys tego napewno nie chciala nie pisala bys tutaj... Umawianie sie z innymi napewno Ciebie oddali w tej sytuacji a on zacznie desperacko dzialac co pogorszy jeszcze bardziej sytuacje... Moze powinniscie pujsc do poradni i sprobowac to rozwiazac razem, bo jak sama z tym zostaniesz to jak dla mnie sie rozstaniecie wczesniej czy pozniej.
pzdr
Mysle, ze wciaz jestes zagubiona, nie mozesz sie z tym pogodzic, wciaz musisz to przerobic. Mam ten sam problem. Nogami najchetniej wykopalabym go z domu, a rekami trzymala z calej sily. Ale to troche jak pies ogrodnika: sam nie wezmie i drugiemu nie da. Wydaje mi sie, ze to jest problem niewypowiedzianych do konca zali, nieuzyskanych odpowiedzi, ze wciaz potrzebujecie przedyskutowac temat, i byc moze jeszcze raz i jeszcze raz. Ja tyle chcialabym mu powiedziec, tyle zolci wylac z siebie... Jak jest daleko i go nie widze, mam w glowie ulozone cale dialogi, zarzuty, oskarzenia, zale... Ale kiedy juz go widze przestaja sie wydawac takie istotne. I te ciagly brak wlasciwego momentu, zeby zaczac rozmowe...Mija dzien za dniem a ja jestem coraz bardziej sfrustrowana i zla na siebie, ze jeszcze nie podjelam tematu.
Mam nadzieje, ze ta milosc jest nadal w Tobie, tylko potrzebuje dodatkowego bodca, zeby przebic sie, a raczej zburzyc sciane, jaka postawilas miedzy wami. Nie jest to proste. Ja sie czuje tak: Kiedys myslalam,ze znalazlam diament, ogromny, jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, moze troche nieoszlifowany, ale przepiekny, lsniacy w sloncu. Patrzylam na niego, podziwialam, chucalam i dmuchalam, polerowalam sciereczka, zeby lsnil jeszcze piekniej, trzymalam w specjalnym, honorowym miejscu. Wydawal mi sie taki bezcenny, niepowtarzalny, ostre krawedzie czasem zranily reke, ale ranki byly male, niezauwazalne, goily sie bez sladu. Jednak z biegiem czasu blask jakby oslabl, , jakby matowial z roku na rok. Bylo to prawie niezauwazalne a ja wine przypisywalam swojemu niedbalstwu, ze nie poleruje go dosc czesto i dokladnie. Az pewnego dnia pekl na pol i okazalo sie, ze to zwykle szkielko i to podlego gatunku. Poczulam sie oszkana. Juz przestal byc dla mnie taki cenny i w zaden sposob nie potrafie wzbudzic w sobie zainteresowania nim. A tak bardzo bym chciala znow zobaczyc jego blask, jak lsni w sloncu, zachwycic sie jego wyjatkowoscia. Dlatego tak trudno mi pogodzic sie z tym, ze pozostalam z marna imitacja w rekach. Jednak mam nadzieje, ze z czasem to szkielko nabierze dla mnie nowej wartosci, byc moze jeszcze wiekszej niz ten diament, ze znow mnie zachwyci.
Postanowilam powiedziec mu, jak bardzo moje uczucia sie zmienily. Paradoksalnie on sam ukaral siebie najbardziej - pozbawil sie mojego uczucia, wiary w niego, wiary w sens naszego zwiazku. To on sam nalozyl na siebie najsurowsza kare - odbudowy tej najdelikatniejszej nici, ktora byla miedzy nami, ktora nadawla sens naszemu zyciu. A bedzie to mozolna praca. Po prawie dwoch latach odzyskalam nieco rownowage psychiczna, ale uczucie nie do konca.
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie głosy w mojej sprawie... Wzięłam je sobie do serca, co postanowię jeszcze nie wiem, na pewno nie będę oszukiwać męża, bo straciłabym szacunek do samej siebie... Mam nadzieję, że uda nam się odbudować to, co wygasło, chociaż będzie ciężko... Nie wydaje mi się, żebym była w stanie odejść od męża. Muszę pomyśleć co z tym zrobić...
W środku czuję się nieszczęśliwa, ale odejście nie sprawiłoby, że poczułabym się lepiej.
Jak śpiewała Kasia Nosowska "muszę to przespać, przeczekać, przeczekać trzeba mi..." Innego wyjścia na razie nie widzę.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam...
Ja czuje podobnie jak ty aga. Rownowaga jest delikatna. Łatwo Sie zalamuje. Np dzisiaj. Spotkanie ze starymi kumplami ze studiów. I to nie chodzi o to ze bedą robić bóg wie co... Ale już wiem ze faceci Sie uwielbiają popisywac i solidarność plemnikow powoduje ze nie patrzą; przecież znam i lubię jego żonę...
W każdym razie ciężko mi mówić kocham Cię. A on ciagle pyta... Mogę
to napisać w esemesie. Mogę powiedzieć ale ot tak... Bez patrzenia w oczy i zatrzymania Sie na dłużej przy tym slowach.
Mogę z nim spędzać czas. Dobrze Sie bawić. Kochać Sie z nim.
Ale tak prawdę mówiąc. Ten facet nie jest częścią mnie i mojego życia. Jest kimś kto jest obok z kogo czerpie pełnymi garciami co chce i ile chce.
Gdyby jutro powiedziałby wybacz... Za bardzo mnie to meczy.. Nie umiem tak żyć. Powiedzialabym- ok. Zastanowmy Sie jak rozwiazemy kwestie majątkowe. I jak chcesz to rozwiązać. Separacja? Rozwód?
Rozumiecie? Mogę z nim być i mogę nie być.
Aga rozumiem Cię doskonale. Rana która nam żądali spowodowała ze odcielismy nic która nas łączyła. Teraz to dwa buty obok siebie.
I pewnie tysiące ludzi tak własnie żyje. Ale my zylysmy kiedyś inaczej. I boli to ze to minęło.
Czy go pokocham? Pewnie tak. Czy mu zaufam? Pewnie tak. Czy mu wybaczenie? Pewnie tak.
Czy oddam mu siebie. Nie.
I zawsze w zakamarkach mojej świadomości i bardziej widoczna w podswiadomosci będzie ta ostrożność- nie angażuj Sie za mocno. Uważaj. Bądź czujna. Okresl granice i Sie ich trzymaj.
Wiem to zdrowe bezpieczne i miłe. Ale jak Sie kochali cała sobą jedynie mocno i na zawsze. To to co czuje teraz wydaje Sie substytutem...
Nie wiem ile czasu zajmie powrot do pelnej rownowagi. Dopiero teraz doceniam to, ze docieram do wyjscia z tunelu, w ktory wepchnela mnie cala ta sprawa. Byc moze, ze dostalam od meza najwartosciowszy prezent - sama siebie i milosc do mnie samej. Byc moze, ze stalismy sie para butow stojacych obok siebie, ale czy nie najwazniejsze jest, abysmy byli butami do pary, prawym i lewym, tak naprawde stanowiacym jedna calosc? A nie cholewka i podeszwa jednego buta, gdzie oczywiscie holewka byl on, wyeksponowany, piekny i podeszwa ja, dzwigajaca wszystko, przyjmujaca caly ciezar na siebie? Byc moze moje uczucie teraz jest substytutem, ale czy czasem substytut nie bywa lepszy od oryginalu? Wezmy np taki slodzik. Wywalasz cukier, zamieniasz go na jakis slodzik... A jak dobrze dobierzesz produkt, to mozesz zachowac ukochany smak bez balstu zbednych, szkodliwych pustych kalorii?
Dzien po dniu ucze sie kochac sama siebie, bardziej i bardziej, cenic, eksponowac, stawiac na piedetale, sadzac na tronie, na ktorym do niedawna siedzial on. Jeszcze czasem uwieraja mnie pewne uczucia. Zbieram sie do nastepnej rozmowy, spokojnej, wywalajacej kawa na lawe moje uczucia. Moze nie sa takie zle? Troche chlodniejsze, ale teraz grzeja sie w goracu jego uczuc. Tak, to jest zalosne. Teraz on zachowuje sie tak, jak powinien zachowywac sie cale zycie. Zabiega o moja wygode, kontroluje negatywne emocje, ubiega moje zyczenia...To nie jest zle. Siegnal po prezent dla siebie a dostal kare. Paradoks. Widze dla siebie szanse. Widze dla nas szanse. Widze szanse dla wszystkich prubujacych odbudowac zwiazek.
Olinderko,
Moze to tylko my idealzujemy wartosc tej naszej bezgranicznej milosci? Komu ona potrzebna? Jak bardzo krzywdzi nas same? Czas dziala na nasza korzysc. Jeszcze nie wiem jaka korzysc moge wyniesc z posiadania szkielka zamiast diamentu... Moze nie musze sie martwic, ze ktos mnie napadnie, okradnie, moze zabije owladniety zadza posiadania mojego bezcennego klejnotu?...A moze w moim blasku i to szkielko zacznie pieknie blyszczec i w koncu zatra sie roznice?.... Naprwde nie wiem.
Czasem tez mi sie wydaje, ze gdyby przyszlo nam sie rozstac, to ten fakt nie rozerwie moje serca na strzepy. Nie jestem tego pewna. Po prostu szukam siebie. I odnajduje. Kazdego dnia kawaleczek. I czuje sie z tym coraz lepiej. Mam tyle celow do osiagniecia...I juz napewno glownym z nich nie bedzie udoskonalenie mnie tak, abym jemu pasowala.
Wiem, ze pewnego dnia sie obudze i znow wszystko bedzie na swoim miejscu. Poprzestawiane, a jednak na wlasciwym miejscu.
Słodzik nigdy nie będzie smakował tak dobrze jak cukier.
Olinderka cytując Cię "Mogę z nim spędzać czas. Dobrze Sie bawić. Kochać Sie z nim.
Ale tak prawdę mówiąc. Ten facet nie jest częścią mnie i mojego życia. Jest kimś kto jest obok z kogo czerpie pełnymi garciami co chce i ile chce.
Gdyby jutro powiedziałby wybacz... Za bardzo mnie to meczy.. Nie umiem tak żyć. Powiedzialabym- ok. Zastanowmy Sie jak rozwiazemy kwestie majątkowe. I jak chcesz to rozwiązać. Separacja? Rozwód?
Rozumiecie? Mogę z nim być i mogę nie być. "
Czuję dokładnie to samo... Ale jak to teraz czytam, to jest mi okropnie żal, że czuję to do osoby, którą kiedyś bardzo kochałam, która była mi tak bliska...
Ostatnio złapałam się na tym, że chciałbym, aby mój mąż sam zaproponował rozstanie, żeby wziął to na siebie. Żebym ja nie musiała podejmować tej decyzji, ale z drugiej strony boję się jak moje życie by wyglądało po rozstaniu. Mamy zobowiązania finansowe, kredyt na dom, wspólną małą firmę... Przeraża mnie to i jeszcze ta myśl, że już nigdy się do niego nie przytulę, gdy będzie mi źle...
I dlatego czytam Cię i Sie boje. Ze jeszcze trochę czasu i trochę zdefiniowania moich uczuc. I potem trudny wybór. Czy żyć w letnim związku. Czy żyć z kimś bo jest spoko. Czy budzić Sie rano koło człowieka który nas za bardzo nie obchodzi- jego uczucia myśli zainteresowania. Czy żyć obok a nie z kimś. Czy bać Sie np. Wakacji sam na sam bo to wyjdzie wtedy ze jak go jest za dużo obok mnie to Sie dusze...
Czy zdecydować Sie na uczciwa samotność? Czy on ma prawo kochać i być kochany? Czy mam prawo zadać od niego uczuc a sama nie dawać ich w zamian? Czy on ma prawo być szczęśliwy?
I dlatego czytam Cię i Sie boje. Ze jeszcze trochę czasu i trochę zdefiniowania moich uczuc. I potem trudny wybór. Czy żyć w letnim związku. Czy żyć z kimś bo jest spoko. Czy budzić Sie rano koło człowieka który nas za bardzo nie obchodzi- jego uczucia myśli zainteresowania. Czy żyć obok a nie z kimś. Czy bać Sie np. Wakacji sam na sam bo to wyjdzie wtedy ze jak go jest za dużo obok mnie to Sie dusze...
Czy zdecydować Sie na uczciwa samotność? Czy on ma prawo kochać i być kochany? Czy mam prawo zadać od niego uczuc a sama nie dawać ich w zamian? Czy on ma prawo być szczęśliwy?
Niestety, słusznie się boisz
Bez względu na to jaką decyzję podejmiesz, tak czy siak będzie to krok bolesny, bo jednak kawał wspólnego życia za Wami, związane z tym wspomnienia lepszych czasów itd.
U mnie taki stan życia OBOK trwał 4 lata (od 2005 r.). Nie podołałam. Nie było poprawy, więc 21 miesięcy temu rozstaliśmy się na moje żądanie. Cały czas boli, już nie dramatycznie ale jeszcze "ćmi". Nie wiem czy przestanie bo to jednak ogromny zawód i jakaś klęska osobista. Umiem już żyć sama (bo przecież już dawniej sama tak naprawdę byłam) i nawet cieszyć się życiem, ale jakaś pustka pozostała.
No ja taka pustkę czuje. Ale to nie pustka skierowana w stronę człowieka który jest obok nie. Ale wynikająca z uczucia które stracilam. I to co czuje teraz jest ledwie ledwie letnie....
Tylko czy... Uczucie może wrócić? Będę potrafiła tak pokochsc jak kiedyś? Nieważne czy tego samego człowieka czy innego?? Czy kiedykolwiek zapelnie pustkę dobra ufna i troskliwa miłością która czułam??
Rozmawialyscie o tym z waszymi mezami? Jak przeprowadzic taka rozmowe.
17 2011-05-14 14:26:00 Ostatnio edytowany przez Anhedonia (2011-05-14 15:21:54)
Rozmawialyscie o tym z waszymi mezami? Jak przeprowadzic taka rozmowe.
Jakby wiedziała jak taką rozmowę przeprowadzić z gwarancją sukcesu nie byłabym w tym punkcie życia, w którym obecnie jestem. Rozmawialiśmy non stop i to przez całe lata. O wzajemnych potrzebach, o granicach i szacunku, ale jakoś happy endu nie było. On mieszka u matki, ja u siebie. Ja jestem sama a on ponoć się "tylko przyjaźni". Nie wygląda na szczęśliwego, popadł w długi. Ja spłacam jego "ogony" bo w przeciwnym razie obciążyłyby córkę. Chyba po prostu nie udało się odbudować zawiedzionego zaufania. Stosunki utrzymujemy poprawne ze względu na dziecko.
18 2011-05-14 14:29:34 Ostatnio edytowany przez olinderka (2011-05-14 14:45:40)
Ostatnio w jakieś rozmowie zapytał czy byłoby mi łatwiej gdyby go nie było obok mnie. To bbylo w kontekście jego wyjścia z kumplami. Które to wyjścia wyprowadzaja mnie z równowagi. Nie dlatego bo Sie spodziewam ze coś tam wywinie ale w kontekście męskiej solidarności omktorej Sie dowiedziałam. Mój małżonek pomagał umówić Sie kumplowi z jakaś wywloka. W kontekście tego ze zna jego żonę i dzieci i razem spędzamy wakacje. Wiec perpektywa falszu i deulicowosci mnie dobila. I go zapytalam czy z uśmiechem będzie Patryk na flirty kolesi a potem z uśmiechem w oczy jego żonie. I w Takich chwilach wszystko wraca... Cały mój ból złość... Wiec zapytał czy byłoby mi łatwiej gdybym była sama. Zapytalam. W czym miałoby mi być łatwiej?
W sumie fajnie ze jest. Jest do kogo gębę otworzyć wyplakac Sie na ramieniu jak sobie człowiek nie daje rady z uczuciami nienawiści do wiarolomnego
męża zadba powie miłe słowo oponki wymieni w autku pokocha Sie ze mną. Łatwiej jest jak jest obok... Łatwiej. Ale czy lepiej?
Czy lepiej dla mnie?? Czy lepiej dla niego? Czy on tego od życia chce? Letniego
związku?
aga333 napisał/a:Olinderko,
Moze to tylko my idealzujemy wartosc tej naszej bezgranicznej milosci? Komu ona potrzebna? Jak bardzo krzywdzi nas same? Czas dziala na nasza korzysc. Jeszcze nie wiem jaka korzysc moge wyniesc z posiadania szkielka zamiast diamentu... Moze nie musze sie martwic, ze ktos mnie napadnie, okradnie, moze zabije owladniety zadza posiadania mojego bezcennego klejnotu?...A moze w moim blasku i to szkielko zacznie pieknie blyszczec i w koncu zatra sie roznice?.... Naprwde nie wiem..aga. Tylko ze ja lubilam ufnie i bezgranicznie kochać. I Nie popelnilam błędu stawiania kochanego na jakimś piedestale. Cenilam to co nas łączy jako szczere i wyjątkowe. Wiedziałam ze ludzie sa słabi bezradni często durni i my w dwójkę tez. Ale tez wierzylam ze wszystkie rafy i mieliśmy pokonamy wspólnie. A akurat zanim dowiedziałam Sie o zdradzie na takich Rafach Sie znalazłam. Spotkałam złych ludzi którzy przy okazji krzywdzili dobrych wokół mnie. Stracilam oczekiwane dziecko. I miałam wtedy fundament. Poczucie ze pewna mogę być tylko tego człowieka który przetrwał wszystko obok mnie. A Sie okazało ze nie tak bardzo obok mnie bo druga raczke nozke i pare innych rzeczy wyciągnął w innym kierunku...
Ja chce kochać. Bo niby czemu nie mialabym chcieć? Miłość to najlepsze co czujemy. Miłość we wszystkich odmianach. Ona dawała mi sile. Ta moja miłość. Która ja czułam. Ona dała mi tez sile aby przetrwać ponad rok w bólu hustawce uczuc żalu złości i nienawiści wierząc, ze jak mina rafy to zostanę ja z ta miłością wewnątrz mnie.
Miłością która mnie określa. Która powoduje ze jestem dobra pomagam ludziom jestem tolerancyjna otwarta chętna do pomagania. Która pwoduje ze jestem idealistka i wybrałam drogę. życiowa nastawiona nie na kasę ale na pomaganie innym.
I teraz zostałam ale nie czuje tego co mnie tak okreslalo... Przestaje mi zależeć... Nie rozmawiam kilka dni z moja teściowa.. Pewnie jej przykro. Nie obchodzi mnie to za bardzo ,musi sobie ona dać radę. Przestaje określać swoje czyny myśląc o tym co poczują inni,
Nie jestem już dobra..
I wracając do tematu. Ja nie chce nie kochać czy kochać byle jak. Jaki sens ma życie z kimś kto jest miłym lokatorem zabawnym dbajacym o Ciebie zaspokajajacym Twoje potrzeby. ? Wielu by to wystarczyło. I w zasadzie nic Sie nie zmieniło. Oprócz braku takiej liny która nas wiazala razem.
Orbita po której krąże wokół planety nazywanej miłością jest coraz dalej. Robi Sie zimniej. Mój mąż Kreci Sie koło mnie. Wiec jeśli ja Sie odsuwam od miłości to
on, na razie bezwiednie, tez....
Mój małżonek pomagał umówić Sie kumplowi z jakaś wywloka. W kontekście tego ze zna jego żonę i dzieci i razem spędzamy wakacje.
Przyznam się, że to mnie zaskoczyło. Bo to jednak świadczy o nim - jako człowieku. Jeśli pomaga komuś w takich spotkaniach, to dla mnie jest jasne, że tego nie potępia. A co za tym idzie - sam może bez skrupułów robić to samo. A jak Ty zareagowałaś?
21 2011-05-14 14:56:21 Ostatnio edytowany przez apoteoza (2011-05-14 20:34:44)
Mam wrażenie ze zaczynam podświadomie prowokować mojego
męża. Obojętnością. Brakiem uwagi nieliczeniem Sie z nim w wielu sprawach. Zachowuje Sie jak
małe dziecko... Mówię... ALE JA CHCE.
Nie odpowiadam na słowa kocham. Nie obdarzam czulosciami dobrym słowem uwaga.
Idę do sklepu kupuje kolejna. Pewnie prawie piezdziesiata sukienkę. Bo chce... Nie
mówię mu jakie mam plany. Może Sie dostosować albo nie... Nie dbam o
dom. On sprząta wszystko organizuje.
To jest takie naginanie granic. Tak jakbym czekała aż dojdzie do
wniosku ze tyle daje. Ze już dawno zrekompensowal swoją winę. Ze nic nie dostaje w zamian.
Prowokuje żeby przyszedł i powiedział- popelnilem błąd. Straciłem twoja miłość. A ja nie potrafię kochać i być ofiara. I Sie poświęcać
zasługuje na miłość. Wole być sam i próbować układać sobie życie.
miejmy nadzieje ze na tym skończy.
Bo może Doda tez zdanie:" spotkałem kogoś kto jest gotów mnie pokochac i mi zaufać mimo ze zna moja historie. Nie będę nigdy kochał jej tak jak kochalem Ciebie. Ale zasługuje na miłość.. Potrzebuje czuć Sie kochany. Przy tobie stalem Sie sluzacym gospodyni domowa prostytutka swiadczoca usługi.. A chce być twoim mężem. Twoja druga polowka.
Chce żyć normalnie. Zasługuje na miłość.
olinderka napisał/a:Mój małżonek pomagał umówić Sie kumplowi z jakaś wywloka. W kontekście tego ze zna jego żonę i dzieci i razem spędzamy wakacje.
Przyznam się, że to mnie zaskoczyło. Bo to jednak świadczy o nim - jako człowieku. Jeśli pomaga komuś w takich spotkaniach, to dla mnie jest jasne, że tego nie potępia. A co za tym idzie - sam może bez skrupułów robić to samo. A jak Ty zareagowałaś?
To było w tym samym czasie w którym on mnie zdradzal. Myśle ze to było takie podswiadome---- nie robię nic złego to nic nie znaczy przecież wszyscy tak robią... Nie jestem gorszy od innych. To jak zabawa. Nic poważnego.
Myśle ze to było tez rozrzedzanie tego ze mnie zdradzal. Zaczął flirtowac ze wszystkimi babami-no bo wtedy flirt z ta jedna nie był
czymś wyjątkowym tylko czymś zwykłym...
To było takie brniecie... Pograzanie Sie.... Taki początek izmu.
Do dzisiaj mówi: nie wiem kim wtedy byłem. Nie mogę
patrzeć na siebie. Nie nawidze siebie. Byłem innym człowiekiem. Ja dzisiaj nigdy bym ci tego nie zrobił. Ja nigdy już Cię nie zranie. Czy możesz mi uwierzyć. Jestem pewien ze to Sie nigdy nie powtórzy. Byłem durniem. Nie wiem. Nie rozumiem. Żałuje i będę żałował zawsze....
u.
Tylko ze on nie moze dać mi gwarancji ze mnie nie zrani.... Bo zranic mnie może wszystko. Ze na kogoś spojrzy. Ze coś powie. Ze spotka Sie z kumplami.
Kurcze. Starczy tego pisania na dzisiaj. Jestem pograzona w nicosci. Mogę pisać myśleć mówić ciagle. I nic Sie nie zmienia. Czuje pustkę.
Mija żal. Mija tez przeszłość. To co było kiedyś już nie jest ważne ani prawdziwe. Było to super życie. Ale je miałam. A nie mam go teraz...
A co mam teraz??? Co ze mnie wyrośnie??? Jablonka??? Czy kaktusik???
Witajcie,
szukam rady, bo nie wiem co zrobić z sobą. Jestem mężatką z 6-letnim stażem.
Półtora roku temu MÓJ mąż mnie zdradził... ...
Wiesz co ja myśle? Ja dowiedziałam Sie o zdradzie męża prawie półtora roku temu. I mam pełna świadomość tego ze to za mało czasu żeby przeżyć taka krzywdę ból i żałobę. I myśle, ze ty tego nie przerobilas. Zadeklarowalas ze wybaczasz i nie dalas sobie czasu na pełne przeżycie tego. Może jesteś trochę jak operacja w innym wątku która od trzech miesięcy Sie z tym boryka i ma sobie na złe ze jeszcze to tak bardzo emocjonalnie przyezywa... Bo ona zawsze ze wszystkim sobie radziła.
Może ty tez postanowilas sobie ze zdrada w waszym związku poradzić ale faktycznie emocje w tobie siedzą... Myśle ze siedzisz jeszcze głęboko w tych uczuciach które przyniosła jego zdrada. Mówisz ze wiesz ze Cię kocha... Ja tez wiem ze mnie kocha mój mąż.. Ale ta miłość jest trochę nieprawdziwa...bo przecież mnie zdradził?? Co nie?
Wiec co. Ta jego miłość stała Sie przez to malutka i nic nie warta. Byle zgrabna dupka sprawiła ze zapomniał o mnie o tobie...
Może Sie boimy ich kochać. Może łatwiej nam rozmieniac te miłość. Może łatwiej nam zrobić to samo żeby ich w końcu zrozumieć?? Kochali nas to nie miało z nami nic wsponego- a zatem... Sprawdzimy czy jak ktoś nas seksualnie zafascynuje to czy fsktycznie nie wpłynie to na nasze uczucia do mężów??
Bo jeśli nie wplynie... To może wresZcie uwierzymy ze nas kochali i kochają??
Nie pisz posta pod postem, użyj opcji edytuj
Moderatorka-apoteoza
24 2011-05-14 20:08:23 Ostatnio edytowany przez apoteoza (2011-05-14 20:31:42)
Może ty tez postanowilas sobie ze zdrada w waszym związku poradzić ale faktycznie emocje w tobie siedzą... Myśle ze siedzisz jeszcze głęboko w tych uczuciach które przyniosła jego zdrada. Mówisz ze wiesz ze Cię kocha... Ja tez wiem ze mnie kocha mój mąż.. Ale ta miłość jest trochę nieprawdziwa...bo przecież mnie zdradził?? Co nie?
Masz rację, to we mnie głęboko siedzi. Już nie robię mężowi wyrzutów, nie przypominam o tym, zachowuję się tak jakby to się nigdy nie stało...
Nie mam o tym z kim pogadać, bo prawie nikt nie wie, a osoby, które wiedzą mówią "źle zrobił, ale przecież bardzo Cię kocha, jest za Tobą itp. "
A ja pytam w duchu I CO Z TEGO????
Niby minęło już trochę czasu, ale wydaję mi się, że teraz jest gorzej niż rok temu. Wtedy odpowiadało mi to, że on się tak stara,
przymila, że "świata poza mną nie widzi", a teraz mnie to denerwuje....
Już sama nie wiem co myśleć... Żyję w związku z przyjacielem, ale nie z mężczyzną...
Bo co z tego, że oni kochają? Tak jakbyście odkrywały prawdę o miłości, że szczęścia nie daje bycie kochanym a kochanie. Bez tego drugiego to pierwsze w ogóle nie ma sensu. I w tych postach ze smutku najbardziej bije ten brak miłości lub jej resztki w Was. I gdyby nawet oni kochali najmocniej jak się da, to Wam to szczęścia nie przyniesie, jeśli ich nie pokochacie łącznie z tą zdradą.
Przestać kochać bardzo boli... i nigdy nie dzieje się z dnia na dzień.
02,
to,co napisalas,to strzal w sam srodek tarczy.
Nie da sie tego ujac lepiej.
Zupelnie neutralna sentencja,ktora daje do myslenia i to bardzo........
< Przestać kochać bardzo boli... i nigdy nie dzieje się z dnia na dzień..>
Masz racje.
Przestac kochac,to proces,ktory wypracowujemy miesiacami......
Nie chce " zdechnac " samo w sobie.
Potrzeba ogromu samozaparcia,ciaglego powtarzania sobie pewnych rzeczy, " przewijania filmu " bez przerwy...
Z pomaca pewnych taktyk i sposobu myslenia,z czasem,udaje nam sie osiagnac ten stan.
Czy mamy z tego jakas satysfakcje?
Dochodzimy do punktu,kiedy kochamy mniej lub wcale.
Czy to zwycieztwo,czy moze raczej porazka?
Porażka.
Ale czy efekt przewijania filmu. Raczej to jest tak ze zdrada burzy dom w którym mieszkasz. A potem - jak dom miał mocne fundamenty- najpierw sprzatasz gruzowisko. Sprawdzasz cegielki w dobrym stanie. A potem mozolnie ukladasz warstwe cegieł za ceglami. A jak już poustawiasz to Sie okazuje ze pieterka zabrakło- bo cześć cdgirlek była uszkodzona porozbijana.. Albo nad pewnymi pokojami nie ma dachu i pada deszcz.
Nie problem bo przecież można dodać nowe cegielki nie?? Ale co jak ogienek w piecu do wypalania zgasl??
Siedzisz w takim niedokonczonym domu i Sie gryziesz...
Często to proces nieodwracalny, chociaż nie zawsze.
Tak naprawdę kochałyśmy kogoś innego, ale ludzie się zmieniają (i to niekoniecznie musi być zdrada).
A czasem kochałyśmy jakieś wyobrażenie o nim.
... (można dopisywać)
Zmienić mogłyśmy się też my i nasza miłość, która już tej osoby kochać nie potrafi.
Nie znajdziesz w sobie miłości, jeśli jej nie ma. Nie zbudujesz, nie pokierujesz własnych uczuć. Chociaż wielu jest takich, którzy uważają, że tymi można sterować.
Smutne.
Tak jakbyście odkrywały prawdę o miłości, że szczęścia nie daje bycie kochanym a kochanie. Bez tego drugiego to pierwsze w ogóle nie ma sensu. I w tych postach ze smutku najbardziej bije ten brak miłości lub jej resztki w Was. (...)
Przestać kochać bardzo boli... i nigdy nie dzieje się z dnia na dzień.
Pięknie napisane i jakże prawdziwe.
Celina. Dwie wersje. Wybierz te dla siebie.
Nie przerobilas bolu i żalu po zdradzie męża i podświadomie zwracając uwagę na innych facetów chcesz męża ukarać.
Druga wersja- marzysz o tym żeby kochać mocno i pewnie jak kiedyś i na każdego faceta patrzysz z nadzieja ze da ci coś czego nie masz teraz...
I teraz zadanie domowe. Przeczytaj tego posta. Idx do męża. Usiądzie koło niego i przytul się mocno do niego. I pomysl- co czujesz??
31 2011-05-15 16:23:26 Ostatnio edytowany przez 02 (2011-05-15 16:47:13)
Tak sobie myślę i luźno rzucam. Może czas przestać myśleć co on zrobił i robi. Z Waszych postów wynika, że żałuje, wrócił, stara się i kocha bardzo. I przyjmijcie, że tak jest - nie analizujcie, czy się stara odpowiednio intensywnie, czy nie. Stara się, chce Was i Was kocha, popełnione błędy zrozumiał. Koniec.
A teraz zastanówcie się co Wy czujecie. Bez rozważania zysków i strat i wyłączając jego obecne, bądź przeszłe zachowanie, wyłączając też to wszystko, co było kiedyś między Wami (dobrego i złego). Tak po prostu. On mnie kocha, a co ja czuję do niego? Ja tu i teraz do tego mężczyzny tu i teraz...
32 2011-05-15 16:29:54 Ostatnio edytowany przez olinderka (2011-05-15 16:30:55)
Ja go lubię. Miło się z nim spędza czas. Chociaż czasami mnie wkurza i irytuje. I mam wrażenie ze jest teraz taki... Prawdziwszy. Odarty z moich wyobrażeń o nim. Muszę się nauczyc kim on jest wiec wiecej chyba teraz widzę niż sobie wyobrażam.
Jest mi go żal. I jest mi wstyd. Widzę ze mnie kochA. Słyszę ze mnie kocha. Czuje ze mnie kocha. A jeśli miłość to takie bycie na dobre i na złe. To ja nie kocham. Bo dzisiaj biorę go tylko na dobre...
Ale rozumiem o co chodzi o2. Dzisiaj przyjrzeć się swoim uczuciom i wslucham w siebie.
A ja Wam opowiem o tym, co mnie uniemożliwiło dokończenie procesu próbowania. Może zakończyłoby się totalnym fiaskiem, może spektakularnym sukcesem i żylibyśmy długo i szczęsliwie. Nie wiem i już się tego nie dowiem. A u podstaw porażki/a może zwycięstwa legła moja wewnętrzna rebelia. Pewnego dnia zwyczajnie zadałam sobie pytanie - kto jest mi potrzebny, żebym była szczęśliwa, czuła się lekka i kochana tak, jak tego potrzebuję. Odpowiedź brzmiała - potrzebuję mężczyzny.
A kim jest mężczyzna i jaka jest jego (za przeproszeniem) funkacja podstawowa. Otóż od wieków (ba! tysiącleci) mężczyzni bronili swoich kobiet i dzieci, mężczyźni bronili godności damy swego serca. A co zrobił mój J.? Mało że nie obronił mojej godności - zdeptał ją własnymi buciorami, to jeszcze na dodatek zrobił po raz kolejny zamęt emocjonalny i moralny swoim własnym i mojemu dziecku. Bo jaki na przyszłość dzieci mają drogowskaz jeśli ich ojciec/ojczym zdradza notorycznie ich matki?
Jakimi wrakami psychicznymi zostają kobiety takich niby_mężczyzn? I co z tą podstawową funkcją w takim razie?
Wiecie, można to ująć krócej - ja go zwyczajnie przestałam szanować nie tylko jako człowieka, ale główenie jako mężczyznę w takim czysto pierwotnym, konserwatywnym sensie. Jeśli to była chuć jak twierdzi, to co mi po takim zwierzaku, który naraża swoich najbliższych na dramat w takim zwierzęcym odruchu. Mężczyzna ma być moim obrońcą a nie bezmyślinym oprawcą i tyle. A jeśli nie zrozumiał tego przez 47 lat to dalej byłoby już tylko gorzej.
Było też coś jeszcze. Zanim dowiedziałam się o zdradach był dla mnie cennym rzadkim kamieniem - nie bez skazy - ale był dla mnie wyjątkowy. Kiedy jednak zdałam sobie sprawę, że może mieć go każda inna, która tylko odpowiednio wygnie miednicę - stał się dla mnie towarem masowego użytku. To tak jakbym poszła do wykwintnej restauracji i została tam poczęstowana big mackiem.
A skoro prysł czar męskości i wyjątkowości ...
Celina. Dwie wersje. Wybierz te dla siebie.
Nie przerobilas bolu i żalu po zdradzie męża i podświadomie zwracając uwagę na innych facetów chcesz męża ukarać.
Druga wersja- marzysz o tym żeby kochać mocno i pewnie jak kiedyś i na każdego faceta patrzysz z nadzieja ze da ci coś czego nie masz teraz...I teraz zadanie domowe. Przeczytaj tego posta. Idx do męża. Usiądzie koło niego i przytul się mocno do niego. I pomysl- co czujesz??
Olinderka zrobiłam jak radziłaś, może troszkę inaczej, bo najpierw się pokłóciliśmy i to mąż mnie przytulił na zgodę.
Co czułam...? Najpierw miałm ochotę się wykręcić z jego ramion, ale było mi źle, więc przytuliłam się do niego i muszę się przyznać, że lepiej się poczułam.
Tylko, że Twoja druga wersja chyba bardziej do mnie pasuje:(
Może nie na każdego faceta tak patrzę, bo muszę przyznać, żę będąć z moim mężem prawie 13 lat przyzwyczaiłam się do pewnego poziomu mężczyzny. Zawsze najbardziej w moim mężu pociągał mnie jego intelekt i dlatego nie potrafię strawić tego, że półtora roku temu, zachował się jak taki samiec bez mózgu:(
Obawiam się, żę gdybym poznała mądrego i dobrego człowieka to mógłby być zagrożeniem dla mojego związku. A unikać ludzi nie mam zamiaru, z resztą nie da się.
Drogie Panie, na pytanie jak przeprowadzic rozmowe z mezem na takie tematy chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Ja wroce do tego o czym caly czas wspominam. Spokojnie i szczerze. Najwieksza awantura nie zrobi facetowi tyle co spokojna rzeczowa rozmowa no i konsekwencja z Waszej strony. Jezeli z powodu faceta Wasze uczucia gasna, to i facet powinien sie o nie starac...My tego czesto nie widzimy, bo natura meska jest niestety taka ze przyzwyczajamy sie do dobrego i przestajemy to doceniac z czasem...Zrobcie to tak aby musial sie zaczac o Was starac, dlatego proponuje powiedziec co czujecie, czego nie chcecie, no i co Was wkurza... a reszte zostawic po stronie meza. Pytanie czy macie czas i sile na to... Poczatki moga byc bardzo dziwne, bo dla niektorych facetow to moze byc szok. Beda nalgle dzialania w duzej ilosci, zasypywanie Was prezentami i zalewanie uczuciem w ilosciach niespotykanych... To nie zadziala to pewne, ale powiedzcie o tym swojemu mezowi, bo faceci w wiekszosci kompletnie sobie nie zdaja z tego sprawy, ze to pogarsza. Wiem ze glupie sie wydaje prowadzic kogos za reke zeby sie w nim zakochac, ale jezeli w Was jest nadal racjonalna wola przetrwania w zwiazku, to i racjonalnie do tego trzeba podejsc. Jedno jest pewne, ze wiekszosc facetow emocjonalnie dorasta miedzy 30-40 rokiem zycia, szczegolnie w naszych czasach gdzie bycie dzieckiem/piotrusiem panem cale zycie jest poporstu latwe, jednak osobiscie nie zgadzam sie z opinia ze faceci nie potrafia sie zmienic. Widze ze jest w Was dalej wola walki, chociaz stan emocjonalny juz mocno zachwiany i za To Was podziwiam...Pozdrawiam i powodzenia.
36 2011-05-16 15:24:36 Ostatnio edytowany przez olinderka (2011-05-16 22:08:45)
Widzisz. Tylko ze oni sie staraja. Ale trauma po zdradzie spowodowała ze najpierw po bólu potem ze strachu potem z żalu... Nasze uczucia się wypalaja...
Moim zdaniem kłopotem obecnie nie jest, postawa panów mężów, a już na pewno brak starań, bo te są (i niekoniecznie Olinderko z żalu - oni to robią zapewne ze szczerej miłości, zrozumieli, że zdrada była błędem). Problemem też nie jest brak rozmowy, bo rozmowa i szczerość jest.
Uczucia dziewczyn, to obecnie sprawa, na której trzeba się skupić. One muszę je rozpoznać i na nowo zdefiniować. Zobaczyć, czy z ich perspektywy ten związek ma szansę, czy umieją swoich mężów kochać, również z tym faktem i takimi jakich ich na nowo odkryły, czy nie. To trudne. Odzyskały ich, wszystko już jest na swoim miejscu, a teraz... czas na spojrzenie na siebie - czego ja chcę i czy jeszcze chcę.
38 2011-05-17 16:24:02 Ostatnio edytowany przez aga333 (2011-05-17 16:34:37)
Słodzik nigdy nie będzie smakował tak dobrze jak cukier.
Jest taki jeden substytut, xylitol - cukier brzozowy. Sama natura. Wyglada ja cukier, smakuje jak cukier. 0,98% kalorycznosci. Ideal. Jeden z moich synow powiedzial: przeciez to zwykly cukier, drugi: jakos dziwnie sie rozpuszcza. Wg mnie jest ociupinke mniej slodki w smaku, ale dla kogos niewtajemniczonego jest to roznica nieazuwazalna i zorpuszcza sie troszke jak lody. Jest cholernie drogi. Zapewne duzo cenniejszy niz zwykly cukier, tylko trzeba go odkryc. Trzeba poniesc duze naklady, ale sie oplaca, zaowocuja 100% smakiem i zdrowiem. Wszystko co jest cos wart, nie przychodzi latwo.
Ja przeprowadzilam swoja rozmowe: nie tak jak chcialam, nie kiedy chcialam, i nie gdzie chcialam. A bylo to tak... Czytalam dokladnie ten watek, bo podobnie jak wy, szukam tego, co zdaje sie byc utracone, lzy plynely mi po policzkach. Moj maz ogladal obok jakis program w telewizji. Spojrzal na mnie i ze strachem zapytal: cos sie stalo? Nie moglam sie uspokoic. Powiedzialam: tak bardzo sie boje, ze juz nigdy nie pokocham cie jak kiedys, ze moja milosc bedzie letnia, az w koncu umrze. Powiedzialam, ze skoro ona tak zadzialala na jego zmysly, ze zareagowal wlasnie tak i do dzisiaj nie potrafi tego wytlumaczyc, to moze ona jest kobieta jego zycia i ze mna tylko traci czas. Wiec moze lepiej, zeby sprubowal swojego szcescia z nia. Zapytalam jeszcze, jak to sie stalo, ze teraz jest slodki jak plasterek miodu i czemu nie byl taki wczesniej. Nie powiem wam, jaka mial mine. Nie przytocze wszystkiego, co powiedzial. Dziwne, stek przeklenstw pod adresem szmaty. Ale powiedzial tez, ze odbyl kurs szybkigo dorastania, ze zdal sobie sprawe, jak czesto i bardzo mnie ranil. To mi uswiadomilo, ze cos do niego dotarlo. Powiedzial, ze nigdy nie przypuszczal, ze moze sie az tak bac, ze mnie straci. Slowa, slowa, slowa...Nie to jest nam potrzebne. Ale gdyby ich nie wypowiedzial, i tak to wszystko wiem. Zawsze wiedzialam, nigdy nie mialam watpliwosci. Nawet po calym tym zajsciu, kiedy moje zbolale serce krwawilo i nie moglo znalezc ukojenia, gdzies na jego dnie, bardzo gleboko, ta wiedza, swiadomosc wciaz byly. Kiedy wypowiedzialam glosno te wszystkie slowa, poczulam podwojna ulge. Po pierwsze, zalatwilam problem obarczenia mojego meza ta straszna wiedza i odpowiedzielnoscia za ten stam. Po drugi poczulam, ze to nie prawda, ze moja milosc do niego umarla. Ale ta wiedze zostawilam juz tylko dla siebie. Na razie.
Nie moge udawc, ze nie widze tego, jak sie zmienil, jak sie zmienlo jego podejscie do mnie. Czasem nasienie gnije w ziemi, ulega rozpadowi. A czasem tylko lekko obumiera, zeby narodzic sie na nowo i zakwitnac jeszcze piekniejszym kwiatem. Nie chcialabym, zeby moja milosc odeszla. Znaczyloby, ze byla slaba i plocha.
Moim zdaniem kłopotem obecnie nie jest, postawa panów mężów, a już na pewno brak starań, bo te są (i niekoniecznie Olinderko z żalu - oni to robią zapewne ze szczerej miłości, zrozumieli, że zdrada była błędem). Problemem też nie jest brak rozmowy, bo rozmowa i szczerość jest.
Uczucia dziewczyn, to obecnie sprawa, na której trzeba się skupić. One muszę je rozpoznać i na nowo zdefiniować. Zobaczyć, czy z ich perspektywy ten związek ma szansę, czy umieją swoich mężów kochać, również z tym faktem i takimi jakich ich na nowo odkryły, czy nie. To trudne. Odzyskały ich, wszystko już jest na swoim miejscu, a teraz... czas na spojrzenie na siebie - czego ja chcę i czy jeszcze chcę.
,masz rację o2. ja zdaję sobie sprawę, że pewnie nie będzie tak jak kiedyś. pytanie, czy to "nie będzie tak jak kiedyś" oznacza kompromis i trwanie w stanie - tak jest to niech będzie. A na ile jest tak, że po takim wydarzeniu juz nie potrafimy kochać mocniej? na ile będziemy trochę jak celinakazika, która patrzy na facetów wokół i marzy, gdzies podświadomie, że może któregos z nich pokocha jak kiedyś męża - silnie, z ufnością i wiarą? a nie ostrożnie, z palcem na wyłączniku światła (jakby co zwijam manatki i ide do domu...) bo my mamy ich miłość. rozumiemy, że naprawili swój bład.... ale czy mamy nasza miłość?
przestała nas boleć zdrada - a w każdym razie boli mniej, przyjełyśmy do wiadomości, że musimy przewartościować ich miłość -(bo trochę była fajna.. a trochę gówniana.. co nie?), nauczyłysmy się mysleć i sobie..... I YTUTYAJ KLOPS
bo jak nauczyłyśmy sie myślec o sobie, to brakuje nam tej miłości, co to za która idzie się w ogień. miłości w nas samych.... takiego małego gorącego skrawka, który był naszym azylem, lekiem na całe zło i pozwalał przetrwać:
a) irytację jak był chory i marudny
b) wieczny pedantyzm
c) nudę - no bo czasami się nudzimy.. co nie??
d0 i tysiące małych i dużych nieporozumień, konfliktów, różnic...
a teraz patrzymy na niego i łaskawie dopuszczamy do obecności w naszym zyciu - my -królewny, księżniczki, wróżki bajuszki i tak dalej - łaskawie pozwalamy i bierzemy..
najpierw brałyśmy jako zadośćuczynienie - teraz zaczynamy czuć się z tym braniem trochę nieswojo...
tak brać?? i niewiele dawać?/
przeciez dzisiaj jest tak, jak nie było nigdy....
ktoś spija słowa z mych ust, patrzy na moje emocje, obsypuje komplementami.... a mnie to zaczyna irytować.
bo nie we mnie bezwarunkowej gotowości na przyjęcie tego wszystkiego. nie ma tego, co nazwałabym - intymnością - pełną otwartością i zaufaniem w stosunku do uczuć i gestów - gotowością dawania bez warunkowania i brania bez warunkowania...
i czy jesteśmy z tym szczęśliwe?/ ja nie jestem.
ja czuję, że kłamię. czuję, że jestem fałszywa. czuję, że udaję.
to tak, jakby mieć kilka poziomów zaangazowania - to było w książkach o Enderze Ksenobójcy.. Była tam taka zyjąca w świecie wirtualnym JANE - i jane miała kilka tysięcy poziomów swojej uwagi.. i chociaż na każdym poziomie swojej uwagi mogła robić coś innego, to górne kilka zarezerwowane były dla jednego człowieka...
dzisiaj na moich najwyższych pokładach uwagi jest zainteresowanie moim synem... i mną...
a ten, który tam był zawsze i wszędzie -dzisiaj dochodzi mniej więcej do poziomów średnich - nie - nie jest mi obojętny. jest ważny. ale nie tak, jak chcę
bo ja chcę. rozumiecie? ja chcę - KOCHAĆ.
ja mam ostatnio kłopoty z powrotami z pracy... łatwiej mi kochać na odległość, niż blisko.. łatwiej mi napisać miłego esemesa niż powiedzieć coś miłego w oczy. łatwiej mi grać niż byc sobą.
Ja coraz chetniej wracam do domu. Ten moment kiedy wkladam klucz w dziurke, zeby otworzyc drzwi... A drzwi juz sa otwarte, czekaja, zapraszaja mnie do srodka. To nie przypadek. Zawsze zamykamy drzwi, a wieczorem juz napewno. Wchodze do domu i co by sie nie dzialo, moj maz juz tam jest, pyta o kawe, albo herbate. A moze cos do zjedzenia? A moze tylko usiadziemy obok siebie i obejrzymy jakis film? Pies placze sie po pokoju, wciska mu leb do poglaskania...Patrzy w oczy pana i merda ogonem... I ufnie czeka. Czasem mysle: jest madrzejszy ode mnie, czy glupszy? Zastanawiam sie, czy inny maz na tym miejscu tez by tak pasowal? Jak sobie przypominam te wszystkie dni niekochania, nienawisci, zlosci, zalu az przykro myslec, ze tyle czasu zmarnowalam.
Mój mąż tez patrzy ufnie w oczy podstawia lepek do glaskania i merda ogonkiem...:) a ja patrzę i mysle. Głupi psiaku. Gdybyś nie był tu przez zasiedzenie...
Olinderko, powiedzialas swojemu mezowi o tych uczuciach, powiedzialas mu wprost: nie wiem, czy jeszcze cie kocham? Nie wiem, czy jeszcze kiedys pokocham cie jak dawniej?
Tak. Nawet sam zaczął. Powiedział wiem ze bezpowrotnie straciłem to co najcenniejsze miałem. Ufam ze mnie jesZcze pokochasz ze będziesz potrafiła to zrobić. I ta nadzieja mnie trzyma. A ja zrobię wsYstko żebyś zechciala mnie kochać.
Ja postanowiłam, że będzie tak jak jest... Pewnie to będzie przyjaźń, a nie kochanie, ale cóż na razie nie jestem gotowa wywrócić swojego życia do góry nogami.
Rozmowa była, nie taka jak chciałam, ale stwierdziłam, że muszę spróbować odbudować nasze uczucie, bo żal by mi było stracić to wszystko co mam, czyli spokojny dom, do którego CHCĘ wracać. Naszych wspólnych wakacji. Wspólnej pracy w naszej małej firmie. Ale zostało jeszcze mnóstwo nie wypowiedzianych słów, a kiedy one padną czuję, że mój mąż się podda.
Nie potrafię wszystkiego szczerze mu powiedziać... stoją mi te słowa w gardle i dalej nie chcą przejść, a generalnie to jestem dosyć pyskata...
Pozdrawiam Was NetKobietki i życzę powodzenia:)
Ktora z nas nie jest pyskata, zwlaszcza w zlosci? Slowa maj straszna moc. Z jednej strony, mowie w tej chwili o sobie, wypowiedzenie na glos jakiejkolwiek, zwlaszcza bolesnej mysli, przynosilo mi ulge i to tak wielka, ze przez kolejnych kilka dni czulam sie wolna o bolu, zalu, zlosci, nienawisci, kochalam mojego meza prawie tak mocno, jak kiedys. A po kilku dniach moja euforia opadala, czarne mysli zataczaly coraz ciasniejsze kregi wokol glowy, az w koncu wdzieraly sie przez nia az do serca i rozszarpyway je kawalek po kawalku. Jest tez druga strona mocy slow. To, co przynosilo mi ulge, ranilo mojego meza, i ta swiadomosc zawsze we mnie byla. Sama sobie zadawalam czesto pytanie, czy to jest premedytacja, czy nieswiadoma koniecznosc wyrzucenia z siebie zlych emocji. Dochodze do wniosku, ze to miszanka obu tych stanow, tylko z biegiem czasu zmieniaja sie ich proporcje. Pozostaje coraz mniej koniecznosci oczyszczenia psyche, a pojawia coraz wiecej premadytacji. Egoistyczne. Ale za bardzo nie dbam o to, to taki dludotrwaly efekt uboczny, zeby lepiej zadzialac na pamiec.
Chyba wchodze w etap godzenia sie z faktami i akceptacji ich. Od kilku dni czuje sie calkiem ok. Co najlepsze, jestem coraz pewniejsza, ze chce jednak dac szanse mojemu mezowi, ze jestem w stanie uporac sie z ta prawda. A najlepsze jest to, ze jak zawiedzie mnie jeszcze raz, bede miala sile, zeby odejsc. I nie dla tego, ze nie kocham jego, tylko dlatego, ze wreszcie kocham siebie i nie pozwole sie juz wiecej skrzywdzic.
Moze wam tez potrzeba jeszcze troche czasu, rozmow, zeby wszystkie uczucia w was poukladaly sie na wlasciwych miejscach. Dziewczyny, zarowno to uczucie przyjazni, jak i schlodzenia milosci, obawy, ze milosc nie wroci, znam to az do szpiku kosci. Bez mala dwa lata zajelo mi, zeby dojsc do miejsca, w ktorym jestem. Teraz tylko jego problem, zeby wyciagnal nauke z tej lekcji. W tej chwili juz nie on siedzi na tronie, tylko ja. Znow zaczynam czuc milosc do niego, ale juz nie przeslania mi ona milosci do mnie samej.
Olinderko
Twoje slowa, sarkazm, zlosliwosc i bezsilnosc - to cala ja sprzed jeszcze kilku miesiecy. Co by nie powiedzial, co by nie zrobil, w mojej glowie odzywal sie glos: i kogo chcesz nabrac pajacu? Po co sie wysilasz? Nie badz taki zalosny itd, itp....Jakie to bylo meczace. Raczej jakie to jest meczace, bo wciaz przebiegaja przez glowe podobne mysli, ale juz nie tak czesto, nie tak nartyczywie, juz tak nie mecza i nie wyczerpuja...
Ja tej huśtawki nastrojów chyba nie wytrzymam... A łudziłam się, że tak się da... Ale nie wytrzymuję, wyć mi się chce!!!
Mój mąż obraził się i jest służbowy. Powiedział, że już przesadzam, że on też ma określoną wytrzymałośc na moje złe zachowanie. Porażka. Nic mi się nie chce, zmuszam się do pracy, a dom wygląda jakby mieszkały w nim tylko psy i koty...
Ciężko...
Celina
Mam nadzieje. ze hustawka bedzie wznosic sie i opadac coraz wolniej, coraz nizej.... az wreszcie zatrzyma sie w miejscu. Wiele czasu na to trzeba. Masz ochote wyc - wyj. mialam taki czas, ze jakby ktos mi powiedzial, ze to pomoze, to caly dzien walibym glowa w sciane... Ale to nie przynioslo by niczego, poza bolem. Teraz czuje, jak nadchodzi spokoj, ale spokoj przynosi ze soba wiele zmian w mojej psychice. Mysle o rzeczach, ktore wczesniej nie przyszlyby mi do glowy. Mijam na ulicy faceta i zastanawiam sie, czy to naprawde mogloby byc takie latwe, zeby z nim isc. Moje mysli juz nie sa takie czyste, niewinne, moja milosc juz nie jest taka szczera. Tak bardzo chce kochac jak kiedys, i tak bardzo sie wsciekam, ze juz nie potrafie byc taka, jak kiedys. Ucze sie kochac mojego meza w nowej rzeczywistosci. Staram sie z calych sil. Sa dni, ze czuje sie calkiem szczesliwa, a sa takie, ze sama nie wiem, co czuje. I tak naprawde nie wiem, dokad zaprowadzi mnie zycie i ta walka samej ze soba. Chcialabym byc pewna jutra, a juz nie potrafie. Wlasciwie chcialabym byc pewna, ze w tym jutrze ja i on wciaz jestesmy razem, ale prawda jest taka, ze wcale nie jestem tego pewna. A wlasciwie jestem pewna, ze razem bedziemy tak dlugo, jak dlugo on bedzie sie staral naprawic to, co zepsul.
Moze Twoj maz mysli, ze to jakas gra z Twojej strony, manipulacja, zeby zachowywal sie tak, jak Ty tego chcesz?
Aga celina. Bo brakuje nam zdrowego życiowego
cynizmu i egoizmu.
Jak mija was znajomy na ulicy i nie pozdrawia to zakladacie ze was nie zauważył czy chciał was zlekceważyć???
No własnie. Nasi mężowie uznaliby pewnie ze gość pokazał się ma go gdzieś wiec on się odwdzieczy.
Egoizmu się uczymy z kolei. Tysiące postów poświęconych Radom- myśl o sobie jesteś najważniejsza Twoje potrzeby są ważne.... Własnie.... Przydałoby wam do głowy ze jakikolwiek facet potrzebuje takich rad? Czego oni chcą i potrzebują wiedza zawsze...
Gdzieś czytałam ostatnio ze wiara w mikolaje wróżki baby jagi i inne jest nam potrzebna żeby nauczyc nas wierzyć. Bo potem wierzymy w dobro uczciwość sprawiedliwość i tak dalej. Ktoś je widział?? Nie... My w nie wierzymy interpretujemy ze coś tym własnie jest i sami tworzymy świat w którym dobro oznacza to i to a uczciwość to i to...
Ale to interpretujemy. Nie ma tak ze jak zrobimy test z kilkoma sytuacjami pod tytułem czy uważasz ze takie postępowanie jest sprawiedliwe- to nie znajdziemy dwóch osób o tych samych poglądach...
I myśmy sobie naszych facetów zinterpretowaly. W świecie durnych mediów słabych przyjaźni nastawienia na mieć mieć mieć- uznalysmy ( nie wiadomo czemu) ze fundament naszej wiary w dobro uczciwość lojalność i tak dalej umiescimy w związku. Oczywiście dobro uczciwość i lojalność interpretowane po naszemu.
Bo nasi faceci uważali ze tak jest także z ich strony: dla mojego argumentem koronnym bo to ze się nie angazowal uczuciowo dla agi męża ze zagrały hormony i to było poza nim i poza nimi a Twojej historii celina nie znam.
Potem pocZuli nasz ból i tak naprawdę jesteśmy szczesciarami bo trafilysmy na facetów którzy zrozumieli ze my moglysmy czuć inaczej i w konsekwencji tego przyjęli nasz punkt widzenia i zweryfikowali swoje poglądy na uczciwość lojalność i różne takie.
Uznali- a pamietajcoe ze faceci to skończeni egoisci- ze jesteśmy ważniejsze niż ich męskA duma miłość własna ( bo przecież pogodzili się z nasza opinia o nich...) i potrzeby.
Zweryfikowali dla nas swoje interpretacje haseł bo jednak. Mimo wszystko. Podobnie postrzegalismy to jak mocno można kochać i się poświęcić.
Bo wiecie. Gdyby oni wiedzieli ze dla nas ich zdrada ma takie znaczenie... To myśle ze żaden z nich - z tych naszych trzech- nie facetów w ogóle- chciałby cofnąć czas o by tego nie zrobił.
A nam się obalila wiara w świętego Mikołaja... Oczywiście za moment będziemy wierzyć. Znowu. Ale już w inaczej zinterpretowane pojęcia uniwersalne.
A to wymaga włączenia w nasz system odrobiny cynizmu i egoizmu- bo wiemy ze one bedą jak tarcza...
Nie przed tym co może zrobić nasz mąż- ale przed światem i naszymi uczuciami które stały się całkiem niezrozumiałe..
I co nas boli. Ze nie kochamy tak żeby dać sobie dla tych miłości obcinac rączki i nóżki... Ale czy pozbawienie się kończyn nie było głupota.
Celino- lubisz swojego męża? Popatrz na znajomych facetów wokół i pomysł- gdybyś męża nie znala... To czy dzisiaj w rankingu interesujących Cię facetów wypadł by nisko czy wysoko?
Aga- ty się możesz bać ze hustawka jednak cały czas wzmacnia doznania góra dół.. A jK się zatrzyma to zostanie poziom sredniactwa....
Czego my potrzebujemy zatem żeby czuć się szczęśliwe?? Potrzebujemy czuć się szczęśliwe?? Bo czy poczucie szczęścia zależy od innych? No nie. To nasze własne prywatne poczucie uczucie ocena sytuacji. Cokolwiek ktoś zrobi - to nie sprawi ze my bezwarunkowo poxzujeny w sobie te blogosc szczescia... Bo co jeszcze mogliby zrobić nasi faceci?? Kurcze lizać ziemie po której chodzimy... A my nie czujemy się szczęśliwe bo przecieztylko my mamy wplyw na nasze uczucia.
I potrzebna nam akceptacja. Nas samych teraz. Celina w twoim przypadku ze inni faceci tez są na świecie i to dostrzeglas... Bo kurna zawsze byli... AgA tobie cały czas tego ze Twój mąż nie miał obowiązku brać wszystkiego co mu dajesz z poczuciem wdzięczności- a miał prawo czuć ze to taka norma....
A ja muszę zaakceptować obudzenie się we mnie ciemnej strony mocy- złości sarkazmu cynizmu egoizmu....
I życzę wam poczucia szczęścia. Proponuje test przez weekend- za każdym razem gdy spojrzycie na zegarek albo weźmiecie do ręki telefon( robią nam za zegarki przecież...) powiedzcie w myslah- jestem sCzesliwa:)))
sprobujemy???
Olinderko mądra z Ciebie kobieta:)
W moim obecnym stanie duchowym cięzko mi będzie nawet pomyśleć że jestem szczęśliwa, a co dobiero w to uwierzyć...
Ale spróbuję...
Historia zdrady mojej osoby to jednorazowy skok w bok (podobno). Impreza, alkohol i chętna koleżanka.
I żona gapa, która po męża, na tą imprezę przyjechała i zoboczyła co nieco.
Celinokazika?'co u ciebie? Co poradzisz mlOdszej w zdradzie koleżance która się miota? Dla której plany i codzienność to nie życie a ucieczka przed bólem?? Obojętnością i brakiem ufnosci??
Mimo tego ze minęło 18 miesięcy odkąd dowiedziałam się o zdradzie mojego męża wciąż czuje jak tkwie głęboko w d...pie. Moim zdaniem jest gorzej niż kiedyś. Kiedyś miałam nadzieje. Wierzyłem ze pokocham. Od nowa. Dzisiaj jestem królowa która przyjmuje hołdy od wiernego poddanego i za każdym razem gdy mówi tez cie kocham.... Czuje ze to lekka przesada.
Tkwi w układzie który w sumie jest wygodny... Dla niej. Resztki przyzwoitości sprawiają ze ma wyrzuty sumienia ze nijak się to ma do tego co czuła kiedyś i co potrafiła dawać kiedyś.
Wiec co? Może powinnam odejść?
Może będzie lepiej??
A co jeśli będzie coraz gorzej???
Njgorsze sa te wszystkie watpliwosci szarpiace swiadomosc i w koncu przeradzajace sie w bezgraniczna obojetnosc, ktora uswiadamia pustke po jedynej, bezcennej wyjatkowosci, ktora juz nigdy nie powroci. Jak odnalezc ta wyjatkowosc?
w nowym związku aga??
w sobie?
...a bralas pod uwage , ze moze...
moze tej wyjatkowosci NIE MA ?
moze -czysto hipotetycznie teraz- tej wyjatkowosci wcale nie ma , a my tylko kochajac mamy taka iluzje, zyjemy w takim przeswiadczeniu, ze to cos wyjatkowego, jednorazowego?
bo CHCEMY ja miec ?
Uwazam ze zdradzona zona nie potrafi juz kochac!
Niewierze w pojecie "milosc wszystko wybaczy".Milosc przezwyciezy kazdy problem ,ale nie zdrady ,wyznawanie uczuc innej kobiecie bo to juz nie jest milosc .Niewierze ze facet sie budzi i wraca do zony bo sie pogubil,niewierze w to ,bo zadna przeciwnosc losu i zaden problem spotykacy malzenstwo po drodze ich zycia,nie zasluguje na cos tak strasznego jak zdrada.Rowniez przezylam ,napoczatku bardzo kochalam walczylam ,potem cos peklo.Nadeszla analiza i chyba uczucie peklo.Dotarlo do mnie to ze meszczyzna zdradza jak przestaje kochac,badz jak niema wiezi emocjonalnej lub jest piotrusiem panem nie zdolnym do uczuc wyzszych.Zwiazek po...........,probowalam ,ale nie potrafie sie oszukiwac ,nie potrafie udawac bo to by mnie zabilo .Zal? jest jedynie za to ze udalo mu sie zniszczyc moje uczucie.
Zycie ma sie jedno,o ktore warto zawalczyc
Uważam że człowiek który kochał i został zdradzony już nigdy nie będzie taki jak wcześniej...
Kochałam i zostałam zdradzona muszę dodać że nadal kocham chodź odeszłam, nie mogłabym juz zaufać...cos we mnie pękło i boli jak cholera bo to byl człowiek z którym chciałabym przeżyć swe życie a teraz moje zycie wyglądam tak jak wygląda...
Podziwiam kobiety które zostały zdradzone które wybaczyły i żyja u boku takiego męzczyzny ja nie potrafię... chodź do głowy przychodze mi rózne rzeczy że przecież mogłam spróbować że może można byłoby to jeszcze uratować nie odważyłam się za bardzo boli za bardzo zostałam skrzywdzona...nie umiałabym juz sie cieszyć.
Potrafie dużo wybaczyć potrafie pójść na kompromis ale są rzeczy których nie da sie wybaczyć.
Tez podziwiam ,ale ja nie moglam......
celinakazika? zaglądasz tu czasem?
aga33? zaglądasz tu czasem? co u ciebie?
60 2013-03-11 11:20:41 Ostatnio edytowany przez y_e_l_l (2013-03-11 11:21:58)
Bardzo mnie ten post zainteresował bo mam bardzo podobne odczucia. Po szybkiej analizie mam 1 zasadniczy wniosek. Wydaje mi się , że bardzo idealizuję miłość. Nie raz i nie dwa słyszałyśmy "miłość to cierpienie i ból'. Tak ale nie u mnie. U mnie będzie jak w bajce. i Bajka się kończy a my spadamy na twardy grunt.
Endaluzjo mi też się tak wydawało, że tak trzeba-że jak kogoś kocha to mu się oddaję bez reszty. Ale czy naprawdę byłaś oddana mu bez reszty? (przecież ja mu oddałam całą siebie jak on mógł mnie tak zranić?).
A gdyby spojrzeć na to tak - że ten substytut miłości nie jest wcale gorszy. Ja - kobieta wiedząca czego chcę- doświadczona- decyduję się na to aby tez związek trwał nadal. Nie idealizuję już miłości, ale to nie znaczy że nie mogę kochać mojego męża. To będzie miłość inna, ale nie gorsza. Doświadczenia nas kształtują, nawet te najokrutniejsze. Wiem że to truizm, ale tak przecież jest.
Owszem niezwykle ciężko jest pożegnać się z tym idealnym wyobrażeniem o związku, tą tak naprawdę dziecinną wiarą w to, że miłość będzie trwała wiecznie. Ale pamiętajmy, że tylko dzieci mają prawo do widzenia rzeczy czarno - biało. My, dorosłe kobiety po przejściach już wiemy że są także szarości. I akceptujmy z pogodą ducha ten stan rzeczy. Powodzenia
celinakazika? zaglądasz tu czasem?
aga33? zaglądasz tu czasem? co u ciebie?
End_aluzja a jak u Ciebie się to skończyło? Nadal jesteś z mężem? Pytam, bo moja sytuacja jest podobna. Była zdrada, staram się wybaczyć ale zaufania brak a w związku z tym z miłością też już nie jest wesoło. Zero spontaniczności, za każdym razem wszystko kalkulowane na zimno, planować nic nie planuję bo się boję (zastanawiam się jak mam spędzić z tą osobą swój czas do końca życia). Warto walczyć?
62 2013-03-11 13:19:40 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2013-03-11 14:13:03)
wiem cos o tym moj maz mnie zdradzil juz 2 lub trzy razy chociaz sie wypiera teraz znow cos sie dzieje chce odejsc a ja niewiem co amam robic kocham go ale ciezko bylo mi wybaczyc i sama nie wiem czy wybaczylam
jest tu ktos?
nie wiem co mam robic z tym wszystkim tym razem tez jest moja wina twierdzi ze i moze ma troche racji ze ja nie potrafie go szanowac ze mu wypominam ale jak mam tego nie robic nigdy mnie nie przeprosil za to co zrobil oddalil sie odemnie a najgorsze jest ze na to wszystko patrzy nasza corka jest juz duza dziewczyna wiec widzi co sie dzieje i widze jak ja to boli nie umilalam jej stworyc normalnej rodziny kochajacej sie ze ma jest cos nie tak
szkoda ze mnie ma z kim porozmawiac:((
odpowiem hurtem
tak jestem z mężem
'czasami mam doła, czasami emocje wracają
czasami jest dobrze
czasami zapominam...
nigdy nie oddawałam się bez reszty i nie wierzyłam w bajki, ale miłośc to dla mnie troska o drugą osobę, nie robienie tego, co ja może zranić
mój mąz mnie zranił, a więc był wobec moich uczuć obojętny
i to boli
nie miałam takiego etapu jak celinakazika.. że inni faceci wydawali mi się atrakcyjni, że miałam ochote zaczać z kimś nowym
z jednej strony jakoś tak wygenerowałam sobie generalną zasadę, że jak mój mąż porzadny facet wlazł na manowce, to na facetów w ogóle nie ma co liczyć
z drugiej strony - tak xle myslałam o męzu zdrajcy, że nie mogłabym tak samo myśleć o sobie.. więc zdrada wykluczona...
ani.. a do ciebie
po co w tym tkwisz? chcesz, żeby córka też przezywała zdradę?
chcesz, aby kltos ją traktował jak ciebie?
ile masz lat?
ile jeszcze będziesz zyć?
naprawde z tym człowiekiem?
naprawde w taki sposób?
masz przed sobą więcej, niż masz za sobą.. zadbaj o swoją przyszłośc
64 2013-03-11 14:20:35 Ostatnio edytowany przez End_aluzja (2013-03-11 14:21:53)
tym razem tez jest moja wina twierdzi ze i moze ma troche racji ze ja nie potrafie go szanowac ze mu wypominam
gowno prawda z ta twoją winą
]ty be, to on ma prawo rozporek rozpinać?
palant i chujopląt do kwadratu
nie potrafisz go szanować?
a w jaki sposób zasłuzył na twój szacynek? latając z wywalonym jęzorem i wpieprzając .k.. asa we wszystko co się rusza?
przepraszam kochane moderatorki.,...
Ani - szanuj siebie przede wszyskim, spójrz mu prosto w oczy i powiedz.. co masz mi do powiedzienia? co masz mi do zaoferowania? jakim prawem oceniasz nasze relacje w taki sposób? a co ty dajesz nam? lekceważenie? zdrady? kłamstwa? oszustwa?
najgorzej