Witajcie od jakiegoś czasu podczytuje forum i wiele Waszych postów czytam i widzę jakby samą siebie i swoje życie które od jakiegoś czasu mnie przytłacza a raczej moje małżeństwo. Na początek opiszę swoją historię i proszę o komentarze bo może ja nie widzę wszystkiego tak jak osoby trzecie.
Jesteśmy razem od 10 lat w związku małżeńskim od 6 lat - wczoraj mieliśmy 6 rocznicę , nawet nie usłyszałam miłego słowa... to tak apropo. Poznaliśmy sie przez Internet 10 lat temu ja mieszkałam za granicą i weszłam na jeden z czatów tam sie poznaliśmy (pochodzimy z tego samego miasta), on sie zakochał ponoć od razu mi to trochę zajęło. Wróciłam do kraju, po jakimś czasie zamieszkaliśmy razem, byliśmy wtedy oboje na studiach. Było super, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, dużo rozmawialiśmy, razem śmialiśmy sie, uwielbialiśmy oglądać filmy do późna, spędzać ze sobą czas itd. Zaczęliśmy wspólnymi siłami remontować jego mieszkanie co nam sprawiało dużą frajdę, nie mieliśmy za dużo kasy więc sporo robiliśmy sami i to było fajne. Po ślubie też nie było najgorzej, 4 lata temu urodziłam pierwszą córeczkę (było sporo stresu bo ciąża była zagrożona) i mąż bardzo mi pomagał w opiece nad nią, sama byłam zdziwiona że tak długo mi pomagał ponad 2 lata naprawdę sporo czasu z nią spędzał i teraz też się z nią bawi jednak coraz częściej się na nią denerwuje że nie robi czegoś tak jak on chce i kiedy on chce. Dwa miesiące temu urodziłam drugą córkę i jestem z nią obecnie w domu na urlopie macierzyńskim (pewnie niektórzy pomyślą że mam depresję poporodowa ale nic z tych rzeczy bo problemy jakie mamy zaczęły się dużo wcześniej. Mój mąż nie umie wyrażać uczuć i komunikować się - co kiedyś potrafił albo może inaczej na to patrzyłam. Jest osobą spokojną, nie pije, nie bije, nie pali, nie wychodzi z kolegami bo w sumie to ich nie ma bo ci których miał to wyjechali a Ci których ma to nawet nie wiem dlaczego on nie chce nigdzie wyjść (może tu jest problem), nie rozlicza mnie z pieniędzy (w sumie to ja więcej zarabiam) więc można rzec ideał. Ale mi nie o taki związek chodzi. Już sie nie śmiejemy razem, nie cieszymy z własnego towarzystwa, ja od męża od ładnych kilku lat nie poczułam że jestem dla niego ważna wręcz przeciwnie ignoruje mnie jak chcę z nim porozmawiać. Problem w tym że nie potrafimy ze sobą rozmawiać, bo zaraz jest kłótnia. Kiedyś czekałam, że może coś miłego dla mnie zrobi, zaprosi na jakąś randkę tak dla odświeżenia związku lub w jakiś inny sposób mnie zaskoczy ale się nie doczekałam. Mąż nie jest romantykiem chociaż na początku jak wszyscy starał się i było kilka naprawdę fajnych momentów. Teraz jak mu mówię wprost czego oczekuję (bo mi powiedział, że on nie będzie wymyślał dla mnie żadnych niespodzianek bo nie wie co i w ogóle że on nie ma takiego zmysłu żeby mnie zaskakiwać) to też nie słucha. Ja mu już nawet mówię gotowe pomysły, które by mnie uszczęśliwiły i dalej nic czyli wg mnie przestało mu zależeć bo ja nie oczekuję bóg wie czego, diamentów czy jakiś wystawnych kolacji ale np. wczoraj mieliśmy 6 rocznicę ślubu, starsza córka była u mojej mamy a z młodszą śpię i tak po cichu liczyłam że mój mąż wstanie przede mną i zrobi mi np. kawę i śniadanie i wyskoczy po jakiegoś kwiatka (kwiaciarnię mamy pod blokiem, żeby nie było ze miałby jechać specjalnie do centrum nawet nie śnię o takim ?poświęceniu?) ale nie mój maż oglądał TV do 2 w nocy a potem w niedzielę odsypiał do 11. Jak się upomniałam o miły gest w ważnym dla mnie dniu (mówię mu co jest dla mnie ważne żeby nie było że on nie wie) to nic nie odpowiedział.
Generalnie żyjemy razem ale osobno wielu z Was zna ten problem. Ja sama wychowałam się bez ojca i nie chce tego dla moich córek ale moja starsza już mnie pyta jak widzi mnie zapłakaną czy to z jej winy i dlaczego płaczę. Nie chcę aby nauczyły się modelu, że kobieta jest nieszczęśliwa ale dla ?rodziny? trzeba w tym tkwić. Dlatego poważnie myślę o rozstaniu, proponowałam mężowi terapię ale on stwierdził, że jej nie potrzebuję i że to mój problem. Jak kilka razy już z bezsilności powiedziałam mu, że odejdę to wczoraj mi powiedział żebym złożyła pozew bo ona ma dość słuchania moich żali i że mogę odejść. Z jednej strony mam ochotę dziś spakować się i wyjść ale z drugiej nie bardzo mam dokąd i za dużo pieniędzy i wysiłku kosztował mnie generalny remont mieszkania żeby teraz od tak to zostawić a przede wszystkim z malutkim dzieckiem jakoś tego nie widzę.
Ja pytałam wielokrotnie męża co mu przeszkadza, co mu nie pasuje co mam zrobić żeby się otworzył (dodam, że mąż na gierce może grać godzinami z takimi wypiekami na twarzy z radości, TV tak samo może oglądać do 2 w nocy a jak ja chcę porozmawiać to o 23.00 jest zmęczony) to mówił, że dla niego wszystko jest w porządku i że ja się czepiam. Ja mu wielokrotnie mówiłam o moich potrzebach on obiecywał poprawę, po czym po 1-2 tyg wszystko wraca do normy czyli to kłótni (staramy się oczywiście nie kłócić się przy dzieciach ale czasami już nie mam siły). Ja zrezygnowałam ze wszystkich moich hobby dla domu i dzieci. Mąż oczywiście w swoją gierkę gra wieczorami bo jak stwierdził lubi i nie przestanie i ja u tłumaczę, że nie musi przestawać ale chciałabym żeby tak jak poświęca się gierce to tez się zaangażował w nasze małżeństwo.
Aha piszę tak chaotycznie bo myśli mi się kłębią w głowie. Nie wiem czy jest sens nadal prosić, tłumaczyć czy sobie odpuścić ,żyć ?osobno? a jak dzieci podrosną to odejść. Nie dawno skończyłam 30 lat i wiem z drugiej strony, że jak teraz czegoś nie zmienię to będzie coraz ciężej.
Najgorsze jest to, że pracujemy w tej samej firmie i widzę jak mój mąż jest dowcipny i rozgadany z innymi osobami w firmie a w domu mruk i gbur, który się wcale nie odzywa, jest wiecznie zmęczony. Ja dla niego już nawet oglądam programy, których nie cierpię żeby być razem z nim i jakoś to poukładać a on dla mnie nie robi nic dosłownie NIC????
W domu wszystko jest na mojej głowie, rachunki, dzieci, wszelkie obowiązki on ciągle o wszystkim zapomina, jak go o coś proszę to zawsze słyszę zaraz, jutro albo nie teraz. Jak są jakiekolwiek problemy to ja muszę reagować bo jemu nic nie przeszkadza. On nawet nie wie gdzie co jest w domu i o wszystko pyta co doprowadza mnie do szału. Jak coś się zepsuje w domu to nawet nie potrafi zorganizować fachowca bo on sam nic nie potrafi a przynajmniej tego nie pokazuje.
Jakiś czas temu bardzo chciał budować dom ale ja się nie zgodziłam bo powiedziałam ze ja nie wezmę domu na siebie, nie mówiąc o kredycie na kolejne 30 lat. Jak ja widzę ze on w domu mało robi to przy takim domu to chyba bym walnęła z zapracowania. To mi ciągle zarzuca, że ja nie chcę polepszyć naszego życia i było dużo kłótni o ten dom.
Narzeka też, że mamy mało kasy a nie robi nic żeby to zmienić. Od 2-3 lat twierdzi, że chce mieć swój biznes ale na gadaniu się kończy i jak tylko coś wymyśli to od razu szuka negatywów tego pomysłu.
Nie powiem ja często go wyzywałam, jestem dość nerwową (przemęczona, sfrustrowaną, rozczarowaną) osobą ale moje wyzwiska na które nie ma tłumaczenia są skutkiem jego głupich zachowań i jego postawy. Ja mu ubliżam z bezsilności!!! On zresztą też nie pozostał mi dłużny.
Nie wiem co robić jestem sfrustrowana tą sytuacją i nie wiem co wybrać życie samej z dziećmi czy nadal życie w takim koszmarze dla dzieci. Starsza córka jest bardzo za nim i wiem że dla niej to będzie straszny cios ale co mam robić jak wszelkie moje próby są odrzucane przez niego??????????????
mm.rr
współczuje Ci bardzo. Wprawdzie nie mam dzieci, ale moge sie jedynie domyśląc, jak cięzko jest Ci podjąc jakąc decyzję.
A próbowałaś pojechać do rodziców na pare dni? Moze jak zabierzesz dzieci i nie będzie Ci widzieć przez jakiś czas to może zacznie sie wkońcu martwić. Może nie odchodź kategorycznie, tylko na jakiś czas, Zobaczysz jaka będzie jego reakcja, Czy będzie walczył o Ciebie i o dzieci.
kamyk dziękuję za odpowiedź, niestety moja mama mieszka 5 min od nas i jakbym poszla do niej z dziećmi to byłoby jeszcze gorzej bo moja matka to trudny czlowiek juz słyszej jej gderanie, ona nie była od samego początku przekonana do mojego męża.
A moj maż jedynie by się ucieszył bo miałby spokoj i mogłby grac na gierce 24h...
Ja nie wiem dlaczego on nie jest w stanie zrozumiec tego co ja czuję, np. na drugi dzien po porodzie gdy go potrzebowalam bo ruszyc sie nie mogłam przyjechał do mnie po 14.00 i oznajmil ze zaspał i wstał nie dawno!!!Nawet nie pomyślał że ja leże w szpitalu, wszystko mnie boli i moze trzeba mi podać wody albo po prostu być przy mnie...Dlatego wydaje mi się, że on też juz nie chce tego małżeństwa tylko nie wie jak ma to powiedzieć i że mnie nie kocha tego to jestem pewna bo wg moich wartości jak ktos kogoś kocha to myslenie o tej osobie albo sprawianie dla niej miłych rzeczy jest czym naturalnym..
W tym tyg umówię się do terapeutki zobaczymy czy da nam szanse czy juz nie
W tym tyg umówię się do terapeutki zobaczymy czy da nam szanse czy juz nie
czy faktycznie chcesz zeby to terapeutka decydowała o dalszych losach twojego zwiazku? nie jest powiedziane ze twój maz juz cie nie kocha moze po prostu len mu w dupe wlazł. weź go pod wlos i w najblizszy piatek idz z jakimś kolegą na balety
Hej!!! Ja myślę, że Twój mąż jest czymś znudzony. Nie możesz stwierdzić, że on już Cię nie kocha bo nie siedzisz w jego głowie i nie wiesz co myśli.
Też uważam, że powinnaś gdzieś wyjechać. Jak nie mama to może dalsza rodzina, jakaś przyjaciółka. Może się za Wami stęskni i doceni. Faceci czasem tego potrzebują. Zresztą w zgodnych małżeństwach czasami też tak robią aby podsycić związek. Lepiej żałować co się zrobiło niż czego się nie zrobiło. Spróbuj nic tym nie stracisz a możesz wiele zyskać.
mm.rr napisał/a:W tym tyg umówię się do terapeutki zobaczymy czy da nam szanse czy juz nie
czy faktycznie chcesz zeby to terapeutka decydowała o dalszych losach twojego zwiazku? nie jest powiedziane ze twój maz juz cie nie kocha moze po prostu len mu w dupe wlazł. weź go pod wlos i w najblizszy piatek idz z jakimś kolegą na balety
nie chcę żeby terapeutka decydowała o naszym losie ale chce aby moze pomogła mi zrozumieć dlaczego tak jest ze ja nie czuje żadnego zainteresowania ze strony męża i nie chodzi mi tu o zainteresowanie cielesne tak to nazwę bo ostatnio mąż marudzi ze nie kochalismy sie juz długo a on ma taką potrzebę ale ja jestem dwa miesiące po porodzie i tłumaczę mu ze nie jestem gotowa jeszcze na to a tak na marginesie to nawet nie mam ochoty po tym jak on mnie traktuje na codzien
Mam malutkie dziecko i wyjaz z nim nie wchodzi w grę nie mogę się zwalać komus na glowie z takim maleństwem poza tmy zaraz zaczną się pytania no bo przeciez dlaczego z takim malenstwem nie siedzę w domu i wspolnie cie nim nie cieszymy??
"Balety" tez nie wchodzą grę ze wzglęu na maleństwo. ale moj maż nie jest o mnie zazdrosny i nigdy nie byl ja pracuje na kierowniczym stanowisku i duzo czasu spedzam na spotkaniach z panami biznesmenami czasami tak specjalnie opowidalam mezowi jak było i ze czasami oni mi prawią komplementy a on na to "to dobrze, to fajnie" nic poza tym
Mi przeszkadza ze moj maz nie ma zadnych ambicji, wszystko mu jest obojetne, nie ma zanego celu a kiedyś był inny. wiem ze z czasem sie wszystko zmienia i ja tez byłam inna ale w takim zobojętnieniu cięzko zyc zwłaszcza dla drugiej osoby.....
7 2011-03-29 00:18:32 Ostatnio edytowany przez bellew (2011-03-29 00:19:21)
A może zamiast czekać na niego spróbuj zorganizować jakiś wyjazd we dwoje trochę go oderwać od komputera od domu.
Być może ten "leń" bo myślę że tak jest,jest tak silny że on nie może z nim zwyciężyć.
Poszukaj jakiegoś pensjonatu wyjedź z mężem gdzieś sama
Nie szukaj "kolegów" bo tylko pogorszysz sprawę,nie wyprowadzaj się bo to też nic nie zmieni
On ma LENIA i z tym walcz.Ile on ma lat ?
Dla niego wszystko jest ok,bo wszystko jest poukładane.
Zmień wygląd zacznij być pociągająca dla niego .... może jakieś wspólne hobby
narty,góry cokolwiek .... robicie coś razem oprócz TYCH CODZIENNYCH SPRAW ?
jeździcie na wakacje ? zwiedzacie coś ? jak spędzacie weekendy ?
A może zamiast czekać na niego spróbuj zorganizować jakiś wyjazd we dwoje trochę go oderwać od komputera od domu.
moze i masz rację tylko z dwójką małych dzieci obecnie nie ma takiej opcji
Być może ten "leń" bo myślę że tak jest,jest tak silny że on nie może z nim zwyciężyć.
proszę męzczyzn o wytłumaczenie tego pojęcia "leń"
Nie szukaj "kolegów" bo tylko pogorszysz sprawę,nie wyprowadzaj się bo to też nic nie zmien
mi bardziej chodzi o wyjscie na basen, bilard czy inny rodzaj sportu
On ma LENIA i z tym walcz.Ile on ma lat ?
mąż ma 34 lat fakt że jeszcze niedawno chodził na piłkę ale doznał kontuzji i teraz już w ogole porażka
Dla niego wszystko jest ok,bo wszystko jest poukładane.
Zmień wygląd zacznij być pociągająca dla niego .... może jakieś wspólne hobby
narty,góry cokolwiek .... robicie coś razem oprócz TYCH CODZIENNYCH SPRAW ?
jeździcie na wakacje ? zwiedzacie coś ? jak spędzacie weekendy ?
w weekendy zazwyczaj robimy coś z dziećmi ale wielokrotnie prosiłam męża zebyśmy coś razem zrobili, np. proponowałam żeby poszukał jakiegoś fajnego miejsca np. na piknik w naszej okolicy a ja przygotuje jedzonko, albo żebysmy poszli na rowery, pooglądali nasze stare fotki, pograli w karty itp. ale on nie podejmuje tematu
wczoraj rozmawialiśmy i on mi mowi ze nie czuje miedzy nami bliskość bo ja nie chce się do niego przytulac a ja ze tak ma rację nie chcę bo nie mogę nagle udawać że wszystko jest ok bo nie jest, powiedzialam mu jasno czego oczekuje i zapytalam czy jest w stanie coś zmienic a on na to czy ja tez sie zmienię?a ja zapytałam ale co mam zmienić niech mi powie no to odpowiedź była NIE WIEM
mi juz ręce opadają bo on nie kuma w ogóle ideii, powiedzialam mu np. ze jak kupuje co poniedzialek swoją gazetę to np. mogłby mi kupić jakąś i zaplanować "przegląd prasy wieczorem przy herbatce pod kocykiem" no to usłyszałam ze on nie jest takie kreatywny jak ja!!!!!!!!
mm.rr
Jakbym widziała siebie i swój związek....
Z tym że ja jestem w szoku, bo my dopiero 3 lata jesteśmy ze sobą.
Ja mam pewien sposób,ale to krótkotrwały efekt daje i sama nie wiem czy mam się z tym pogodzić i być powietrzem które się zauważa jak wiatr zawieje (albo gdy nadchodzi pora w której podaje się do stołu), czy walizy wypakować mu za drzwi i życzyć mu szczęścia na drogę.
czy wy czasem nie jestescie ze soba juz tylko ze względu na przyzwyczajenie?
mm.rr
Ja mam pewien sposób,ale to krótkotrwały efekt daje i sama nie wiem czy mam się z tym pogodzić i być powietrzem które się zauważa jak wiatr zawieje (albo gdy nadchodzi pora w której podaje się do stołu), czy walizy wypakować mu za drzwi i życzyć mu szczęścia na drogę.
jaki jest ten sposób moze u mnie się sprawdzi
3 lata to fakt nie wiele, my niby 10 lat ale żle jest od 3 lat na pewno, myśle trochę że ma na to wpływ moja praca, bo najpierw mąż zacząl pracować w firmie a po 2 latach ja tam zaczełam pracę i w ciągu 1 roku awansowałam ze zwykłej asystentki na kierownika i moje zarobki wzrosły 3-krotnie , natomiast moj maz nadal jest na tym samym stanowisku od 5 lat z symbolicznymi podwyzkami co roku. On nie chce sie do tego przyznać ale myslę ze moze go to kłuć. Jednak ja nigdy nie podejmowalam tego temu np. podczas kłotni i o pieniądze od samego początku się nie kłociliśmy więc już sama nie wiem
On ma LENIA i z tym walcz.
Nie zaliczałabym tego do lenistwa,raczej do wygody.
czy wy czasem nie jestescie ze soba juz tylko ze względu na przyzwyczajenie?
bardziej ze względu na dzieci, wydaje mi się że mąz wie że ja nie rozbiję rodziny bo sama z takiej pochodzę i on zresztą tez, mysle ze jest za pewny tego ze ja nie odejdę i to mnie wkurza na maksa
ale słuchajcie ja mu wczoraj powiedzialam ze on zamiast od czasu do czasu coś dla mnie zrobic ja wtedy będę zadowolona, atmosfera będzie lepsza to ja go nie rozumiem, to on woli być bierny, ja wkurzona, atmofsera do kitu matko przeciez jakby zrobil cos dla mnie to jednocześnie dla siebie tez bo miałby szczęśliwą żonę....
15 2011-03-29 12:14:11 Ostatnio edytowany przez Kyntia (2011-03-29 12:16:25)
jaki jest ten sposób moze u mnie się sprawdzi
Najzwyczajniej w swiecie zaczynam go olewać. Pogrywam jego kartami na zasadzie jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.
Wtedy zaczyna mnie zauważać,miewa górnolotne pomysły na spędzenie czasu - czyt. oglądniemy wspólnie film,zrobię Ci kawkę.
Ale jak juz pisałam to działa...na 3-4 dni.
bardziej ze względu na dzieci, wydaje mi się że mąz wie że ja nie rozbiję rodziny bo sama z takiej pochodzę i on zresztą tez, mysle ze jest za pewny tego ze ja nie odejdę i to mnie wkurza na maksa
No właśnie i tu pies pogrzebany ja czasem odnoszę takie same wrażenie. Mam ciebie, mamy dzieci więc siedz na dupsku nie narzekaj bo i tak nigdzie nie pójdziesz a jak pójdziesz to nigdzie Ci tak dobrze nie będzie jak ze mną.
Czasem nie wiadomo czy się śmiać czy płakać.
no niestety ale dzieciaki cholernie komplikują związek, jednak trzeba myslec o nich w pierwszej kolejnosci a do piero poźniej o sobie. maz ma dobre karty w tej grze i wie ze ty nie uzyjesz swoich "dobrych kart" bo byłoby to niewskazane dla dzieci. czasem trzeba wybierac a zadna opcja nie jest w pelni satysfakcjonujaca.
Dr.Menel wiec jak widać mam nieciekawą sytuację ale dla dzieci ktore kocham nad życie zrobię wszystko i myslę że to się skończy tym że jak one podrosną to ja po prostu odejdę bo nie sądzę żeby mąż się zmienił, ja go dziś spytałam czy mogę liczyć na jakieś zmiany po wczorajszej rozmowi to mi powiedzial no ze ma nadzieję że tak, no kużwa to chyba ja powinnam mieć nadzieję a on się zmienić. Powiedziałam mu tez ze ja na pewno docenię każdą próbę okaznai mi zainteresowania i uwagi, powiedzialam mu że np. jakby zrobił kiedyś rano śniadanie i położył je na kocu w salonie i udawalibysmy piknik to byłam przeszczęśliwa to zonu usłyszałam ze on nie ma takiej wyobrażni ale do cholery godzinami czyta jakies bzdury na necie to mogły też poczytać jak ratować nasz związek bo rzekomo powiedział że go chce ratować ale wiecie co mi się wydaje że to nie wypali niestety a szkoda bo byliśmy naprawdę fajną parą kiedyś, zreszta do dziś każdy z naszych znajomych i rodziny nas za taką uważa bo oczywiście nie wywlekamy naszych brudów na zewnątrz..typowe co...
typowe co...
typowe jak cholera, jednak uwazam że nic sie nie stanie jak zostawisz meza w domu, malenstwo u rodzicow i raz na jakis czas wyjdziesz na miasto/do znajmoych czy gdzie tam chcesz
Witaj mm.rr---otóz poczytaj o mojej histori,jest bardzo podobna.................
Mamy córeczkę,jest tak ze wpewnym momencie doszłam do wniosku że żyjemy obok siebie,mijamy sę z męzem,tak jak Ty tłumaczyłam mu,-zabierz mnie na jakas kolację,zaskocz czymkolwiek-on nie reagował,twierdzac ze nie wie czym.............no i tak jak Tobie,mi w głowie zaczęły krązyć pytania.Doszłam do wniosku że miłośc się chyba wypaliła.Ze nadajemy na różnych falach.poznałam nawet kogoś,ale odpuścilismy znajomość........dopiero jak ja chciałam zostawić męża,i kontaktowac sie z innym,do niego dotarło co się naprawdę dzieje.Mąz stwierdził ze mnie kocha......choć ja nie jestem już tego pewna,czy ja go też,...narazie nasze relacje sa można powiedzieć,normalne,kryzys mija..........ale niema wzlotów.
Rozmawiałam z psycholog,wczytywałam się szukałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania............pomogło mi to w zrozumieniu drugiego człowieka.
Dałam szanse męzowi,ale pod warunkiem zupełnej zmiany w naszym życiu..........
chcemy wyjechac za granicę,gdzie wczesniej juz bylismy.
Oboje pójdziemy do pracy,bo ja się nie nadaje do siedzenia w domu.
Chcę zmienić zasady zycia,czyli on tak samo jak ja bedzie gotował obiady,sprzątał,tyle samo czasu poświęci dziecku co ja,i ja musze miec też czas dla siebie..........trudno,niema że boli.
Wszyscy przyzwyczaili się do tego że kobieta musi zajmowac sie domem.
Mój maz jest bardzo pracowitym człowiekiem co ja doceniam i się ciesze,ale praca to nie wszystko,trzeba jeszcze żyć i cieszyć się tym życiem..............
pozdrawiam
myslę że to się skończy tym że jak one podrosną to ja po prostu odejdę bo nie sądzę żeby mąż się zmienił,
Jak podrosną to będzie za pozno, bo będą bardzo tęsknić.
Ja odeszłam od byłego gdy pierwszy syn miał rok. Teraz nie tęskni,nie pyta,zna go ze zdjęć (nie z mojej winy,jego zainteresowanie jest tak duże), a i mi było łatwiej. Dzieci pochłaniają czas i uwagę oraz myśli.
powiedzialam mu że np. jakby zrobił kiedyś rano śniadanie i położył je na kocu w salonie i udawalibysmy piknik to byłam przeszczęśliwa to zonu usłyszałam ze on nie ma takiej wyobrażni ale do cholery godzinami czyta jakies bzdury na necie to mogły też poczytać jak ratować nasz związek bo rzekomo powiedział że go chce ratować
Kurczę duże masz wymagania...ja bym się na kocyku w pokoju idiotycznie czuła...
Ale spacer,odwiedzenie znajomych,wspólne ugotowanie obiadu,zabawa z dziećmi to realne ,przynajmniej dla mnie, zajęcia do których nie trzeba wyobrazni,tylko chęci...ale mój kochany ma lepsze zjaęcia na głowie jak siedzenie na allegro lub pykanie w gierki,tudzież 6 godzinne maratony po knajpach z szefem.
ja narazie ciesze się że po kryzysie któy trwał dobre pół roku w końcu wracam do równowagi psychicznej,mój maz też,bo go prawie w nerwice wpędziłam............ale jak psycholog mi powiedziała,kryzys jets wtedy gdy coś jest nie tak,i gdy czas coś zmienić.Bo i tak było ze mną,z wesołej uśmiechniętej dziewczyny zmieniłam sie w zapłakanego smutasa...........
yteraz wracam do sił witalnych,daliśmy sobie z mężem nawet 2 tygodnie odpoczynku od siebie..........na przemyslenia.
Ja mam znów marzenia ,chce je wprowadzić w życie,cieszyć sie nim,poprostu........
zobaczymy ,jesli uda nam się zmienić ,dogadywać,cieszyć się znów byciem razem to super,ale czas pokaże................
ja musze wiedziec że jestem z męzem bo chcę,bo pragnę tego,jest mi dobrze,a nie że musze bo ograniczaja mnie jakies rzeczy.
Ty teraz jestes ograniczona maleństwem,jak sama piszesz,wielu rzeczy nie możesz.............ze względu na malutką córeczkę.
Wygląda to tak ze macie kryzysżycze Ci aby fakt ten w miarę szybko dotarł do Twojego męża,bo jesli tak się nie stanie,Ty będziesz czekała tylko az młodsza córcia odrośnie na tyle aby wyrwac się z domu.Wtedy może być już za póżno,nawet jak mąz przejzy na oczy.
Myślę ze szczera rozmowa jest tu istotna.A także gesty.Mów mu co czujesz,powtarzaj az do obrzydzenia,a jak to nie pomoże,to moze niech czasem sam zrobi sobie kanapki do pracy lub obiad............następnie zajmij sie sobą.Niech on zostanie z dziećmi a Ty wyskocz gdzieś,NALEŻY CI SIĘ TO!!! Od dzieci mam tez musi odpocząć,udż na basen,do fryzjerki,czy na pogaduchy z koleżanką...............zajmij się poprostu sobą.Jak on zoostanie kilka razy z dziećmi może zrozumnie tze to nie taka łatwa rola............musisz walczyć,bo jak odpuścisz,wypalisz się w środku,i zrealizujesz swój plan odejścia.
3mam kciuki
niestety niektórz naprawde potrzebuja<Twój mąż>zimnego prysznica!
dziękuje Wam za cenne uwagi i spostrzeżenia muszę je przemyśleć i zrobię to podczas spaceru na ktory się wybieram z maleństwem
Mery LU gratuluje opanowania sytuacji i takiego rozwoju sprawy, nawet trochę zazdroszczę
(ja tez kiedys byłam wesołą i energiczną osobą a teraz co...no właśnie smutek, żal, gniew)
Ja ciagle mu powtarzam jakie mam oczekiwania i szczerze mu to mowie, to on nawet na mnie nie spojrzy a jak juz skończę swoje to słysze albo ok albo dobra i jakies 2-3 zdania zazwyczaj nie na temat.
Kyntia nie wiem czy mam duże wymagania czy nie (wg mnie taka akcja na kocyku rano w niedzielę z dziećmi byłaby cudowan przynajmniej dla mnie) ale jakies na pewno mam ktory wg mnie mieszczą się w zdrowym rozsądku a i tak nie są realizowane przez męża
Ale od wczoraj postęp odpuściłam podawanie obiadku i codzienne sprzątanie!!(ciężko mi z tym jak cholera bo lubię mieć porządek ale jakoś daje radę)
Ale od wczoraj postęp odpuściłam podawanie obiadku i codzienne sprzątanie!!(ciężko mi z tym jak cholera bo lubię mieć porządek ale jakoś daje radę)
Ja mam to samo...szlag mnie trafia kiedy naczynia w zlewie itp...ale zaciskam zęby i tyle...mamy coś z masochistek...
Kużwa skasowało mi całego posta:(
A pisalam w nim że widzę mał postęp bo wczoraj maż po 5 godzinach grania sam wylogował się z gry i "zaprosił" mnie do kuchni zeby pogadac jak on będzie robił kanapki do pracy( w zyciu nie sądziłam że będę się z takich rzeczy cieszyć, ale tak jak pisalam doceniam to) Boje się tylko ze za tydzień wszystko wróci do normy. Nie raz juz mialam ochotę totalnie olać pilnowanie rachunków zeby sie przekonał jak nam np. prąd wyłączą (umarłby bez swojej gry) ale nie chce tez robić sobie na złość, przecież mamy dzieci które muszą normalnie funkcjonować i dlatego nie mam jak za bardzo się postawić, ehh może jak juz wrocę do pracy i zacznę częściej wychodzić to coś go ruszy , chociaż jak wychodziłam wcześniej to nawet nie pytałgdzie i z kim tylko mowil zebym klucze wziela bo on moze spac!!!Wiem że on nie jest złym człowiekiem ale wydaje mi się że w dorosłym żyiu po prostu chyba do siebie nie pasujemy. Ja wychodzę z założenia ze co masz zrobic jutro zrób dzis a jutro zrob juz cos inego, a moj mąż ze spokojnie jest czas, jutro się zrobi!!no szaleje normalnie w takich momentach, ok wiem ze moze czasami jestem za bardzo "dokładna" ale naprawdę mialam cięzko w zyciu i tylko ciezak praca i odpowiedzialność, sumienność pozowoliły mi odniesć sukces..ehhh ten ciągł mętlik w głowie
25 2011-03-30 14:34:19 Ostatnio edytowany przez maja 84 (2011-03-30 15:27:03)
Pomysł z terapeuta nie jest zły, pomoże Wam spojżeć na związek obiektywnie i przynajmiej nauczy słuchac jedno drugiego, bo tak naprawde nie sluchacie się, każdy prowadzi własny monolog.
Każde z Was dość wyraźnie sygnalizuje brak czulości, wyobcowanie,czuje sie olewane w związku,każde czuje się poszkodowane, Ty reagujesz nerwowo a mąż szuka odskoczni w grach czy telewizji i szczęście w nieszczęściu ,że na razie tam.
Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa, zacznijcie z sobą rozmawiać bez nerwów, pretencji, wzajemnych oskarżeń. Męża najwyraźniej dopadła rutyna i zaczyna ulatywać z niego powietrze, te gierki to taki wentyl bezpieczeństwa, dlaczego ucieka?
Szkoda, że ze względu na male dzieci nie możecie pobyć sami, gdzieś wyjechać, ale jeżeli w tym wszystkim nie odnajdziecie siebie to rzeczywiście nie ma co się męczyc.
Moim zdaniem zanim podejmie się decyzję o rozwodzie powinno się zrobić wszystko by ratować ten związek i nie tylko on tu powinien sie zmienić ale Ty też, kiedy ostatnio go przytuliłas? Powiedziałaś,że jest wpanialy? czulość budzi czułosć a zniechecenie -zniechęcenie, dlaczego nie spisz z mężem tylko z dzieckiem?Nie zaskoczył Cie niczym , nie pamieta o rocznicy a Ty jak ją uczcilas? czym Ty go zaskoczylas? Dlaczego zrezygnowałaś z hobby?
Facet nie pamięta o rachunkach? Pokaż mu co i jak placic, ale nie na zasadzie "ja wymagam" ale na zasadzie "pomóz mi" niech sie poczuje potrzebny.
Wiesz, może Twój mąż przezywa cos w rodzaju wypalenia po urodzeniu drugiego dziecka, przecież taki nie byl cos sie z nim jednak dzieje.
Mysle, że terapia i spokojna rozmowa o Was jest dobrym pomysłem, bo osobiscie uważam ,że to małżeństwo nalezy jednak ratować, nie pasujecie do siebie? A parę lat wczesniej pasowaliście?
Sumienność, odpowiedzialność? Czy mąż nie jest sumienny i odpowiedzialny i pracowity? Nie jest kreatywny to fakt, ale przecież to nie zakład pracy tu nie trzeba perfekcjonizmu a ty widocznie jestes perfekcjonistką Nie oczekuj od niego pomysłów, powiedz czego chcesz.
Istnieje jeszcze inna możliwość,że Twój mąż jest uzależniony od gier, dlatego psycholog stanowczo Wam sie przyda.
Jestes na macierzyńskim? Jeszcze trochę i wrócisz do pracy, bedzie inaczej, codzienne czynnosci wykonywane po kilka razy dziennie sa strasznie dołujace, odpuść czasami od kurzu jeszcze nikt nie umarł ale zrzędzenie może zabić każde uczucie a z pewnościa sprawic ,że facet będzie szukał "zaworu bezpieczeństwa". Uważasz ,że bez niego bedzie Ci lepiej? Że już nic nie da sie zrobić?" Lepsze jest wrogiem dobrego" przemysl to zanim podejmiesz decyzję o rowodzie.
mm.rr ja Cię tu nie chcę atakować, ale w takich przypadkach wina jest zwykle po obu stronach, jeżeli uważasz ,że Ty całkiem tu jestes o.k, to się rozwiedź, może rzeczywiście lepszym partnerem dla Ciebie będzie ktoś bardziej kreatywny, bo ten którego masz wybitnie już wykazuje objawy przemęczenia, wypalenia i wyobcowania z związku.
A z tymi kluczami? Wybacz, ale tu zwyczajnie się czepiasz, facet Ci ufa a Ty szukasz dziury w całym ma Ci zabraniać wychodzić, robic jazdy?Nie spać po nocach? Takiej chcesz spontanicznosci?
Jeżeli masz od niego odejsć to teraz , zaraz jak podejmiesz pracę, po co czekać jak dzieci beda starsze i bardziej swiadome,a Wasze oddalenie i niecheć sie tylko pogłębi? Jestes przecież dosć kreatywna by zaczać wszystko od nowa,świetnie zarabiasz to on tu jest ciapa.
Dzieci sie wychowuje a nie poswieca się, zmień myslenie może wtedy odnajdziesz to co zgubiliscie albo zaczniesz zyć na własny rachunek.
Jestem 19 lat po ślubie. Długo miałam takie dylematy: poświęcać się czy żyć samotnie. Obecnie składam pozew. Zmobilizowały mnie do tego kroku dzieci, są już prawie dorosłe. Pytały: mama, jak długo jeszcze będziesz to ciągnąć, jak możesz to wszystko wytrzymać. Faktycznie na początku było ok. Z czasem zaczęliśmy się oddalać. Nigdy nie wyjeżdżaliśmy na wakacje , tylko do rodziny. Nie chcę twierdzić, że wina jest jednostronna. Próbowałam walczyć, ale nie mam już siły. Chcę jeszcze trochę pożyć dla siebie, a nie tylko cały czas dawać, otrzymując minimum z minimum.
27 2011-04-01 11:39:05 Ostatnio edytowany przez mm.rr (2011-04-01 11:42:21)
Maja84 przeczytalam Twoją odpowiedź kilkanaście razy i na pewno masz sporo racji ale w takim ukłądzie muszę przybliżyć kilka faktów. Mąż w gierki gra od zawsze jego wcześniejszy związek a był wtedy w ostatniej klasie liceum tez rozpadł się bo on poświęcał dużo czasu grze i jego panna tego tez nie akceptowała. U mnie to jest tak że ja nie zabraniam mu grac tylko ocvzekuje ze będzie tak samo angażował się w sprawy domowe jak w gierkę w ktorą potrafi grać 6 godzin bez przerwy, nawet nie sprawdzając czy ja żyje w drugim pokoju czy nie. Ja ustalałam z dni dni w ktore będzie grał i spisaliśmy tzw. kontrakt (jestem po studiach gdzie miałam sporo psychologii) podpisaliśmy go i wierzyłam ze będziemy sie tego trzymać na to ono wchodzi lw grę poza tym dniami ktopre ustaliliśmy ja go pytałam dlaczego tak zrobi to on na to ze chcial tylko cos sprawdzic nie licząc się z tymi co ustalalismy i to mnie wkurza bo są to oznaki uzaleznienia. Ja mu powiedzialam ze wiem ze gra jest dla niego wazna i szanuje to dlatego wlasnie chcialam z nim ustalic kiedy bedzie gral i jak on sie tego trzym to ja nawet slowa narzekania nie wydaję ale jak łąmie ustalenia to dlaczego mam to tolerować.
Jezeli chodzi o krachunki to mu pokazywalam juz kilka razy, kody do banku lezą kolo kompa wiec wystarczy sie zainteresować , wiesz on nawet nie musi tego robic tylko ja oczekuje ze chociaz spyta "kochanie jak tam nasze rachunki, mamy pieniązki panujesz nad sytuacja" tylko tyle....(tak masz rację jestem perfekcjonistka ktora uwiez naprawde duzo odpuscilam wlasnie dla niego)
Ja uwazam że facet nie ma pomagać tylko po prostu przejąć kilka obowiązków i je pilnować. Wkurza mnie to jak uwaza sie ze super facet to ten co pomaga ,czyli co wszystko ma byc na glowie kobiety a jak sie trafi taki co pomaga to cud, przeciez to tez jego dom, jego brudy, jego kurz itd.
Ja mu mówię wprost czego oczekuję i jakie mam potrzeby nawzywam to najprościej jak potrafię i mowiemu ze to mnie uszczęsliwi na co on to chyba słucha ale nic z tym nie robi czyli nie zalezy mu wg mnie na tym zebym była z nim szczęśliwa. On natomiast twierdzi ze jego potrzby są wszystkie zaspokojone i ze on jest szczęśliwy dlatego on nie potrzebuje być zaskakiwany a o tej naszej rocznicy to mowilam mu juz kilka tyg. wcześniej. Dlaczego ja czegoś nie przygotowalam? no cóz uwazam, że ja naprawde robie na codzień dużo i ze tu on powinien się wysilić...bo mówiłam mu ze to dla mnie ważne no to dostałam kwiata na drugi dzień a dlaczego nie w ten wlasnie skorto kupienie kwiata na drugi dzień było możliwe
Wiem, że pewnie jak wrócę do pracy to będzie inaczej i tu masz rację inne obowiązki, inne sytuacje ale wtewdy to juz w ogole na nic nie będzie czasu
Nie odebralam Twojej odpowiedzi jako atak wrećz przeciwnie masz wiele racji ale uwierz mi ja mam trochę wiedzy psychologicznej i wiem jak powinien wyglądać norlamny związek a moj taki nie jest.
Moim zdaniem życie rodzinne przerosło mojego męża ktory powtarza ze brakuje mu tych dni gdzie mogłspac do 12.00 i nic nie robić i o ile jak bylismy na studiach (wtedy sie poznaliśmy) było to mozliwe tak teraz po prostu juz nie i on musi to zrozumiec!!!
A dylemat mam ogromny co robic bo nie chę wlasnie tak jak dzieci Betinki aby moje pytały po co to ciągne za parę lat
jednak zrobię wszystko zeby to ratować ale uważam że moj maż musi się bardziej dostosować niz ja
Witam ja także się wypowiem jako mężatka z 10 letnim stażem.
Zaciekawił mnie jeden urywek w którym ty mówiłaś mężowi co chcesz by on robił to ty będziesz szczęśliwa a wtedy on zapytał czy ty tez się zmienisz...
Otóż to będzie bardzo ważny urywek i powinien dać ci dużo do myślenia. Bo w twoim związku cierpisz być może nie tylko ty.
A teraz trochę przykładów z mojego życia. Zaraz po ślubie wpadłam w euforie bycia super gospodynią, uśmiechnięta, obiadek na czas, mnóstwo obowiązków Bo przecież ja sobie poradzę .
Mój mąż z natury spokojny zamknięty człowiek milczał , czasem testowałam ile się do mnie może nie odzywać otóż jego rekord tydzień.
Na poczatku pierwsze 5 lat byłam tak skupiona by nasze gniazdo świetnie prosperowało że mniej mnie uwierała ta cisza.
Brałam się organizacji wszystkiego z dokładnością jak zegarmistrz, a pan wracał z pracy dał buziaka i do pilota.
A ja jeszcze uśmiechnięta patrzyłam jak zadowolony grzecznie siedzi, bezpieczny taki ojejjjjj.
Aż nadszedł moment gdy poczułam się zmęczona, samotna o zgrozo w związku. Ciągła cisza mnie gadatliwego człowieka zabijała.
Na moje prośby zrób coś, zabierz mnie gdzieś mamrotał że on na program czeka, ze daj spokój zmęczony po pracy...
Ale trafiła mu się żona która nie zamknie oczków na problemy a były one spore np tydzień ze mną nie rozmawiał a w sobotę para mi szła z nerwów uszami robiłam mu awanturę, niszczyłam sobie i jemu weekend .
Wiedziałam że muszę go zmienić bo albo się uduszę albo, odejdę albo rozwalę mu kiedyś ten milczący łeb..
Tak się akurat złożyło że chodziłam na terapie do psychologa w tym czasie z innego powodu i nabąknełam mu co by tu zrobić na tego marudę bo mi źle.
Oto o co mnie pan psycholog spytał najpierw-
1.Czy kochałam męża jakim jest przed ślubem?
2.Czemu nie sygnalizowałam ze mi jest zle a ukrywałam uśmiechem ze jest dobrze mimo że w środku płacze.
3.Dlaczego chcę dla własnego widzi misie zmieniać drugiego człowieka?
4. Co zmieniłam w sobie by poprawiła sie nasza sytuacja.
Powiem szczerze byłam wkurzona, jak to ja mam sie zmienić???Ja? Przecież to on , przez niego płaczę.
Ale powiem wam ostatecznie po 4 latach od tamtej terapii wiem ze psycholog miał rację. To we mnie musiała nastapic zmiana.
Nauczyłam się odpowiednio podchodzić do męża, otworzył się jest zupełnie innym człowiekiem.
Praca była potwornie ciężka, ale wiedziałam ze jeśli się postaram to on rozkwitnie, a i ja będę mega szczęśliwa.
Wiem już jak mówić jasno i wyraźnie chcę wyjść dziś do ludzi pójdziesz ze mną, będzie świetnie zobaczysz.
Ciągle staram sie tak układać nasze wspólne zajęcia w domu by on miał w nich udział.
Bo okazało się że jak super żona świetnie wszystko robiła to on się czuł niezdarny, głupi przy mnie.
Teraz jak coś robi chwale go sto razy, jest taki dumny gdy coś sam zrobi przychodzi i mówi zobacz umiem ...
A ja nie wyśmiewam go ze krzywo, ze nie tak. Przytłoczyłam go swoja osobą, mam silny charakter a jednocześnie zawsze nad program potrzebowałam jego uwagi.
Znalazłam własne pasje, nie mam czasem czasu dla niego i chodzi mi wiesza się teraz na szyji i mówi a ja, kiedy będzie moja pora:)
Zawsze nawet w tym największym młynie , zawsze wiedziałam ze kocham jego , że to cudowny ciepły niesłychanie dobry człowiek. Tylko życie zagłuszyło go , trudy codzienności odbijały się i na nim.
Wystarczyło się tylko ciut zmienić a i on się zmienił.
Nauczyłam się ze gdy jestem smutna, to nie mówię wszystko jest ok, a otwarcie powiem boli mnie to i to.
Co dziennie wyszukuje małych tricków jak go podejść, jak sprawić by się uśmiechał, jak wyciągać go na spacer. On o tym wie , i z rozbawieniem pozwala bym mu się psociła.
Jedną z zasad jakie wprowadziliśmy jest zasada 24 godzin. Czyli jeśli on coś zrobi co mi nie pasuje to ja mam prawo przez 24 godziny by go o to pytać aż wyjaśni co i jak. Ale po tym terminie wina się kasuje i do niej nie wolno wracać.
Nie ma wypominania a bo ty zawsze, a bo ty wtedy. Nie ma.
Małżeństwo przynajmniej dla mnie zawsze to było zobowiązanie. Zobowiązanie do dbania o siebie.
Problemy sa po to by nauczyć się je rozwiązywać a nie chować głowę w piasek i uciekać.
Na rozwód to jeszcze nie pora, najpierw trzeba wykorzystać wszystkie metody by pomóc drugiemu człowiekowi się otworzyć.
Jeśli ty autorko watku zechcesz się zmienić a on zobaczy że to zmiana na trwałe, że pracujesz nad swoim temperamentem to moim zdaniem tez dołączy do pracy nad sobą.
a czy ty wychowana bez ojca wspominasz to zle?? czy spokoj twojej matki nie byl bezceny??(to jesli chodzi o odejscie od meza teraz)
ja uwazam ze dzieci z czasem zrozumia, teraz jak sa male napewno szybciej niz jak beda w wieku buntowniczym.
mowisz ze nie masz kasy zeby odejsc...jesli zarabialas 3razy wiecej od meza, a na macierzynskim dostaje sie rownowartosc wynagrodzenia(czy tam 80%) to mysle ze nie ma biedy.
tylko ty sie zastanow czy to czas zeby odejsc? czy ty masz na to sile?
to po pierwsze
a po drugie ja bylam wychowana w srod facetow, sami koledzy, wujkowie itd...sama mam taki "meski " charakter i draznia mnie babki ktore mowia "a on nie zrobil tego..." "a on nie widzi tamtego.."
i gwarantuje ze nie bedzie widzial, przeciez on jest z innej planety! ja bym nie liczyla ze on spelni twoje zachcianki chocby spaceru, widac ewidentnie ze zupelnie nie ma zapalu i byc moze umiejetnosci zeby to zalatwic, dla tego rob to co ty chcesz i wlaczaj go w to. zaprowadz jutro dzieci do mamy na 2h i wes meza za reke i idz z nim na spacer, na basen...
a moze popros go zeby cie nauczyl w cos grac? zebys pojela jego zachwyt grami.
co do fizycznosci...mysle ze dla wielu facetow to jest jednak jedno z najwazniejszych spraw i nie rozumieja dlaczego klotnia ktora byla wczoraj mialaby wplytnac na dzisiejszy sex...skoro jeszcze kochac sie nie mozesz, to moze po porstu przytuls ie do niego, tak ty do niego a nie czekaj i nie drecz cie az on cie zauwazyl bo tylko nerwy cie psuja, mysle ze warto powiedziec ze dasz z siebie wszystko przez 7dni aby bylo lepiej ale bez jego pomocy nei uda sie i za te 7dni pogadacie, wczesniej nie ma tematu was-bo wiem jakie baby umieja byc meczace drazac temat az dziwura w brzuchu wyjdzie.
jesli bedziesz przeslodka i mysle ze zadowolona ze robisz to co chcesz to licze na zmiane a jesli jej nie bedzie to mysle ze wszelkie argumenty bedziesz miec po swojej stronie.
ja mialam z mezem to samo, mowilam mu wielkimi literami co jest co czuje co oczekuje itp....nie liczylam zupelnie ze sie domysli. fakt olewanie daje efekt ale to zbyt ciezkie dla kobiety. ale to co widze najbardziej zmienilo meza to to ze wie ze sie nim inetresuje, ze go wspieram i chwale wszelkie jego inicjatywy, takze nie umial rozmawiac gdy przestalam drazyc wszystki sie zmienilo, naturalnie ze nie jest idealnie ale maz ze mna wspolpracuje i to jest najwazniejsze. mysle ze twego meza namowic do wspolpracy mozesz tylko tak...miec wszelkie argumenty po swojej stronie.
przemysl to.
30 2011-04-01 13:47:08 Ostatnio edytowany przez mm.rr (2011-04-01 13:48:16)
dziękuje za Wasze posty i jak zwykle przyznaję Wam wiele racji
Tylko proszę uwierzcie mi ja go co kilka tygodni pytam co by zmienił co mu nie pasuje ,ze jezeli jest cos o czym chcialby pogadać to ja bardzo chętnie ale on twierdzi ze jest wszystko ok ostatnio tylko powiedział ze mam nie kupowac mu wedliny wieprzowej tylko drobiową fajnie prawda?
Tak wychowanie bez ojca było dla mnie problemem, nie było awantur za to moja matka ryrała na dwa etaty zeby związac koniec z końcem i jej ciągle w domu nie było a ojciec mieszkal dwie ulice dalej z inna panią i jej dziećmi uwierzcie mi nic fajnego zwlaszcza, że zacząl świrować (ojciec) jak ja się urodzilam i przez 17 lat owiniałam siebie za to.
Co do facetów piszecie że inaczej mowić, on ma rozkwitnąć, jego chwalić jego angażować hmm na tym etapie nie mogę się zwami zgodzić może jestem na tym etapie wymęczenia tym wszystkim ale nie mam obecnie siły ani ochoty aby bo "niańczyć" wiem pewnie sobie pomyślicie no to masz co masz skoro nie chcesz ale czy faceci nie mają rozumu i nie widzą jak jesteśmy zajechane?
Z tymi pieniędzmi fakt zarabiam więcej ale na mieszkanie mnie nie stać a to w ktorym mieszkamy jest jego....a dokładniej jego mamy!!!
Piszęcie że są z innej planety, ze się nie domyślą że nie zauważa i dlatego właśnie chyba powoli zbliżam się do ostatecznej decyzji bo mi to po prostu nie pasuje i widocznie muszę być sama (z dziećmi oczywiście)
Do psychologa na pewno pojde żeby zacząć moze serię spotkań ktora spowoduje ze będę miałą siły się "dostosować" do męża
Ja owszem czasami wiercę dziurę ale tylko wtedy jak na moje jakieś konkretne pytanie słyszę "nie, bo nie" albo "nie wiem" np. pytam dlaczego nie zadzwonil po hydraulika (a umawialiśmy się że to zrobi) słyszę "nie wiem" to mnie wtedy strzela juz nie powiem co!!i co mam wtedy robić być słodka, podać telefon z wykręconym numerem tel. i pochwalić???
rozyczka co do pytań
tak kochałam męża przed ślubem takim jakim był dowcipnym, wesołym chłopakiem z ktorym mogłam rozmawiać godzinami), teraz jest ponury facet bez pomysłu na życie, nie umiejący się cieszyć i milczący
dlaczego chce go zmieniać bo ja tez się zmieniłam i uwazam ze w związku niestety trzeba coś "poświęcić" dla drugiej osoby tzw. kompromis
Ja na początku tez byłam supermenką ktora wszystko planowała, realizowała, pilnowała ale po jakimś czasie sygnalizowałam zresztą zawsze jak coś robiłam pytałam męza co o tym sądzi, jak on by coś zrobił to słysząłam "obojętnie tak żeby Ci się podobało kochanie" a ja chcę żeby jemu też się podobało i żeby tez był włąsnie zaangażowany!!
Uwierzcie ja mu proponuję rózne rzeczy kiedyś prosiłam zebyśmy np. zawsze w piątki chodzili na spacer no to byliśmy dwa razy bo on juz był zmęczony bo mu się nie chce, wyjeżdzać dużo nie wyjeżdzamy to proponowałam zebysmy kupili np. jakis wielki atlas i (mąż się interesuje geograią i przyrodą) i robili sobie tzw. wycieczki palcem po mapie ,to usłyszałam ze to głupi pomysł jak go spytałam co on by chcial no to ze on nic jemu jest dobrze dlatego ja juz nie mam sił go prosić ,proponować, zabawiać
ja mam dwojkę małych dzieci do wychowania i na to muszę mieć siły
Widzisz mój mąż tez była na 3 spotkaniach ze mną u psychologa i on go pyta-
1.- Czy według pana w pana związku jest dobrze, czuje się pan szczęśliwy?
A mój mąż z spokojem, owszem wszystko jest idealnie jak chciałem, jestem zadowolony i szczęśliwy.
Wytrzeszczyłam gały bo przecież awantury mu robiłam co tydzien, poza tym ciągle płakałam a z jego punktu widzenia było super.
I psycholog mi wyjaśnił ze mąż naprawdę uważa że jest szczęśliwy, że jemu wystarcza moja obecność do szczęścia.
Że nie ma potrzeby wywnętrzać się, doszukiwać a czemu a poco.
On ma kobietę która chciał, ma posprzątane, obiadek na czas miód malina.
Uznał że nie potrzeba się już starać bo on zdobył wszystko co chciał, a teraz żyje i już.
Mm,rr dobrze napisałaś że ty jesteś na etapie w którym jeszcze nie rozumiesz że to ty musisz zmienić podejście do siebie i do domu a na końcu do niego.
I choćby ci dano sto rad to ty musisz być w odpowiednim momencie życia by móc je zrozumieć i zastosować.
Psycholog to świetny pomysł, na pewno wiele ci da. Wstrzymaj się z decyzją o odejściu. Powolutku odnajdziesz w swoim mężu dawnego faceta.
Poza tym uważam że nic by sie nie stało jak by przeżył terapie wstrząsową. Zostaw mu dzieci na wekend, nie pomagaj nie planuj.
Jak zobaczy ile masz zajęć to może doceni ciężka pracę.
Mój miał taka szkołę życia jak poszłam do szpitala, był w szoku ile musiał robić. Od tamtej pory nie mówi a co ty masz tam do roboty.
rozyczka a co wg ciebie powinnam zmienic albo moze inaczej co ty zmieniałs ze twoj maz nagle sie tak zmienil bo moj tez jest malomówny i zakładam ze zmiana u ciebie musiala byc duza skoro twoj maz rozkwitł?
Mmrr już ci mówię że stawałam na głowie by swój świat przewrócić do góry nogami tak by pasował i mi i mojemu mężowi.
Wkleję ci linka do tematu Postiniaka zobaczysz że wiele jest nas kobiet które maja mężów takich mruków.
Tam pisałam o swojej drodze. Jeśli chcesz wejdź poczytaj
http://www.netkobiety.pl/t21625.html
Ja owszem czasami wiercę dziurę (...)
tak kochałam męża przed ślubem takim jakim był dowcipnym, wesołym chłopakiem z ktorym mogłam rozmawiać godzinami), teraz jest ponury facet bez pomysłu na życie, nie umiejący się cieszyć i milczący
dlaczego chce go zmieniać bo ja tez się zmieniłam i uwazam ze w związku niestety trzeba coś "poświęcić" dla drugiej osoby tzw. kompromis
Ja na początku tez byłam supermenką ktora wszystko planowała, realizowała, pilnowała ale po jakimś czasie sygnalizowałam zresztą zawsze jak coś robiłam pytałam męza co o tym sądzi, jak on by coś zrobił to słysząłam "obojętnie tak żeby Ci się podobało kochanie" a ja chcę żeby jemu też się podobało i żeby tez był włąsnie zaangażowany!!
Tak czytam i dumam jak przed ślubem twój mąż był dowcipnym i wesołym chłopakiem to wierciłaś mu dziurę? Pewnie nie
A obowiązków wtedy pewnie nie miał za wiele to i humor lepszy.
Teraz jest ponury, nie umiejący się cieszyć i milczący - a Ty trajkoczesz.
Czy to na pewno ON się zmienił - a może to zmieniło się twoje podejście do niego?
Byłaś supermenka i wzięłaś wszystkie ciężary na własne barki - jemu było w to graj Mówił, że "obojętnie tak żeby Ci się podobało kochanie", więc nie angażował się - a teraz ma to zmienić? ALE przecież jemu tak się podobało, jemu tak było dobrze - więc czemu dziwisz się, że on nie chce się zmieniać.
Ty się zmieniłaś bo zostałaś matką, zmęczoną wszystkimi obowiązkami - on pozostał chłopcem pod twoją opieką, tylko "opieka" ograniczyła mu kompa i jeszcze zaczęła mieć wymagania - których przedtem nie było.
Wymyśliłaś sobie taki a nie inny obraz związku - nie wiadomo czy jest on zgodny z obrazem związku jaki ma twój mąż - przecież przyzwyczaiłaś go do czegoś innego - "zaopiekowałaś" go, nie wymagałaś a pozwalałaś się bawić.
NIE MUSISZ się na to dalej godzić. Masz rację z tym psychologiem - terapia powinna objąć was oboje. Rozbicie rodziny nie jest rozwiązaniem - z twojej strony może to być wołanie o ratunek a ON znowu może nie zrozumieć o co tobie chodzi. No bo przecież Cię kocha, nie zdradza, nie bije, spędza czas itd.
Myślę, że lepiej skorzystać z profesjonalnej pomocy i podjąć jakieś próby ratowania rodziny niż później żałować, że nie zrobiło się wszystkiego w tym kierunku.
Życzę sił do zmian i powodzenia
Jak ja Cię rozumiem mm. rr... Tak nie wiele nam w sumie potrzeba a tak nie wiele dostajemy. Dajemy za mało...? nie sądzę.. Kochałam męża przed ślubem. Moim zdaniem on sądził, że skoro już mnie zdobył nie musi się starać. Też myślałam, że zrobi coś nieoczekiwanego, coś dla odświeżenia związku, nie doczekałam się i w chwili obecnej nie łudzę się, że się doczekam. Próbowałam rozmawiać, mówić czego oczekuję i co nic. On twierdzi, że chce być ze mną. Ale dlaczego... sama nie wiem? a może wiem... wyprane, wyprasowane, kanapki zrobione, obiad podany...Nie chcę tak dalej żyć. Powiedziałam o tym otwarcie (mając wsparcie dzieci). Szok, niedowierzanie z jego strony: Ty chcesz odejść? przecież nie poradzisz sobie sama, nie dasz rady finansowo. Owszem boję się tego, ale czy ważna jest stabilizacja finansowa czy psychiczna? Dręczenie psychiczne jest niekiedy gorsze od fizycznego (którego również doświadczyłam). Nie chcę tak żyć. Dla siebie, dla dzieci. Radzenie sobie w wielu sytuacjach przez nas samych wzmacnia nas, daje siły. Nie dajcie się podstępnym tyranom psychicznym. Takich najtrudniej rozpoznać. Dla innych są świetnym obywatelami, kumplami czy znajomymi. W domu jednak zachowują się tak, że sami nie zdają sobie sprawy, że są zupełnie inni, tyranizują, znęcają się psychicznie (niekiedy fizycznie, choć rzadko). Mam już napisany pozew, potrzebne wnioski. Pod koniec kwietnia syna uzyska pełnoletność, nie chcę psuć mu tej uroczystości. Daję sobie czas, przez kwiecień na zebranie skróconych aktów, napisanie wniosków, a w maju składam pozew. Czy źle, czy dobrze? Nie wiem? Czas pokaże. Liczę na wolność psychiczną, na wolność słowa, postępowania....
Odnosząc się do wypowiedzi Anhedonia masz rację podejście przed ślubem zmieniło się z podejściem po (oczywiście w kontekście mojego przypadku, nie chcę oceniać innych, chociaż tak jest najłatwiej). Ale, co powiedzieć, gdy na wszelkie próby zmiany, ratowania związku słyszysz: jest mi to obojętne, zrób jak uważasz, ja nie wiem, załatw sama...Próbowałam chwalić za wszelkie drobne przejawy zainteresowani, ale i tak zawsze byłam najgorsza wszystkiemu winna. Nie ważne, że ukradli mu motor z garażu, który nie był odpowiednio zabezpieczony, winna była ja. Wzięłam, więc pożyczki (ale głupia...) kupił drugi motor, pożyczki spłacam ja. Zero seksu (całkowita posucha seksualna od dwóch miesięcy, też moja wina. Nie umiem jednak czując pustkę, nicość, kochać się - dziwne...? może tak, ale tak już mam...
Jak ja Cię rozumiem mm. rr... Tak nie wiele nam w sumie potrzeba a tak nie wiele dostajemy. Dajemy za mało...? nie sądzę.. Kochałam męża przed ślubem. Moim zdaniem on sądził, że skoro już mnie zdobył nie musi się starać. (...)
Pod koniec kwietnia syna uzyska pełnoletność, nie chcę psuć mu tej uroczystości. Daję sobie czas, przez kwiecień na zebranie skróconych aktów, napisanie wniosków, a w maju składam pozew. Czy źle, czy dobrze? Nie wiem? Czas pokaże. Liczę na wolność psychiczną, na wolność słowa, postępowania....
Betinka - Jednak nie porównywałabym sytuacji twojej i mm.rr.
Mam wrażenie że chociaż obie dajecie ZA DUŻO (nie za mało!) wasze związki są jednak na innych etapach. mm.rr. z małż. są na początku swojej drogi i mają ewentualnie szansę na ratowanie związku - o ile ten rozpieszczony bachor małżonek się opamięta i zechce współpracować
Ty masz za sobą wiele więcej lat wspólnego życia i zapewne wiele bezowocnych, jak piszesz, prób wniesienia zmian. Zapraszam Cię do poczytania wątku marynarki "mój wymarzony rozwód" i "grupa wsparcia dla kochających za bardzo"
Pewnie masz rację Anhedonia, sytuacja nie taka sama lecz podobna. Mi też trudno po tylu latach zrozumieć dlaczego? Nie winię tylko drugiej strony, bo to byłoby zbyt proste. Wydaję mi się, że my kobiety bardzo często chcemy na początku związku pokazać jakie jesteśmy silne, ile potrafimy wziąć na swoje barki. Później zaczyna nas to przytłaczać, chcemy coś zmienić. Niektórym się udaję i chwała im za to, ale w takich sytuacjach muszą wyrazić chęć współpracy obie strony. Przyzwyczajamy swoich "chłopów" do bycia nadal chłopczykami, którzy mają wszystko tak, jak u mamusi. Jak nas zaczyna przytłaczać takie życie, zaczynamy się czuć jak w klatce, bo ja dla niego wszystko, on dla prawie nic. Wystarczy mu tylko seks - kiedy chce i jak chce, nie ważne czy mam ochotę czy nie, o czym mówię otwarcie. Pan chce i musi mieć. To jest ok? Stawianie sprawy jasno i otwarcie, przynajmniej w moim przypadku, skutkowało tym, że on chce jeszcze więcej brać a jak najmniej dawać. Też jestem człowiekiem i nie pozwolę doprowadzić się do upodlenia. Przeszłam długą drogę aby zrozumieć, że też jestem coś warta, że też coś potrafię, że dam sobie radę. Będę robić to, co robiłam i robię do tej pory, ale bez obawy krytyki, słów zniechęcenia. U mnie nic nie dało efektów, nie chcę i będę walczyć o utrzymanie związku (żałuję, że zmarnowałam tyle lat - osłodą szczególną są wspaniałe dzieci). Tak do końca nie wiem, jak sobie poradzę. Jestem jednak pełna nadziei i wiary w lepsze jutro. Życie jest zbyt krótkie, aby pozwolić sobie na znęcanie psychiczne. Byłam słaba, bardzo słaba, ale podniosłam się i chodzę i będę chodzić z wysoko podniesioną głową, nie dam się zniszczyć. Chcę żyć godnie.
Dziesięcioletni staż to nie początek drogi. To właśnie moment, w którym odkrywamy prawdziwe oblicze partnera. Wydajemy mu się wówczas, skoro jesteśmy już tyle razem, mamy dzieci, ona i tak będzie ze mną, nie muszę już nic w sobie zmieniać, starać się o nią, przecież ona i tak nie poradzi sobie beze mnie. Straszy, chce nie wiadomo czego, trochę pokaże, że chcę się zmienić niech się cieszy a i tak wrócę do swoich przyzwyczajeń, a on tak wypierze, ugotuje, posprząta. Po co się wysilać, skoro można mieć tak wiele niewielkim nakładem.
(...) Stawianie sprawy jasno i otwarcie, przynajmniej w moim przypadku, skutkowało tym, że on chce jeszcze więcej brać a jak najmniej dawać. Też jestem człowiekiem i nie pozwolę doprowadzić się do upodlenia. Przeszłam długą drogę aby zrozumieć, że też jestem coś warta, że też coś potrafię, że dam sobie radę. Będę robić to, co robiłam i robię do tej pory, ale bez obawy krytyki, słów zniechęcenia. U mnie nic nie dało efektów, nie chcę i będę walczyć o utrzymanie związku (żałuję, że zmarnowałam tyle lat - osłodą szczególną są wspaniałe dzieci). Tak do końca nie wiem, jak sobie poradzę. Jestem jednak pełna nadziei i wiary w lepsze jutro. Życie jest zbyt krótkie, aby pozwolić sobie na znęcanie psychiczne. Byłam słaba, bardzo słaba, ale podniosłam się i chodzę i będę chodzić z wysoko podniesioną głową, nie dam się zniszczyć. Chcę żyć godnie.
Ależ ja się z tobą zgadzam Betinka I jest nas więcej takich chcących żyć godnie. Dlatego zapraszałam na te w/w wątki
Możesz poczytać sobie historie innych kobiet, zobaczyć jak sobie radzą i co robią aby zmienić swoje życie. Mnie to bardzo pomaga
No i razem łatwiej przechodzić przez różne zawirowania. Pozdrawiam
Dzięki za rady. Bardzo dużo dla mnie znaczy, że ktoś mnie rozumie. Długo myślałam, że już nic nigdy nie zmienię w swoim życiu. Jednak uświadomienie sobie, że można a nawet trzeba żyć inaczej, tzn godnie wzmocniło mnie i dało wiarę. Czytałam tamte wątki, aż dziwne, że tyle jest kobiet, które mają podobnie, a niektóre nawet gorzej. Najważniejszą rzeczą jest wyrwać się z marazmu, nie pozwolić się tłamsić. Zajęło mi to sporo czasu, ale teraz (szczególnie dzięki dzieciom) zaczynam wychodzić na prostą - psychicznie. Nie jest to łatwe, wiem, że przede mną jeszcze sporo do zrobienia: rozwód, poukładanie sobie wszystkiego po. Rozwód też pewnie nie będzie łatwy, bo to przecież tylko ja jestem winna. A to tak nie jest, wina jest po obu stronach. Chyba będę musiała sobie radzić sam, na adwokata mnie nie stać. Staram się zrozumieć czym zawiniłam, ale tak pewnie za bardzo kochałam, aż się wypaliłam. On twierdzi, że nadal mnie kocha, ale nie wierzę w to. Teraz to przyzwyczajenie. Z drugiej strony teraz widzę, jaki wpływ ma dom rodzinny na nasze przyszłe życie. Oczywiście nie jest to regułą i niektórym z nas udaje się nie ulec wzorcowi. Często chcemy mieć lepiej, a i tak trafiamy albo wybieramy partnera, zupełnie niezależnie, czy inni ostrzegają, który wiedząc, że w kiedyś miałyśmy źle - na początku super, ekstra starają się. Byle ją zdobyć, później uzależniają od siebie i jak już zdobyli co chcieli, odpuszczają wszelkie starania utrzymania związku, przecież ona i tak nie da sobie beze mnie rady, więc nie odejdzie. A kto wypierze, ugotuje...Można mówić, czego się chce, oczekuje, ale i tak zawsze winna będę ja, bo wymyślam, chcę nie wiadomo czego. Trochę bałaganu w tej mojej pisaninie, przepraszam.
Tak jeszcze sobie pomyślałam, że niektóre z nas pewnie wcześniej zrobiłyby porządek ze swoim związkiem, ale co powiedzą inni, rodzina, przyjaciele, bo przecież on jest taki super, cudowny. Tak, ale nie mogą zrozumieć, że ma dwa oblicza, a to strasznie boli. Długo tak myślałam, aż doszłam do wniosku, że to moje życie, nikt za mnie go nie przeżyje...
Si seniora - mam taki własny koncept, że panowie rozwijają się tylko do czasu osiągnięcia celu - potem zalegają już tylko na laurach. A kobiety niestety/stety jakoś nie przestają się rozwijać i ewoluować A oni biedactwa nie potrafią zrozumieć - no bo O COOO chodzi??? Przecież są?
Całkowicie zgadzam się z Tobą. NO oni przecież są, a my biedne, zagubione mamy być wdzięczne, że nas chcieli. O nie, każda z nas musi znać swoją wartość, kochać siebie i wielbić. Pewnie są też egzemplarze unikalne, ale chyba na Marsie...
Czytałam, że charakter dziecka kształtuje się do trzeciego roku życia, dziewczynki cały czas się rozwijają a chłopcy do końca życia kształtują- a to w kontekście rozwijania się
Dobre A ja czytałam (dawno temu) wypowiedź psychologa, że jeżeli facet nie dorośnie do 35 roku życia, to już KAPOTA bo NIGDY nie dorośnie
Tylko, nie wielu facetów dorasta. Muszą jednak mieć takie matki, jak my, które pozwolą im dorosnąć. Z nimi jest tak, jak wspomniałaś wcześniej mam, zdobyłem, uzależniłem i nie muszę i będę się już starać, przecież mamusia też zawsze wszystko podała, uprasowała..
Moim zdaniem, jesteśmy obecnie bardziej świadome własnych wartości (potrafimy sobie to uzmysłowić w różnych momentach życia, czasami trwa to długo, bo potrzebujemy bodźca - mój przykład). A skoro on tego nie rozumie, trudno...