Witam
Pierwszy raz w życiu udzielam się na takim forum, ale postaram się opisać swoją sytuację jak najlepiej. Cztery lata, miałam wtedy 19 lat, poznałam dwa lata starszego chłopaka. W bibliotece. Momentalnie mnie uderzyło i jego też. Rozmawialiśmy przez kilka godzin i nie mogliśmy przestać. Umawialiśmy się jako znajomi przez pół roku, chociaż oboje wiedzieliśmy, że coś do siebie czujemy, to trzymałam dystans. W końcu zostaliśmy parą. Oczywiście, jak u każdego było doskonale. I tak przez cztery lata. W życiu nie kochałam tak mocno drugiego człowieka. Byliśmy ze sobą tak blisko, że bardziej już się chyba nie dało. Mogłam mu powiedzieć o wszystkim, żadnych tajemnic. Miliony wspólnych tematów, nawzajem motywowaliśmy się do rozwoju i wspieraliśmy w każdym sukcesie i porażce. Życie seksualne w zasadzie nie mogłoby być lepsze. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, bo chcieliśmy. Jasne, kłóciliśmy się, czasem nawet awanturniczo, ale kto w związku tego nie robi. Jest dość staroświeckim typem faceta i piekielnie inteligentnym. Od dłuższego czasu zauważyłam u niego spadek radości i motywacji. Oboje podejrzewaliśmy depresję i jak się okazało, mieliśmy rację. Zdiagnozowano go i zapisano na terapię o czym dowiedziałam się tydzień po rozstaniu. Bo zerwał ze mną dwa tygodnie temu. Zaprosił do siebie, usiadł i powiedział, że najlepiej będzie jak się rozstaniemy, bo on mnie już chyba nie kocha. To było jak strzał w pysk, poczułam, jak cała się w środku rozwalam. Nie mogłam dosłownie złapać tchu. Zaczęłam to wypierać, śmiać się i mówić, że to przecież nie może być prawda. Miesiąc wcześniej zabrał mnie do nowego mieszkania, które remontował dla nas, żebyśmy się mogli tam wprowadzić za rok. Miałam poczucie, że jestem w jakimś matrixie, że to się nie dzieje naprawdę. Później przyszedł płacz, żałosne błaganie o zmianę decyzji, wyznawania miłości i poniżanie się. Wyprosiłam, żeby to przemyślał. Mówił, że może do mnie wróci, że teraz tego nie czuje, że sam nie może wytrzymać ze sobą, że z trudem wstaje rano z łóżka. Tydzień później przyszłam do niego po swoje rzeczy i znowu płacz. Zaproponował, żebyśmy nie zrywali kontaktu, tylko rozmawiali ze sobą, czasem się spotkali i zobaczymy co dalej z nami będzie. Kilka dni temu dowiedziałam się, że jego miłość się wypaliła przez to, że ja wcześniej miałam wątpliwości. Faktycznie, był taki okres w moim życiu, dosyć trudny, że zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem, co ja tu robię, dokąd zmierzam. Czy jestem z odpowiednim facetem? Czy chcę z nim zamieszkać? Sądziłam, że to naturalne refleksje, które dopadają każdego. On to odebrał inaczej, jakbym przestała się z nim interesować, jakbym miała po dziurki w nosie jego starania i ten związek. To nie była prawda. Bo jeżeli czegoś byłam pewna, to miłości do niego, która miała trwać do końca. Pociesza mnie, mówi, że najbardziej na świecie chciałby, żebym sobie poradziła, a ja ledwo oddycham. Wstaję rano i biję się o każdy dech. Jakbym stała nad przepaścią. Świat mi dosłownie runął na głowie, nie wiem gdzie jestem, co mam ze sobą zrobić. Patrzę w okno całymi dniami i dosłownie rozkładam się jak części. Dzisiaj mam się z nim spotkać na kawę, na którą mnie zaprosił. Jest dla mnie miły, opiekuńczy, czuły. Martwi się. A ja chciałabym mu powiedzieć, żeby dał mi spokój, zamknąć ten rozdział i nigdy więcej nie oglądać się za siebie, ale nie potrafię. Ból jest zbyt wielki. Z drugiej strony, widzę w jakim on jest stanie i kilka razy już się rozpłakał przy mnie, mówiąc, że odechciewa mu się żyć. Boję się, że u niego ten stan będzie się pogłębiał, a ja cjviałabym mu pomóc. Zastanawiam się, czy jest jakakolwiek szansa, że on jeszcze wróci?
Jest ogromna szansa żebyście byli razem. Nie bez powodu chce dalej z Tobą utrzymywać kontakt i się spotykać. Jeśli dla was obojga była to miłość, czy nadal jest, a z tego co piszesz, to sądzę, że tak, to nie ma szans żeby przestać kochać z dnia na dzień. Jego zachowanie jest niedojrzale jednak, bo z jakichś głupich powodów zrywa, a to na pewno Ciebie boli, bo nie wiesz na czym stoisz. Może powodem jest ta depresja? Jeśli masz siłę to spotykają się z nim nie będąc z nim w związku, jednak ja po rozmawiałabym ostatecznie, bo nie można tak funkcjonować nie wiedząc na czym się stoi.
ja wcześniej miałam wątpliwości. Faktycznie, był taki okres w moim życiu, dosyć trudny, że zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem, co ja tu robię, dokąd zmierzam. Czy jestem z odpowiednim facetem? Czy chcę z nim zamieszkać?
Osobiście nie sądzę by było to NORMALNE zwłaszcza w tak perfekcyjnym (jak go opisałaś) związku. A nawet jeśli miałaś takie wątpliwości - po cholerę mówiłaś o nich głośno? Ja nie chciałabym słuchać od swojego wymarzonego faceta "czy na pewno chcą być z tobą?". Mogłaś sobie o tym myśleć, ale w środku siebie, przelewać na papier czy cokolwiek, a nie dzielić się tym z nim.
Nie jest więc wykluczone że to była jedna z przyczyn początku rozpadu Waszego związku i wcale nie było tak kolorowo jak opisałaś.
Rzecz jasna jego depresja przyczyniła się na pewno.
chciałabym mu powiedzieć, żeby dał mi spokój, zamknąć ten rozdział i nigdy więcej nie oglądać się za siebie
To powiedz mu to.
Może to będzie lepsze dla Was obojga. Teraz żyjecie w zawieszeniu, bo on jednak najwyraźniej nie chce być z Tobą. Spotyka się teraz z Tobą bardziej z poczucia przyzwoitości. Bo widać że to odpowiedzialny i wrażliwy facet, nie chce zostawiać Cię w smutku, stąd jego troska o Twoje samopoczucie. Ale te spotkania dobijają Was oboje.
Hej.
Jestem w podobnej sytuacji co Ty. Tyle, że my się nie odzywamy.
Wiesz co? Z mojego stanu to ja wolę jak on się do mnie nie odzywa, bo wiem na pewno, że to koniec.
A Ty? Nic nie wiesz, bo niby zerwaliście, ale się spotykacie i on płacze.
Nie jesteś jego terapeutką, nie możesz go leczyć. A on nie może traktować Ciebie jako podusię w którą może się wypłakać.
Albo Cie kocha i z Tobą jest albo nie.
Nie odzywaj się do kretyna. Zamknij ten rozdział. Jak się ogarnie i będzie chciał wrócić to wtedy z nim pogadaj, ale możliwe, że Ty już go nie będziesz chciała.
Btw. jesteśmy chyba w tym samym wieku
Damy radę Jesteśmy młode, szybko kogoś znajdziemy.
Nie mówiłam mu tego nigdy wprost, powiedziałam mu tylko, że boję się wspólnej decyzji o zamieszkaniu, bo to wielki krok naprzód i poważne zobowiązanie. Zawsze szczerze mówiliśmy sobie o takich rzeczach. Zapewniłam go też, że chciałabym, żebyśmy sobie ułożyli życie i że go bardzo kocham. Po prostu byłam trochę wycofana, bo w tamtym czasie zmagałam się z wieloma innymi, swoimi problemami.
evkamarchewka - rozumiem Cię a on powinien Ciebie.
Chociaż myślę, że to nie o mieszkanie chodziło.
Ludzie nudzą się sobą, eh.
Powiedz mu, żeby nie prosił Cię o spotkania, bo to nie pozwala Ci pogodzić się z jego decyzją. Będzie Cię to tylko bardziej boleć. Może kiedyś, jak będziesz już uzdrowiona.
Angel55
A jak to wyglądało u ciebie?
Zgadzam się z Angel. U mnie było to samo, po 5 latach po prostu przestał kochać. Nie zdradził, ale już był kimś zauroczony i kilka tygodni pózniej już z nią był. Urwanie kontaktu jest najlepsze. Ja nie chciałam żadnego, umierałam każdego dnia rano, brałam leki na sen, na przebudzenie, na uspokojenie...nie wyobrażałam sobie,że mogę go widzieć , słyszeć i pić jakąś kawę. Zresztą on już pił z kimś innym.
Marchewka, u ciebie jest inaczej, bo zdaje się,że nie ma innej dziewczyny, ale jest depresja...obawiam się,że to na jedno wychodzi, bo powiedział,że cię nie kocha. Nie chodzi mi o chorobę, tylko o to,że mu przeszło, po prostu, tak myślę...możesz być przy nim, spotykać się, pomóc mu z tego wyjść i być może, być może wam się uda...ale ja nie wierzę w takie sklejanie, po prostu takie mam doświadczenia.
Autorko, jaka to terapia- nie przypadkiem psychodynamiczna? Poza wszystkimi innymi możliwymi przyczynami waszego rozstania, to MOŻE mieć znaczenie.
Jeśli terapia jest bardzo głęboka, to coś jak rozbiór mózgu..I trzeba później poskładać