Mój związek... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 6 ]

Temat: Mój związek...

Witam. Trochę się rozpisałam, ale potrzebuję opowiedzieć komuś wszystko. Trochę pogubiłam się w tym wszystkim i już sama nie wiem czy to może ze mną jest coś nie tak...
Zacznę od początku. Poznaliśmy się około 3 lata temu, można powiedzieć, że była to
miłość od "pierwszego wejrzenia". Byłam dla niego łatwą zdobyczą, całkowicie omamił mnie swoją osobą. Niestety on mieszkał za granicą, a ja w Polsce, więc początkowo nasz związek trwał na odległość. Wiadomo czasem się widywaliśmy, oboje stęsknieni, więc było idealnie. Po niespełna paru miesiącach zaczął utwierdzać mnie w tym, że jestem tą jedyną, że chciałby, abym przeprowadziła się do niego. Ustaliliśmy więc, że przyjedzie do Polski na Boże Narodzenie i zaraz po Nowym Roku zabiorę się z nim. Dodam jeszcze, że mam teraz 24lata,
a on jest 9 lat starszy. Od samego początku były wielkie obietnice, planowanie wspólnej przyszłości. Sądziłam, że facet w jego wieku rzeczywiście chciałby się już ustatkować. Rzuciłam więc w Polsce wszystko, zostawiłam rodzinę, znajomych, porzuciłam studia po to aby być
z nim. Tuż przed Świętami on stwierdził, że nie przyjeżdża do Polski, kłóciliśmy się, nie mogliśmy dojść do porozumienia jednak stanęło na tym, że po Świętach ja przyjadę i zobaczymy co będzie dalej. Przesiedziałam u niego miesiąc i zgodnie stwierdziliśmy, że nie potrafimy
żyć ze sobą na odległość, więc wróciłam do Polski na 2 tygodnie, aby pozałatwiać swoje sprawy. W międzyczasie kiedy byłam w Polsce on przestał  się do mnie odzywać. Nie reagował na żadne smsy czy telefony ode mnie, a ja nie wiedziałam kompletnie co mam robić. Postanowiłam nie pisać,
nie dzwonić, a on zaczął się wtedy martwić i odezwał się. Przeprosił za wszystko, do tej pory jednak nie dowiedziałam się dlaczego to zrobił, nie chciał wracać do tematu. W końcu wsiadłam w pks i pojechałam. Znalazłam tam pracę, żyliśmy szczęśliwie. Zdarzały się mniejsze czy
większe kłótnie, ale tak to bywa chyba w każdym związku. W pewnym momencie on pracę stracił, ja miałam umowę jeszcze na 3 miesiące. Zadecydowaliśmy, a raczej on zadecydował, że przenosimy się do innego kraju. Ja pracowałam, po pracy przychodziłam, sprzątałam, gotowałam obiad.
Miałam wrażenie, że wszystko jest na mojej głowie, a on tylko siedzi przed komputerem, śpi i pije alkohol, a kiedy zrobił coś w domu trzeba było go wychwalać ponad wszystko jaki to on jest kochany. Ciągle tłumaczyłam to sobie jednak tym, że pewnie jest załamany po stracie pracy
dlatego robiłam wszystko aby mu tylko dogodzić. Nadszedł czas przeprowadzki, najpierw znaleźliśmy mieszkanie i wzięliśmy się za poszukiwania pracy. On znalazł ją natychmiast, a mnie zaczęło łapać przygnębienie, że tyle czasu już nie byłam w Polsce. Po prostu tęskniłam.
Powiedział mi, abym pojechała sama do Polski na tydzień. Tak też zrobiłam. Oczywiscie gdy wyjechałam nie obyło się bez kłótni. Kiedy byliśmy osobno on zazwyczaj oskarżał mnie o zdrady, o spotykanie się z kimś. Wystarczyło, że nie odpisałam mu pół godziny, bo na przykład
spotkałam się z koleżanką to od razu słyszałam teksty "z kim tam się ruch***ś?" Niby nie robił z tego wielkich afer, ale były to zwykle zgryźliwe docinki. Wróciłam, znalazłam pracę, a on swoją porzucił, bo coś go zdenerwowało, ktoś mu nie pasował. Nie miałam do niego
pretensji, pogładziłam po głowie i powiedziałam, że będzie dobrze, poradzimy sobie, znajdzie coś innego. Jego poszukiwania trwały dobre 4 miesiące. Niby widziałam, że szukał i cały czas go wspierałam, nie czepiałam się o to, że ja pracuję, a on nic nie robi mimo, że schemat powtarzał się.
Ja wracałam, sprzątałam, gotowałam, a jak on coś zrobił to trzeba było wychwalać. W głębi jednak wiedziałam, ze jemu to pasuje, że wcale tak nie spieszy się do pracy, ponieważ znajomi proponowali mu, mówili, że gdzieś kogoś szukają, ale jemu ciągle coś nie pasowało.
On nie będzie tam pracował, on nie będzie tego robił, za daleko....ciągle jakieś wymówki. Moja praca nie przynosiła jednak wystarczających dochodów. Nie miałam zbyt dużo godzin i wypłata starczała tylko na opłacenie mieszkania, a za coś trzeba było też żyć i oczywiście w jego wypadku
pić. Owszem, ja też lubię czasem się napić jednak obeszłabym się bez tego. Żałuję teraz, że wcześniej nie zauważyłam tego jaki on ma problem z alkoholem i, że sama czasem otwierałam z nim wino i piłam. Ciągle tłumaczyłam sobie, że jak zacznie w końcu pracować to przecież nie będzie tyle pił, bo nie będzie miał kiedy.
Problem w tym, że jemu do pracy się nie spieszyło. W końcu nadszedł moment kiedy oszczędności powoli zaczynały się kończyć, postanowiliśmy więc wrócić do Polski.
Zamieszkaliśmy u mojej mamy, która z racji naszych problemów finansowych nie chciała od nas żadnych pieniędzy. Od niego nie usłyszała nawet podziękowania. On po jakimś czasie znalazł
pracę na wyjazdach, do domu przyjeżdżał raz na 2 tygodnie. Ja również w Polsce znalazłam pracę, ale ciągle nie wiedziałam co dalej. Nie wiedziałam jak ma wyglądać nasze życie, każde poruszenie tematu "co robimy dalej?" kończyło się kłótnią, on nie chciał nic zmieniać, nie
myślał o przyszłości, o tym czy wynająć jakieś mieszkanie, pasowało mu to co tu i teraz. Nadszedł jednak moment kiedy pracę porzucił. Coś mu nie podpasowało, zezłościł się i postanowił wrócić. W międzyczasie odezwały się jego błędy z przeszłości, miał do spłacenia dość
sporą sumę pieniędzy. Wiedzielismy, że w Polsce ciężko będzie nam na to zarobić, więc znów postanowił wyjechać. Na początku miał to być wyjazd na pół roku, jednak już po tygodniu bycia za granicą postanowił,
że nie wróci do Polski, bo on siebie tutaj nie widzi i chciałby abym za jakiś czas do niego przyjechała. Postanowiłam zrobić prawo jazdy i kiedy tylko je zdam to wyjechać do niego. Jednak zaczęły się kłótnie. O wszystko i o nic.
On mieszkał w domku z agencji razem z czworgiem innych ludzi, więc mówiłam mu, że jeśli chce abym tam do niego przyjechała to wypadałoby
rozejrzeć się za jakimś mieszkaniem. Zaczęłam czegoś od niego wymagać i to przestało mu odpowiadać. Dodatkowo znów zaczął narzekać na pracę, ale nie
robił nic w tym kierunku aby ją w takim razie zmienić. Każde moje tłumaczenia, że wypadałoby pomyśleć o przyszłości, zrobić coś w tym kierunku
kończyły się tym, że uznawał, że się czepiam. Zawsze wszystko było moją winą, on był święty. Oprócz alkoholu popadł w jeszcze jeden nałóg -grania na komputerze. Jestem bardzo do tego uprzedzona, ponieważ wiem, że jego poprzedni zwiazek skończył się właśnie przez tą samą grę.
On nie widział poza nią świata i przestał zwracać uwagę na swoją dziewczynę. Liczył się tylko komputer. Byłam trochę przewrażliwiona na tym punkcie jednak
nie przeszło mi nawet przez myśl, aby mu czegoś zabronić. Po prostu prosiłam go aby znał umiar. To jednak dało odwrtony efekt.Zaczął odcinać się na całe weekendy, wyłączał telefon, nie dawał znaku życia, a jak później się tłumaczył "po prostu grał, a telefon mu się  rozładował". Ciągle prosiłam go, aby mnie nie olewał. Mówiłam, że jeśli akurat ma zły dzień i nie ma ochoty na rozmowy to wystarczy
jedna wiadomość, ale chociaż jakiś znak życia. Po prostu często martwiłam się, w końcu był tak daleko. Nie chciałam go w żaden sposób ograniczać czy też sprawdzać. Wydawało mi się, że będąc ze sobą takie zachowania jak odezwanie się do drugiej osoby czy odpowiedzenie na wiadomość są czymś normalnym.
On jednak stwierdził, że jestem czepliwa i, że to wszystko dlatego, bo pewnie mam tutaj kogoś na oku. Nie miało to dla mnie żadnego logicznego sensu. Po co miałabym się prosić o jego uwagę gdybym na boku miała kogoś innego od kogo tę uwagę otrzymuję? Któregoś razu w złości napisałam mu, że
ma zabrać ode mnie swoje rzeczy i w momencie tego pożałowałam. Tyle moich starań, tyle wkładania siebie w ten związek i mam wszystko zaprzepaścić? Nagle zaświtała mi myśl, że może i on ma rację, może za bardzo się czepiam. Oczywiście w odpowiedzi dostałam, że miał rację, że na pewno sobie kogoś znalazłam.
Ja zaczęłam go przepraszać, tłumaczyłam, że powiedziałam to w złości, że wcale tego nie chcę, że się zmienię i wyluzuję. Po raz kolejny całą winę za wszystko wzięłam na siebie, a on był górą. Pewnego dnia zrobił mi niespodziankę i przyjechał na tydzień. Wszystko było dobrze, porozmawialiśmy, powiedziałam co mi leży na sercu i wydawało się, że zrozumiał jednak wyjechał tym razem do innej pracy -
którą załatwił mu znajomy, bo mimo, że w poprzedniej pracy podobno się męczył to sam niczego nie zamierzał poszukać. Tym też się tłumaczył.
W pracy mu się nie układało, znajomi zrobili go w konia, a jeszcze ja zaczęłam się go czepiać i to go przerosło. Takie były jego wymówki. Po niespełna tygodniu od jego wyjazdu znów zaczęły się problemy. Byłam u koleżanki, miałam zostać na noc, więc postanowiłam, że zadzwonię do niego zapytać jak minął mu dzień.
Od samego początku czułam w jego głosie, że coś jest nie tak, że ma zły humor, w pewnym momencie się rozłączył i...nie odzywał się przez 4 dni.
Nie miałam pojęcia dlaczego, moja przyjaciółka słyszała całą rozmowę i też była zdziwiona. Dostałam tylko wyjaśnienie, że nie spodobało mu się jak
się do niego odezwałam i, że zadzwoniłam do niego od koleżanki chyba na jakiś pokaz. Do tej pory nie wiem jak się do niego odezwałam, bo nie chciał mi tego wytłumaczyć, bo "powinnam wiedzieć".
I tym razem to on napisał, że to koniec. Płakałam jak głupia, rozpaczałam, ciągle szukałam w sobie winy co takiego źle zrobiłam i wtedy...On zaczął do mnie pisać codziennie. Niby zwykła rozmowa, co u mnie, jak idzie mi prawo jazdy, ale pisał i odpisywał na moje wiadomości. Jednak potrafił, już nie odcinał się na całe weekendy. W końcu napisał mi, że chciałby abym po Świętach do niego przyjechała na parę dni, bo chciałby ze mną porozmawiać.
Ja nagle poczułam jakąś euforę, jak narkoman który dowiedział się, że za chwile dostanie swoją działkę. Bez namysłu zgodziłam się na to i odliczałam tylko
dni do wyjazdu. Nie obchodziło mnie, że rodzina czy znajomi odradzali mi to, prosili mnie abym w końcu dała sobie z tym spokój. Nie, on był ważniejszy.I tak też się stało, zaraz po Świętach pojechałam do niego. Pierwszego dnia trzymałam dystans, rozmawiałam z nim jak znajomy ze znajomym,
a on nadal nie poruszał tematu na który podobno chciał ze mną porozmawiać. Drugiego dnia nie wytrzymałam i to ja się odezwałam. Oczywiscie rozpłakałam się, on mnie przytulił, powiedział, że mu zależy, że chce to wszystko poukładać i naprawić. Zapewniał mnie, że jestem dla niego ważna,
a ja oczywiście uwierzyłam. Tydzień zleciał w mgnieniu oka jednak zbyt idealny nie był. Widziałam, że jego problem z alkoholem pogłębił się,
wieczorami upijał się i dużą część czasu spędzał grając. Postanowiłam, że pogram razem z nim, no nie będę taka, że mu zabronię i każę mu zająć się mną. Siedziałam obok niego z laptopem i graliśmy razem, potraktowałam to po prostu jako rozrywkę. Nie mogę powiedzieć, że nie robiliśmy nic innego
oprócz grania, jednak to zajmowało sporą część czasu. W sylwestra pokłóciliśmy się, zaczął na mnie krzyczeć tak na prawdę nie wiem o co. Powiedział, że nie spodobało mu się moje zachowanie, ale jakie zachowanie? Tego juz nie mogłam się dowiedzieć. W końcu jednak przeprosił i sam przyznał,
że za dużo ostatnio pije i że stał się jakiś nerwowy. Znalazłam pracę za granicą jednak 200km od niego, praca ma zacząć się teraz od połowy stycznia, więc wróciłam do
Polski aby odebrac prawo jazdy i w niedzielę wyjeżdżam. Powiedziałam mu, że jeśli zależy mu na mnie i rzeczywiście chce ze mną budować przyszłość to  niech poszuka jakieś pracy blisko mnie i wtedy znajdziemy wspólnie mieszkanie. Jego praca w tym momencie polega na tym, że co 2 miesiące przerzucają go
w inne miejsce, więc nawet nie byłoby mowy o jakimś osiedleniu się bardziej na stałe tak więc postawiłam pewien warunek i, że to teraz od niego  wszystko zależy. Dzień przed wyjazdem jeszcze zapewniał mnie, że wszystko bedzie dobrze, bo powiedziałam mu, że
obawiam się tego iż jak wyjadę nawet na chwilę do Polski to znów będą problemy. Uwierzyłam w jego obietnice, ale jak zwykle zawiodłam się.
Pierwsze parę dni było wszystko dobrze, rozmawialiśmy, mówił mi nawet, że ograniczył alkohol i prawie wcale nie pije.
Ucieszyłam się, bo dostrzegłam małą nadzieję, że może coś się zmieni, że może chce jakoś poukładać w końcu swoje życie. Zawiodłam się.
W piątek wieczorem upił się, sam mi o tym napisał i wiem, że już wtedy powinnam zakończyć z nim rozmowę, jednak napisał do mnie coś niby w żartach, odpowiedziałam również w żartach, aż od słowa do słowa...
Powiedział mi, że "niby ma dziewczynę, ale się zawiódł". Wszystko we mnie zaczęło się gotowac, jednak zachowałam spokój i zapytałam czy to ma znaczyć w takim razie, że nie spełniam jego oczekiwań?
Odpowiedział, że jeśli chodzi o łóżko to spełniam jego wszystkie oczekiwania, ale chyba nie tylko o to chodzi... Nie łatwo domyśleć się jak wtedy się poczułam.
Co w takim razie miał znaczyć ten tydzień spędzony u niego i te obietnice? Ostatnią wiadomość jeszcze mi napisal, że "szkoda, ale chyba nic z tego nie będzie" Odpisałam, że porozmawiamy jak wytrzeźwieje jednak kontakt się urwał. To nie jest pierwszy raz kiedy po pijaku słysze od niego przykre rzeczy.
Kiedyś potrafił mi nawet napisać, że chciałby sobie pójść na dziwki, że przecież lodzik to nie zdrada...Oczywiście później tłumaczył się, że wszystko było dla żartów, że lubi mnie denerwować. Nie zawsze wiem kiedy on mówi coś dla zartów, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie, szczególnie jak jest pijany.
Zagubiłam się w tym wszystkim i ciągłe moje tłumaczenie, że coś powiedział po pijaku i to wcale pewnie nie ma znaczenia.....Teraz jednak odciął się po raz kolejny.
Nie usłyszałam żadnego przepraszam, żadnego wyjaśnienia. Napisałam mu jeszcze tylko ,że chyba wypadałoby wyjaśnić to stwierdził, że nie ma ochoty teraz gadać ani myśleć.
I może życie to ciągłe czekanie na niego....ciagłe czekanie aż jemu się zachce, aż zachce mu się pomyśleć, porozmawiać, coś zrobić. Ciągle to ja musiałam pokazywać, że mi zależy, zawsze brałam winę na siebie i wiem, że to było złe. Wydaje mi się, że pomimo wszystko nadal go kocham,
ale nie wiem jak można kochać takiego człowieka...Chyba bardziej jestem uzależniona od niego i od bólu jaki mi ciągle zadaje.  Boję się, że za parę dni odezwie się do mnie i znów wszystko obróci tak, że to moja wina, a ja dam się złamać... Bardzo dogłębnie wszystko opisałam, nawet nie myślałam, że aż tyle tego wyjdzie, a tak na prawdę jest to może 1/10 tego co z nim przeszłam.
Ciągle liczyłam na to, że uda mi się go jakoś zmienić, jednak chyba człowiek w tym wieku ma już na tyle ukształtowany charakter, że on się nie zmieni.
Pomimo wszystko w niedzielę wyjezdżam, mam już zapewnioną pracę, liczę, że ułożę sobie jakoś życie,
jednak przeraża mnie mysl, że jego mogłoby w nim nie być. Z jednej strony widzę jak bardzo toksycznym jest człowiekiem, ale z drugiej  strony tak bardzo jestem od niego uzależniona...
Teraz jest mi nawet wstyd przyznać się przed rodziną, że znów jest coś nie tak. Mam bardzo dobry kontakt z jego mamą i ona wie o tym co się dzieje. Niestety, ale on swoją mamę traktuje tak samo jak mnie. Jeśli spojrzeć na nasz związek z punktu widzenia osoby trzeciej to był wspaniały.
Ktokolwiek się z nami nie spotkał to wydawało mu się, że on jest idealny, że tak bardzo mnie kocha, jednak w środku wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Dla ludzi obcych on jest na prawdę dobrym człowiekiem, pomocnym, można na niego liczyć jednak już kilka razy zawiódł się na takich ludziach. Okazał dobre serce, a ktoś zrobił go w konia. Mam wrażenie, że za to on wyżywa się na bliskich -na mnie i na swojej mamie. Na tych którzy  chcą jego szczęscia, zawsze mu pomagają i są dla niego, a on wydaje się tego nie zauważać. Ciągle widzi tylko złe rzeczy, bo my źle się odezwałyśmy, bo
źle coś zrobiłyśmy itd. Wiem, ze do swojej mamy również się nie odzywa, w sylwestra napisał jej parę przykrych rzeczy i od tamten pory milczy.Zastanawia mnie czy on zdaje sobie sprawę, że nagadał przykrych rzeczy i jest mu po prostu teraz głupio odezwać się i przeprosić czy po prostu on jednak nie widzi w sobie żadnej winy.
Na koniec jeszcze dodam, że zwykle czułam się tak jakbym musiała zasłużyć sobie na jego uczucie. Musiałam o nie zabiegać. Oczywiście na poczatku tak nie było, był bardzo zakochany we mnie, starał się i okazywał, że mu zależy, ale z czasem otoczył się jakimś murem którego nie mogłam przebić. Ciężko mu było nawet
powiedzieć, że mnie kocha. Najczęściej słyszałam to jak się upił i wtedy tłumaczył się, że ciężko przychodzi mu okazywanie uczuć i już jest po prostu takim człowiekiem.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Mój związek...

jumbi tak się zachowują właśnie kobiety kochające za bardzo, czyli bezwarunkowo.Ja też taka byłam aż przesadził mój małżonek i dokonało się ostateczne otwarcie przeze mnie oczu na rzeczywistość. Szkoda mi ciebie, marnujesz przy tym toksyku swoje piękne, młode lata. Szkoda mi mnie, bo przy toksyku zmarnowałam wszystkie swoje młode lata i on się nie zmienił, mimo, że ciągle na to liczyłam, że widziałam w nim "dobrego" człowieka, który na pewno mnie kocha i szanuje, no tylko ma prawo do złych dni. Kochana, wiej od niego gdzie pieprz rośnie. Chcesz być niańką, sprzątaczką, kucharką i rzeczą do odreagowywania jego złych humorków? Nie, bo normalny związek na tym nie polega.Trudno jest zerwać taką toksyczną relację, bo toksyk robi wszystko żebyśmy to my czuły się winne i niedostatecznie dobre, aby na niego zasłużyć. Dlatego całe życie będziiesz zabiegać o jego uczucia, łaskawie wypowiedziane po pijaku - kocham cię, będziesz w to wierzyć, mimo że czyny temu przeczą.Będziesz do końca życia usiłowała go usprawiedliwiać i coraz bardziej obarczać winą siebie? A co będzie jak przyjdą dzieci? Jak weźmiecie ślub? Wtedy już wpadniesz jak śliwka w kompot, będzie jeszcze trudniej, aż ockniesz się ok.50 tki i powiesz dość. Ale już nic i nikt nie wróci ci straconego życia. Uciekaj, sama już wiesz, że powinnaś. A czas zrobi swoje.Jesteś młodziutka, masz szansę trafić na normalnego faceta, nie przegap tego.

3

Odp: Mój związek...

Zbytdelikatna dziękuję za te słowa. Przynajmniej wiem, że z punktu widzenia osoby trzeciej to również wygląda jak toksyczny związek i to wcale nie jest coś nie tak ze mną. Najgorsze są moje wahania. Raz staję się zawzięta, mówię, że nie pozwolę mu więcej siebie skrzywdzić, że zasługuję na coś lepszego, a za chwilę łapie mnie płacz i tęsknota za nim, ale zdaję sobie sprawę, że musze być silna. Mój tata niestety był tak samo toksycznym człowiekiem i mama męczyła się przez dobre 25 lat....Przez ten cały czas on wyniszczał ją psychicznie, a ja nie chcę przechodzić przez to samo. Mam nadzieję, że wyjazd jakoś mi pomoże, nowe otoczenie, nowi ludzie, spróbuję zająć się sobą i w końcu żyć swoim życiem. Robić coś dla siebie, a nie ciągle dla niego. Mam nadzieję, że wytrwam w swoich postanowieniach. Obawiam się tylko tego, że kiedyś jednak będzie musiał się odezwać, bo większość jego rzeczy jest u mojej mamy w mieszkaniu...Chyba, że jednak uzna, że nie są mu one potrzebne.

4

Odp: Mój związek...

Mówi się, że córki alkoholików często wiążą się właśnie z pijakami. Jest to bardzo dziwne, bo przecież kto jak kto, ale córka pijaka powinna uciekać od facetów mających pociąg do flaszki. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie- dobrze, że są chociaż wyjątki i wielu dziewczynom rzeczywiscie udaje się odbić od patologii.
Nie wiem na czym polegała toksyczność twojego ojca (czy też chlał, jak ten niby twój- daj ci Boże dziewczyno, żebyś mogła nazywać tego żłoba swoim byłym), ale jeśli twój ojciec był przemocowym i może też chlał, to nic dziwnego, że żłób tak cię pociąga. Normalnie mysląca dziewczyna na pewno nie zainteresowałaby się takim nieudacznikiem
Wyjazd zrobi ci bardzo dobrze i prawdę mówiąc, to jedyna szansa dla ciebie, byś wyrwała się w końcu i zaczęła normalnie zyć, sama albo z kimś to wtórne, ważne żebyś ty wreszcie odetchnęła pełną piersią. Tylko co z tego, że ty wyjedziesz, skoro za jakiś czas będziesz ciągnęła za sobą tego faceta. On na razie milczy, bo zna cię bardzo dobrze i zdażył już zajarzyć, że nic tak dobrze na ciebie nie działa, jak odsunięcie cię od cycka- od razu miękniesz izaczyna rządzić tobą strach, że oto być może straciłas to cudo. I wiesz powiem ci szczerze, że patrząc tak na ciebie z boku komuś może robić się ciebie szkoda, tak po ludzku szkoda. Bo jaka normalna dziewczyna chciałaby takiego faceta? No żadna przecież  by takiego nie chciała, to powiedz mi, co jest z tobą nie tak, że ty chcesz takiego? Jesteś młodą osobą i całe życie przed tobą. Od tego jakich teraz dokonasz wyborów w sferze osobistej zależeć będzie twoja przyszłość. Jesli zwiążesz się z pijakiem i francowatym leniem, no z nieudacznikiem po prostu, to jaka ty sobie przyszłość zgotujesz? Aż tak bardzo sama siebie nie kochasz, że chcesz zmarnować sobie życie? Czy naprawdę wierzysz w to, że ten człowiek zmieni się, że on dobrze rokuje na przyszłość?

5

Odp: Mój związek...

Jeśli chodzi o mojego ojca to nie nadużywał nigdy alkoholu, ale psychicznie potrafił nieźle dać w kość. Nigdy nie chciał rozmawiać, gdy mama próbowała poruszyć jakiś problem on po prosty wychodził i nie wiadomo było nawet kiedy wróci, a gdy wracał to był ciągle stres, że coś mu się nie spodoba. Za duży rachunek za telefon stacjonarny przyszedł? Więc nie można o tym porozmawiać, on po prostu wyrywał kable z telefonu. Za duży rachunek za prąd? To zniszczył czajnik elektryczny i tak w kółko coś mu nie pasowało, ale nigdy o tym nie powiedział. W końcu znalazł sobie inną kobietę i przez pewien czas jak się okazało prowadził podwójne życie, aż w końcu zniknął bez słowa wyjaśnienia ani mojej mamie, ani dzieciom. Rzadko kiedy pamiętał o różnych świętach typu urodziny, imieniny itd, dopiero kiedy poważnie zachorował to przypomniał sobie, że ma dzieci.
Ja sama nie wiem co jest ze mną nie tak, wiem, że nie zasługuję na to, aby ktoś niszczył mnie psychicznie, ale po prostu ciągle miałam nadzieję, że coś zmieni się na lepsze, że coś w końcu do niego dotrze. Jednak po prawie 3 latach zamiast lepiej to zaczęło być coraz gorzej.
Jestem zła na siebie, że od samego początku pozwalałam mu na wszystko i nie potrafiłam powiedzieć stanowczo "nie", zawsze byłam dla niego zbyt pobłażliwa, a on przyzwyczaił się, że cokolwiek nie zrobi to ja mu i tak wybaczę i zazwyczaj winą obarczę bardziej siebie niż jego.

6

Odp: Mój związek...

Jumbi czy wiesz ze pieszesz w kółko to samo? Czułam się jakbym miała deja vu. Ta sama historia w kilku odsłonach.
Tak więc on się nie zmienia ale ty za nim latasz jak... nawet nie mam porównania.
W dodatku młoda zdrowa dziewczyna i jej fagasem zagraniczny - pasozytowaliscie na matce.
Szkoda mi ciebie dziewczyno ale uważam że w pełni zasługujesz na bycie pomiataną i poniżaną bo nie masz ani honoru ani zasad, ani przyzwoitości.

Posty [ 6 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024