Witam.
Szukając wsparcia i rady trafiłam na to forum. Poczułam, że muszę wreszcie opisać swoją historię, nie mam z kim szczerze porozmawiać, być może tutaj znajdzie się osoba, która wskaże mi drogę....
Jesteśmy parą od 11 lat. 2 dzieci (9 i 5 lat). ON był moją pierwszą prawdziwą miłością, i, jak dotąd, jedynym partnerem w łóżku... ON miał już doświadczenia seksualne z poprzednimi dziewczynami.
Nasz związek nigdy nie należał do łatwych i spokojnych. Oboje jesteśmy temperamentni i lubimy stawiać na swoim. Stąd zaliczyliśmy wiele kłótni, ale zawsze szybko powracamy do zgody. Jako, że nie należymy do osób cierpliwych, nie potrafimy mieć tzw. cichych dni, wszystko musim wyjaśniać od razu.
Nie wiem w jakiej kolejności to wszystko opisać, może przejdę od razu do sedna. Mój mąż tak w ogóle sporo pracuje i nieraz jest pochłonięty pracą. Z tego powodu bardzo często rozmawia przez telefon. Rok temu pod koniec lata wieczorem przyjechał pod dom, ale dość długo nie wchodził. Coś mnie tknęło, nie będę opisywać szczegółów, ale po nitce do kłębka doszłam, że prowadzi regularne, długie rozmowy z pewną kobietą. Najpierw znalazłam sms, którego nie zdążył skasować, potem udało mi się ściągnąć bilingi. Oczywiście zrobiłam mu awanturę, jako że nie należę do osób które długo zwlekają z takimi sprawami. Wypierał się, mówiąc ze nic go z nią nie łączy i tylko sobie pogadał. (W tym miejscu dodam, że mąż zawsze miał skłonności do zwierzania się czy też prowadzenia rozmów z koleżankami.) Był mój płacz, załamanie, on mówił, że to moja wina, bo go zaniedbuje. Fakt - pracowałam wtedy zawodowo i dosłownie padałam z nóg, również odtrącałam go w łóżku, rozgoryczona, że nie dość że pracuje to wszystkie obowiązki domowe i związane z dziećmi spadają na mnie.
Jeszcze gorzej poczułam się, gdy dowiedziałam się, że ona mieszka niedaleko, i że widywali się, bo umawiali się na bieganie. Fakt, mąż od jakiegoś czasu biegał wieczorami ale o nic go nie podejrzewałam. Ponoć biegali w grupie, nigdy sami.
Dzwoniłam do niej, upokarzając się niesamowicie. Ale to było silniejsze ode mnie. Ona była spokojna i pewna siebie. Mężatka, z 10 letnią córką. Spytałam co myśli jej mąż o jej kontaktach.... Odparła "to proszę go zapytać". Głupia byłam, powiedział mi później że to świeża rozwódka, zdradzona i zostawiona przez męża. Zwaliło mnie nóg... nie ma nic do stracenia, pomyślałam...
Potem było godzenie, mój płacz, dużo seksu, zapewnienia o miłości, kwiaty i deklaracje o zerwaniu kontaktów. ONA podobno płakała, nie chciała być przyczyną problemów, jak mówiła...
Usłyszałam, że bronię mu "zwykłej ludzkiej rozmowy"...
Usłyszałam zarzuty, że z nim nie rozmawiam, nie poświęcam czasu.... nieprawda... zawsze mówię do niego, nie mam nikogo innego! Przeważnie to ja nie mogę doprosić się jego uwagi zaprzątniętej komputerem...Nie mam znajomych. Nie szukam w necie kontaktów.
Zdrady fizycznej nie dopuścił się, jak go znam. To nie taki typ. Choć gwarancji nikt nie ma.
Minął prawie rok. Ufałam mu. Jakoś tak. Po prostu nawet nie myślałam zeby go sprawdzac czy cos. Było jak dawniej czyli raz dobrze raz zle. Z seksem tez jak zwykle czyli 5-6 razy na miesiąc przy czym naprawde ochote to miałam raz na miesiąc a do pozostałych zbliżen zmuszałam sie dla niego. Choć on i tak twierdzi że nie ma seksu.
Tydzien temu potrzebowałam sprawdzic poczte, chwyciłam jego telefon.... a tu prosze, na jakims komunikatorze wiadomość od niej.... OD TEJ SAMEJ...nic intymnego, pisała ze u niej kicha, bo kumpel wystawił ja i nie ma z kim isc na wesele. Oczywiście zaraz ta wiadomość skasował. Wykpił się, że nie ponowił kontaktu i nie wie skąd ta wiadomość... Więc znów ściągnęłam bilingi.... WYnik - regularny kontakt od co najmniej 2 miesięcy. Rozmowy, nawet po godzinie. Wsciekał się, że naruszam jego prywatność. Że jest samotny, ze brakuje mu rozmowy (g... prawda, jest wrecz odwrotnie). Że nic do niej nie czuje, żadnych emocji.
Znowu awantura, płacz, znowu dzwonie do niej (zeby nie myślała ze wszystko jest ich słodką tajemnicą) - ONA mówi mi, że skąd te insynuacje, ze nie znam charakteru ich relacji. Że powinnam się leczyć. "To nie do mnie pretensje. Proszę walczyć o swoją rodzinę."
Czuję się okropnie zraniona... Jest mi tak bardzo przykro..
ON mówi, że mnie nie zdradził, ani fizycznie ani emocjonalnie. Że bez trudu zerwie całkowicie kontakt z nią. Że rozmawiał z nią tylko w drodze, by zabić czas. Ja czuję jak ta kobieta kradła jego czas mi i moim dzieciom.
Czuję niesprawiedliwość, wykreowali sobie idealny swiat "bratnich dusz" bardzo łatwy do stworzenia.... pare minut dziennie przez telefon bardzo łatwo być wyrozumiałym, gdy nie ma się wspólnych problemów... łatwo wykreować siebie jako osobe bez wad.
Co mam robić dalej? Ironia całej sytuacji polega na tym, że praktycznie jestem bez wyjścia, od paru miesiecy nie pracuje, tylko dorywczo. Mamy rozdzielność majątkowa, mieszkanie jest jego. Jakbym chciała odejść, to praktycznie na bruk... On nie chce rozstania, wiem, że nas kocha, na swój sposób.
Ja mam takie podejście do małżeństwa , że trzeba być wiernym, nie wolno oszukiwać, NIGDY nie pozwoliłabym sobie na takie sytuacje, z innymi mężczyznami zawsze staram się trzymać dystans. Ale teraz są chwile, że chętnie nawiązałabym znajomość z jakimś mężczyzną, tylko po to żeby ON poczuł się tak jak ja.
Jestem oschła dla niego, ale na dłuższą metę tak być nie może.
Co mam robić? Jak się zachowywać? Jak mu ponownie zaufać, skoro zawiódł mnie drugi raz : Czy postępowanie mojego męża to skutek mojego zachowania? Czy powinnam się winić?
PS Jak ta bezczelna kobieta może mi mówić przez tel, że ona wie, jak wyglądają nasze relacje i jaka jest prawda?! G... wie o naszym życiu...