Witam.
Pytanie zarówno do kobiet jak i mężczyzn... Czy po zawarciu związku Wasze relacje ze znajomymi też się ochładzają lub całkowicie niszczeją?
Opowiem w skrócie swoja sytuację, a więc....
Mam (miałem) pewną przyjaciółkę, którą znam od lat.... Kilka lat temu zakończyłem znajomość z nią, bo....wymagała tego moja była. Wiem, że nie powinno się zostawiać znajomych dla dziewczyny, ale jakby nie patrzeć to nie był przyjaciel tylko przyjaciółka, tak więc moja dziewczyna miała prawo mieć coś przeciwko. Nie utrzymywaliśmy kontaktu przez blisko trzy lata, a więc w okresie gdy byłem w związku. Po rozstaniu wznowiliśmy kontakt. Od razu zaznaczę, że nie było to tak, że się rozstałem i poleciałem do przyjaciółki mówiąc "już jestem wolny to mogę znowu być Twoim kolegą". Po tamtym związku byłem wolny 2.5 roku (korzystałem z życia i nie chciałem się wiązać). W tym okresie byłem okropnie zżyty z przyjaciółką, nasze relacje były mocniejsze niż przed "zawieszeniem znajomości". Od razu też zaznaczę, że nie było żadnych uczuciowych zamiarów ani z mojej ani z jej strony. Nie doszło też do spotkania w łóżku, po prostu żyliśmy jak brat i siostra. Widywaliśmy się codziennie, choćby na 15 minut.
Gdy ona poznała chłopaka relacje między nami nie zmieniły się, ja i jej chłopak zżyliśmy się mocno ze sobą. Po około pół roku jej związku, jej chłopak stwierdził, że uznaje mnie za jednego z najlepszych przyjaciół. Jeśli chodzi o moje relacje z przyjaciółką, obiecaliśmy sobie, że nigdy tego nie zniszczymy, a ja na pewno nie popełnię błędu sprzed lat (zerwanie znajomości z nią).
Sytuacja zmieniła się, gdy poznałem moją obecną narzeczoną. Gdy ją poznałem i byliśmy jeszcze na stopie koleżeńskiej (ale już coś iskrzyło) to uprzedziłem ją, że mam taką przyjaciółkę bliską z którą jestem bardzo zżyty. Nie widziała przeszkód bym miał z nią kontakt. Miałem kilka koleżanek, o które była zazdrosna (nie utrzymuję już kontaktu), ale o przyjaciółkę nie była zazdrosna nigdy, wiedziała jak wyglądają relację między mną a nią.
Swoją dziewczynę przedstawiłem przyjaciółce jeszcze zanim byliśmy parą. Wszystko było ok.... Z czasem było już inaczej. Na początku związku nie spotykałem się z dziewczyną codziennie. Jednak w dzień , gdy byliśmy umówieni na wieczór, napisał do mnie chłopak przyjaciółki pytając czy idę na piwo z nim we dwóch. Powiedziałem, że nie mogę bo jestem już umówiony, jednocześnie proponując inny termin wyjścia. Oczywiście z jego strony oraz przyjaciółki sypały się potem delikatne komentarze, że już zostawiam znajomych.
Po jakimś czasie widziałem, że moja przyjaciółka jest sceptycznie nastawiona do mojego związku. Gdy chciałem z nią pogadać, "podzielić się radością" zbywała temat, choć wcześniej rozmawialiśmy ze sobą o wszystkim, wiedzieliśmy o sobie wszystko i dzieliliśmy się każdą radością i smutkiem. Zapytałem czemu tak sceptycznie jest nastawiona do niej to odpowiedziała z delikatnym fochem "a co ja mam dziewuchę lubić jak jej nie znam prawie"
Potem pojawiły się pretensje, że z dziewczyną widuję się codziennie. Jednak na osiedle wracałem zawsze na 23, a i tak wcześniej właśnie wieczorem się spotykaliśmy jak byłem wolny(ja i moja przyjaciółka mieszkamy 2 bloki od siebie). Pojawiły się pierwsze "zgrzyty", że nie powinienem się z nią codziennie widzieć. Zawsze gdy wracałem od dziewczyny dawałem znać przyjaciółce, że będę za 20 min. (dziewczyna o wszystkim wiedziała, nie miała nic przeciwko). Przyjaciółka raz wychodziła, a raz nie, choć dawniej widywaliśmy się codziennie.
Potem zacząłem coraz częściej nocować u dziewczyny, więc coraz rzadziej byłem w domu to pojawiły się docinki, że teraz to już w ogóle kontaktu ze mną nie ma. Choć oczywiste jest to, że nie będę rezygnował z nocy z dziewczyną, po to by wyjść na osiedle z przyjaciółką i jej psem. Często inicjowałem spotkania we 4 (ja, moja dziewczyna,, przyjeciółka i jej chłopak). Przyjaciółka szukała wymówek, że nie bo chłopak kończy o 22 pracę itp... Więc mówiłem, by wyszła na miasto bez niego... To nie bo to bo tamto....
Choć wcześniej przyjaciółka mnie ciągnęła na miasto baaardzo często to odkąd byłem w związku było to może 2-3 razy w ciągu pół roku. Co najdziwniejsze wcześniej 2-3 razy mnie gdzieś ciągnęła w ciągu tygodnia Te 2-3 razy były takie, że zadzwonili do mnie, nawet nie ona a jej chłopak z pytaniem czy wychodzimy gdzieś. Raz odmówiłem bo zadzwonili póżnym wieczorem, gdy ja i moja dziewczyna byliśmy już pod kołdrą po kapieli. A była to zima więc z mokrą głową bym dziecwzyny nie ciągnął. Drugi raz był taki, że nie mieliśmy czasu bo już mieliśmy inne plany. Oczywiście już byli obrażeni, chociaż jak wcześniej oni nie mieli czasu to było wszystko ok.
Potem dowiedziałem się, że "przyjaciółka" mocno obgaduje mnie za plecami, ale ok.... Po czasie sytuacja się rozkręciła diametralnie. Opiszę pewien dzień. Był piątek. Były urodziny mojego kolegi, który zaprosił najbliższych do pewnej knajpy. Start spotkania ok 19. Po 20 zadzwonił chłopak przyjaciółki z pytaniem czy wychodzimy na miasto. Odpowiedziałem, że jestem na urodzinach kolegi i głupio tak wychodzić po godzinie, ale że możemy się spotkać np ok 22. Powiedział, że ok.... Gdy zbliżała się 22 zadzwoniłem, żeby potwierdzić to czy się widzimy. Wszystko ok, tak więc o 22 byłem wraz z dziewczyną w umówionym miejscu, gdzie mieli być właśnie przyjaciółka, jej chłopak i ich kolega. Po 15 minutach czekania nagle doszli (już lekko wstawieni). Chłopak dziewczyny zachował się jak idiota pytając co my tu robimy i czy idziemy gdzieś z nimi. Mówię mu, że przecież byliśmy ugadani, a ten udał wielce zdzwionego choć pół godziny temu dzwoniłem by potwierdzić spotkanie. Jeśli chodzi o "przyjaciółkę" doszła z wielką obrażoną miną nawet się nie witając, skręciła do sklepu. Gdy wyszła powiedziałem "może byś się przywitała". Z wielką łaską powiedziła cześc. Po chwili byliśmy w jakiejś knajpie. Ja, moja dziewczyna, oraz oni... Traktowali nas jak powietrze, tak jakby nas nie było. Gadali o jakiś swoich sprawach między sobą, o których my pojęcia nie mieliśmy. Do nas praktycznie słowem się nie odezwali. Z dziewczyną stwierdziłem, że dopijemy piwo i dziemy. Gdy wstawaliśmy do wyjścia to nagle "nas zauważyli", nalegali bysmy zostali i komentarze do mojej dziewczyny "No weź mu pozwól posiedzieć dłużej". Oczywiście poszliśmy do domu... Na następny dzień chłopak koleżanki zadzwonił i znów ciągnął na miasto. oczywiście odmówiłem.
Kolejna sprawa... Portale społecznościowe typu facebook, instagram. Niby dziecinny temat, ale nakreślę sytuację. Dawniej (przed moim związkiem) przyjaciółka lajkowała i pozytywnie komentowała prawie każdą moją aktywnośc na tych portalach, każde zdjęcie status.... Odkąd byłem w związku nie było ani jednego lajka. Już nie mówię tu nawet o statusie związku, czy zdjęciach z dziewczyną, ale ogólnie cokolwiek bym nie wstawił, choćby link do jakiegoś utworu to zero odzewu... Nie zależy mi na lajkach i wiem, że temat z pozoru jest dziecinny ale chodzi mi o to by zobrazowac nagłą przemianę koleżanki. Dawniej co chwilę coś lajkowała, lub komentowała... odkąd jestem w związku NIC. Komentarze wróciły, jednak nie pozytywne. Na ich miejscu były jakieś ironiczne docinki. Np na instagramie wrzuciłem zdjęcie biletów z kina, to przyjaciółka dała komentarz "ten film to straszne g.wno podobno". Oczywiście tego typu docinki pozostawiałem bez odzewu. Było ich kilka. Pewnego dnia zaręczyłem się, ustawiłem status na FB, zero lajków, tylko komentarze typu "oo teraz to już całkiem Cię nie będzie". Takie komentarze pojawiały się poźniej kilkarazy. Nie chodzi mi o lajki itp, ale na podtsawie tego łatwo dostrzec złościwość "prawdziwych przyjaciół"
Komentarze na moim profilu pojawiały się coraz częściej, jednak nie reagowałem. Moja dziewczyna usunęła ich ze znajomych, w obawie że niebawem się rozkręcą i zaczną coś u niej komentować. Tego samego dnia, wieczorem dostałem smsa od przyjaciółki z ironicznym stwierdzeniem, że zauważyła że moja dziewczyna ją usunęła ze znajomych, dodała że szkoda że nasza znajomośc się zakończyła ale spodziewała się tego.
Odpisałem jej, że wiem że usunęła ale ma ku temu powody, a co do naszych relacji to ona też ponosi winę, że się to rozsypało, ale że nie jest to rozmowa na smsy. Dopisałem, że chcę się z nią na następny dzień spotkać, pogadać i wszystko sobie wyjaśnić. Nie miałem zamiaru nic ratować, bo za dużo już zaszło... po prostu chciałem byśmy oboje sobie powiedzieli wszystko co mamy do powiedzenia i z klasą zakończyli ta znajomość. Ona oczywiście nie miałą czasu i dodała bym jej to napisał, mówiłem że nie jest to rozmowa na smsy i żeby powiedziała kiedy ma czas to ja się dostosuję.Już nie odpisała.
3-4 dni później była taka sytuacja, że czekałem na autobus pewnej linii. JEdnak minutę wcześniej podjechała inna linia która też mi pasowała. Na następny dzień sms o treści że moje zachowanie było żałosne, że tak niby uciekłem. Chociaż nie widziałem by szła wtedy na przystanek. Odpisałem, że jej nie widziałem i żeby pomyślała logicznie, że chyba nie mam zamiaru jej unikać skoro kilka dni temu proponowałem spotkanie. Dodałem, że nadal chcę z nią pogodac i wszystko sobie wyjaśnić jak dorośli, a nie jak dzieci przez smsy, lub komentarze.... Nie odpisała. To miało miejsce jakieś 3 tygodnie temu. Od tego czasu nie mamy ze sobą kontaktu żadnego.
PYTANIE MOJE JEST TAKIE:
KTO ZAWINIŁ W TEJ SYTUACJI? JA CZY PRZYJACIÓŁKA?
JEDYNE CO MOGĘ SOBIE ZARZUCIĆ TO FAKT, ŻE ODKĄD BYŁEM W ZWIĄZKU MIAŁEM MNIEJ CZASU, ALE TO CHYBA OCZYWISTE
JEŚLI WIDZICIE TU JESZCZE JAKIES INNE POWODU BY ZARZUCIC MI WINĘ, CHĘTNIE PSŁUCHAM, MOŻE SAM CZEGOŚ NIE DOSTZREGŁEM
JEŚLI KTOŚ DO OCENY SYTUACJI POTRZEBUJE JAKIŚ INNYCH INFORMACJI, PROSZĘ PYTAĆ
PS:DZIĘKUJĘ KAŻDEMU KTO DOBRNĄŁ DO KOŃCA