Witam.
Otóż pytanie, które zadałem wyżej powtarzam sobie w myślach każdego dnia łudząc się czy faktycznie dam radę coś w tym kierunku jeszcze zrobić. Jestem z żoną w związku od 6 lat. Żona ma 29 lat, ja niedawno skończyłem 31. Z tego oto faktu uważam, że jest to najwyższa pora na założenie rodziny. Chciałbym mieć dziecko. Oboje pracujemy, jesteśmy szczęśliwą parą, która ma swoje pasje i je realizuje. Żona jest taką lekką pracoholiczką. Prowadzenie własnego biznesu weszło jej już w krew i pewnie nie wyobraża sobie robić niczego innego.
Cieszy mnie, że ma własne cele, które stara się realizować w najmniejszym szczególe. Na początku naszego związku, jeszcze przed ślubem oboje uważaliśmy, że na dziecko jeszcze przyjdzie czas, ze nie jesteśmy gotowi, nie chcemy się bawić w pieluchy. Ok, byliśmy młodzi, lubiliśmy wspólnie podróżować, nie zastanawialiśmy się nad przyszłością. Jednak ja od jakiegoś czasu zauważyłem, że moja żona chyba nadal nie jest gotowa albo po prostu mnie zbywa, bo nie chce dziecka. Przez to między nami ostatnio często pojawiają się konflikty.
Czekałem, dość długo, nadal właściwie czekam tylko nie wiem czy się doczekam...
W ubiegły piątek zostaliśmy zaproszeni do naszych znajomych do domu. Urodził im się synek. Pojawił się temat dzieci przy stole no i oczywiście kolega powiedział, że już czas, żebyśmy może i my postarali się o swoje. Żona oczywiście się tylko uśmiechnęła i nic nie powiedziała.
Wróciliśmy potem do domu i ja poruszyłem ten temat. Powiedziałem jej, że chciałbym dziecka i chciałbym dokonać jakiejś zmiany w naszym życiu. Co roku odkładaliśmy pieniądze na wczasy, podróże a teraz chciałbym przeznaczyć je na odświeżenie i wyremontowanie naszego mieszkania z myślą o małym bobasie. Jednak gdy doszło między nami do wymiany zdań to powiedziała mi, że nie jest gotowa a poza tym musiałaby siedzieć z dzieckiem sama całymi dniami, bo ja musiałbym pracować i nie miałaby z mojej strony żadnej pomocy, a co będzie z firmą?
Ona jest realistką, wiem o tym, ale przecież wszystko da się jakoś pogodzić. Zapewniałem ją, że będę jej pomagał, sama nie zostanie. Moja mama też na pewno dałaby coś od siebie. Niestety jak na razie pozostała przy swoim i żeby załagodzić sytuację oznajmiła mi, że jak na ten moment ona nie widzi siebie w roli matki i że jej przykro.
I właśnie jak poruszam temat dziecka to dochodzi między nami do sprzeczki i niezręcznej sytuacji. Nie wiem czy ranię ją w ten sposób, czy może ona się czegoś boi, sam już nie wiem. Kocham ją, ale męczy mnie już to czekanie. Poza tym jest między nami w porządku, możemy się dogadać w każdej innej kwestii tylko nie w tej.
Czy waszym zdaniem mogę coś jeszcze zrobić w tej sytuacji?