Weroniko.... Moje przedmówczynie mają we wszystkim rację. Martwisz sie na wyrost. Ja miałam te same obawy. Moje dzieci zostały przy ojcu. Dla mnie to była katastrofa. Wytłumaczenia logiczne, ale dla mnie wtedy niespójne. Wszystko jest na najlepszej drodze. Dzieci nie straciłam. Z perspektywy czasu myślę, że chciały mnie zaszantażować. Nie do końca docierało do nich to, że ja odeszłam. I to ja byłam tą, która kogoś poznała. Tyle, że mój związek był książkowym przykładem związku toksycznego. One może nie do końca sie z tym pogodziły, ale mają dwa domy.
Młodsza córka nie chciała rozmawiać ani ze mną ani z nim. Mnóstwo prób podejmowania rozmów. Bez skutku. Serce rozpryskiwało mi się na milion kawałków. Wtedy moja mama zasugerowała, żebym pozwoliła jej to sobie wszystko poukładać. I poukładała. Już za kilka miesięcy zamieszka ze mną. Chodzi o szkołę.
A co do taty... Cóż, ojciec moich dzieci ma kasę. Ja nie. Do dzis pamiętam jego groźby, że zdechnę z głodu i przyjdę na kolanach. A ja? Ups! Niespodzianka. Żyję. Zostałam sama, ale niczego nie żałuję.
Starsza córka nastoletnia nienawidziła mnie wręcz. Za to co zrobiłam (a z pełną świadomością twierdzę, że musiałam się ratować) wszyscy sie ode mnie odwrócili. Wszyscy... Byłam nawet nie wrakiem człowieka. Byłam niczym. Nie ugięłam się jednak. Trwałam przy swoim.
I ważne, że mam pracę. Ze względu na pieniądze dodatkowe zajęcia. Z dziećmi kontakt. A kiedy pomyślę sobie, co on im wygadywał na mnie... Boże. I to wiem od nich. Na szczęście chyba w miare dobrze wychowałam dzieci, że potrafią rozpoznać szczerość a obłudą się brzydzą.
Czy kochaja swojego ojca? Wątpię. Ale nie ma to teraz znaczenia. To dzieci DD. Tak jak i ja...
TWOJĄ ROLĄ JEST BYĆ. O każdej porze dnia i nocy. I sugeruję, by Twoje dziecko nie widziało smutku na Twojej twarzy. Wiem, że to trudne, ale musisz postarać się o nieokazywanie emocji związanych z Twoim lękiem.