Witam, jestem tu nowa. Szukam miejsca gdzie się wygadam i chyba to jest odpowiednie. Miesiąc temu mój mąż przypierany do muru w końcu przyznał się, że mnie zdradził z naszą byłą wspólną znajomą, żoną jego kolegi żeby było śmieszniej. Ale od początku. Jesteśmy po ślubie 5 lat, od września zeszłego roku było między nami bardzo źle, jedną z głównych przyczyn była nieodpowiedzialność i niedojrzałe zachowanie mojego męża i z tego tytułu było między nami mnóstwo kłótni. Mąż dostał dużą odprawę z powodu likwidacji jego zakładu pracy i mu odbiło. Nie dopuścił mnie do tych pieniędzy pomimo moich próśb sam natomiast roztrwonił je nie wiadomo do tej pory na co, zajęło mu to jedynie miesiąc(!). Mieliśmy słabą sytuację finansową i liczyłam, że te pieniądze pomogą nam się jakoś ustabilizować w tej materii, jednak podejście męża było żenujące - na pytanie dlaczego tak postąpił słyszałam znakomitą odpowiedź że był na mnie zły i że to były JEGO PIENIĄDZE BO TO ON PRACOWAŁ NA TO 7 LAT. Po roztrwonieniu tychże pieniędzy problemy finansowe zaczęły narastać, pojawiało się co raz więcej kłótni, mąż odsunął się ode mnie bardzo, nie chciał rozmawiać, uciekał z domu, wracał pijany. Próbowałam wszystkiego żeby jakoś dojść do porozumienia ale niestety chciałam tylko ja, on się zamknął na jakąkolwiek rozmowę. Postanowiłam przeczekać i żyć swoim życiem. Żyliśmy z dnia na dzień, raz było lepiej raz było gorzej a ja czekałam próbując w międzyczasie porozmawiać z mężem jednak on wciąż od tych rozmów uciekał. Po likwidacji zakładu pracy dorabiał z kolegą przy pracach budowlanych jakoś ciągnęliśmy, jednak gdy w styczniu poszedł do stałej pracy na etat przestał dawać mi pieniądze na życie, były to kwoty 200zł na miesiąc nie więcej i to jeszcze z gardła wyciągane, tłumaczyłam mu że tak nie może być, że mamy dzieci, wynajęte mieszkanie i ja sama nie jestem w stanie tego utrzymać przy takiej pomocy z jego strony. Nie docierało do niego nic, znowu był nieobecny i nie chciał wogóle ze mną rozmawiać wypominając mi że ja tylko o pieniądzach myślę. Tłumaczyłam mu że oboje jesteśmy zobowiązani do utrzymywania rodziny a on to wszystko zwala na mnie i jeszcze się dziwi że oczekuję od niego aby łożył na rodzinę. Taka sytuacja trwała do maja tego roku kiedy to okazało się ze jego kolega któremu wziąl nie mały kredyt przestał go spłacać i wyjechał za granicę, mąż ten fakt przede mną ukrywał ale rat nie płacił. W czerwcu kiedy to po kolejnej wypłacie męża nie mogłam się doprosić od niego pieniędzy na opłaty nie wytrzymałam i kazałam mu się wyprowadzić. I tu zaczęło się moje piekło. Myślałam że jak pobędziemy bez siebie kilka dni (wyprowadził się do swoich rodziców) to przemyśli to wszystko i zastanowi się nad swoim postępowaniem, powiedziałam też teściowej jaka jest sytuacja i poprosiłam ją żeby jakoś na niego wpłynęła ale jakież było moje zaskoczenie kiedy okazało się ze mój mąż przestał wogóle interesować się rodziną, bawił się w najlepsze a o rozmowie ze mną to nie chciał nawet słyszeć. Kilka dni zamieniło się w tygodnie, ja płakałam w poduszkę, nie spałam nie jadłam, miałam na głowie dzieci, pracę i długi za mieszkanie z ktorymi zostałam a mój mąż żył sobie wygodnie u mamusi pod skrzydłem. Poszłam z nim porozmawiać, zostałam potraktowana jak śmieć, on śmiał mi się w twarz, powtarzał że już nie chce ze mną być że nic go nie obchodzę i żebym sobie radziła i dała mu święty spokój bo on zaczyna życie na nowo. Wtedy nie wiedziałam jeszcze że już całe dnie pisze i dzwoni z tą naszą znajomą. Wróciłam do domu załamana, popadłam w depresję, modliłam się do Boga o siłe żeby to przetrwać, żeby on się opamiętał.. Minęły 2 tygodnie, byłam cieniem siebie. On zaczął robić jakieś kroki aby wrócić do domu, porozmawialiśmy i ustaliliśmy że wraca. Cieszyłam się ze wreszcie zaczniemy żyć jak normalna rodzina, że oboje przemyśleliśmy sobie wszystko i zaczniemy od nowa. W tym czasie kiedy wrócił wyszły na jaw rzeczy które ukrywał - pisma przed komornicze wzywające do zapłaty zaległych rat, długi które narobił będąc u rodziców a na końcu ta nieszczęsna zdrada.. Pożyczyłam pieniądze od koleżanki żeby uchronić nas przed komornikiem, załatwiliśmy restrukturyzację tego kredytu. Poprosiłam go żeby powiedział mi cała prawdę o tych długach i o wszystkim tym czego nie wiem żeby nie było żadnych niespodzianek skoro mamy zacząć z czystą kartą. Powiedział a ja byłam przerażona na co on te pieniądze popożyczał, przecież nie dawał mi przez te 2 miesiące żądnych pieniędzy! Ale ok doceniłam szczerość. Któregoś pięknego dnia znalazłam w jego plecaku 2 prezerwatywy.. Przeżyłam szok! Na moje pytanie w jakim celu tam były padła odpowiedź że zarty w pracy sobie robili, potem jak w to nie uwierzyłam, powiedział że kupił dla nas ale nie wyjął i tysiąc innych chorych wymówek.. Nie mogłam uwierzyć że to zrobił:( Zaczęłam węszyć i dorwałam się do jego bilingów. Mówiły wszystko! Tysiące połączeń i smsów pod jeden numer, jeszcze w czasie przed wyprowadzką. Płakałam i nie mogłam uwierzyć. Wypierał się jeszcze przez jakiś czas aż do momentu kiedy powiedziałam mu że albo mi powie prawdę jak było z tymi prezerwatywami albo może się pakować i nie mamy o czym rozmawiać. PRZYZNAŁ SIĘ ŻE PRZESPAŁ SIĘ Z NIĄ U RODZICÓW W DOMU W CZASIE KIEDY TAM MIESZKAŁ BO MYŚLAŁ ŻE JUŻ DO MNIE NIE WRÓCI NO I ŻE BYŁ NA MNIE ZŁY O TO ŻE GO WYRZUCIŁAM Z DOMU. ŻE NIE CHCIAŁ MI TEGO MÓWIĆ BO WIEDZIAŁ JAK TO MNIE ZABOLI. Boże zamurowało mnie to. Rozwalił odprawę bo był na mnie zły, zdradził bo był na mnie zły.. Kiedy mi to powiedział wyszłam bez słowa z domu do monopolowego kupiłam pół litra wódki i colę. Wróciłam usiadłam w kuchni przy stole i zaczęłam pić. bez słowa. On mi odradzał, mówiąc że będę się czuła jeszcze gorzej, że to przerabiał (jego też kiedyś zdradziła dziewczyna z którą był 5 lat) a ja mu powiedziałam że albo usiądzie i napije ze mną albo niech wyjdzie i mi nie zrzędzi. Usiadł ale nie pił. Nie krzyczałam, nie tłukłam talerzy.. byłam jak w transie, nie mogłam uwierzyć że on jest do tego zdolny. Było między nami źle ale mnie przez ten czas nawet do głowy takie rzeczy nie przyszły żeby go zdradzić a on.. ten który zawsze powtarzał, że brzydzi sie zdrady, że nigdy by tego nie zrobił bo wie jak to boli.. a pytałam go czy mnie zdradził to właśnie to mi odpowiedział że nigdy bo wie jaki to ból i krzywda..
Od tamtej pory jesteśmy nadal razem, zakończył definitywnie znajomość z tą kobietą, zaczął się naprawdę starać, dużo rozmawiamy ze sobą.. ale we mnie siedzi ogromny ból i żal.. Staram się jak mogę nie wracać do tego tematu ale to mnie gnębi. Tyle jest tych jego błędów w naszym życiu - długi, kłamstwa, zdrada.. Zastanawiam się czy to ma sens? Czy ja dam radę mu zaufać po tym wszystkim? Jestem na lekach antydepresyjnych, tak mnie to wszystko dobiło.. Chciałabym żeby nasze małżeństwo to przetrwało ale boję się że minie trochę czasu, on zapomni i znowu jak coś będzie nie tak poszuka sobie pocieszenia albo odstawi jakiegoś babola w postaci długów.. Długi ten mój post, ale jaka to ulga wyrzucić to wszystko z siebie. Jak Wy to widzicie? Jest sens walczyć? Czy on naprawdę zrozumiał jaką krzywdę nam wyrządził? Jak ja mam się zachowywać? Co robić?