Cześć. Dojrzałam do stwierdzenia faktu, że mam problem. Zastanawiam się nad ruszeniem oszczędności i wydaniu ich na pomoc psychologiczną/psychiatryczną, bo zaczynam myśleć, że bez tego się nie obejdzie.
Problem ten polega na tym, że niestety do dziś nie pogodziłam się z faktem rozstania z mężczyzną (przed nim było dwóch innych, a zakończenie tamtych związków nie umywa się do tego, co przechodzę teraz). Pierwszą rzeczą jest to, że naprawdę go kochałam. Drugą, że niestety ale sporo zawiniłam, stąd rozstanie (oczywiście teraz można gdybać "co by było gdyby", ale i tak ta myśl nie pomaga).
Staram się znajdować sobie zajęcia. Szczęśliwie dzięki pracy i innym obowiązkom nie mam wiele czasu na myślenie, ale poranki czy wieczory bywają złe. Potrafi mnie dopaść nagle paraliżująca myśl (robi mi się wtedy słabo, boli brzuch, jest mi mdło). Ta myśl to np. to, że on pozna kogoś, w kim zakocha się po uszy (co jest przecież tylko kwestią czasu). Ta dziewczyna będzie piękna, inteligentna, i zabawna, i będzie miała wszystko to, co ja mogłam mieć. W weekendy zastanawiam się co robi, i z kim. Może już ją poznał? Jest inteligentny i przystojny, więc ma powodzenie.
Wiem, że to bardzo irracjonalne, i że nie powinnam o tym myśleć, ale to jest silniejsze ode mnie. Mogę być pochłonięta żmudną pracą, żeby w pewnym momencie dopadła mnie myśl tego typu...
Czy ze mną może być coś nie tak?