Temat mam nadzieję będzie ciekawy i powinien sprostać gustom szanownych Forumowiczów (i Forumowiczek oczywiście ).
Pragnę bowiem opowiedzieć w nim o rzeczach, które w powszechnej świadomości albo nie istnieją, albo zostały zapomniane i kurz niepamięci przykrył je grubą warstwą. Są to rzeczy o których nie mówi się na lekcjach historii (mało tego ogromna większość zawodowych historyków nie ma o tym pojęcia).
Któż bowiem słyszał o bojowym wykorzystywaniu delfinów...w armii napoleońskiej, o największym wrogu Napoleona, którym był/a...kobieta, co to chciała zostać jego "maîtresse-en-titre", czy w starożytnym Rzymie istniały...organizacje feministyczne? Któż wie jaki naród chciał stworzyć na ziemiach polskich - swoje odrębne państwo (odrębne od Rosji i Niemiec)? Które kobiece ciało zajmowało czas i myśli...Mikołaja Kopernika (bynajmniej nie niebieskie), dlaczego starożytne Rzymianki tak rzadko zachodziły w ciążę (nie znając ni kondomów, ni pigułek antykoncepcyjnych). Czy w polskiej armii w czasie wojny z bolszewikami 1920 i później, służyły kobiety, przebrane za mężczyzn (i występujące pod męskimi imionami, oraz całkowicie "ucharakteryzowane" na męską modłę), których tożsamości długo po wojnie nie wykryto? Czy polska elita polityczno-wojskowo-intelektualna II RP, była bardziej "wyzwolona" (również seksualnie), od dzieci-kwiatów z lat 60-tych? Co łączyło Napoleona z Kopernikiem, kto czuwał nad "helleńską moralnością" w dobie Imperium Romanum i rzymskiej okupacji Grecji? Która władczyni nakazała publicznie zgwałcić jedną ze swych dam dworu (gdy odmówiła udziału w orgii dnia poprzedniego), oświadczając przy tym: "Nieważne jak kobieta jest wykształcona, ważne by wiedziała do czego służy jej ciało i potrafiła dogodzić mężczyźnie" (jako dowód dla feministek, które twierdzą że kobieta u władzy jest łagodniejsza i "mniej agresywna" od mężczyzn), a także czy Napoleon oszukał Polaków? - oraz wiele (naprawdę wiele), innych ciekawostek, o których albo się nie pamięta, albo...w ogóle nie wie że coś takiego realnie istniało.
Gros tych informacji dotyczyć będzie epoki napoleońskiej, ale...również i starożytności, i czasów nam bliższych, bardziej współczesnych. Mam nadzieję że owe wiadomości okażą się ciekawe, a może nawet przydatne. W każdym razie postaram się Was wszystkich...nie zanudzić .
Opowieść I
OPOWIEŚĆ O "KOPCIUSZKU" - czyli "Polskie kochanie we francuskim kepi, każda z nas miała swego księcia Pepi".
https://www.youtube.com/watch?v=6PsqD-LNTBk
CZŁOWIEK KTÓRY BYŁ NAJPIĘKNIEJSZĄ WŁADZĄ JAKĄ ZNAM
Honore Balzac
Napoleon mawiał iż: "Każdy żołnierz francuski nosi w plecaku buławę marszałka Francji", nie były to jednak słowa, rzucane na wiatr. Oto jak wyglądał przekrój społeczny wśród marszałków napoleońskiej Wielkiej Armii (niespotykany w innych wojskach w tym okresie):
Louis Alexandre Berthier - syn inżyniera.
Joachim Murat - syn oberżysty (późniejszy król Neapolu).
Adrien Jeannot de Moncey - syn adwokata.
Jean-Baptiste Jourdan - syn lekarza.
André Masséna - syn garbarza.
Pierre François Charles Augereau - syn murarza.
Jean Baptiste Jules Bernadotte - syn adwokata (późniejszy król Szwecji jako Karol XIV Jan, którego potomkowie panują po dziś dzień na tamtejszym tronie, zaś obecną następczynią swego ojca Karola XVI Gustawa, jest księżniczka Wiktoria Bernadotte).
Nicolas Jean de Dieu Soult - syn adwokata.
Wilhelm Maria Anna Brune - syn adwokata.
Jean Lannes - syn rolnika.
Édouard Adolphe Casimir Joseph Mortier - syn rolnika.
Michel Ney - syn bednarza.
Louis Nicolas Davout - syn oficera.
Jean-Baptiste Bessi?res - syn lekarza.
ITD.
Dla tych ludzi, wywodzących się w większości "z ludu", pochodzenie, czy brak majętności nie stanowił większej ujmy na honorze człowieka. O człowieku bowiem mówiły jego czyny. Tym też można by było tłumaczyć łut szczęścia, jaki spadł na polskie panny (których rodziny straciły lub nie posiadały ani majątku, ani wielkich wpływów), po wejściu francuskich wojsk na ziemie polskie na przełomie 1806-1807r.
Jedną z nich była prześliczna panna Emilia Łucja Parys, wywodząca się ze szlachetnego, ale już wówczas ubogiego rodu Parysów. Tę piętnastoletnią pannicę wszyscy jej krewni, jak również ewentualni kandydaci do jej ręki, omijali wielkim łukiem. Na balach, na które zapraszano ją trochę z litości, przez wzgląd na pamięć o bohaterskich czynach jej przodków (wśród których w XVI i XVII wieku nie brakowało senatorów), zawsze jednak siedziała sama, w kąciku i nikt nie odważył się do niej podejść. Powód? Pomimo powalającej urody była biedna jak mysz kościelna. Bywalczyni ówczesnych salonów - Anna Nakwaska (żona prefekta departamentu warszawskiego), tak opisała ową dziewczynę: "Tak ubożuchna że się z bogatych koligatów żaden do niej nie przyznawał, nikt nie chciał jej w świat wprowadzić (...) Był to (...) fiołek w trawie ukryty".
Aż pewnego wieczoru na bal ( z okazji urodzin księcia warszawskiego i króla saskiego - Fryderyka Augusta - 23 grudnia 1807r.), przyjechał "królewicz". Był nim 36-letni generał Charles-Antoine-Alexis Morand, już wówczas francuski "bohater narodowy", którego uderzenie na Prusaków (67 tys.), w bitwie pod Auerstaed 14 października 1806r., (on dysponował jedynie jedną dywizją wysłaną przez przegrywających już w tym starciu Francuzów pod marszałkiem Davotem, liczących zaledwie 26 tys.), było niczym cios maczetą w głowę. Bitwa został wygrana z oszałamiającym skutkiem. Na placu boju legło 27 tys. zabitych i rannych nieprzyjaciół (w tym sam pruski wódz naczelny książę Brunszwicki), a 18 tys. dostało się do niewoli. Swój militarny talent pokazał również w innych bitwach, m.in: pod Friedlandem. Po tych wyczynach stał się nie tylko jeszcze majętniejszy niż dotychczas, ale także opromieniony sławą "nieśmiertelnego".
Morand przyjechał na bal, powitał przyjaciół (m.in: księcia Pepi, czyli Józefa Poniatowskiego), ukłonił się przed lożą książęcą i przez chwilę przypatrywał się tańczącym parom. Nie tańczył zbyt dobrze, dlatego wolał unikać "pląsów". Znudzony już kierował się do wyjścia, gdy nagle...olśnienie, w jednym rogu sali ujrzał przepiękną blondyneczkę. Natychmiast też poprosił księcia Józefa Poniatowskiego, by ich ze sobą zapoznał, a potem tańczył z nią i tylko z nią cały wieczór, budząc zazdrosne spojrzenia lepiej sytuowanych polskich panien. Ta historia to prawdziwa opowieść o kopciuszku i księciu z bajki - dosłownie. Okazało się bowiem że w pewnym momencie dziewczyna nagle zniknęła. Morand szukał jej jak oszalały, jednak nikt nie wiedział gdzie się podziała. Myśląc o niej nie zmrużył oka tej nocy, zaś w dniu następnym pod dom jej rodziców zajechała przepiękna kareta eskortowana przez francuskich kirasjerów. Sam Morand, przystrojony w swój mundur galowy i przepasany wstęgą Legii Honorowej prosił jej rodziców o rękę dziewczyny. Po jednym dniu znajomości, a właściwie po kilku godzinach.
Taka partia była czymś wymarzonym dla dziewczyny, dlatego też powiedziała tak. Natychmiast po zaręczynach Morand przepisał na żonę całą swą majętność w Westfalii (ziemię, pałac i kilka dworków). Odtąd młoda Parysówna, której wcześniej unikano jak ognia już w kilka dni po oświadczynach nie mogła obejść się od lizusów, którzy wychwalali jej urodę, cnotę i inne walory, prosząc jednocześnie by o nich pamiętała. Taka to była historia napoleonika - jak z bajki o kopciuszku który spotkał księcia. Szczęście chadza przeróżnymi ścieżkami.
CDN.
"Stara Francja opluła się i zhańbiła, przypatrując się z podłą bezczynnością zagładzie takiego królestwa, jak Polska. Polacy byli zawsze przyjaciółmi Francji i ja biorę na siebie obowiązek ich pomszczenia. Dopóki Polska nie zostanie odbudowana, nie będzie trwałego pokoju w Europie. Cierpliwości!".
Napoleon Bonaparte (zdanie to zacytował w swych pamiętnikach osobisty sekretarz Napoleona - Bourrienne)
https://www.youtube.com/watch?v=24LavAaDhrA
"Całuję Twoje piersi, usta moje wędrują niżej, coraz niżej, o wiele niżej..."
fragment jednego z listów Napoleona Bonaparte do Józefiny de Beauharnais, pisanych z Mediolanu, latem i jesienią 1796r., podczas kampanii włoskiej.
"Pędzę na złamanie karku, by ujrzeć Cię jak najprędzej (...) Kładę się spać z sercem wypełnionym twym cudownym obrazem (...) Jakiż byłbym szczęśliwy mogąc asystować, gdy się rozbierasz (...) Całuję Twoje usta, oczy, piersi, wszystko, wszystko"
fragmenty listu Napoleona Bonaparte pisanego do Józefiny de Beauharnais 17 stycznia 1797r., dwa dni po swym zwycięstwie pod Rivoli, definitywnie unicestwiającym austriacką armię i pozwalającym Francji opanować całe północne Włochy.
"Mój mąż nie kocha mnie, on mnie obdarza czcią boską. Sądzę, że oszalał"
Józefina de Beauharnais w liście do przyjaciółki z 1797r.
"Baśń Napoleońska przypomina mi objawienie św. Jana: każdy czuje, że coś w nim tkwi, tylko nie wie co"
JOHANN WOLFGANG GOETHE
I jak tu nie zakochać się w Napoleonie? Skoro ulegały i ulegają po dziś dzień Jego urokowi rzesze ludzi na całym świecie (ostatnio czytałem że nawet w Japonii). Nie zabrakło w tym gronie także i Anglików, z lordem Byronem na czele. Ów późniejszy piewca niepodległości Grecji, wygłaszał peany na angielskich salonach właśnie na cześć owego Korsykanina. Ale nie tylko on wśród Anglików był miłośnikiem Cesarza. Niewielu wie, że do tego grona należał także Charlie Chaplin (posiadał on dużą kolekcję pamiątek po Napoleonie), oraz angielski pisarz Anthony Huigess, który w swych pracach porównywał Napoleona z...Jezusem.
Ale nie tylko owi sławni Anglicy wyrażali się o Napoleonie z głębokim szacunkiem i nieskrywanym podziwem, okazało się bowiem że tak samo czynili także...zwykli mieszkańcy Wyspy. Również na "prostych" Anglików zaczęła działać magia Cesarza, nie stało się to oczywiście w czasach, gdy Napoleon wygrywał bitwy, wyzwalał i tworzył narody, czy usuwał z tronów stare dynastie. Stało się to dopiero wówczas, gdy Napoleon nie był w stanie już zagrozić gospodarce Zjednoczonego Królestwa, gdy został uwięziony i odosobniony na Św. Helenie. Właśnie wówczas zaczęło zmieniać się nastawienie Anglików do "korsykańskiego potwora".
Angielskie władze z niepokojem odnotowywały przejawy bezinteresownego poparcia dla Napoleona, wśród angielskiego ludu. Wciąż też z Anglii słano paczki na Św. Helenę. Najgroźniejsze okazało się jednak coraz silniejsze poczucie żalu, jaki Anglicy odczuwali do osoby pokonanego i zamkniętego na maleńkiej wyspie Cesarza. Rząd odnotowywał takie przypadki ze zgrozą. Prawdopodobnie to właśnie wówczas zapadła decyzja że "należy zakończyć ten rozdział". W każdym razie nie ulega żadnej wątpliwości że Napoleon był stopniowo podtruwany, i że w ten proceder zaangażowany był gubernator wyspy Hudson Lowe. Co tu dużo mówić, zmiana nastawienia angielskiego społeczeństwa, co do osoby Napoleona, była próbą zadośćuczynienia temu, do czego doprowadził ich rząd. Uznano bowiem że to co uczyniła Anglia (i wspierające ją kraje ancient regime'u, z burbońskimi błaznami na czele), to zwykle pospolite kur...wo (mówiąc łagodnie).
Zgnojono i upokorzono porządnego człowieka
Nie było w ówczesnej Europie człowieka (wśród decydentów wydarzeń politycznych), który bardziej pragnąłby pokoju niż Napoleon. Któż dziś bowiem wie, że Cesarz przed każdą kolejną bitwą mówił do swych generałów: "Ta bitwa przyniesie trwały pokój". Tak, właśnie On nie pragnął niczego tak bardzo jak pokoju, jednak nie było mu dane tego doświadczyć. Anglia czyniła wszystko, by po każdej kolejnej zwycięskiej kampanii napoleońskiej, raz jeszcze odbudować koalicję przeciw "korsykańskiemu potworowi", jak nazywano Cesarza na łamach angielskiej prasy i na arystokratycznych salonach Londynu.
Napoleon sprawował władzę łącznie (jako Konsul i Cesarz), przez piętnaście lat, z czego na lata pokoju (gdy Francja nie wojowała zupełnie z żadnym z wrogich jej państw), przypadało niecałe 14 miesięcy (25 marca 1802r. - 18 maja 1803r.). Pokój złamali Anglicy zatrzymując wszystkie stacjonujące w angielskich portach francuskie statki handlowe, oraz rekwirując znajdujące się na nich towary. Napoleon był więc zmuszony w dniu 18 maja wypowiedzieć pokój zawarty z Anglią w Amiens (25 marca 1802r.).
Cesarz tylko raz sam wypowiedział wojnę drugiemu państwu, uczynił to w obronie Polski wypowiadając wojnę Rosji 22 czerwca 1812r. Wcześniej nigdy, ale to NIGDY nie wypowiedział wojny żadnemu państwu, inne kraje (za angielskie pieniądze), wypowiadały wojny Jemu samemu. Dziś gdy patrzymy na to jak przeróżni cwaniacy, złodzieje i przestępcy wychodzą na wolność, gdy zwykły człowiek nic nie znaczy w konfrontacji z aparatem urzędniczym, gdy żądzą nami dyletanci, karierowicze i "trampkarze", którzy prowadzą kraj (z uśmiechem na ustach), po równi pochyłej ku całkowitej katastrofie - nie sposób nie tęsknic do Napoleona czy do Marszałka Piłsudskiego. Ale sama tęsknota nie wystarczy.
Wszędzie tam, gdzie nie nastąpiło moralne odrodzenie ducha, wszędzie tam mamy u władzy wszelakie plugastwo bez honoru z nadzieją na szybkie "nachapanie się" i byle dalej, bo nie wiadomo kto będzie rządził za pół roku. Zawsze takie kur...wo polityczne brzydziło mnie, brzydziło do głębi. Najważniejsza jest prawda i tylko prawda, a zgnoić można każdego (co dało się zauważyć ostatnio w próbach zdyskredytowania osoby Witolda Pileckiego), bez względu na powód, w myśl zasady "jak chcesz uderzyć psa, kij sam się znajdzie".
Dziś nie ma już autorytetów (te są tworzone "na gorąco", w zależności od zapotrzebowania politycznego na daną chwilę. Błyszczą przez "pięć minut", a potem się je chowa, niczym papierowe kukiełki - pajacyki i błazny).
Dziś liczy się tylko pieniądz, człowiek niemajętny (czyli tzw.: "obywatel", trafniej byłoby powiedzieć jednak - PODDANY), jest jedynie przeszkodą. Najlepiej by przestał mówić i myśleć, by nie widział indolencji rządu w praktycznie każdej dziedzinie życia. Ci ludzie, których obowiązkiem jest czuwać nad naszym bezpieczeństwem i chronić nasze interesy - myślą jedynie jak wyszarpnąć z naszych kieszeni kolejne złocisze. Od fotoradarów i nowych testów na prawo jazdy, po wynoszenie pod niebiosy lekarza-łapownika, i wybielanie jego czynów.
Jak można pytam się propagować takie cechy w społeczeństwie jak korupcja, inwigilacja a nawet nędza (jakiś czas temu gazeta wyborcza - (celowo z małych liter), napisała iż grzebiąc w śmietnikach można się całkiem przyzwoicie najeść). Czy tak ma wyglądać "Zielona Wyspa" pana premiera Tuska? A może owa wyspa ma twarz pana posła Stefana Niesiołowskiego, który będąc człowiekiem prawym, uczciwym, prawdomównym, straszy Marcina Mellera sądem za powiedzenie "oczywistej prawdy", której nie można było usłyszeć w naszych "codziennych, domowych" mediach. O co mianowicie chodzi? Jakiś czas temu Meller napisał na swoim profilu na Facebooku, komentując utwór "Ona tańczy dla mnie", cytuję: "A sam utwór chodzi za mną jak swego czasu Stefan Niesiołowski za Jarosławem Kaczyńskim, żeby ten go łaskawie przyjął do PiS. Ale się nim brzydzę! Utworem, znaczy się". Pan poseł ponownie dał nam przykład prawdomówności i kultury wysławiania się. Nie mam ochoty dłużej rozwodzić się jednak nad miernotami i błaznami - nie jest to cel mojego postu.
Moim celem jest zastanowienie się nad zmuszaniem nas (na różne wyrafinowane i zawoalowane sposoby), byśmy przestali myśleć. Wówczas każde kłamstwo może stać się prawdą (jak twierdził Joseph Goebbels - minister propagandy III Rzeszy), każda nieprawda może zostać pokazana jak atak na pianistę, któremu skuto ręce (sprawa doktora G.). Nie mają znaczenia zarzuty, to się nie liczy, liczy się dziadostwo polityczne. Takie działania nie są nowe, lecz obecnie przybrały karykaturalne formy.
Dlaczego mamy przestać myśleć? Otóż dlatego że i tak nie potrafimy tego czynić, inni lepsi, mądrzejsi od nas wiedzą nie tylko doskonale co nam potrzeba (szczególnie starają się uwolnić nas od naszych pieniędzy, tworząc absurdalne przepisy i chaos prawny, w którym tylko oni czują się jak ryby w wodzie). Owi nasi "mistrzowie" są jednocześnie naszymi przewodnikami w tym pełnym wszelakich pułapek, okrutnym świecie. My zaś jako ci ślepcy podążamy za ich wolą i przykładem. Tak to wygląda w ich chorym mniemaniu.
Już Lenin stwierdził iż: "Ludzie nie potrzebują wolności. Wolność jest jedną z form burżuazyjnej dyktatury. W państwie godnym tego miana nie ma miejsca na wolność. Lud chce sprawować władzę, lecz cóż zrobiłby, gdyby mu ją dano?" - ciekawe stwierdzenie prawda? To nie lud ma rządzić, lecz jego wybrańcy, którzy z czasem samorzutnie ogłosili się jego przewodnikami i panami (losu, życia i śmierci). Ale mam jeszcze ciekawsze stwierdzenie, wypowiedziane przez równie miłującego pokój i kochającego swój lud przywódcy - Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego, potocznie zwanego Stalinem. Ów pan w 1935r., wprowadził nowe prawo karne, na mocy którego przed sądem mogły stawać także dziesięcioletnie dzieci. Mogły być (i były), torturowane podobnie jak dorośli, oraz wysyłane do gułagów i sierocińców (które były prawdziwym piekłem na ziemi). Te dzieci można było nawet oskarżyć o najbardziej absurdalne przestępstwa, jak choćby o to iż są: "kontrrewolucyjnymi, faszystowskimi terrorystami", trockistami, szpiegami, zarzut nie miał znaczenia - wpisać można było dosłownie wszystko - po potwornych torturach ludzie (a szczególnie dzieci), przyznawali się do wszystkiego, byle tylko skrócić cierpienie.
Jak więc ma brzmieć w naszych ustach odpowiedź Stalina, gdy zapytano go czym zawiniły dzieci skazane na śmierć? Odpowiedział po prostu: "Są wolnomyślicielami, ot co". Nic dziwnego że wkrótce pojawił się dowcip opisujący "miłość Ojca-Stalina do radzieckich dzieci", a brzmiał on tak: "Nauczyciel pyta jednego ze swych wychowanków: Kto jest twoim ojcem? - Dziecko odpowiada: - Towarzysz Stalin. - A kto jest twoją matką? - Sowiecka ojczyzna - mówi dziecko. - A kim chciałbyś zostać? - pyta nauczyciel. Dziecko bez namysłu odpowiada: - Sierotą". No cóż, taki był właśnie sowiecki raj i jego główny batiuszka. Cóż się jednak dziwić stosunkowi Stalina do dzieci, skoro ten chodził tylko w dużych sapogach. Pozwalały mu one często kopać do krwi jego synów - starszego Jakowa (który dostał się do niewoli niemieckiej i którego poświęcił nie chcąc wymienić go za feldmarszałka Friedricha Paulusa, gdy zaś ten jeszcze przed wojną, próbował popełnić samobójstwo, i gdy dowiedział się o tym Stalin, jedynie cynicznie wykrzyknął: "Ha, nawet strzelać celnie nie potrafi"), i młodszego Wasilija, którego "W domu rzucał na podłogę i kopał ciężkimi buciorami", jak pisała po latach zbiegła na Zachód - jedyna córka Stalina (a siostra Jakowa i Wasilija) - Swietłana.
O poczynaniach prawej ręki Stalina - Ławrientija Berii też można by pisać ogromne wypracowania, wystarczy powiedzieć iż na jego polecenie NKWD wyszukiwało i porywało piękne kobiety, które były mu dostarczane i przechodziły niekiedy kilkunastotygodniowe regularne gwałty, zamykane na klucz i wypuszczane jedynie w celu zaspokojenia chorych popędów szefa NKWD. Mało tego, gdy odbywały się dni kultury fizycznej w Moskwie i gdy zjechali się do rosyjskiej stolicy sportowcy z całego Związku Sowieckiego, ten zażądał bezczelnie od władz Partii, by "mógł sobie coś wybrać spośród dziewcząt przybyłych do stolicy".
Dlaczego jednak doszło do powstania tych krwawych reżimów, które pochłonęły miliony istot ludzkich? Odpowiedź jest prosta, ponieważ ludzie na to przyzwolili, a przyzwolili na to bo zostali poddani specjalnej propagandowej obróbce, która zabiła w nich myślenie, stali się więc maszynami systemu, nie ludźmi lecz tworzywem który się obrabia, a gdy przestaje być potrzebny - po prostu się go odrzuca, likwiduje.
Dlatego tak ważne jest byśmy potrafili myśleć, byśmy nie dali sobie zabić w nas tej umiejętności.
"Nazwa i forma rządu są bez znaczenia. Ważne jest żeby obywatele byli równi wobec prawa, żeby sprawiedliwość była sprawiedliwie egzekwowana, nie może być półsprawiedliwości - sprawiedliwość jest niepodzielna"
NAPOLEON BONAPARTE
NAPOLEON to nie tylko imię konkretnego człowieka, to idea wolności, braterstwa i niezależności - idea człowieczeństwa. Może właśnie dlatego kochały (i wciąż kochają), go miliony ludzi na całym świecie, od najbiedniejszych, którzy zawdzięczali mu nie tylko wprowadzenie prawdziwej praworządności i sprawiedliwości (Kodeks Napoleona), i którzy długo po jego upadku, wchodząc do tawern - zamawiali o jedno piwo więcej niż było biesiadników. Gdy karczmarz pytał dla kogo to dodatkowe piwo, odpowiadali ze zdziwieniem, jakby było to coś oczywistego - DLA CESARZA.
Kochali go również i wielcy humaniści pisarze i twórcy epoki (i nie płacił im za to jak czyniła np. caryca Katarzyna II w Rosji), tacy jak George Byron (jeden z największych angielskich poetów i dramaturgów romantyzmu), Johann Wolfgang Goethe (najwybitniejszy niemiecki poeta romantyczny - po prostu mistrz w swoim fachu), Friedrich Schiller (twórca "Ody do radości" - hymnu UE), Sándor Petőfi (poeta węgierski, uczestnik antyhabsburskiego powstania 1848r.), Michaił Lermontow (jeden z najwybitniejszych rosyjskich poetów romantycznych), Aleksander Puszkin (najwybitniejszy przedstawiciel rosyjskiego romantyzmu), Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Zygmunt Krasiński i wielu, wielu innych...
"Zadaniem rządzących jest prawidłowe administrowanie tudzież krzewienie gospodarki, kultury, nauki, moralności, sprawiedliwości i dobrobytu"
NAPOLEON BONAPARTE
Powrót NAPOLEONA z Elby do Francji 1 marca 1815r. Wysyłane przeciw Niemu francuskie oddziały wojskowe gremialnie porzucały zainstalowanych w Paryżu, przez wrogie państwa koalicji antynapoleońskiej - burbońskich błaznów i przyłączały się do "swojego Cesarza". Bowiem jak pisał Kazimierz Brodziński: "Nie chce mi się zmieścić we łbie - że nasz wódz skończył na Elbie". Drogę Cesarzowi na Paryż zagrodzili żołnierze 5 pułku piechoty, którzy na rozkaz swego dowódcy wymierzyli swe karabiny w niewielkie siły, z którymi przypłynął z Elby Bonaparte. Cesarz widząc wahanie żołnierzy, podszedł do nich powolnym krokiem. Żołnierze ci dobrze pamiętali bitwy i kampanie, które wspólnie odbyli pod Jego dowództwem i zwycięstwa którymi opromieniły się ich sztandary dzięki Jego geniuszowi. Bonaparte przemówił: "Żołnierze piątego pułku, czy mnie poznajecie? To ja wasz cesarz, jeśli chcecie strzelać do swego cesarza - to strzelajcie!" Na te słowa żołnierze z płaczem ruszyli ku swemu wodzowi. Upadli do Jego stóp i szlochali niczym małe dzieci. Zerwano białe burbońskie kokardy i wyciągnięto trójkolorowe napoleońskie barwy. Następnie sytuacja się powtarzała, gdziekolwiek oficerowie próbowali zmotywować żołnierzy do walki z "korsykańskim tyranem", napotykali w najlepszym przypadku - mur obojętności, bowiem na ponawiane przez nich okrzyki: "niech żyje król" - nikt nie odpowiadał - panowała wśród żołnierzy zupełna cisza. Tak też Bonaparte odwojował Francję, gdyż dla tych ludzi był nie tylko Cesarzem, był królem serc, umiłowanym władcą i pogromcą burbońskich kukiełek. Generał Pierre Cambronne użył słowa "gówno", w czasie bitwy pod Waterloo, jako odpowiedź na angielskie propozycje złożenia broni ostatniej gwardii napoleońskiej.
Powrót cesarza Napoleona z Elby do Paryża - do pałacu Tuileries - 20 marca 1815r. Wcześniej nocą 19 marca, nie powiadamiając nawet o tym swoich ministrów, Ludwik XVIII uciekł z Paryża do Belgii. W czasie podróży ktoś ukradł mu walizę. "Najbardziej mi żal - zwierzał się król Macdonaldowi - domowych pantofli, były świetnie dopasowane do moich stóp".
Mam nadzieję że moje tłumaczenie z francuskiego jest "odpowiednich lotów".
(tłumaczenie)
"Sire, błagam schroń się za swoich żołnierzy i pozwól mi z nimi pomówić"
"Z bronią w ręku chcesz rozmawiać? Schowaj ją Cambronne"
"Ależ sire. Ach gówno!"
"Słucham?"
"Nie nic"
"To piąty pułk liniowy pod dowództwem marszałka Neya"
1:08 - "Żołnierze przygotować broń"
1:26 - "Żołnierze, do nogi broń. Marszałku Ney i żołnierze piątego pułku - jestem waszym cesarzem"
"Na moją komendę - ognia!...Podoficerowie, rozkazuję spisać nazwiska tych którzy nie strzelili - zostaną rozstrzelani za bunt, niech zastąpią ich inni"
"Żołnierze, jeśli jest wśród was ktoś, kto chce zabić swego cesarza - oto jestem...
...Co tak wolno Ney, kiedyś pierwszy przybiegałeś po rozkazy. Zatrzymaj szablę głupcze, by bronić nią swego cesarza"
"Masz rację sire, do Paryża jeszcze długa droga. Oficerowie formować kolumnę czwórkami, bębny na czele - i wyrzucić te szmaty - trójkolorowe sztandary albo nic!"
https://www.youtube.com/watch?v=AAHHkF7VbCY