Cześć! W niedzielę poszłam do kina na "Wilka z Wall Street", spodziewając się dobrego filmu, jak to po Scorcese, ale ten przeszedł moje najśmielsze oczekiwania :-)! Jak wam się podobał Wilk? Które sceny zrobiły na was największe wrażenie? Która kreacja aktorska podobała Wam się najbardziej?
Scena czołgania się po cytrynkach i późniejsza walka o telefon zakończona ratowaniem przed udławieniem.
Mnie film leciutko jednak zmęczył, ale o dziwo - oglądałam go z mamą, która mimo latających wszędzie bluzgów, że o seksie i prochach nie wspomnę, jest filmem zachwycona i uważa, że Leosiowi Oskar się należy jak psu buda. ^^
Mnie w ogóle śmieszą mocno teksty, że film gloryfikuje oszusta. Durni purytańscy Amerykanie. Zwyczajnie Scorsese pokazał jak było - najpierw cudownie i glamour, ale wszystko to prowadzi do "pięknej katastrofy". Już serio po tylu latach mogliby przywyknąć, że ten reżyser raczej nie robi duszoszczypatielnych filmów pod publiczkę i ku pokrzepieniu serc.
Oglądałaś Wilka z mamą )) woow, ja bym się chyba nie odważyła;) Chociaż! Moi rodziciele już nie raz mnie zaskoczyli
oj scena w Country Clubie cud miód, czy ta z Markiem Hanną w restauracji.. Na prawdę, dawno nie oglądałam filmu, który najchętniej od razu obejrzałabym drugi raz. Fakt, że długi, ale Spaß był
!
Za scenę w restauracji Matthew McConaughey zasługuje na Oscara. Wszyscy zagrali w tym filmie świetnie. O Leosiu nawet nie ma co wspominać, był genialny.
Pamiętne sceny: rozmowa z agentem FBI, porażenie układu nerwowego i prowadzenie samochodu.
Moim zdaniem film powinien być skrócony o kilkadziesiąt minut.
Właściwie fabuła tego filmu została tak skonstruowana, że można by było wyciąć każda scenę i nie odbiłoby się to na płynności akcji:)
zgadzam się z tykwer , ogólnie niektórych scen mogłoby nie być,co skróciłoby film,. Aczkolwiek mi osobiście czas trwania nie przeszkadzał, bo mogłam tylko dłużej podziwiać Leonardo. Będę wielce rozczarowana, jeśli nie będzie Oscara!
Zachęcona opiniami zasiadłam przed telewizorem (!), aby stanąć oko w oko z wilkiem... no i prawda taka, że po 85 minutach kompletnie się wyłączyłam. Film dokończył mąż, a ja poszłam spać. Za długie to raz, za bardzo o niczym (oklepany schemat od zera do milionera i z powrotem ) to dwa, za dużo prochów, dziwek i krzyku to trzy.
Świetna gra DiCaprio to fakt, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni
Za scenę w restauracji Matthew McConaughey zasługuje na Oscara. Wszyscy zagrali w tym filmie świetnie. O Leosiu nawet nie ma co wspominać, był genialny.
Pamiętne sceny: rozmowa z agentem FBI, porażenie układu nerwowego i prowadzenie samochodu.
Moim zdaniem film powinien być skrócony o kilkadziesiąt minut.
Właściwie fabuła tego filmu została tak skonstruowana, że można by było wyciąć każda scenę i nie odbiłoby się to na płynności akcji:)
McConaughey zasługuje na Oscara, ale za Dallas Buyers Club ;p
co do Wilka, zamierzam go obejrzeć jutro, tj. w Bueno Czwartek ;p po 3 tygodniach podchodów ;p trudno, najwyżej wyjdę z seansu, jak mnie zniesmaczy... wszyscy znajomi mi go odradzają, ale wolę się na własnej skórze przekonać, czy rzeczywiście taki kiepski
Świetny ale przerażające jest to,że to film opowiadający prawdziwą historię tego Jordana Belforta
Oglądało się płynnie. Ze dwa monologi Leonarda posadziły mnie nawet - ma gościu talent i dobre scenariusze. Obejrzałam, nieźle się bawiłam, a potem usiadłam i...
czekaj, czekaj... o czym był ten film...
Aha.. kokaina, dzifki, jacht. Potem był crac, dzifki, basen. A jeszcze potem kokaina, dzifki, jacht.
O! Zapomniałabym!
Jeszcze dzifki były.
Po fakcie? Oklepany (jak ktoś wcześniej wspomniał) schemat, cycki, dragi, wóda. Wszystko co dziś się sprzedaje. Ot i sukces.
Bawiłam się nieźle - przemyśleń i głębi - żadnych.