Sam przeciw wszystkim. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 5 ]

1

Temat: Sam przeciw wszystkim.

Już zdążyłem kiedyś pisać na forum w kontekście moich relacji z dziewczynami, teraz trochę inna sprawa.

Zacznę krótkim wstępem. Moja rodzina jest odkad byłem ledwo co świadomy rozbita. Ojca i matke razem pamiętam piąte przez dziesiąte. Za to kłótnie między nimi, wojna totalna, nienawiść to chleb powszedni. Widziałem jak mój ojciec napada matke, jak wyrywaja się o dziecko. I tak od jednego do drugiego rodzica żyłem 17 lat, słyszałem przy obiedzie albo "twoja matka złodziejka i k...", albo "twoj ojciec to prostak i ham", i zawsze miałem zrozumieć kto ma racje "jak dorosne", to mowily obie strony.

W 17 roku życia mieszkałem z matka, miała ona męża, delikatnie mówiąc nie lubimy się. W kółko się kłóciłem z nim i matką,doszło do przemocy, byłem np. przez męża matki przyduszany, matka uważała że mi się należy więc nie miała nic przeciwko. Uciekłem z domu, trochę mieszkałem z ojcem, potem i z nim zerwałem kontakt, mieszkałem w internacie, wtedy na amen się pokłóciłem z matką gdy mi kazała coś tam w sądzie robić. Skończyłem liceum-zawsze się dobrze uczyłem, zacząłem studia. Pojawiły się moje kompletnie nie udane miłości, załamany znów nawiązałem relacje z matką.

Po około 2 latach z nią i jej mężem często się kłócimy. Ale to głównie kłótnie światopoglądowe. Jestem konserwatystą. Całe życie czytam książki, uczę się, dyskutuje, interesuje polityką, historią, religią, nauką. Uwielbiam to, dążenie do zdobywania wiedzy to moja filozofia życia. Matke i jej męża w ogóle tego nie podziela, na wszystko ma wyrobione opinie i nie interesują ją inne punkty widzenia, w dodatku raczej nie poczuwają się do jakiś głębszej moralności, liczy się $$$. Wielokrotnie dyskutujemy, o Żydach, o Tusku, o gospodarce w Polsce, o PiS-ie, o księżach, o kibolach ....itd. Prawie zawsze się nie zgadzamy. Matka i jej mąż twierdzą że ich neguję. Że buntuje się i to tak celowo. Przykładowa dyskusja:
"Kaczyński to dobry polityk i patriota (ja)
Jak może być patriotą skoro ma matke żydówke (oni)        (nie jest żydówką, ale to nie ważne akurat)
A co to ma do rzeczy, jak ktoś ma pochodzenie żydowskie to co?
To znaczy że jest taki i taki.
Ale nie każdy jest taki sam...
Negujesz nas, ZNÓW NAS NEGUJESZ"

Te kłótnie można powiedzieć się nasiliły obecnie znowu jest konflikt na amen, bo przy kolejnej okazji mówiłem że w USA nie jest idealnie, a to że są np. getta to nie wina samych murzynów tylko systemu. Matka ma inne zdanie, więc ją neguje. Kropka, teraz jest wojna. Nie gadamy, wyzywamy się. Stop przelewu kasy, radź se sam i inne takie.

Czuję że mam rację, czuję że postępuje zgodnie z wyznawaną przez siebie filozfią życia, i nie żałuje. Daję mi to takiej siły że wiem że mogę do śmierci nie gadać z matką i będę robił swoje. Ale to poczucie psuje mi się na tle relacji z innymi.

Jestem prawiczkiem, z dwa razy się zakochałem, różnie te sytuacje wyglądały, ale łączy je jedno, dziś obu dziewczyn nie trawię, mijam się z nimi na uczelni, ale nie gadam, i nie chce gadać, gdyby któraś z nich zaczepiła mnie, nie wiem czy bym nie chciał jej jakoś upokorzyć (chociaż jedna dalej mi się trochę podoba). Też mam to poczucie racji, że postępuje słusznie, że to na ich własne życie jest jak jest. Ale w momencie gdy dzieje się tak z moimi rodzicami, gdy tak samo jest z dziewczynami w których się kiedyś zakochałem, czyli osobami w życiu jednymi z ważniejszych, zaczynam się zastanawiać czy może to nie we mnie siedzi problem.

Zresztą znajomych, kumpli, lepszych gorszych, koleżanek, wujek, sióstr czy ciotek, mam ogólnie dobre relacje. Chyba jako przyjaciel/brat jestem lojalny. Też z nie jedną z tych osób różnie się światopoglądowo, ale nie przeszkadza nam to. Z niektórymi się zgadzam.
Z tymże pod wpływem całego mojego życia nie mam złudzeń-gdyby któraś z tych osób z jakiegoś powodu urwała ze mną kontakt, nie płakałbym po niej. Wstałbym następnego dnia jakby nic się nie stało.

Koncetruje się na nauce, samodoskonaleniu, sporcie. I w tym upatruje swoją przyszłość, nawet nie czuje potrzeby zakładania rodziny. Nie mam dziewczyny i z rodziną mam nie po drodze, ale nie czuje się samotny.

Podsumuwując.
Może nie widać w tym pytania, ale czuję się nie pewnie, zawsze zawzięty i uparty, przekonany o swojej racji- czy może to ze mną jest coś nie tak.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Sam przeciw wszystkim.

Dzien dobry, hello..

Twoj post jest krzykiem o miejsce w otoczeniu bez duszy milosci i wsparcia emocjonalnego..
Przezywasz od dziecka konfrontacje z agresywnoscia i niestety twoja rodzina nie stanowi bazy ciepla i niby skad masz miec pozytywna fajna wizje ciebie?
Wszystko dzieje sie tak jakbys analizowal twoj wizerunek w relacjachh z innymi i dogadujesz sie tylko z tymi, ktorzy maja podobny swiatopoglad jak ty i ciezko ci jest zaakceptowac, ze twoja rodzina "matka" ( piszesz zawsze matka, nie mama na przyklad) i jej maz sa caly czas w opozycji z toba, bo ich negujesz...

Wszystko toczy sie wokol pytania "wiem, ze mam racje"...  racje istnienia, piszesz o filozofii zycia o wartosciach moralnych, no coz w takim razie poruszasz temat twojego wnetrza, ktore tak naprawde jest zbuntowane, domagajace sie uznania za twoja zdolnosc konserwatywnej moralnosci.. za to, ze dobrze sie uczysz i lubisz czytac, za to tez ze interesujesz sie swiatem, polityka i masz spojrzenie ludzkie na ten dziki swiat... w ktorym na pozor nie czujesz sie samotny....

Jak pomoc ci uprzatnac zbedne "galezie" na twojej drodze, bys mogl isc na przod bez az tak mocno zaakcentowanej sily racji?
Ostatnie zdanie jest kluczem, zdaje mi sie do twojego wnetrza.

Chyba zadajesz sobie wlasciwe pytanie... ale z odpowiedzia nie bedzie tak prosto... emocje nie zawsze sluchaja rozumu.. a swera psychologiczna nie jest matematyka, rozwiazania nie sa prawda uniwersalna i niepodwazalna, to troche jak szum morza i fal bijacych raz mocniej raz slabiej o brzeg plazy ( pozwolilam sobie zastosowac metafore).
Nasze wnetrze ksztaltuje sie dzieki wielu czynnikom oczywiscie, to jak warstwy budowy od fundamentow po dach domu..
Dziecinstwo jest baza, jest tym dolem, ktory sie kopie by zbudowac dom.. ono bardzo duzo wplywa na to jaki pozniej bedziemy bedziemy miec stosunek do siebie i innych... jest kluczem do szczescia tez...

U ciebie Vold bylo ono dosc sperturbowane i te wspomnienia z dziecinstwa umiesciles na samym poczatku postu.
Masz zal do rodzicow, ktorych oceniasz za ich brak uczuc, brak okazywania ciepla i jak dzis sobie z nimi dyskutujesz, to wszystko skupia sie na kontrascie swiatopogladowym na tym krzyku, ze oni nie maja racji, a ty ja masz... czyzby nie jest to przykrywka do tego czego nie dostales od nich a o co sam dzis chcesz walczyc?

O to w koncu by ci powiedzieli, ze jestes fajna ciekawa osoba, ze mama cie kocha w kazdej chwili twojego zycia i ze jest dumna z takiego poszukiwacza ludzkosci w innych, bo to jest i powinno byc twoja prawda!!!

Przeciez sa rodziny gdzie w dyskusjach kazdy ma inne zdanie, ale wlasnie dyskusje na tym polegaja by wlasnie wymienic spokojnie rozne punkty widzenia i zaakceptowac lub nie inne zdania na dane tematy, ale sedno sprawy to wlasnie komunikacja i natura tej komunikacji...

Dzis jestes dorosla osoba i mozesz absolutnie powiedziec sobie, ze fakt ..." nie dostalem ciepla i radosci od rodzicow, ale wiem, ze ja ja moge zdobyc dzieki mojej pracy nade mna i to nie tylko w dziedzinie osiagniec uniwersyteckich, ale wlasnie w sprawach emocjonalnych, bo jezeli moja "matka", mama, nie umiala dac mi wiecej ciepla to ja moge sprobowac ja tego nauczyc... przytuleniem sie od czasu do czasu, usmiechem, dobrym slowem no i zartem radosnym zartem...
Oprocz tego, wiem, ze jestem inny, ze zdobylem wiedze tam, gdzie mama i jej maz jej nie maja, ale wybaczam im to, bo sie nie zmienia i uciszam krzyk racji na czesc wspolnego spedzenia czasu na innych pytaniach, ktore ich nie beda denerwowac.. a moze wtedy ulozy sie inny klimat miedzy wami i jezeli osiagniesz choc w czesci spokoj przy rodzinie, to to bedzie naprawde racja "par excelence" czyli najwyzsza...

3 Ostatnio edytowany przez Anhedonia (2013-10-26 11:30:04)

Odp: Sam przeciw wszystkim.
Vold napisał/a:

...
Zresztą znajomych, kumpli, lepszych gorszych, koleżanek, wujek, sióstr czy ciotek, mam ogólnie dobre relacje. Chyba jako przyjaciel/brat jestem lojalny. Też z nie jedną z tych osób różnie się światopoglądowo, ale nie przeszkadza nam to. Z niektórymi się zgadzam.
Z tymże pod wpływem całego mojego życia nie mam złudzeń-gdyby któraś z tych osób z jakiegoś powodu urwała ze mną kontakt, nie płakałbym po niej. Wstałbym następnego dnia jakby nic się nie stało.

Koncetruje się na nauce, samodoskonaleniu, sporcie. I w tym upatruje swoją przyszłość, nawet nie czuje potrzeby zakładania rodziny. Nie mam dziewczyny i z rodziną mam nie po drodze, ale nie czuje się samotny.

Podsumuwując.
Może nie widać w tym pytania, ale czuję się nie pewnie, zawsze zawzięty i uparty, przekonany o swojej racji- czy może to ze mną jest coś nie tak.

Wręcz przeciwnie smile
Ty jedyny w twej rodzinie pochodzenia jesteś NORMALNY.
Aż dziw biorąc pod uwagę CO Twoi rodzice Ci zaserwowali... TEN post powinien być drukowany w formie ulotek tłustymi literami i rozdawany rozwodzącym się rodzicom (szczególnie twierdzącym, że rozwód to sprawa między nimi a nie dotyczy ich dzieci).
Sparzyłeś się więc unikasz okazji by dać się znowu zranić. ... Niemniej jesteś na tyle młody, że jeszcze może Ci się "odmienić". Możesz zwyczajnie się zakochać i zmienić perspektywę widzenia świata smile co daj boże/siło wyższa/itp.
JEŻELI zacznie ci taki stan doskwierać - trzeba będzie nad tym popracować. Na teraz... zastanowiłabym się czy NA PRAWDĘ i na pewno fakt zniknięcia kogoś z twego życia nie pozostawiłby po sobie pustki? jakiegoś braku? TO by było niefajne...

4 Ostatnio edytowany przez Vold (2013-10-29 22:12:10)

Odp: Sam przeciw wszystkim.

Trochę ochłonąłem, myślę że mam to co najważniejsze, wewnętrzny spokój.

Oprocz tego, wiem, ze jestem inny, ze zdobylem wiedze tam, gdzie mama i jej maz jej nie maja, ale wybaczam im to, bo sie nie zmienia i uciszam krzyk racji na czesc wspolnego spedzenia czasu na innych pytaniach, ktore ich nie beda denerwowac.. a moze wtedy ulozy sie inny klimat miedzy wami i jezeli osiagniesz choc w czesci spokoj przy rodzinie, to to bedzie naprawde racja "par excelence" czyli najwyzsza...

W sumie jest pozamiatane.
Poszły bardzo gorzkie słowa z jej strony o tym co mi się w życiu nie uda, i o tym jaki jestem zły, ja nie odpuszczę, nie pozostaje mi nic innego.
Teraz jest taki konflikt że jedyne co pozostaję to żyć dalej "zapominając" o tym że się stało.

Oni, moja matka
(tak zawsze tak mówię, używam zwrotu "mama", ale nie przypominam sobie bym kiedykolwiek użył "mamusia" czy żeby tak z siebie się przytulił-ale taki jestem, wiem że to wada i nie okazuje jakoś uczucia. W tym przypadku inaczej to robiłem, np. przez pamiętanie o urodzinach imieninach itp. i prezentach typu ręcznik z naszytym napisem "kochana mama" czy jakoś tak)
i jej mąż tego by chcieli.
Tylko odebrali by to jako zwycięstwo nade mną.
Już to przerabiałem.
Jak byłem skłócony przez sprawę w sądzie, po dwóch latach po prostu spotkałem się z matką i normalnie zacząłem spotykać się- bez żadnych przeprosin z mojej czy jej strony, pozostaliśmy na swoim. Potem się okazało jak to odebrali, jak zwycięstwo, że nie wytrzymałem finansowo/emocjonalnie/psychicznie, krótko że okazałem się słaby.

Jej mąż zresztą ma takie podejście że ja jestem dzieckiem i nie mam prawa w ogóle podważać zdania matki. Znam go już z 10 lat i miałem z nim naprawdę ostre kłótnie wliczając takie gdzie używał przemocy. Nigdy mnie nie przeprosił za nic, ja za to kilka razy tak.
Zapamiętałem sytuacje gdy mogłem mieć z 15-16 lat, była nasza pierwsza poważna kłótnia. Matka zapłakana wymusiła na nas abyśmy się przeprosili. Poszedłem do niego "ja ze swej strony przepraszam Cię", zareagował tylko "no, to ma być ostatni raz, następny raz nie będzie przyjmowania przeprosin".
Strasznie mnie to wkurzyło, ja wyszedłem na kompromis i go przeprosiłem a on zachował się jak przyjmujący delegacje poddanych car.

I tak też wg. mnie nakręca moją matkę, bo zanim on się z nią bardziej związał to pamiętam że moja matka w ogóle nie była taka bezkompromisowa- nie zapomnę jak mnie dusił a matka mówiła mi że się należy- to taka filozofia właśnie wg. ojczyma.

Nie potrafię być taki podległy, bez myślny, bez samodzielnego myślenia. Wydaję mi się że nie rozumieją podstawowej rzeczy.

Najpierw wymagają abym krytycznie oceniał matkę i ojca przez ich konflikt, a potem krzyczą że nie mam prawa oceniać starszych a zwłaszcza matki.
Urodziłem się już z tym, od dziecka musiałem słuchać co obie strony próbują mi wpoić i analizować, ich fanatyzm przerasta ich, a gdy z czymś się nie zgodzę: "negujesz matkę, nie masz takiego prawa".
Ojciec w takich sytuacja to już w ogóle masakra "jesteś szpiegiem swojej matki złodziejki".

Teraz będę miał ciężko bo studiuje i nie mogę tego pogodzić z pracą. A matka odetnie mi część piędzniedzy co do tej pory wysyłała. I na 100% jej mąż oczekuje że mnie to zmusi do uległości, pokaże miejsce w szeregu. A ja nie będę przepraszał za coś za co nie chce przeprosić, i zmieniał filozofie życia  przez taki materialny, finansowy szantaż.

Wręcz przeciwnie, im bardziej ze mnie drwią z moich ambicji i poglądów, tym bardziej chce pokazać że uda mi się osiągnąć to na czym mi zależy.

JEŻELI zacznie ci taki stan doskwierać - trzeba będzie nad tym popracować. Na teraz... zastanowiłabym się czy NA PRAWDĘ i na pewno fakt zniknięcia kogoś z twego życia nie pozostawiłby po sobie pustki? jakiegoś braku? TO by było niefajne..

Nie doskwiera w sumie. Jeśli chodzi o rodzinie to chyba jestem przyzwyczajony, wcale mnie to nie rusza. Jeśli chodzi o dziewczyny, to uczucie miłości tak mi obrzydło że jak sobie myślę że miałbym zacząć znowu coś czuć to mi źle. Zresztą nawet jakbym chciał kogoś poznać, jestem pochłonięty studiami, sportem itp. Na dziewczynach z uczelni się przejechałem i nie chciałbym kolejnej w kolekcji z którą mam konflikt po przykrej nieudanej miłości. Jeśli chodzi o sport, to tam praktycznie nie ma dziewczyn , bo trenuje sztuki walki big_smile.

Z jednym wyjątkiem, ta dziewczyna która mi się podobał ostatnia, w której się zaczynałem podkochiwać i ostatecznie wyszło na konflikt. Czasem zdarza mi się o niej pomyśleć. Wiem że gdybym ją zobaczył z innym źle by mi było mimo wszystko, mimo całej obojętności we mnie. A gdyby jakoś dała mi znać że chcę się ze mną spotykać, trochę bym się pogniewał za wcześniejsze, a potem byłbym zakochany i oddany. Jeszcze w poprzednim semestrze gdy już był konflikt(który w skrócie polegał na tym że zacząłem  ignorować ją i jej przyjaciółkę po tym jak one mnie zaczęły kompletnie zlewać)), łapałem z nią kontakt wzrokowy (wcześniej się to nie zdarzało), miałem wrażenie że może by chciała zmienić nasze relacje, ale myślę że moja jak zwykle bezkompromisowość tym razem do jej koleżanki zdecydowanie odrzuciło ją od pomysłu, która coś tam zagadywała, a ja to trochę bezczelnie olałem (celowo).

Teraz jak widzę tą dziewczynę to mam wrażenie że pierwsze co robi to patrzy wszędzie byle nie na mnie, zresztą już nawet za wiele wspólnych zajęć nie mamy.

Podziwiam to forum i was że chcę się wam to czytać smile

Posty [ 5 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024