Zakładam ten wątek nie tylko dlatego, żeby się wyżalić i pośmiać, ale też po to, że jeśli ktoś następnym razem będzie chciał urządzić awanturę sprzedawcy niech pomyśli, że to też człowiek !!! Na co dzień pracuję w salonie odzieżowym jednej ze znanych polskich marek, więc mamy ściśle określone standardy co do obsługi klienta i musimy się ich trzymać. Mamy być uśmiechnięte, pomocne i wyrozumiałe, choć klient nieraz nas ochrzani za własna niewiedzę
.
Byłam świadkiem różnych dziwnych sytuacji, które prawie wyprowadziły mnie z równowagi:
-Klientka zadzwoniła do naszego salonu z awanturą, że nie dzwoniliśmy do niej w sprawie jej reklamacji (wg przepisów- po zgłoszeniu reklamacji klient sam musi zadzwonić i zapytać czy została rozpatrzona), podała mi numer zgłoszenia, którego nie mieliśmy w salonie. Gdy jej o tym powiedziałam, stwierdziła że robię z niej idiotkę, że jestem niekompetentna i że chce rozmawiać z kierownikiem. Oczywiście z uśmiechem na ustach podałam jej do telefonu kierowniczkę, której też zrobiła awanturę. Po czym kierowniczka już mocno wkurzona zapytała do jakiego salonu chciała się dodzwonić i okazało się, że nie do naszego, tylko do Przemyśla . Ale oczywiście za swoje zachowanie owa klientka nie przeprosiła.
-W miniony weekend mieliśmy 20% zniżki na cały asortyment i 30% na kupon z Facebooka, więc w naszym salonie były prawdziwe tłumy. Jedna z klientek chciała zrealizować kupon z Facebooka, ale wydrukowała niewłaściwy z napisem "kliknij, aby wydrukować". Więc uprzejmie powiedziałam jej, że trzeba było po prosty kliknąć na kupon i wydrukować następny jaki się pojawi, a tego nie mogę przyjąć bo muszę mieć kod kreskowy, żeby go zeskanować w kasie, ale że mogę jej wbić te 20%, które normalnie naliczaliśmy. A ona do mnie z tekstem, że nie dość że nie mogła znaleźć tego kuponu na Facebooku (jakbym to ja było administratorem ogólnopolskiego konta naszego salonu na FB), to jeszcze domagała się zrealizowania tego kuponu, którego nie mogłam wbić na kasę! Oczywiście zrobiła mi awanturę przy klientach i powiedziała że nie powinnam tu pracować. Oczywiście za swoją pomyłkę nie przeprosiła, bo to moja wina, że wydrukowała sobie zły kupon...:P
Takie sytuacje zdarzają się niemal codziennie, ale przynajmniej dzięki temu stajemy się odporniejsze na krzyki, wrzaski i wulgaryzmy klientów. Co mnie jeszcze w nich wkurza:
- pozostawianie po sobie okropnego bałaganu na salonie i wychodzenie z założenie, że "ONA sobie posprząta, bo jej za to płacą". Owszem, płacą mi za dbanie o salon, ale sprzątam nie dla pieniędzy tylko dlatego, że lubię mieć wokół siebie porządek. A robieniem bałaganu klienci po prostu okazują nam brak szacunku,
-zabieranie do przymierzalni po kilkanaście rzeczy do przymierzenia a następnie rozrzucanie ich na podłodze,
-podczas kasowania niektórzy klienci przypominają sobie, że coś mają jeszcze dokupić i przeczesują salon jeszcze raz nie zważając na to, że blokują kasę i za nimi robi się kolejka. A gdy wycofam ich transakcję i skasuję innych, to mają pretensję, bo przecież oni byli pierwsi.
-gdy odmawiamy klientom zdjęcia ubrań z manekinów na witrynie (oczywiście tłumaczymy że nie możemy tego zrobić, bo witryny muszą być spójne na terenie całego kraju, ale oczywiście możemy im te ubrania zarezerwować) robią nam karczemną awanturę, jakby te durne przepisy to była nasza wina. Jedna z klientek po takiej odmowie sama ściągnęła sobie ubranie z manekina (czego nie zauważyłam, bo mieliśmy duży ruch) i chciała, żebym jej to ubranie skasowała...
- klienci wychodzą z założenia, że sprzedawcy są przyczyną całego zła na świecie, że nie chcą im pomóc w zakupach a jedynie przeszkodzić.