Witajcie,
czytałam już wiele postów na podobny temat i zapewne, część z was (żon) mnie znienawidzi i pomyśli "kolejna taka co niszczy czyjeś małżeństwo" a inni po prostu będą mi współczuć.
Ponad miesiąc temu poznałam mężczyznę, wynajmował u moich rodziców pokój tymczasowo. To było jak uderzenie pioruna... Gdy pierwszy raz na siebie wpadliśmy. Następnie niewinne rozmowy, żarty, spacery. Aż doszło do czegoś więcej. A teraz? Straciłam dla niego całkowicie głowę. Umieram z Tęsknoty. Całe dnie myślę o nim.
Zwierzał mi się, że do niczego by między nami nie doszło gdyby był szczęśliwy z żoną (tak! ma żonę są z sobą 4 lata, i 9 miesięcznego synka) na początku broniłam się od tego uczucia. W końcu nigdy nie chciałabym aby mój facet/mąż mnie zdradzał. Ale czy zdrada t nie jest wina nas samych? Skąd biorą się zdrady ? Przecież, gdyby jego żona każdego dnia, w każdym miesiącu każdego roku spełniała jego choć jedna potrzebę to byłby z nią! byłby szczęśliwy. A tak ma tylko ciągłe pretensje. Facet zapierdzieela jak się da aby u3mac rodzine, aby zona nic nie robiła tylko po kosmetyczkach biegala;/ a jeszce ma pretensje;/ przecież kobieta to tak delikatna istota która powinna byc oparciem dla swojego mężczyzny.
Teraz wrocil do domu:( ciagle dzwoni pisze, mowi ze nie chce tam byc, ze chce do mnie. o "ale" SYNEK.
Ja naprawdę się zakochałam, wiem że byłabym w stanie wziąć wszystkie problemy tego świata na swoje barki jakbym tylko mogła z nim być.
Pyta mnie, czy poczekam na niego:( ale jak czekac? ile czekać?:( na co? aż pewnego dnia powie mi jednak że zostaje z żoną.
Błagam pomóżcie. Nie zmieszajcie mnie z gównem tylko dlatego, że jesteśmy ludźmi słabymi:(
Nie wiem co robić:(