Toksyczny trójkąt z teściową... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Toksyczny trójkąt z teściową...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 63 ]

1

Temat: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witam,

Szukałem dosyć długo w internecie informacji i porad co z takim fantem zrobić. Natknąłem się na Waszym portalu na post o toksycznych teściach i nieodciętej pępowinie, podłączyłem się pod tamten temat, ale stwierdziłem, że zacząć swój nowy wątek na tym kobiecym portalu, 
Postanowiłem do Was napisać,  ponieważ mam podobny problem -jak autorka tamtego postu w odwrotnym układzie - z obecną żoną i teściową, o którym pisze  Autorka  jak również szanowne Internautki, borykające się z tą sytuacją w odwrotnym układzie.
Tak się składa, że ? niestety jeszcze ? jestem w takim małżeństwie od niespełna roku i gdyby nie fakt że jesteśmy 9 m-cy po ślubie konkordatowym dawno bym ten małżeński "grajdołek" roz****.

Przedstawię swój problem.

Poznaliśmy się prawie 3 lata temu, ja z miasta, ona ze wsi (w pełnym tego słowa znaczeniu - zabitej dechami).
Co prawda oboje jesteśmy niepełnosprawnymi osobami, nie mniej jednak ona ma 2 grupę z Zus-u z 500 zł rentą a ja dopiero w tym roku uzyskałem czy też wyrobiłem sobie również 2 gr. z pcpr, gdyż pomimo swojej niepełnosprawności pracuję i funkcjonuję jak normalny człowiek.
Przez cały ten czas naszej znajomości żona siedzi z teściową w "chałupie na dupie", nigdzie nie pracują obie bo żona ma rentę  a teściowa jakieś tam grosze z gospodarki; do ślubu przyjeżdżałem (ponad 30 km) na randki co 4 dni bo tak sobie to ustaliliśmy z żoną by mieć czas dla siebie osobno, mojej pracy (z początku pracowałem po 24h) i dla związku.
I od samego początku  aż do tej wiosny wszystko było jak w bajce.
Po pierwszym roku znajomości doszło do zaręczyn;  potem przez cały rok wmawiała mi, że moja luba świata poza mną nie widzi, kocha jak nikogo innego dotąd, że jej poprzedni eks-partnerzy  to mi mogą po zapałki do kiosku latać, wpierała mi z uporem maniaka, że mama trzyma za nas kciuki i dopinguje byśmy byli razem dążąc do małżeństwa. Po prostu miód i mleko lała na uszy, aż się czasem na wymioty zbierało.
Po zaręczynach zaczęła namawiać mnie na dziecko twierdząc, że ono nas do siebie bardziej zbliży, mama marzy o wnuczku(ach) swojej córusi jedynaczki i będzie nam razem lepiej jak w niebie.
I tak też ta ?sielankowa wizja wspólnego życia? wyglądała. Teściowa mnie akceptuje, żona poza mną świata nie widzi, co tam mogłem to na wsi wokół domu pomogłem, by nie wyjść na takiego co to po pracy ma wszystko w d... i tylko obiadek, ciepłe kapcie i przed tv po pracy.

Jak Teście i żona chcieli jechać do swojej rodzinki w odwiedziny to ja miałem najlepiej odrzutowcem przylecieć do domu bo oni beze mnie nie jadą a ja nie mam prawa się sprzeciwić czy mieć coś innego w planie.
Ale jak chciałem zabrać żonę ze sobą i pojechać w odwiedziny w swoje rodzinne strony,  to zdaniem małżonki nie możemy jechać, bo nas nie stać ( a wszystko się tyczyło w jej mniemaniu o moją kasę)

Przez zimę z pomocą żony i teściowej wywalczyłem że pracuję po 12h (jak miałem w umowie) zamiast 24, by spędzać więcej czasu z żoną, wyrobiłem grupę inwalidzką i teraz zobaczyłem o co biega teściowej i żonie skoro tak chętnie pomagały w tych w/w sprawach. Zarabiałem 1200 zł, 200 zabierał kredyt, ponad 400 szło miesięcznie na dojazdy po ślubie do domu żony i ustaliłem z zoną ze 400 dam od siebie na życie bo trzeba mieć coś w zapasie na swoje potrzeby i w razie "w" naprawić auto. więc z czasem zaczęły podkręcać kurek i wyciągać łapę bym dawał więcej.

Każdy wie, że po pracy człowiek jest zmęczony, nazbierają mu się jakieś problemy w pracy, chciałby to zostawić za drzwiami po wyjściu z roboty i wypocząć w domu. Wracałem po godzinnej jeździe do domu ok 23, cosik zjeść, z żoną pogadać i już się robiła 1 w nocy. A na sam początek na powitanie od żony padało pytanie: jak tam w pracy kochanie??

Aż pewnego dnia teściowa z zoną się skumały bym wstawał o 7 i mówiąc po wiejsku "szedł w pole robić a one po 4-5h lekkiej pracy są jak przysłowiowa dętka (porobią od śniadania do obiadu i kaplica). W niedzielę nawet żarówki nie można wymienić bo gwint piszczy głośniej niż dzwony w kościele a jakikolwiek czas na swoje sprawy czy tez coś podłubać przy wozie bo się sypie to owszem ale najpierw zrobić wszystko na tip top wokół domu.

Z  czasem nie wytrzymałem, nerwy puściły i zjechałem z łaciną  z góry na dół cały ten ich "odgórnie ustalony system" życia na wsi. To się obie na mnie obraziły i jak teściowa się przypadkiem dowiedziała od córki, że moje schorzenie niedowładu spastycznego stopy (stopa końskoszpatowa leczona 2 krotnie operacyjnie), lekarze za komuny sklasyfikowali jako dziecięce porażenie mózgowe, choć jak się okazuje niewiele jedno z drugim ma wspólnego, gdyż komplikacje z tym związane i diagnozy lekarzy specjalistów nie dawały 100% gwarancji że to jest akurat MPD (wcześniej od samego początku znajomości z obecną żoną, teściowa się w ogóle tym zagadnieniem nie interesowała);
A skoro mpd no to zdaniem teściowej porażenie mózgowe facet ma i co za tym idzie jest pier..... bo nerwowy, agresywny i łaciny nie oszczędza. Więc trzeba faceta wyeliminować z rodziny i dawaj żonę nastawić przeciwko mnie.
Po kłótni zaproponowała mi żona z teściową,  bym się "wyprowadził" na tydzień, wszystko sobie przemyślał i wrócił jak będzie już ze mną ok. A żona próbowała udawać ze nic się nie stało, bo jej mamusia jest dobra i wszystko żona ma od niej co chce i jakoś się dogadamy.
A ja twardo stoję przy swoim,  że jadę bo auto wymaga poważnej naprawy, tu mam 15 km do najbliższego sklepu a w mieście 15 min spacerkiem, spakowałem co ważniejsze i "w długą". Posiedziałem 1,5 tygodnia, auto naprawiłem, temat wojny przemyślałem i poukładałem sobie wszystko i stwierdziłem że wracam się dogadać i jakoś temat wyprostować.

A tu zona i teściowa nie mają o czym gadać bo jestem szurnięty i  z góry stwierdziły jednogłośnie, ze na nic to się moje przepraszanie, wyjaśnianie i całe moje gadanie zda.
Więc ja twardo stałem na spokojnie przy swoim, żonę uprosiłem by zechciała mnie wysłuchać i zacząłem się tłumaczyć jak ten zbity pies czemu tak się stało, że doszło do wojny.
I mówię że górę wzięły nerwy z pracy (wojna w pracy stoi o krok przed sądem pracy), że przez wojnę nie mam teraz życia w pracy, zmęczenie z zapier.. w pracy, jazda w nocy do domu, moje głupie przyzwyczajenia "wyniesione" z domu, ciągłe sprzeczki w domu z żoną i teściową o pierdoły i ich sterowanie mną. a to ubrać mam się tak jak one sobie tego życzą, ścięcie na jeżyka 12mm to były gotowe oczy wydłubać i poćwiartować, bo będą się wstydzić wśród ludzi ze mną pokazać itd., a poza tym ze wszyscy się zagalopowaliśmy i po ślubie nie było rozmowy we 3 jakie mają oczekiwania wobec mnie, nie przedstawili swojego stylu życia i zasad panujących u nich w domu bo wg mnie doszło do zderzenia 2 światów miejskiego i wiejskiego a ja z doskoku mam na pstryknięcie palcami wszystko wiedzieć i się znać.
A teściowa z żoną twardo, że moje tłumaczenia to dziecinada bo przyjeżdżałem co 4 dni i widziałem jak sie żyje na wsi, byliśmy ze sobą 2 lata do ślubu więc nie pier... zięciu takich farmazonów ze nie wiedziałeś na co się decydujesz. a poza tym masz mpd więc jesteś pier... i żadne tłumaczenia czy też wyjaśnienia do nas nie docierają. Spier... wszystko i teraz my się zastanowimy co dalej i być może do zobaczenia w sądzie na rozwodzie. a powołując się na wiadomości o toksycznej teściowej i trójkącie małżeńskim, żona stwierdziła że oczyściłem się jak łza ze wszystkiego. jednym słowem ktoś na nas pluje a one twierdzą zgodnie że deszcz pada.
Więc się zastanawiałem się potem długo nad tym,  czym zawiniłem skoro nie dopuściłem się ciężkiego grzechu zdrady itp. względem ślubu kościelnego a za sprzeczkę, która jest praktycznie na porządku dziennym w małżeństwie już teściowa nastawiła zonę na rozwód bo jestem psychicznie chory poprzez powiązanie z MPD i niby to ukryłem przed ślubem. A tym bardziej że to jest rewelacyjny toksyczny przykład trójkąta małżeńskiego. Ślub z teściową ?gratis? by miał kto mieszać młodym w małżeństwie na starcie.

Wszelkie próby by jakoś dotrzeć do żony i uświadomić jej, że najwyższa pora odciąć pępowinę i zacząć układać życie razem we dwoje, a nie we troje; że to w końcu mi ślubowała przed ołtarzem, a nie mamie; że całe życie z mamusią za rączkę nie będzie chodzić; ze pora wreszcie dojrzeć i wziąć sprawy w swoje ręce niestety mówiąc potocznie  ?spaliły na panewce?.
Zabrać żonę z okowów zaborczej mamusi to z pozoru byłby nie problem, tylko że żona bez mamusi świata nie widzi i jej samej nie zostawi.

Problem w tym wszystkim jest taki, że one obie nie widzą tego problemu toksycznego trójkąta i jestem już bezsilny, nie wiem w jaki sposób dotrzeć do żony i otworzyć jej zamydlone przez teściową a jej matkę oczy. Wielce są obie na mnie obrażone.
I doszło do tego, że teściowa nakręciła żonę przeciwko mnie do tego stopnia, że żona w tym ślepym amoku nie widzi innego rozwiązania jak tylko i wyłącznie rozwód bo po tym wszystkim co się stało, to ja jestem szurnięty delikatnie mówiąc.
Zdaniem żony  ?domagam? się o niej by zerwała wszelkie kontakty spaliła mosty ze swoją mamą, bo teraz staliśmy się małżeństwem i życie we dwoje ma być ? z jej punktu widzenia w takiej formie.
Jak zaproponowałem byśmy we dwoje poszli na terapię małżeńską, to z całą stanowczością twierdzi, że ona nie ma po co iść bo mamusia jest cacy tylko ja mam nie po kolei w głowie.
Ręce opadają i nie wiem co robić a rozwód przez takie coś to jakaś paranoja.

Szkoda czasu i miejsca by się rozpisywać i rozwijać dalej ten wątek z początku mojego postu, ale mogę powiedzieć tyle, że do samego końca walczyłem o małżeństwo i żonę z klasą (drugie podejście ugodowe 26.05.br.) a w podziękowaniu za kwiaty dla teściowej z okazji dnia matki to mogłem je sobie włożyć w d... uznając że moje małżeństwo to nic innego jako toksyczny trójkąt. Z dalszych rozmów z żoną wywnioskowałem jedno, że jak dziecku (czytaj żonie) zabrałem jej łopatkę z piaskownicy- do umycia:) - to tym sposobem podpisałem na siebie wyrok śmierci. Za dosłownie pierdołę nic nie znaczącą dla istoty awantury nasza miłość i wszystko co się tyczyło małżeństwa w jej mniemaniu przestało istnieć, powołując się na stwierdzenie mamuni, że jestem... .
Żałuję z tego wszystkiego zmarnowanych 3 lat związku, że dałem się wmanipulować - zasłodzony i z zamydlonymi oczami przez żonę - w ślub kościelny. Słodziła mi przez praktycznie 3 lata - od samego początku związku - do tego stopnia, że bez diagnozy lekarskiej nabawiłem się najcięższego przypadku cukrzycy.
Ale za to Bogu dziękuję, że nie ma z tego związku dziecka i w porę się z tego otrząsnąłem - sznur na szyi coraz bardziej się zacieśniał ciągany przez żonę i teściową - i zwiałem z tego bagna.
Ratowałem małżeństwo zupełnie bez sensu. Dla idei ślubu kościelnego, która dla mnie tak wiele znaczy i w efekcie poszedłbym na dno jak Titanic.

Ochłonąłem po tym wszystkim, zastosowałem się do Waszych ? nie da się ukryć że na pierwszy rzut okiem cennych - wskazówek z tamtego postu, by się wyprowadzić całkiem od żony i teściowej i po tych 2 nieudanych podejściach ugodowych nie wracać,tylko czekać na ruch z Ich strony. A nuż żona przejrzy na oczy, dojdzie do jakiegoś spięcia na linii córka ? mama z powodu rozsypki jej małżeństwa i wróci z podkulonym ogonem do mnie, chcąc przeprosić się za wszystko.

Tylko sytuacja jest teraz mocno zakręcona.
Ja czekam na ich ruch, do sądu na razie nie startuję, bo nie widzę powodu by rozwalać małżeństwo za taką awanturę a skoro same się odgrażają rozwodem i cała wielka miłość żony do mnie zgasła, więc przyjąłem taktykę że czekam spokojnie na zaproszenie do sądu i pozew.

Naczytałem się sporo z neta o tej toksycznej tematyce nieodciętej pępowiny, zaliczyłem wizytę u psychologa ? skoro żona nie chce iść to sam poszedłem by się przekonać czy może faktycznie ze mną jest coś ?nie teges?, czy raczej z żoną... i ewidentnie wyszło na winę żony ? i tak jak szanowne Internautki z tego portalu zalecają, to owszem do żony mogę wrócić, ale nie do jej rodzinnego domu tylko własnego lokum. A tu się obawiam, że żona na taki układ nie pójdzie.

I teraz pozostaje pytanie co dalej robić??
Ja się odsunąłem w cień, milczę i czekam na rozwój wydarzeń, a druga strona również milczy i pewnie czeka, że znowu przyjdę się ?podlizywać? i przepraszać jak zbity pies za to co zwojowałem, by mieć ze mnie pożywkę i ubaw na zasadzie walczącego faceta z wiatrakami, które się rozsypały i nic już nie zostało (z małżeństwa i miłości zdaniem partnerki).

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

W sumie to podziwiam Cię za to, że w porę przejrzałeś na oczy. Uważam również, że dobrze postąpiłeś wyprowadzając się od teściowej.
Moim zdaniem jedyną szansą dla Waszego małżeństwa jest definitywne odcięcie się od teściowej, tylko czy twoja żona będzie kiedykolwiek chciała odciąć pępowinę od matki?
Myślę, że powinieneś teraz czekać na ich ruch a jeśli to będzie trwało zbyt długo, będziesz musiał podjąć stosowne kroki.

3

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Na Twoje pytanie odnośnie odcięcia się żony od mamy, to odpowiedzi są podane jak "na tacy" w w moim opisie problemu powyżej.
Teściowa nie jest zła, bo żona ma od niej wszystko co chce/potrzebuje; żona mamusi nie zostawi, bo poza Nią świata nie widzi i córunia jest tak wpatrzona w mamusię, że nie jak w najświętszy obraz ale już Ją wyniosła za życia na ołtarze i wychwala pod niebiosa. A właściwe - by się zapytać chciało - miejsce dla męża w tym wszystkim  gdzie??

W moim przypadku to wszystkie dowcipy o teściowej można uznać za święte słowa, a takiego sercowego "love story" jak ja przerobiłem i jeszcze jego akcja trwa, to nie życzę nawet najgorszemu wrogowi.

Długo już się zastanawiam, gdzie tu podziało się logiczne myślenie żony, by poprzez taką awanturę - co prawda posypały się mocne słowa z łacińskiego "słownika technicznego" - nie zadać sobie ani grama refleksji i zastanowienia, czy aby to ja i/lub mama jesteśmy w tym wszystkim w porządku?? Za to bezczelnie zwalają winę na mnie bo jestem "szurnięty"; zamiast skupić się na istocie problemu i dążyć wspólnymi - małżeńskimi - siłami do jego rozwiązania i szukania kompromisu, żona ucieka od tego zagadnienia gdzie pieprz rośnie w 1000 innych pierdół, oznajmiając tym samym, że przez takie błahostki odkochała się w 5 sekund i chce rozwodu, mając jakieś tam podstawy do unieważnienia małżeństwa, o których się domyślam.

A już zupełnie absurdalnym nietaktem wg mnie ze strony żony i teściowej był fakt braku chęci do jakiejkolwiek rozmowy po powrocie z rozłąki po awanturze. Nic tylko spakowały mnie między jednym a drugim podejściem ugodowym, żebym się wyprowadził na amen i czekał teraz na zaproszenie do sądu.
Awantura w moim odczuciu - dla Nich równoznaczna jest ze zdradą z 5 kobietami na raz i trzeba faceta jak najszybciej wykopać z domu.
Jak się najbliższa rodzina o tym Ich wyczynie dowiedziała to zamarli ze zdziwienia i szczęka im na podłogę spadła rysując kafelki.
Tyle, że jak mam się kopać z koniem, który ma "obstawę" to lepiej dla własnego zdrowia stadninę zmienić.

Owszem, czekam teraz na żony czy też Ich ruch w tej sprawie, oczekując na efekty i jest to po mału wkurzające.
Żyją można by powiedzieć w symbiozie, złączone ze sobą potoczną "pępowiną" i jedna drugą nakręca przeciwko mnie - obrażone liczą na moje ponowne przyjście na kolanach w przeprosiny z całą kwiaciarnią na plecach, albo szykują się do pozwu rozwodowego z orzeczeniem o mojej winie.
Ja jestem nauczony by załatwiać wszelkie sprawy konkretnie. Albo wóz albo przewóz. Ewentualnie coś się w czasie przesuwa, ale są wytyczone jakieś cele i tego staram się trzymać.
A tu takie przelewanie z pustego w próżne... czekam na Ich ruch a one na mój i kto tu będzie pierwszy - tak mi się to widzi i wydaje.
I w efekcie może być takie odbijanie piłeczki z podpisem rozwód. Ja zamierzam się teraz przygotować i bronić małżeństwa przed sądem (bo innej opcji już nie widzę skoro "d" zimna po dwóch podejściach) a jak z czasem podejmę stosowne kroki by to przerwać - ona(e) będą przeciwne "bo nic takiego się przecież nie stało, toż to zwykła małżeńska awantura".
 
Pozytywny aspektem w tym całym zamieszaniu jest to, że nie zamierzam w najbliższym czasie szukać pocieszenia w ramionach nowej partnerki na zasadzie klina - klinem; zacząłem na spokojnie przerabiać (na swój sposób) pogrzeb tego wspaniałego "małżeństwa" mam wsparcie rodziny i przyjaciół w tej trudnej - na teraz - sytuacji; szykuję linię obrony  swojego "ja" na rozwód i w ostateczności mam przysłowiowego asa w rękawie, gdyby żonie spadły klapki z oczu i zechciała całe zamieszanie odkręcać i wrócić/wyrazić zgodę na powrót do związku.     

Nóż się w kieszeni z tego wszystkiego nie jeden otwiera i dobrze, że jeszcze pod żebra nie chce się żaden wbić.

4

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witaj bags już się poznaliśmy i zdaje się ze jedziemy na tym samym wózku. Z opisu sytuacji wynika, że Ty masz problem z teściową, ja mam przeciwko  cała rodzinę (mamę, tate, siostrę nr 1 i siostre nr 2).

Ja też najbardziej nie mogę pogodzic sie z tym, ze to takie proste zrozumieć sedno sparwy, ze nikt nikogo nie chciał odcinać od rodziny, ze chodziło o znależienie balansu, o dogadanie sie w pewnych kwestiach. W moim odczuciu wystarczyło spojrzeć na sytuacje oczami partnera, prawda?

Jak on/ona czuliby sie w takim układzie z rodzicami drugiej strony. Dla mnie to bardzo proste, gdyby sytuacja przytrafiła sie w domu moich rodziców, problemu by nie było.

ja też naszczescie mam wsparcie rodziny i przyjaciół, ale suma sumarum zostaje sama z tym podłym uczuciem pustki, z mysla co mogłabym teraz robić, jak mogłabym spędzac popołudnie..gdyby

Po tym jak sie wyprowadziłam nie dzwoniliśmy do siebie miesiać, kilka dni temu pojawił sie w mojej pracy z tekstem, ze nie powinno mnie tu byc. Bo to jego rozice załatwili tą prace, więc skoro chciałam wszytsko sama, to zebym sobie radziała sama. dał mi czas do 30 czerwca, a potem skąłda dokumenty rozwodowe (nawet dał mi dwa miasta do wyboru) smile smile na poczatku myslałam eee chyba był u jakiegoś prawnika, ale jak ochłonełam sprawdział to i okazałao sie ze blefował. Chciał mnie nastraszyc, ale powiedziałam mu ze moze skąłdać dokumenty, oby jak najszybciej...

Straszne to jest, to musi sie tak skończyc,ale zastanawiam sie czy musiało...wystarczyło trochę chęci, empatii, chyba miłości...mój mąż zachowywał sie jakby szukał statystki (bo tak wypada) kogoś kto nie dyskutuje, kto bedzie siedział w koncie stłamszony, zastraszony, poniżony ale mimo wszytko  wpatrzony w swego oprawce, a nie żony... pełnoprawnego patnera.

5

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witaj Luiza 83,

Spróbuj porozmawiać ze swoją rodziną ta temat tego Naszego problemu, pokaż im Twój czy mój post. tego typu artykułów jest multum na necie. Może jeśli nie są w "zmowie" z rodziną Twojego "eks męża", przeczytają to co tu na swoich forach piszemy to może uświadomią sobie z jakim koniem się kopiemy i mamy doczynienia. Toksyczny trójkąt, nieodcięta pępowina, manipulacja, karta przetargowa w postaci dziecka - o ile jest w rodzinie. ja mam doczynienia z tymi trzema patologiami w jednym wydaniu i całe szczęście, że żona domaga się rozwodu, bo ja już jestem "wrakiem" człowieka. Miałem nadzieję na uratowanie jej przed tym poprzez sądowe skierowanie na leczenie, ale jak dotarło do mnie po ostatnim spotkaniu, że ona w tym siedzi po uszy - i co najlepsze dobrze się w tej roli czuje - to nic tylko wiać sprintem jak najdalej od nich i jej.   
To jest makabryczny system życia, o którym ludzie z zewnątrz nie mają czasami zielonego pojęcia.

Może to śmiesznie zabrzmi, ale ja po tym wszystkim się czuję jakbym złapał stopa na autostradzie, a w samochodzie żona za kółkiem i teściowa - "motor napędowy" całego wózka. Tylko ja jako ten autostopowicz wyskoczyłem z pojazdu przed wywózką do lasu. Szurnięty facet bo nagle wysiada z tak bajecznej podróży.

Mówisz, że też nie możesz pogodzic sie z tym, że to takie proste zrozumieć sedno sparwy, ze nikt nikogo nie chciał odcinać od rodziny, ze chodziło o znależienie balansu, o dogadanie sie w pewnych kwestiach. Partnerstwa i sztuki kompromisu w tym przede wszystkim nie ma i nie istnieje. To są obce słowa dla nich w przypadku małżeństwa. W Twoim odczuciu wystarczyło spojrzeć na tą sytuacje oczami partnera, odwrócić role. Nic więcej.

"Zobaczyć siebie w drugim człowieku i drugiego człowieka w sobie".
Proste zdanie, dla niektórych nawet motto życiowe a w słowach ukryte jest przesłanie, które najlepiej potrafi doskonale scalić partnerów w szczęśliwym związku. O ile tylko oboje potrafią odkryć sedno tego zdania. Być może zobaczyć to coś w partnerze jest sztuką, ale nawet tak proste zadanie dla takich "patologicznych idealistów" przerasta by nie powiedzieć że ich przeraża.

Ta kategoria ludzi do nowego związku szuka osób na zasadzie przyłączenia do stada, nie potrzebują nikogo z zewnątrz, nie są ciekawi ich osobowości. Interesują  Ich tylko klony Ich samych. Nikt kto wejdzie do tej rodziny z zewnątrz, nie wtopi się w ich patologiczny układ i nie zniszczy w sobie swoje drugie "ja" nie będzie miał i widział w takim małżeństwie nigdy miejsca dla siebie.

Ja w to bagno wpadłem, Ty Luiza też.
Słodka sielanka trwała długo, bo byliśmy tymi jedynymi w Ich życiu... aż do ślubu, a potem pokazali do czego są zdolni. Ja przejrzałem na oczy, postawiłem się w obronie swojej godności i szacunku do samego siebie. Zmuszony do mocniejszych argumentów rzuciłem "mięsem". Niby nic nadzwyczajnego dla szarego i zdenerwowanego człowieka, każdy łaciną rzuca w złości. A dla nich to jest obraza majestatu. Nowy członek Ich "klanu", miał czelność się postawić, użyć niecenzuralnych słów wobec Nas?? No to musi być "taki i owaki", ma nierówno pod sufitem więc trzeba go wyeliminować z rodziny w trybie ekspresowym.
Porąbany schemat, gdzie z ofiary robią małżeńskiego i rodzinnego przestępcę. Prawie jak w polskim prawie.

Wystarczyło by do tej miłości dodać trochę normalności, ludzkiego podejścia do drugiego człowieka, odczytać przesłanie z w/w cytatu i ju z całe małżeństwo i partnerstwo w nowej rodzinie by miało ręce i nogi. Tak niewiele trzeba do wspólnego szczęścia w związku, a Oni takie piekło potrafią bez mrugnięcia okiem partnerowi zafundować.
Na dokładkę w filmie z kościelnego ślubu dają i życzą sobie jeszcze wstawki z sentencjami Papieża. J.P. II o małżeństwie - tak ja mam zrobioną "pamiątkę" ślubu... (wróć, pogrzebu za życia...)  nomen omen na życzenie żony. WTF??

Ty Luizo masz rozwód z orzeczeniem o winie i pewnie o alimenty, dowody dało życie, może znajdziesz wśród najbliższych jakiś świadków na tą patologię.

Ja podobnie, bez alimentów ale za to jak pisałem wcześniej, jestem ofiarą tego związku i za wszelką cenę żona z teściową będą chciały zrobić ze mnie sprawcę winnego rozpadu małżeństwa, bo chłop jest szurnięty delikatnie mówiąc.
Także mam nie lada zadanie do odrobienia i do przygotowania się z obroną. Ale już nie obrony tego patologicznego małżeństwa ale siebie samego.
Żona chce rozwodu a ja po tym wszystkim tego pragnę... i to o 100 - kroć bardziej niż jak tą partnerkę przed ślubem chciałem mieć u swego boku przed ołtarzem.

6

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

O Matko czytałam z pełnym zaciekawieniem Twoja historia jak z telenoweli ...
wez zadzwon do zony zapros na randke bez mamusi oczywiscie powiedz ze chcesz pogadac nawet o rozwodzie oczywiscie to bedzie
ściema .. moze bedziesz miall chwile na spokojna rozmowe z wlasna zona w cztery oczy...

Tesciowej zalatw jakiegos chlopa to glupota jej przejdzie smile a jak nie to trutka na szczury jest dostepna w sklepach hahahaha
A tak powaznie współczuje ale żeby dotrzec doo zony musisz uglaskac tesciowa inaczej d.... z tego bedzie ...

7

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

W życiu bym nie głaskała takiego szczura...
Szczerze Ci współczuję, sama mówię, że nikt nie zna życia lepiej jak ten kto z teściami mieszkał - ale Ty i Luiza to już jesteście wyjątkowo doświadczeni... Życzę Wam wytrwałości w wyrwaniu się z tego bagna i jak najszybszym zapomnieniu tego koszmaru.

8 Ostatnio edytowany przez bags (2012-06-12 11:30:32)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Pogubiona, Szanowna internautko!

Nie obraź się ale przeczytaj oba moje posty z tego wątku z dogłębnym zrozumieniem istoty omawianego problemu.
Nie mam zamiaru wykonywać jakichkolwiek, nawet najmniejszych ruchów w kierunku "pogodzenia" się żoną.
Teraz na samą myśl o zadzwonieniu do niej, randce, czy też jakiejkolwiek dalszej "rozmowie", zbiera mi się na ostre wymioty i czuję na zębach własny żołądek.
Teściowa ma swojego faceta a mimo to ma zdrowo nie po kolei w głowie. Jej jak i żonie nie potrzebna trutka tylko taki sam typ człowieka z ich zdolnościami do potęgi nieokreślonej.

Nie mam już chęci, sił i jak to jeszcze inaczej nazwać, by dotrzeć do żony, a już tym bardziej układać się z teściową.
Jedyna opcja powrotu do tego małżeństwa, żony i jej wspaniałej rodzinki, to najpierw strzelić sobie kulkę w łeb i wrócić w czarnym worku. Tylko jest pytanie po co sobie dla takiej "miłości" życie sobie odbierać w nomen omen tak młodym wieku.
Wolę dalej żyć normalnie z nadzieją na lepsze jutro, niż wrócić tam na kolanach i zrobić z siebie dywanik dla nich.

BlackPearl, dzięki za słowa wsparcia i otuchy.
Mieszkanie młodych z teściami/rodziną to w obecnych realiach życia codziennego, w większości przypadków jest koniecznością a nie świadomym wyborem nowożeńców, co wcale nie wyklucza tego, że może się żyć dobrze. A w tym przypadku mój i Luizy przykład jest oznaką bardzo rewelacyjnego - w przeciwnym znaczeniu tego stwierdzenia - "stylu i wygody" życia pod jednym dachem dla Nas z teściami czy rodziną. 

Wytrwałość i chęć jak najszybszego uwolnienia się z takiej patologii, zarówno dla mnie jak i innych osób borykających się z tym problemem z pewnością nie opuszcza. Ale niestety nie da się ukryć, że takie życiowe doświadczenia zostawiają po sobie ślad - bliznę na sercu i skrzywienie w psychice przed nowymi znajomościami.
Doświadczenia z przeszłości są bagażem przyszłości  i takiego koszmaru już nigdy się nie zapomni. To jest jak rzep na psim ogonie, który jest już nierozerwalnie z nami związany.

Jesteśmy ludźmi z przypiętą łatką rozwodnika, znakiem który w pewnym sensie odpycha potencjalnych nowych partnerów.
Ale jest w tym wszystkim druga strona medalu. Nowy partner jak się dowie o powodzie rozwodu i dlaczego do niego doszło, ma jasny pogląd sytuacji, że to nie my jesteśmy winnymi rozpadu poprzedniego związku i staje przed potwornie ciężkim zadaniem - decydując się na związek z takimi osobami jak my - bo musi przełamać w nas tą barierę/blokadę i stając na głowie musi udowodnić nam, że jest inną zupełnie osobą niż eks żona czy też mąż. Niewielu osobom raczej się to udaje a praca jest ciężka dla obu stron.

9

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Spytałeś co dalej robić moze zle odebralam posta myslalam ze chcesz jeszcze ratowac zwiazek.. ale jesli nie to czym Ty sie pzrejmujesz
miej wywalone i tyle...

10

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Ja też bym zrobiła z tego niezły serial big_smile  heheh

Nie ma sytuacji nie do rozwiązania.  Sam musisz się zastanowić, każdy z nas ma swoje poglądy ale Twoje serce najlepiej CI podpowie.

Życze wytrwałości smile

11

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
bags napisał/a:

BlackPearl, dzięki za słowa wsparcia i otuchy.
Mieszkanie młodych z teściami/rodziną to w obecnych realiach życia codziennego, w większości przypadków jest koniecznością a nie świadomym wyborem nowożeńców, co wcale nie wyklucza tego, że może się żyć dobrze. A w tym przypadku mój i Luizy przykład jest oznaką bardzo rewelacyjnego - w przeciwnym znaczeniu tego stwierdzenia - "stylu i wygody" życia pod jednym dachem dla Nas z teściami czy rodziną.

Nie ma sprawy, w końcu po to tu jesteśmy, żeby doradzać, wspierać i dawać coś z własnego doświadczenia wink

Niestety muszę się z Tobą zgodzić, że większość młodych małżeństw mieszka z rodzicami którejś ze stron. Też to przerobiłam, mieszkałam kilka lat z teściami i niestety wiem jak takie życie "smakuje". Gdyby dane mi było cofnąć czas to drugi raz już bym takiego błędu nie popełniła wink Na szczęście udało nam się wyprowadzić i w końcu żyję na luzie, a i mąż też smakuje życia na innych zasadach i o niebo lepiej nam się żyje wink

12

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

witaj bags, dziś mam gorszy dzień...dręczą mnie takie rożne myśli..mam tak czasami ze nachodzą mnie wątpliwości

czy napewno wykorzystałam wszystkie możliwości, zeby nam pomóc
czy nie za szybko się wyprowadziłam
co byłoby gdybym przeczekała ten zły czas, może byłoby lepiej, może zrozumiałby, teraz jest zaślepiony złością ze odeszłam wiec nie ma co liczyć na trzeźwe myślenie

wiem ze to głupie, ale tak się dziś czuję...

13

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witaj Luiza,
Bywały też u mnie - po tych 3  nieudanych podejściach - takie moment zwątpienia i żalu do siebie za awanturę, myśląc "po co mi to wszystko było potrzebne", "co mi to dało".

- czy nie za szybko się wyprowadziłem... zanim "odważyłem" się przyjechać na pierwsze spotkanie po awanturze - mieliśmy się spotkać i temat wojny omówić i załagodzić dochodząc do jakiegoś kompromisu - dostałem esmeska z treścią "przyjedź po swoje rzeczy, są spakowane".

- co byłoby gdybym przeczekał (w domu żony) ten zły czas, może byłoby lepiej, może zrozumiałaby w czym tkwi problem,
w wyniku którego doszło do awantury... Życie w tak napiętej i chorej atmosferze prowokowałoby kolejne spory i wojny.
Wystarczyło tylko, by żona spojrzała na nasz związek z mojego punktu widzenia lub zamienić się ze mną rolami i rodzinami.
Tak jak sama piszesz o Nas i z Naszego punktu realnego spojrzenia na sedno sprawy, że to takie proste ją zrozumieć;
że nikt nikogo nie chciał odcinać od rodziny; że chodziło o znalezienie balansu, równowagi i partnerstwa we dwoje;
o dogadanie się w pewnych kwestiach. A całe życie by wyglądało zupełnie inaczej niż dotychczas.

Próbowałem sobie wmówić, że nie wszczynałbyś tej awantury, spuściłbyś chłopie uszy po sobie, przystałbyś na ich "warunki" i dalej byście żyli jak przykładne małżeństwo.
Ubierasz się przyzwoicie i pozwoliłbyś im dorzucić swoje 3 grosze do wyglądu, fryzurę byś zmienił dla satysfakcji żony i teściowej, no bo w końcu nie jesteś już singlem tylko mężem więc można coś zmienić dla nowych "poślubnych" okoliczności itd.
Ale za chwilę kubeł - o ile nie cysterna - zimnej wody na łeb... 
Co ty facet myślisz i co chcesz odkręcać? Manipulację, dyktaturę, pomiatanie Tobą i nie liczenie się z Twoim zdaniem?? Twoje małżeństwo to was dwoje ale żona jest jak szampon 'head&schoulders - dwie osoby (ona i teściowa) w jednym ciele i gdzie tu Ty siebie jako człowieka, partnera w rodzinie i męża widzisz?? Wiej stąd pókiś cały i zdrów a żona może się opamięta i jakoś to wróci do normy. Wrócisz tam jako przegrany i będą miały z Ciebie ubaw po uszy, gnojąc Cię dalej.
Tego chcesz dla siebie i swojego małżeństwa??

Żona wiele razy mówiła mi, że chciałaby się ruszyć z domu, pójść gdzieś do pracy, spotkać się ze znajomymi itd., ale mając tylko 2 busy "na krzyż" to są na to marne szanse. Zaproponowałem jej by poszła na prawo jazdy, że finansowo jej pomogę to zrobić, by stałą się niezależna od "środków lokalnego transportu".

W odpowiedzi usłyszałem, że ja ją zmuszam by poszła na prawko; że ją zmuszam przez to, by poszła do pracy itp. itd.
Ona ma rentę, jest jej tak dobrze by nie powiedzieć, że doskonale i nie zamierza iść do pracy, przynajmniej w najbliższym czasie.
Z mojego punktu widzenia to jakaś paranoja... dziewczyna bez planów, marzeń i ambicji (choćby wyrwania się ze wsi)
i wygodnictwo dotychczasowego stylu życia weszło jej w krew.

Zostałem po tej rozmowie z ostatniego spotkania z pytaniem do samego siebie: po co w takim razie był jej potrzebny ten ślub i to jeszcze z takim rozmachem???
I zapewne na to jak i wiele innych pytań błąkających się w mojej głowie jeszcze długo pozostanie bez odpowiedzi... 
   
Zarówno Twój mąż Luiza, jak i moja żona teraz są na nas wściekli, zaślepieni złością i "zaszczuci" przez rodzinę, że odeszliśmy z tego piekła, no bo jakim prawem odważyliśmy się w ogóle to zrobić???

Więc chyba nie mamy już raczej szans, by w jakikolwiek sposób liczyć na Ich olśnienie w głowie i trzeźwy sposób myślenia.
Chociaż ja jeszcze mam w sobie tą dogasającą iskierkę nadziei na uratowanie związku po przeczytaniu artykułu o prawie
przyciągania na tym forum... zostawiając sobie na koniec otwartą furtkę w razie "W" z napisem rozwód.

Czekam w ciszy i spokoju "remontując" siebie i swoją psychikę po tych koszmarnych przejściach na dalsze kroki ze strony żony.
Jeszcze oboje mamy czas by złożyć pozwy rozwodowe i nad tym krokiem też się zbieram w sobie, bo wolę być i żyć w normalnym, czystym od takich trucizn związku, niż trwać w tej "miłosnej chemii" na odległość.

Co prawda możliwe, że przegraliśmy batalię o nasze małżeństwa, nie mniej jednak jesteśmy wygranymi uwalniając się z tego toksycznego piekła.

Ludzie bezgranicznie wierzący w swoją rację, niech pozostaną nadal w swojej ciemnocie. Nie bądźmy ofiarami myślenia innych.

Jeszcze wszystko... też i to co dobre... przed nami...

Pozdrawiam

14

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

bags nie obraz sie na mnie,ale TY nie wiesz jeszcze co to jest prawdziwa milosc.

15

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Mayk222,

Powiem tak, Twoje poglądy są dla mnie obraźliwe przyjacielu, ale przemilczę to, abyś Ty mógł je głosić.
Nie mam na co się obrażać, ale zapraszam Cię do wątku Beznadziejnego i ostatniej wypowiedzi Macochy na 3 str. o toksycznych teściowych i tego typu związkach.

Z pomocą przyjaznych mi ludzi z własnego otoczenia i tutejszych forumowiczów, rozłożyłem swój związek na czynniki pierwsze i doszedłem gdzie jest podłoże problemu. Tutaj w teściowej tkwi diabeł w szczególe. ona jest osobą toksyczną i o potwornych zdolnościach manipulacyjnych, a żona jest jej ofiarą, przez co mój związek wygląda tak jak wygląda.

Przeczytasz Jej wypowiedź i zapewne zrozumiesz o co mi chodzi w walce o moje małżeństwo i żonę.
I zapewniam Cię, że jest tu o co walczyć, skoro mimo wszystko nadal kocham tą osobę. Na przegraną jestem przygotowany, nie wygram tej batalii to trudno ale chociaż nie będę miał do siebie pretensji w przyszłości, że oddałem to małżeństwo - teściowej - walkowerem.
Bo niestety tu jest jak w dowcipie, że w moim wypadku problem leży po dwóch stronach, a jakich to już sam zapewne się domyślasz.

16 Ostatnio edytowany przez bags (2012-06-30 01:59:56)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Mayk222

I tak jeszcze apropo Twojej wypowiedzi odnośnie mojej wizji miłości...

Zapoznaj się z wypowiedzią Luizy napisaną obszernie powyżej a nawet poświęć trochę czasu i przeczytaj Jej Wątek pt Toksyczni teściowie... nieodcięta pępowina...
Zapewniam Cię, że szybko zmienisz zdanie jak to przeczytasz.
Ja z Luizą ten temat znam a nawet bym powiedział, że jesteśmy obryci w nim do szpiku kości... o ile nie głębiej.
Czytałem przypadkowo Twoje wypowiedzi na innych wątkach i bez urazy, ale do pięt z takim poglądem i Twoim opisowym życiorysem mi czy Luizie nie dorastasz.

Temat doświadczyłem na własnej skórze przez ostatnie dobre pół roku, zgłębiam go i poznaję szerzej praktycznie od połowy maja, przekopałem neta w wzdłuż i wszerz w tym zagadnieniu, zaliczyłem wizytę u specjalisty psychologa ze szpitala MSW (tam byle kogo do pracy nie wezmą, ciągle się musi lekarz dokształcać i być na czasie w swoim zawodzie) a po 2 tygodniach zawitałem tutaj.

I poszukaj u Naszego znajomego Beznadziejnego pojęcia partnerstwa w związku w moich postach.
A jak sama nazwa wskazuje - związek musi być przede wszystkim oparty na miłości, skoro moja partnerka zechciała zostać żoną.
Coś więcej może Ci powiedzieć Macocha o tym. Też pisze u Beznadziejnego o tym odnośnie mnie.
Ona ma taką matkę - ja teściową.

Życzę miłej lektury i refleksji nad tym toksycznym zagadnieniem. Nie tylko na tym forum.

17 Ostatnio edytowany przez bags (2012-07-03 16:32:25)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Część dalsza wątku....

Moja wizja całego tego galimatjasu zwanego małżeństwem

Człowiek zakochany w drugiej osobie i mający równo poukładanie w głowie, po przysiędze podchodzi do tematu związku zupełnie inaczej, wie że to jest ta jedyna na całe życie. A to, że teściowa się miesza do związku młodych to jeszcze pikuś, zawsze można walnąć pięścią w stół i dać jej do zrozumienia, że za daleko włazi z butami w czyjeś nowe życie. Ale tu niestety teściowa z żoną są jedną drużyną przeciwko mnie - to jest właśnie ten toksyczny trójkąt. Postawię się teściowej, mam łomoty od żony i tak w drugą stronę.
Żona jest po stronie mamy a nie mojej i na polu bitwy zostałem sam. Nic nie wskóram w tym małżeństwie i nie pociągnę tego związku sam na własnych barkach. Tak jak do tanga trzeba dwojga tak i w związku muszą być 2 osoby za sterami.

Faceci i kobiety się zmieniają o ile ich ta nowa "rzeczywistość" po ślubie przeraża. Ktoś, kto potrafi zrozumieć ideę partnerstwa i pielęgnować miłość w związku nie polegnie po ślubie, dalej będzie sobą i dbał o tą drugą połówkę jak należy.
Chciałbym by wróciła do mnie, dalej ją kocham mimo wszystko, że to ja zostałem przez nią zdradzony... z teściową. Wiem że to brzmi śmiesznie lecz niestety, takie są fakty - ona trzyma sztamę z mamą poprzez nieodciętą pępowinę.
Ja miałbym wrócić??? Niby do czego? Z powrotem do tego piekła? Nie mam oparcia i wsparcia w osobie żony, nie stoi po mojej stronie jako partnerka w związku, to nie mam po co tam - do ich domu - wracać. To nie ma najmniejszego sensu.

Z żoną się widziałem w trakcie "remontu", wpadłem zabrać ostatnie swoje rzeczy od niej. powiedzieć - już stanowczym a nie dziecinnym, łamiącym się głosem - że mam do niej wielki żal za to co zrobiła, traktując mnie jak faceta co zdradził, lecz niestety to ona mnie zdradziła. Wjechałem jej na ambicje, powiedziałem co o tym wszystkim myślę i zakończyłem rozmowę. Odniosłem wrażenie że dalej moja rozmowa jest jak grochem o ścianę, więc nie ma co się "produkować" tylko zamilknąć i czekać na jej ruch. Zastosować prawo przyciągania.
Od samego początku znajomości doskonale wiedziała, że w związku liczy się dla mnie tylko i wyłącznie partnerka, na zdradę nie ma miejsca i takie pojęcie dla mnie nie istnieje.

Na to, by dziewczyna przejrzała na oczy i dostrzegła gdzie tkwi jej błąd, widzę marne szanse. Tak samo postrzegam moje warunki na które będzie musiała przystać byśmy byli dalej razem.
Dopóki się nie "odetnie" od matki nie ma szans na normalny związek. A tu już tylko rozwiązaniem jest tylko rozwód.
Jeszcze myślę by zawalczyć o nas poprzez sądowe skierowanie na terapię małżeńską, bo widzi mi się że sprawa rozwodowa będzie wojną mojej pseudo choroby - jako ich argumentu przeciwko mnie z obroną w postaci tej całej ich toksykologii.

I tu trzeba być facetem i mieć siłę temu wyzwaniu sprostać. Z jednej strony walka o małżeństwo i żonę a z drugiej strony o swoją godność.
A ona z tej wygranej będzie dumna z siebie, lecz jak zrozumie po czasie co straciła to bardzo będzie tego rozwodu żałowała.   Przegrany - czyli ja - zawsze coś wygra. Przede wszystkim wolność od toksyn.

Nadal szukam sposobu na rozwiązanie tego problemu by uratować małżeństwo przed rozwodem i dostrzegłem jeszcze jedno światełko w tunelu...

Porozmawiałem jakiś czas temu z żoną mojego wujka, która po 20 latach przyjaźni stanęła z Nim przed ołtarzem.
I to, co mi na mój temat powiedziała (zwłaszcza na koniec), dało mi do do myślenia.
Jej zdaniem to teściowa jest "psychicznie chora" jeśli twierdzi tak o mnie względem MPD, że to jest absurdalna bzdura gdyż Ona (ciotka) swego czasu pracowała z gościem który miał MPD w mocno zaawansowanym stopniu na Politechnice, gość był informatykiem i miał w tych tematach "łeb jak sklep". Przez "częste gęste" rozmowy z Nim zgłębiła prawie do perfekcji tematykę MPD. Co więcej z tą chorobą borykał się nikt inny jak sam Einstein, facet leworęczny, a jego inteligencja i przysłowiowy łeb był większy niż hipermarket.
Więc jak się ma moje schorzenie do MPD a idąc tym tropem dalej do osoby psychicznie chorej??? Odpowiedź jest prosta.
Moje schorzenie to nic innego jak błąd w sztuce lekarskiej podczas jakiegoś zabiegu. I tyle.
Jej zdaniem to w teściowej "diabeł tkwi w szczególe" i jest potwornie silną osobowością ze zdolnościami do manipulacji. Zaczęła się "dobierać" do mnie i ktoś taki jak ja, wreszcie odważył się jej postawić. Stałem się niewygodny bo nie dałem się przerobić na jej modłę, więc trzeba mnie wyeliminować z rodziny.
Żona jest zmanipulowana przez nią, zastraszona bała się stanąć w obronie mnie i małżeństwa i z tego strachu przed mamą wyłania się obraz nieodciętej pępowiny u nich.
I reasumując tutaj istnieje prawdopodobieństwo toksycznego trójkąta, lecz mega problemem jest toksyczna teściowa ze zdolnościami manipulacyjnymi.
I tu jest cały problem. Żona nie widzi niczego złego w jej relacjach z mamą, bo jest zastraszona przez nią. zmanipulowana w kierunku rozwodu brnie na ślepo sterowana mamą, bo ja się nie chcę podporządkować teściowej i "wpasować" do tego trójkąta.
I Ciotka wiedząc o mojej batalii odbicia żony lub oderwania jej od zaborczej teściowej, poleciła mi pójść po pomoc i poradę do księdza, który nam udzielił ślubu. On będzie wiedział na czym problem stoi, ma o tych sprawach gigantyczną wiedzę i na pewno wpłynie na żonę i teściową. Sakrament małżeństwa to nie przelewki. Żona musi zrozumieć że ma męża i to on jest teraz najważniejszy.
Prędzej czy później dojdzie do zgrzytu miedzy nimi obiema z twojego powodu. Ona zatęskni za tobą i będzie toczyć wojnę z mamą o swoje małżeństwo. A tutaj ksiądz może ten spór przyspieszyć.
Czeka cię terapia małżeńska i jej zdaniem po mnie widać, że jestem gotów na to wyzwanie, ciężka robota przede mną ale małżeństwo jest z jej punktu widzenia do uratowania.

Po tej rozmowie zastanowił mnie fakt, że skoro żona daje się sterować diabłem w osobie swojej mamy i postępuje tak a nie inaczej, to dlaczego jest taka chętna do wycieczek i pielgrzymek z księdzem na Jasną Górę czy Lichenia. Mówiąc ogólnie to w jej przypadku Diabeł i Bóg dzielą jeden stół a na tym stole rozszarpują ją na pół, kto ile da przeciągnąć na swoją stronę.
Ja zrobiłem co mogłem, nie poddaję się w tym staraniu o nią i sam doszedłem do wniosku, że bez pomocy osoby z zewnątrz to w żaden sposób nie uratuję małżeństwa. Ona jest zaszczuta przez matkę, moje i mojej rodziny gadanie i staranie się, by do niej dotrzeć ma w niskim poważaniu, więc ostatnia deska ratunku jest w rękach księdza. Potem już tylko z krętej górki wspólnymi siłami wyjdziemy na prostą.
Jeśli polegnę i ksiądz nic nie wskóra, to przynajmniej nie będę miał za parę lat pretensji do siebie, że nie walczyłem o swoją żonę i małżeństwo. Bo najłatwiej jest się poddać i nic nie robić.

Wypowiedź jednej z naszych szanownych internautek z tegoż portalu - Macochy - umocniła mnie w tym przekonaniu, by skierował swoje kroki do osób duchownych.
Jej zdaniem to "nie jest walka między Bogiem a diabłem a między walniętą w łeb teściową która nie chce wypuścić z gniazdka swojego pisklaczka.
"Bogobojne" teściowe są zawsze najmądrzejsze..szkoda tylko, że nie szanują i nie słuchają tego co jest w Piśmie Św.napisane.Małżeństwo rzecz święta i żona ma męża a nie mamę, ciocie, wujka, siostrę - MA MĘŻA. Niestety toksyczne matki samotnie wychowujące swoje córki lub matki które wychowują synków na tych co to święci są to najtrudniejszy orzech do zgryzienia.Ty masz właśnie taką teściową , ja miałam właśnie taką matkę.ja swoja matkę zostawiłam to jedna z tych spraw toksycznych które niestety w imię wielkiej miłości rozwalały moje życie na milion kawałków.
Moim zdaniem sprawa jest prosta albo ktoś przemówi Twojej żonie do rozsądku i odetnie pępowinę albo nie masz o co walczyć...pocieszający jest jeden fakt. Z czasem dojdzie do tego, że Twoja zona zrozumie co zrobiła jej matka - nie Ty...i efekt będzie taki, że ją znienawidzi....jeśli Ci na niej nadal zależy to obyś Ty w tym czasie nie był już "byłym" mężem...."

Więc jeśli ksiądz do niej dotrze, potrząśnie ją, dziewczyna zrozumie na czym stoi i którędy ma pójść "po rozum do głowy", zobaczy że jej partner jest gotów walczyć o nią i małżeństwo, to na terapii psycholog nie da się tak ławo w konia zrobić i wyciągnie ją z tego psychicznego dołka.

Ktoś może powiedzieć, że jestem ewenement... teściowa wespół z żoną rozpieprzyły go psychicznie, zrobiły wrak z człowieka, a jemu dalej nic, on dalej idzie taranem na nie jak terminator. Ale w myśl słów Pisma Świętego - małżeństwo rzecz święta i basta.

Od końcówki czerwca jestem teraz sam, żona na (chyba) miesięcznym wyjeździe w sanatorium (gadanie było z jej strony, że nie jesteśmy już razem, to po co Ci to wiedzieć gdzie jadę i na ile czasu) - tydzień temu zaczęła, teściowa podejrzewam, że sama siedzi w domu. Toksyczny trójkąt jest jakby w rozsypce.

Żona nie ma stałego kontaktu (wzrokowego itp) z mamą - tylko przez telefon, do mnie zadzwoniła tylko raz w ciągu tego tygodnia po godz. 23, bo potrzebowała nr tel. do znajomego. Nie miałem i nie chciała mojej pomocy a po sobie nie dałem poznać, że rozpaczam i ubolewam nad rozstaniem.
Dziewczyna pewnie się łamie w sobie i zaczyna tęsknić, bo jest sama, maż jej nie odwiedza, nie pisze i nie dzwoni jak kiedyś,  mama też tam pewnie nie zagląda codziennie.
Nie gram zrozpaczonego faceta i nie piszę do żony żadnych esków na zasadzie proszę wróć/wróćmy do siebie i takie tam biadolenia, bo wiem, że puści to dalej do mamy, a ona jej "przetworzy" to na swój toksyczny pogląd i odpowie córce, by mnie, pogrążyć w oczach żony.     
I może teraz prawo przyciągania smile cosik zadziała wobec żony , bo mimo, że jest teściowa na linii, to znalazłem sposób by ją zneutralizować: żona dostaje sporadycznie eski: co tam słychać kochanie?; jak Ci tam leci?; kocham cię z czułym dodatkiem o niej albo emotikona. I to jest z mojej strony wszystko, a że pozostają głuche i bez odpowiedzi to mi wisi i powiewa.
Matce nie ma co odesłać do przetworzenia, mi nie odpowiada a ją to na pewno wkurza i możliwe, że miękną jej 4 litery.

Słowem zakończenia...

Dojdzie do rozwodu, żona przejrzy na oczy jakie spustoszenie jej matka w życiu zrobiła, ja może z tego małżeństwa wyjdę na wolność "wygrany" ale moja świadomość tego, co czeka w przyszłości "eks-żonę" mnie przeraża. Nie mam już sił, pomysłów i sposobów, by osobiście jej na tą kosmiczną dla niej patologię oczu otworzyć i jeszcze zawczasu uratować. Dla niej i matki jestem kretynem delikatnie mówiąc.

Ostatnia deska ratunku dla mnie to ksiądz - z Nim żona jest gotowa iść nawet na kolanach na pielgrzymkę - może Jemu się to uda dokonać na czym ja poległem.
Żyje nadzieją, że z tego małżeństwa coś jeszcze będzie, nadzieją, która z jednej strony jest matką głupich, a z drugiej - kościelnej strony - umiera ostatnia.
Na efekty "interwencji" księdza muszę się uzbroić w cierpliwość i poczekać prawie do końca miesiąca...

18

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

wydaje mi się że Twoja żona miała ułożony plan na życie. oczywiście przez mamusię. renta? ok pracować nie trzeba. mąż by się przydał bo co ludzie powiedzą. mąż jest? więc mamunia nadal dyktuje sposób życia teraz 2 ludzi. niestety nie przewidziała że mąż może nie uważać nieomylnej tesciowej za wyrocznię. i stąd problem. podziwiam Twoją siłę, współczuję straconego czasu i życzę wszystkiego najlepszego zarówno Tobie jak i Luizie

19

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

moja niedoszla tesciowa mi przyslowiowo w tylek wchodzila ale jak przyszlo co do czego to ja bylam ta najgorsza..moj ex byl jedynakiem wiec juz w ogole ciagle tylko zazdrosc o mnie, gadanie jaka to ja jestem niedobra ze mamusi synka zabieram, a przy mnie? Ojj ty jestes taka wspaniala dziewczyna, tak cie lubimy i w ogole...Naprawde cholernie falszywa osoba. Non stop wtrącanie się, wypytywanie, na synka nie dala slowa zlego powiedziec, ba, nawet w zartach... A teraz po zerwaniu ładne tam na mnie muszą komentarze leciec smile

Współczuje Ci z calego serca... Najgorsze co moze byc gdy ktoś się wtrąca i robi wode z mozgu innym...

20 Ostatnio edytowany przez bags (2012-07-03 21:33:38)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Ewaa co do renty to trafiłaś w 10.

Teściowa "uziemiła" tym żonę (lekka skolioza kręgosłupa i w efekcie dziewczyna jest "roślinką") i tego samego chciała "dokonać" ze mną. Była wściekła ale nie okazywała tego po sobie, że nie słucham się jej "dobrych rad", nie startuję do ZUS-u w sprawie grupy, następnie bym odszedł z pracy na rentę socjalną - pracujesz to dostaniesz od ręki. Ale chyba w tym swoim idealistycznym, toksycznym amoku zapomniała, że zmienili zasady i warunki jej przyznania. Ja o tym temacie renty od dawna wiedziałem co się święci i kroi przez działanie naszych władz "w warsiawce na wiejskiej"

Gdybym tkwił w tym bajzlu dalej to by były 3 osoby pod jej dyktaturą. Jest jeszcze teściu - osoba neutralna jeśli chodzi o sprawy moich dziewczyn, ale znając już do szpiku kości wykwalifikowane zdolności teściowej to ta Jego neutralność ma drugie dno... nie problem się domyślić jakie.
Trójkąt toksyczny - 3 kąty, dziewczyny razem na górze i faceci po bokach na dole... dlaczego zostałem wyrzucony poza obrys figury??? Niezła zagadka, którą ja już rozwiązałem. Ona jest gotowa użyć wszelkich środków by dopiąć swego... jak doszedłem co jest gotowa nawet bez wahania poświęcić dla córki to "odpłynąłem z krzesła" - własne małżeństwo.

Cały wic w tym, że teściowa nie wchodziła nam w drogę w trakcie luźnego związku, dopingowała trzymając kciuki w drodze do ślubu. Dla niej byłem ten cudowny i wymarzony materiał na męża dla córki, lepiej dziewczyna trafić nie mogła. I trafiła... kosa na kamień w parę miesięcy po ślubie jak tegoroczne śniegi stopniały.

Od połowy maja zgłębiłem na wszelkie sposoby tematykę toksycznych ludzi, związków i relacji... przeczytałem wątek Luizy i zdębiałem po jego przeczytaniu. Jedna różnica w tym jest taka, że z mojej strony żona jest jedynaczką a reszta to praktycznie i dosłownie "wypisz wymaluj" scenariusz mojego życia w wydaniu wątku Luizy.

Odbyłem rozmowę z księdzem jak równy z równym w tym toksycznym temacie - ale co by nie mówić to Oni są jak Einstein w tej materii - wiele nowego i "ciekawego" się dowiedziałem (jak choćby pojęcie mało znane - niemy krzyk - a mające miejsce w takich i moim przypadku) i próbuje szczęścia dalej.

Żona jest warta mojego poświecenia, doszukałem się sam i wspólnie z księdzem znaków, sygnałów wołania jej o pomoc; znając podstawy psychologii potrafię sobie wyobrazić co ją czeka, jak zrozumie co jest grane - jak powiedziała to Macocha w swojej wypowiedzi. A z czasem to tak jak w teorii przyciągania - trzeba dać czas czasowi i nic na to nie poradzę że jest on stracony w tej walce o małżeństwo, które jeszcze istnieje.

Ziemniaczana,

komentarze lecą hurtem bardzo bogate w łacinę na nas jak światłowody i nie tylko na takie osoby My, Luiza i Nam podobni.
Na szczęście jesteśmy odcięci od tej magistrali kretynizmu i nie musimy tego wysłuchiwać.

Mi określenie MPD wobec mnie wystarczyło... lepszego dowcipu jeszcze nie usłyszałem.
Unieważnienie ślubu mam już jak wróbla w garści, teraz tylko kwestia czasu jak to się dalej potoczy a dla teściowej mam przygotowaną baaardzo długą i humorystyczna ripostę w rewanżu. Aż ją toksyczna krew zaleje.

21

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witam wszystkich pokrzywdzonych i żyjących w toksycznej relacji-jeszcze.opisze wiecej na temat swojego można powiedziec już bylego związku. Bags-prawie wszystko się poklada na moja historie.znam swoja eks od dzieciństwa ta sama wioska?ale nigdy nie zwracałem na nia uwagi.zycie chcialo abyśmy trafili na siebie.ja w pewnym momencie swojego zycia wyprowadziłem się do poznania pracowac?mieszkałem tam ponad dwa lata ona tam studiowala pierwszy rok i już na początku zaprosiłem ja i koleżankę na kawe do siebie a po czasie ona mnie i tak się zaczęło?szybko zamieszkaliśmy razem?było swietnie?tak samo namiawiala mnie na zaręczyny ( ja mowilem ze to powazna decyzja i jeszcze musimy poczekac) Az w koncu jakies 9 miesiecy pozniej się zaręczyliśmy. Ale już wczeniej namwiala mnie na dziecko?na ślub itd.po zaręczynach nagle zaczelao się wszystko sypac.zaczela dłużej być w domu bo zajecia były nie każdego dnia.stala się bardzo zazdrosna o mnie zaborcza,zaczela się panicznie bac ze mnie straci,wmawiala mi na sile zdrade?jakiej nigdy nie było.robila mi awantury o byle co takie o jakich polowa nie ma w ogole pojecia ze mogą być?najpierw pomagałem jej rodzinie w każdej dziedzinie zycia?naprawiałem maszyny rolnicze, robilem wszystko by było dobrze w pewnym momencie zauważyłem ze im to pasuje bo ja jestem człowiek do roboty a oni w tym czasie nie będą już się martwic żeby zapłacić majstrowi.ja nie chciałem niczego od nich nigdy?bo z jakiej racji miałem od nich cos brac?wystraczylo mi ze mogę pomoc i to ze mam ?ja?robilem to dla niej.ale w pewnym momencie to już stalo się uciążliwe?do pracy wstawałem o 4:30 wracalem o 18 i często jeszcze do 23-22 robilem u nich bo jakas maszyna nawalila.ile bym mogl tak zyc?brakowalo mi już sily.ale musialem dawac rade?gdy w pewnym momencie wyraziłem swoje zdanie o nich wszystkich jej osobiście w mieszkaniu u mnie w poznaniu ona po klotni opowiedziala w domu co powiedziałem i od tamtej pory zaczeli mi podkładać klody pod nogi?mam ojca alkoholika i zaczeli mnie do niego porównywać a ja jestem zupełnie inny.mam miekie serce,jestem wrażliwy,nigdy nie będę taki jak ojciec?chce mieć rodzine,pracuje,nie mam nałogów,nie stoje pod sklepem jak polowa moich kolegow z rocznika,mam cel w zyciu,pasje itd.ale oni jej wmawiali na sile co ja robi i mowie często dodając pewne cuda..ona wierzyla im.nie mnie.cokolwiek jej nie powiedzieli było to powodem aby odejść(a ja mam sumienie czyste)ale na nic to ze tak się zachowałem wobec niej.owszem udalo mi się wiele razy odbic piłeczkę ale nikt by nie wytrzymal gdyby ciagle mieszal ktos was z blotem,ja z sercem?a ktos do mnie z nozem,ja pomagam wdzięczność na jeden dzien a po 2 dniach już nie pamieta,tak zylem ponad 1,5 roku bo to trwalo jeszcze do niedawna?nie jesteśmy razem już prawie rok?ale spotykalsimy się w ukryciu itd.wiele razy okazaywala skruche po czasie gdy zaczela rozumiec pewne rzeczy ale tez na moment bo gdy tylko u niej w domu widzieli ze znowu jestem ja zaczynalo się znowu gadanie do glwy?wielu podlych rzeczy?ja wiem ze ona mnie kocha.ostatnio była u mojej siostry i mówiła ze mnie kocha i nawet płakała?ale ze nie może być ze mna bo ona che zycia gdzie może normalnie odwiedzic rodzine?a ja wiem ze ona się boi przeciwstawic?to chyba ta jedyna dobra rzecz.ale za czyny i to co robimy odpowiadamy my sami nikt inny.mainupolwala mna.obrazala mnie,mieszala z gownem,ona i jej rodzina zrobila ze mna potwora na calej linii?lecz jest pewna roznica?.ze ja mam swietna prace/mam wykształcenie/umiejętności/ze tak można powiedziec dar od boga?i radze sobie w zyciu ja taki potwor?przeciez.a ona ma jakies tam cele ale nic jej nie wychodzi.2 razy wyjechala do Niemiec?wróciła to ja ograbili z kasy i tyle było a jak się zaczela kasa konczyc znowu się odezwala do mnie i się zaczęło?2 miesiace bez odzewu i Nagle znowu chec na milosc-trwalao to tydzień?wyglądało tak.namowa do spotkania-seks,drugi dzien to samo,3 to samo?no i powoli zaczela się wypytywac co robilem bez niej(a ja byłem święty bo nie umiem wskoczyc w ramiona innej kobiety-nie uciekam od tego w ten sposób,nie puszczam się itd.)zaczynala się doszukiwac powodu do klotni na wlasne zyczenie i w koncu w rece wzieli to wszystko w rece jej wspaniali rodzice i rodzinka?i na nowo emocje/brak apetytu/nerwy/stres ze zyc się nie da?wmawianie sobie ze winny jestem ja?znowu to moja wina?i nadal tak jest ze czuje się winny.czuje się zle we wlasnej skorze.nie wiem jak z tego wyjsc?mowie sobie kurde mam wszystko?kase/motocykl/wyglad/prace/itd.nie daje mi to szczescia?nic mnie nie cieszy.wszystko jest trudne.mysle o niej.w sumie nie ma nic dobrego ale mysle.sni mi się ona.jest wszedzie.zamkne oczy i jest.wiele razy plakalem jako facet ze nie dawalem rady?były dni zalamania?robilem wszystko by to naprawic.ona nie robila nic?ja dalem co moglem zawsze?ale w druga strone tego nie było?czemu jest tak ze mimo ze wiem ze mojej winy w tym Malo to ja czuje się winny o wszystko?czemu tylu dobitnych powodow nie widze?czemu jeśli ona znowu zechce się ze mna spotkac ja zawsze się zgodze?dam jej to a ona znowu się mna zabawi???byla pewna sytuacja ze miałem z nia isc na wesele jej kuzyna 16.06 ale nie moglem bo jak bym się czul w jej rodzinie???odmowilem wiec zaprosila kolege i wystawila zdjęcia z tego wesela na fcb aby mnie bolalo.i zabolało.nie mam jej w znajomych ale ma ja moja siostra?i znowu emocje wróciły?w pewnym momencie stweirdzilem ze napisze smsa do niej?i tak doszlo do spotkania?w którym umówiła się ze mna.jak się okazalo jest umowiona już na kawe z kims innym?i zaproponowala ze po tym spotkaniu około 23 możemy się zobaczyc?i było tak.ja czekalem na nia jak zawsze a ona się spóźniła 2 godziny wróciła od tego goscia o 1 w nocy?ja to widziałem?calowala się z nim w aucie?a pozniej odebrala telefon odemnie i wyszla do mnie i uprawioala ze Man seks jak zawsze tylko o to jej chodzilo?a dla mnie to takie proste nie jest?ja widziałem jak się z nim caluje a ona wprost w oczy powiedziala ze ?nie?a ja ze widziałem-a ona ze tak dodala na koniec ?i to namiętnie??do dzis slysze te slowa w sobie.nstapnego dnia spotkala się ze mna znowu?oczywiście na cala noc w hotelu aby dostac to czego chce?dla mnie to uczucie dla niej byle co?była to sobota a ja w poniedziałek już wracałem do pracy do Finlandii?a ona miala wyjechac do Niemiec i wyjechala jako pomoc w opiece.mialem znia kontakt?znalazla się na miejscu okazalo się ze dziadek który miał 73 lata i Alzhaimera klepal ja w Tylek i na drugi dzien przytulil i zparoponowal kontakty seksualne?oczywiście o pomoc zwróciła się od mnie?ja byłem gotow i moja rodzina jechac po nia?oczywiście wdzięczność za to jeden dzien po 2 dniach nastawienie wróciło do normy?odebrala ja osoba u krotej zajmowala się wczesniej 2 miesiace?i tam chyba jeszcze jest.oczywiscie kontak z nia miałem ale taki ze szkoda gadac?raz dobrze cigale pretensje/szuklanie powodu do klotni itd.ona tam wyjechala w piątek a w niedziele była już u jej znajomej i tak jej dobrze?nie majac pracy wiele kasy siedziec u kogos bo ktos jej zaproponowal ze może być ile chce?dodam ze SA to osoby które maja po ponad 35 lat a ona ma 24 faceci tak samo?i poszla w sobote na impreze tydzień pozniej jak mi napisala ze ja okradli z komorki/dokomentow itd.od tamtej pory nie mam z nia kontaktu?bo zauważyłem ze ten kontak nie daje mi sily do zycia tylko mi odbiera checi na Zycie?urwalem to.i ponad tydzień już nie ma z nia kontaktu?i jak zwykle.smutek.tesknota-mimo ze ten kontakt był zly?zazdrość o nia itd.nie wiem co robic?ta wypowiedz jest taka chaotyczna Tyle mialbym do powiedzenia ale nie da się tak?mam tyle mysli w Glowie.stawalem na Glowie dla niej zawsze mimo ze spotykala się z innymi,smiala się ze mnie to boli,miala gdzies ze mowie do niej ?kocham cie??teraz mam za swoje?nie wiem już gdzie to wszystko umieścić???mam czasem dobre dni a czasem takie ze wszystko widze czarno?ciezko się zyje bez niej.w koncu mam tyle dobrych chwil z nia?ale co z tego jak stalem się nikim tak szybko?tego się nie da opisac.raz tak raz tak?nie rozumiem tego???opetala mnie swoim kokonem miłości i nie umiem z tego wyjsc do dzis a trwa to tak dlugo?

22

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Ehhh, Panowie...

Po pierwsze bezradny23, piszesz "zycie chcialo abyśmy trafili na siebie" co jest gucio prawda bo z Twojego watku pamietam, ze z uporem maniaka o nia walczyles i upierdliwie sie przy niej kreciles, takze nie zycie chcialo ale Ty wink

Bags, podziwiam... Nie wiem co powiedziec ale z doswiadczenia juz wiem, ze bez sensu jest starac kogos zmienic, otwierac oczy i "ratowac", jesli ta osoba tego nie chce. Moze lepiej zostawic mamusie i corcie sobie, z opisu wychodzi, ze sa siebie warte.

Po co Ci taka kobieta, co mozesz z nia robic w wolnym czasie, jak sie realizowac? Ona z lenistwa nie chce chyba nic robic...

Ratuj siebie ziom, siebie tylko smile

23 Ostatnio edytowany przez bags (2012-07-14 23:15:56)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bezradny23...

Przeczytaj sobie wątek pt. toksyczni teściowie... nieodcięta pępowina... na tym forum. Tam "między wierszami" znajdziesz wskazówki dla siebie - porady ludzi z podobnym do naszych problemów dla innych pokrzywdzonych przez los w temacie toksykologii.
Jak mniemam jesteście nadal narzeczeństwem, więc jedyna opcja dla Ciebie to postawić przyszłej żonie twardo i stanowczo jeden warunek: albo terapia dla par (terapia małżeńska potocznie określana) albo definitywne rozstanie.
Będzie bolało, to wiem po sobie ale niestety tutaj trzeba być stanowczym i jak zgodzi się na terapię to dopiero po niej "myślta" w temacie ślubu. Jeśli Ci nadal na niej zależy, to walcz ale musisz się trzymać jednego warunku: ograniczyć jej kontakty z rodziną do minimum. Musisz jej sam lub przez kogoś, kto jest dla niej autorytetem jakoś wytłumaczyć, że musi się odseparować od toksycznej rodziny a nie odcinać pt "palić mostów"; bierzecie ślub więc to Wy stanowicie teraz jedność a nie, że Ty jesteś w tej rodzinie dostawką - tak jak to miało miejsce w moim przypadku. Jeśli tego nie popiera i protestuje trzymając stronę rodziny - nie masz innego wyjścia jak powiedzieć żegnaj.

Un hombre...

"Nie wiem co powiedziec ale z doswiadczenia juz wiem, ze bez sensu jest starac kogos zmienic, otwierac oczy i "ratowac", jesli ta osoba tego nie chce. Moze lepiej zostawic mamusie i corcie sobie, z opisu wychodzi, ze sa siebie warte."

Ja jej nie muszę i nie staram się zmienić, natomiast wiem, że ona tej zmiany chce jakoś sama od siebie dokonać. Tylko presja nadopiekuńczości -choć i to jest delikatnie powiedziane - matki jest w tym wypadku mega szkodliwa (toksyczna) dla niej.
To jest potwornie patowa sytuacja, w której sprzeciw wobec "rygorom" narzucanym przez matkę jest jak wyrok śmierci na mojej żonie.
Dziewczyna ma plany, marzenia, ambicje itd. ale niestety "kat w spódnicy" ją wykańcza psychicznie i ona jest w tej sytuacji bezsilna.
Tą sytuację najlepiej opisała Macocha wyżej, że problem jest tylko i wyłączne z :teściową która nie chce wypuścić z gniazdka swojego pisklaczka."Bogobojne" teściowe są zawsze najmądrzejsze..szkoda tylko, że nie szanują i nie słuchają tego co jest w Piśmie Św.napisane.Małżeństwo rzecz święta i żona ma męża a nie mamę, ciocie, wujka, siostrę - MA MĘŻA. Niestety toksyczne matki samotnie wychowujące swoje córki lub matki które wychowują synków na tych co to święci są to najtrudniejszy orzech do zgryzienia.Ty masz właśnie taką teściową , ja miałam właśnie taką matkę.ja swoja matkę zostawiłam to jedna z tych spraw toksycznych które niestety w imię wielkiej miłości rozwalały moje życie na milion kawałków.
Moim zdaniem sprawa jest prosta albo ktoś przemówi Twojej żonie do rozsądku i odetnie pępowinę albo nie masz o co walczyć...pocieszający jest jeden fakt. Z czasem dojdzie do tego, że Twoja zona zrozumie co zrobiła jej matka - nie Ty...i efekt będzie taki, że ją znienawidzi....jeśli Ci na niej nadal zależy to obyś Ty w tym czasie nie był już "byłym" mężem...."

Moja partnerka jak jest z dala od matki i poza jej polem toksycznego działania jest zupełnie inna, zwrot w zachowaniu do opisanego jest o 180 stopni. Przeorałem wiele wątków, wypowiedzi osób z podobnym do żony problemem w necie i z tego można wyjść samemu, ale trzeba chcieć, bardzo chcieć. Chcieć się postawić oprawcy i wziąć sprawy w swoje ręce. Ale niestety, żona tego chce lecz jest do tego stopnia zmanipulowana, że nie ma odwagi się postawić.

http://forum.abczdrowie.pl/forum-psychologia/294343,toksyczny-trojkat-z-tesciowa
na tym forum jest ten sam temat poruszony i na podstawie wypowiedzi tamtejszego specjalisty - nomen omen poparte rozmowami osobiście z psychologiem i księdzem z tym samym stwierdzeniem - działam. Nie dałem rady samemu dotrzeć do żony, uświadomić jej skali problemu, to przekazałem pałeczkę księdzu. Polegnę z Nim to wtedy separacji ciąg dalszy i sam zakończę temat małżeństwa.
Czekam teraz na "napisy końcowe" konfrontacji żony z księdzem i w najbliższych dniach lub tygodniach sprawa się wyjaśni.
Pójdzie na moją stronę to dobrze, stanie po stronie matki, trudno i żegnajta. Z dołka po rozstaniu już wyszedłem a finał to dla mnie czysta ciekawość. Bo najwięcej docenia ten co w ostateczności traci, a nie ten co próbuje coś jeszcze zrobić. Program RWD - ratuj własne 4 litery - jest w pełnej gotowości.

24

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Przeczytałem Twój wątek i jedynie co mogę Ci na pocieszenie powiedzieć to: nie wiem co to są toksyczni teściowie. Z żoną mieszkaliśmy z dala od jej matki i moich rodziców, którzy nigdy do niczego się nie wtrącali. Ale i tak nie ustrzegło mnie to przed katastrofą zwaną rozstaniem i rozwodem do którego dojdzie. Człowiek musi widocznie przecierpieć swoje, a na wypróbowanie wszystkich wariacji nieszczęść i porażek chyba nie wystarczyłoby nam życia. Ja w każdym razie nie chcę już próbować...

25

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Krótko mówiąc 3 i czasem 4 osoba w małżeństwie - nowy model związku małżeńskiego = makabra - która jest jak wszechwiedząca wyrocznia a partner patrzy w nią jak w obraz. Wypowiedź Luizy u mnie to dopiero początek góry lodowej - resztę masz w podanym wątku.
Nie da się ukryć, że jest to teraz temat tabu jak kiedyś był sex - patologia ciężka czasem do zrozumienia bez znajomości podstaw psychologii, a spustoszenie we łbie tacy ludzie robią gorsze niż po alkoholu, narkotykach itp. Istne pranie mózgu.

Przeczytaj sobie wątek polecany bezradnemu i wejdź na strony:
http://adonai.pl/rodzina/?id=87
http://www.magnoli.pl/?cat=12   po prawej stronie pod rysunkami najpopularniejsze wpisy.
Od tego zagadnienia to aż ekran wysiada - tyle tego jest na necie.

Masz prywatnie gdzieś dojścia do psychologa "po sąsiedzku' to sobie pogadaj z ciekawości. tylko na włosy uważaj bo błyskawicznie czasem dęba stają w tym temacie.

To w tym wypadku szczęściarz z Ciebie co do teściów, ale widmo rozwodu nade mną też wisi.
Ale na przyszłość - dobrze Ci radzę - byś poznał podstawy tej kategorii osób. taką nawet możesz mieć osobę w pracy lub partnerkę w nowym związku. Nauka asertywności i reakcji śmiechem na przycinki od takich osób w tym wypadku to najlepsza metoda walki.

26

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bags wiesz co???ona byla moja narzeczona kupe czasu temu...w tym czasie sie schodzilismy,rozchodzilismy itd.teraz szczerze powiem ze wszystko stracone na pewno.nic nie wskóram slowami,wiadomosciami czym kolwiek momozilwym...po prostu jest to nie mozliwe.wiem o tym...tak czuje w sobie.ona nie zdaje sobie sprawy z tego...nie ma pojecia jak to jest...i tyle.zyje w swoim swiecie i nic nie jestem wstanie wskorac...kompletnie nic.chcialbym cofnac czas i rozdac karty inaczej ale sie nie da...nie wiem???tak mi wbila sie do glowy ze nie moge sie uwolnic od tego i ja to wiem...ona tez to wie ale olewa to.mimo ze jej zachowanie wiele razy bylo takie samo i wracala do mnie...tzn miala ochote wrocic o tak ale trwalo to kilka tam dni i znowu szukala powodu do odejscia...taka zabawa mna.trudno to opisac.na wlasne zyczenie faktem jest ze dalem soba tak pomiatac i mimo tego ze mowila...wiele razy-zrozumialam swoje bledy chce to naprawic,dajmy sobie szanse,trwala w tym przekonaniu do momentu kiedy powiedzialem np.cos nie w jej guscie...albo wypowiedzialem sie wlasnym punktem widzenia...i tak bylo przewaznie.nie moge sie pozbierac z tego.mimo ze odnosze sukcesy zawodowe itd.nie daje sobie rady to mnie dopada...itd.wszystko od nowa itd.ciagle to samo...wiele razy postanawialem sobie teraz juz na pewno koniec itd.ale  trwalo to do momentu kiedy mysli znowu mnie nie dopadly...nie umiem jej odmowic,nie umiem byc stanowczy...robie ze mna co chce...i tyle.jak to sie stalo nie wiem???ale tak jest.

27

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Hej

Sorry, nie czytałem całego wątku bo straaaasznie długi.
Strasznie się rozpisujesz.

Ale powiem tak:
Z teściową nie ma co walczyć.
Trzeba zaakceptować fakt silnej więzi z żoną.
Trzeba się tylko starać zminimalizować jej wpływ na Twoją relację z żoną.
Najlepiej przenieść się z żoną na swoje.
A jak nie można bez teściowej to z teściową.
Najlepiej by było gdyby nowe mieszkanie było tylko Twoje albo Twoje i żony.
Takie żeby teściowa nie miała do niego żadnych praw. Żeby ona nie była na swoim.

Moja teściowa też jest toksyczna. Ale ona ma męża (Twoja chyba nie ma) i mieszkają w innym mieście 200km od nas.
I jest względny spokój. Chociaż oddziaływanie nigdy nie zniknie.

Za dużo tych kłótni w Twojej relacji z teściową. Szkoda nerwów.
Dużo lepiej stosować technikę ignorancji.

28

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witaj Zorro,

Moja teściowa ma męża i zarazem ojczyma dla żony. Problem w tym, że on jest neutralny sam z siebie, albo neutralny bo zmanipulowany i szantażowany przez nią.
Kłótnie były w większości o obronę mojej osoby przed wpływami teściowej i statusu małżeństwa. Jak są we dwie to ja nie mam życia ani nic do powiedzenia z racji bycia mężem.
Co do żony i mnie to zamierzam tak zrobić, innego wyjścia nie widzę. To jest jeden z głównych moich warunków powrotu do siebie. Więc albo małżeństwo i ograniczenie oddziaływania teściowej na nas albo żegnam.

Tutaj podobno można to oddziaływanie zakończyć całkiem poprzez terapię małżeńską i uświadomienie "toksycznemu" partnerowi, że to nie jest prawidłowa relacja rodzinna i dużo zależy od jego silnej woli. Są przykłady na necie, że się da... ale chyba nie zawsze.

29

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witam. Jestem teściową...ale nie taką jak myślicie. Może jestem wyjątkiem, ale są ku temu powody.. To co sama przeszłam przed laty ze swoją teściową, wystarczy by całkowicie zmienić podejście do życia, a także wystarczy, by nabawić się potężnej nerwicy. Więc współczuję wam serdecznie, bo nawet teraz, po latach, słowo teściowa wywołuje u mnie dreszcze. Pozdrawiam!

30

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bognaboch7 co do tego, że jesteś tą odpowiednią i właściwą teściową dla partnerów swoich dzieci, to nie mam ku temu wątpliwości, skoro znasz ten toksyczny temat do drugiej strony medalu. Takie doświadczenie życiowe daje w kość do samego szpiku a nabawienie się nerwicy to czasami jest baaardzo delikatnie powiedziane.

W tym całym toksycznym mechanizmie i taktyce działania takich matek, nie potrafię pojąć czym to jest tak na prawdę podyktowane. Czy one same może zapomniały, że też były kiedyś młodymi dziewczynami z marzeniami o tym "idealnym" partnerze, materiale na przyszłego męża. Chcących dla siebie i swojej przyszłej rodziny takiej niezależności o jakiej ja i praktycznie każdy młody człowiek, wstępujący na taką nową drogę życia marzy. Same kiedyś opuściły rodzinne gniazdo z zamiarem założenia własnego, by stać się niezależnymi osobami od rodziców. Przecież wychowywane były przez swoich opiekunów dla świata a nie dla ich wygody na stare lata.
A tutaj jawi się to jako ewidentny z ich strony lęk przed odrzuceniem, osamotnieniem, pozostawieniu samym sobie i etc.
Istny wychowawczy absurd, który z ich punktu widzenia jest jak najbardziej normalny, robiąc nie tyle wodę co niezłe pranie mózgu własnemu dziecku. Poprzez małżeństwo spadają na ten przysłowiowy drugi plan zaraz po partnerze życia dla ich dziecka a w tej sytuacji ciągle chcą grać "pierwsze skrzypce" rujnując marzenia, plany własnemu dziecku i młodym na starcie w dorosłym życiu.
Boże... widzisz i nie grzmisz!

31

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
bags napisał/a:

W tym całym toksycznym mechanizmie i taktyce działania takich matek, nie potrafię pojąć czym to jest tak na prawdę podyktowane.

Zapewne matka jest uzależniona (emocjonalnie) od córki. I w pewnym stopniu na odwrót (również finansowo).
Zapewniają sobie wzajemnie poczucie bezpieczeństwa. A jeśli Ty stanowisz zagrożenie dla teściowej to ona odpowiednio indoktrynuje córkę.
Nic na to nie poradzisz co matka mówi córce gdy tego nie słyszysz.
A nawet jeśli słyszysz to zwracanie uwagi, żeby się nie wtrącała będzie tylko wywoływało niepotrzebne kłótnie.
U niej w domu jesteś tylko gościem. I musisz się w dużym stopniu podporządkować.
Więc albo mieszkanie u teściowej i podporządkowanie się jej, albo - własne mieszkanie.

Wątpię, żeby teściowa chciała uczestniczyć w terapii małżeńskiej.
Skoro ma męża to duży plus dla Ciebie.
Nie będziesz jej musiał ciągnąć za sobą w razie wyprowadzki.
Czego życzę jak najprędzej.

Jak to moja teściowa mi powiedziała "zięciów to ja mogę mieć w życiu 5 a córkę mam tylko jedną"
Od tamtej pory nie mówię do niej "mamo".

Ogólnie zalecam ignorowanie teściowej na wszelki możliwy sposób. Nawet Twoja żona niech Ci o niej nie wspomina.
Ja od mojej żony już dawno nie słyszałem nawet że "mama dzwoniła" smile

32 Ostatnio edytowany przez bags (2012-07-17 01:31:15)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
Zorro napisał/a:
bags napisał/a:

W tym całym toksycznym mechanizmie i taktyce działania takich matek, nie potrafię pojąć czym to jest tak na prawdę podyktowane.

Zapewne matka jest uzależniona (emocjonalnie) od córki. I w pewnym stopniu na odwrót (również finansowo).
Zapewniają sobie wzajemnie poczucie bezpieczeństwa. A jeśli Ty stanowisz zagrożenie dla teściowej to ona odpowiednio indoktrynuje córkę.
Nic na to nie poradzisz co matka mówi córce gdy tego nie słyszysz.
A nawet jeśli słyszysz to zwracanie uwagi, żeby się nie wtrącała będzie tylko wywoływało niepotrzebne kłótnie.
U niej w domu jesteś tylko gościem. I musisz się w dużym stopniu podporządkować.
Więc albo mieszkanie u teściowej i podporządkowanie się jej, albo - własne mieszkanie.

Miała wielki zamiar, by mnie traktować jak syna - co mi nieraz żona oznajmiała... ale takiego podporządkowania w tym wieku to nawet w rodzinnym domu nie miałem.
I tu masz rację.  co bym nie powiedział czy też dał do zrozumienia nawet delikatnie teściowej, że pewne domowe sprawy powinniśmy omawiać również we dwoje z żoną a nie odgórnie ustalacie we dwie co ma być (czytaj ja mam zrobić)
Druga sprawa, była sytuacja w której upomniałem delikatnie teściową, że jak ma jakąś sprawę do mnie, to niech mi to powie wprost jako członkowi rodziny a nie poprzez żonę. Jej odpowiedź była, że: ona nie ma o czym rozmawiać, bo od tego masz żonę, by ci powiedziała.

Wątpię, żeby teściowa chciała uczestniczyć w terapii małżeńskiej -tego "skrzywienia" już się raczej nie da u niej wyleczyć. U żony to chyba prędzej i skuteczniej.
Skoro ma męża to duży plus dla Ciebie. - mąż jest jakby go nie było... neutralność do kwadratu, która jest dla mnie zagadką.
Nie będziesz jej musiał ciągnąć za sobą w razie wyprowadzki. - jeszcze mi ona dalej w związku potrzebna smile
Czego życzę jak najprędzej. - poczekam na dalszy rozwój wydarzeń. 

Jak to moja teściowa mi powiedziała "zięciów to ja mogę mieć w życiu 5 a córkę mam tylko jedną" - no to tutaj możemy sobie rękę podać - choć ja dostałem pocieszenie o wiele cięższego kalibru, jako jej wymarzonego materiału na męża dla córki.
Od tamtej pory nie mówię do niej "mamo". - ten status straciła raz na zawsze i bezpowrotnie. W tym wypadku nie wiem czy nawet per Pani wypada mi jej mówić... jedynie chyba z resztek szacunku jako "jeszcze" matki mojej żony.

Ogólnie zalecam ignorowanie teściowej na wszelki możliwy sposób. - rozumiem jako traktowanie jej jak powietrze i dla nauczki dla niej chyba podejście słusznie wskazane.
Nawet Twoja żona niech Ci o niej nie wspomina. - tu może być problem "mamusia jest cacy i basta" dzwoni mi to jak mantra w uszach smile
Ja od mojej żony już dawno nie słyszałem nawet że "mama dzwoniła" smile bez urazy - BEZCENNE - przy tej formie współżycia rodzinnego. Nic dodać nic ująć

33

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witam! Jestem w związku od 7lat. MAM 29LAT A MÓJ PARTNER 34LATA. mIESZKAMY Z JEGO MATKĄ. Ona od 6lat mi ubliża jak go nie ma w domu, regularnie raz w miesiącu wyzywa od kórew mnie i całą moją rodzinę, nazywa mnie suką i puszczalską kurwą, mój partner mi do końca nie wierzy bo mówi że mamusia inaczej mówi a ja koloryzuje. Nawet jak przy gościach w święta mnie z domu wyrzucała nie zareagował. Nigdy nie staje za mną mówi że to problem mój i jego matki. Dodam że jak przygotowuje pranie w pralce to wyciąga synka rzeczy i pierze a moje precz, bo jak twierdzi to moje pranie ją truje bo używam pralki a pierrze się w rękach. Dziś znowu mi naubliżała a on znowu nic. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam, nikt do mnie nie może przyjechać bo zaraz gada jego mamuśka że kurwy i złodzieji spraszam. Pomóżcie bo nie mam już sił.

34

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Wspomnę że on twierdzi że to problem mój i jego matki a ta kobieta ma satysfakcję jak między nami jest źle. Pracuję na dwie czsami trzy zmiany i jak mam na drugą zmianę to mówi że kurwić się chodzę a nie do pracy. W domu sprzątam sama zakupy sama i obiady sama, a ona do swwojej rodziny na jego uszach mówi że ja wyworzę jedzenie z domu i ona biedna głodna chodzi, to też nic nie zrobił. Wspomnę że ona jest osobą otyłą wzrost ok 150ka wzrost 155cm. Codziennnie pije lubi nadużywać alkoholi i tonami słodycze.

35

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
sion563 napisał/a:

Witam! Jestem w związku od 7lat. MAM 29LAT A MÓJ PARTNER 34LATA. mIESZKAMY Z JEGO MATKĄ. Ona od 6lat mi ubliża jak go nie ma w domu, regularnie raz w miesiącu wyzywa od kórew mnie i całą moją rodzinę, nazywa mnie suką i puszczalską kurwą, mój partner mi do końca nie wierzy bo mówi że mamusia inaczej mówi a ja koloryzuje. Nawet jak przy gościach w święta mnie z domu wyrzucała nie zareagował. Nigdy nie staje za mną mówi że to problem mój i jego matki. Dodam że jak przygotowuje pranie w pralce to wyciąga synka rzeczy i pierze a moje precz, bo jak twierdzi to moje pranie ją truje bo używam pralki a pierrze się w rękach. Dziś znowu mi naubliżała a on znowu nic. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam, nikt do mnie nie może przyjechać bo zaraz gada jego mamuśka że kurwy i złodzieji spraszam. Pomóżcie bo nie mam już sił.

Witaj,

Tak jak mam szacunek do kobiet jako ogólnie mówiąc płci pięknej i nie mam za grosz odwagi podnieść ręki na kobietę, to będąc Twoim znajomym i wiedząc o takim traktowaniu Ciebie - Twoja teściowa była by delikatnie mówiąc biedna.
Po moich doświadczeniach, gdzie psychicznie zostałem zniszczony jak po spotkaniu z pędzącym tirem na autostradzie, mogę Ci doradzić jedno - i to praktycznie wszyscy znający ten "światek" Ci powiedzą... pakuj manatki i zwiewaj do swoich, póki nie macie dziecka.
Weź męża na stronę i postaw twardo warunek, że albo jesteście małżeństwem we dwoje i gracie razem w jednym zespole albo z takiego małżeńskiego trójkąta Ty wysiadasz. Musisz mu dać do zrozumienia, że ślubował przysięgę Tobie przed Bogiem - o ile jesteście po ślubie kościelnym - a nie matce. Jeśli dla niego większą wartość stanowi wyrocznia w osobie matki niż sakrament małżeństwa sam w sobie... niestety małżeństwo nie istnieje z Twojego punktu widzenia.
Poczytaj sobie wątek toksyczni teściowie... nieodcięta pępowina na tym forum. Tam między wierszami znajdziesz wskazówki dla siebie co dalej robić.
Będziesz chciała pogadać to zapraszam tutaj lub na "priv".

36

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witam, pod wieloma postami moglabym sie tu podpisac...:(
Mieszkalam z tesciami, bylam grzeczna, mila, bylam w stanie wiele scierpiec - w koncu mieszkalam pod ich dachem.
np. pralam recznie przez 2 lata - moja pralka nie zmiescialby sie w ich domu, zgadzalam sie, przemilczalam wiele bolesnych dla mnie obelg .. (nie chce do nich wracac wiec ich tu nie opisze) rowniez  po to by nie robic mezowi przykrosci, wydawalo mi sie ze wszystko zniose, tylko , ze... zmienilo sie to w silną nerwicę...
Probowalam sprostac wymaganiom stawianym mi jako żonie, matce, pracownikowi - ponad sily, bez pomocy meza .. i cos peklo gdy uslyszalam pewnego razu od tesciowej  "że dziecko nawet za mna nie zaplacze gdyby mnie zabraklo", "że tylko cycek (karmie) laczy mnie z dzieckiem" i jeszcze pare rzeczy ktore stawiaja mnie w oczach mego dziecka jako kogos bezwartosciowego i nic nie wartego... nie chodzi nawet o to, że mnie ponizano, ale o fakt, ze wpajajac w psychike mego dziecka nadal takie rzeczy odbiloby sie to na nim w jego przyszlym zyciu (takie dziecko nie tylko nie bedzie szanowac mnie jako matki ale i samo utraci poczucie wlasnej wartosci).
Ktokolwiek widzial mnie z dzieckiem widzial rowniez jak sie nim zajmuje i ile czasu mu poswiecam...

Wiec .. wyprowadzilam sie... i to nie byl koniec... ale nowy gorszy poczatek...
Ciagle szczucie meza przeciw mnie, dalsze obrazanie mnie - wiec przestalam odwiedzac tesciow (robilam to ze wzgledu na to by mieli kontakt z wnukiem), najazdy i awantury w domu moich rodzicow.. bo mnie osobiscie nie odwiedzono, gdyz "nikogo sie nie odwiedza". I teraz mimo, ze na "osobnym" (wynajmujemy mieszkanie) jest chyba jeszcze gorzej. Mąż nigdy nie stanal w mojej obronie a teraz tylko przekazuje mi kolejne "szpilki" od swojej mamusi. Nie chce miec kontaktow z moja rodzina, traktuje mnie tylko jak kucharke, sprzataczke i kochanke...
Pisze to, bo tak mi sie zdaje, ze chyba powoli tesciowej udalo sie "zabic" nasze malzenstwo... wszystko bez swiadkow i w czystych rekawiczkach... bo czy takie malzenstwo ma jeszcze jakis sens?
A ponadto chcialabym przestrzec mlode malzenstwa: nigdy ale to nigdy nie mieszkajcie u żadnych z rodzicow.. bo potem moze nie byc czego ratowac...

37

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bags - dopiero po przeczytaniu Twojego wątku widzę co jest grane. Nie jestem sam. Te problemy zdarzają się wszędzie wokół. Niesamowite, pod wieloma kwestiami podpisuję się rakmi i nogami:

Jej zdaniem to w teściowej "diabeł tkwi w szczególe" i jest potwornie silną osobowością ze zdolnościami do manipulacji. Zaczęła się "dobierać" do mnie i ktoś taki jak ja, wreszcie odważył się jej postawić. Stałem się niewygodny bo nie dałem się przerobić na jej modłę, więc trzeba mnie wyeliminować z rodziny.
Żona jest zmanipulowana przez nią, zastraszona bała się stanąć w obronie mnie i małżeństwa i z tego strachu przed mamą wyłania się obraz nieodciętej pępowiny u nich.
I reasumując tutaj istnieje prawdopodobieństwo toksycznego trójkąta, lecz mega problemem jest toksyczna teściowa ze zdolnościami manipulacyjnymi.
I tu jest cały problem. Żona nie widzi niczego złego w jej relacjach z mamą, bo jest zastraszona przez nią. zmanipulowana w kierunku rozwodu brnie na ślepo sterowana mamą, bo ja się nie chcę podporządkować teściowej i "wpasować" do tego trójkąta.

Aż dreszcze mnie przeszły; słowo w słowo. U mnie jest tylko tak, że dulszczyzna wychodzi z butów - na zewnątrz cudowni, wypielęgnowani, cuda świata (moja żona jest rzeczywiście piękną kobietą), a w środku ... Ważne żeby enklawa działała i żeby inni widzieli że jest ok, ale w środku może dziać się piekło. I miałem to samo - sam jestem silnym charakterem i nie cierpię, kiedy ktoś pcha się w moje lub nasze życie. Tylko że jak skończyła się ta moja walka - wiesz dobrze. Nie wiem z czego to wszystko wynika. Jakaś paranoja, gdzie Ty i partnerka chcecie żyć po swojemu, a po ślubie dochodzi do kompletnego przewartościowania. Ty jesteś jak skołowany pies - oczekujesz ciągle i cieszysz się z życia samemu, a żona chce życia jakie miała w domu, a nie dotychczasowego z Tobą.

Popieprzony świat!

38

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Witajcie...

Nie potrafiłem przejść koło tego obojętnie co piszecie...

mmma napisał/a:

Pisze to, bo tak mi sie zdaje, ze chyba powoli tesciowej udalo sie "zabic" nasze malzenstwo... wszystko bez swiadkow i w czystych rekawiczkach... bo czy takie malzenstwo ma jeszcze jakis sens?
A ponadto chcialabym przestrzec mlode malzenstwa: nigdy ale to nigdy nie mieszkajcie u żadnych z rodzicow.. bo potem moze nie byc czego ratowac...

Kochana zgadzam się z Tobą - po tym co przeszedłem bez dwóch zdań - lecz z tym jednym ogromnym "ALE"...
Mieszkanie z rodzicami czy też teściami w obecnych realiach to niestety przymus mieszkania pod jednym dachem a nie wolny wybór. Koszty wynajmu, zakupu mieszkania przy obecnych śmieciowych pensjach nie pozostawia wiele do życzenia. Taka prawda i takie życie

AnonimowyK napisał/a:

Bags - dopiero po przeczytaniu Twojego wątku widzę co jest grane. Nie jestem sam. Te problemy zdarzają się wszędzie wokół. Niesamowite, pod wieloma kwestiami podpisuję się rakmi i nogami:
Aż dreszcze mnie przeszły; słowo w słowo. U mnie jest tylko tak, że dulszczyzna wychodzi z butów - na zewnątrz cudowni, wypielęgnowani, cuda świata (moja żona jest rzeczywiście piękną kobietą), a w środku ... Ważne żeby enklawa działała i żeby inni widzieli że jest ok, ale w środku może dziać się piekło. I miałem to samo - sam jestem silnym charakterem i nie cierpię, kiedy ktoś pcha się w moje lub nasze życie. Tylko że jak skończyła się ta moja walka - wiesz dobrze. Nie wiem z czego to wszystko wynika. Jakaś paranoja, gdzie Ty i partnerka chcecie żyć po swojemu, a po ślubie dochodzi do kompletnego przewartościowania. Ty jesteś jak skołowany pies - oczekujesz ciągle i cieszysz się z życia samemu, a żona chce życia jakie miała w domu, a nie dotychczasowego z Tobą.
Popieprzony świat!

Drogi przyjacielu... piszesz że widzisz co jest grane... ale nie wiesz z czego to się bierze. To, skąd ta sprzeczność się bierze u Ciebie - ja doskonale wiem i rozumiem. NIE odbieraj tego jako krytyki wobec Ciebie!!!
Ta sprzeczność wynika z opisów Naszych toksycznych historii. I z wielkim szacunkiem do Ciebie mogę powiedzieć jedno - miałeś bardzo "lajtową" przygodę małżeńską. I zwrócę uwagę na jeszcze jedno: "jestem silnym charakterem...tylko że jak skończyła się moja walka..." Dam sobie rękę uciąć, że czujesz - lub czułeś się - jak terminator, z którego później zrobiono - bez urazy - sieczkę.
Jak zapewne czytałeś... ja przeszedłem piekło w tym małżeńskim grajdołku. I w co wiele osób może teraz mi nie uwierzyć - rozebrałem i przeanalizowałem ten temat dogłębnie w okresie, kiedy moje delikatnie mówiąc wqrwienie na wszystko łącznie ze swoją osobą sięgało powyżej horyzontów zenitu.

I wracając do wspomnianej sprzeczności... szukając odpowiedzi na nurtujące mnie w tej toksycznej materii zagadnienia, dotarłem swego czasu do sedna sprawy i wiem skąd to się bierze lub też wzięło. Odpowiedź na to "zagadnienie" jest też napisane w całej rozciągłości wypowiedzi Luizy na początku mojego wątku.
Nie mniej jednak ja jestem w posiadaniu bardziej dosłownej i mówiącej krótko i zwięźle "regułce", rozkładającej całą tą toksyczną dulszczyznę na łopatki. Z pewnych względów nie pisałem o tym tutaj ale z przyjemnością służę pomocą na priv.

Reasumując Szanowny kolego...
Jeśli pochylisz się nad wątkiem Luizy - już Ci w Twoim wątku podałem jego tytuł smile - moim wątkiem to zrozumiesz, że tu nie chodzi o Twoją wojnę w kierunku rozwodu. Nie tędy droga. Dla sakramentu małżeństwa rozwód to grzech... Wojna jest - powinna być prowadzona - w zupełnie odwrotnym kierunku! Tu wojna toczy się o Twoją żonę i wyrwanie Jej z tego piekła, które Ty doświadczasz i nie godzisz się na nie. I jak mawia ks. Piotr Pawlukiewicz: bitwa się toczy o Nasze serca!
Napisałem u Ciebie cytat z filmu ognioodporny - nomen omen cytat biblijny. Zastosuj się do niego wobec żony i uzbroi się w anielską cierpliwość. Co do teściowej... opracuj na Nią zobojętniającego Ciebie firewall'a z jednym wyjątkiem - to nadal matka Twojej wybranki serca. To jest trudne... ale do zrobienia!

39

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Dawno mnie tu nie bylo big_smile... a i wiele sie wydarzylo...

niestety nie znalazloby sie w tym wszystkim - raczej - niczego, co by mozna bylo odnotowac in plus dla mojego zwiazku.
Walczylem dlugo, bo odpuscilem sobie to wszystko wstepnie z koncem listopada zeszlego roku i... na efekty "nawrocenia" sie malzonki nie musialem dlugo czekac... wiesc ta dotarla do mnie z poczatkiem styczna... zdrada.
Dlugo by sie rozpisywac w tym "co by bylo gdyby..." ale dalej trzymaly sie mnie dwa obozy  mowiace "za" i "przeciw" dlaszej walki, lecz moje zelazne zasady w tej materii mowia stanowcze NIE. Zreszta sama jz chce rozwodu "bo Ty taki piiiiiii byles" big_smile, stosujac - o zgrozo - nadal taktyke szantazu wobec mnie.

Ktos moze powiedziec ze reanimowalem trupa:lol:... gdyby nie finalowa "akcja" jz i swiadomosc wyjscia z tego toksycznego grajdolka - przyznalbym mu racje, nie mniej jednak walczylem w slusznej sprawie... o malzenstwo.
Czy przegralem... zdecydowanie NIE, bo mimo przegranej czlowiek wygrywa.
A poswiecajac sie poznaje lepiej siebie i swoja wartosc. Nie bez kozery Dalajlama kiedys powiedzial, ze "najwiecej zawdzieczamy tym, ktorzy Nasz skrzywdzili". Wielu z Was sie zapewne z tym zgodzi...

Reasumujac moje malzenskie poczynania - moze dla kogos beda one na podstawie tego watku i moich postow wskazowka co robic - w mysl jednego z powiedzen, ktore jest nomen omen tez moim mottem zyciowym "kto nie chce kiedy moze, nie bedzie mogl, kiedy bedzie chcial".
Zrobillem wszystko w okresie kiedy chcialem i moglem... A nuz sie moja jz nawroci... "sorry, za pozno":lol:

W razie potrzeby... sluze pomoca smile

40

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

cześć co tam u Ciebie

41

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
arkadiusz3103 napisał/a:

cześć co tam u Ciebie

Witaj. Wszysto sie toczy dalej u kazdego z osobna. Zreszta co Ci bede mówił big_smile sam wiesz.

42 Ostatnio edytowany przez Boxerka (2013-05-27 18:09:17)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bags, po przeczytaniu Twojego wątku już nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem że to tylko faceci są uzależnieni od swoich matek. Miałeś farta - tak farta. Nie macie dzieci, masz szansę na to by odciąć się od tej niedojrzalej gowniary raz na zawsze!
Ja osobiście nie wyobrażam sobie takiego uzależnienia od rodziców. Decyzję podejmowalam samodzielnie  już jako mała dziewczynka. Dla męża który " źle się czuł" u moich rodziców, bo żyliśmy za darmo, zawsze pomagali i często pytali mnie czy mąż znalazł jakąś pracę... a mąż jej nie szukał, przez pół roku. a ja byłam świeżo po porodzie .
nie wtrącali się i nigdy nie powiedzieli mu nic niemilego. mimo to z dnia na dzień wyprowadzilismy się i zrobiłam to ochoczo, byleby tylko szybciej zacząć własne życie. jak się skończyło...wiadomo.

trochę niemadrze, że nigdy nie probowales odizolować żony od mamuski, jeszcze przed ślubem . I że też nie zauważyłes jak ona się zachowuje wcześniej, jak komplementuje "bo mamusia uważa że jesteś super " .
Szkoda. Ale masz wielkie szczęście, że nie masz z nią dzieci. bo  musiałbyś patrzec jak wyrastają na tej patologii.

43

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
Boxerka napisał/a:

Bags, po przeczytaniu Twojego wątku już nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem że to tylko faceci są uzależnieni od swoich matek. Miałeś farta - tak farta. Nie macie dzieci, masz szansę na to by odciąć się od tej niedojrzalej gowniary raz na zawsze!
Ja osobiście nie wyobrażam sobie takiego uzależnienia od rodziców. Decyzję podejmowalam samodzielnie  już jako mała dziewczynka. Dla męża który " źle się czuł" u moich rodziców, bo żyliśmy za darmo, zawsze pomagali i często pytali mnie czy mąż znalazł jakąś pracę... a mąż jej nie szukał, przez pół roku. a ja byłam świeżo po porodzie .
nie wtrącali się i nigdy nie powiedzieli mu nic niemilego. mimo to z dnia na dzień wyprowadzilismy się i zrobiłam to ochoczo, byleby tylko szybciej zacząć własne życie. jak się skończyło...wiadomo.

trochę niemadrze, że nigdy nie probowales odizolować żony od mamuski, jeszcze przed ślubem . I że też nie zauważyłes jak ona się zachowuje wcześniej, jak komplementuje "bo mamusia uważa że jesteś super ".

Szkoda. Ale masz wielkie szczęście, że nie masz z nią dzieci. bo  musiałbyś patrzec jak wyrastają na tej patologii.

Tu jest wlasnie taki wic, ze traktowany bylem jak stary dobry przyjaciel rodziny "z czasow wojny w Wietnamie". Stad wlasnie te i podobne "komplementy". Bodajze w watku Anytgony o tym pisze po krotce, ze do czasu slubu slodko anielsko a po slubie rollercoaster bez trzymanki.
Co wiecej byly momentu, ze mialem lukrowane zycie w zwiazku przed slubem do tego stopnia, ze odczuwalem rywalizacje tesciowej z zona o mnie, taki qrde "kochany synus" przyszywany, bo to facet corki. W tych trojkatnych toksycznych relacjach jest tyle kruczkow, tyle niuansow nieswiadomie zupelnie pomijanych, ze wlosy same staja deba po analizie tych "schodow", a potem czlek jest uczesany nie inaczej jak wlasnie na lyso.

44

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
bags napisał/a:
Boxerka napisał/a:

Bags, po przeczytaniu Twojego wątku już nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem że to tylko faceci są uzależnieni od swoich matek. Miałeś farta - tak farta. Nie macie dzieci, masz szansę na to by odciąć się od tej niedojrzalej gowniary raz na zawsze!
Ja osobiście nie wyobrażam sobie takiego uzależnienia od rodziców. Decyzję podejmowalam samodzielnie  już jako mała dziewczynka. Dla męża który " źle się czuł" u moich rodziców, bo żyliśmy za darmo, zawsze pomagali i często pytali mnie czy mąż znalazł jakąś pracę... a mąż jej nie szukał, przez pół roku. a ja byłam świeżo po porodzie .
nie wtrącali się i nigdy nie powiedzieli mu nic niemilego. mimo to z dnia na dzień wyprowadzilismy się i zrobiłam to ochoczo, byleby tylko szybciej zacząć własne życie. jak się skończyło...wiadomo.

trochę niemadrze, że nigdy nie probowales odizolować żony od mamuski, jeszcze przed ślubem . I że też nie zauważyłes jak ona się zachowuje wcześniej, jak komplementuje "bo mamusia uważa że jesteś super ".

Szkoda. Ale masz wielkie szczęście, że nie masz z nią dzieci. bo  musiałbyś patrzec jak wyrastają na tej patologii.

Tu jest wlasnie taki wic, ze traktowany bylem jak stary dobry przyjaciel rodziny "z czasow wojny w Wietnamie". Stad wlasnie te i podobne "komplementy". Bodajze w watku Anytgony o tym pisze po krotce, ze do czasu slubu slodko anielsko a po slubie rollercoaster bez trzymanki.
Co wiecej byly momentu, ze mialem lukrowane zycie w zwiazku przed slubem do tego stopnia, ze odczuwalem rywalizacje tesciowej z zona o mnie, taki qrde "kochany synus" przyszywany, bo to facet corki. W tych trojkatnych toksycznych relacjach jest tyle kruczkow, tyle niuansow nieswiadomie zupelnie pomijanych, ze wlosy same staja deba po analizie tych "schodow", a potem czlek jest uczesany nie inaczej jak wlasnie na lyso.

mimo to, patrząc pod kątem braku dzieci - jest na wygranej pozycji i wyjdziesz z tego tylko mądrzejszy. bez zobowiązań ...

45 Ostatnio edytowany przez anulka1982 (2013-06-09 09:05:38)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bags Ty też jak mój maż twierdzisz, że masz toksyczny toksyczny tójkąt z teściowa . Ja od siebie moge dodac ,że jeśli nie ma się bezpieczeństwa i sparcia w mężu ucieka sie do rodziców bo oni do końca życia chronią swoje dzieci.Nie wieże ,że wina leży po stronie kobiety. Ty tez musiałes cos zawinic . nNie ma udzi ideałów. Powinno się kochac takich jacy są ,a nie zmieniac ich. Tyu masz tyle dobrze ,że nie postarałeś się o dziecko. Ono Cierpi najwięcej, jak tata obiecuje i nie dotrzymuje słowa.

46 Ostatnio edytowany przez bags (2013-06-09 10:24:27)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
anulka1982 napisał/a:

Bags Ty też jak mój maż twierdzisz, że masz toksyczny toksyczny tójkąt z teściowa.

Poprawka, miałem rok temu. Teraz to juz tylko wspomnienie.

jeśli nie ma się bezpieczeństwa i sparcia w mężu ucieka sie do rodziców bo oni do końca życia chronią swoje dzieci.

Racja jesli facet jest nogą, troki od kaleson. A tego o sobie i moim podejściu do partnerki nijak nie mogę powiedzieć.

Nie wieże ,że wina leży po stronie kobiety. Ty tez musiałes cos zawinić.

Chcesz powiedziec, że zawiniłem stając w obronę siebie, swojej godnosci - zdeptanej doszczętnie - i w obronie wartości i godności małżeństwa, tworzonego od zarania dziejow przez 2 osoby? Dla żony i teściowej takie pojecia to czysta abstrakcja.

Powinno się kochac takich jacy są ,a nie zmieniac ich.

zgadzam się z tym, ale toksyczne osoby to Cię za takie poglądy zlinczują bez mrugniecia okiem. Dokształć się proszę ze specyfiki toksycznej relacji z toksycznymi ludzmi a potem zabieraj głos w tych sprawach.

Czy jest Ci (boleśnie) znajomy, któryś z poniższych symptomów??? 1. Wszelkimi sposobami starasz się uświadomić partnerowi niewłaściwość jego zachowań, z których wynika Twoje rozgoryczenie, smutek i frustracja. Tłumaczysz, namawiasz do terapii, perswadujesz, piszesz, odwołujesz się do uczuć wyższych, posuwasz się do szantażu emocjonalnego, żeby tylko zostać przez niego usłyszaną i zrozumianą. 2. Mimo zapewnień, nie doczekujesz się żadnych zmian, jakie ustaliliście i jakich słusznie oczekiwałaś i wbrew logice to Ty podejmujesz starania, żeby "naprawić" siebie. 3. Wyświadczasz mu rozmaite "przysługi", żeby zasłużyć na jego uważność i żeby zobligować go do adekwatnych działań na rzecz Ciebie i waszego związku. 4.Tłumaczysz go przed otoczeniem i chronisz go przed konsekwencjami jego destrukcyjnych działań albo zaniedbań, karkołomnych posunięć finansowych, skutków jego uzależnienia itp. 5. W obawie przed jego złością (krytyką, nieprzychylnością, kolejnym ciągiem alkoholowym lub kolejnymi zdradami) znosisz z trwogą jego poirytowanie, albo wbrew sobie udajesz zachwyt, gdy przedstawi Ci kolejny pomysł na wasze życie, który z daleka pachnie problemami albo zwyczajnie Ci się nie podoba. 6. Ostatecznie poddajesz się w swoich próbach nawiązania komunikacji, gdy po raz kolejny wspólne ustalenia łamane są w krótkim czasie od ich podjęcia i mimo Twoich wysiłków, wszystkie problemy, które starasz się zażegnać nie znikają, a wręcz się nasilają. 7. Głupiejesz na skutek coraz bardziej irracjonalnej i coraz bardziej agresywnej argumentacji w dowolnym sporze. 8. Doznajesz frustracji  kiedy pomimo kilku trafnych samokrytycznych spostrzeżeń partnera na temat błędów, jakie popełniał, i deklaracji zmian, błędy owe popełnia nadal i z jeszcze poważniejszymi konsekwencjami, za które nie chce wziąć odpowiedzialności i winą obarcza Ciebie. 9. Z niedowierzaniem słuchasz wygłaszanych przez niego przy znajomych lub rodzinie historii o jego rzekomych sukcesach w pracy lub wizjach fenomenalnych transakcji, a każda Twoja realistyczna uwaga!!! odnośnie nieprawdziwości bądź iluzoryczności owych osiągnięć traktowana jest jak napaść, upierdliwość i brak wiary w jego możliwości. W pewnym momencie przestajesz już oponować, bo nie dajesz już wiary własnemu osądowi sytuacji. 10. Jesteś zdezorientowana  ciągłym wypieraniem jednych lub przekręcaniem innych faktów (od tych małej wagi po te kuriozalnie kluczowe) oraz tym, że sieć jego większych i mniejszych kłamstw zatacza coraz szersze kręgi. 11. Czujesz się zmuszana do akceptowania jego irracjonalnych pomysłów. 12.Jesteś wyczerpana przemiennością jego euforii i stanów depresyjnych, miłości i zaraz potem pogardliwego chłodu, wizjonerstwa i kolejnych rażących potknięć. 13. Narasta w Tobie poczucie, że jesteś całkowicie lekceważona na każdym polu, a Twoje uwagi na ten temat traktowane są przez partnera pogardliwie i protekcjonalnie. 14. Swoje porażki partner usprawiedliwia ingerencją osób trzecich albo fatalnymi zbiegami okoliczności. Swoje naganne, obraźliwe, agresywne, lekceważące zachowania wobec Ciebie usprawiedliwia tym, co robisz Ty ("Zobacz, do czego mnie doprowadzasz"). 15. Zawsze znajduje "logiczne" wytłumaczenie dla swojego braku zaangażowania w waszą relację i żerowania na Twoim zaangażowaniu, wymuszonym jego agresywną biernością (nadmiar pracy, choroba, zły nastrój, Twoje rzekomo niewłaściwe zachowanie). 16. Niektóre jego zachowania zaczynają Cię przerażać. 17. Odczuwasz, że nie masz kontroli nad swoim życiem, sferą finansową, emocjonalną, a Twój umysł nie odpoczywa, bo trwa w oczekiwaniu na kolejne "atrakcje". 18. Przeżywasz stres widząc, że partner stosuje podwójną moralność (???) inne zasady głosi wobec otoczenia, inne stosuje w rzeczywistości oraz nakłania Cię do tego samego. Twój opór charakteryzuje jako brak elastyczności i wymierzoną przeciwko niemu zrzędliwość. Narasta rozdźwięk między tym, jak postrzegają go ludzie z zewnątrz, a tym, co widzisz Ty. 19. Czujesz się osamotniona i odizolowana od znajomych i rodziny na skutek jego ciągłego ich dyskredytowania i kpienia z Twoich relacji ze światem zewnętrznym. 20. Wyraźnie czujesz się wykorzystywana i zauważasz też interesowność cieplejszego stosunku partnera wobec Ciebie, gdy chce uzyskać od Ciebie pomoc i zaangażowanie w jakieś jego potrzeby. Jeśli znasz ten pakiet - witamy w klubie. Masz sporo do zrobienia.

to tak w skrócie z blogu "moje dwie głowy" dla jasności...

47 Ostatnio edytowany przez anulka1982 (2013-06-09 11:34:52)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

bAGS PREZ\PRASZA ,ZE POMYŚLAŁAM TAK O tOBIE, ALE MA TERAZ TOTALNY MĘTLIK W GŁOWIE. mYSLE ŻLE O MĘŻCZYZNACH. MOJ JĄZ  NIE ROBIŁ TO CO DO NIEGO NALEZY I POMYSLAŁAM TE Z TAK SAMO O TOBIE. a PO KRÓTCE DODAM ,ZE JA TEŻ JESTEM NIEPEŁNOSPRAWNA I MAM ZWIAZEK Z OSOBA CALKOWICIWE SPRAWNA. tYLE TYLKO ,ŻE TAKA KTÓRA OD SAMEGO POCZATKU MNIE NIE KOCHAŁA,A JA MYSLAŁAM INACZEJ. pODEJZEWAM, ŚLUB BYŁ DLA PIENIĘDZY I ODBICIA SIE . jEŚLI BY MĄZ BYŁ ZA MNA I CHRONIŁ MNIE TO JA TEŻ BYŁABYM ZA NIM ,A NIE ZA MAMA . tYLE TYLKO ,ŻE TO JA PRÓBOWAŁAM 3 RAZY NAPRAWIC ZWIĄZEK. tERAZ BĘDZIE ROZWÓD

48

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bags, czemus tego "pakietu" mi szybciej nie przedstawil?? Kurna usmialem sie z tego, bo teraz to juz potrafie sie z tego smiac.
pozdrawiam

49 Ostatnio edytowany przez anulka1982 (2013-06-09 12:35:21)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Ten pakiet pasuje do mnie . i nie umiem się jeszcze śmiac z tego.

50

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
woytek napisał/a:

Bags, czemus tego "pakietu" mi szybciej nie przedstawil?? Kurna usmialem sie z tego, bo teraz to juz potrafie sie z tego smiac.
pozdrawiam

A pisałem nawet chyba u Feversa w wątkach o tym blogu. To jest jak w skeczu kabaretu Neo-nówka promocja u tego siwego Pana u góry, gdzie w prezencie jest: 100 milionów mieszkan... do wybudowania big_smile i tenże "pakiet" cyfry+ na rok. Nie wiem jak Wy, ale się tam na ten pakiet złapałem... na warunkach szczególnych oznaczonych *, bo 9-cio miesięcznych lol

51

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
anulka1982 napisał/a:

Ten pakiet pasuje do mnie . i nie umiem się jeszcze śmiac z tego.

Ania masz tu ode mni receptę na legalu bez refundacji NFZ big_smile : w/w blog, "apel do pani ropuchowej" do znalezienia u wujka google i dwa a nawet trzy wątki na tym forum: "tesciowie... nieodcięta pępowina"; "piotruś pan i jego nianka"; "oczyszczenie". Pomogą Ci też to zagadnienie zrozumieć Dziewczyny z grupy wsparcia KKZB na tym forum.

52 Ostatnio edytowany przez anulka1982 (2013-06-09 16:20:15)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bags przeczytaj moją historie . powiedz co o tym sądzisz. czekam na odpowiedz. Jest to w "rozstanie i rozwód".

53 Ostatnio edytowany przez bags (2013-07-27 12:19:23)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Odświeżam i "podbijam" wątek tak ad memoriam dla tych, którzy nadal szukają odpowiedzi na magistralę krążących w głowie pytań odnośnie błędów w sztuce wychowania mamisynków i córeczek mamusi.
Mi się to już raczej do niczego nie przyda a komuś z Was może posłużyć za wytyczne w ratowaniu Waszych przetrąconych związków.

Przypadkiem krótko debatując na innym wątku z tego forum z Kolegą Feversem, doznałem olśnienia, że w tej całej swojej rozkmince o mojej pozamałżenskiej matkowo - córkowej relacji, pominąłem istotny element jej ojca - odsuniętego "na bocznicę" tudzież rozwodnika z przymusu/wyboru i ew jego następcy - w procesie wychowania. A jakby nie patrzeć, to to też rzutuje na obycie dziecka ze światem zewnętrznym po opuszczeniu rodzinnego gniazda.
Bo w tym wszystkim trzeba pamiętać, że to jakie jest dorosłe dziecko "wypuszczone" z rodzinnego gniazda, to efekty tego siedzą bardzo często w nieuświadomionej podświadomości nikogo innego, jak właśnie rodzica/ów. A że czasem a raczej bardzo często Oni nie uświadamiają sobie tego, zrzucając wszelakie dziadostwa na prozę życia. Ale to jest już temat na dłuższą debatę lub jego dogłębną analizę na osobności; taka insza inszość smile.

Tak teraz w kilku zdaniach przedstawię swoje przemyślenia odnośnie w/w kwestii, jak ta sytuacja wyglądała u mojej jż.

Od małego miała wpojone przez matkę, że jej ojciec to "bydlak" i taki negatywny Jego obraz targała na swoich barkach przez całe dotychczasowe życie. Paradoksalnie tutaj jak wiem, to ojciec omijając matkę szerokim łukiem interesował się córką i pomagał jej finansowo, na co jż reagowała adekwatnie do "nastrojenia" jej przez matkę przeciwko Niemu. I co za tym idzie, wychowana została w ramach, że co złe to jest be i trzeba się tego wystrzegać, a co dobre, to pielęgnować i wychwalać najlepiej pod niebiosa - za porównanie tego toku myślenia idealnie posłuży początkowy pierwszy post z tego mojego wątku.

Patologia patologię patologią pogania. Nic tylko chciałoby się powiedzieć, że "pamiętaj córciu, wszelkie problemy omijaj szerokim łukiem, na ile się da. Na problemy w filmach był Bednarski, ale w życiu to Ja Ci pomogę i podam rozwiązania na złotej tacy." Paranoja do potęgi bliżej nieokreślonej
Tu zaistniał kolosalny w moim odczuciu wic, który został skutecznie i z mistrzowską niemalże precyzją przede mną zatajony, a ja go w swojej całej tej życiowo - wątkowej rozkmince niejako zignorowałem. Nieświadomy zupełnie tego "zagrożenia", poczuwałem się sam od siebie do "wypełnienia" u niej tej luki po ojcu, będąc w roli partnera i pokazania jej jak można - nie należy a można - rozprawić się z problemami. To się zemścili i rozprawili nie z problemem a ze mną po bezczelnemu tak delikatnie mówiąc, spychając problem na "barki" rzekomej mojej choroby, by mi jeszcze bardziej dowalić. Bo piekło jest przeca dobrymi uczynkami wyłożone, czyż nie?
I jak tak tą ich prorodzinną relację przełożyć na mój układ "noworodzinny" i związkowy, tak wsio się niemalże zazębia jak w wieloprzekładniowej maszynie. Bo dlaczego ten mój biologiczny teść a potem ja zostałem wyeliminowany z rodziny a "przyszywany" ojczym i mój "zdublowany" teść trzymał się (:/) z dala od tego układu "państwa w państwie"? Odpowiedzi jedna w jedną prowadza do jednej i tej samej osoby... wyroczni. Nieodcięta pępowina a zakręcone wszystko lepiej niż stado rozpędzonych imadeł.

Pięk(iel)na manipulacja i myślenie za dziecko godna nagrody nobla za wybitne osiągnięcia w wielu dziedzinach dla dobra ludzkości, nawet tej najbliższej sercu.
Polityka prorodzinna - prawie jak rządowa - a ten kuriozalnie brutalny paradoks idealnie i bez okularów zapewne dostrzeżecie analogicznie w swoich - Waszych - okołozwiązkowych perypetiach. Po lekkiej korekcie z pewnością i tak dojdziecie do porównywalnych z moimi wniosków.
Chciałem poniekąd tego samego dla niej, co czynił swego czasu jej biologiczny ojciec "okrężną" drogą. Wespół - ze znacznym odstępem czasowym - zrobiliśmy dla diabła wcielonego w ludzką skórę dobry uczynek, a odwdzięczył(y) się... no wiadomo wink

54

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

bags, jednego w tym wszystkim nie rozumiem, dlaczego niegłupi facet daje się wmanewrować w mieszkanie z teściową?

55

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
N4VV napisał/a:

bags, jednego w tym wszystkim nie rozumiem, dlaczego niegłupi facet daje się wmanewrować w mieszkanie z teściową?

To czy się dałem wmanewrować w trójkątno - tandemowe wespółlokatorstwo jest poniekąd tematem mocno dyskusyjnym, aczkolwiek prawdziwym. I już Ci to wyjaśniam smile
"Wieki" temu" jak i przed ślubem teściowa mieszkała na 2 domy - w jednym z córką (dom teściowej) a w drugim z mężem (Jego/Ich dom) i tak to miało być rozwiązane, że My zostajemy na matkowiźnie a teściowa idzie za mężem. To była teoria uskuteczniana tylko słownie i z uporem maniaka, bo jak sam Zorro pisze, to oddziaływanie nigdy by nie zniknęło. Tutaj ukłony w Jego stronę posyłam, bo faktycznie tak było w konfrontacji z tymi "zapowiedziami" i innymi kwestiami okołomałżeńskimi non stop. I bez różnicy jaka nastąpiłaby moja i jż przeprowadzka, to teściowa i tak grała te pierwsze skrzypce z tylnego fotela.
Zresztą same "epitety" kierowane do mnie przez jż, w których pada to "magiczne" słowo, mówią same za siebie smile

56

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
bags napisał/a:
N4VV napisał/a:

bags, jednego w tym wszystkim nie rozumiem, dlaczego niegłupi facet daje się wmanewrować w mieszkanie z teściową?

To czy się dałem wmanewrować w trójkątno - tandemowe wespółlokatorstwo jest poniekąd tematem mocno dyskusyjnym, aczkolwiek prawdziwym. I już Ci to wyjaśniam smile
"Wieki" temu" jak i przed ślubem teściowa mieszkała na 2 domy - w jednym z córką (dom teściowej) a w drugim z mężem (Jego/Ich dom) i tak to miało być rozwiązane, że My zostajemy na matkowiźnie a teściowa idzie za mężem. To była teoria uskuteczniana tylko słownie i z uporem maniaka, bo jak sam Zorro pisze, to oddziaływanie nigdy by nie zniknęło. Tutaj ukłony w Jego stronę posyłam, bo faktycznie tak było w konfrontacji z tymi "zapowiedziami" i innymi kwestiami okołomałżeńskimi non stop. I bez różnicy jaka nastąpiłaby moja i jż przeprowadzka, to teściowa i tak grała te pierwsze skrzypce z tylnego fotela.
Zresztą same "epitety" kierowane do mnie przez jż, w których pada to "magiczne" słowo, mówią same za siebie smile

Jakies dzialania w kierunku rozwodu??

57

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
moniaCo napisał/a:
bags napisał/a:
N4VV napisał/a:

bags, jednego w tym wszystkim nie rozumiem, dlaczego niegłupi facet daje się wmanewrować w mieszkanie z teściową?

To czy się dałem wmanewrować w trójkątno - tandemowe wespółlokatorstwo jest poniekąd tematem mocno dyskusyjnym, aczkolwiek prawdziwym. I już Ci to wyjaśniam smile
"Wieki" temu" jak i przed ślubem teściowa mieszkała na 2 domy - w jednym z córką (dom teściowej) a w drugim z mężem (Jego/Ich dom) i tak to miało być rozwiązane, że My zostajemy na matkowiźnie a teściowa idzie za mężem. To była teoria uskuteczniana tylko słownie i z uporem maniaka, bo jak sam Zorro pisze, to oddziaływanie nigdy by nie zniknęło. Tutaj ukłony w Jego stronę posyłam, bo faktycznie tak było w konfrontacji z tymi "zapowiedziami" i innymi kwestiami okołomałżeńskimi non stop. I bez różnicy jaka nastąpiłaby moja i jż przeprowadzka, to teściowa i tak grała te pierwsze skrzypce z tylnego fotela.
Zresztą same "epitety" kierowane do mnie przez jż, w których pada to "magiczne" słowo, mówią same za siebie smile

Jakies dzialania w kierunku rozwodu??

Dojrzewają Moniu, dojrzewają, by w razie terrorysto - toksycznego ataku tandemowych sił nieczystych nabrać odwetowej mocy urzędowej big_smile

58 Ostatnio edytowany przez moniaCo (2013-07-28 17:10:09)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Rozumiem, ze czekasz na jakis ruch ze strony żony i teściowej?
A nie lepiej samemu wziąć sprawy we własne ręce?
Moj byly mąż ciągle gadał, ze rozwód nie jest mu do niczego potrzebny. I gdybym czekała na jego działania, pewnie do teraz byłabym jego żoną...papierową....tylko papierową....
Ale po co czekać?

59 Ostatnio edytowany przez bags (2013-07-28 21:39:04)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
moniaCo napisał/a:

Rozumiem, ze czekasz na jakis ruch ze strony żony i teściowej?
A nie lepiej samemu wziąć sprawy we własne ręce?
Moj byly mąż ciągle gadał, ze rozwód nie jest mu do niczego potrzebny. I gdybym czekała na jego działania, pewnie do teraz byłabym jego żoną...papierową....tylko papierową....
Ale po co czekać?

Nie czekam na żaden Ich ruch, a tym bardziej "wsparcia technicznego" w tym temacie ze strony teściowej. Ona jest jak znam życie na tyle obrotna, że dawno by to rozpierdasiła w drobny mak, "oblizując" się ze smakiem.
Coś mi się widzi, że narobiła zadymy wokół Nas, podbuntowała żonę, zostawiła ją na lodzie i zwinęła majdan gdzie pieprz rośnie, a poza tym mogła dostać rykoszetem w trakcie mojej wojny wespół ze wsparciem duchownym. Inną "łyżką dziegciu" jest zapewne gach i motylkowe jej zawirowania wokół tego. Jaka jest prawda to nie wiem i nie wnikam, są tylko punkty odniesienia do tej ichnej rozwodowej kwestii. Jej ostatnia sugestia "mam problemy z Zus-em i us, ide na kurs tipsiarski i nie mam czasu na to teraz, a jak Ci się spieszy to składaj" jest bardzo wymowna i mająca drugie dno. Kurs = finansowanie teściowej a problemy zusy srusy, to wymówkowa kwestia dot. złożenia papierów - czytaj standardowe doopy mi się nie chce ruszyć smile
Tak jak Armstrong był na księżycu, tak jej się spieszy(ło) z pozwem.

To moje czekanie/zwlekanie to kwestia finansowa,  bo pomimo zdecydowanej z mojej strony chęci wzięcia tego tematu w swoje ręce, dołek z kasą stawia "opór".
Może się mylę, ale tak sobie myślę, że moje "zwlekanie" i jej "lodowiskowa" pozycja na teraz odbije się na niej podwójnie. Taki był z niej chojrak w tandemie z mamuśką w rozpirzeniu małżeństwa, a teraz - być może - tandem "przegnił" lub jest "w agonii" i jż szuka wiatru w polu.. to i motylek się trafił "przelotem".
Tak "analogicznie" do tego, co sama niedawno pisałas w "zakrętasach" o relacji mąż - kochanka. Tak "paradoksalnie" też jestem ciekaw tego vice versowego finału tego uroczego źwiązku big_smile

Edit...
MoniaCo, spróbuj "wzorując" się na Twojej sytuacji, postawić się na moim miejscu. Różnica między Nami jest taka, że ja nie mam rozwodu, dziecka z jż i nie ma Pani motylkowej smile Cała reszta na tym Naszym "ringu" jest praktycznie identico.
Twój mąż coś tam sygnalizuje przebąkując żale swojej poteflońskiej decyzji; może i u mnie a raczej mojej jż też tak poteflonkowato jest. Tu znów dochodzi do wielu "pokrewieństw" i "zbieżności".
Dywagowaliśmy w apartamencie 36 "grupowo" baardzo długo o tym, czyja to jest wina, że poszli w tango - Nasza czy ich. Rezultaty Naszego "głosowania" tam, doskonale znamy oboje. 
Analogii, zbieżności i porównań można tu w tej "materii" znaleźć na pęczki, że nic innego tylko "plantacje" głupoty zakładać i biznes kręcić.
Jż za coś chciała mnie ukarać - pewnie za wyrocznie smile, zrobiła to; wiedziała, że nie toleruję zdrad - zrobiła mi na złość; sama jest sprawną inaczej - przyp....liła mi tandemowy cios poniżej pasa, co by mi nie było czasem zussamen do kupy za mało.
Jak ktoś powiedział, że los lubi się powtarzać, wracać bumerangiem ze zdwojoną siłą odwracając role i rozliczać. Widzisz już w tym zdaniu analogię do Twojego bm a w całości do Nas? Zapewne tak.
Twój bm coś tam żałuje; moja być może też; oboje może mają "chcice" na powroty.
Ale przepraszam, ja zdrad nie toleruję i za bardzo tandemowo dostałem wpierdziel po pysku i żebrach, by pozwolić jej/im wrócić. Powyżej w poście jest "regułka" tego, jakim byłem bydlakiem za czasów męża, niejako chcąc przejąć "schedę" po jej ojcu. Teraz wyszło a nawet może wychodzi szydło z worka, kto tak na prawdę był tym bydlakiem - paradoksalnie singlowo czy realnie tandemowo. Czy to boli? big_smile Z pewnością tak, ale paradoksalnie już nie mnie i nie ja płacę "raty" i "długi" za "żyrantów" z poczynionej głupoty.

Mnie jedynie "boli" koszt rozwodu na teraz, bo z finansami u mnie jest krucho smile

60 Ostatnio edytowany przez moniaCo (2013-07-29 14:22:53)

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Rozumiem Bags....wszystko doskonale.
Jedno jest pewne...po tym jak mój eks mąż ostatecznie odszedł do kochanki, wiedzialam ze nie zgodze sie na ewentualny powrót. Bo czara goryczy się przelała......upokorzył mnie bardzo, sponiewieral jak najgorszego śmiecia. A podobno mnie tak kochał kiedyś!
Minąl ponad rok, odkąd sie wyprowadził. A ja dziwie się, jak mozna być takim czlowiekiem bez zasad....pozwolic, by jego ojciec popadal w depresje. Bo zyczliwi dopytują sie jak mozna zostawic ojca z byłą zoną i sobie pojsc....tatus nie dostąpił zaszczytu poznania nowej "synowej". Synus wpada, pomoze od czasu do czasu i sumienie ma uspokojone. Tylko ja wiem, ze  dziadek praktycznie czeka na smierc....bo źle sie w tej sytuacji czuje...nawet jesli zapewniam mu wszystko co potrzebuje, to jednak ja jestem obca prawda? Eks jest jego synem.
Dostal ostateczny termin na uregulowanie tej sytuacji. Bo to chore jest. Nie mieć jaj, zeby ponieść konsekwencje swoich czynów.

61

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...

Bags, możesz zawnioskować o zwolnienie z kosztów sądowych (wówczas należy Ci się również pełnomocnik z urzędu). Ewentualnie - jeżeli powodem będziesz Ty, to w pozwie można umieścić wniosek o obciążenie strony pozwanej całością kosztów.

62

Odp: Toksyczny trójkąt z teściową...
moniaCo napisał/a:

Rozumiem Bags....wszystko doskonale.
Jedno jest pewne...po tym jak mój eks mąż ostatecznie odszedł do kochanki, wiedzialam ze nie zgodze sie na ewentualny powrót. Bo czara goryczy się przelała......upokorzył mnie bardzo, sponiewieral jak najgorszego śmiecia. A podobno mnie tak kochał kiedyś!
Minąl ponad rok, odkąd sie wyprowadził. A ja dziwie się, jak mozna być takim czlowiekiem bez zasad....pozwolic, by jego ojciec popadal w depresje. Bo zyczliwi dopytują sie jak mozna zostawic ojca z byłą zoną i sobie pojsc....tatus nie dostąpił zaszczytu poznania nowej "synowej". Synus wpada, pomoze od czasu do czasu i sumienie ma uspokojone. Tylko ja wiem, ze  dziadek praktycznie czeka na smierc....bo źle sie w tej sytuacji czuje...nawet jesli zapewniam mu wszystko co potrzebuje, to jednak ja jestem obca prawda? Eks jest jego synem.
Dostal ostateczny termin na uregulowanie tej sytuacji. Bo to chora jest. Nie mieć jaj, zeby ponosic konsekwencje swoich czynów.

Nie ma to jak solidarność "lokatorów" z apartamentu przy ul. Alternatywy 36 lol
Parafrazując wielkiego mistrza Zorra z mojego wątku "synowych to ja mogę mieć 5, ale syncia, to ja mam Ci ino jednego" big_smile.
Te Nasze perypetie skłaniają - takie trudne słowo i za mocne określenie w tej sytuacji smile - mnie do refleksji, czy to czasem nie jest analogia do szkolno - studenckiej zasady "3 x Z". Każdy z Nas się edukował, ale widocznie im utkwiło w pamięci nie to co trzeba.

Kjersti tak jak tonący brzytwy się chwyta, tak ja zamierzam uchwycić się wszelkich dostępnych opcji w tej sądowej potyczce. Nawet by to małżeństwo zapoczątkowane sporymi wydatkami - zakończyć "gratisowo" w sądzie.
Wiele wskazuje na to, że owych powodów jest i będzie wiele, a nie tylko ten jeden - składający pozew big_smile

Posty [ 63 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Toksyczny trójkąt z teściową...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024