Od paru lat jestem nieszczęśliwie zakochana w mężczyźnie, który na początku dał mi nadzieję, ale szybko tą nadzieję odebrał. Postawił kawę na ławę: "nic do ciebie nie czuję".
A ja dalej nie potrafię zapomnieć. Dalej mam nadzieję. Mimo to nie narzucam się, bo jestem przekonana, że powinien znaleźć szczęście przy innej kobiecie i nie chcę mu tego utrudniać.
Są okresy, kiedy o nim nie myślę. Ale wystarczy, żebym usłyszała gdzieś piosenkę, którą z nim kojarzę, żebym przechodziła obok miejsca, gdzie się spotkaliśmy, nawet żeby przyśnił mi się, a już rozpamiętuję to, co było.
Próbowałam już analizować swoje uczucia - dlaczego tak mnie do niego ciągnie, czego oczekuję, dlaczego nie wyszło, ale takie zrozumienie swoich uczuć nie pomaga na długo. Próbowałam porozmawiać z nim na ten temat, ale on nie chce się nawet spotkać. Próbowałam z innym mężczyzną - znów nie tędy droga.
Czego jeszcze spróbować? Chcę ułożyć sobie życie z kimś innym, ale dopóki nie "przetrawię" tego uczucia, żaden inny związek nie będzie wystarczająco szczery, żeby zakładać rodzinę opartą na zaufaniu.
A może to jest zupełnie normalne i zdarza się dość często, że emocjonalnie szalejemy na punkcie jednego mężczyzny, ale jesteśmy (z rozsądku?) z kimś innym? Może nie jestem wyjątkiem, tylko powinnam nauczyć się z tym żyć?
Widać, że jesteś bardzo uczuciową osobą i szukasz prawdziwej miłości.. Niestety, nie zawsze prawdziwa milość jest piękna, czasem wiąże się z cierpieniem. Jedynym lekarstwem na wyleczenie złamanego serca jest znalezienie innej miłosci. Tyle, że osobę, która kocha tak mocno jak Ty łatwo jest zranić... Czy warto kochać? Nie wiem, czasami sie nad tym zastanawiam i myślę, że lepiej jest mieć dystans, ale czy wtedy jesteśmy w stanie stworzyć szczęśliwy związek? Mam także wrażenie, ze miłość to swego rodzaju dziecinada i romantyzm, który przysłania nam racjonalne myślenie.
Niespełniona miłość boli, ale zobaczysz że prędzej czy później poznasz nowego, wartościowego faceta którym również się oczarujesz, ale tym razem będzie to odwzajemnione uczucie. Teraz zwyczajnie musi minąć trochę czasu, rany muszą się zagoić. Mimo, że jest Ci ciężko to musisz być silna i pokonać ten czas.
"Ona poświęciłaby swoje życie za niego, on poświęciłby jej życie za swoje... "
"Im bardziej za czymś tęsknisz, tym mocniej tego pragniesz i wpadasz w obłęd, że nie możesz tego mieć. "
"powoli usycham z tęsknoty, za czymś, czego tak na prawdę nigdy nie miałam."
- akurat czytałam i jakoś mi się skojarzyło.
sama się zapewne stymulujesz żeby o nim myśleć, a to piosenka, a to zapach... zakochani tak mają, chcą czuć jakąś bliskość albo więź z ukochaną osobą... ale w ten sposób nic nie zyskasz, a takie rozpamiętywanie jest najgorsze...
Miłość to uczucie obojga ludzi, próbuj sobie tłumaczyć że jeśli on Cię nie kocha to po prostu zakochanie, fascynacja... że to jednak nie to czego szukasz...
próbuj racjonalnie przeanalizować ten związek, czy to naprawdę to czego szukasz...
Może ktoś nowy Ci to uświadomi.
czesc. ja mam podobny problem.z tym ze mieszkalam z mezczyzna przez pol roku. sam sie znalazl (poszukiwalam wspollokatora).poczatkowo bylam bardzo zdystanoswana, nieuchwytna. chyba go zafascynowalam.spedzalismy ze soba coraz wiecej czasu.mial dziewczyne. zszokowal mnie, kiedy nagle poprosil mnie o to, abym byla jego druga! typek jakich malo, ale juz wtedy bylam w nim zadluzona.oczywiscie odmowilam.w odwecie znalazl inna.mial dwie.w dodatku zeby sie nie mylic, mialy takie same imiona.robilam wszystko, zeby sie nie zakochac. niestety mnie uwiodl. dlaczego?kumplowalismy sie, mielismy bardzo dobry kontakt, wspolnego przyjaciela, ktory nota bene na mnie lecial. to brzmi jak brazylijski tasiemiec..wiem.wszystko sie komplikowalo.przyprowadzal do naszego mieszkania rozne panienki.spotykalismy sie na imprezach i robilismy sobie nazlosc przypadkowymi partnetami. tak bardzo go kochalam i niecierpialam jednoczesnie ze nie wytrzymalam. w koncu sie wyprowadzilam. minelo sporo czasu.po nim mialam juz dwoch facetow.zadnego tak nie kochalam.staram sie jak moge, ale ciezko mi zapomniec. w dodatku nasz wspolny przyjaciel chce ze mna byc...trzymaja mnie przy nim jedynie wspomnienia.teraz go lubie, ale wczesniej spotykalam sie z nim jedynie zeby wiedziec cos o tamtym...wiem, ze to perfidne i wogole zle o mnie swiadczy... ale nie jestem zla tylko nieszczesliwie nie moge sie odkochac.
widzialam sie z nim przypadkowo kilka razy.specjalnie zmienilam rejony zamieszkania, bo okazalo sie ze po mojej przeprowadzce tez sie przeprowadzil i przypadkowo zamieszkalismy w odleglosci kilkiu mieszkan od siebie.. czy to normalne zeby robic wszystko zeby nie pamietrac a mimo wszystko... dalej nie moc sie uwolnic od tego toksycznego uczucia?
'' Miłością, odpowiedzą. Jednak miłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia.
Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy,
podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas wątpliwości.
Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka. ''
oj...milosc wcale nie jest taka fatalna...tylko ludzie wszystko chrzania! tak ogolnie to wszystko wina serca i rozumu.ja walcze z sercem, jednoczesnie jestem swiadoma tego, ze milosci nie da sie tak poprostu na zawolanie zakrecic i odkrecic, jak wode z kranu... czy jest osoba ktora przezyla cos podobnego(patrz wyzej) i chcialaby podzielic sie swoim doswiadczeniem i przemysleniami? w zasadzie to na to wlasnie licze.JAK ZABIC W SOBIE NIECHCIANE UCZUCIE?(bo nie potrafie sie od niego uwolnic)
Niespełniona miłość.. Chyba nic gorszego w życiu nie ma. Od prawie trzech lat nie potrafię się odciąć od człowieka z którym nie mogę być. Połączyło nas uczucie od pierwszego wejrzenia dlatego nie wiele trzeba było czasu żeby wpaść po uszy. Jest to miłość odwzajemniona, ale nieszczęśliwa wręcz tragiczna. Za późno się spotkaliśmy. Chodziłam na jakieś terapie, zerwałam kontakt na parę tygodni, ale on zaczął się ze mną kontaktować.. wszystko na marne. Nigdy nie przeżyłam czegoś tak silnego. Próbowałam poznawać nowych mężczyzn, ale wracałam zapłakana ze spotkań, bo to nie ten którego tak bardzo chcę. Mam dwa wyjścia czekać na niego aż przyjdzie nasz czas albo odciąć się zupełnie. Zmienić numer itp. Czekanie mnie dobija, skończę 25 lat w tym roku. Nigdy nie będę mieć 100% pewności czy uda się nam być razem. Czuję się od kilku lat jakbym waliła głową w mur. Jest wiele chwil kiedy czuję się szczęśliwa, wystarczy że on jest obok, że trzyma za rękę ;( To jest uczucie nie do opisania. Ja wiem, że taka miłość, takie zrozumienie dwojga ludzi zdarza się raz na milion, ale już nie mam sił ;( Oddałabym szóstkę w totka za Niego..
Na terapii Pani psycholog słuchała mnie uważnie kiedy skończyłam, powiedziała, "spróbuj się cieszyć tym że potrafisz tak kochać.. i to z wzajemnością, ciesz się tym że jest osoba dla której tak wiele znaczysz, żyj spokojnie, wypełniaj swoje obowiązki, zajmij się tym co lubisz, czytaj książki, chodź do kina, nie rób jednego.. nie uciekaj w ramiona innego bo to tylko pogłębi frustrację, ból.. ŻYJ.. życie samo przyniesie rozwiązanie" te słowa pomogły tylko na chwilę
Witajcie.Jestem w podobnej sytuacji.Jestem beznadziejnie zakochana w kimś kto tego nie potrafi docenić i jest strasznym egoistą.Myśle o nim właściwie codzień i to jest silniejsze.Często zastanawiam się czy będe mogła kiedyś być z kimś innymi,czy kiedyś zniknie on z mojej pamięci...jeszcze sobie na to pytanie nie odpowiedziałam.Trzymam kciuki za Was i za siebie.
Czas. W Twoim wypadku strasznie to długo trwa. Nieźle jesteś zakręcona. Po prostu te emocje muszą minąć. I tak się stanie. I w końcu zapadnie spokój. Trzymam kciuki.
aga303 uda Ci się! uwierz wolałabym przeżyć miłość nieodwzajemnioną niż odwzajemnioną, ale tak trudną.. jesteś taka młodziutka.. ja wiecznie słyszę, że czas leczy rany, ale w przypadku kiedy się ich nie rozdrapuje.. moim zdaniem nie powinnaś w żadnym wypadku mieć z nim kontaktu, jeśli on nie chce to niech się buja! daje rady innym, a sama nie potrafię z nich korzystać ech
'' Miłością, odpowiedzą. Jednak miłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia.
Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy,
podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas wątpliwości.
Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka. ''
doskonale te słowa rozumiem.. czuję..
Mam 24 lata i chyba coraz mniej czasu.Wczoraj się do niego odezwałam żeby spytać jak spędza święta i zrobił mi przykrość:(wszystko zwala na mnie,całą wine.Nie wiem starlight jak z tego wyjść:(
oj...milosc wcale nie jest taka fatalna...tylko ludzie wszystko chrzania! tak ogolnie to wszystko wina serca i rozumu.ja walcze z sercem, jednoczesnie jestem swiadoma tego, ze milosci nie da sie tak poprostu na zawolanie zakrecic i odkrecic, jak wode z kranu... czy jest osoba ktora przezyla cos podobnego(patrz wyzej) i chcialaby podzielic sie swoim doswiadczeniem i przemysleniami? w zasadzie to na to wlasnie licze.JAK ZABIC W SOBIE NIECHCIANE UCZUCIE?(bo nie potrafie sie od niego uwolnic)
mam pytanie.. czy On coś do Ciebie czuje? czy myślisz, że moglibyście być razem?
tak na marginesie polecam każdemu kto ma problem ze sobą z jakiegokolwiek powodu sięgnąć po książkę Wezwanie do miłości Anthony`ego de Mello.. daje do myślenia
Nie jesteśmy już razem,nie widujemy się,mamy tylko kontakt smsowy czasem a on potrafi ni z gruszki ni z pietruszki zapytać kiedy razem zamieszkamy.Nie rozumie tego,że dla mnie jest za wcześnie,że ja nie jestem gotowa i wogóle że nie jesteśmy juz że sobą i ja sobie nie wyobrażam tak odrazu po wszystkim co już się stało razem zamieszkać.Oczywiście wina jest moja bo ja nie chce i to ja jestem dziwna i później za to wyżywa sie na mnie.Nie chce na mnie poczekać,nie chce spotykać się narazie na odległość (50 km).Albo razem zamieszkamy albo wogóle:(Ma 29 lat a czasem wydaje mi sie,że jest niedojrzały.Nie wyobrażam sobie nikogo innego.
Nie jesteśmy już razem,nie widujemy się,mamy tylko kontakt smsowy czasem a on potrafi ni z gruszki ni z pietruszki zapytać kiedy razem zamieszkamy.Nie rozumie tego,że dla mnie jest za wcześnie,że ja nie jestem gotowa i wogóle że nie jesteśmy juz że sobą i ja sobie nie wyobrażam tak odrazu po wszystkim co już się stało razem zamieszkać.Oczywiście wina jest moja bo ja nie chce i to ja jestem dziwna i później za to wyżywa sie na mnie.Nie chce na mnie poczekać,nie chce spotykać się narazie na odległość (50 km).Albo razem zamieszkamy albo wogóle:(Ma 29 lat a czasem wydaje mi sie,że jest niedojrzały.Nie wyobrażam sobie nikogo innego.
a dlaczego by nie spróbować zamieszkać razem? to na prawdę nic strasznego.. mówisz, że nie wyobrażasz sobie bycia z kimś innym.. miłość wymaga poświęceń, a przynajmniej kompromisów.. widzisz ja gdybym mogła bez zawahania zamieszkałabym z tym którego kocham.. czy on Cię skrzywdził? rozstaliście się z powodu braku zgodności co do wspólnego zamieszkania?
ja osobiście bym spróbowała.. pamiętaj, że wszystko ma swoje granice.. on może w końcu stwierdzić, że jeśli Ty nie chcesz nawet spróbować to zupełnie zrezygnuje i już nawet smsów nie będzie..
On skrzywdził mnie słowami..powiedział mi wiele przykrych słów.Znamy się co prawda 3 lata,ale prawdziwą parą byliśmy 2 miesiące.Nie byłam gotowa do seksu..naciskał.Nigdy prawdziwie nie wyznał mi uczuć,miłości.Zawsze mówi,że powinnam to widzieć.To ja zawsze mówie,że mi na nim zależy.Kończe studia i chciałam się do niego wyprowadzić po obronie,znaleźć sobie prace w jego mieście i żyć wspólnie,ale on czekac nie chce,on chce teraz, zaraz.Albo przeprowadzam się z miejsca albo do widzenia.A co robi żebym była bardziej gotowa do wspólnego zamieszkania?Mówi,że jestem staroświecka,żebym swoją dziurkę trzymałą mocno,że może perły się tam zalęgną.Nie robi nic zebym ja poczuła się kochana.Bo pisanie smsów co dwa dni z zapytaniem kiedy w końcu się wyprowadze to żadne staranie.O takich rzeczach nie rozmawia się przez smsy,ani przez gg.Do tego wszystkiego wcześniej wtrącili się moi rodzice i wyszło jedno wielkie bagno.Zależy mi na nim ale on nie szanuje mojego zdania,chce żeby było tak jak on chce.Nie interesują go moje studia,nie interesują go rzeczy które mam w swoim rodzinnym mieście...........interesuje go tylko to że ma 29 lat i powinien się już wyprowadzić z domu i mieć dziecko.A moje marzenia i uczucia się nie liczą.Jest kwiecień,powiedziałam,że w czerwcu się bronie i moge odrazu szukać mieszkania u niego ale on chce TERAZ i nic go nie interesuje:(
On skrzywdził mnie słowami..powiedział mi wiele przykrych słów.Znamy się co prawda 3 lata,ale prawdziwą parą byliśmy 2 miesiące.Nie byłam gotowa do seksu..naciskał.Nigdy prawdziwie nie wyznał mi uczuć,miłości.Zawsze mówi,że powinnam to widzieć.To ja zawsze mówie,że mi na nim zależy.Kończe studia i chciałam się do niego wyprowadzić po obronie,znaleźć sobie prace w jego mieście i żyć wspólnie,ale on czekac nie chce,on chce teraz, zaraz.Albo przeprowadzam się z miejsca albo do widzenia.A co robi żebym była bardziej gotowa do wspólnego zamieszkania?Mówi,że jestem staroświecka,żebym swoją dziurkę trzymałą mocno,że może perły się tam zalęgną.Nie robi nic zebym ja poczuła się kochana.Bo pisanie smsów co dwa dni z zapytaniem kiedy w końcu się wyprowadze to żadne staranie.O takich rzeczach nie rozmawia się przez smsy,ani przez gg.Do tego wszystkiego wcześniej wtrącili się moi rodzice i wyszło jedno wielkie bagno.Zależy mi na nim ale on nie szanuje mojego zdania,chce żeby było tak jak on chce.Nie interesują go moje studia,nie interesują go rzeczy które mam w swoim rodzinnym mieście...........interesuje go tylko to że ma 29 lat i powinien się już wyprowadzić z domu i mieć dziecko.A moje marzenia i uczucia się nie liczą.Jest kwiecień,powiedziałam,że w czerwcu się bronie i moge odrazu szukać mieszkania u niego ale on chce TERAZ i nic go nie interesuje:(
Po przeczytaniu posta ukazał mi się obraz tyrana. Może przesadzam, ale wydaje mi się, że będziesz miała z nim ciężko.. Tym bardziej dziwne to jego podejście ponieważ Ty chcesz! I jest ten kompromis.. tak ważny. Myślisz bardzo rozsądnie. Do czerwca nie wiele zostało, aż dziwne, że takie ma podejście do sprawy. Hmm. Znam osobę, która była z facetem 5 lat nie układało im się były częste, głupie kłótnie nieporozumienia, ale tak to ciągnęli aż pojawiło się dziecko. Zaczęło się normalne życie. Ta osoba daje mi teraz przestrogę jeśli nie układa się przed ślubem po ślubie będzie tylko gorzej.. Ale my ludzie nijak się mamy do rad innych. Musimy sami czegoś doświadczyć, przekonać się o czymś żeby zrozumieć.. A później płacz. Kurcze wydajesz się wartościową dziewczyną, a on ma zachowania typowego prostaka.. Masz się teraz skupić na pracy magisterskiej! To jest teraz najważniejsze. Nie pojmuje tego gościa. Faceci są rąbnięci
PS. Ja się bronię końcem kwietnia
Nie rozumiem jego podejścia i jego zachowanie strasznie mnie rani.Nie pojmuje jak można jednocześnie chcieć z daną osobą zamieszkać,nie chcieć na nią poczekać i sprawiać jej przykrość.On się zachowuje tak zmiennie.Najpierw sam pisze a jak ja się pierwsza odezwe to już jest zimny i oschły:(a jak wygląda Twoja sytuacja?
Od paru lat jestem nieszczęśliwie zakochana w mężczyźnie, który na początku dał mi nadzieję, ale szybko tą nadzieję odebrał. Postawił kawę na ławę: "nic do ciebie nie czuję".
A ja dalej nie potrafię zapomnieć. Dalej mam nadzieję. Mimo to nie narzucam się, bo jestem przekonana, że powinien znaleźć szczęście przy innej kobiecie i nie chcę mu tego utrudniać.
Są okresy, kiedy o nim nie myślę. Ale wystarczy, żebym usłyszała gdzieś piosenkę, którą z nim kojarzę, żebym przechodziła obok miejsca, gdzie się spotkaliśmy, nawet żeby przyśnił mi się, a już rozpamiętuję to, co było.
Próbowałam już analizować swoje uczucia - dlaczego tak mnie do niego ciągnie, czego oczekuję, dlaczego nie wyszło, ale takie zrozumienie swoich uczuć nie pomaga na długo. Próbowałam porozmawiać z nim na ten temat, ale on nie chce się nawet spotkać. Próbowałam z innym mężczyzną - znów nie tędy droga.
Czego jeszcze spróbować? Chcę ułożyć sobie życie z kimś innym, ale dopóki nie "przetrawię" tego uczucia, żaden inny związek nie będzie wystarczająco szczery, żeby zakładać rodzinę opartą na zaufaniu.
A może to jest zupełnie normalne i zdarza się dość często, że emocjonalnie szalejemy na punkcie jednego mężczyzny, ale jesteśmy (z rozsądku?) z kimś innym? Może nie jestem wyjątkiem, tylko powinnam nauczyć się z tym żyć?
Miłość to DECYZJA nie emocje. Miłość to DAWANIE i BRANIE, a nie rozpamiętywanie wyidealizowanego odbicia w lustrze. Kochasz w nim SAMĄ SIEBIE, swoje własne aspekty osobowości, kochasz w nim SWOJE lustrzane ODBICIE, nie utożsamiaj swego SUBIEKTYWNEGO obrazu jego osoby z NIM. To wielka iluzja - miłość nieosiągalna. Miłość jest wtedy, gdy ta osoba stale pragnie Twojego towarzystwa, gdy jest Ci wdzięczna za to, że JESTEŚ OBOK. Nie wierz w żadną inną "MIŁOŚĆ".
Pozdrawiam
Nie rozumiem jego podejścia i jego zachowanie strasznie mnie rani.Nie pojmuje jak można jednocześnie chcieć z daną osobą zamieszkać,nie chcieć na nią poczekać i sprawiać jej przykrość.On się zachowuje tak zmiennie.Najpierw sam pisze a jak ja się pierwsza odezwe to już jest zimny i oschły:(a jak wygląda Twoja sytuacja?
Wygląda mi to na manipulację. Zachowuje się tak ponieważ za wszelką cenę chce żebyś mu ustąpiła. Uważa że obrał dobrą drogę do osiągnięcia celu i i w końcu zmiękniesz tym bardziej że trochę Cię zna i wie że jesteś wrażliwą osobą. Perfidne zachowanie.
Moją sytuację opisałam w moim pierwszym poście. U mnie nic się nie zmienia. Póki co żyję nadzieją że albo los się do nas uśmiechnie i będziemy razem albo "ktoś" ześle mi inna osobę, która mnie uszczęśliwi i pozwoli zamknąć tamten rozdział.
Próbowałam już analizować swoje uczucia - dlaczego tak mnie do niego ciągnie, czego oczekuję, dlaczego nie wyszło, ale takie zrozumienie swoich uczuć nie pomaga na długo. Próbowałam porozmawiać z nim na ten temat, ale on nie chce się nawet spotkać. Próbowałam z innym mężczyzną - znów nie tędy droga.
Czego jeszcze spróbować? Chcę ułożyć sobie życie z kimś innym, ale dopóki nie "przetrawię" tego uczucia, żaden inny związek nie będzie wystarczająco szczery, żeby zakładać rodzinę opartą na zaufaniu.
A może to jest zupełnie normalne i zdarza się dość często, że emocjonalnie szalejemy na punkcie jednego mężczyzny, ale jesteśmy (z rozsądku?) z kimś innym? Może nie jestem wyjątkiem, tylko powinnam nauczyć się z tym żyć?
Myślę, że powinnaś wziąć sobie do serca to co powiedziała mi terapeutka. Ja wracam do tych słów, pomagają co prawda na chwile ale zawsze to jakaś pomoc.. Uważam, że każdy powinien zdać sobie sprawę że szczęścia nie możemy uzależniać od drugiej osoby. Ja nad tym teraz pracuje. Wszystko jest wspaniale napisane w książce o której już wspomniałam Wezwanie do miłości. Osoby, które CHCĄ się uporać ze swoimi problemami a nie tylko się poużalać nad sobą powinny po tę książkę sięgnąć.
A co do spotykania się z innymi to mam za sobą portale randkowe, imprezy na których chętnie poznawałam nowych panów wręcz na to byłam nastawiona wychodząc z domu. Ale to wszystko na NIC! Po spotkaniach wracałam załamana. Trzeba się zając sobą. Ja znajduje ukojenie w czytaniu. Zamierzam wybrać się na medytację. Trzeba działać i postarać się tak jak napisałaś "przetrawić" to uczucie, ale to samo się nie zrobi..
Związek z rozsądku. Nie raz o tym myślałam. Wiem jednak, że na dłuższą metę to męka. Teoretycznie da się żyć z osobą z rozsądku jest wiele kobiet które takie związki wybierają. Ja osobiście wolę poczekać.
Nie tylko musisz "przetrawić" ten niedoszły związek ale go "wydalić" jeżeli chcesz być szczęśliwa. Z mojego punktu widzenia zerwanie kontaktu pozwala uspokoić emocjonalne wygibasy i tym samym otworzyć się na inne osoby. Dopóki tego nie zrobisz będziesz stała w miejscu, a po co ???
Kontakt z tą osobą będzie zawsze dawał Ci nadzieję, której jak sama napisałaś nie ma.... więc nie bądz masochistką
Poboli....na początku bardzo, ale potem będzie zdecydowanie lepiej. Nie zapomnisz o nim nigdy, ale przyzwyczaisz się do tych wspomnień, które z czasem wyblakną.
Znam to... prawie 10 lat się meczę i nic z tego nie mam. Dwa nieudane związki w tym czasie nic poza tym. Niektórzy mówią "Zapomnij w końcu o nim, przecież nie był ciebie wart". Świetnie, ale powiedzieć to jedno a zapomnieć drugie, choć zapewne pamiętać będę do końca życia, ze takowy był
Starlight przeczytałam Twoją historię i będę trzymać kciuki.Może Pani psycholog do którek chodziłaś ma racje...może życie samo przyniesie rozwiązanie.
Mój K przed świętami znów zrobił mi przykrość i ja się zaparłam i od świąt nie odpisuje mu na sms i wogóle się nie odzywam.Bardzo ciężko mi to idzie, ale chyba nie mam innego wyjścia.Najgorsze jest to,że ja żyje nadzieją,że on zrozumie o co mi chodzi i przyzna się do tego,że źle postępował i że mnie przeprosi.Tylko nie wiem czy to ma sens:(to jest takie trudne...tak mi go brakuje i zaczynam się łamać:(
To już tydzień kiedy się do niego nie odzywam. Udaje mi się. Zajmuję sobie czas na maksa. Dużo pracuję spotykam się z ludźmi wychodzę na imprezy czytam oglądam filmy (w naszym przypadku należy się strzec filmów o miłości!). Zakupiłam książkę Dlaczego mężczyźni kochają zołzy. Mogę śmiało polecić, duuużo w niej prawdy, można się sporo nauczyć. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że zakochałam się w bardzo słabym psychicznie człowieku.. widziałam to wcześniej, ale tak pięknie potrafił zapewniać, mówić o miłości, która jest według niego najważniejsza. Ech gówno prawda! Na samą myśl wpadam w taki gniew, że..
Nie ma co się łamać dziś sobota impreza w górach na której znam raptem 2 osoby. Oby było fajnie!
aga303 wracając do Twojego problemu on nie może Ci dyktować co masz robić w takiej sytuacji (a propo studiów i mieszkania razem), na początku myślałam że on ma rację ale kiedy napisałaś jak to u Was wygląda to się złapałam za głowę, wiesz możesz mu co najwyżej napisać że go kochasz że Ci zależy ale chcesz dokończyć spokojnie studia i wtedy będąc całkowicie gotowa zamieszkać i żyć z nim tak jak tego pragnie, wymyśl coś ładnego i przekonaj się jak mu na Tobie zależy, choć szczerze dla mnie będziesz miała z nim ciężko, ale to wnioski po tych kilku wypowiedziach
Wczoraj i dziś chciał żebym do niego przyjechała...ja marze o tym żeby go zobaczyć, dotknąć,ale nie moge tak po prostu do niego jechać w sytuacji gdy on potrafi mi napisać tekst w stylu: "trzymaj swoją dziure między nogami......"Tak się nie odzywa mężczyzna do kobiety.Jak próbuje z nim o tym porozmawiać to on tego unika i zmienia temat.Zaczyna wytykać mi moje błędy i o wszystko mnie obwiniać.Nie mam już pomysłu jak do niego dotrzeć....nie wiem czy to wogóle możliwe.Boje się,że teraz potrafi mi tak powiedzieć/napisać a za jakiś czas mnie uderzy jak zrobie coś nie tak, jak on sobie umyślił.
Zakupiłam książkę Dlaczego mężczyźni kochają zołzy. Mogę śmiało polecić, duuużo w niej prawdy, można się sporo nauczyć. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że zakochałam się w bardzo słabym psychicznie człowieku.. widziałam to wcześniej, ale tak pięknie potrafił zapewniać, mówić o miłości, która jest według niego najważniejsza. Ech gówno prawda! Na samą myśl wpadam w taki gniew, że..
O co chodzi z tą słabą psychiką ? Możesz opisać ?
Wczoraj i dziś chciał żebym do niego przyjechała...ja marze o tym żeby go zobaczyć, dotknąć,ale nie moge tak po prostu do niego jechać w sytuacji gdy on potrafi mi napisać tekst w stylu: "trzymaj swoją dziure między nogami......"Tak się nie odzywa mężczyzna do kobiety.Jak próbuje z nim o tym porozmawiać to on tego unika i zmienia temat.Zaczyna wytykać mi moje błędy i o wszystko mnie obwiniać.Nie mam już pomysłu jak do niego dotrzeć....nie wiem czy to wogóle możliwe.Boje się,że teraz potrafi mi tak powiedzieć/napisać a za jakiś czas mnie uderzy jak zrobie coś nie tak, jak on sobie umyślił.
Wiesz, głupio mi radzić (zaraz napiszę), ale chyba powinnać mocno, mocno zastanowić się nad przyszłośią tego związku. Z niego wychodzi jakiś tyran. Jak teraz tak się zachowuje, to co będzie potem ? Hm, bałbym się o Ciebie.
A czemu mi głupio ? Bo sam dalej kocham, mimo iż kilka miesięcy od porzucenia minęło, i ciągle mam nadzieję, chociaż rozum mówi co innego
Masz racje klarek....tylko ja cały czas coś do niego czuje.Myśle, tęsknie i nie daje sobie rady.Żyje nadzieją..
AGA uciekaj od tego typa gdzie pieprz rosnie
to zwyczajny tyran ,jego odzywki nie do przyjęcia!
pamiętaj nigdy nie będzie lepiej jak teraz jest zle
jak można nie zrozumiec i poczekac do obrony w czerwcu tylko masz się przeprowadzic teraz i już
pan i władca
W niedziele do mnie zadzwonił i na mnie nakrzyczał..nic nie zrobiłam.Napisał mi smsa że miał nadzieje że spędzimy razem długi weekend, ja odpisałam to samo.I później do mnie zadzwonił,nakrzyczał,że robie sobie żarty,żebym sie buj....,że go wku..... a za dwa dni że chce się spotkać,żebym przyjechała.Jak powiedziałam że po ostatniej rozmowie napewno nie przyjade to mi powiedział że robie z siebie paniusie, którą trzeba przepraszać,że powinnam "zasuwać" żeby się z nim spotkać...a ja tak nie potrafie przejść do porządku dziennego:(
"W niedziele do mnie zadzwonił i na mnie nakrzyczał..nic nie zrobiłam.Napisał mi smsa że miał nadzieje że spędzimy razem długi weekend, ja odpisałam to samo.I później do mnie zadzwonił,nakrzyczał,że robie sobie żarty,żebym sie buj....,że go wku..... a za dwa dni że chce się spotkać,żebym przyjechała.Jak powiedziałam że po ostatniej rozmowie napewno nie przyjade to mi powiedział że robie z siebie paniusie, którą trzeba przepraszać,że powinnam "zasuwać" żeby się z nim spotkać...a ja tak nie potrafie przejść do porządku dziennego:("
witaj! Z tego co o nim piszesz, mysle, ze powinnas sobie dac z nim spokoj. Zmien nr telefonu, zablokuj go na wszystkich portalach spolecznosciowych i e-mailach - zerwij z nim wszystkie kontakty. To po prostu cham - ja tak go wlasnie odbieram, sadzac po tym co o nim piszesz. Naprawde go kochasz? Zadam pytanie - co Ci sie w nim podoba?
Szkoda Twojego czasu i Twojego zycia na kogos takiego, wierz mi. Chociaz Cie nie znam, to zycze Ci jak najlepiej, daj sobie z nim spokoj. Pozdrawiam.
starlight napisał/a:Zakupiłam książkę Dlaczego mężczyźni kochają zołzy. Mogę śmiało polecić, duuużo w niej prawdy, można się sporo nauczyć. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że zakochałam się w bardzo słabym psychicznie człowieku.. widziałam to wcześniej, ale tak pięknie potrafił zapewniać, mówić o miłości, która jest według niego najważniejsza. Ech gówno prawda! Na samą myśl wpadam w taki gniew, że..
O co chodzi z tą słabą psychiką ? Możesz opisać ?
Nie miał wystarczająco sił żeby słowa zamienić w czyny, te czyny niosłyby za sobą konsekwencje, był zbyt słaby, a może nie tak bardzo kochał jak mówił.. Wgłębianie się w szczegóły raczej nie ma już sensu. Prawie trzy lata na marne. Nie umiem tego znieść. Czasami myślę że to faktycznie moja wina. On uważa że tak właśnie jest. Obłęd.
Zaczęłam chodzić na medytacje. Chwytam się wszystkiego żeby sobie pomóc, żeby się trzymać i nie wracać do tamtej pięknej ale toksycznej miłości.
Aga303 jeśli on Cię kocha powinien zmienić swoje zachowanie. Jeśli tego nie zrobi nie zacznie traktować Cię z szacunkiem TERAZ to później będzie tylko gorzej.
PS. Klarek a jak wygląda Twoja historia?
Przyjechał wczoraj do mnie...w końcu mogłam się przytulić....ale do niczego mądrego nie doszliśmy...bo jak ja mówie i chce poważnie porozmawiać to on milczy i tylko słucha.Mówie mu o swoich obawach, o tym że boje się, że on po prostu się bawi..on zaprzecza.Wszystko mi się kłóci ze sobą.Dzwonił,chciał się spotkać,wczoraj przyjechał do mnie więc po co jeżeli ma mnie gdzieś?Najgorsze jest to,że nie daje sobie z tym rady i boje się, że sobie nie dam.Że tak będę w tym tkwić bo nikogo innego sobie nie wyobrażam.Straciłam do niego zaufanie:(
MYLADYY masz racje powinna zmienić numer. Ale tez powinnaś unikać tego miejsca co go spotkałaś... Bo na jego miejscu znajdzie się paru innych gostków a jezeli w domu masz jeszcze jakaś rzecz która ci go przypomina to zmień Ja tez tak robiłam po nieudanym związku wszystkie rzeczy szły do podpalenia.
Ojej! Dawno tutaj nie zaglądałam, a mój wątek kręci się jak oszalały! Widzę, dziewczyny, że problem nie dotyczy tylko mnie! Jakoś podnosi mnie to na duchu. Razem raźniej...
Wczoraj znów Go spotkałam. Troszkę bardziej "na zimno" zamieniliśmy parę słów o bzdurach, ale patrząc w Jego oczy mam ochotę w nich się zatopić. Jednocześnie wiem, skąd to moje uczucie do Niego się wzięło (gdy go poznałam, byłam właśnie po trudnym okresie w moim życiu i zaczynałam wszystko od nowa. On był pierwszą osobą, na którą mogłam przelać wszystkie pozytywne uczucia, jakich do tamtej pory nie potrafiłam do nikogo skierować)
Miłość to DECYZJA nie emocje. Miłość to DAWANIE i BRANIE, a nie rozpamiętywanie wyidealizowanego odbicia w lustrze. Kochasz w nim SAMĄ SIEBIE, swoje własne aspekty osobowości, kochasz w nim SWOJE lustrzane ODBICIE, nie utożsamiaj swego SUBIEKTYWNEGO obrazu jego osoby z NIM. To wielka iluzja - miłość nieosiągalna. Miłość jest wtedy, gdy ta osoba stale pragnie Twojego towarzystwa, gdy jest Ci wdzięczna za to, że JESTEŚ OBOK. Nie wierz w żadną inną "MIŁOŚĆ".
Zgodzę się z tym. Właśnie tak odbieram swoje uczucie. Kocham w Nim to, jaka byłam te kilka lat temu. Czas się dla mnie zatrzymał, ciągle wydaje mi się, że jestem taka, jak wtedy... Że to ten dzień "wybawienia" od nieprzychylnych mi osób... A przecież o tyle fajnych przeżyć bogatsza...
No, to super. Już wiem, gdzie jestem.
Nie tylko musisz "przetrawić" ten niedoszły związek ale go "wydalić" jeżeli chcesz być szczęśliwa.
Dobre! Bardzo dobre!
Z mojego punktu widzenia zerwanie kontaktu pozwala uspokoić emocjonalne wygibasy i tym samym otworzyć się na inne osoby. Dopóki tego nie zrobisz będziesz stała w miejscu, a po co ???
Kontakt z tą osobą będzie zawsze dawał Ci nadzieję, której jak sama napisałaś nie ma.... więc nie bądz masochistką
Poboli....na początku bardzo, ale potem będzie zdecydowanie lepiej. Nie zapomnisz o nim nigdy, ale przyzwyczaisz się do tych wspomnień, które z czasem wyblakną.
Za słaba jestem, żeby kontakt zerwać. Jeszcze nie potrafię. Jeszcze karmię się tą cholerną, masochistyczną nadzieją... Ale już nie boli. Już bolało kiedyś, teraz jest po prostu niewygodnie. Coś uwiera jak kamień w bucie...
Teraz tylko wytłumaczcie mi, jak mam wybić sobie z głowy (serca?) te niemiłosierne ukłucia zazdrości, gdy On przytula inną kobietę...
38 2012-05-05 14:44:52 Ostatnio edytowany przez klarek (2012-05-05 14:50:52)
PS. Klarek a jak wygląda Twoja historia?
Wszystko w wątku na Psychologia: "Nie umie kochać, woli być sama, bo nie musi się umawiać" Taki dziwoląg mi się trafił. I w przeciwieństwie do waszych "samców" miałem w sobie dość determinacji i sił, aby walczyć. I mieć plany co do naszej przyszłości. Wszystko to okazało się za mało. A ja po prostu, z bólem bo bólem, stwierdziłem że muszę zadbać egoistycznie o siebie - o swoją psychikę. Jeszcze Wielkanoc wystrąciła mnie trochę z równowagi, znowu pojawiła się nadzieja. Ale albo ona przesadziła albo ja zbyt wiele chciałem zobaczyć w jej odpowiedzi na życzenia. Czas mija powoli ale udaje mi się powoli dystansować od tego pseudo związku. Boli dalej, bo musi, ale coraz słabiej, a w każdym razie nie przyprawia mnie o bezsenne noce. Jej wczorajszy sms, że synowi dobrze poszedł pierwszy egzamin maturalny specjalnie mnie nie poruszył. Grzecznie odpowiedziałem, że super. I tyle. Czekam z niejakim zainteresowaniem czy będzie chciała jechać wspólnie na wakacje. No i Sylwester Ale to bardziej ciekawość niż nadzieja, chociaż ta ostatnia gdzieś tam się pałęta. Szczególnie wieczorem.
Strasznie wam dziewczyny współczuję, że uczucie tak długo was więzi. Ale każdy z nas jest inny i czasami po kimś to spłynie a drugi kilka lat będzie potrzebować. Ja przed laty po rozwodzie potrzebowałem sporo czasu, żeby znowu zaufac uczuciu a nie biologi. Tyle, że od tego czasu zupełnie kolejne związki mi się nie udają. Może mam toksyczne feromony Po swoim ostatnim przypadku proponuję wam twardo zakończyć sprawy a może nawet znajomość. Żaden kumpel, kolega, przyjaciel. Skoro jego sms, mail, rozmowa, widok potem boli, to trzeba się odseparować. I nie ma, że boli. Musi boleć. Ha ha ale łatwo udzielać takich rad
Napisałam mu wczoraj o moich obawach...a on że to jest skomplikowane..bo ja jestem wartościową dziewczyną i że on coś do mnie czuje ale moje zasady to wszystko hamują.Moje zasady dotyczą tego, że nie jestem jeszcze gotowa na to żeby z nim zamieszkać.Tym bardziej teraz gdy straciłam do niego zaufanie.W chwili gdy piątkowe spotkanie było po dłuższym nie widzeniu się i nie doszliśmy do niczego konkretnego on mnie pyta czy się przeprowadze..ja tak nie potrafie.Czuje, że mnie oszukuje a tego bym nie zniosła.Z drugiej strony, gdyby tak było to nie przyjechał by do mnie...wogóle nie rozumiem jego postępowania.
Nie wiem już co mam robić.On za cholere nie chce się zmienić.Teraz mnie straszy,że wyląduje w szpitalu,bo z nim źle..a ja zaczynam mieć wyrzuty sumienia.
42 2012-05-17 19:45:06 Ostatnio edytowany przez Atakama (2012-05-17 19:47:52)
aga303 - dziewczyno, otwórz oczy, gościu posuwa się już do szantażu! Nie daj się, co to za kuźwa związek ma być? Jak sobie to wyobrażasz - będziesz mu uległa, zrobisz dla niego wszystko, a jemu właśnie o to chodzi. O komfort posiadania obok siebie kogoś, kto będzie spełniał jego kaprysy. A gdzie w tym wszystkim miejsce na Ciebie?
Obudź się, wyjdź na spacer, rozejrzyj się dookoła. Świat jest piękny i bez niego. Uczucia uczuciami, ale siebie to Ty powinnaś kochać bardziej niż kogoś, kto tak z Tobą postępuje. Bądź egoistką, ratuj się... nie idź na żaden kompromis jeżeli chodzi o niego. To w końcu Twoja przyszłość, którą już teraz sobie tworzysz. Na pewno nie chcesz, żeby było tak, jak jest teraz... A będzie, skoro on nie chce się zmienić.
A on i tak to szpitala nie pójdzie...
PS: Twój podpis zobowiązuje. Najpierw kochaj siebie i nie pozwól się skrzywdzić. A w dalszej kolejności innych...
Postawiłam mu ultimatum że jeżeli nie zmieni swojego postępowania i swojego życia to nie będziemy rozmawiać.Albo wprowadzamy też moje zasady albo wogóle.Bo spotkaliśmy sie 3 razy i za każdym razem nie doszliśmy do porozumienia więc już miałam dość takiego czegoś.Na moje ulitmatum się ze mną pożegnał i powiedział żebym się już wiecej nim nie interesowała.Więc nie odzywałam się...po jakiś 24 godzinach poprosił żebym mu pożyczyła troche pieniędzy.Chciałam żebym mi powiedział jakie ma problemy i w co się wpakował...powiedział że nie będzie ze mną o tym rozmawiał i że myślał że może na mnie liczyć.Chciałam mu pomóc..nigdy bym go nie zostawiła samego z problemami..ale on nawet nie chce mi o nich powiedzieć...szczerze pogadać.Nie pożyczyłam mu pieniędzy bo teraz już nie wiem w co mam wierzyć i pojawiła mi się myśli że chce mnie wykorzystać...może przesadziłam...ale chciałam szczerej rozmowy.Strasznie mnie to boli i mam wyrzuty sumienia.Jeszcze wcześniej powiedział że nie spał w domu tylko w samochodzie,że nie poszedł do pracy i nikogo nie poinformował.Teraz wyjeżdża żeby poszukać lepszej pracy a spał będzie w samochodzie.Nie wiem już co myśleć..chce mu pomóc ale nawet nie wiem w czym:(
Daj sobie spokój z kontaktami. Zamilknij, nie odpowiadaj, unikaj spotkań. Bo wygląda, że on nie chce dawać, on chce brać i mieć. Już pisałem, że słabo to wróży. Poza tym te szantaże, krzyki. Albo ma coś nie tak z psychiką (nie mówię że przysłowiowy wariat), albo diabli wiedzą co może z niego wyleźć jak zamieszkacie razem. Czasami przed widać kim jest nasz partner tylko miłość zasłania nam oczy. A potem tylko ból, frustracje, kłótnie i toksyny zdolne zatruć nas na wiele lat.
Jak się odseparujesz, to pocierpisz miesiąc, dwa, trzy, a potem zaczniesz się dystansować i obojętnieć. I będzie OK. Nawet jeśli ból potrwa dłużej.
Jak zwykle zaglądam tu, jak mam kryzys. A kryzysy przychodzą do mnie zawsze, jak Go spotykam (ze dwa razy w roku) i gratis kilka razy z tęsknoty, że go nie ma... No dobrze, spotkaliśmy się wraz z paroma innymi osobami, a ja miałam uczucie, że On jest tylko dla mnie. Zawsze w pobliżu mnie, rozmowy tylko ze mną, uśmiechy, spojrzenia - czułam, że tylko dla mnie. Po jednym takim spojrzeniu pomyślałam tylko: no nie, teraz to już w życiu się z tego nie otrząsnę
Mimo, że trudno go rozgryźć, bo jest strasznie zamknięty w sobie, to nie wydaje mi się, żebym interpretowała te spojrzenia "na moją korzyść", że tak napiszę... W końcu potrafimy wyczuć, kiedy nas ktoś lubi, kiedy nie, a kiedy chciałby coś więcej!
W każdym razie po takim spotkaniu dodaję sobie skrzydeł. Uśmiecham się bez przerwy już trzeci dzień, jestem w wyśmienitym humorze, czuję się po prostu jak zakochana nastolatka. Może dlatego, że pozwalam sobie na to i odrzucam myśl, że nic z tego nie będzie? Odrzucam nadzieję, żyję spojrzeniami i chwilą, nie pozwalam sobie na ból i tęsknotę, "kryzysem" nie nazywam negatywnych uczuć, a małe słabości, kiedy swędzą mnie palce, żeby do Niego napisać. Doszłam do perfekcji w opanowaniu nieszczęśliwej miłości? Albo jestem jeszcze na rauszu spotkania i depresja dopadnie mnie za parę chwil... Albo tak sprytnie potrafię już tuszować moje własne uczucia...
... Dziwne to. Spotkałam się z Nim kolejny raz... Tym razem byłam ze znajomą, której on nie zna. Patrzył na nią tak samo (w moim odczuciu - zafascynowany), jak na mnie. Nie, nie czułam się zazdrosna. Czułam, że sama siebie wkręcałam przez wszystkie te lata, że on może coś do mnie czuć. A tymczasem gościu ma po prostu taki sposób patrzenia się na laski. Obce laski
Od tego spotkania nie czuję nic. Ani zazdrości, ani smutku, ani przede wszystkim - tego stanu zakochania. Nie wiem, może jeszcze kiedyś znów wróci to uczucie. Na razie jest takie "uwolnienie". No i trochę pretensje do samej siebie, że oszukiwałam się przez taki szmat czasu...
To nadzieja trzymała mnie w swoich szponach i nie puszczała...
47 2013-05-29 22:24:11 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2013-05-29 22:36:32)
Miłość to DECYZJA nie emocje. Miłość to DAWANIE i BRANIE, a nie rozpamiętywanie wyidealizowanego odbicia w lustrze. Kochasz w nim SAMĄ SIEBIE, swoje własne aspekty osobowości, kochasz w nim SWOJE lustrzane ODBICIE, nie utożsamiaj swego SUBIEKTYWNEGO obrazu jego osoby z NIM. To wielka iluzja - miłość nieosiągalna.
Post edytowany z powodu naruszenia regulaminu forum.
Witam. 10 marca minęło 3 lata jak się poznaliśmy... Zupełny przypadek kontrola drogowa. Od pierwszej chwili zaiskrzyło zwłąszcza ,że ja w związku ale nieszczęśliwym po dwóch zdradach ale musiałam w tym trwać , gdyż mam pod opieka matkę kaleką potrzebującą stałęj opieki.O pracy moglam zapomnieć a odejsciu tym bardziej. On? iskra, facet marzeń.... Zaprosiłam go na fb. Wtedy on zaczął batalię. Nalegał na spotkania pisał, komplementował. stało się, kilka spotkań zaczarowani , zakochani na maxa, oddani sobie w pełni. On żonaty, choć twierdził, że nieszczęśliwy ze szukał miłości, prawdziwej miłości. Coś w tym było ,gdyż był zbity jak pies, nieufny , bał sie nawet dotyku, czy nie za mocno czy dobrze itd. Totalnie zniszczony psychicznie jako mężczyzna, totalnie..... Trwało to 2 lata.... zaczarowany świat, zawsze mu mówiłam, że nie jestem warta jego uczucia, wyprawiam dla mnie cuda. Po dwóch latach sprzeczka. niby błaha , ale w nerwach mnie rzucił. Błagałam płakałam, bo kochałam go jak dziecko. Nic nie pomagało. Nic. Nieugięty powiedział ,że wraca do zony , że jednak chce być z dziećmi i z nią..... Cierpiałam ,bo moment wcześniej prosił abym była z nim za zawsze, chciał nawet mieć ze mną dziecko, kochał ,szalał.... Przeżyłam szok. Po kilku dniach uprosiłam ,aby wrócić do siebie do wakacji czyli kilka miesięcy. tak sie stało, choć juz nigdy nie było jak wcześniej. Czułam uczucie ,ale skończyło się zabieganie o mnie, inni byli ważniejsi niż ja. minał ustalony czas, niby skończyliśmy, ale ? i jedno i drugie nie potrafiło bez siebie zyć....spotykaliśmy sie czasem dzwolilismy pisali..... raz było lepiej jak gorzej... czasami chłód czasami miłość
zawsze zapewnialismy siebie że kochamy, że do śmierci będziemy sie kochać cokolwiek by się wydarzyło... tak było do grudnia 2016 roku kiedy to rodzina męża powiedziała mojemu mężowi o nas. Zaczął się kryzys
trwaliśmy przy sobie wspierając.
ja awantury, kilka razy dziennie, on tez się tym dręczył, ale nie mógł powiedziec ze odchodzimy razem ..... trwaliśmy jednak nadal w uczuciu
mało spotkań, ale dzienne zapewnianie ze kochamy dośmiertnie. 2 tygodnie temu dziwna sytuacja, On mówi ,ze czuję obojetnośc ,że depresja... że on swój świat.... myślałam ,że przejdzie, drobne sprzeczki z powodu odrzucania mnie ale dzień za dniem próbowałam załagodzić sytuację. Nic nie pomagało. Moje starania na nic, cios odrzucający za ciosem za każdą próba podejścia. Wczoraj spotkaliśmy się okazyjnie, ja zapłakana a on nawet nie potrafił mnie przytulić,pocieszyć. Rozpacz sięgneła zenitu.... po dwóch godzinach napisał, że mnie nie kocha, że nie czuje nic do mnie, a nawet nie czuje ,że coś nas kiedyś łączyło. Dodam ,że przez te 3 lata rozumieliśmy sie bez słów w każdej kwestii...... Czy to mozliwe że miłość umarła z dnia na dzień? czy ktoś to zna?Ja nadal bardzo go kochał i jest moim całym światem
49 2017-03-29 13:49:27 Ostatnio edytowany przez vilkolakis (2017-03-29 13:50:49)
Od paru lat jestem nieszczęśliwie zakochana w mężczyźnie, który na początku dał mi nadzieję, ale szybko tą nadzieję odebrał. Postawił kawę na ławę: "nic do ciebie nie czuję".
A ja dalej nie potrafię zapomnieć. Dalej mam nadzieję. Mimo to nie narzucam się, bo jestem przekonana, że powinien znaleźć szczęście przy innej kobiecie i nie chcę mu tego utrudniać.
Są okresy, kiedy o nim nie myślę. Ale wystarczy, żebym usłyszała gdzieś piosenkę, którą z nim kojarzę, żebym przechodziła obok miejsca, gdzie się spotkaliśmy, nawet żeby przyśnił mi się, a już rozpamiętuję to, co było.
Próbowałam już analizować swoje uczucia - dlaczego tak mnie do niego ciągnie, czego oczekuję, dlaczego nie wyszło, ale takie zrozumienie swoich uczuć nie pomaga na długo. Próbowałam porozmawiać z nim na ten temat, ale on nie chce się nawet spotkać. Próbowałam z innym mężczyzną - znów nie tędy droga.
Czego jeszcze spróbować? Chcę ułożyć sobie życie z kimś innym, ale dopóki nie "przetrawię" tego uczucia, żaden inny związek nie będzie wystarczająco szczery, żeby zakładać rodzinę opartą na zaufaniu.
A może to jest zupełnie normalne i zdarza się dość często, że emocjonalnie szalejemy na punkcie jednego mężczyzny, ale jesteśmy (z rozsądku?) z kimś innym? Może nie jestem wyjątkiem, tylko powinnam nauczyć się z tym żyć?
Ty nie jesteś zakochana w tym facecie, tylko w swoim wyobrażeniu o nim. Realny facet Ci powiedział "spadaj", ale ten wyimaginowany i pewnych cechach tego prawdziwego jest wciąż dla Ciebie księciem z bajki. Może trzeba sobie zwizualizować (modne słowo ostatnio), że ten książę z bajki w Twojej fantazji też Ci mówi "spadaj" ? Albo, że np. obrzydliwie beka przy posiłku, albo puszcza bąki w towarzystwie, albo, że obsikuje zawsze deskę klozetową ?
Tu wszystko się dzieje tylko w Twojej głowie. Przestań karmić tą fantazję, a sama zdechnie z głodu.
P.s.
Ale się wypuściłem. Dopiero teraz zauważyłem datę tego wątku Aaaa tam....