Jak to jest? Nadal przyjaźnisz sie z dziewczyną, którą poznałaś w L.O/ na studiach? Co się zmieniło? Jest lepiej czy gorzej? I jakie burze przeszłyście: wygrane i ...przegrane?
U mnie ta kwestia bardzo sie skrystalizowała, zmieniło się wiele w tych relacjach...:)
Mam 29 latek, ale technicznie rozpoczęłam 30 rok życia, więc chyba mogę tu cosik wpisać
Mam przyjaciółkę, znamy się jeszcze z podstawówki i jakoś tak udało się nam naszą przyjaźń przytachać z tamtych czasów, aż do dziś.
Ja jestem mężatką, "osiadłą" już kobietą, ona to szalona imprezowiczka, singielka.
Wydawałoby się, że trochę kulawy musi być taki związek dwóch panien, które są na tak różnych etapach życia, ale radzimy sobie
I to pewnie dla tego, że już tyle lat tarć i pięknych wspólnych chwil za nami.
Tak sobie myślę, że jak się przeżyło wspólnie pierwsze papierosy, imprezy, miłości...
Jak się wspólnie płakało z rozpaczy po śmierci rodzica i wspólnie roniło łzy szczęścia na weselu...
Gdy wykrzyczało się sobie niemiłe słowa, by potem wyznawać sobie miłość...
Jeśli wspólnie się imprezowało, piło do rana, spało potem pokotem, a rano leczyło kaca i miało głupawkę...
To tyle się ma tych wspólnych wspomnień, że chyba nawet jakby się waliło i paliło, czy strasznie psuło między nami, to i tak chyba zostaniemy w takiej przyjaźni.
... i kiedyś siedząc w fotelach bujanych, gdzieś w domu spokojnej starości, będziemy wspominać te chwile
Tak,mam taką przyjaciółkę,którą poznałam na egzaminach wstępnych a drugą z którą studiowałyśmy na jednym kierunku.Ta druga jest teraz raczej moją kumpelką,dobrą kumpelką.
Ta pierwsza miała dzieci wcześniej ode mnie,nie pracowała w związku z tym po studiach.Chwilami pewnie się nie dogadywałyśmy,miałyśmy inne problemy,inne priorytety.Chwilami jej nie rozumiałam,wkurzała mnie ale nie robiłam z tego wielkiego problemu.Wszak macierzyństwo to wielka rzecz.Do tego podwójne.
Teraz urodziłam dziecko chyba znacznie lepiej ją zrozumiałam.Nasze dzieciaki się uwielbiają i tęsknią za sobą tak jak my:)Wiele przeszłyśmy,dużo nas różni.Ona nerwowa,niespokojna,łatwo wybucha,szczególnie jak dzieciaki są niegrzeczne,mało konsekwentna,wyznaje zasadę,że jakoś to będzie.
Ja- zupełne jej przeciwieństwo tych kwestiach.Ale wiele nas łączy i jestem szczęśliwa,że ją poznałam.
Ja mam dwie przyjaciółki, z jedną przyjażnię się od zawsze tzn. nie ma daty poznania ,pamiętam nasze zabawy kiedy miałyśmy po kilka lat.Mieszkałyśmy wtedy w jednej miejscowości i razem uczyłyśmy się jeżdzić rowerem.Potem moja rodzina zmieniła miejsce zamieszkania ale odwiedzałam ją jak tylko byłam u babci.Byłam na jej weselu a potem na chrzcinach dzieci, komuniach a ostatnio na ślubie jej córki.Jestem tam zawsze mile widziana i traktowana przez wszystkich jak ktoś z bliskiej rodziny.
Drugą przyjaciółkę poznałam w IV klasie szkoły podstawowe(doszła do mojej klasy) o od tamtej pory jesteśmy sobie bliskie a to już bardzo wiele lat.Wspieramy się w trudnych chwilach a przez tyle lat każda z nas miała ich wiele.
Odwiedzamy się w miarę często i nigdy nie miałyśmy jakiejś sytuacji w której byłybyśmy na siebie złe.
Przez lata poznałam wiele osób,ale z żadną nie udało się stworzyć takich relacji jak z nimi,myślę ,że trwałe są te stare znajomości.
ja myślę, ze bardzo trwałe są przyjaźnie zawiązane w szkole średniej, tylko czas nieco je weryfikuje,,,czasem na jakiś czas znikają by sie odrodzić a czasem się przewartościowują, jak moja. Jeśli to prawdziwa przyjaźń, nie ma problemu gdy widzimy się po czasie, po 2-6-miesiącach; da się w tym odnaleźć, gorzej gdy nie ma sobie zbyt wiele do powiedzenia....
Co jest teraz dla was ważne w przyjaźni? a co było kiedyś? Jakie są wasze "przyjaźniane" priorytety?
Ja zauwazylam roznice...
Masz faceta nie masz przyjaciolek masz przyjaciolki nie masz facete...
Nie mam przyjaciolek takich od serca. ZAwsze je cos w serce gryzlo
A priorytety mam od dawna takie same. Wiernosc, niezawodnosc, akceptacja, wolny wybor....
a dla mnie ważne jest by nie być takimi psiapsiółkami latającymi razem za rękę na zakupy czy do kina, ale.... to porozumienie dusz I nawet jak się jest daleko, czuje się tą bliskość .
I oczywiście szczerosc, bycie sobą, to najwazniejsze.
a dla mnie ważne jest by nie być takimi psiapsiółkami latającymi razem za rękę na zakupy czy do kina, ale.... to porozumienie dusz
I nawet jak się jest daleko, czuje się tą bliskość .
I oczywiście szczerosc, bycie sobą, to najwazniejsze.
Tak, to porozumienie dusz jest najważniejsze.
Na zakupy, czy do kina to jako towarzysz nadaje się wielu bliskich. Ale jak już jest jakaś sprawa wymagająca wygadania się, tudzież obgadania jakiejś kwestii, to nie ma to jak szczera rozmowa z bratnią duszyczką
No a jeśli coś w życiu pójdzie nie tak, to kto jak nie przyjaciółka, położy najlepszy kompres na poharataną psychikę czy serducho.
Najlepsze jednak w przyjaciółkach jest to, że kiedy trzeba to wyzbywają się krytycyzmu i wesprą nawet najdurniejszy pomysł, jeśli widzą zapał w oczach.
Interesuje Cię kubeł zimnej wody, idź do kumpla/przyjaciela.
Chcesz, żeby ktoś zrobił Ci przyjemność przytakując na Twoją fanaberię, idź do przyjaciółki
Ostatnio odnowiłam kilka znajomości - może nie przyjaźni, ale dobrych znajomości jeszcze z czasów studenckich; koleżanki mają już dzieci (jedna nawet 2) i mało czasu, ale fajnie tak... spotkać się po latach w knajpie i:
- rozpoznać dawną koleżankę,
- pogadać, jakby nic a nic się nie zmieniło.
Musze przyznać, ze ludzkie ścieżki się rozchodzą. Gdy kogoś spotykam to ciągle się śpieszy, o ile dawna znajoma by podyskutowała(praca, rodzina, mieszkanie) to zawsze mąz jest niecierpliwy, mąz partner czy dziecko. Moi drodzy na chwile stanęłam w tym pędzie, bo zajmuje się dzieckiem. Stanęłam i widzę, ze wszyscy pędzą. A ci co zostaną zaczepieni sa zniechęceni, bo po prosu zmęczeni po pracy...
Każdy ma swoje życie i za cel udowadnia dookola ze daje rade, ze jest szczesliwy, albo prost inaczej-zbiorowe użalanie się.
Nie mam przyjaciólek. Ostatnio z kuzynką wiele gadam,ale czuję ze ona jest z innego świata. Trzepie o swoich imprezach, a ja myśle za to co na obiad zrobic. Jestesmy rowiesnicami-ale już z innej branży. Pora na zupki i choroby dziecka. I co z tego że staram się poczytać Osiecką, albo Norwida, kiedy czuję że coraz bardziej głupieję w domu:(
12 2013-03-25 19:41:26 Ostatnio edytowany przez Catwoman (2013-03-25 19:41:54)
Zastanawiam się dlaczego tak jest. Moja teściowa miała 2 dzieci, jej mama 3 dzieci, a co tydzień spotykały się ze swoimi koleżankami u którejś.
Ja miałabym czas dla koleżanek, gdyby one miały dla mnie
13 2013-03-25 19:46:10 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2013-03-25 19:47:05)
catwoman albo spotykasz i o coś pytasz i słyszysz jak mantrę:banany dla igorka kupiłam.
pytasz o nią, o pracę, o jej życie: KARMI.
dziecko,dziecko,dziecko.
i nic więcej.
jakby przestała istnieć jako Ona, a została tylko i wyłącznie matka, ja też kocham dziecko, ale na Boga Ojca Jedynego istnieję także ja!
No tak to często wygląda... ale też nie tęsknię by się z takimi znajomymi umawiać, bo w kółko słyszałabym o dziecku, a mnie akurat dzieci nie interesują.
Czasem myślę, że chyba też powinnam sobie dzieciaka zrobić; stworzyłabym wtedy komitet w piaskownicy.
15 2013-03-25 19:55:05 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2013-03-25 19:55:59)
czasem zlosliwie zycze takiej samotności niektórym "zagonionym" az wstyd
Ech te relacje kobiet 20-letnich a 30-letnich wyglądają zupełnie inaczej.... nagle wyzwolonej kobiecie 21 wieku, każdy dzień i godzinę dyktuje mąż i dzieci. 2-3h czasu nie znajdzie na kilka miesięcy by się spotkać przy kawie i na spokojnie pogadać.
wyzwolona kobieta?:(
za torebke wartą 120zł słucham ze 3 tygodnie, moze warto cene zmienic i powiedziec ze 30zł kosztowala...mąz i dzieci? ile razy chce pogadac z jakas znajomą, to nie ma, nie ma mozliwosci!wszędzie dzieci. jak widzą ze mama gada, to albo zwracaja uwage(podczas telefonu zawsze się biją-sprawdzone u brata, i kolezanek). a jak wyjdzie nie daj Bóg na godzinę to 20telefonów kiedy wróci-to moja koleżanka, narzeczona zaledwie...
jeden drugiego na oku trzyma, a gdy jest już swiety spokój(młode sie ululają, albo zajmą filmem), to pada się na ryj i czasem, czasem zadzwoni gdzies:)
19 2013-03-25 20:38:57 Ostatnio edytowany przez Margolinka (2013-03-25 20:41:52)
Moim zdaniem, to całe zamykanie się w domu z dzieckiem (oprócz zmęczenia) jest skutkiem zwykłego lenistwa.
Żeby umówić się z koleżanką na wyjście, trzeba by załatwić opiekę dla dziecka, albo namówić babcię, albo męża... trzeba by siebie samą ogarnąć Żeby koleżankę zaprosić, trzeba by odgruzować mieszkanie z zabawek dziecka, dziecko zawieźć do babci, ewentualnie potrafić je spacyfikować przy koleżankach, a często jest to problem. Po prostu za dużo zachodu z tym wszystkim... a dziecko jest od dawna idealnym usprawiedliwieniem na wszystko. "Nie mogę w sobotę...wiesz...dzieckoooo..."
Lepiej usiąść między kaszkami i nocniczkami i słuchać po raz setny piosenek fasolek
Po co komu rozrywka i spotkania towarzyskie ...
catwoman albo spotykasz i o coś pytasz i słyszysz jak mantrę:banany dla igorka kupiłam.
pytasz o nią, o pracę, o jej życie: KARMI.
dziecko,dziecko,dziecko.
i nic więcej.
jakby przestała istnieć jako Ona, a została tylko i wyłącznie matka, ja też kocham dziecko, ale na Boga Ojca Jedynego istnieję także ja!
Żeby było jasne: mam wręcz alergię na mamuśki, które nie zostawią dziecka samego na pół minuty, nie chcą wyjść do pubu bo mąż i dziecko, itd. Ale co dziwnego i złego w tym, że zapytana, co u niej, matka opowiada o dziecku? To chyba naturalne, że najchętniej opowiadamy o tym, co akurat u nas nowego? Jedna z moich koleżanek opowiada o swojej pracy w agencji reklamowej, co mnie akurat kompletnie nie interesuje, druga o wyjazdach na koncerty, na co najchętniej postukałabym się w czoło, bo ileż można włóczyć się po jakichś festiwalach, trzecia o swojej pasji robienia kolczyków, który to temat powoduje u mnie mdłości, czwarta o kocie... Ale to moje przyjaciółki, więc słucham z uwagą i przez te parę minut żyję ich życiem, tak samo one wysłuchują, że moja córka zrobiła to i tamto - tak chyba powinna wyglądać przyjaźń...
No właśnie.... chyba najlepiej przyjaźnić się z kimś o podobnym scenariuszu "życia"
Słuchaj, moje koleżanki też mi coś o dzieciach swych powiedzą, ale cała rozmowa kręci się nie wokół dzieci, a wokół innych spraw.
Moim zdaniem, to całe zamykanie się w domu z dzieckiem (oprócz zmęczenia) jest skutkiem zwykłego lenistwa.
Żeby umówić się z koleżanką na wyjście, trzeba by załatwić opiekę dla dziecka, albo namówić babcię, albo męża... trzeba by siebie samą ogarnąćŻeby koleżankę zaprosić, trzeba by odgruzować mieszkanie z zabawek dziecka, dziecko zawieźć do babci, ewentualnie potrafić je spacyfikować przy koleżankach, a często jest to problem. Po prostu za dużo zachodu z tym wszystkim... a dziecko jest od dawna idealnym usprawiedliwieniem na wszystko. "Nie mogę w sobotę...wiesz...dzieckoooo..."
Lepiej usiąść między kaszkami i nocniczkami i słuchać po raz setny piosenek fasolek
Po co komu rozrywka i spotkania towarzyskie ...
wspaniala wypowiedź:)
No właśnie.... chyba najlepiej przyjaźnić się z kimś o podobnym scenariuszu "życia"
Słuchaj, moje koleżanki też mi coś o dzieciach swych powiedzą, ale cała rozmowa kręci się nie wokół dzieci, a wokół innych spraw.
Zawsze komuś będzie nudno, jeśli rozmowa kręci się wokół JEDNEGO tematu, obojętnie jakiego
U mnie jest tak...
Dwa razy przeprowadzka z miasta do miasta, ilość przyjaciółek mocno zmalała, zostały te autentyczne, szczere, te z którymi nadal mam dużo do obgadania:)
Jedna Matka-Polka trojki dzieciaków, druga, kobieta pracująca - mama jednego dziecka, trzecia singielka z pokręconym życiorysem. Z każdą mam wiele do pogadania, nigdy nie zapada krępująca cisza, z każdą z nich rozmawiam o czymś innym, trochę o dzieciach, trochę o sobie, książki, film, wyjazdy, psy, w zależności od okoliczności i nastroju. Czasem o seksie, czasem o facetach, różnie Widzimy się rzadko, częściej rozmawiamy przez telefon, nawet jeśli minie miesiąc czy dwa zawsze znajdujemy wspólny, temat.
Podsumowując, saldo z przed wyjazdu - 7, po dwóch przeprowadzkach zostały 3 - może i nieźle, bo w ogóle są Niestety teraz brakuje mi koleżanki/znajomej na kawę i do pogadania, na spacer, do kina, od czasu do czasu. W moim życiu "trzydziestolatki" nie pojawiła się żadna i takiej zwykłej nie przyjaźni nawet ale zwykłej znajomości bardzo mi brakuje ale może po trzydziestce trudniej zawiera się znajomości?
Mnie się wydaje, że..... właśnie trudniej, tak jak piszesz Joga. Te przyjaźnie są już inne, o ile można je nazwać przyjaźniami. Nie umiem tego fenomenu wyjaśnić.
jest kilka kobiet...które podziwiam, co ciekawe żadnego faceta
27 2013-03-25 21:55:47 Ostatnio edytowany przez Szarlot (2013-03-25 21:58:04)
A ja mam wrażenie, że takie prawdziwe najtrwalsze przyjaźnie zaczęłam zawierać dopiero po studiach, po przeprowadzce do innego miasta. Kilka przyjaźni z okresu studiów podtrzymuję, choć dzieli nas ponad 300 km, ale takich najbliższych przyjaciół, z którymi weszłam na wyższy stopień wtajemniczenia, poznałam dopiero po 25 roku życia.
I myślę, że to te przyjaźnie przetrwają.
I nic się nie zmieniło kiedy wyszłam za mąż. Przyjaciół mam ciągle tych samych.
I wśród nich także przyjaźnie damsko - męskie, które w ogóle uważam za bardziej... może nie bardziej wartościowe (bo jakoś tak nie odważyłabym się wartościować przyjaźni), ale bardziej ciekawe, barwne...
Właściwie mam jednego takiego najbliższego Przyjaciela, z którym kumpluję się jeszcze od czasów zanim poznałam mojego Męża.
Mój Mąż go w pełni akceptuje i bardzo lubi. Nie jest zazdrosny.
Co do Przyjaciółek, większość z nich to singielki (którą ja też do niedawna byłam, ale przeszłam na ciemną stronę mocy ), ale to nie zmieniło naszych relacji.
Może odrobinę rzadziej sie z nimi widuję odkąd mam męża i jestem w ciąży... ale bardziej chyba ciąża niż posiadanie męża ma na to wpływ.
Ciekawe jak to będzie jak się dziecko urodzi, ale mam przeczucie, że będzie dobrze.
Jeśli coś jest prawdziwą przyjaźnią, głęboką, opartą na pokrewieństwie dusz, a nie tylko na wspólnej pracy, czy tym co nas łączy w danym momencie życia (np. pieluchy, kupki i zupki), to takie przyjaźnie mogą przetrwać wiele
W moim życiu "trzydziestolatki" nie pojawiła się żadna i takiej zwykłej nie przyjaźni nawet ale zwykłej znajomości bardzo mi brakuje ale może po trzydziestce trudniej zawiera się znajomości?
Nie wiem, jak jest u was, ale ja na pewnym etapie życia, powiedziałam sobie: dość bliskich znajomości. Tzn. dalej poznawałam nowych ludzi - na uczelni, w pracy, na kursach, ale wiedziałam, że te nowe znajomości będą dużo "płytsze".
W liceum poznałam po prostu garstkę ludzi, z którymi zżyłam się tak bardzo, że najważniejsze było dla mnie pielęgnowanie tych więzi, a nie rozdrabnianie energii na nawiązywanie nowe znajomości i chuchanie na stare.
Bo w przyjaźni chodzi głównie o jakość. A by była niezmienna, wszyscy muszą na to ciężko pracować. Podlewać, jak kwiatek, bo uschnie i zgnije
Dlatego właśnie może w późniejszych latach trudniej o nowe przyjaźnie, bo część ludzi ma już kogoś do przyjaźnienia się i sferę tą ma zupełnie wypełnioną. A ponieważ wraz z wiekiem dochodzą kolejne sfery życiowe, ta dotycząca przyjaciół, musi więc zawężać się do grupy tych, co to się właśnie już dawno zdobyło i teraz nawozi i podlewa
Joga napisał/a:W moim życiu "trzydziestolatki" nie pojawiła się żadna i takiej zwykłej nie przyjaźni nawet ale zwykłej znajomości bardzo mi brakuje ale może po trzydziestce trudniej zawiera się znajomości?
Nie wiem, jak jest u was, ale ja na pewnym etapie życia, powiedziałam sobie: dość bliskich znajomości. Tzn. dalej poznawałam nowych ludzi - na uczelni, w pracy, na kursach, ale wiedziałam, że te nowe znajomości będą dużo "płytsze".
W liceum poznałam po prostu garstkę ludzi, z którymi zżyłam się tak bardzo, że najważniejsze było dla mnie pielęgnowanie tych więzi, a nie rozdrabnianie energii na nawiązywanie nowe znajomości i chuchanie na stare.
Bo w przyjaźni chodzi głównie o jakość. A by była niezmienna, wszyscy muszą na to ciężko pracować. Podlewać, jak kwiatek, bo uschnie i zgnijeDlatego właśnie może w późniejszych latach trudniej o nowe przyjaźnie, bo część ludzi ma już kogoś do przyjaźnienia się i sferę tą ma zupełnie wypełnioną. A ponieważ wraz z wiekiem dochodzą kolejne sfery życiowe, ta dotycząca przyjaciół, musi więc zawężać się do grupy tych, co to się właśnie już dawno zdobyło i teraz nawozi i podlewa
To ja chyba jestem wyjątkiem, bo mam zupełnie na odwrót
W ogóle myślę, że (w moim przypadku) dopiero w pewnym wieku, po przepracowaniu w sobie wielu rzeczy, kiedy dojrzałam do dawania więcej z siebie, to dopiero wtedy zyskałam taką umiejętność jak przyjaźń. Może dziwnie to brzmi, ale tak czuję.
Kiedyś na etapie np. LO to ja byłam emocjonalnym dzieckiem miałam jakieś koleżanki, kolegów, ale jakby to porównać do moich aktualnych przyjaźni, to było to strasznie płytkie.
A co do tego, że wiele osób w pewnym wieku ma już przyjaciół i nie mają miejsca dla nowych osób, pewnie częściowo jest to prawda, ale... mam dwoje Przyjaciół którzy są mocno po 40-tce. I oni też już od lat swoich różnych przyjaciół mają. Ale to nie przeszkodziło nam się zaprzyjaźnić. Mamy takie sfery, które sobie wzajemnie wypełniamy, mimo różnicy wieku, doświadczeń, tego że każde z nas ma swoje rodziny, zajęcia, obowiązki.
Myślę, że miejsce na fajną przyjaźń znajdzie się zawsze. Tylko nic na siłę.
Kiedyś na etapie np. LO to ja byłam emocjonalnym dzieckiem
miałam jakieś koleżanki, kolegów, ale jakby to porównać do moich aktualnych przyjaźni, to było to strasznie płytkie.
No coś Ty! To nie było wspólnego przeżywania miłości i rozstań? Wspólnego buntowania się przeciwko światu? Wspólnych tajemnic, wagarów, pierwszych imprez? Jasne, że to głupotki w porównaniu z dorosłym życiem, ale wtedy były to najważniejsze rzeczy na świecie
Myślę, że miejsce na fajną przyjaźń znajdzie się zawsze. Tylko nic na siłę.
Racja. Jak się samo znajdzie, to i ja przygarnę. Chodziło mi bardziej o fakt, że im człowiek starszy tym mniej czasu i chęci ma na szukanie. Nie ma też potrzeby, jeśli ci przyjaciele, których ma są prawdziwi i niezawodni.
ja mam przyjaciółkę od przedszkola,razem w przedszkolu ,razem w podstawówce potem poszłysmy do innych szkół ale i tak się często widywałysmy,potem razem mieszkałyśmy na jednym osiedlu i mamy dzieci w podobnym wieku więc i one się bawiły ze sobą,teraz widzimy się rzadziej bo ja się wyprowadziłam,ale patrząc na to wszystko tylko my dwie przetrwałyśmy w przyjaźni z tych klasowych których kiedyś było pełno
32 2013-04-15 09:18:15 Ostatnio edytowany przez Catwoman (2013-04-15 09:18:48)
Też mam taką osobę- od przedszkola Nie wiem, czy przyjaciółkę -kiedyś tak! Jedyną!A teraz : dzwonimy do siebie, gdy tylko się coś ważnego w jej życiu wydarzy (nowa praca, ślub, ciąża, choroba, wyzdrowienie) od razu do mnie dzwoni i mówi, ale też słucha. Tylko nie przebywamy ze sobą na co dzień, ostatnio widziałyśmy się kilka lat temu; chociaż mieszkamy od siebie raptem 100 km. Zatem nie wiem, czy dalej to nazwać przyjaźnią.