Cześć,
Jestem w trakcie przeżywania bolesnego rozstania. Po 12 latach w związku, w tym 6 latach w małżeństwie, moja żona postanowiła mnie zdradzić. Ukrywała przede mną romans przez wiele miesięcy. Podejrzewałem, że coś jest nie tak, jednakże jako osoba bezgranicznie ufająca i wierząca w szczerość partnera, zawsze byłem przez nią odpowiednio pacyfikowany w momentach, gdy dopytywałem o me wątpliwości.
Nakryłem ją w łóżku z jej najlepszą przyjaciółką. Ich lesbijski romans trwał wiele miesięcy zanim go odkryłem. Zawsze było "to tylko koleżanka, jadę na trening (dziewczyny wspólnie trenowały piłkę nożną, więc tym bardziej nic nie podejrzewałem), my dziewczyny lubimy chodzić razem na zakupy". Gdyby przypadkiem ktoś spotkał ją w sklepie z facetem, nabrałby podejrzeń, zaczął coś gadać. W tym jednak przypadku, dziewczyny doskonale się ukrywały.
Wszystko odkryłem w lipcu 2015 roku. Nagrałem ostre, lesbijskie porno, zebrałem pikantne rozmowy, wygrzebałem rozmowy z komunikatora internetowego, na którym moja żona mówiła o "próbie wykręcenia się z zalegalizowanej miłości, że odnalazła swoją miłość". To wszystko bolało. Kurewsko bolało. Złożyłem pozew rozwodowy w sierpniu. Mamy styczeń 2016 roku, a mnie wciąż boli. Bardzo boli. Moja żona postanowiła rozbić naszą rodzinę. Mamy dwuletniego synka. Nie mogę się pozbierać mimo upływu czasu. Kocham ją jeszcze, nie mogąc się odkochać i zapomnieć. Boli mnie okropnie, że dziewczyny wciąż są razem, mieszkają w mieszkaniu, w którym żyłem przez 8 lat, wychowują mego syna. Boli mnie ich szczęście. To, że nikt ich nie napiętnował za to, co zrobiły. Nikt nawet nie wspomina, że to lesbijski romans... Z jej strony i ze strony jej otoczenia idą cały czas na mnie ataki. Że to wszystko moja wina. Że ja do tego doprowadziłem.
Jest mi cholernie ciężko. Czas nie leczy ran. Czas nie pomaga. Chciałbym, by cierpiały jak ja. Nie potrafię o niej zapomnieć...