Witam dziewczyny. Jestem na forum pierwszy raz, więc wybaczcie jeśli robię coś źle.
Jestem w 39 tygodniu ciąży i mam mały problem z teściową:
teściową bardzo lubię bo to klawa babka, ale odkąd jestem w ciąży to coś zaczyna się psuć, w ogóle nie chce mi się do niej jeździć, a to jej się imię nie podoba, chcemy jak będzie chłopiec dać Stasiu, a jak dziewczynka to Zosia, Kupiliśmy wózek Mutsy 4rider a ona na to że ona ma wózek (zaznaczam że w tym wózku 15 lat temu jeździł brat mojego męża- można se wyobrazić jak on wygląda,ale skoro już kupiliśmy to mówi że jak będziemy do nich z dzieckiem przyjeżdżać to żeby nie brać wózka to ona wyciągnie swój i będzie w nim nasze dziecko po ulicy wozić (po moim trupie), następnie mówi tak <nie musisz tyle ubranek kupować bo ja mam po Patryku (brat męża), ubranka mają tyle co wózek czyli 15. Jej to wszytko się podoba bo zatrzymała się w czasie, uważa to za ładne, wcale nie jest, po pierwsze jak mają wyglądać ubranka, czy wózek które przeleżały na strychu czy to mróz czy upał w workach przez tyle lat, aaa i jeszcze coś raz mówiła że miała jeszcze łóżeczko ale przy remoncie się troszkę zniszczyło- pewnie też by go wciskała. Jak odmówiłam przyjęcia ubranek to powiedziała że ubranka będzie miała u siebie i będzie w nie dziecko przebierać- Boże jak ono będzie w nich wyglądać. Ja mam swój styl i chcę ubierać dziecko po swojemu, nowocześnie. Stać mnie na to...
To chyba taka mentalność bo na przykład jak miała urodziny to dostała od nas komplet pięknych ręczników, rok później drogą pościel na łóżko małżeńskie, dwa lata temu nowoczesny serwis obiadowy- i wyobraźcie sobie że jeszcze żadnego z tych prezentów nie użyła, bo mówi że jej szkoda: serwis jej pobiją, ręczniki poniszczą, pościel się spierze i tak to siedzi, ale zdążyła się już wszystkim tymi prezentami pochwalić, bo są w jej guście (kolorystycznie i wzory i kształt taki jaki lubi), ale nie tylko od nas prezentów nie używa, tak jest z prezentami od wszystkich, są głęboko pochowane...może to wszystko dlatego że wychowywała się w biedzie- wszystkiego brakowało i dlatego tak wszystko chowa, tak jak ten wózek czy ubranka.
Wciskała mi też przedpotopowe szlafroki, ubrania ciążowe w których ona chodziła, ale są to ubrania przerabiane bo dawniej trudno było o typowo ciążowe rzeczy.
Ciągle coś mi chce wciskać- mówię jej że wszystko mam, czy to nowe rzeczy, czy od siostry bo trzy lata temu urodziła- to robi minę obrażoną i mówi że da komuś innemu.
Co jej mówić jak znów mi będzie chciała coś dawać, tak żeby jej nie urazić.
Witaj.
Wybacz mi proszę, ale uśmiałam się do łez czytając...bo, niektóre fragmenty wypisz wymaluj pasowałyby do mnie. i
Co prawda, ja nie "chomikowałam" ubranek moich dzieci, tylko je na bieżąco wydawałam, ale gdy urodziły się wnuczątka to nawet żałowałam, że nic się nie dochowało. Nic, oprócz kilkunastu pieluch z tetry, które rozdzieliłam między synowe. Używały je do kąpieli dziecka, bo przecież teraz są jednorazowe.
Może zobacz te ubranka, w jakim są stanie i chociaż niektóre wybierz ku uciesze teściowej.
Jakiś kaftanik, czy sweterek...chociaż, tak do włożenia po domu.
Prawdę mówiąc, te wyroby z tamtych lat, były o wiele lepszej jakości niż są obecnie. Na etykietce pisze, że 100% bawełny, a okazuje się że nie.
Oczywiście, co do imienia dla dziecka, to tylko i wyłącznie Wasza decyzja i teściowa nie powinna ingerować.
Co do prezentów...też otrzymaliśmy z mężem piękny komplet ręczników ( dla każdego) i też ich nie używam, bo mam wiele innych również nowych. Ach, jeszcze elektroniczna waga do produktów, która zawędrowała do pawlacza, bo jeśli już piekę, to mam w przepisie miarkę na szklankę. Też jeszcze znalazłoby się kilka innych, niepraktycznych dla mnie.
Generalnie zapowiedziałam, że przyjmuję tylko prezenty jadalne, np: czekoladki, winko, a właśnie synowa zrobiła nam 20 słoików ogórków- to dopiero wspaniały prezent, bo mnie się już nie chce robić weków. Przecież, ja mam przez lata tyle nagromadzonych rzeczy, że w tej chwili jestem na etapie wydawania.
Może na przyszłość ograniczcie teściowej rzeczowe prezenty. Bardzo fajnym upominkiem od dzieci było zaproszenie do teatru na dzień babci i dziadka.
Zatem, polecam inną formę uszczęśliwiania teściowej.
Pozdrawiam Cię/Was serdecznie.
Ja tez sie uśmiałam.
Uważam tak jak żyworódka, wybierz parę ubranek i weź je. Nie musisz ubierać w nie dziecka, po prostu zabierz do domu ku uciesze teściowej. Nie warto tak się upierać, szczególnie dlatego, że teściowa to jak piszesz, fajna babka. Warto zadbac o wzajemną sympatię. Tesciowa chciałaby być uzyteczna, ale nie nadąża juz za modą. Tak jak ja, dlatego nie kupuję ani córce, ani synowej ciuchów, bo one mają zupełnie inny gust. W prezencie dostają odemnie markowe perfumy lub biżuterię (złoto lub srebro).
Jeśli chodzi o prezenty od Ciebie, to zaobserwuj co tesciowa lubi. Ja od swojej synowej dostaję rośliny doniczkowe, ozdobne świece i kosmetyki pielęgnacyjne. To lubię i używam na co dzień. W sprzęt domowy, naczynia i ręczniki jestem zasobna i pewnie gdybym dostała taki prezent, tez by trafił do szafy.
Co do imienia to nie ulegajcie presji teściowej.
Chociaż gdy miał się urodzić mój wnuczek, tez dopytywałam o imię. Odetchnęłm z ulgą, gdy dowiedziałam się, że nie będzie to Allan, Ariel, Brajan, ani żadne inne cudactwo świadczące o złym guście. Dzieci dały synkowi imię proste i piękne.
Co mówić, gdy teściowa znowu będzie chciała coś wcisnąć? Coś wziąć, za resztę podziękować i dodać, że chetnie przyjmiesz i będziesz wdzięczna np. za paczkę pampersów.
Ubranka widziałam i niestety są już znoszone, niektóre wypłowiałe, nosiło je dwoje czasem troje dzieci a gdybyście widziały wózek, brak słów.
Teściowa potrafi się przyczepić nawet o to że mąż ma dwu czy trzy dniowy zarost, a ja go wtedy głaszczę po twarzy i jej odpowiadam że mi się taki podoba, wtedy patrzy na mnie jak na kosmitę.
Albo krytykuje jego ubiór bo dobrze wie ze ja mu go pomagałam wybrać- mężowi się zawsze podoba bo jak mówi mam fajny gust, a teściowa oczywiście przewraca oczami. Jeszcze coś, jak ostatnio jeździłam do teściów to teściowa ciągle mnie wypytywała (dosłownie co kilka minut) czy coś zjem- ja na to że dopiero co jadłam w domu, bo taka prawda to ona na to że ja nic od nich jeść nie chcę, że oni mnie otruć nie chcą, raz to nawet mąż z teściem na nią wyjechali żeby tak nie mówiła.
A te prezenty od nas bardzo się jej podobają, ale ona woli używać swoich tych samych od 15, 20 lat, od kogoś dostała piękny zestaw sztućców, tez siedzą w szafie a ona używa takich co każdy jest z innej parafii, powyginane, eh szkoda gadać. To chociaż na jakieś imprezy rodzinne by wyciągnęła, a później schowała jak jej szkoda.
Zaczęło się psuć od kiedy tak chce rządzić, pyta uszczypliwie przy wszystkich dlaczego nie chcę mieszkać z teściową, dobrze wie jaka jest odpowiedź bo nie raz jej mówiłam (teść co kilka miesięcy, na kilka miesięcy wpada w trans alkoholowy- wtedy w domu jest jedna wielka bonanza), a ja nic nie odpowiadam bo obok mnie właśnie siedzi teść. Nie wiem czemu tak robi.
Jak mówię mężowi o zachowaniu teściowej to się złości i dochodzi do kłótni.
Teściowa mówi że ona dziecku będzie obcinać paznokietki, czyścić uszka, pępuszek, obcinać włoski- no na litość Boską, co ona myśli że ja jestem jakaś nieudolna i sobie nie poradzę. Już sobie wyobrażam ten przegląd dziecka...
szczerze ci współczuje bo wiem co przeżywasz bo mam podobną sytuacje. Teściowa doprowadza mnie do szału. I podobnie przeżyłam batalie z mężem bo on nie widzi nic złego w nadopiekuńczości teściowej i chęci ingerowania jej we wszystko. Po ostrej kłótni i zagrożeniu mu że będzie musiał wybierać ja i dziecko albo mamusia to zaczął zwracać uwagę na zachowanie matki. Ja staram się ograniczać kontakt teściowej z dzieckiem. Wpadamy do niej raz na parę dni co jak dla mnie i tak to za często bo muszę znosić jej dziwne zachowanie przy dziecku i uwagi. Ale już się nauczyłam zdecydowanie negować to co ona mówi . I radzę Ci od początku zaznaczać że to twoje dziecko i nie pozwalaj sobie aby teściowa ingerowała w opiekę nad dzieckiem gdy się nie zgadzasz z tym. Nawet jak będziesz miała z czymś problem nie pozwalaj aby cie teściowa wyręczała bo się później jej nie pozbędziesz. Ja jestem właśnie na tym etapie czyli tzw "zaznaczania swojego terytorium" i mam nadzieje że teściowa zrozumie bo jak będzie trzeba to odseparuję ją od dziecka na dużej. Podobnie nie wyobrażam sobie mieszkania ze swoją teściową co również jest przez nią niezrozumiałe. Moje dziecko ma 7tyg i tyle czasu trwa tłumaczenie teściowej jaka jej rola ma być w życiu mojego dziecka. Ciężko jej przychodzi zrozumienie że od wychowywania jest mama i tata a nie babcia. Wydaję mi się że mniej złego wyniknie gdy teściowa poczuje się urażona niż pozwoli się jej wiecznie ingerować we wszystko. To nie wpłynie dobrze ani na dziecko ani na moje małżeństwo. Myślę że damy radę i teściowa z czasem zrozumie i będzie mogła cieszyć się z bycia babcią:))) Tobie też życzę powodzenia i wytrwałości.
Witaj.
Po Twoim kolejnym wpisie już się nie śmieję, ale też nie ze wszystkimi Twoimi zarzutami się zgadzam. Oczywiście odnoszę się z pozycji teściowej.
Teściowa potrafi się przyczepić nawet o to że mąż ma dwu czy trzy dniowy zarost, a ja go wtedy głaszczę po twarzy i jej odpowiadam że mi się taki podoba, wtedy patrzy na mnie jak na kosmitę.
Też czepiam się synów, gdy się nie ogolą, choć rzadko się zdarza. Chyba mam jakąś awersję na tym punkcie, bo dla mnie facet z takim zarostem wygląda zaniedbany, wręcz niechlujnie. Nie podoba mi się, że synowe chcą z nieogolonym mężem wychodzić z domu i otwarcie to mówię.
Jeszcze coś, jak ostatnio jeździłam do teściów to teściowa ciągle mnie wypytywała (dosłownie co kilka minut) czy coś zjem- ja na to że dopiero co jadłam w domu, bo taka prawda to ona na to że ja nic od nich jeść nie chcę, że oni mnie otruć nie chcą, raz to nawet mąż z teściem na nią wyjechali żeby tak nie mówiła.
Może, potraktuj takie jej zachowanie jako objaw gościnności. Jedź do niej w goście z pustym żołądkiem, z pewnością ucieszy się, że może Cię poczęstować i "coś " ci smakuje.
Ja takich problemów nie mam z synowymi, bo chętnie pałaszują wszystko co podam.
A te prezenty od nas bardzo się jej podobają, ale ona woli używać swoich tych samych od 15, 20 lat, od kogoś dostała piękny zestaw sztućców, tez siedzą w szafie a ona używa takich co każdy jest z innej parafii, powyginane, eh szkoda gadać. To chociaż na jakieś imprezy rodzinne by wyciągnęła, a później schowała jak jej szkoda.
Są już wypowiedzi w tej kwestii, nie uszczęśliwiajcie jej takimi prezentami. Kupujcie takie, które należy zużyć.Skoro teściowa taka oszczędna, to z pewnością będzie jej szkoda, żeby się zepsuły.
Myślę, że to jest najmniejszy problem i taki, który można bezboleśnie uniknąć.
Zaczęło się psuć od kiedy tak chce rządzić, pyta uszczypliwie przy wszystkich dlaczego nie chcę mieszkać z teściową, dobrze wie jaka jest odpowiedź bo nie raz jej mówiłam (teść co kilka miesięcy, na kilka miesięcy wpada w trans alkoholowy- wtedy w domu jest jedna wielka bonanza), a ja nic nie odpowiadam bo obok mnie właśnie siedzi teść. Nie wiem czemu tak robi.
Nawet, gdyby w domu teściowej nie było problemu alkoholowego, to nigdy nie zgadzaj się na zamieszkanie razem. Jestem zdania, że młodzi powinni mieszkać osobno. Na szczęście moi " młodzi" w tym temacie całkowicie się ze mną zgadzają.
Teściowa mówi że ona dziecku będzie obcinać paznokietki, czyścić uszka, pępuszek, obcinać włoski- no na litość Boską, co ona myśli że ja jestem jakaś nieudolna i sobie nie poradzę. Już sobie wyobrażam ten przegląd dziecka...
A niech sobie mówi, a Ty jesteś matką i od Ciebie będzie zależeć jakiej pomocy będziesz od niej oczekiwać. Za bardzo się wszystkim przejmujesz. Pogada, pogada i przestanie, jeżeli Ty w pewnych sprawach będziesz stanowcza.
Pozdrawiam Cię i życzę, abyś przestała się stresować gadaniem teściowej.
Popatrz na wszystko z pewnym dystansem.
Karlyk84 bardzo dobrze Cię rozumiem. Zazdroszczę Ci jednak luksusu, że nie musisz mieszkać z teściową... Ja niestety jestem skazana na wspólne mieszkanie przez najbliższe 3 lata...
Z moją teściową zawsze miałam bardzo dobre relacje. Wszystko zaczęło się psuć po ok. 2 miesiącach od porodu... Teściowa zaczęła traktować moją córkę jak własną. Nawet mówiła, że urodziła sobie taką śliczną córeczkę (!)... Kiedy karmiłam ją butelką i mała akurat miała przerwę w jedzeniu, albo nie chciała jeść, to teściowa wbiegała do pokoju, zabierała mi butelkę i sama ją karmiła (na szczęście mała nie chciała od niej jeść). Uwagi typu a to nie tak ją nosisz, a to nie tak ją usypiasz... Wszystko doprowadzało mnie do szału... Do tego teściowa nakupowała pełno ubranek ze sklepu z odzieżą używaną. Ok. Sama tam czasem robię zakupy dla małej, ale wybieram same perełki i ciuszki typu kombinezon, bluza czy spodnie. Bieliznę i pozostałe ubranka kupuję nowe. Teściowa kupowała wszystko jak się patrzy nie zważając na stan ubranek. Przyjęłam od niej wszystko, ale praktycznie nic nie używałam, a potem musiałam wysłuchiwać, że jak ona coś kupuje, to ja niczego nie chcę małej zakładać. Z wózkiem miałam podobną przygodę. Teściowa uparła się, że kupi nam spacerówkę (sama wybrała firmę i model). Ja jej powiedziałam, że sami ją kupimy i wybiorę sobie taką, jaką będę chciała. Niby ok. Teściowa na chrzciny dołożyła pieniądze do wózka. Jednak za kilka dni ciągnęła mnie do komisu, bo znalazła super wózek i ja go muszę kupić. Wózek straszny, do tego 3 w 1 (a po co mi druga gondola i fotelik samochodowy?). Poza tym chciałam nową spacerówkę (po pierwsze gwarancja, po drugie mnie na to stać i nie chciałam żadnych 'bubli"). Z wielkim bólem, ale jakoś to przełknęła... Doszło nawet do sytuacji, kiedy teściowa mnie odepchnęła, by córka mnie nie widziała i tylko na nią patrzyła... To tylko kilka przykładów z "naszego wspólnego życia".
Mała przez długi okres sporo spała. Do dziś jest śpiochem w ciągu dnia. Teściowa stwierdziła, że specjalnie usypiam małą, by ona z nią jak najmniej przebywała. Szczerze, to faktycznie zaczęłam ograniczać kontakty córki z teściową. Ale to właśnie zadziałało. Wcześniej rozmawiałam z nią wiele razy, a raczej próbowałam, bo był to monolog z mojej strony. Teściowa nie raczyła nawet odpowiedzieć. Czułam się jak bym mówiła do ściany. Tylko "separacja dziecka" dała jakieś rezultaty. Obecnie nasze kontakty się nieco poprawiły. Co prawda do tej pory, jak coś mi nie pasuje i próbuję z nią rozmawiać, to olewa mnie ciepłym moczem, ale zawsze znajdę na nią jakiś sposób. Kłócić się nie chcę, więc w konfrontacji zawsze odpuszczam.
Poza kilkoma złośliwościami, to wiem, że teściowa chce dobrze. Kocha małą, co mnie cieszy, ale muszę trzymać rękę na pulsie, by nie kochała za bardzo . Radzę od początku określić granice. Potem może być już za późno. Ja trochę się namęczyłam, ale już widzę rezultaty.
Trzymam kciuki i pozdrawiam
Dziewczyny już myślałam że tylko ja mam taki problem z teściową.
Przykro mi i to strasznie że tak się zmieniła, przed ciążą (jesteśmy z mężem 6 lat w tym prawie rok małżeństwem), była super, po prostu wymarzona teściowa, potrafiłyśmy godzinami siedzieć przy jednym drinku i gadać o wszystkim i o niczym, śmiać się z byle czego.
A teraz zmieniła się bardzo, nawet przestałam tak od 6 miesiąca ciąży jej opowiadać co tam u ginekologa, bo zawsze wypytywała, przestałam bo dowiedziałam się od ludzi, jakichś tam jej sąsiadek czy dalszej rodziny czy nawet bliższej, ciotek klotek, że ona to wszystko w koło rozpowiada, a to że skróciła mi się szyjka macicy w 6 miesiącu i muszę leżeć, a to że prawdopodobnie będę miała cesarkę bo mam mięśniaka i wiele innych intymnych rzeczy, wiem ze się cieszy że po raz pierwszy zostanie babcia ale no na litość to są bardzo osobiste sprawy, intymne i boli jak ktoś obcy podchodzi i mówi a słyszałam to czy tamto bo teściowa mi mówiła...
Moja mama nic nie rozpowiada, to co się dowie zatrzymuje dla siebie i dlatego jest na bieżąco co tam u ginekologa.
No nic pozostaje mi tylko czekać na poród (prawdopodobnie w przyszłym tygodniu), a potem zobaczymy, może uda mi się poskromić choć trochę teściową, no i muszę mężowi natłuc do głowy żeby częściej stawał w mojej obronie, a nie tylko wtedy jak teściowa chce coś mi wmusić do jedzenia).
Teraz sobie tak pomyślałam a co będzie jak urodzę i ona będzie do nas codziennie przyjeżdżać na dziecko zaglądać, będzie siedzieć godzinami, wiem że jest do tego zdolna. W razie draki jak to ukrócić?
Pozdrawiam.
Witam .
Kiedyś tez miałem podobna sytuacje tylko ze teściowa (matka mojej zony ) chciała się do nas w prowadzić gdy urodził się nasz synuś (kochany urwis ). Powiedziałem jej wtedy głośno i wyraźnie ze NIE, obraziła się i tłumaczyła ze chce nam pomóż to ja jej powiedziałem ze jak będziemy potrzebować pomocy w jakikolwiek sposób to o nią poprosimy. Długo była obrażona ale jej przeszło.
moja bije wszystkie..powyciagala posciele 33 letnie
Oj, karlyk84 i inne młódki czy zdajecie sobie sprawę, że Wy też będziecie kiedyś teściowymi ? Ja też jestem i wierzcie mi, że nie gryzę. Nieraz wystarczy uśmiechnąć się, coś wytłumaczyć, dać całusa, mówiąc np. dzięki mamusiu za troskę, ale ustaliliśmy z (imię), że nasze dzieciątko bedzie nosiło nowe ubranka i może razem poszukacie jakąś biedniejszą rodzinę by wybrane ciuszki przekazać. Albo jeśli takie "wiekowe" to razem zapakujcie bardzo szczelnie z jakimś opisem i zostawcie na pamiątkę potomnym
) Poza tym nieładnie śledzić los prezentów. Albo można zaproponować pomoc w udekorowaniu stołu i poprosić o ładne nakrycia, mówiąc np, że gościom będzie bardzo smakowało jedzonko w pięknych naczyniach. Jeśli chodzi o czestowanie Ciebie to jedz, chwal i proś o przepis, będzie szczęśliwa i zacznie Cię lubic.
A jeśli chodzi o wybór imienia, to strasznie przyjemnie jest wybierać, usiądź z teściową , weźcie kalendarz i ...wybierajcie, można przy tym porozmawiać, kto w rodzinie miał takie imię, może jakieś historyjki o tych ludziach się pojawią, spędzicie miłe chwile, a potem powiesz: no ale jednak pierwsza myśl najlepsza, będzie Staś albo Zosia.:)) Powodzenia przyszła teściowo ))
danutka...usmiech???haha.Moja tesciowa wszystko krytykuje a nie proponuje cos.Poptostu to jest typ najlepszy na 102.Jakbys nasluchala sie tego co ja i jakby spotkalo cie to "cos" co mnie to zrozumialabys
Dziewczyny już myślałam że tylko ja mam taki problem z teściową.
Przykro mi i to strasznie że tak się zmieniła, przed ciążą (jesteśmy z mężem 6 lat w tym prawie rok małżeństwem), była super, po prostu wymarzona teściowa, potrafiłyśmy godzinami siedzieć przy jednym drinku i gadać o wszystkim i o niczym, śmiać się z byle czego.
A teraz zmieniła się bardzo, nawet przestałam tak od 6 miesiąca ciąży jej opowiadać co tam u ginekologa, bo zawsze wypytywała, przestałam bo dowiedziałam się od ludzi, jakichś tam jej sąsiadek czy dalszej rodziny czy nawet bliższej, ciotek klotek, że ona to wszystko w koło rozpowiada, a to że skróciła mi się szyjka macicy w 6 miesiącu i muszę leżeć, a to że prawdopodobnie będę miała cesarkę bo mam mięśniaka i wiele innych intymnych rzeczy, wiem ze się cieszy że po raz pierwszy zostanie babcia ale no na litość to są bardzo osobiste sprawy, intymne i boli jak ktoś obcy podchodzi i mówi a słyszałam to czy tamto bo teściowa mi mówiła...
Moja mama nic nie rozpowiada, to co się dowie zatrzymuje dla siebie i dlatego jest na bieżąco co tam u ginekologa.
No nic pozostaje mi tylko czekać na poród (prawdopodobnie w przyszłym tygodniu), a potem zobaczymy, może uda mi się poskromić choć trochę teściową, no i muszę mężowi natłuc do głowy żeby częściej stawał w mojej obronie, a nie tylko wtedy jak teściowa chce coś mi wmusić do jedzenia).
Teraz sobie tak pomyślałam a co będzie jak urodzę i ona będzie do nas codziennie przyjeżdżać na dziecko zaglądać, będzie siedzieć godzinami, wiem że jest do tego zdolna. W razie draki jak to ukrócić?
Pozdrawiam.
"danutka...usmiech???haha.Moja tesciowa wszystko krytykuje a nie proponuje cos.Poptostu to jest typ najlepszy na 102.Jakbys nasluchala sie tego co ja i jakby spotkalo cie to "cos" co mnie to zrozumialabys"
Ja rozumiem szukam sposobu, który mógłby Ci pomóc. Jeśli jednak teściowa jest tak bardzo przykra, to może już choroba? Moja teściowa stopniowo robiła się nieprzyjemna, aż moje wnuczęta zaczęły się jej bać, wspomniałam kiedyś u lekarza, prosząc o środki uspokajające dla mnie w związku z zachowaniem teściowej i...dostałam skierowanie dla teściowej do psychiatry, miałą już w 50 % alzheimera, dostała leki i było lepiej. Ale teściowa mieszkała u nas i miom obowiązkiem było opiekować się nią. Porozmawiaj z rodziną(albo Twój mąż) o ewentualnym sprawdzeniu stanu zdrowia, i nie licz na to że od razu się zgodzą (teściowa i rodzina), nieraz trzeba pogłówkować jak to zrobić, (im osoba bardziej chora tym bardziej utrzymuje że jest zdrowa i nie chce się zbadać). Albo trzeba uzbroic się w cierpliwośc ...Moja teściowa miałą dziwne zachowania: podbierała i chomikowała moje naczynia, paliła latem w upały w piecu, zamykała się w swoim pokoju na klucz, faworyzowała i buntowała przeciw innym mojego wnuczka, opowiadała niestworzone historie na nasz temat, ubierała się dziwnie i brzydko. Po lekach złagodniała, pozwoliła nam na porządki, "kochała" wszystkich, była uśmiechnięta. Nie wiem czy zawarłam tu jakieś wskazówki dla Ciebie, mam nadzieję, że tak. Tylko pamiętaj, dobrocią i uśmiechem można zdziałac więcej niż irytacją i złością. Pozdrawiam.
karlyk, gdyby tesciowa straciła umiar w odwiedzaniu was, gdy juz dziecko sie urodzi, to po prostu porozmawiaj z nią. Podziękuj za troskę i poproś o ustalenie odwiedzin na np.jeden dzień w tygodniu. Powiedz, że potrzebujesz spokoju, że chcesz wypracować jakiś rytm dnia dla swojego dziecka i dla Ciebie i że częste wizyty Ci w tym przeszkadzają. Poproś o zrozumienie bez frustrowania się i wyrzutów do teściowej. Myślę, ze Twoja tesciowa już "oszalała" na punkcie wnuczęcia i stąd te jej zachowania. Bo przecież, zanim zaszłaś w ciążę była fajna babką.
Moja ciocia (młoda kobieta) sprytnie rozwiązała problem, gdzie Jej teściowa (a moja babcia) uważała, że Ona wie najlepiej jak się z dziećmi obchodzić i takie tam. Mieszkali wtedy w jednym domu, tylko Młodzi na górze, to było osobne mieszkanie, ale babcia często niezapowiedziana tam przychodziła, rozpieszczała, mimo wielu próśb by tego nie robiła. Karmiła ciastkami, słodyczami. Młoda mama, stwierdziła, że to walka z wiatrakami, pozwoliła prawie na wszystko (pod czujnym Jej okiem). Dzieci chciałby coraz więcej słodyczy, więc babcia więcej traciła pieniędzy, chciały się coraz więcej bawić, wnuków małych było dwójka i każdy chciał ją dla siebie, przez co babcia dwoiła się i troiła. W końcu sama doszła do wniosku, że to był zły pomysł i zaczęła SAMA prosić by wnuki tak często do Niej nie przychodziły bo nie ma siły i czasu
Nie było problemu z ciuszkami itp bo nie miała by czego synowej zaoferować na szczęście (babcia ma 8 potomków . Ale uważała też, że to Ona najlepiej gotuje i Jej jedzenie jest bardziej wartościowe niż Synowej, ale to się samo rozwiązało bo dzieci wolały jadać od mamy swojej i u siebie na górze.
A to, że do teściów/ babci powinno jechać się głodnym to powinno być pierwsze przykazanie ;D od mojej babci nie wyjedzie się dopóki czegoś się nie zje. Każdy o tym wie i się do tego przyzwyczaił, bo też było, że jeść u Niej nie chcemy, że to i tamto
Nie chcę, by robił się tu podział teściowe kontra synowe, jednak z danutką się nie zgodzę...
Sama mam do czynienia z podobnym przypadkiem... słowo daję buziaki i uśmiechy na nic się tu zdadzą! Ona najmniejsze przejawy mojej sympatii wykorzystuje od razu i atakuje milionem pytań
Nie będę się rozwodzić nad podawaniem przykładów-za dużo ich mam! Powiem tyle:rany w sercu zostają, mimo iż próbuję dyplomatycznie z nią rozmawiać. Ona mnie nie zna, a ocenia! To boli cholernie, ale jestem na dobrej drodze do uodpornienia się na to wszystko. Nie mam zamiaru się nią przejmować, za dużo przeszłam w życiu, bym miała teraz się dać pokonać. Ja żyję swoim życiem, swoimi sprawami i to najlepsze co mogę zrobić dla siebie i mojego kochnego męża!
Wczoraj teściowa znowu wyskoczyła z tekstem że musi sobie ze strychu znieść wózek i wyprać, ja jej na to "ale po co", a ona na to że jak będziemy z dzieckiem do niej przyjeżdżać to będzie go w nim wozić, ja jej na to " żadnego wózka nie trzeba bo kupiliśmy i jak będziemy jeździć w odwiedziny to ze swoim wózkiem", a ona we mnie wbiła gały i mówi "a ja sobie będę dziecko wozić w swoim", myślałam że ją rozszarpie.
Nic do niej nie dociera, mam wrażenie że mówię do ściany.
Ale tak jak poradziłyście, byłam u niej z pustym brzuszkiem, całe szczęście bo ciągle mi coś podkładała do jedzenia, przynajmniej w tej sferze był spokój.
Opowiem Wam moją historię która trwa juz 3 lata........
Trzy lata temu poznałam mojego obecnego faceta z którym mam dwuletniego synka ;-))) na poczatku było fajnie miło sympatycznie itd...nie chce sie opisywać ...CHODZI OCZYWIŚCIE O TESCIOWA NIEDOSZŁĄ KTÓRA DZISIAJ POWIEDZIAŁA DO MNIE :
ŻE MNIE W PYSK UDERZY LECZ MICHAŁ JA ODCIAGNĄŁ !
A WCZORAJ USŁYSZAŁAM ŻE JESTEM "GÓWNEM " DLA NIEJ !
na poczatku była ok ja sie dowiedziala ze jestem w ciazy to byla szczesliwa... bardzo sie wtracała itd... ale nawet łagodnie to przechodziła gdyż ja nigdy sobie w kasze dmuchac nie dałam .... jej syn który ma super kontakt z nią tz odnosnie tylko kasy bo ciagle go straszy ze go wydziedziczy .... wiec sie jej boi i stoi na baczność ... jej były maż przed nią mnie ostrzegał ... terazniejszy maz tez pare rzeczy powiedział odnosnie jej i jej syneczka ... Dzisiaj nasuneło mi sie pytanie czy Michał nie był bity w dziecinstwie ??? gdyz jego matka jak ja sie sprzeciwiłam i powiedzialam co mysle chciala uderzyc mnie w twarz i szła w moim kierunku i reka nastawiona na mnie mowiaca ...michal ja ja walne w pysk .... KOSZMAR !!! Zawsze myslalam ze taki rzeczy to tylko wyolbrzymione w filmach a tu prosze ...spotkało to własnie mnie... pomijajac ze ona jest STARYM SĘDZIĄ OKOLO 70 LAT z czasów komunistycznych , na kazdym kroku dowartosciowywuje sie tym ze ona jest z wyzszej klasy spolecznej niz ja i ja powinnam jej sluchac i moja rodzina powinna byc podporzadkowana jej ! KOOOOOOSZMAR !!!!!! CAŁY CZAS DOGADUJE MI ODNOSNIE MOJEJ MAMY - BO MOJA MAMA JEST 20 LAT MLODSZA I SZCZUPŁA A ONA WYGLADA JAK WIELORYB I CAŁY CZAS SIE ODCHUDZA ! Michał czyli jej syn ukradł z chrzcin pieniadze od naszego syna które ona włożyła do koperty , jej syn jak byłam w ciąży pisał smsy z kolezanka z pracy które stały się romansowaniem ..... mam dosc tego FACETA I TEGO BABSZTYLA !!!!! PO TRAUMIE KTORA PRZESZLAM Z JEJ SYNEM I ROMANSEM , TEN BABSZYL CHCIAL POZBAWIC MNIE PRAW RODZICIELSKICH ( DYSKUTOWALA ZE SWOIM MEZEM NA TEN TEMAT KTORY MIESZKA W NIEMCZECH - CALE SZCZESCIE ) DZISIAJ NA ODCHODNE BO BYLISMY U NIEJ NA DZIALCE NA WSI POWIEDZIALA DO SYNA ZOSTAW JA , WYPROWADZ SIE OD NIEJ .... OPISALAM WAM TA HISTORIE BO MYSLE ZE GORSZYCH NIE MOZE JUZ BYC... MIMO ZE MAM UCZUCIE DO JEJ SYNA JESZCZE I PRZEDEWSZYSTKIM MAM Z NIM DZIECKO I CHCIALABYM RATOWAC WSZYSTKO POKI SIE DA ... ALE W TAKIEJ SYTUACJI NIE WIDZE NIC INNEGO JA ROZSTAC SIE Z NIM!!! PROSZE PORADZCIE
Opowiem Wam moją historię która trwa juz 3 lata........
Trzy lata temu poznałam mojego obecnego faceta z którym mam dwuletniego synka ;-))) na poczatku było fajnie miło sympatycznie itd...nie chce sie opisywać ...CHODZI OCZYWIŚCIE O TESCIOWA NIEDOSZŁĄ KTÓRA DZISIAJ POWIEDZIAŁA DO MNIE :
ŻE MNIE W PYSK UDERZY LECZ MICHAŁ JA ODCIAGNĄŁ !
A WCZORAJ USŁYSZAŁAM ŻE JESTEM "GÓWNEM " DLA NIEJ !
na poczatku była ok ja sie dowiedziala ze jestem w ciazy to byla szczesliwa... bardzo sie wtracała itd... ale nawet łagodnie to przechodziła gdyż ja nigdy sobie w kasze dmuchac nie dałam .... jej syn który ma super kontakt z nią tz odnosnie tylko kasy bo ciagle go straszy ze go wydziedziczy .... wiec sie jej boi i stoi na baczność ... jej były maż przed nią mnie ostrzegał ... terazniejszy maz tez pare rzeczy powiedział odnosnie jej i jej syneczka ... Dzisiaj nasuneło mi sie pytanie czy Michał nie był bity w dziecinstwie ??? gdyz jego matka jak ja sie sprzeciwiłam i powiedzialam co mysle chciala uderzyc mnie w twarz i szła w moim kierunku i reka nastawiona na mnie mowiaca ...michal ja ja walne w pysk .... KOSZMAR !!! Zawsze myslalam ze taki rzeczy to tylko wyolbrzymione w filmach a tu prosze ...spotkało to własnie mnie... pomijajac ze ona jest STARYM SĘDZIĄ OKOLO 70 LAT z czasów komunistycznych , na kazdym kroku dowartosciowywuje sie tym ze ona jest z wyzszej klasy spolecznej niz ja i ja powinnam jej sluchac i moja rodzina powinna byc podporzadkowana jej ! KOOOOOOSZMAR !!!!!! CAŁY CZAS DOGADUJE MI ODNOSNIE MOJEJ MAMY - BO MOJA MAMA JEST 20 LAT MLODSZA I SZCZUPŁA A ONA WYGLADA JAK WIELORYB I CAŁY CZAS SIE ODCHUDZA ! Michał czyli jej syn ukradł z chrzcin pieniadze od naszego syna które ona włożyła do koperty , jej syn jak byłam w ciąży pisał smsy z kolezanka z pracy które stały się romansowaniem ..... mam dosc tego FACETA I TEGO BABSZTYLA !!!!! PO TRAUMIE KTORA PRZESZLAM Z JEJ SYNEM I ROMANSEM , TEN BABSZYL CHCIAL POZBAWIC MNIE PRAW RODZICIELSKICH ( DYSKUTOWALA ZE SWOIM MEZEM NA TEN TEMAT KTORY MIESZKA W NIEMCZECH - CALE SZCZESCIE ) DZISIAJ NA ODCHODNE BO BYLISMY U NIEJ NA DZIALCE NA WSI POWIEDZIALA DO SYNA ZOSTAW JA , WYPROWADZ SIE OD NIEJ .... OPISALAM WAM TA HISTORIE BO MYSLE ZE GORSZYCH NIE MOZE JUZ BYC... MIMO ZE MAM UCZUCIE DO JEJ SYNA JESZCZE I PRZEDEWSZYSTKIM MAM Z NIM DZIECKO I CHCIALABYM RATOWAC WSZYSTKO PUKI SIE DA ... ALE W TAKIEJ SYTUACJI NIE WIDZE NIC INNEGO JA ROZSTAC SIE Z NIM!!! PROSZE PORADZCIE
Co tutaj doradzać to jest CHOREEEE
UCIEKAJ ..... a on niech czeka na majątek i kase .... przecież to najważniejsze
Wczoraj teściowa znowu wyskoczyła z tekstem że musi sobie ze strychu znieść wózek i wyprać, ja jej na to "ale po co", a ona na to że jak będziemy z dzieckiem do niej przyjeżdżać to będzie go w nim wozić, ja jej na to " żadnego wózka nie trzeba bo kupiliśmy i jak będziemy jeździć w odwiedziny to ze swoim wózkiem", a ona we mnie wbiła gały i mówi "a ja sobie będę dziecko wozić w swoim", myślałam że ją rozszarpie.
Nic do niej nie dociera, mam wrażenie że mówię do ściany.
Wyluzuj... bądź przebieglejsza, jakbyś nie pytała, to byś odpowiedzi nie usłyszała.
Niech teściowa ma wrażenie , że mówi do ściany.
Ale tak jak poradziłyście, byłam u niej z pustym brzuszkiem, całe szczęście bo ciągle mi coś podkładała do jedzenia, przynajmniej w tej sferze był spokój.
Widzisz, jakie dobre rady dają Ci "inne" teściowe.
Jeszcze, żeby mąż się golił jak do teściowej jedziecie i te prezenty przemyślcie- to już będziecie mieli trzy problemy z głowy.
Będzie dobrze , dasz sobie radę z pomysłami teściowej.
Do IFIF- serdecznie Ci współczuję. Można powiedzieć, że teściowa "niedoszła" MASAKRA!!!
Z niego też gagatek. Niech idzie mieszkać do matki, skoro taki od niej uzależniony i od jej majątku.
Przecież i tak będzie po niej dziedziczył.
Pozdrawiam.
22 2011-11-09 01:48:27 Ostatnio edytowany przez Shakiraa (2011-11-09 11:50:37)
Doradzcie,proszę
Jesteśmy małżeństwem. Mam 25lat
pomiędzy nami jest różnica 12 lat na szczęście tego nie widać bo mój mąż wyglada b. młodo. Mój mąż bardzo chce mieć dziecko bo nie chce czuć sie pozniej jak "dziadek". Staramy sie od dłuższego czasu ale nie wychodzi. Wydaje mi sie ze problem dotyczy mnie samej. Moja teściowa b naciska i wypytuje kiedy wkoncu bedzie wnuk a może już?itd nie mieszkamy razem na szczęście, kontaktujemy sie tylko za pomocą netu tylko raz na tyg. Prosiłam o to męża bo częściej nie zniose. Moja teściowa oprócz tego ze dopytuje sie każdego szczegółu z naszego życia to znaczy czy sie klocimy o co jak (kilka razy sie klocilismy tylko o to ze zbytnio ingeruje) najchętniej pomoglaby nam rozwiązać. Jej ciekawość i przesluchiwania są straszne.(dodam tylko ze wyszla za maz drugi raz z mezem nie umieja ze soba rozmawiac kloca sie i mam wrazenie ze ona pilnuje naszego malzenstwa najchetniej by u nas cos doradzala bo szma nie umie sobie poradzic) oprócz tego ciagle wypytuje kiedy będziemy mieć dziecko a może wybierze sie do nas.przez to ja dostaje nerwice żołądka i codziennie myśle o tym jak będziemy z nią rozmawiać wscibskosc jest straszna.Wydaje mi sie ze to właśnie jej nacisk i ciekawość wywołuje moje ciagle zdenerwowanie i właśnie przez to nie śpię po nocach. Dodam tylko ze mój mąż jest jedynakiem i jest na każde zawołanie, a jak rozmawiałam z nim o tym ze mam jej dość twierdzi ze ja nie szanuje choć przy każdej rozmowie z nią staram byc grzeczna i nie urazić jej. Doradzcie cos bo to mnie psychicznie pogrąża. Kocham mojego męża bardzo i chciałabym urodzić mu zdrowe dziecko ale jak sobie pomyśle o tym jak będzie w czasie ciazy i po porodzie mam na myśli ingerowanie moje życie teściowej to odniechciewa mi sie dziecka a im bardziej naciska tym bardziej go nie chce.
Z moja przyjaciółka wymyslilysmy cos takiego:
Zaprosić ja na tydzień do nas zachowywać sie grzecznie miło itd i wtedy może mąż zauważy ze to mnie dobija( mam wrażenie ze za chwile będzie siedzieć przy łóżku żebyśmy tylko mieli dziecko) i zrozumie o co mi chodzi. Macie lepszy pomysł? Oczywiście może sie nie udać:(
23 2011-11-09 01:56:46 Ostatnio edytowany przez Shakiraa (2011-11-09 12:25:33)
Współczuje Ci strasznie. Właśnie przez te straszne baby które tez miały dzieci i rodzine rozbijają sie małżeństwa. Gdzie tu dojrzałość.
Witaj.
Shakiraa, problem z teściową nie dotyczy Bellewa tylko ifif , on tylko odniósł się do jej historii.
Mój mąż bardzo chce mieć dziecko bo nie chce czuć sie pozniej jak "dziadek". Staramy sie od dłuższego czasu ale nie wychodzi. Wydaje mi sie ze problem dotyczy mnie samej. (
Skoro masz podejrzenia, że problem z zajściem w ciążę dotyczy Ciebie, to czemu nie zasięgniesz porady u lekarza ginekologa i ewentualnie psychologa?
Również mąż powinien być przebadany. Po przeprowadzonych badaniach z pewnością lekarz ustali przyczynę i ewentualnie potwierdzi to, co sugerujesz, że problem tkwi tylko w Twojej psychice.
Masz awersję do teściowej (uzasadnioną) za jej wścibstwo, niedelikatność, ale bez przesady - nie wyrokuj, że to ona jest przyczyną, bo może to być wynikiem Waszego stanu zdrowia.
W sumie jesteście w bardzo dobrej sytuacji. Mieszkacie osobno, raz w tygodniu kontaktujecie się z nią przez skaypa, a Ciebie nawet to przeszkadza i drażni. Mąż jest za Tobą, bo na Twoją prośbę ogranicza kontakty z matką.
Moja teściowa oprócz tego ze dopytuje sie każdego szczegółu z naszego życia to znaczy czy sie klocimy o co jak (kilka razy sie klocilismy tylko o to ze zbytnio ingeruje) najchętniej pomoglaby nam rozwiązać. Jej ciekawość i przesluchiwania są straszne.
Przecież nie musisz być przy każdej cotygodniowej "konferencji" z teściową, możesz sobie w tym czasie wymyślić jakieś zajęcie czy wyjście.
Niech mąż udziela matce "wywiadu" - będzie "wilk syty i owca cała".
(...)kontaktujemy sie tylko za pomocą netu tylko raz na tyg (...)
(...) Dodam tylko ze mój mąż jest jedynakiem i jest na każdezawołanie(...)
Jedno drugiemu przeczy...
a jak rozmawiałam z nim o tym ze mam jej dość twierdzi ze ja nie szanuje choć przy każdej rozmowie z nią staram byc grzeczna i nie urazić jej.
Mąż widzi Twoją obłudę i pewnie go to boli.
Kocham mojego męża bardzo i chciałabym urodzić mu zdrowe dziecko ale jak sobie pomyśle o tym jak będzie w czasie ciazy i po porodzie mam na myśli ingerowanie moje życie teściowej to odniechciewa mi sie dziecka a im bardziej naciska tym bardziej go nie chce.
(...)Z moja przyjaciółka wymyslilysmy cos takiego:
Zaprosić ja na tydzień do nas zachowywać sie grzecznie miło itd i wtedy może mąż zauważy ze to mnie dobija( mam wrażenie ze za chwile będzie siedzieć przy łóżku żebyśmy tylko mieli dziecko) i zrozumie o co mi chodzi. Macie lepszy pomysł? Oczywiście może sie nie udać:
TAK!!!
Koniecznie zasięgnij porady specjalistów! a nie kombinuj na własną rękę, bo tylko się sama pogrążasz. Widzę tu dużo manipulacji z Twojej strony.
W sumie to nie wiem o co Ci tak naprawdę chodzi: żeby zajść w ciążę, czy całkowicie wyeliminować teściową z Waszego życia.
A jakie masz stosunki ze swoją matką?
Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj.
Pozdrawiam.
Shakira,nie mieszkasz z teściową i kontaktujesz się z nią raz w tygodniu, w dodatku nie osobiście tylko przez internet. Bardziej luksusową sytuację w relacji z nielubianą teściową trudno sobie wyobrazić. Ona się dopytuje o rózne rzeczy, ale Ty wcale nie musisz udzielać wyczerpujących odpowiedzi. Wydaje mi się, że masz problem nie tyle ze swoją teściową co ze swoim brakiem asertywności.
26 2011-11-09 12:04:35 Ostatnio edytowany przez Shakiraa (2011-11-09 12:13:50)
Z moja jak z mama:)
Jestem b nerwowa i uparta. Stwierdziłam ze dam sobie spokój z dzieckiem i zajmie sie całkowicie praca. Mam nadzieje ze jakoś sie to ułoży. A co do rozmowy to jak przyszłam tylko pozniej to mój mąż musiał mnie zawołać bo jego mama już zarzucała mu ze napewno sie poklocilismy żeby powiedział prawdę bo ona i tak wie jak jest.
Dzieki wszystkim za radę
Jeśli chodzi o asertywnosc to staram sie ja nie urazić bo pozniej sie obraza i nie odzywa i mój mąż ma pretensje do mnie. W każdym razie o zaproszeniu do nas ( nie przez net) j próbę rozmowy i wyjaśnia tego. Może każda ze stron znalazłaby wspólny kompromis. Co o tym sądzicie?
28 2011-11-09 13:37:41 Ostatnio edytowany przez Kriss (2011-11-09 13:41:48)
Przeczytałam cały wątek z czystej ciekawości. Strasznie rozbawiły mnie rady teściowych - oprócz mareny7, którą uważam za zajefajną teściową sądząc po wpisach.
Szczególnie uśmiałam się w temacie zarostu synusia. Masakra. Jak tak wogóle można? Przyjeżdża facet ze swoją żoną do matki w odwiedziny - czyli są gośćmi, a mamusia wyjeżdża z goleniem - mimo iż synowej zarost męża pasuje. Komentarze tego typu są zwyczajnie nie na miejscu. No chyba że w rodzinie są takie zwyczaje, nikomu to nie przeszkadza, a syn lub synowa swobodnie mogą nawiązać do zarostu na mamusi nóżkach, pod paszkami czy delikatnym wąsiku hormonalnym. Prawda że brzmi fatalnie?
Zauważyłam że większość matek "rości sobie prawa" do bycia ciągle tą najważniejszą opiniodawczą siłą dla dorosłego mężczyzny, który jest żonaty. Jeśli coś odpowiada żonie a nie jest niezgodne z prawem czy ewidentnie z zasadami savoir vivre - to po kiego zbója dojrzała kobieta sama powoduje sytuacje w których wszyscy czują się co najmniej niezręcznie? Rozumiem wizytę wigilijną, stricte świąteczną - wtedy obowiązuje określony dress code i wszyscy powinni być wydepilowani w adekwatnych miejscach. I jeżeli ktokolwiek zasad nie respektuje - Pani Domu może poprosić go lub ją na stronę i delikatnie upomnieć - jeśli są w wystarczająco zażyłych stosunkach. W przeciwnym wypadku wyglądu gości nie komentuje się.
Druga sprawa - buziaczki i "podchody" pod teściowe. To już z założenia idealne pole do konfliktu. Dlaczego jeśli jakiś problem narasta - typu ubranka, wyczekiwany wnuk, wózki, pierzyny czy ręczniki i z ewidentnej pierdoły zaczyna się robić megaproblem - nie rozwiązać go krótkim, eleganckim cięciem? Przecież wszyscy uczestnicy zabawy są dorośli i sprawni psychicznie - żona najpierw porozumiewa się z mężem, wyjaśnia problem, ten uczestniczy w dalszych rozmowach lub nie. Następnie bierzemy tściową na stronę - siadamy i kulturalnie wyłuszczamy problem. Proponujemy rozwiązanie, dochodzimy do kompromisu lub nie - i sprawa załatwiona.
Jeśli którejś ze stron sytuacja nie odpowiada - należy natychmiast ochłodzić kontakty. Po prostu. Wszelkie inne "podchody", "bycie sprytniejszą" powodują narastanie problemu i sieją dodatkowy ferment w rodzinie.
Owszem mam nadzieję być teściową - mam trzech synów - i nie wyobrażam sobie traktowania synowych w sposób niepoważny. Bo skoro mój syn zadecydował, że założy rodzinę właśnie z tą a nie inną osobą - to jak ja mogę stać w opozycji? Nie mam do tego żadnego prawa - bo syn nie jest moją własnością.
Natomiast celowe zachowanie mające na celu wywołanie w synowej poczucia "na drugim miejscu" - to zwyczajny brak wychowania i jakiejkolwiek klasy.
29 2011-11-10 12:18:57 Ostatnio edytowany przez florence (2011-11-10 12:20:03)
Ubranka widziałam i niestety są już znoszone, niektóre wypłowiałe, nosiło je dwoje czasem troje dzieci
a gdybyście widziały wózek, brak słów.
Teściowa potrafi się przyczepić nawet o to że mąż ma dwu czy trzy dniowy zarost, a ja go wtedy głaszczę po twarzy i jej odpowiadam że mi się taki podoba, wtedy patrzy na mnie jak na kosmitę.
Albo krytykuje jego ubiór bo dobrze wie ze ja mu go pomagałam wybrać- mężowi się zawsze podoba bo jak mówi mam fajny gust, a teściowa oczywiście przewraca oczami. Jeszcze coś, jak ostatnio jeździłam do teściów to teściowa ciągle mnie wypytywała (dosłownie co kilka minut) czy coś zjem- ja na to że dopiero co jadłam w domu, bo taka prawda to ona na to że ja nic od nich jeść nie chcę, że oni mnie otruć nie chcą, raz to nawet mąż z teściem na nią wyjechali żeby tak nie mówiła.
A te prezenty od nas bardzo się jej podobają, ale ona woli używać swoich tych samych od 15, 20 lat, od kogoś dostała piękny zestaw sztućców, tez siedzą w szafie a ona używa takich co każdy jest z innej parafii, powyginane, eh szkoda gadać. To chociaż na jakieś imprezy rodzinne by wyciągnęła, a później schowała jak jej szkoda.
Zaczęło się psuć od kiedy tak chce rządzić, pyta uszczypliwie przy wszystkich dlaczego nie chcę mieszkać z teściową, dobrze wie jaka jest odpowiedź bo nie raz jej mówiłam (teść co kilka miesięcy, na kilka miesięcy wpada w trans alkoholowy- wtedy w domu jest jedna wielka bonanza), a ja nic nie odpowiadam bo obok mnie właśnie siedzi teść. Nie wiem czemu tak robi.
Jak mówię mężowi o zachowaniu teściowej to się złości i dochodzi do kłótni.
Teściowa mówi że ona dziecku będzie obcinać paznokietki, czyścić uszka, pępuszek, obcinać włoski- no na litość Boską, co ona myśli że ja jestem jakaś nieudolna i sobie nie poradzę. Już sobie wyobrażam ten przegląd dziecka...
Tak myślę, a może jak teściowa Cię znowu zapyta, czemu nie chcesz z nią mieszkać to odpowiedz jej szczerze, że przez zachowanie teścia? Kurczę, jeśli ona specjalnie Cię prowokuje bo wie, że nie odważysz się odpowiedzieć to może spróbuj Wiecie, ja uważam, że okej, teściowa, babcia dziecka kocha je i jak najbardziej ma prawo i to jest fajne, jak się zajmuje maluchem itd., ale też nie dajmy się zwariować - jeśli robi coś nei w porządku, to trzeba jej to powiedzieć wprost. ktoś t już wcześniej napisał, że najlepiej wcześniej wyznaczyć granice.
Ja z moją teściową miałam tak, że jak byłam w ciąży to miała tysiąc rad dla mnie, a to, że nie powinnam ubierać butów na obcasie (pytałam lekarza i mogłam na początku), a to, że nie powinnam jeść tego tylko tamto (np. coś czego nie lubiłam, dla dobra dziecka), a to, że wieczorem do kina wychodzić jak powinnam odpoczywać (???) no i w ogóle traktowała mnie jak inkubator. Najlepsze było, jak się obraziła, że zrobiłam sobie test intelligender, taki co pokazuje płeć dziecka. powiedziała, że ona od początku mi mówi, że będzie dziewczynka, bo ona się zna i zawsze przepowiada płeć dziecka w rodzinie więc dlaczego ja robię jakiś test... A na dodatek z testu wyszła dziewczynka, więc co ja się potem nasłuchałam od niej...
Rozumiem, że ona urodziła już dzieci a ja wtedy jeszcze nie więc jej doświadczenie było nieporównywalne z moim, ale to nie znaczy, że jestem jakimś łosiem i że może mnie traktować jak totalnego głupka, który z niczego nie zdaje sobie sprawy. Dlatego postanowiłam z nią porozmawiać razem z moim mężem. Powiedzieliśmy, że szanujemy jej rady i że bardzo cieszymy się, że nam pomaga, ale zależy nam na tym, żeby szanowała też nas jako przyszłych rodziców i że chcemy, żeby odnośnie dziecka i wychowania to nasze decyzje były wiążące, nie jej. Przez jakiś czas po tej rozmowie było ciężko, ale teraz jest bardzo okej ))
Przeczytałam cały wątek z czystej ciekawości. Strasznie rozbawiły mnie rady teściowych - oprócz mareny7, którą uważam za zajefajną teściową sądząc po wpisach.
Gdybyś z uwagą przeczytała cały wątek, to byś d o c z y t a ł a, że wypowiedzi innych teściowych (w tym moje) co do stanowiska w temacie wnuka, ubranek, prezentów itp. w większości pokrywają się z wypowiedziami "zajefajnej teściowej? mareny7, której taką ocenę wystawiłaś "sądząc po jej wpisach?.
Nawet abstrahując od tego, to i tak nie rozumiem Twoich intencji, dlaczego jej chcesz się przypodobać, a drugim "łatkę przypiąć? jako te "niezajefajne? teściowe. Nieładnie, dostrzegam brak taktu i umiaru w osądzie, a jednocześnie piszesz o "braku wychowania i klasy teściowych?.
W przeciwieństwie do Ciebie nie będę robiła rozeznania/wyrokowała jaką teściową będziesz w przyszłości na podstawie Twoich obecnych wpisów.
Przepraszam Cię marlena7, że z mojej strony również się na Ciebie powołałam, ale sytuacja mnie do tego zmusiła. Oczywiście, że jesteś "zajefajną? teściową, ja też i z pewnością inne wypowiadające się również.
Szczególnie uśmiałam się w temacie zarostu synusia. Masakra. Jak tak wogóle można? Przyjeżdża facet ze swoją żoną do matki w odwiedziny - czyli są gośćmi, a mamusia wyjeżdża z goleniem - mimo iż synowej zarost męża pasuje. Komentarze tego typu są zwyczajnie nie na miejscu. No chyba że w rodzinie są takie zwyczaje, nikomu to nie przeszkadza, a syn lub synowa swobodnie mogą nawiązać do zarostu na mamusi nóżkach, pod paszkami czy delikatnym wąsiku hormonalnym. Prawda że brzmi fatalnie?
Ano, jak widzisz można...i "zajefajnie?, że potrafisz się "uśmiać?. Wszak najlepsze kawały są te o teściowych.
Tylko ja odniosłam się do zarzutu autorki Karlyk84, co do uwag teściowej w temacie nie golenia się jej syna, który to temat w sposób szczególny z a a k c e n t o w a ł a ś ? mogę się tylko domyślać dlaczego. Zatem czuję się zobowiązana do zajęcia stanowiska.
Fatalnie to brzmią Twoje komentarze i są nie na miejscu, bo pijesz również do mnie. A jeszcze zapomniałaś wspomnieć o miejscach intymnych, tam też mają syn lub synowa zaglądać mamusi czy się ogoliła? Bo żeby zobaczyć twarz syna, to raczej nie musi się on rozbierać. Może nie twórz dywagacji w temacie, tylko odnoś się do treści wątku konkretnie.
Autorka Karlyk84 zarzuca teściowej, że ta zwraca uwagę synowi, a jej mężowi, że przyjeżdża do niej w odwiedziny nieogolony. W tym konkretnym przypadku synową drażni krytyka teściowej i twierdzi, że taki wygląd męża jej się podoba. Trudno dociec, czy faktycznie autorce to nie przeszkadza, czy też wynika z jej przekory w stosunku do teściowej, bo od pewnego czasu są między nimi animozje. Ja przyjmuję tą drugą tezę.
Skoro autorka tak zapamiętała ten temat, to myślę, że jej mężowi zdarza się to często, stąd częste uwagi jego matki, bo sporadyczna sytuacja pewnie uszłaby uwadze im obu. Z zachowania matki można by wnioskować, że gdy był kawalerem to nie było takiego "problemu?. Skoro teraz nie przywiązuje do tego uwagi, to matka prawdopodobnie odbiera to, jako zaniedbywanie się ze strony syna co ją boli, bo nie takie wzorce wychowania otrzymał w domu. Ja też tak to odbieram.
Dla mnie każdy mężczyzna już nawet z jednodniowym zarostem wygląda zaniedbany i niechlujnie! Tacy nie golą się najczęściej z czystego lenistwa. Ja nie wnikam, czy to o czym piszę jest zgodne z zasadami savoir vivre, ale na pewno jest zgodne z moimi poglądami i odczuciami.
Czy to będzie ktoś z rodziny, znajomy z pracy lub przechodzień ? tak go odbieram. W moim przekonaniu zawsze powinien dbać o siebie, a nie tylko z okazji jakichś uroczystości ? ja golenie wliczam do codziennej toalety mężczyzny, jak mycie się czy czesanie.
Jeśli dotyczy to moich najbliższych, to zawsze zwracam im na to uwagę. Zależy mi na tym, aby wyglądali schludnie i wcale nie uważam tego za nietakt. Dla mnie nietaktem jest i ignorancją np. ze strony syna pokazywać się matce zarośniętym, jeżeli wie, że ją to drażni ? a mnie tak, o czym już pisałam. Teściową Karlyk84 również.
Uważam, że syn mógłby to uszanować, a synowa być wdzięczna za zwrócenie mu uwagi, bo jakoś nie wierzę, żeby odpowiadało jej pokazywanie się gdziekolwiek z "zarośniętym? mężem. W tym konkretnym przypadku uwagi teściowej kierowane do żonatego syna nie powinny wywoływać w niej poczucia, że jest "na drugim miejscu". Takie jest moje zdanie.
Kriss napisał/a:Druga sprawa - buziaczki i "podchody" pod teściowe. To już z założenia idealne pole do konfliktu. Dlaczego jeśli jakiś problem narasta - typu ubranka, wyczekiwany wnuk, wózki, pierzyny czy ręczniki i z ewidentnej pierdoły zaczyna się robić megaproblem - nie rozwiązać go krótkim, eleganckim cięciem? Przecież wszyscy uczestnicy zabawy są dorośli i sprawni psychicznie - żona najpierw porozumiewa się z mężem, wyjaśnia problem, ten uczestniczy w dalszych rozmowach lub nie. Następnie bierzemy tściową na stronę - siadamy i kulturalnie wyłuszczamy problem. Proponujemy rozwiązanie, dochodzimy do kompromisu lub nie - i sprawa załatwiona.
Jak mówię mężowi o zachowaniu teściowej to się złości i dochodzi do kłótni.
Karlyk84 rozmawiała z mężem o swoich problemach z teściową, ale pomimo, że jest on "dorosły i sprawny fizycznie? nie znalazła w nim poparcia ani zrozumienia ? wręcz przeciwnie. Dlatego sprawa określonych przez ciebie "pierdół? stała się dla niej dużym problemem i szukała na forum porady.
Rada każdej userki (synowych/teściowych) może się jej przydać, więc nie promuj tylko swoich porad. Można i stosować "cięcia?, ale moim zdaniem alternatywnie bardzo dobrą metodą są właśnie "buziaczki i ?podchody? pod teściowe?.
Wbrew temu co twierdzisz, sprytnie rozegrana przez syna/synową lub córkę/zięcia sprawa ingerencji teściowej w ich życie, w wielu przypadkach przynosi bardziej wymierne efekty - eliminuje narastanie konfliktu.
Przykład: syn zawsze ogolony odwiedza matkę, matka jest zadowolona widząc go zadbanego, synowa winna być podwójnie, bo mąż wygląda schludnie i nie wysłuchuje drażniących ją uwag teściowej.
Problemu nie ma, wystarczy tylko odrobina chęci i 5 minut dłuższego pobytu mężczyzny w łazience.
31 2011-11-12 08:46:29 Ostatnio edytowany przez Kriss (2011-11-12 11:29:47)
Droga Wielce Szanowna Czyjaś Teściowo - Żyworódko. Nie wciągniesz mnie w personalne dywagacje na temat jaką teściową Ty jesteś - bo mi to lata. Czyli mnie nie interesuje po prostu. Odniosłam się do wątku ogólnie, czytać ze zrozumieniem potrafię - mimo że jestem synową. Twoje zacietrzewienie, wytłuszczony druk lub rozstrzelenie literek - daje do myślenia - ale tylko na ułamek sekundy. Nie będę wnikać i rozdzielać włosa na czworo próbując zrozumieć Twoje podejście do życia.
Jesteśmy bardzo różne w swoich opiniach - i niech tak pozostanie. Jakby bozia chciała mieć wszystkich jednakowymi - dokładnie takimi by ich stworzyła.
Podchodów i interesownych pseudobuziaczków nie znoszę - bo to dziecinada i ferment. Powodują zamiatanie problemu pod dywan i są najzwyczajniejszą manipulacją w celu osiągnięcia własnego targetu. Ja tak nie postępuję i nie chciałabym by ktoś postępował w ten sposób wobec mnie. Ale rozumiem w całej rozciągłości że są ludzie którzy uwielbiają takie metody - na szczęście nie muszę mieć z nimi do czynienia w realu. Dobrze mi z tym. Mojemu mężowi też dobrze. Wszystkich którzy próbują w jakikolwiek sposób na siłę sugerować nam cokolwiek - wystawiamy za drzwi (taka przenośnia).
I zajefajnie. Czółko.
Teraz napiszę coś z własnego podwórka - mam męża - miałam więc teściową. Odeszła w zeszłym roku.
Kiedy ją poznałam - byla przemiłą starszą panią, bardzo sympatyczną, wręcz "wdzięczną" że jej syn znalazł wreszcie kobietę z którą chce założyć rodzinę. Od razu było widać wielkie "uff" z jej strony, co przekladało się na bardzo poprawne stosunki między nami. Od razu zaznaczę że wychodząc za mąż miałam latek 29, mój mąż 43, każde samodzielne, dorosłe i niepodległe.
Można powiedzieć że zaprzyjaźniłyśmy się - dzieliła nas odleglość około 200km - tak zwana "zdrowa" odległość. Dzwoniłyśmy do siebie po kilka razy w tygodniu na pogaduszki, teściowa nudzila się jak mops - kobieta 70cio letnia, mąż jeszcze pracował, dorabiał, miał i ma swoje hobby - typowy "czerstwy staruszek". Niestety teściowa na starość przystała do sekty Radia Maryja. Całe życie była osobą umiarkowanie wierzącą, nie chodzili do kościoła, czasem w święta. Z nudów, za namową koleżanek równolatek - stała się klasycznym ortodoksem wojującym z wyimaginowanym szatanem.
Najpierw bylo softowo - ja też jestem osobą wierzącą - umiarkowanie, mąż jeszcze bardziej umiarkowanie. I zaczęła się jazda. Wytykanie nie-chodzenia na coniedzielne msze byl wierzchołkiem góry lodowej - próbowalam z teściową rozmawiać, wyłuszczać swój punkt widzenia. Na spokojnie, czasem jej nerwy studziłam żartem lub wtrętem o wnuczku. Nie dało rady. Za każdym razem kiedy odwiedzaliśmy się - wciskała nam literaturę, gazetki, periodyki z określonego wydawnictwa. Ja mówiłam "och mamo, nie potrzeba, dziękujemy ale daj już spokój", mój mąż zaciskał zęby, ja go szturchałam żeby nie wybuchł. Sytuacja stawała się coraz bardziej toksyczna, teściowa przywiozła piękne złote medaliki dla mnie i dla wnuczka, potem sprawdzała czy je nosimy. Ja nie noszę, dwulatkowi też nosić nic na szyi nie pozwalałam ze względów bezpieczeństwa. Niestety żadne tłumaczenia nie pomagały - tak jak nie zakładam brylantów do grabienia liści, nie będę codziennie zakładała precjozów.
Usłyszałam że mnie pieką krzyżyki. Obśmialam się, próbowałam łagodzić - niestety teściowa za punkt honoru postawiła sobie nawrócić mnie a z moją pomocą swojego syna. I w międzyczasie wnuczki. Masakra. W końcu nastąpił przełom, byliśmy u nich w odwiedzinach z najstarszym synem - miał wtedy 3 latka, ja byłam w ciąży, nie widzieliśmy się z pół roku - ochłodzenie nastąpiło właśnie przez toksyczną relację którą powodowała teściowa. I ona w momencie pożegnania zamiast dać buziaka i przytulasa wnuczkowi, który stał przed nią z wyciągniętymi rączkami - zaczęła wciskać nam kolejną gazetę z bardzo ważnym artykułem mówiącym o tym jak geje zdobyli Brukselę i przez Unię zalewają nasz Polski Naród. Mój mąż nie wytrzymał, skomentował kulturalnie a dosadnie, ja w tył zwrot, syn na ręce i więcej nas nie widziała.
Zadzwonilam do niej następnego dnia chcąc rozładować napięcie sytuacji - niestety nie dało się z nią rozmawiać sensownie. Ja byłam opętana i opętałam jej syna (mój mąż nie jest bierzmowany - taka anegdotka na temat religijności przez całe życie).
Niestety zadecydowałam o całkowitym ograniczniu kontaktów wnuczków z fanatyczną babcią - nie będę ładować dzieci w toksynę. Mąż odwiedzał ją przejazdem - 5 min, bez wdawania się żadne rozmowy, ponieważ wszystko prędzej czy później sprowadzało się do jednego. Pozostałe wnuczki teściowa znała tylko ze zdjęć. Jej zachowanie spowodowało wiele niesympatycznych sytuacji w moim malżeństwie - z tym że to mój mąż był od początku za calkowitym ochłodzeniem, ja chciałam żeby dzieci mialy dwie babcie. Nalegałam żeby dzwonił do matki - to starsza osoba, nie wypada. Niestety teściowa odbierala tego typu gesty jako przyzwolenie do krucjaty. Porozumienie okazało się niemożliwe - a wybór należał do teściowej.
I teraz - zdaję sobie całkowicie sprawę że takie Radio Maryja to u jednej teściowej zarost na twarzy syna, u drugiej kolor włosów synowej, u trzeciej sposób wychowania wnuków, rodzaj pracy syna czy synowej i wiele wiele innych sytuacji w których kompromis jest dla teściowej jednoznaczny z postawieniem na swoim. Sącząca się przez to toksyna w relacje międzyludzkie, które przecież powinny być jak najbliższe - bo są to więzy krwi, ta toksyna zalewa wszystko i wyżera jak kwas. Podważa poczucie własnej wartości postrzeganej przez pryzmat upierdliwego argumentu w postaci wiary, koloru wlosów, zawodu czy czego tam jeszcze. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda gdy synowa jest młodziutką dziewczyną często szukającą akceptacji w oczach matki swojego męża - a ta na każdym kroku podważa jej decyzje, przyzwyczajenia czy sposób na życie. To jest zwyczajnie nasz polski dramat przechodzący z pokolenia na pokolenie. Co za niesamowita strata czasu. Czasu który można poświęcić na własne życie, hobby, uniwersytet IIIgo wieku, książki czy dzierganie sweterków dla sierot.
Nikt nie ma ochoty jechać po kolejną awanturę.
I teraz - zdaję sobie całkowicie sprawę że takie Radio Maryja to u jednej teściowej zarost na twarzy syna, u drugiej kolor włosów synowej, u trzeciej sposób wychowania wnuków, rodzaj pracy syna czy synowej i wiele wiele innych sytuacji w których kompromis jest dla teściowej jednoznaczny z postawieniem na swoim. Sącząca się przez to toksyna w relacje międzyludzkie, które przecież powinny być jak najbliższe - bo są to więzy krwi, ta toksyna zalewa wszystko i wyżera jak kwas. Podważa poczucie własnej wartości postrzeganej przez pryzmat upierdliwego argumentu w postaci wiary, koloru wlosów, zawodu czy czego tam jeszcze. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda gdy synowa jest młodziutką dziewczyną często szukającą akceptacji w oczach matki swojego męża - a ta na każdym kroku podważa jej decyzje, przyzwyczajenia czy sposób na życie. To jest zwyczajnie nasz polski dramat przechodzący z pokolenia na pokolenie. Co za niesamowita strata czasu. Czasu który można poświęcić na własne życie, hobby, uniwersytet IIIgo wieku, książki czy dzierganie sweterków dla sierot.
Nikt nie ma ochoty jechać po kolejną awanturę.
zgadzam się ze wszystkim co napisałaś! Zastanawiam się, czy gdyby znaleźć jakiś pomysł na aktywizację starszych osób, to byłoby trochę inaczej. Chociaż w sumie wielu już się nie chce.
O to chodzi Florence - wielu już się nie chce. Jest mnóstwo możliwości spędzania aktywnie czasu dla starszych osób. Przyklad - u mni na wsi. Wiocha 8 tys ludzi.
1. Kółko cyklistów. Zdobyli nawt sponsora - większość to panowie ale są i panie. Promują region i ruch na świeżym powietrzu. Wkład własny - rower.
2. Caritas - pomoc potrzebującym przy kościele.
Poza tym mamy bibliotekę - można czytać do woli za darmo. Jest też kilka wiejskich kółek tematycznych, spotkania w klasycznej wiejskiej remizie. Potem wszystko opisuje lokalna gazetka ze zdjęciami.
Jestem przekonana że w miastach oferta jest po stokroć obszerniejsza. Zresztą - dzisiaj praktycznie każdy ma dostęp do netu - tylko wybierać i przebierać.
I teraz - zdaję sobie całkowicie sprawę że takie Radio Maryja to u jednej teściowej zarost na twarzy syna, u drugiej kolor włosów synowej, u trzeciej sposób wychowania wnuków, rodzaj pracy syna czy synowej i wiele wiele innych sytuacji w których kompromis jest dla teściowej jednoznaczny z postawieniem na swoim. Sącząca się przez to toksyna w relacje międzyludzkie, które przecież powinny być jak najbliższe - bo są to więzy krwi, ta toksyna zalewa wszystko i wyżera jak kwas. Podważa poczucie własnej wartości postrzeganej przez pryzmat upierdliwego argumentu w postaci wiary, koloru wlosów, zawodu czy czego tam jeszcze. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda gdy synowa jest młodziutką dziewczyną często szukającą akceptacji w oczach matki swojego męża - a ta na każdym kroku podważa jej decyzje, przyzwyczajenia czy sposób na życie. To jest zwyczajnie nasz polski dramat przechodzący z pokolenia na pokolenie. Co za niesamowita strata czasu. Czasu który można poświęcić na własne życie, hobby, uniwersytet IIIgo wieku, książki czy dzierganie sweterków dla sierot.
Nikt nie ma ochoty jechać po kolejną awanturę.
Jak zwykle w punkt. Od pierwszego do ostatniego zdania.
Będziesz dobrą teściową, bo dasz synom i synowym to, co najważniejsze - WOLNOŚĆ.
A nie ma nic przyjemniejszego, nad to, że ktoś do Ciebie przychodzi (dosłownie i w przenośni) - bo tego CHCE.
Wiecie z tym zagospodarowaniem czasu i aktywnością seniorów rożnie bywa. Czego to w mojej miejscowości nie było, kierowniczka domu kultury dwoiła się i troiła. Świetnie działało przez lata koło emerytow i rencistów, niestety fanki nawiedzania miejsc kultu wszelakiego i to rozwaliły. Jakieś wyjazdy na grzybobranie czy do muzeów bez błogosławieństwa i odpowiednich modlitw oraz zaliczenia kościolów po drodze stały się niemożliwe. Mało tego, proboszcz też stanął po cichu za rozmodlonymi parafianami ( koło emerytów jest dofinansowywane ze środkow gminy a co za tym idzie wycieczki też, tyle że teraz to chyba bardziej pielgrzymki), konflikt rozkwita.
Koło Caritas, czy koło gospodyń wiejskich przypomina pomponika czy coś w ten deseń, liczy się wymiana plot.
Podsumowaniem niech będzie wypowiedź: Jakby człowiek do kościoła nie chodził to by nic nie wiedział co się na świecie dzieje.
Moja teściowa codziennie jest na mszy, fakt jest to poniekąd ucieczka przed problemami w domu, upierdliwym teściem, ale ile ona wie...
36 2011-11-17 21:42:06 Ostatnio edytowany przez Bardolka (2011-11-17 21:42:49)
Kriss kocham twoje posty!!
Obecnie mieszkam z teściową i dochodzę do wniosku, że jest to mega trudne. A co najzabawniejsze, przed naszym ślubem padł pomysł wynajęcia czegos czy tam wyprowadzki do innego miasta - to płakała schizowała, żeby od tej decyzji nas odwieźć, bo jak to ona zostanie sama. Koniec końców, mieszkamy razem - i co? Ja uważam, że chyba ONA jest najbardziej niezadowolona z tego faktu. Mój mąż nawet mnie zaskakuje, bo tak bardzo sie stara żeby mi tu było dobrze, bardzo słucha moich opinii, wszystko ze mną przedyskutowuje, a jakoś nie bardzo liczy się z opinią mamusi. A mamusia znieść tego nie może ... jest złośliwa, nie słucha kiedy z nią rozmawiam, o coś proszę... są rzeczy, o które stale walczę i stale przegrywam.
U mnie sztandarem jest pranie. Prosiłam ją kilka razy, żeby nie prała naszych ubrań. Dla mnie to po pierwsze krempujące, po drugie teściowa potrafi wyprać robocze ubrania mojego męża z ręcznikami. Nic nie poskutkowało, nawet prasuje. Wczoraj wróciłam z pracy a ta na wejściu do mnie: wiem, że będziesz na mnie zła, ale wyprałam ci łachy (!!!!!!!!) bo tak mi się podobało... JA najspokojniej w świecie: dziękuję, ale dalej bym chciała sama prać swoje ciuchy.
Teściowa: piorę swoje to i wasze zamierzam prać.
I cały kit o dialogu, porozumieniu i ustaleniu granic wziął w łeb. Mój domowy egzemplarz teściowej z jednej strony zachowuje się jak mała dziewczynka, pytajac się co ma jutro ugotować, albo meldując mi co dziś zrobiła (nie rozumiem po co), a z drugiej strony uparcie robi takie manewry jak z tym praniem i mam wrażenie, że się z tego cieszy..
Ja nie ogarniam tego, próbuję różnych rzeczy, ale jak się miarka przebierze, to po prostu zamykam sobie drzwi do sypialni i udaję, że nie mnie nie ma. Ja nie będę stawać na uszach, żeby nasze relacje były dobre, wobec takich akcji...
Przyklady mogłabym mnożyć, moj post zrobił się mega lakoniczny, ale generalnie chodziło mi o to, o co chodziło Kriss. Starać się, jeśli widzisz to i po drugiej stronie. Jeśli nie, każde niech się zajmie sobą i nie próbuje na siłe zrobić z tego cudu.
Tak, mieszkanie z tesciową (i z synową) jest mega trudne. Wiem to, chociaz nigdy nie mieszkałam ani z teściową, ani z synową. Wystarczy, że widzę co się dzieje wokół mnie.
Zadziwia mnie naiwność młodych i starszych kobiet, chociaz starszych bardziej, bo one powinny miec życiowe doswiadczenie i korzystać z niego. Tymczasem godzą się, a czasem błagają o to, by skomplikować sobie życie i zamieszkać z drugą kobietą, o pokolenie młodszą. To się udać nie może! Nieliczne wyjątki tylko potwierdzają regułę.
Ja osobiście przetrwałam presję rodziny, która mnie namawiała na zamieszkanie z synem i synową. Nie uległam i cieszę się z tego, chociaż niektórzy mają mnie za egoistkę żyjącą wygodnie, podczas gdy dzieci mieszkają w małym mieszkaniu, SAMI muszą wychowywać swoje dziecko i radzic sobie w życiu. Taką mają krzywdę.
To nie jest tak, że nie pomagam. Pomagam jesli trzeba, ale nie mieszkam z nimi. Nie mieszkam, bo byłby to koniec mojej niezalezności, koniec mojego stylu zycia, musiałabym sie bardzo ograniczyć i bardzo się kontrolować, a to po jakims czasie doprowadziłoby mnie albo do nerwicy, albo do niekontrolowanego wybuchu.
Nie chcę tak. Nie chcę się zmienić w jędzę w swoim własnym domu. Czas wychowywania dzieci mam juz za sobą, teraz chcę POŻYĆ. Odpocząć, robić to na co nie miałam czasu przez wiele lat, czytać, podróżować, grać na pianinie i co tylko mi przyjdzie do głowy. Rodzina chciała mnie wtłoczyć w rolę kucharki i niańki. Oni wszyscy do pracy a Ty ugotujesz, zajmiesz się dzieckiem, no bo co wiecej jest do szczęścia potrzebne starszej pani na emeryturze? Przeciez kazda marzy o niańczeniu wnuków i podpieraniu się nosem! Ja mam inaczej. Na szczęście mąż podziela moje poglądy i oparliśmy się presji.
No i jesteśmy w rodzinie negatywnym przykładem rodzicielskiej troski. Rodzicami, którzy myslą o sobie zamiast zdmuchiwac pyłki spod nóg swoich trzydziestoletnich dzieci i wyręczać ich w ich rodzicielskich obowiązkach. A wszystko dlatego, że nie chcieliśmy wziąć dzieci pod swój dach!
Wobec tej straszliwej przewiny nie liczą się żadne inne dowody troski.
Wiele teściowych i teściów godzi się na wspólne mieszkanie, a czasami wręcz wymaga tego, bo mają w głowie przekonania, że ich zycie ma sens tylko wtedy, jesli zrobią z niego prezent dla innych. Tymczasem sami żyją byle jak i wcale innych (dzieci) tym nie uszczęśliwiają, wręcz je ubezwłasnowolniają. W którymś momencie zaczynają się zastanawiać, że jak to, oddali dzieciom swoją przestrzeń, swój czas, swoje siły, a w zamian mają pretensje, irytację i niezadowolenie. Bo przeszkadzają, bo pytają, bo patrzą, bo oceniają, bo coś robią nie tak, albo za dużo, albo za mało. Bo mają zły gust i inne poglądy na wychowanie dzieci niż młodzi i.........setki i tysiące pretensji o wszystko. I zaczyna się jazda! Nie pojmuję jak mozna sobie coś takiego na własne zyczenie zafundować?
marena ja się dokładnie nad tym samym zastanawiam. Tak jak piszesz, młodym może się wydawać, że tak będzie łatwiej, taniej, wygodniej.. ale gdzie ci rodzice mają rozum? U moich sąsiadów jest tak, że moi przyjaciele w naszym wieku, którzy mieli remontować poddasze w domu jego rodziców, jednak będą budować dom na działce obok. Sami rodzice po 2 latach po ślubie ich namówili. Bo też sobie to inaczej wyobrażali. U mnie jednak nie doczekam się takiego czegoś chyba nigdy. Mój mąż ma silnie wszczepiony syndrom opiekuna matki, ona moim zdaniem nie jest do końca zdrową i dojrzałą osobą, Paweł się boi, ze jak ją zostawi, to przestanie płacić rachunki, narobi długów i potem koniec końców, my będziemy musieli to sprzątać. Ona z kolei cieszy się, że jest ktoś to sprząta, robi duże zakupy, kupuje opał, remontuje to, co sypie się na każdym kroku ... i te przesłanki nie są złe, ale codzienne życie czasami doprowadza do szału.
Opowiem wam taką ciekawostkę.
Tydzień temu kupiliśmy sobie meble do naszej sypialni (promocja z ekspozycji, meble gotowe poskładane), nie było ich gdzie poskładać, więc doszliśmy do wniosku, że pozbędziemy się 2 foteli i ławy z naszego pokoju i sprezentujemy je mamusi (a ona się swoich pozbędzie bo są do wyautowania). Obecnie mieszkamy oboje na 1 pietrze, a docelowo mamusia ma się przeprowadzić do pokoju na dole na wiosnę jak wszystko tam przygotujemy.
Mój mąż do mamy: słuchaj, damy ci te nasze fotele i ławę to te się wywali a ty sobie ustawisz te ładniejsze tu.
Mamusia: ale te by moze wyniósl jeszcze do pokoju na dół...
Mąż: ale po co ci tam 2 komplety - pójdziesz na dół to sobie te weźmiesz ..
Ta w płacz i mówi: co mnie w zyciu spotkało
Ja wyszłam bo mnie zagotowało. Oczywiście przed ślubem było - tak tak, ja się wyniosę na dół, wasza będzie góra tylko dla siebie, nie będziemy sobie wchodzić w drogę ....
No więc na drugi dzien stwiedziłam, że pogadam z nią o tym, żeby to wyjaśnić. Pytam:
Powiedz mi mamo, czy z tym dołem to nie tak miało być, czy jakoś się inaczej umawialiśmy, bo może ja po prostu o czymś nie wiem?
Nie no tak miało być, ale ja nie myślałam, że mnie na starość taka samotność dopadnie ( i zachodzi się płaczem )
Kuźwa czy to ja się za nią 2 razy rozwodziłam? Mogła się trzymać męża zamiast swojej mamusi i teraz miałaby wsparcie w męzu a nie obarczała dzieci w ten sposób ...
Z jednej strony mi jej szkoda, ale kurcze z drugiej strony przecież ona też podejmowała decyzje jako dorosła osoba i moim zdaniem nie może oczekiwać, żeby dzieci teraz organizowały jej życie, bo my mamy swoje obowiązki, pracę i problemy i nie mamy czasu jej zabawiać ...
Bardolko - no właśnie to oczekiwanie od kogoś jest sednem konfliktu. Twoja teściowa oczekuje, ze nic się nie zmieni, a jeśli już to niewiele. Każdy ma nadzieję, ze będzie po jego myśli. Ty chciałabyś mieszkać w miarę samodzielnie i tak po cichu liczysz na jak najrzadsze widywanie teściowej. Mama twojego narzeczonego ( czy już męza) przyczaja się, na jakiś czas robi tak jak wam pasuje, a potem i tak powraca do swoich przyzwyczajeń. Nie zmienicie tego nigdy, choćbyście na rzęsach stawali, ona ma głęboko zakonotowane, ze ma zawsze rację.
I coś jeszcze, słuchając matek samotnie mieszkających odniosłam wrazenie, że one chciałyby być ciagle w centrum uwagi. Mają pretensje o brak zainteresowania swoimi jakże ważnymi dla nich problemami. One nie dopuszczają do wiadomości, że syn się nie rozdwoi, że remonty to też u siebie ma, że jego rodzina też go potrzebuje.
Tak jak juz pisałam o swoich teściach, oni czują się upokorzeni tym, że muszą o cokolwiek prosić. W ich mniemaniu to my powinniśmy ciągle czuwać czy czegoś im nie potrzeba, być na każde skinienie.
Twoja teściowa, chce mieć syna pod ręką, spycha gdzieś w podświadomość twoje istnienie oraz zmiany które już nastąpiły.
Tak samo jak Marena nie chciałabym mieszkać ani z synową, ani z teściową, nawet z matką też nie. Mam swoje przyzwyczajenia, jestem bałaganiarą, naprawdę diabli by mnie brali gdybym przeczytała o sobie w necie jaka to ja nie jestem. Swoich teściów ani innych krewnych czy znajomych pod tym kątem nie oceniam.
Próbkę jak to moze wyglądać miewam gdy syn przyjeżdża z dziewczyną. Ona skrępowana, ja nie wiem czy im przeszkadzać nie będę, bo jestem rannym ptaszkiem, a oni odsypiają imprezy. Weekend to też jedyny czas kiedy mój mąż może poświęcić na swoje majsterkowanie czy hobby i bywa, ze o 4 rano piwnica pobrzmiewa dziwnymi dźwiękami.
Generalnie pokolenia mają inne podejście do wielu spraw, inny rytm biologiczny, a z wiekiem tolerancja niestety maleje, co z bólem przyznaję.
W kwestii opieki nad wnukami wypowiadać się nie będę, bo tutaj wprost przeciwnie niż u Mareny babcia zajmująca sie wnukami jest unikatem. Nikt tego nawet nie sugeruje. Moi teściowie nawet poproszeni o godzinne pozostanie z wnukiem odmawiali, więc jak widać róznie bywa. Kiedyś ponoć bywało inaczej, odkąd jednak pojawiły się tutaj pierwsze hipermarkety i galerie handlowe, a w raz z nimi darmowe linie autobusowe do tychże przybytków, wiele się zmieniło. Pomimo sugestii, że przyczyniło się to do wzrostu liczby wagarującej młodzieży, ja widzę coś innego.
Mając na drugą zmianę, owszem bywam tam, ale mnie się w oczy rzuca przewaga emerytów w godzinach przedpołudniowych. Wcale nie kupują, grzebią ( brzydkie określenie, aczkolwiek adekwatne), snują się między półkami, przystając by pogawędzić ze znajomymi. Wsiadając w ten bezpłatny, powrotny autobus, spoglądam na twarze, w znakomitej większości emeryckie.Potwierdzają to moje dzieci oraz ich znajomi tam dorabiający. W niedzielę oraz bywa wieczorkiem zaś ci wszyscy seniorzy spiesząc się do kościoła plują jadem na tych co w dzień uświęcony omijają światynię podążając tam gdzie oni nota bene parę razy w tym tygodniu byli.
Przepraszam, może przydługie i nie całkiem na temat, ale oprzeć się nie mogłam, tak czasami coś się w oczy rzuci.
Bardolko, jeśli tylko możesz, urabiaj męża by chociaż na początku zamieszkać osobno. Nie tylko zacieśni to waszą więź, ale może mąż zakosztuje na tyle swobody by z trudnością się z nią rozstawać. Sami z mężem po sobie wiemy, jak cieszy możność robienia co tylko się zechce i kiedy się zechce po swojemu.
Nie rozumiem Twojej teściowej, Bardolka. Czy mieszkanie w tym samym domu, tylko pietro nizej ona uznaje za piekło samotnosci? Chciałaby zamieszkać razem z Wami na piętrze? To chore.
Oj, przewiduję, że będzie z nią masa kłopotów.
Chaber, ja mieszkam na wsi i tutaj jest tak, że nikt się nawet babć nie pyta czy chcą, opiekować się wnukami, to jest jakby oczywiste. Zwłaszcza gdy babcia zakończyła juz swoja kariere zawodową i jest w domu. I ja tez się opiekuję , gdy tylko mnie o to proszą. Ale to w opinii wielu za mało. Bo "powinnam" zamieszkać z dziećmi i wnukiem i powięcić swój czas na gotowanie, sprzątanie i zajmowanie się wnuczkiem na pełny etat, od rana do wieczora. Żeby dzieciom ułatwić zycie.
Nie zdarzylo się, żebym dzieciom odmowiła pomocy, oprócz jednego, wspólnego mieszkania.
Bo wspólne mieszkanie z dorosłymi dziećmi to najgorsza rzecz jaka mogłaby mi się przydarzyć I synowej także. Mam na to wystarczającą liczbę przykładów w bliższym i dalszym otoczeniu. I nie pomoże tu nawet zdolność obu stron do kompromisów. Życie z włączonym hamulcem nie jest dla mnie. Nie chodzi o awanturnictwo, ale o powściąganie się w swoich przyzwyczajeniach, nawet calkiem nieszkodliwych, ale dziwnych, obcych i drażniących dla przybysza z zewnątrz. Co i jak sie gotuje, co się wrzuca do zlewu, czy zaraz po obiedzie pucuje sie kuchnię, czy gary stoją do wieczora, czy wieczory spędza się na czytaniu, czy na niekończących się rozmowach, czy pies ma spać w domu czy w budzie, czy babcia ma prawo zamknąć się na klucz w swoim pokoju na popołudniową drzemkę i nie pędzić z pomocą gdy wnuczek zapłacze itd. - to są wszystko tematy zapalne. I setki jeszcze innych, codziennych spraw i spraweczek, ktore różnią mnie i synową. Nie mieszkamy razem, a i tak dochodzą do mnie niepochlebne opinie na temat naszego stylu życia. Cóż, wieś. Rodzina synowej mieszka blisko mnie. A to że podróżujemy zamiast odkładać pieniądze dla dzieci, albo kupiliśmy nowy samochód dla mnie, zamiast dla syna, no i wogóle, ze zyjemy wygodnie i przyjemnie zamiast się poświęcić młodszym. A jest tak, ze jesli się poświęcisz i całą swoja aktywność oddasz dzieciom to jesteś wtrącalska i uciążliwa, a jeśli zajmiesz się sobą, to jesteś nieczuła i nic cię nie obchodzi. I tak źle i tak niedobrze.
I znów to oczekiwanie. Od babć by wnuki bawiły, od seniorów by się nimi zająć, choćby kosztem utraty pracy czy kosztem czasu poświęcanego rodzinie.
Wiem Mareno o czym piszesz, idealny jest układ gdy mieszkamy osobno i nie wtykamy sobie wzajemnie kinala w gary. To się tyczy zarówno teściowych jak i synowych oraz pozostałych bliskich.
Mieszkają w sąsiedztwie bracia męza i szwagierki, czyli teoretycznie mogłabym bywać tam często i jak mawia teściowa idąc do rodziny nie musimy się zapowiadać. A ja nie mogę, skręca mnie, zawsze pytam czy ktoś poświęci mi w danym momencie czas i czy mogę wtedy i wtedy zawrócić mu głowę. Innymi słowy, szwagierki widuję u siebie rzadko i jeszcze rzadziej u nich bywam.Tylko jedna nastąpiła mi na odcisk, komentując pełny zlew naczyń, przyszła niezapowiedziana, a my z mężem woleliśmy pierdyknąć wszystkim i poszliśmy na spacer. Od tej pory między nami wieje chłodem . Generalnie należy u kogoś usiąść tam gdzie wskazali, podziękować choćby niesmaczne było i na Boga niczego nie komentować!
I tak teściowa krytukuje synową, synowa teściową, choć obydwie takie same, każda wskaże na adwersarza, ze gorszy.
Zięciowie też dobrzy, pamiętam wizytę u mechanika, też jechali po starych dziadach, swoich teściach. Po co takiemu taka bryka, toż on nie wie do czego te wszystkie systemy służą, tych przycisków w tym wieku nie ogarnia, a samochód terenowy to tylko dlatego się kupuje bo krawężników i dziur nie widzą. Po co staremu telewizor led, skoro on led-wie widzi, tu juz rechotali jak nakręceni. Toż oni młodzi, wszystko im się należy, przed nimi całe życie, a tu taka niesprawiedliwość, oj jak ja im współczułam...
Tylko czemu oni nie wymagali od swoich rodziców, sami od siebie, powinni powiedzieć: no starzy wyskakujcie z kasy.
Czyli sprawdza się zasada: ja mogę wytykać, ale mnie skrytykować nie można.
Zawsze to lepiej wymagać od teściów a nie od siebie samych czy rodziców.
Zawsze widzi się drzazgę w cudzym oku, belki w swoim nie.
Dorabianie się cudzym kosztem zawsze milsze niźli swoją pracą.
No i jest 100 sposobów jak usprawiedliwić swoje lenistwo czy wady.
Ja cię kręcę, jakie to życie jest niesprawiedliwe, robić się nie chce, ale mieć i owszem.
Ja i moje dzieci jesteśmy idealni, to tamci mają same wady.
Prawda? Coś mi się zdaje, ze tak, samokrytyczne spojrzenie nie jest w modzie.
marena ja właśnie tej idei z wyprowadzka na dół też nie zrozumialam. Mam wrażenie - zdając sobie jednocześnie sprawę z paranoi tej sytuacji - że największym bólem tej wyprowadzki byłby fakt końca słuchania, co tam za ścianą, kukania w korytarz, jeśli tylko któreś z nas idzie do łazienki, koniec prania nam ciuchów (fetysz? ) i osobne kuchnie, czyli osobne posiłki. To by zacieśniło więź moją i męża a ją by nieco oddaliło - i niestety boli ...
Witam.
Wątek bardzo ożył. Trochę czasu nie było mnie na forum, zatem muszę cofnąć się w czasie z wypowiedziami
Droga Wielce Szanowna Czyjaś Teściowo - Żyworódko.
Kriss, po co tyle patosu? Wystarczyłoby po prostu zwrócić się do mnie moim nickiem. No, ale musiałaś dać upust swojej uszczypliwości.
Nie wciągniesz mnie w personalne dywagacje na temat jaką teściową Ty jesteś - bo mi to lata. Czyli mnie nie interesuje po prostu. Odniosłam się do wątku ogólnie, czytać ze zrozumieniem potrafię - mimo że jestem synową.
Jak zabraknie argumentów na usprawiedliwienie swojego zachowania, to zastępczo można i tak. Zatem, skoro rozmawiasz ze mną w takim tonie, to ja też od siebie dodam, że : niech Ci lata , a nawet i powiewa - mnie też to nie interesuje.
Wyraziłaś już o mnie/innych swoją opinię w poprzednim poście, stąd była moja replika. Dla przypomnienia, to odniosłaś się s z c z e g ó l n i e co do moich wypowiedzi w temacie dot. nie golenia się, zaznaczając, że "szczególnie uśmiałam się w temacie zarostu synusia? - reszta "prześmiechów? dotyczyła wszystkich teściowych wypowiadających się w tym wątku, pomimo że jedną z nich zaraz na początku wyeliminowałaś, jakoby Twoja krytyka jej nie dotyczyła. Nie twierdź zatem, że odniosłaś się do wątku ogólnie, bo w większej części Twojego pierwszego postu wypowiedź była z domyślnym wskazaniem.
A w innym wątku pouczasz faceta, że:
"Gdybyś (...) pokusił się o poczytanie z minimalną chęcią zrozumienia czyjegoś stanowiska - rozmowa przebiegałaby na miłym, sympatycznym poziomie i każde z nas mogłoby się od drugiego wiele nauczyć. A tak - dupa zbita.?
Twoje zacietrzewienie, wytłuszczony druk lub rozstrzelenie literek - daje do myślenia - ale tylko na ułamek sekundy.
Zacietrzewienie? Raczej odpowiedź na Twój atak/kpiny. Pogrubienie druku lub pisanie rozstrzelanymi literami jest ogólnie przyjętą formą, powszechnie stosowaną w postach tu na forum w przypadku, jeżeli chcemy zwrócić uwagę na określony fragment wypowiedzi ? chociażby na ułamek sekundy. Z mojej strony było to świadome działanie i cel został osiągnięty. Ale to temat poboczny...
Nie będę wnikać i rozdzielać włosa na czworo próbując zrozumieć Twoje podejście do życia.
Jesteśmy bardzo różne w swoich opiniach - i niech tak pozostanie. Jakby bozia chciała mieć wszystkich jednakowymi - dokładnie takimi by ich stworzyła.
W zupełności się z Tobą zgadzam i zawsze w podobnych sytuacjach powtarzam, że nie jesteśmy klonami!
(...) Podchodów i interesownych pseudobuziaczków nie znoszę - bo to dziecinada i ferment. Powodują zamiatanie problemu pod dywan i są najzwyczajniejszą manipulacją w celu osiągnięcia własnego targetu. Ja tak nie postępuję (...)
Doprawdy??? A wypowiedź o marlenie...
I teraz - zdaję sobie całkowicie sprawę że takie Radio Maryja to u jednej teściowej zarost na twarzy syna, u drugiej kolor włosów synowej, u trzeciej sposób wychowania wnuków, rodzaj pracy syna czy synowej i wiele wiele innych sytuacji w których kompromis jest dla teściowej jednoznaczny z postawieniem na swoim. Sącząca się przez to toksyna w relacje międzyludzkie, które przecież powinny być jak najbliższe - bo są to więzy krwi, ta toksyna zalewa wszystko i wyżera jak kwas. Podważa poczucie własnej wartości postrzeganej przez pryzmat upierdliwego argumentu w postaci wiary, koloru wlosów, zawodu czy czego tam jeszcze. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda gdy synowa jest młodziutką dziewczyną często szukającą akceptacji w oczach matki swojego męża - a ta na każdym kroku podważa jej decyzje, przyzwyczajenia czy sposób na życie. To jest zwyczajnie nasz polski dramat przechodzący z pokolenia na pokolenie.
Audycje są dostępne dla wszystkich, czyli mogą słuchać/słuchają je zarówno teściowe jak i synowe/przyszłe teściowe ? wolna wola i ich wybór. Wszystko zależy od tego, na co człowiek jest podatny i czy da sobą sterować.
Tak przypuszczałam, że Twoja napastliwość w stosunku do Czyichś Teściowych ma osobiste podłoże, bo okazuje się, że doświadczyłaś w rodzinie męża poważnego konfliktu na tle religijnym. Na tym tle dochodziło/dochodzi nawet do krwawych starć, wojen w narodzie.
Na szczęście forum nie jest miejscem na prowadzenie wojny, tylko wymieniamy tutaj poglądy, opinie, doradzamy ? oby nie na siłę! W wypowiedziach bazujemy na swoich osobistych doświadczeniach bądź z najbliższego kręgu - rodziny, znajomych czy też zasłyszanych historii.
Twoja teściowa już nie żyje, a Ty nadal żyjesz tym, że zerwanie z nią kontaktu nastąpiło z przyczyny jej nacisku, abyście czynnie uczestniczyli w obrządkach religijnych ? stąd te Twoje porównania sprowadzane do źródła osobistych przeżyć. Muszę przyznać, że to szczególny przypadek, z którym osobiście się nie spotkałam. Przykra sprawa. Dużo nadal jest w Tobie nagromadzonego gniewu, bólu i żalu, co moim zdaniem świadczyłoby o tym, że z tym "odcięciem? tak całkiem dobrze Wam nie było i tak już pozostanie.
Kriss napisał/a:(...) Co za niesamowita strata czasu. Czasu który można poświęcić na własne życie, hobby, uniwersytet IIIgo wieku, książki czy dzierganie sweterków dla sierot.
(...)Zastanawiam się, czy gdyby znaleźć jakiś pomysł na aktywizację starszych osób, to byłoby trochę inaczej. Chociaż w sumie wielu już się nie chce.
Kriss, no popatrz, jak znakomicie potrafisz organizować/planować czas innym...a piszesz, że nie lubisz wtrącania się. Kolejna niekonsekwencja.
Wbrew Twoim założeniom są teściowe, które mają zorganizowane własne życie ? często jeszcze pracują zawodowo. A te proponowane dla teściowych zajęcia (oprócz uniwersytetu III-go wieku) również godne są polecenia dla synowych ? łącznie z "dzierganiem sweterków? niekoniecznie dla sierot, bo mogą dla swoich dzieci. Tudzież mogą zająć się cerowaniem czy naszywaniem łat itd. Tylko pytanie, czy im się chce?
Rozbroiła mnie ta wypowiedź, jakże trafna:
(...)Jakby człowiek do kościoła nie chodził to by nic nie wiedział co się na świecie dzieje.
Moja teściowa codziennie jest na mszy, fakt jest to poniekąd ucieczka przed problemami w domu, upierdliwym teściem, ale ile ona wie...
Jak widać, każdy ma swój sposób na zagospodarowanie czasu czy ucieczkę przed problemami i słusznie, a jeżeli jeszcze przy tym zdobywa się pewną wiedzę...
Najważniejsze, aby nie wpadać w fanatyzm tak jak teściowa Kriss.
Dodam jeszcze, że synowe też, też ...często chodzą do kościoła.
Zawsze stoję na stanowisku, że do każdego problemu powinno podchodzić się indywidualnie i dlatego staram się nie generalizować, a temat rodzinnych waśni w roli głównej teściowa lub synowa, to temat rzeka. Należy rozróżnić zwykłe wścibstwo, natręctwo, dyktatorstwo od troski matki, dla której dorosły syn zawsze pozostaje jej synem.
A wpływ na relacje międzyludzkie w rodzinie mają obie strony ? zatem nie należy przypisywać wiodącej roli w konfliktach li tylko teściowym. Synowe/przyszłe synowe też potrafią "dać popalić? i to dobrze!
W wątku pt. "Moja teściowa, to zakłamana kobieta i kombinatorka? bardolka przed ślubem zarzekała się i radziła innym:
(...) jak najdalej od teściowej będę podtrzymywać zawsze i gdyby ktoś mnie pytał w tej materii o radę, dostanie tylko jedną, oczywistą.
A po ślubie zamieszkała z teściową ..."wyrzekała się żaba błota...?
Pozdrawiam wszystkie teściowe i synowe.
Mam przyjemnośc być żona ukochanego, jedynego syna... i w sumie to jest mój największy problem:D Mamusia nie może sie pogodzić, że synek ma inna kobiętę i to z nią dzieli troski i radości. Paradoks calej tej sytuacji jest taki, że do momentu slubu, teściowa nie bardzo interesowala się synem, ot po prostu takie normalne relacje, a odkąd mieszkamy razem(w jednym domu z teściami) to traktuje nas jak pieciolatków, którym tzreba podcierać dupcie. Męczę się strasznie tą sytuacją bo w domu rodzinnyn nie musiałam się tłumaczyć gdzie z kim kiedy, za ile i po co. Dodam, że mamy po 25 lat, oboje pracujemy więc nie wymagamy specjalnej troski:P Staram się być uśmiechnięta i mila, ale takie zachowanie teściowa odbiera jako podporządkowanie się, ja mówię nie a ona "dobrze dobrze dziecko, ale zrobimy tak.." Mąż stoi za mną murem(chwała mu za to) ale niestety oboje należymy do ludzi, którzy staraja się "żeby było dobrze" i teściowka to wykorzysstuje jak tylko moze:( Żeby nie przynudzać podam tylko jeden jej "najmądrzejszy" pomysł... jesteśmy w trakcie remontu naszego pietra, jako, że zmieniliśmy układ mieszkania robiac duży otwary salon z kuchnią na sypialnie zostało tylko małe pomieszczenie, teściowa była oburzona, że nie chcemy na jej pietrze urządzić sobie sypialni tylko mamy zamiar zrobic ją u siebie... nie wiem, chyba chciala nadzorować jak nam idzie "robienie wnuka":P Mam pytanie do teściowych, które udzielaja się na forum- czy naprawdę synowe sa takie złe, że na każdym kroku trzeba wtrącać się ze swoimi radami? Dlaczego niektóre Mamy z tak duża satysfakcją podcinaja nam sklrzydła na nowej drodze życia...? Pozdrawiam:)
żyworódka - jesli mogę jeszcze komuś radzić to radzę. U mnie to sytuacja przejściowa, domu nie buduje się w tydzień. Zresztą nie zamierzam się bronić, bo taką mam opinię i już. Ja wiem że w twojej wizji najlepiej byłoby żeby synowa wykazała maximum spolegliwości i przyjmnowała wszystko, czym ją łaskawa teściowa uraczy. Ale wybacz, ja nie po to mam dwadzieścia parę lat, kochanego męża, który jest dla mnie niesamowity, żeby układać swoje życie pod całkowite dyktando, w sumie obcej mi osoby. Trzeba się dogadać, ale jeżeli są sytuacje skrajne, to nie można postepować ciągle wbrew sobie, żeby jeden był zadowlony caly czas, a drugi wcale ...
I w 100% podtrzymuję, że teściowej nie powinno interesować, dokąd wychodzę, jak planuję urządzić swoją sypialnię, gdzie byłam jak dłużej nie wróciłam z pracy, ani w jakiej chodzę bieliźnie ...
46 2011-12-05 22:27:04 Ostatnio edytowany przez Bubuś (2011-12-05 22:32:08)
Popieram koleżankę. Jestem przekonana, że jakby to były zdrowe relacje to czlowiek sam by poszedł pogadać o tym czy tamtym, a takie wrzucanie pieciu groszy do kazdej sprawy jest bardzo denerwujące. Wiem po swoim przykładzie, że ja chętnie bym poszła do teściowej i pogadała gdyby ta rozmowa nie polegała na sprawozdaniu z całego dnia. W wolne dni na dzień dobry słyszymy"jak się spało" a po powrocie z pracy "i jak, zleciało?" i tak codziennie...i co ja jej mam mówić, że kochalismy sie z mezem przez pol nocy i się nie wyspalam, czy że w pracy szef sie na mnie krzywo popatrzył?
ochh potraktuje w dniu dzisiejszym ten temat jako wylanie żalów, bo czasem trzeba ....
Troche mi z tego powodu smutno, ale nie potrafię zdobyć szacunku dla mojej teściowej ... niestety w żadnej mierze nie jest ona dla mnie autorytetem .... problem tkwi w zasadzie we wszystkim... Tak gospodoraruje pieniędzmi, że w zasadzie zawsze ich nie ma i liczy na nas, jej gotowanie to jakaś enigma, kiedy tylko mogę to gotuję sama bo po prostu mam dość - wiecznie przypalone, przesolone, tłuste jak cholera - i fochy kiedy czegoś sie nie zje .... ciągle powraca cholerny temat prania i tego, że mamusia nie potrafi zrozumieć, że swoje pranie chciałabym robić sama. I niech mi nikt nie mówi, żebym z nią porozmawiała - próbowałam bardzo wiele razy, a czasami odnoszę wrazenie, że ona robi to złośliwie i w duchu ma z tego wielką satysfakcję. Kiedy wychodzimy do moich rodziców, albo strzela focha, albo udaje, że płacze pod nosem...
W niedzielę byliśmy u naszych chrześniaków z prezentami mikołajowymi - sa to jej wnuki - teściowa oczywiście z tak zwana gołą ręką, bo jest przed dziesiątym i ona nie ma pieniędzy - przyczepiła sie do nas i naszych prezentow - jakie to żalosne ... oczywiście ma swoje pieniądze, a nawet po listopadowej wypłacie jej mówiłam, że będę zamawiać na allegro prezenty, że jak coś chce to mogę zamówić. Orzekła że wyskoczy na targowicę i coś kupi. Tak się skończyło, że do własnych wnuków pojechała bez niczego. Tak samo zresztą było, jak moja chrześnica się urodziła. Miała to nieszczęście urodzic się przed dziesiątym, więc teściowa pojechała do pierwszej wnuczki również bez niczego. Może nie jest to takie straszne, ale mnie by było przykro, gdyby moja matka nic nie miała dla mojej pierwszej córki, wiedząc od kilku co najmniej miesięcy, że może się jej spodziewać.
Tak samo zresztą było z naszym weselem - od 2 lat wiedziała, oczywiście bez grosza przy duszy bo ona nie ma - ale tym lepiej, mniej jej zawdzięczam...
Tak patrząc z boku na to uważam, że powinna się cieszyć, że z nią zamieszkaliśmy, bo tak to nawet nie miałaby sobie za co kupić opału - bo oczywiście opał na całą zimę (jakieś 2500 zł) pokryliśmy my ...
Nie oczekuję rad a już najmniej takich żebym się wyprowadzila. Bubuś zauważyla słuszną sprawę, że w wypadku jedynaków (w moim przypadku tak jakby bo mąż ma siostre mieszkającą 50 km od nas) nie jest to sprawa ani prosta ani oczywista.
Noo już mi troche lepiej
Tylko żeby się tu obozy teściowa kontra synowa nie utworzyły ;p Być może synowe to faktycznie takie młode siksy co niby na zyciu sie nie znaja a robią z siebie alfy i omegi, być może faktycznie tesciowe chca dobrze i dlatego sa takie, a nie inne, być może dzieli nas róznica pokoleń(czasem nawet i dwóch) ale czy to wszystko ma znaczyć, ze pod jednym dachem nie da się spokojnie żyć? ;( W moim przypadku nie ma kłótni(wychowanie mi nie pozwala na podniesienie głosu na teściową choć czasem by sie jej nalezało) ale jest ciagłe przeciąganie racji na swoją stronę i to bardzo nuży. Dobrze, że remont się juz kończy przynajmniej nie będę jej miala na jednym piętrze cały czas:p
Dziewczyny, pod jednym dachem ciężko, pod innymi dachami też!
Moja SYNOWA ma nieustające pretensje, ze jej pod swój dach nie przyjęłam. Mimo, że tłumaczyłam obojgu jak krowie na granicy, że to będzie źle dla obu rodzin, że obie będziemy się źle czuły, bo w domu nie ma oddzielnego piętra i nie da się drzwi za soba zamknąć, ze jest jedna kuchnia, że będziemy sobie wchodzić w drogę i złościć się o to. Zamieszkali oddzielnie, ale raz na jakis czas odżywa ta pretensja i synowa chodzi wtedy jak prokurator z IPN lustrując każdy mój gest, każde słowo i kazde spojrzenie pod kątem znalezienia dowodów mojej niechęci DO NIEJ. Nie przyjmuje tłumaczeń, interpretuje je po swojemu, że to JEJ nie chcieliśmy! Mnie już ręce opadają i powiem Wam, że zaczynam się irytować i ledwie się powstrzymuję, żeby jej nie krzyknąć w twarz "ODCZEP SIE ODE MNIE BABO!"
Właśnie ode mnie wyszli i muszę odreagować, bo znowu wysłuchałam zawoalowanych pretensji pod moim adresem i napatrzyłam na fochy. Naburmuszona, złośliwa, pokrzywdzona. Naopowiadała mi jak to dobrze ma jej przyjaciólka,"... bo z tesciami mieszka za darmochę, nie płaci za opał, ani za prąd i jeszcze teściowa dla wszystkich gotuje i opiera. Ale to DOBRA kobieta, dba o swoje dzieci, nie tak jak niektórzy...." Ci niektórzy to oczywiście ja. Nie dokończyła zdania, ale aluzja czytelna i nie po raz pierwszy ją usłyszałam.
Wiekszość tutaj narzeka na mieszkanie z tesciami, a mnie się trafiła synowa, która weszłaby w paszczę lwa, byleby tylko za prąd nie płacić.
Nie mieszka ze mną, ja się nie wtrącam i nie komenderuję a i tak z ZAŁOŻENIA jestem niedobra. Bo tesciowa MUSI być niedobra!
Staram się sobie tlumaczyć, że młoda, życia nie zna itp., ale coraz mi z tym trudniej. Przeciez to dla mnie tez jest obca osoba (tak jak ja dla niej), z którą muszę ułożyć sobie relacje, a ona tego nie ułatwia swoimi fochami. Dokąd mam udawać, że do mnie nie dociera? Obłaskawiać i udawać głupią, gdy mi prawi impertynencje? A tak robię, bo to żona syna, matka wnuka, bo mam być starsza i mądrzejsza i pełna zrozumienia?
Dziś jestem wsciekła!!!!!! I chyba nieuchronnie zbliża się dzień, gdy powiem DOŚĆ! I dopiero wtedy bedzie ryk i obraza.
50 2011-12-09 16:38:16 Ostatnio edytowany przez Dakota35 (2011-12-09 16:48:41)
..
Nie oczekuję rad
a już najmniej takich żebym się wyprowadzila. Bubuś zauważyla słuszną sprawę, że w wypadku jedynaków (w moim przypadku tak jakby bo mąż ma siostre mieszkającą 50 km od nas) nie jest to sprawa ani prosta ani oczywista.
Noo już mi troche lepiej
A tego to szczerze mówiąc nie rozumiem, czy dorosłe dzieci mają obowiązek mieszkać z mamą? bo tak to zabrzmiało. Moja mama jest wdową i mieszka sama, ludzie mają dzieci, które wyemigrowały do innych krajów i też sobie radzą, dlaczego Wy nie możecie zamieszkać osobno?
A, i jestem samotną matką i zakładam, że dzieci jak dorosną to zamieszkają osobno, nie urodziłam ich po to, żeby nie być samotna.
Moja mama też jest normalna wiec nie robila scen jak się z domu wyprowadzałam, za to teściowa przeżywa nawet naszą przeprowadzkę piętro niżej... nie chcę byc niemiła ale wg mnie to coś nie tak z jej psychiką A na dodatek nie jest samotną kobietą, ma przecież teścia:(
Noooo Kriss jestem pełna podziwu !
Twoje podejście jest tak zdrowe, że aż niewykonalne.
Niestety, jak się ma dwadzieścia / parę lat to nie potrafi się szczerze i otwarcie zwracać uwagę teściowej na jej nietaktowne zachowanie, jej rady , które przestają być radami tylko wymuszaniem określonego zachowania , ciągłą krytykę itd. Nie ma się takiej śmiałości żeby starszej osobie zwracać uwagę a nie chcesz konfliktów z matką i rodziną własnego nowopoślubionego mężusia. Więc to nie takie proste.
Ja mam taką teściową jak autorka wątku. Bardzo ją teraz lubię, jest szczera i pomocna - ale to prosta kobieta i niestety, jak dzieci były małe to musiałam zastosować metodę "ochłodzenia " stosunków, zminimalizowania kontaktów -po prostu przestałam ją odwiedzać przepraszając, że jestem zajęta. POMOGŁO - chyba dlatego, że mąż też coraz rzadziej przychodził bo wolał zostać ze mną w domu. A jeśli już szedł to tylko na chwilę i zaraz wracał. Nie miała moja teściowa fizycznej możliwości "wychowywania mnie" i uczenia jak się wychowuje dzieci.
Dzisiaj jestem najlepszą synową i bardzo mnie szanuje - zresztą ja ją też - wiele mnie nauczyła...ale dlatego że ja tego chciałam.
Żyworódka nie irytuje się. Każdy ma swój punkt widzenia i ma do tego prawo. Ja na przykład uważam, że niektórzy mężczyźni wyglądają bosko z kilkudniowym zarostem, mają taki typ urody że wyglądają sexownie i męsko a nie niechlujnie. Ale to moje subiektywne zdanie.
pozdrawiam
Tylko żeby się tu obozy teściowa kontra synowa nie utworzyły ;p Być może synowe to faktycznie takie młode siksy co niby na zyciu sie nie znaja a robią z siebie alfy i omegi, być może faktycznie tesciowe chca dobrze i dlatego sa takie, a nie inne, być może dzieli nas róznica pokoleń(czasem nawet i dwóch) ale czy to wszystko ma znaczyć, ze pod jednym dachem nie da się spokojnie żyć? ;( W moim przypadku nie ma kłótni(wychowanie mi nie pozwala na podniesienie głosu na teściową choć czasem by sie jej nalezało) ale jest ciagłe przeciąganie racji na swoją stronę i to bardzo nuży. Dobrze, że remont się juz kończy przynajmniej nie będę jej miala na jednym piętrze cały czas:p
Mój tato zawsze powtarza : Stara i Młoda nigdy się nie dogadają pod jednym dachem. A Stara często za młodu była jeszcze gorsza niż młoda jest teraz.
Może młode synowe to i siksy ale mają czas żeby powoli wszystkiego się uczyć - to teściowe jako starsze i mądrzejsze powinny tak się zachowywać, żeby żona swojego syna dobrze poczuła się w swojej NOWEJ rodzinie ze swoimi NOWYMI rodzicami.
Mój tata zaraz przed moją wyprowadzką powiedział "Pamiętaj córcia koza nie sarna, synowa to nie córka", wtedy mnie to rozbawiło i powiedziałam mu żeby nie przesadzał bo będzie dobrze...i na ile nie znoszę przyznawać mojemu tacie racji to cholerka miał racje Ja mam mocny charakter i wytrzymam moja teściową, boje się jednak o meża bo wiecie jak jest, ja niby mu nie nudzę za czesto, teściowa o mnie też nic nie mówi ale czuć napięcie w powietrzu
Tak gospodoraruje pieniędzmi, że w zasadzie zawsze ich nie ma i liczy na nas,
To jak Twoja teściowa, dorosła kobieta, gospodaruje pieniędzmi nie powinno Cię w ogóle obchodzić. Jeżeli mając pieniądze żeruje na Was to tylko Wasza wina jeżeli się dajecie.
jej gotowanie to jakaś enigma, kiedy tylko mogę to gotuję sama bo po prostu mam dość - wiecznie przypalone, przesolone, tłuste jak cholera - i fochy kiedy czegoś sie nie zje
A, przepraszam, teściowa to kucharka Twoja na etacie, która nie wywiązuje się ze swoich obowiązków?! Skoro jesteś już żoną i jesteś dorosła to zaginamy rękawy i bierzemy się za gotowanie.
ciągle powraca cholerny temat prania i tego, że mamusia nie potrafi zrozumieć, że swoje pranie chciałabym robić sama.
Rozwiązanie jest tak proste, że aż dziwię się, że sama na to nie wpadłaś... aż wstyd. Kupujesz WŁASNY kosz na pranie, trzymasz go w SWOIM pokoju i pierzesz tak jak Ci się podoba i jak Ci jest wygodnie. Wtedy teściowa nie będzie Ci prania robiła...
Co do prezentów i podpisywania się teściowej pod nimi. Tak szczerze mówiąc, aż tak Cię to boli? Jak teściowa nie może się zorganizować i kupić sama prezentu, albo zwyczajnie zapomni to zrobić na czas no to dzieje się jakaś wieeeeelka krzywda, że powie, że ten prezent od Was to też od niej? Poza tym skoro już wiesz jak teściowa robi to idziesz do niej, mówisz, że kupujecie prezent niech się też dołoży będzie od Was wszystkich. Jak się wykręci, że nie ma pieniędzy to powiedz ok, zaraz po wypłacie sobie od niej odbierzesz. Proste.
Czasem wydaje mi się, że to synowe bardziej sobie komplikują życie niż teściowe im...
Bardolka, no musicie się jakoś dogadać
Najmniej rozumiem Twoje fochy na temat kuchni teściowej. Odwracając sytuację niektóre teściowe czasem krytykują kuchnię synowych. Miłe? Nie.
Dlatego, jeżeli nie lubisz jej kuchni, to ugotuj sama. Mieszkacie z nią i w pewnych kwestiach musicie się dogadać. Poza tym, nie będziecie mieszkali z nią chyba wiecznie.
Ona tak gotuje i już. Nie rozumiem tych przytyków, na pewno się stara.
TEO nie bądź śmieszna ! Dziewczyna ma 24 lata i jak ma teściowej powiedzieć, żeby sie jakoś ogarnęła i odczepiła od nich z tymi prezentami ? Obchodzi ją jak teściowa gospodaruje pieniędzmi bo teściowa żeruje na młodych.
Nie zajmujemy się cudzymi sprawami i cudzymi pieniędzmi do czasu kiedy nas samych sprawy nie dotyczą - to chyba logiczne.
Z praniem masz rację - idealne rozwiązanie - kupić kosz i prać swoje rzeczy.
Teściowa nie kucharka - ale przeświadczona o świetnym gotowaniu serwuje posiłki czy ktoś chce czy nie. Synowa jej nie powie - też bym nie powiedziała - że są tłuste i przesolone i woli sama gotować - najlepiej gdyby to delikatnie powiedział mąż - ale na to nie ma co liczyć.
Niestety, też byłam wychowana tak, że niezależnie od wszystkiego trzeba dać szacunek i nie wszystko można powiedzieć. I tu właśnie jest ból młodych mężatek. Trzeba im tylko współczuć.
Lepiej samemu ugotować, bo włąsnie jeszcze się obrazi i wtedy będzie piekło .
No i jeden gotuje tak, inny tak. Nie ma co nikomu narzucać.
TEO nie bądź śmieszna ! Dziewczyna ma 24 lata i jak ma teściowej powiedzieć, żeby sie jakoś ogarnęła i odczepiła od nich z tymi prezentami ? Obchodzi ją jak teściowa gospodaruje pieniędzmi bo teściowa żeruje na młodych.
Nie zajmujemy się cudzymi sprawami i cudzymi pieniędzmi do czasu kiedy nas samych sprawy nie dotyczą - to chyba logiczne.
Z praniem masz rację - idealne rozwiązanie - kupić kosz i prać swoje rzeczy.
Teściowa nie kucharka - ale przeświadczona o świetnym gotowaniu serwuje posiłki czy ktoś chce czy nie. Synowa jej nie powie - też bym nie powiedziała - że są tłuste i przesolone i woli sama gotować - najlepiej gdyby to delikatnie powiedział mąż - ale na to nie ma co liczyć.
Niestety, też byłam wychowana tak, że niezależnie od wszystkiego trzeba dać szacunek i nie wszystko można powiedzieć. I tu właśnie jest ból młodych mężatek. Trzeba im tylko współczuć.
A przepraszam, to dziewczyna była na tyle świadoma, dorosła i dojrzała, żeby wstąpić w związek małżeński, a nie jest dojrzała na tyle, żeby grzecznie, ale stanowczo postawić granice? Oczywiście, że jak teściowej wydatki wpływają na młodych to nie jest dobrze, ale chyba młodzi mają własny rozum i nie powinni sobie dać wejść na głowę? Czy jednak nie? To nadal dzieci, które tylko bawią się w dom? A co do gotowania, to teściowa nad nią z toporem i każe jej jeść to co ona ugotuje bo inaczej co? No nie przesadzaj.
ALBO człowiek jest dorosły i umie lawirować i żyć w tym dorosłym życiu z innymi ludźmi, albo nie podejmuje się takiego życia w ogóle. Skoro zdecydowali się mieszkać z teściową to niech się z nią teraz dogadują. Jakby na to nie patrzeć to ona jest u SIEBIE. A jak nie pasuje to pora się wyprowadzić.
60 2011-12-14 02:45:21 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2011-12-14 03:23:02)
Witam.
Nie oczekuję rad :) a już najmniej takich żebym się wyprowadzila.
Takiej rady, aby nie mieszkać z teściową, to sobie jeszcze przed ślubem udzielałaś sama i innym synowym/przyszłym synowym też. Czytałaś/wypowiadałaś się w innych wątkach o licznych zatargach, nieporozumieniach z udziałem teściowa - synowa, które powstają w wyniku wspólnego zamieszkiwania, a mimo to świadomie weszłaś w ten układ. Zatem "cierp ciało jak żeś chciało".
Piszesz, że nawet chcieliście coś wynająć, ale teściowa "płakała" i zdecydowaliście się zamieszkać z nią, czyli dla jej dobra. W sumie bardzo łatwo dałaś się przekonać! Teraz teściowa płacze, gdy wychodzicie z domu, w goście, ale teraz nie wzbudza to w Tobie współczucia tylko zniecierpliwienie i krytykę. A przecież jest to ta sama osoba, która w określony dla siebie sposób (płacz) reaguje na życiowe zdarzenia ją dotyczące, w jej odczuciu przykre. Oczywiście, że nie możecie z takiego powodu ograniczać swoich wyjść, kontaktów z innymi ludźmi, ale czemu teraz, aż tak bardzo razi Cię jej reakcja na pozostawanie samej w domu.
Bubuś zauważyla słuszną sprawę, że w wypadku jedynaków (w moim przypadku tak jakby bo mąż ma siostre mieszkającą 50 km od nas) nie jest to sprawa ani prosta ani oczywista.
Po pierwsze, to nie naginaj pod siebie oczywistych faktów, bo Twój mąż nie jest jedynakiem. Po drugie, dojazd siostry do matki jest to pół godziny jazdy samochodem. Zatem, gdybyście z nią nie zamieszkali, to z pewnością kontakt córki z matką byłby częstszy.
żyworódka (...)Ja wiem że w twojej wizji najlepiej byłoby żeby synowa wykazała maximum spolegliwości i przyjmnowała wszystko, czym ją łaskawa teściowa uraczy. Ale wybacz, ja nie po to mam dwadzieścia parę lat, kochanego męża, który jest dla mnie niesamowity, żeby układać swoje życie pod całkowite dyktando, w sumie obcej mi osoby. Trzeba się dogadać, ale jeżeli są sytuacje skrajne, to nie można postepować ciągle wbrew sobie, żeby jeden był zadowlony caly czas, a drugi wcale ...
Teściowa jest osobą żywotną i fizycznie sprawną, pierze, gotuje, czyli nie wymaga jakiejś stałej opieki z Waszej strony, a wręcz chce Wam pomagać.
Ty tej pomocy nie oczekujesz, wręcz nie chcesz. I słusznie. Tylko z Twojej strony, to takie czcze gadanie tu na forum. Ja nie mam wizji o "spolegliwej synowej", ale to Ty taką się tutaj przedstawiasz.
Teo podsunęła Ci proste rozwiązanie - uprzedziła mnie, bo czytając wcześniej Twoją wypowiedź miałam podać też takie rozwiązanie dot. problemu prania Waszych rzeczy przez teściową. Bardzo proste (śmiesznie proste) i z pewnością skuteczne - zakup kosza na bieliznę i wstawienie go do Waszego pokoju.
Wspólne zamieszkiwanie, nie jest równoznaczne z prowadzeniem wspólnego gospodarstwa domowego (gotowania).
Chcesz prowadzić własną kuchnię, to ileż to roboty...gotujesz to, na co macie z mężem ochotę i co Wam smakuje. Skoro teściowa serwuje potrawy tłuste i słone, to naprawdę nie rozumiem, dlaczego się tak katujesz i jesz te posiłki.
Myślę, że z wygody, bo gotowanie wymaga czasu i pracy, a tak masz gotowe.
Pewnie byś nawet teściową chwaliła, że tak Cię wyręcza, tylko, że ona nie chce przestawić się ze swoimi upodobaniami kulinarnymi pod Twoje. Zatem zakładaj fartuszek i do roboty (czytaj: do gotowania), a kolejny problem z teściową będziesz miała z głowy.
Bardolka napisał/a:Tak gospodoraruje pieniędzmi, że w zasadzie zawsze ich nie ma i liczy na nas,
To jak Twoja teściowa, dorosła kobieta, gospodaruje pieniędzmi nie powinno Cię w ogóle obchodzić. Jeżeli mając pieniądze żeruje na Was to tylko Wasza wina jeżeli się dajecie.
Też tak uważam.
A poza tym naszła mnie taka refleksja...skoro teściowa jest taka niegospodarna w Twojej ocenie, to skąd ten dom...
nie potrafię zdobyć szacunku dla mojej teściowej ... niestety w żadnej mierze nie jest ona dla mnie autorytetem
A to aż bije z Twoich wypowiedzi. Jesteś Bardolka bardzo negatywnie nastawiona do matki swojego męża, którego baaardzo kochasz, a przecież ONA go urodziła i wychowała (dla Ciebie!). Mimo to, z domu nie zamierzasz się wyprowadzać, z JEJ DOMU - dorobku jej życia.
Ta kobieta jest godna szacunku swoich dzieci i ich małżonków!
Zastanawiam się, czy mąż wie o tym, jak nisko oceniasz jego matkę, jaka jesteś w stosunku do niej krytyczna, wręcz lekceważysz ją.
I w 100% podtrzymuję, że teściowej nie powinno interesować, dokąd wychodzę, jak planuję urządzić swoją sypialnię, gdzie byłam jak dłużej nie wróciłam z pracy, ani w jakiej chodzę bieliźnie
Teściowa nie robi Ci żadnej wymiernej krzywdy - nie wyzywa, nie buntuje syna i rodziny p-ko Tobie. Jest trochę za bardzo nadgorliwa, jej zainteresowanie Twoimi sprawami uważasz za wścibstwo, a przecież są to normalne rozmowy jakie się prowadzi w rodzinie.
Tylko, że Ty z tej rodziny wyłączasz matkę swojego męża - teściową, co nie przeszkadza Ci korzystać z dorobku jej życia.
Bo to ona jest PANIĄ na WŁOŚCIACH, a Ty się tylko wżeniłaś.
61 2011-12-15 16:18:08 Ostatnio edytowany przez Kriss (2011-12-15 16:21:11)
Dzieci nie rodzi się ani dla siebie ani dla kogoś. Z racji urodzenia dziecka nie należy się żaden szacunek.
Na szacunek trzeba sobie zapracować/zasłużyć, nie da się go wymusić z racji bycia teściową czy rodzicem.
Sformułowanie że matka urodziła męża dla Bardolki jest co najmniej dziwne. Dzieci się rodzi dla świata. Dla nich samych, a szacunek nie należy się z automatu nikomu.
Nie wyobrażam sobie sytuacji wymuszania na moich dzieciach szacunku dla mnie bo wyszły mi z macicy.
Grzebanie w cudzej bieliźnie nie jest nadgorliwe. To chore. Co za problem spełnić prośbę synowej - "proszę nie pierz moich brudnych gaci"? Fetyszyzmem mi to jedzie a nie "nadgorliwością".
Ale w jednym Bardolka podtrzymuję swoje zdanie bodaj sprzed roku: "tylko wyprowadzka". Inaczej przestaniesz mieć orgazmy.
62 2011-12-16 15:24:02 Ostatnio edytowany przez REA_lna (2011-12-16 15:26:55)
A przepraszam, to dziewczyna była na tyle świadoma, dorosła i dojrzała, żeby wstąpić w związek małżeński, a nie jest dojrzała na tyle, żeby grzecznie, ale stanowczo postawić granice? Oczywiście, że jak teściowej wydatki wpływają na młodych to nie jest dobrze, ale chyba młodzi mają własny rozum i nie powinni sobie dać wejść na głowę? Czy jednak nie? To nadal dzieci, które tylko bawią się w dom? A co do gotowania, to teściowa nad nią z toporem i każe jej jeść to co ona ugotuje bo inaczej co? No nie przesadzaj.
ALBO człowiek jest dorosły i umie lawirować i żyć w tym dorosłym życiu z innymi ludźmi, albo nie podejmuje się takiego życia w ogóle. Skoro zdecydowali się mieszkać z teściową to niech się z nią teraz dogadują. Jakby na to nie patrzeć to ona jest u SIEBIE. A jak nie pasuje to pora się wyprowadzić.
To o czym piszesz nazywa się asertywność - stanowcze stawianie granic i umiejętność mówienia stanowczego "nie"- ta umiejętność nie jest wrodzona tylko nabyta, człowiek się jej uczy. I na pewno nie posiada się jej jak się ma dwadzieścia kilka lat, wchodzi do obcego domu i musi się przystosować do nowych warunków.Wychowanie w szacunku do starszych ( jak Kriss powiedziała - tylko dlatego że się wyszło z macicy, albo dlatego że ktoś ma siwy włos) też ma wpływ na to, że tak ciężko przez te pierwsze lata egzekwować swoje prawa.
A już stwierdzenie , że jak się nie umie "lawirować" - to zabawa w dom i trzeba było nie podejmować się takiego życia - jest na prawdę co najmniej dziwna !
Nie chce genarlizować mówiąc, że kto nie mieszkał z teściową ten moze sobie tylko innym dobrze radzić jak żyć ale po większej części tak jest:) Mi tez się wydawało, że będzie super, będziemy na osobnej kuchni, będziemy się miło usmiechać i rozmawiać przy kawie po obiedzie, a ewentualne problemy bedzie sie rozwiązywać asertywnymi zachowaniami. Po 10 miesiącach wspólnego mieszkania wiem, że ani nie jest super, ani osobna kuchnia nie rozwiąże problemów, ani nikt sie nie uśmiecha, ani o kawie nie ma mowy, a znaczenia słowa "asertywność" to akurat moja teściowa nie zna ;p Nie chcę urażać w żaden sposob Pań udzielających rad(tymbardziej, że mają większt staż) ale rada typu "wyprowadźcie się " nie jest żadną radą bo to tak jakby powiedzieć grubasowi nie jedz a schudniesz Bo wg. mnie to nie wspolne mieszkanie jest problemem, ale dziwne- chore bądź co bądź- podejście rodziców, że młodzi powinni być wdzięczni, że mogą zamieszkać z nimi i o nic sę nie muszą martwić. Na zasadzie Bo my wam dom/ mieszkanie zapiszemy a wy się nami zajmiecie(czyt. bedziecie żyć wg naszych zasad bo przecież nasz dom). Jak czasem zdarzy mi sie ponarzekać na mieszkanie z teściami to zawsze słyszę, że nie mam co narzekać, bo nie muszę splacać kredytu na mieszkanie tak jak inni młodzi, a jak mi nie pasuje, to moge się przeciez wyprowadzić, tylko czy ucieczka przed problemem jest jego rozwiazaniem?
64 2011-12-16 19:29:38 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2011-12-16 19:33:03)
Witam.
Dla mnie, to właśnie myślenie/podejrzewanie teściowej Bardolki o fetysz jest chore. To takie wybujałe i "robaczywe? myśli ? węszenie i przypisywanie podtekstu tam, gdzie sprawa jest prosta. Z pewnością prała dotychczas synowi, więc automatem teraz i synowej, bo poczuwa się do takiego obowiązku, który sobie sama narzuca i również gwoli oszczędności ? trudno wyczuć co bardziej u niej przeważa. Bardolka jasno określiła, że teściowa nie reaguje na zwracane jej wielokrotnie uwagi, aby zaprzestała prać ich rzeczy, dlatego Tea i ja wskazałyśmy jej proste rozwiązanie problemu skoro "łopatologia? nie odnosi skutku. Jej sprawa, czy z porady skorzysta, czy też pozostanie to, jej ulubionym tematem narzekań na teściową.
Dla mnie dziecko nie jest "produktem? wychodzącym z macicy, pomimo, że technicznie tak to można określić ? ja dzieci rodziłam. Dzieci to nie ciasto (gotowy produkt), które po upieczeniu wyciągam z piekarnika i konsumuję, to żywa istota, którą przez lata opiekowałam się i wychowywałam najlepiej jak umiałam, stąd uważam, że szacunek jest mi od dziecka należny. Nie rozpatrujemy tutaj występujących zachowań patologii w rodzinie, bo w przypadku teściowej Bardolki nie stwierdzam tego - zatem jest osobą w pełni godną szacunku. Wnioskuję, że jest ona prostą kobietą, która zwyczajnie nie umie się znaleźć w relacjach z drugą kobietą ? żoną syna.
Zachodząc w ciążę, nigdy nie myślałam w kategoriach, że będzie to z pożytkiem dla ogółu, tylko dla siebie/dla nas/dla rodziny. To jak najbardziej normalne myślenie, bo to było we mnie i moje ? to oczekiwanie, ten ból porodu i ta radość z narodzin dziecka.
Dzieci rodzi się dla świata..., a każde stanowi odrębną jednostkę osobową, ale to później się o tym przekonujemy. Uściślając, jedni wcześniej nabywają tę świadomość inni znacznie później, a zdarzają się rodzice, którzy tego faktu nigdy nie chcą przyjąć do wiadomości, ani się z tym pogodzić. Prawdopodobnie tego typu osobą jest teściowa Bardolki, która nadal pragnie bardzo czynnie uczestniczyć w życiu syna, a i synowej, nie traktuje ich jako odrębną nową rodzinę, tym bardziej, że sprzyja temu wspólne ich zamieszkiwanie.
Skoro dzieci rodzi się dla świata, a w tym świecie jej syn spotkał Bardolkę, pokochał i związał się z nią węzłem małżeńskim, to można przyjąć, że właśnie dla NIEJ, a nie dla innej matka go urodziła i został godnie przez nią wychowany. Czy moje rozumowanie jest dziwne? Tak samo dziwne, jak "dziwny jest ten świat?, o którym śpiewał Czesław Niemen. I na pewno moje, a nie książkowe wpisy.
Bardolka dostrzega skutki dobrego wychowania męża, jest on zarówno dobrym synem dla matki jak i kochającym ją mężem. Obie kobiety nie mają do niego zastrzeżeń, bo darzy je miłością oraz szacunkiem i nie jest to z jego strony wymuszone zachowanie, tylko wypływające z głębi jego serca uczucie - matce za trud poniesiony w jego wychowanie i obecnej towarzyszce życia, matce ich przyszłych dzieci.
Niestety nie można tego powiedzieć o jego żonie, która lekceważy jego matkę, pogardliwie się o niej wyraża i nie okazuje jej należnego szacunku, jako osobie starszej i teściowej. Bardolka nie podała żadnych konkretnych przykładów, które wskazywałyby, że ten szacunek jej się nie należy, bo w jej oczach utraciła go poprzez rażące i nieodpowiednie zachowania.
Te przykłady o praniu, gotowaniu itd. wręcz dobitnie świadczą, również o jej synowej braku umiejętności radzenia sobie w kontaktach międzyludzkich na płaszczyźnie życia rodzinnego.
W zasadzie Bardolka powinna czuć się bardzo szczęśliwą osobą, bo wyszła za mąż za kochanego mężczyznę, nie zaznała trudu dorabiania się w małżeństwie od przysłowiowej "łyżki?, mieszkają w domu teściowej...jest tylko jedno ale, że to szczęście zakłóca jej obecność teściowej, u której drażni ją dokładnie w s z y s t k o ? nawet zwykłe, poranne, zdawkowe zapytanie ?jak się spało?, czy o pracy... itp. czyli próby nawiązania rozmowy.
Przypomina mi to bajkę o "Królewnie śpiącej na ziarenku grochu? (może nie dokładny to jest tytuł), które ją uwierało nawet przez sterty pierzyn.
Bardolka wybacz, że się tak rozpisałam w Twoim temacie, ale te moje przykłady/refleksje dotyczą również Bubuś i innych synowych/przyszłych synowych o dokładnie takich samych relacjach z teściowymi/ przyszłymi teściowymi, jakie Ty reprezentujesz. Po prostu padło na Ciebie.
Pozdrawiam.
65 2011-12-17 12:04:32 Ostatnio edytowany przez Kriss (2011-12-17 12:45:54)
Absolutnie się nie zgadzam z podejściem iż jak z automatu pierze się synowi, to z automatu pierze się jego żonie. I że jest to zwykła nadgorliwość i generalnie to należy być wdzięcznym. Znowu sprawa rozbija się o dobre maniery i wychowanie. Bo jeśli ja daję do zrozumienia, ba!, wyraźnie proszę kogoś - w tym wypadku jest to matka męża, aby nie prał moich rzeczy, bo czuję się niezręcznie, niepotrzebnie ta osoba ma dodatkową pracę, no po prostu NIE, to absolutnie jest dla mnie niepojęte że z uporem maniaka moje gacie nadal są prane przez tę osobę.
I fetyszyzm nie jest żadnym robaczywym myśleniem. Już o pomstę do nieba wołałby dla mnie fakt, że matka pierze dorosłemu synowi, a co dopiero jego równie dorosłej i osobistej żonie. Jest to patologiczne stwarzanie sytuacji gdzie teściowa Bardolki (sorry Laska, ale Twoja teściowa podeszła teraz pod magiel ) na siłę chce być potrzebna. Na siłę chce uczestniczyć w życiu młodych ludzi i w jego sferach, które dla niej są albo powinny być - niedostępne. Ona sama jako kobieta w latach powinna o tym wiedzieć. Ja mam wrażenie że wogóle większość matek najchętniej ubrałaby tym starym koniom pampersy i przystawiła na siłę do cycka.
Idąc zaś dalej torem oszczędności - przypomniały mi się czasy chłopstwa żyjącego w czworakach w jednej izbie. W ramach oszczędności na ogrzewaniu można spać w jednym łóżku i jedno pomieszczenie ogrzewać.
Dlaczego separacja matki od syna jest takim aż wyrzeczeniem? Jestem dogłębnie przekonana, że gdyby ta matka miała własne udane życie uczuciowe, seksualne (a tak!) i zawodowe - pranie synowej nie byłoby taką traumą dla wszystkich. Mało tego - często występuje sytuacja, kiedy matka syna mając już swoje lata - pragnienie dawania uczuć, troski i atencji - przelewa z męża na syna. Ponieważ teść siedzi popierdując w fotelu nad gazetką, uczucia miedzy nimi albo wygasły, albo weszły na poziom pt. "lodowate przyzwyczajenie", odzywają się do siebie burkliwie, oprócz dachu nad głową, wspomnień, rachunków i wnuków - nic ich właściwie nie łączy, kobieta=teściowa, w której drzemią całe pokłady chęci do dawania uczuć - kieruje ten wodospad na syna. I to nie jest zdrowa sytuacja. Prowadzi bowiem do oblepienia mackami, uzależniania emocjonalnego i notorycznego wzbudzania winy pt.: bo ja dla Ciebie tyle, nosiłam pod sercem, rodziłam 83 godziny w bólach, karmiłam piersią do wieku szkolnego, prasowałam, prałam, pod nos podtykałam, a Ty mi teraz takie kwiatki. Stąd ta frustracja nad niedoprasowanym kołnierzykiem, stringami synowej i zbój wie jaką jeszcze przeważną sprawą, która teściowej tak naprawdę już NIE DOTYCZY.
Oczywiście najprostszym rozwiązaniem, i zarazem najzdrowszym, jest wyprowadzka. Tylko nie jestem pewna czy wszyscy śledzą losy Bardolki i jej męża - chyba od zeszłego roku. Z tego co pamiętam (Bardolka popraw mnie jeśli się mylę) - to właśnie Bardolka namawia od samego początku męża (a wcześniej jeszcze narzeczonego) do wyprowadzki z jego rodzinnego domu świetnie zdając sobie sprawę z toksyny jaką powoduje mieszkanie "na kupie". A on absolutnie idzie w zaparte, argumenty nie trafiają i sprawa ciągnie się jak smarki Kaczyńskiego na zimowych demonstracjach. Bardolka próbuje iść z mężem na daleko idące kompromisy - w imię "uszanowania" jego decyzji o pozostaniu w domu rodzinnym. I teraz pytanie - czy ona sama ma się wyprowadzić i postawić sprawę na ostrzu noża (chyba już było nawet), a co za tym idzie postawić na ostrzu noża małżeństwo? Czy teściowa, która ma wyraźne kuku na móniu, nie wykorzysta tej sytuacji do dodatkowego mącenia w młodym małżeństwie? To są bardzo ważne kwestie.
I w końcu czy ta teściowa, która tak rozpaczliwie chce uczestniczyć w każdej sferze życia młodego małżeństwa, że posuwa się do odzierania ich z intymności gmerając w bieliźnie, będzie w stanie pomóc czy zaszkodzić?
Oczywiście mąż Bardolki jest wydawałoby się w najgorszej sytuacji - postawiony (w sumie na własne życzenie) między dwiema kobietami, które go kochają. Dorosły, dojrzały mężczyzna w takiej sytuacji gdy zakłada rodzinę - po prostu wyprowadza się z żoną i buduje SWÓJ dom i wspólne życie. Decydując się na założenie podstawowej komórki społecznej - stawia żonę na pierwszym miejscu przed WSZYSTKIMI kobietami i mężczyznami. Tak jak żona na pierwszym miejscu stawia jego. W tej sytuacji pozostawanie we wspólnym gospodarstwie wielopokoleniowym rodzi jedynie konflikty. Tak samo jak pozwalanie na wtrącanie się w najdrobniejsze sytuacje młodego małżeństwa - nie pytanym o zdanie.
Nie wyobrażam sobie absolutnie sytuacji w której którykolwiek z moich synów (a mam ich trzech) przyprowadził do mojego domu dziewczynę w celu wspólnego zamieszkania pod moim dachem. Koszmar jakiś. I tak jak kochamy z mężem nasze dzieci, razem je rodziliśmy i razem wychowujemy - są absolutnie odrębnymi ludźmi. To że wstaję kilka razy w nocy żeby karmić najmłodszego piersią a w dzień chodzę jak zombie zajmując się pozostałą dwójką i to, że do tego ciężko pracuję zawodowo pomagając mężowi w firmie ABSOLUTNIE NIE UPOWAŻNIA MNIE DO UKLADANIA ŻYCIA MOIM DZIECIOM. Owszem zapewniam im to, co najlepsze - w moim mniemaniu, spokojne wychowanie, spokojną i wartościową edukację, ale to nie daje mi prawa do podejmowania decyzji na poziomie ich późniejszego życia osobistego. Oczywiście zanim osiągną pełnoletność - są sprawy, w których ja decyduję, ale idąc tropem prania - mój pięcioletni syn sam wkłada swoje brudne gacie do kosza z bielizną, a potem do pralki (którą ja włączam).
Myślę, że najwyższą formą macierzyńskiej miłości jest właśnie podarowanie wolności własnym dzieciom. Potraktowanie ich z szacunkiem dla ich wyborów nawet jeśli nie są one zgodne ze światopoglądem rodzica.
Się mi przypomniało: śledzę wątek którego meritum stanowi spędzanie Świąt młodego małżeństwa, które mieszka "na swoim". Ta boska przepychanka między mamusiami, a nawet całą rodzinną gwardią - do kogo przeciągniemy młodych? Kto ważniejszy? Nikt nie liczy się ze zdaniem ani młodej żony ani młodego męża. Obowiązuje wydzwanianie do siebie z pretensjami pomiędzy zwaśnionymi mamusiami (które są już przecież najbliższą rodziną), wciąganie do konfliktu pociotków sześć pokoleń wstecz - wszystko aby tylko postawić na swoim. Normalnie kuźwa Magia Polskich Świąt.
I ja się pytam - czy osoba zdrowa na umyśle robi coś takiego własnym dzieciom? Strach się bać normalnie. Nie dziwię się że bohaterka tamtych wydarzeń, w momencie gdy teściowa przekracza próg - ostentacyjnie opuszcza budynek. Po prostu dziewczyna unika konfliktu, z którym przychodzi teściowa. A teściowa nie może tego przeżyć. Tego że można po prostu ignorować jej zaczepki. Postawiony cel: "spieprzyć młodym pierwsze wspólne Święta. Albo będzie jak ja chcę, albo nie będzie wcale." Najważniejsze to nie popuścić.Młoda musi się ugiąć. Musi być spolegliwa. Musi okazać "szacunek".