Poniżej przedstawię przykłady kilku cudów ( choć nie wszystkich ), które miały miejsce w moim życiu. Ale zanim to zrobię, kilka słów, jak do tego doszło.
Przez 28 lat byłem normalnym praktykującym katolikiem, uczęszczałem regularnie na msze, modliłem się... a jednak czułem się nieszczęśliwy, sam i bez żadnego wsparcia. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak, a dopiero później dotarło do mnie: "Źle mnie nauczono o Bogu". Postanowiłem to zmienić. Odrzuciłem ograniczenia i fałszywe przekonania, a zacząłem poszukiwać. Gdzie jest Bóg. Jak się z Nim połączyć. Jak Go poczuć. Zainteresowałem się różnymi religiami, metodami samodoskonalenia, rozwojem duchowym. To, co było w nich wspólne, połączyłem w jedno, to, co było sprzeczne i dzielące, odrzuciłem. I tak doszedłem do prostej prawdy, wręcz banalnej o której wszyscy wiedzą, a której 99% ludzi nie wyraża w życiu. Wszystko jest Jednością. Bóg jest Jednością. Wszystkie religie, systemy i metody prowadzą w Jedno Miejsce, ku Prawdzie. Nie ma żadnych podziałów. I najważniejsze: Bóg jest w naszym wnętrzu, nie na zewnątrz. Nie można do Niego dotrzeć zewnętrznymi środkami, można Go znaleźć wyłącznie w sobie. Bardzo mi w tym pomogły medytacje. A kiedy to wszystko zrozumiałem - a trzeba to zrozumieć całym sobą, a nie tylko o tym wiedzieć - w moim życiu zaczęły dziać się cuda:
1) Miałem bardzo krzywy kręgosłup, tak że nie mogłem się nawet wyprostować i cały czas "brało" mnie na lewą stronę, tak że lewa część ciała bardziej wysuwała się do przodu. "Taka uroda" - powiedzieliby lekarze. Teraz mam całkowicie prosty kręgosłup.
2) Byłem krótkowidzem. Lekarze mówią, że wzrok może się już tylko pogarszać. Ale to nieprawda. Odłożyłem okulary... i teraz widzę doskonale.
3) Łysiałem, miałem zakola i pojawiającą się łysinę na czubku głowy. Lekarze mówią, że łysina jest nieuleczalna. Nieprawda. Włosy mi odrosły.
4) Miałem wadę wymowy. To też się zmieniło. Teraz mówię wyraźnie.
To tylko kilka przykładów, które dowodzą, że nie ma rzeczy niemożliwych. Pomogło mi nie to, że znalazłem Boga ( bo Bóg się nie ukrywa ), ale to, że uświadomiłem sobie, gdzie jest ( w naszym wnętrzu i że działa poprzez nas ).
A teraz krótko, jak to osiągnąć:
1) Nie możesz czuć się grzesznikiem i połączyć się z Bogiem. To, co święte nie połączy się z tym, co grzesznym. Zarzuciłem więc wszystko co związane jest z winą.
2) Nie połączysz się w z Bogiem, jeżeli widzisz w innym człowieku wroga. Atakując inną osobę, atakujesz Boga i tracisz świadomość Jego istnienia w sobie.
3) Nie połączysz się z Bogiem, jeżeli widzisz wokół oddzielne rzeczy i oddzielnych ludzi. Wszystko jest połączone i jest Jednością, więc jeśli nie widzisz wszystkiego jako całość, w ten sposób atakujesz Jedność i się z niej wyłączasz. Trzeba nauczyć się patrzeć na wszystko wokół nas ( martwe i żywe ), jak na Jedność.
4) Nie połączysz się z Bogiem, jeśli wierzysz równocześnie w Boga i diabła, bo istnieje tylko Jedna Siła i Jedno Źródło. Nauczyłem się, że trzeba się zdecydować wyłącznie na Boga, by Go poczuć, a odrzucić diabła jako fałszywe przekonanie.
5) Zrozumiałem, że wszystko, co jest złe ( choroby i nieszczęścia ) nie pochodzą od Boga, tylko wynika z naszej ograniczonej świadomości. To co powszechnie się uważa za prawdę, że Bóg doświadcza kogoś chorobą lub nieszczęściem lub wystawia go na ciężką próbę, jest błędem w myśleniu, fałszywym i tragicznym. Bo jakże to tak? Jak dobro mogłoby przejawiać się pod postacią zła? Gdzie tu logika? Czy nie byłoby wówczas oszustwem? Bóg może i przejawia się wyłącznie poprzez dobro, a ten kto jest chory nieświadomie oddziela się od Boga, ponieważ gdyby się z Nim połączył, nie mógłby być chory.
W podsumowaniu dodam: Nie można wierzyć we wszystko, czego nas uczą, tylko samemu przekonać się na własnej skórze, co jest słuszne, a co nie. Niedouczeni nauczyciele źle uczą, a jeśli będziemy ich słuchać, źle się nauczymy. Musimy sami doświadczyć prawdy i jeśli jest ona prawdą - przyniesie owoce.
Mogę dodać, że oprócz zewnętrznych zmian, wiele zmieniło się też w moim wnętrzu. Zaobserwowałem, że jestem teraz spokojny, cierpliwy, tolerancyjny, nie atakuję. Życie mnie cieszy, każdego dnia budzę się zadowolony z myślą, co dobrego może mnie spotkać. Przestałem się bać świata, pokochałem siebie i innych. I tego samego życzę Wam wszystkim.
Jeśli ktoś ma jakieś pytania, chętnie odpowiem.
Ja mam jedno pytanie odnośnie punktu 1) - "Nie możesz czuć się grzesznikiem....". Czy mógłbyś wyjaśnić co konkretnie masz na myśli? Czy jeśli pomimo najszczerszych chęci zrobisz coś, co wg. twojego systemu poczucia dobra i zła jest bardziej złe niż dobre, to mimo to nie czujesz wyrzutów sumienia? O to chodzi czy o coś innego?
Ja mam jedno pytanie odnośnie punktu 1) - "Nie możesz czuć się grzesznikiem....". Czy mógłbyś wyjaśnić co konkretnie masz na myśli? Czy jeśli pomimo najszczerszych chęci zrobisz coś, co wg. twojego systemu poczucia dobra i zła jest bardziej złe niż dobre, to mimo to nie czujesz wyrzutów sumienia? O to chodzi czy o coś innego?
Przez większość część swojego życia uznawałem się za katolika i poczucie winy było jedną z dręczących mnie zmór. Grzech atakował mnie ze wszystkich stron, a ja czułem się strasznie niegodny, nie ważne co robiłem. I wcale nie byłem szczęśliwy. Jak możesz być szczęśliwy, kiedy postrzegasz siebie w ten sposób, jako niegodnego człowieka, który na nic nie zasługuje? I jak Bóg może połączyć się z tym, co grzeszne, skoro On jest świętością? Coś było nie tak według mnie. I dlatego zacząłem moje poszukiwania duchowe. Teraz już nawet nie chodzi o to, czy jestem, czy nie jestem katolikiem, po prostu przestałem dzielić ludzi na chrześcijan, muzułmanów, Żydów, czy ateistów. Dla mnie teraz wszyscy są tacy sami, wszelkie podziały straciły w moich oczach na znaczeniu. Co mi w tym pomogło?
Dla katolików pomocny może być fragment z Biblii, który mówi o belce i drzazdze w oku. Widzisz drzazgę w oku drugiego człowieka, a nie widzisz belki w swoim. A także to, że jeśli wyjmiesz drzazgę z oka bliźniego, to wyjmiesz belkę ze swojego. Ten fragment mówi dużo o przebaczeniu, na czym naprawdę polega i jak je stosować. Chodzi o to, że jeśli przestaniesz potępiać drugiego człowieka i przebaczysz mu cokolwiek zrobi, to automatycznie przebaczysz sobie. Tak właśnie jest. Jeśli przestaniesz widzieć winę w innych ludziach, przestaniesz widzieć ją w sobie. I to właśnie cię uwolni. Ponieważ Ty - jako część wszystkich innych ludzi - musisz być taki jak pozostali. Nie możesz widzieć winy w innych i uważać siebie za niewinnego. Nie możesz też jednak widzieć niewinności w innych ludziach, nie widząc jej jednocześnie w sobie. A to bardzo ułatwia życie. Spróbujcie patrzeć na ludzi przez jakiś czas właśnie w ten sposób, nie ważne, czy robią coś złego, czy dobrego według waszej opinii.
Takie patrzenie na wszystko wiąże się z zarzuceniem osądu, o czym również wspomina Biblia: "Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mnie; a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje, jest prawdziwy." "Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi." A skoro cały sąd Bóg oddał Synowi, dlaczego ja mam osądzać to, co robię, albo to, co robią inni? Gdy przestałem osądzać, przestałem czuć się winny. Znam różnicę pomiędzy dobrem i złem, ale nie osądzam tego, co robię. Poza tym to, co dobre, a to co złe to tylko punt widzenia. To, co jeden człowiek uważa za złe, drugi ( czy w tym, czy w innym społeczeństwie ) może uznawać za dobre. A skoro granica pomiędzy dobrem, a złem jest taka płynna, jakie mam w ogóle prawo, by osądzać? Ludzie uwielbiają osądzać rodzinę, sąsiadów, polityków, nie wiedząc, że w ten sposób osądzają samych siebie. O tym też jest w Biblii: "Jak osądzisz, tak osądzą ciebie."
Jeśli chodzi zaś o poczucie winy i wyrzuty sumienia, ich brak wcale nie oznacza, że automatycznie robisz, co chcesz. To że nie czuję się winny, nie oznacza, że idę kraść, mordować, czy popełniać inne "złe" rzeczy. Chodzi o to, że np. kiedy się zezłoszczę i pokłócę z bliską osobą, nie wypominam sobie tego i nie biczuję w myślach, że postąpiłem źle. Po prostu jestem świadomy, że popełniłem błąd, a nie grzech. Błąd woła bowiem o naprawę, grzech natomiast o karę. Dlatego przepraszam tę osobą i wyciągam wnioski ze swojego zachowania. Następnym zaś razem w podobnej sytuacji zamiast się kłócić, po prostu ustępuję, albo staram się załagodzić sytuację. Ucząc się na błędach, staram się popełniać ich jak najmniej. I nie muszę przy tym czuć winy. A dzięki temu czuję w sobie, że jestem bliżej Boga, że On mnie wspiera i że cały czas mnie prowadzi.
Jeśli chodzi o osąd, dodam jeszcze kilka zdań.
W zasadzie nikt nie powinien osądzać, bo nikt nie zna wszystkich faktów. Widzimy tyko, jak ktoś się zachowuje, czy zachował, ale to jest tylko wynik. Nie widzimy faktów, które prowadzą do zachowania danej osoby. Wyobraźmy sobie człowieka, który ukradł pieniądze. Gotowi jesteśmy osądzić jego zachowanie jako karygodne, uznać go za zdemoralizowanego złodzieja. Ale nie wiemy, dlaczego to zrobił. Może w jego oczach to było jedyne wyjście, bo miał w domu małe dziecko, które głodowało już od kilku dni, a on nie potrafił w inny sposób zapewnić mu jedzenia i dlatego musiał ukraść pieniądze, żeby je nakarmić. Czy wiedząc teraz o tym, nie patrzymy na niego inaczej? Czy nasze postrzeganie jego postępowania nie uległo zmianie? Albo spotykamy człowieka pełnego złości i nieuprzejmego i osądzamy go w myślach: Co za gbur!, nieświadomi, że mężczyzna ten od lat cierpi na dolegliwe bóle pleców i jego zachowanie wynika po prostu z jego złego stanu zdrowia. Przypomnijmy sobie, jak bardzo potrafimy być czasem marudni i nieprzyjemni, gdy coś nas boli. Teraz zaś gdy znamy już wszystkie fakty, czy nie zmienia się nasze podejście do tej osoby?
Osąd bywa bardzo mylny. I nic nie jest tak prawdziwe jak powiedzenie, że pozory mylą.
5 2011-07-14 23:57:11 Ostatnio edytowany przez Oen_242 (2011-07-14 23:57:38)
3) Łysiałem, miałem zakola i pojawiającą się łysinę na czubku głowy. Lekarze mówią, że łysina jest nieuleczalna. Nieprawda. Włosy mi odrosły.
Jasne... Bog nie ma sie czym zajmowac tylko Twoim brakiem wlosow... istny cud.
5) Zrozumiałem, że wszystko, co jest złe ( choroby i nieszczęścia ) nie pochodzą od Boga, tylko wynika z naszej ograniczonej świadomości. To co powszechnie się uważa za prawdę, że Bóg doświadcza kogoś chorobą lub nieszczęściem lub wystawia go na ciężką próbę, jest błędem w myśleniu, fałszywym i tragicznym. Bo jakże to tak? Jak dobro mogłoby przejawiać się pod postacią zła? Gdzie tu logika? Czy nie byłoby wówczas oszustwem? Bóg może i przejawia się wyłącznie poprzez dobro, a ten kto jest chory nieświadomie oddziela się od Boga, ponieważ gdyby się z Nim połączył, nie mógłby być chory.
Sprzedaj te bzdury chorym na raka, AIDS i wszystkim pomordowanym podczas wojen. Z pewnoscia oni sami i ich rodziny beda czuli sie lepiej i beda Ci wdzieczni do konca swiata. To oczywiste, ze wszysci ci, ktorzy wierza w boga - nie choruja.
Szczerze sie dziwie moderatorom tego forum czytajacym takie pierdoly i kompletnie nie reagujacym na takie brednie.
Oen_242 nie rozumiem Twojego nastawienia i krytyki.
Ty możesz to postrzegać inaczej ale 7poszukiwacz7 ma wiele racji i są to dosyć logiczne twierdzenia.
Skoro Bóg jest dobrem nie może pojawiać się pod postacią zła-chorobą, bólem, stratą.
Czy uważasz,że to Bóg wywołuje AIDS, raka, Bóg sięgał po broń w czasie wojen?
Ci którzy wierzą też chorują, też umierają i też wątpią. Ale wierzący nie wierzą,że ułomności, choroby i ciosy spadają na nich przez miłosiernego Boga.
Sprzedaj te bzdury chorym na raka, AIDS i wszystkim pomordowanym podczas wojen. Z pewnoscia oni sami i ich rodziny beda czuli sie lepiej i beda Ci wdzieczni do konca swiata. To oczywiste, ze wszysci ci, ktorzy wierza w boga - nie choruja.
Szczerze sie dziwie moderatorom tego forum czytajacym takie pierdoly i kompletnie nie reagujacym na takie brednie.
Uważasz to za brednie wyłącznie dlatego, że Twój sposób myślenia jest ograniczony. Wydaje Ci się, że coś wiesz i dzielisz się z nami Swoimi poglądami, ale to nie znaczy, że one są prawdziwe. Tak Cię po prostu nauczono. I nie podałaś żadnych dowodów na potwierdzenie Swojej tezy. Wysnułeś takie wnioski na podstawie tego, co zaobserwowałeś i co Cię w życiu spotkało. Dlatego nie potrafisz myśleć inaczej.
Czy możesz uczciwie stwierdzić, że w Swoim życiu pracowałaś nad Sobą? Jeśli tak, to jak długo? Czy po prostu idziesz przez życie w klapkach na oczach jak większość ludzi, przekonana o słuszności Swoich poglądów, a wszystko, co do nich nie pasuje, odrzucasz automatycznie, nawet nie zadając Sobie trudu, by przekonać się, czy to działa, czy nie? Jak możesz przekonać się, czy coś jest słuszne, jeśli od razu z góry zakładasz, że to słuszne nie jest? Spróbuj na własnej skórze przekonać się o prawdziwości tego, o czym mówisz, a zrozumiesz z pewnością, jak niewiele wiesz i jak wiele możesz się jeszcze nauczyć. Byłem podobny do Ciebie, ale zmieniłem się, co zaowocowało uzdrowieniem moich dolegliwości. To jest mój dowód na to, że to o czym mówię, działa. Jaki jest Twój dowód na to, że to nie działa? Podaj mi go, ale niech to będzie coś więcej, niż stwierdzenie: "To brednie."
I to, co piszę, nie wynika z mojej ślepej i nieuzasadnionej niczym wiary, tylko z moich doświadczeń, wynikających z tego, co wprowadziłem w swoje życie i co potwierdziło słuszność mojego myślenia.
Ostatnie 3 lata życia spędziłem na poszukiwaniach Boga ( czy Prawdy, jak można Go inaczej nazwać ). Zaznajomiłem się z różnymi poglądami i metodami, ścieżkami rozwodu duchowego i religiami. Nie wspomnę tu wszystkich, ale tylko kilka z nich: Buddyzm, Kabała, szmaragdowa tablica Hermesa, nauki Jezusa, metoda Silvy, potęga podświadomości, Huna, uzdrawianie praniczne, złota księga Saint Germaina, odczyty Edgara Cayce'ego, Kurs cudów, podstawy jogi, Tai-Chi, nauki Sai Baby i - co dla niektórych może okazać się dziwne - fizyka kwantowa, która jak okazuje się ma bardzo wiele wspólnego z tym, co przekazują największe światowe religie. Przez ostatnie 3 lata medytuję codziennie przez godzinę, a także każdej nocy spisuję swoje sny i poddaje je analizie. Ze snów można dowiedzieć się bardzo wiele, co mogę potwierdzić na podstawie własnych doświadczeń: możesz dzięki nim poznać zwycięzcę wyścigów konnych, w snach kryją się również porady, jak inwestować na giełdzie, jeśli na niej inwestujesz. Możesz dowiedzieć się, w jaki sposób wyleczyć chorego ( w ten sposób wyleczyłem bliską osobę, która na tydzień całkowicie ogłuchła ), a także poznać przyszłość, co nie jest niczym dziwnym, bo sny prorocze są dość często spotykane, nawet w Biblii jest wzmianka, że Bóg ześle je na ludzi.
Trzeba jednak otworzyć umysł, by doznać oświecenia. Jeśli będziesz zamknięta na Prawdę tak jak teraz, Ona nigdy do Ciebie nie przyjdzie, a właściwie - to nigdy nie uświadomisz Sobie, że Ona jest już w Tobie.
Co zaś się tyczy choroby, to jest ona przejawem poczucia oddzielenia od Boga. Gdy sobie uświadomisz, że jesteś Jego częścią, choroba nie może zaistnieć. Ktoś może zarzucić, że nawet osoby wierzące i święci chorują. To jednak nie oznacza, że Moc Boża nie działa, tylko po prostu, że wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. Obwołanie kogoś świętym nie oznacza, że ta osoba automatycznie osiągnęła oświecenie. Wszyscy jesteśmy równi. Im bliżej Boga i Prawdy, tym przejawienie Nieba w naszym życiu większe - czy to w stanie naszego zdrowia, interesów, czy związków.
8 2011-07-15 14:14:07 Ostatnio edytowany przez apoteoza (2011-07-16 17:07:57)
spam
9 2011-07-15 14:16:42 Ostatnio edytowany przez Oen_242 (2011-07-15 14:17:30)
Zaczalem odpisywac na Twojego posta, ale zrobilby sie niepotrzebny offtop, a przeciez jest odpowiedni temat na dyskusje o bogu itp. Tam mozemy podyskutowac.
Powiem tylko przepraszam za uzycie slowa "brednie", to bylo nieeleganckie, faktycznie moglem to ujac nieco inaczej. Mea culpa .
Zaczalem odpisywac na Twojego posta, ale zrobilby sie niepotrzebny offtop, a przeciez jest odpowiedni temat na dyskusje o bogu itp. Tam mozemy podyskutowac.
Powiem tylko przepraszam za uzycie slowa "brednie", to bylo nieeleganckie, faktycznie moglem to ujac nieco inaczej. Mea culpa.
Nie ma sprawy. Po to są przecież takie fora, żeby prowadzić dyskusje. Ja nikogo nie namawiam, by wierzyli w to, co piszę. Zwracam tylko uwagę, żeby być bardziej otwartym na świat i przekonać się osobiście, czy coś działa, czy nie. Zakładanie z góry, że coś jest błędne, ponieważ jest sprzeczne z naszymi poglądami, może nas ograbić z wielu pięknych i cennych chwil w życiu. Nie ma to jak użycie w praktyce teorii, których się nauczyliśmy. Jeśli nie przyniosą nam one niczego dobrego, nie musimy ich dalej stosować. Jeśli przeciwnie - zadziałają - to tylko na tym skorzystamy.
Przytoczę tu pewną historyjkę. Kiedyś zapytano pewnego znanego człowieka, czy potrafi grać na skrzypcach. Odpowiedział na to: "Nie wiem. Nigdy nie próbowałem." I o to właśnie mi chodzi. Jeśli czegoś nie spróbujesz, skąd będziesz wiedzieć, czy to ci służy i czy "granie na skrzypcach" nie jest właśnie twoim talentem, a nawet powołaniem.
Co zaś się tyczy choroby, to jest ona przejawem poczucia oddzielenia od Boga. Gdy sobie uświadomisz, że jesteś Jego częścią, choroba nie może zaistnieć.
A co wobec tego ze zwierzętami, one także chorują. Jak im uświadomisz?
I drugie pytanie- jak wyleczyleś chorą osobę bo jestem ciekawa
7poszukiwacz7 napisał/a:Co zaś się tyczy choroby, to jest ona przejawem poczucia oddzielenia od Boga. Gdy sobie uświadomisz, że jesteś Jego częścią, choroba nie może zaistnieć.
A co wobec tego ze zwierzętami, one także chorują. Jak im uświadomisz?
I drugie pytanie- jak wyleczyleś chorą osobę bo jestem ciekawa
Zapytałaś, czemu zwierzęta chorują, pozwolę sobie przytoczyć tu pewną hipotezę.
Znany jest fakt, że nasze uczucia i myśli potrafią wpływać na nas i świat. Potwierdzono to badaniami. Wspomnę tu o pewnym japońskim naukowcu Masaru Emoto. Dowiódł on, że woda reaguje na nasze myśli i uczucia i potrafi to odzwierciedlić. W zależności, jakie myśli i uczucia wysyłano w kierunku kropli wody, jej kryształki po zamrożeniu ukształtowały się w zupełnie różne formy krystaliczne, które oglądano pod mikroskopem. Wyniki były zdumiewające. Okazało się, że próbki tej samej wody w zależności od myśli i uczuć do nich kierowanych przybierały różne formy. Te poddane myślom i uczuciem pozytywnym krystalizowały w piękne formy, próbki zaś poddane myślom i uczuciom negatywnym były po po prostu brzydkie. I - co ciekawe - okazało się równie, że woda już zanieczyszczona, krystalizująca w brzydkie formy, po poddaniu oddziaływania życzliwych myśli i słów zmieniała swoją strukturę na piękne formy, co dobitnie wskazuje, że można odwrócić proces i formę tego, co już brzydkie, odmienić w coś całkiem przeciwnego.
I kolejny przykład: Pewien hodowca kaktusów postanowił wyhodować kaktus bez kolców. Jakże to tak? - mógłby ktoś zapytać.To niemożliwe. Ale jednak udało mu się. Zdołał wyhodować kaktusa bez kolców. Jak tego dokonał? Wybrał sobie jeden i przez pewien czas codziennie rano i wieczorem siadał przy nim i mówił do niego czule, z miłością, jak do żywej osoby. Mówił mu, że jest bezpieczny, że nie potrzebuje się bronić, że on go chroni. I pewnego dnia ku jego radości kaktus po prostu zrzucił wszystkie swoje kolce i rósł dalej bez nich.
Do czego zmierzam? Chodzi mi o to, by pokazać, jak wielką mamy moc nie tylko w stosunku do nas samych, ale i tego, co nas otacza. Jeśli złością i nienawiścią możemy wzbudzić w sobie chorobę, a zmianą myślenia i czucia uzdrowić się, jeżeli możemy modlitwą i wizualizacją uzdrowić innych ludzi, co też jest potwierdzone i jeżeli wpływamy na wodę i rośliny tylko samymi naszymi intencjami, to czy nie może się to też odnosić do zwierząt? Jeśli nasz pies choruje, to czy nie jest to po prostu odbiciem naszego wnętrza? Ktoś może powiedzieć, że jest dobrym człowiekiem i kocha swojego psa. Ale czy naprawdę? Czy jest cały czas spokojny i radosny, a może trapią go przeróżne problemy, boi się o przyszłość, jest samotny i zirytowany. Złe uczucia to nie tylko złość i agresja, to także stres, zmartwienie i troska o jutro. To wszystko wpływa na nas i - jak się okazuje - również na nasz świat zewnętrzny, nasze zwierzęta. Pomyślcie teraz o 6 miliardach ludzi, o ich uczuciach i myślach, a każda sekunda naszego życia jest nimi wypełniona. Nie oszukujmy się, większość uczuć tych 6 miliardów ludzi to nie wewnętrzny spokój i równowaga, tylko agresja i atak. Poczytajcie sobie choćby, jak wiele obraźliwych uwag można znaleźć na przeróżnych forach, ile w nich jadu i zawiści. I teraz pomyślcie o tych wszystkich uczuciach spotęgowanych wielokrotnie, jaki mają one na nas wpływ. Czy nie odbijają się one na całym naszym świecie? Skoro jedna osoba wyłącznie za pomocą myślenia może zmienić próbkę wody, co potrafi zrobić 6 miliardów ludzi? Jaki wpływ mają ich uczucia np. na oceany? Przecież to też woda. Na jej formę, krystalizację. Czy możliwe jest, że mając wpływ na wodę, mamy też wpływ na powietrze i ziemię? Np. na ruchy płyt tektonicznych? Jeśli tak, to dlaczego uważamy za dziwne, że naszą rzeczywistością są trzęsienia ziemi, powodzie, tsunami, jeśli wspomnieć o wydarzeniach na miarę światową, no i oczywiście nasze prywatne dramaty: choroby i życiowe niepowodzenia.
A skoro to nasza wina, to właśnie my musimy się zmienić. Zmieniając zaś nasze życie wewnętrzne, zmienimy rzeczywistość.
Mamy bowiem do wyboru: albo być ofiarami świata, który widzimy, albo tymi, którzy tworzą ten świat. Jednocząc się z pokojem w nas samych, jednoczymy się z Bogiem, a to wcześniej czy później znajdzie odbicie w zewnętrznym świecie. Powiedziano przecież: "Jak wewnątrz, tak i na zewnątrz". Jeśli wewnątrz nas jest wściekłość i żądza ranienia, czemu więc dziwimy się, że świat nas tak okrutnie doświadcza? Sami go takim stworzyliśmy, a on oddaje nam po prostu to, co my mu daliśmy.
Jeśli zaś chodzi, w jaki sposób wyleczyłem bliską mi osobę, oto on. Pewnego dnia mój ojciec nagle przestał słyszeć, całkowicie. Żaden dźwięk do niego nie docierał, nawet założywszy aparat słuchowy, niczego nie słyszał. Poszedł do lekarza, ale lekarz nie potrafił podać przyczyny. Tej samej nocy zasypiając w kółko powtarzałem: "Jak go wyleczyć?" Miałem sen, a w zasadzie we śnie usłyszałem po prostu głos, który powiedział jedno zdanie: "Uciskaj go za uszami." Obudziłem się wyraźnie słysząc ten głos i wiedziałem już dokładnie, co mam robić. Nie chodziło tu o masowanie, ale o ucisk za uszami. Nie jestem lekarzem, ale byłem pewien, że to poskutkuje, dlatego od razu przystąpiłem do rzeczy. Codziennie przez dwie godziny ( rano i wieczorem ) zgodnie z tym, co powiedział mi głos we śnie, uciskałem go za uszami. Trwało to tydzień. Po kilku dniach miałem kolejny sen. Tym razem widziałem siebie, jak wchodzę rano do kuchni i widzę mojego ojca, który mówi: "Ja słyszę." Po tygodniu podczas uciskania nagle z uszu mojego ojca wyskoczyły, że tak powiem, dwa grube czopy jakiejś mazi, czy substancji, nie wiem, jak to opisać, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Były bardzo twarde, jak utwardzona woskowina. I co się stało następnego dnia? Wstałem rano, poszedłem do kuchni i zastałem w niej mojego ojca, który powiedział: "Ja słyszę." Zupełnie jak w moim śnie. To tylko jeden z przykładów przyszłości, którą można ujrzeć w snach. Zanim mój ojciec wyzdrowiał, wiedziałem już, że tak się stanie, bo wierzyłem, że mój sen po prostu to zapowiedział. Miałem też inne sny, które się sprawdziły: że mój brat dostanie pracę, co sprawdziło się dwa dni później, że ktoś znajomy, z którym przez dłuższy czas nie miałem kontaktu do mnie zadzwoni i rzeczywiście za jakiś czas dzwonił, że mój szwagier będzie miał jakiś wypadek i rzeczywiście tej samej nocy miał stłuczkę, że nie będę miał światła w łazience i tego samego dnia spaliła mi się właśnie żarówka w łazience. Sny zapowiadają również wzrosty i spadki na giełdzie. Widzisz w nich na przykład, jak oglądasz wiadomości, w których mówią o ruchach na giełdzie, albo siebie, jak mówisz, że sprzedałeś akcje. To są tylko przykłady, jak wiele możemy się z nich dowiedzieć. Oczywiście nie zawsze sny są tak dosłowne, często posługują się symbolami, które znasz, ale które jednak musisz zrozumieć, dlatego praca nad snami jest tak ważna, a - gdy już odkryjesz klucz do snów i ich język - bardzo przydatna i pomocna w życiu. Owszem, w 10 minut niczego się nie nauczymy, ale przecież kto w 10 minut nauczy się obcego języka, czy całego szkolnego materiału? Nie możemy przejść do ostatniej klasy, jeśli wcześniej nie ukończymy klas niższych. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, nawet w rozwoju duchowym. Jedynym wyjściem jest nauka krok po kroku, a z czasem przekonamy się, że potrafimy coraz więcej. Dlatego polecam analizę snów - trochę dla zabawy, trochę, by się czegoś o sobie dowiedzieć. Niektórzy ludzie mówią, że w ogóle nie śnią, ale to nieprawda. Też tak myślałem, dopóki nie zacząłem prowadzić dziennika snów. Okazuje się, że czasami śni mi się 8-10 snów każdej nocy. Oczywiście, nie wszystkie sny są ważne, większość jest bez znaczenie, ale wśród nich kryją się prawdziwe przekazy z drugiej strony, że tak to ujmę. Szkoda, żebyśmy je przegapili, zważywszy na to, że ich celem jest pomóc nam w naszym codziennym życiu i zmienić je na lepsze.
ok ok niby wszystko fajnie pięknie ale czytając wszystkie posty nasuwa mi się historia mojej
ciotki :
kobieta mieszkająca na wsi z mężem alkoholikiem i niepełnosprawnym dzieckiem od urodzenia ( w sumie to już nie dziecko bo ma ok 30 lat ale jest całkowicie sparaliżowany i nie mówi jak roślinka ) ciotka cale swoje życie prała gotowała sprzątała zajmowała się dzieckiem i domem na męża się nie skarżyła nie osądzała twierdziła że takie jej przeznaczeni8e tyle lat dobroci sierpliwości i gdzie ta nagroda gdzie te godne zycie ???
7poszukiwacz7
a co zrobić jeśli- ja zmienię swoje myślenie ale moi bliscy tego nie zrobią. Czy nie spowoduje to,że tak to nazwę zakłóceń w przekazie?

ok ok niby wszystko fajnie pięknie ale czytając wszystkie posty nasuwa mi się historia mojej
ciotki :kobieta mieszkająca na wsi z mężem alkoholikiem i niepełnosprawnym dzieckiem od urodzenia ( w sumie to już nie dziecko bo ma ok 30 lat ale jest całkowicie sparaliżowany i nie mówi jak roślinka ) ciotka cale swoje życie prała gotowała sprzątała zajmowała się dzieckiem i domem na męża się nie skarżyła nie osądzała twierdziła że takie jej przeznaczenie tyle lat dobroci sierpliwości i gdzie ta nagroda gdzie te godne zycie ???
Jeśli chodzi o to, dlaczego cuda ( w tym przypadku uzdrowienia ) czasem się zdarzają, a czasem nie, trudno o jednoznaczną odpowiedź. Widzimy przecież wokół wielu chorych, za których ludzie się modlą, a ich modlitwy nie zostają wysłuchane, w każdym razie nie widzimy fizycznego skutku w postaci nagłych uzdrowień. Nie znam odpowiedzi dlaczego tak jest, ponieważ nie jestem wszystkowiedzącym. Z tego, co się nauczyłem przez lata, by cuda zaistniały trzeba spełnić kilka warunków: najważniejsze zmienić myślenie, a właściwie swoje uczucia, ponieważ to jest język, którym łączysz się z Bogiem. Możesz mieć bowiem złą myśl, ale w ogóle na nią nie reagować, wówczas nie ma ona żadnej mocy. Można mieć też same dobre myśli, ale całkowicie sprzeczne z nimi uczucia: lęku i zwątpienia. Tymczasem Bóg nie rozumie słów, można się z Nim łączyć jedynie uczuciem i to ono jest najważniejsze. Złe uczucie jest po prostu brakiem kontaktu, zakłóceniem w komunikacji. Poza tym trzeba być również gotowym na przyjęcie cudu. Jego zaistnienie nie może bowiem zburzyć nagle całego naszego systemu wierzeń, gdyż to przeraziłoby nas bardziej niż sama choroba. Wyobraź sobie bowiem, co by się stało, gdyby nagle osoba sparaliżowana wstała z wózka. Jeśliby nie była na to przygotowana, czyż nie wywołałoby to w niej szoku i nie odbiłoby się na jej psychice? Cud, którego celem jest uwolnienie nas od lęku i poczucia oddzielenia od Boga, nie może swoim pojawieniem się śmiertelnie nas przerazić. Czasami marzymy, by polatać, ale co by się stało, gdybyśmy znienacka zaczęli lewitować? Albo po prostu siłą woli przesunęli kubek na stole? Jaka byłaby wówczas Twoja reakcja? Pomyślałabyś: Oj, super, przesunęłam myślą kubek? Czy: Boże, nie wiem, co się stało. Boję się. Nie rozumiem tego?
U mnie dolegliwości zdrowotne też nie zniknęły jednego dnia. Sam proces zmiany myślenia zajął około dwóch lat, a później stopniowy proces uzdrawiania ciągnął się przez następny rok. Nie było tak, że miałem krzywy kręgosłup, a w następnej chwili był on prosty jak struna. To pewnie by mnie przeraziło. Zmiany następowały powoli, wręcz niezauważalnie. Widocznie w końcu osiągnąłem gotowość na przyjęcie uzdrowienia, ponieważ nastąpiło. Długie oczekiwanie na cud nie jest jednak regułą. Są przecież przypadki, że w miejscach potocznie uznawanych za święte, do których przybywają pielgrzymki, zdarzają się nagłe ozdrowienia i są tego świadkowie, a także dokumenty potwierdzające ich prawdziwość. Jak to się dzieje, wciąż pozostaje to dla nas zagadką. Ale myślę, że dzięki pracy nad sobą możemy stopniowo zbliżać się do poznania odpowiedzi na to pytanie.
7poszukiwacz7
a co zrobić jeśli- ja zmienię swoje myślenie ale moi bliscy tego nie zrobią. Czy nie spowoduje to,że tak to nazwę zakłóceń w przekazie?
O to nie musisz się martwić, na pewno nie będzie żadnych zakłóceń w przekazie. Konflikt ma bowiem to do siebie, że muszą w nim uczestniczyć przynajmniej dwie części. Jeśli odmówisz udziału w nim, on po prostu zniknie. Wyobraź sobie dwie kłócące się osoby. Jeżeli wzajemnie się atakują, to konflikt się nasila. Jeżeli zaś jedna strona nie reaguje i zachowuje spokój, to w końcu druga osoba też się uspokoi. Podobnie jest ze skonfliktowaną wewnętrznie osobą, która nie jest pogodzona sama ze sobą. Pewien człowiek, gdy był w takim stanie, zauważył kiedyś: "Jest MNIE dwóch." I jest w tym wiele racji. Ponieważ, żeby zaistniał konflikt, musi mieć miejsce podział. Osoba pełna agresji, kłócąca się sama ze sobą w swoich myślach, nie traktuje się jako jedności, przeciwnie wydaje się, że w jej wnętrzu są przynajmniej dwie części prowadzące spór. W stanie równowagi, gdy człowiek jest szczęśliwy i pełen harmonii, nic podobnego nie może się zdarzyć. Podobnie jest, gdy traktujesz innych jako część siebie, widzisz wówczas wszędzie jedność - nie ma też żadnego podziału. Cały konflikt bierze się zaś z przekonania, że jesteśmy oddzielni i że każdy z nas ma prywatne interesy. Gdyby wszyscy uświadomili sobie, że są połączeni - a tak jest na najgłębszym poziomie istnienie, poziomie duchowym - nikt by nikogo nie atakował, bo to byłoby równoznaczne z atakiem na samego siebie. A kto poczytalny atakuje samego siebie?
Poza tym zauważ, jak złe myśli osłabiają, a pokój daje siłę. Spróbuj być zła albo smutna, czy rozczarowana przez dłuższy okres czasu. Stwierdzisz wówczas, jak wiele wysiłku to pochłania i jak bardzo wyczerpuje. Dlatego też nie można być przez cały czas wściekłym, ponieważ złość w końcu się wyczerpuje, nawet jeśli starasz się ją w sobie podtrzymywać. Spróbuj natomiast być rozluźniona i spokojna. Żeby to osiągnąć, nie potrzeba wcale wysiłku, wręcz przeciwnie, gdy czujesz wewnętrzną harmonię i pokój, twoja siła rośnie, masz więcej energii i coraz mnie rzeczy cię irytuje.
W podsumowaniu dodam, że gdy nastąpi konfrontacja pokoju z gniewem, zawsze wygra pokój. Pokój bowiem po prostu się szerzy i wypiera gniew, zajmując jego miejsce. Gniew nie ma takiej siły, gniew - jeśli nie damy mu żadnej mocy - jest po prostu słaby i nie jest zdolny sam w sobie do szerzenia się. Dlatego nie musisz się martwić o to, co się stanie, jeśli Ty zmienisz myślenie, a Twoi bliscy nie. Sam fakt, że Ty dokonasz w Sobie zmiany, odbije się wcześniej czy później na postawie Twojej rodziny. Jeśli Ty będziesz miła dla świata, świat będzie miły dla Ciebie. Takie jest prawo przyczyny i skutku. Dostajesz po prostu to, co dajesz. Z początku takie myślenie i postępowanie nie przychodzi łatwo, ale trzeba je jedynie ćwiczyć, aż nabierze się w nim wprawy. Wiem to po sobie, ponieważ, kiedy zmieniłem myślenie i nastawienie, moja rodzina również zmieniła się na lepsze - mimo, że oni nigdy nie pracowali nad sobą, ani nie rozwijali się duchowo. A jednak tak się stało.
cuda sa wszedzie nie ma co brac tego za boska ingerencje.
Wszystkie linki (8) zostały usunięte z powodu naruszenia regulaminu forum
Nie odsyłamy użytkowników do innych stron! Proszę Cię abyś zapoznał się z regulaminem forum!
Moderatorka apoteoza
Od zawsze zastanawiałam się nad tym iż na pewno jest coś więcej i coś lepiej...
Moje poszukiwania zaczęły się również w kościele katolickim,ale wieloletnie kultywowanie,msze,spowiedzi,i wszystkie rytuały nic nie dały oprócz podtrzymywania ciągłej nadziei,
że ten dzień wyzwolenia i radości już tuż tuz, potem szukanie w innych wyznaniach i sektach he he nic nie dało!!!
ha!!!teraz wiem iż była to dla mnie wielka iluzja,po latach spędzonych na karmieniu się niczym prócz nadziei,postanowiłam dowiedzieć się najprawdziwszej prawdy,
Oczywiście ku mojemu zdziwieniu znalazłam ją.
Kto szuka prawdy,zmiany? w większości ludzie ,którzy doświadczyli lub doświadczają zła i niesprawiedliwości,wtedy gdzieś w środku włącza się alarm że to coś nie tak? i prawda jest ---wręcz musi być inna.
Zaczęłam szukać jak większość w internecie,byłam wtedy w niezbyt sprzyjającym dla mnie okresie,(bez pracy i środków do życia z małym dzieckiem) ale z natury nie należę do osób które łatwą się poddają.
W internecie jest wielu ludzi którzy oferują swą pomoc,a zakres pomocy jest tak bogaty iż w sumie jest w czym wybrać,problem polega na tym iż za większość takich usług trzeba słono zapłacić i tu można polemizować i dyskutować na ten temat czy płacić czy nie.Moje zdanie jest takie!! iż nie ma w tym żadnej pomocy tylko wyłącznie czysty interes.
Jak wspominałam byłam w nieciekawej sytuacji więc zakup usług był wykluczony,pozostało czytanie w internecie postów szukanie darmowych książek i wiadomości i selekcja ciągła selekcja co jest wartościowe dla mnie a co tylko śmieciem i pewnego dnia w cudowny sposób dotarłam do mojej prawdy,tak jak poszukiwacz poskładałam sobie wszystko w jeden porządek.Potem medytacja i sprzątanie umysłu.
Zmiana wymaga czasu jak wspominał poszukiwacz i podpisuje się pod jego postami obiema rękoma,następuje pod każdym względem myśli,ciała,świata zewnętrznego i osób w którym otoczeniu żyjemy,a co jest w tym takie wow!! iż jest trwała co mnie osobiście bardzo cieszy.
Osoby pytają co zrobiłaś ? w sumie ---nic--oprócz wywrócenia świata wewnętrznego do góry nogami :-) zmiany myślenia i postrzegania rzeczy osób sytuacji i zdarzeń w jasnym świetle najprawdziwszej prawdy,odrzuceniu wszystkich nie i mogłabym pisać i pisać jeszcze wiele --ale nie o to chodzi,krótko i treściwie mówiąc zmiany następują w tzw.pakiecie hurtowo.
Jak następują zmiany? w moim przypadku było szybko,ale nie ma tu reguł , czytam wiele wypowiedzi osób praktykujących rozwój osobisty,i doszłam do wniosku iż każdy szuka tego co potrzebuje i w cudowny sposób dostaje to prędzej czy później i wszyscy są szczęśliwi.
Ale trzeba chcieć!!!! nie tylko chcieć zmiany całym sobą ,to nie wystarcza,trzeba działać ,trenować mózg przyzwyczajać go do prawdy a nie do złudzeń w których żyjemy,reszta jakoś układa się sama w okół nas i to jest cud,którego doświadczam każdego dnia.Ważne jest zjednoczenie z Bogiem/wszechświatem/czy jak tam nazwiesz,to ważne!!
W moim przypadku zadziałała konsekwencja w działaniu , regularność medytacji,i czytanie i nauka od samych mistrzów-ludzi którzy dają namacalne świadectwo swego sukcesu/zmiany/uzdrowienia tylko u Takich warto szukać,inni dają dobre rady jak ciocia Józia :-)ale bez podstaw i fundamentów dlatego szkoda energii na to sprawdzałam na sobie:-)
Szukajcie bo warto żyć pełnią życia-w zdrowiu szczęściu radości bogactwie-po to tu też jesteśmy by zaznać wszystkiego co dobre i boskie :-) ktoś kto twierdzi inaczej powinien poznać prawdę nie tylko o sobie ale prawdę o rzeczywistości .
pozdrawiam wszystkich poszukujących
Było -to jest najważniejsze -parę i jestem za nie bardzo wdzięczna
Było -to jest najważniejsze -parę i jestem za nie bardzo wdzięczna
Wdzięczna za co? za cuda? uzdrowił coś? uleczył? naprawił? wdzięczna za to, że naprawil coś, co najpierw spiep.Szył?
świetnie, że raczy naprawiac to, co najpierw psuje
Poniżej przedstawię przykłady kilku cudów ( choć nie wszystkich ), które miały miejsce w moim życiu. Ale zanim to zrobię, kilka słów, jak do tego doszło.
Przez 28 lat byłem normalnym praktykującym katolikiem, uczęszczałem regularnie na msze, modliłem się... a jednak czułem się nieszczęśliwy, sam i bez żadnego wsparcia. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak, a dopiero później dotarło do mnie: "Źle mnie nauczono o Bogu". Postanowiłem to zmienić. Odrzuciłem ograniczenia i fałszywe przekonania, a zacząłem poszukiwać. Gdzie jest Bóg. Jak się z Nim połączyć. Jak Go poczuć. Zainteresowałem się różnymi religiami, metodami samodoskonalenia, rozwojem duchowym. To, co było w nich wspólne, połączyłem w jedno, to, co było sprzeczne i dzielące, odrzuciłem. I tak doszedłem do prostej prawdy, wręcz banalnej o której wszyscy wiedzą, a której 99% ludzi nie wyraża w życiu. Wszystko jest Jednością. Bóg jest Jednością. Wszystkie religie, systemy i metody prowadzą w Jedno Miejsce, ku Prawdzie. Nie ma żadnych podziałów. I najważniejsze: Bóg jest w naszym wnętrzu, nie na zewnątrz. Nie można do Niego dotrzeć zewnętrznymi środkami, można Go znaleźć wyłącznie w sobie. Bardzo mi w tym pomogły medytacje. A kiedy to wszystko zrozumiałem - a trzeba to zrozumieć całym sobą, a nie tylko o tym wiedzieć - w moim życiu zaczęły dziać się cuda:
1) Miałem bardzo krzywy kręgosłup, tak że nie mogłem się nawet wyprostować i cały czas "brało" mnie na lewą stronę, tak że lewa część ciała bardziej wysuwała się do przodu. "Taka uroda" - powiedzieliby lekarze. Teraz mam całkowicie prosty kręgosłup.
2) Byłem krótkowidzem. Lekarze mówią, że wzrok może się już tylko pogarszać. Ale to nieprawda. Odłożyłem okulary... i teraz widzę doskonale.
3) Łysiałem, miałem zakola i pojawiającą się łysinę na czubku głowy. Lekarze mówią, że łysina jest nieuleczalna. Nieprawda. Włosy mi odrosły.
4) Miałem wadę wymowy. To też się zmieniło. Teraz mówię wyraźnie.
To tylko kilka przykładów, które dowodzą, że nie ma rzeczy niemożliwych. Pomogło mi nie to, że znalazłem Boga ( bo Bóg się nie ukrywa ), ale to, że uświadomiłem sobie, gdzie jest ( w naszym wnętrzu i że działa poprzez nas ).
A teraz krótko, jak to osiągnąć:
1) Nie możesz czuć się grzesznikiem i połączyć się z Bogiem. To, co święte nie połączy się z tym, co grzesznym. Zarzuciłem więc wszystko co związane jest z winą.
2) Nie połączysz się w z Bogiem, jeżeli widzisz w innym człowieku wroga. Atakując inną osobę, atakujesz Boga i tracisz świadomość Jego istnienia w sobie.
3) Nie połączysz się z Bogiem, jeżeli widzisz wokół oddzielne rzeczy i oddzielnych ludzi. Wszystko jest połączone i jest Jednością, więc jeśli nie widzisz wszystkiego jako całość, w ten sposób atakujesz Jedność i się z niej wyłączasz. Trzeba nauczyć się patrzeć na wszystko wokół nas ( martwe i żywe ), jak na Jedność.
4) Nie połączysz się z Bogiem, jeśli wierzysz równocześnie w Boga i diabła, bo istnieje tylko Jedna Siła i Jedno Źródło. Nauczyłem się, że trzeba się zdecydować wyłącznie na Boga, by Go poczuć, a odrzucić diabła jako fałszywe przekonanie.
5) Zrozumiałem, że wszystko, co jest złe ( choroby i nieszczęścia ) nie pochodzą od Boga, tylko wynika z naszej ograniczonej świadomości. To co powszechnie się uważa za prawdę, że Bóg doświadcza kogoś chorobą lub nieszczęściem lub wystawia go na ciężką próbę, jest błędem w myśleniu, fałszywym i tragicznym. Bo jakże to tak? Jak dobro mogłoby przejawiać się pod postacią zła? Gdzie tu logika? Czy nie byłoby wówczas oszustwem? Bóg może i przejawia się wyłącznie poprzez dobro, a ten kto jest chory nieświadomie oddziela się od Boga, ponieważ gdyby się z Nim połączył, nie mógłby być chory.
W podsumowaniu dodam: Nie można wierzyć we wszystko, czego nas uczą, tylko samemu przekonać się na własnej skórze, co jest słuszne, a co nie. Niedouczeni nauczyciele źle uczą, a jeśli będziemy ich słuchać, źle się nauczymy. Musimy sami doświadczyć prawdy i jeśli jest ona prawdą - przyniesie owoce.
Mogę dodać, że oprócz zewnętrznych zmian, wiele zmieniło się też w moim wnętrzu. Zaobserwowałem, że jestem teraz spokojny, cierpliwy, tolerancyjny, nie atakuję. Życie mnie cieszy, każdego dnia budzę się zadowolony z myślą, co dobrego może mnie spotkać. Przestałem się bać świata, pokochałem siebie i innych. I tego samego życzę Wam wszystkim.
Jeśli ktoś ma jakieś pytania, chętnie odpowiem.
Cieszę się, że znalazłeś przepis na życie i jego naprawę.
Organizm ludzki jest "podejrzewany" o to, ze sam umie się regenerować i walczyć z chorobami chociaż nauka o tym jest jeszcze w powijakach. Myślę, że Ty znalazłeś sposób na pobudzenie jego do samoochrony, a to że nazywasz to Bogiem to już zupełnie inna sprawa. Zauważ jednak, że Twoje sposoby docierania i rozmowy z Bogiem są zupełnie inne niż to co zaleca KrK. Gdyby w Twoim poście zamienić słowo Bóg na "energia" to stał by się on naukowym a nie religijnym. Oczywiście każdy sam ocenia swoje wierzenia i ma do tego całkowite prawo.
Kolega Oen_242 ma do tego inne podejście niż Ty bo neguje istnienie Boga. Też mu wolno ale formę mógłby nieco zmienić.
maria-89 napisał/a:Było -to jest najważniejsze -parę i jestem za nie bardzo wdzięczna
Wdzięczna za co? za cuda? uzdrowił coś? uleczył? naprawił? wdzięczna za to, że naprawil coś, co najpierw spiep.Szył?
świetnie, że raczy naprawiac to, co najpierw psuje
Póki co to ja jestem mistrzem psucia. A on nie jest dla mnie nie jest mechanikiem, szwaczką ani hydraulikiem, tylko czymś, czego moim małym rozumkiem nawet nie zamierzam pojmować. Były cuda, parę razy mnie "zatkało", wiem, że ponad moimi ziemskimi, nie zawsze lekkimi, łatwymi i przyjemnymi sprawami jest jakieś wielkie coś, co daje mi poczucie bezpieczeństwa mimo że jest tak dalekie (jednocześnie tak bliskie?). Wiem, straszny bełkot, ale jak o tym mówić bez bełkotania?:)
Nawet jeżeli jest Bóg zdolny czynić cuda to cudów raczej nie czyni. Bo po co miałby je czynić? Żeby coś było cudem, musiało by być wbrew obowiązującym zasadom wszechświata i nie dać się nimi wytłumaczyć. Po co Bóg miałby łamać zasady wszechświata skoro sam je ustanowił i doskonale wie co się dzieje w każdej chwili istnienia wszechświata od początku do końca? I jak wyróżnić pomoc Boga spośród tylu innych zdarzeń we wszechświecie skoro sam to wszystko zaprojektował, uruchomił i z góry wie co się wydarzy?
Bardzo ciekawy temat. Dziekuje Wam a w szczegolnosci Poszukiwaczowi i Marii za wsze posty. Chyba potrzebowalam wlasnie to przeczytac...bo ja tez szukam i szukam i naczytalam sie wiele i poznalam tez techniki medytacyjne i oddechowe i wiem z teorii jak powinno to wszystko funkcjonowac ale...narazie pracuje nad zmiana siebie, swoich nawykow myslowych i zmiany swojego dzialania. Ciagle jeszcze oceniam, osadzam innych....a wiem, ze to nie jest ok. bo wiem, ze na najglebszym poziomie jestesmy jednoscia i ze wszystko do nas wraca to co wyslemy w swiat...Za duzo ciagle we mnie negatywnych mysli i slow i czynow...ciagle nad tym pracuje....Dzieki wam za te posty bo podtrzymuja mnie na duchu, ze sa takie osoby ktorym sie udalo.
xylanderka napisał/a:maria-89 napisał/a:Było -to jest najważniejsze -parę i jestem za nie bardzo wdzięczna
Wdzięczna za co? za cuda? uzdrowił coś? uleczył? naprawił? wdzięczna za to, że naprawil coś, co najpierw spiep.Szył?
świetnie, że raczy naprawiac to, co najpierw psujePóki co to ja jestem mistrzem psucia. A on nie jest dla mnie nie jest mechanikiem, szwaczką ani hydraulikiem, tylko czymś, czego moim małym rozumkiem nawet nie zamierzam pojmować. Były cuda, parę razy mnie "zatkało", wiem, że ponad moimi ziemskimi, nie zawsze lekkimi, łatwymi i przyjemnymi sprawami jest jakieś wielkie coś, co daje mi poczucie bezpieczeństwa mimo że jest tak dalekie (jednocześnie tak bliskie?). Wiem, straszny bełkot, ale jak o tym mówić bez bełkotania?:)
Wiele lat minelo ( i wiele cudow bylo ) zanim to COS po imieniu nazwalam.
I nawet w latach mojego odejscia od Boga zawsze zdawalam sobie sprawe, ze TO jest.
Dzisiaj to " wielkie cos " to ja nazywam Boza Opatrznoscia.