Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 13 ]

1 Ostatnio edytowany przez Tany8nyT (2011-01-18 00:00:52)

Temat: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Byłam z facetem rok. Kilka dni temu z nim zerwałam i, borykając się z wątpliwościami czy na pewno dobrze zrobiłam, napisałam do siebie list ;p który zawiera zestawienie zalet i wad mojego ex.
Czy uważacie, że dobrze zrobiłam, czy może też, że przejęłam się nieistotnymi błahostkami, które nie mają tak naprawdę znaczenia dla dobra związku? Czy taki mężczyzna ma szanse na ?wyrobienie się?, a związek na przetrwanie?
Treść: (przepraszam, że taka długa i nieskładna)

Zalety (kolejność przypadkowa, pisałam co mi do głowy wpadło ;p):
Jest inteligentny, miły, kulturalny, wykształcony,  ma hobby (piłka nożna, karty), zainteresowania, czuły, kochany, towarzyski, ma wielu kumpli opiekuje się mną jak nikt inny, oddany, wspiera mnie, romantyczny,  opanowany w sytuacjach społecznych, odpowiedzialny, przystojny, elokwentny, sprząta, lubi porządek, mamy podobne poczucie humoru,  jest mądry i oczytany, ma dar opowiadania, nie wstydzimy się przed sobą swojej fizjologii ;p, martwi się o mnie, dba, gdy jestem chora, przeziębiona, chce się nauczyć gotować smile , stara się jak cholera, szanuje swoją rodzinę, mogę się przy nim czuć emocjonalnie i psychicznie bezpiecznie, tzn. wiem, że mnie nie zdradzi, nie wyzwie, nie pije, jest wielkim przeciwnikiem palenia, szanuje mnie i moje ciało, bardzo mu na mnie zależy, kocha mnie bardzo.
Wady:
Nic mu się nie chce w sprawach zawodowych, nie planuje, na niczym mu nie zależy poza mną, bo reszta ?i tak się ułoży?, jest trochę ciapowaty, w sensie fizycznym nie mogę się przy nim czuć bezpiecznie, chociaż jest silniejszy ode mnie (ale przecież w Polsce nie każdy lata z nożem i nie musi mnie bronić przed napastnikami na każdym kroku ;p ), jest za bardzo wrażliwy, niektóre rzeczy za bardzo wyolbrzymia i przeżywa, czasami głupio gra zamiast porozmawiać, dramatyzuje, zbyt duży wpływ ma na niego matka, jest do niej zbyt przywiązany, nadal z nią mieszka (ma 25 lat), boję się że tak zostanie, o poważnych rzeczach nie chce rozmawiać, wychodzi w trakcie rozmowy, szczególnie jeśli chodzi o jego plany na przyszłość, nie istnieje pojęcie ?nasze plany?, jest zakompleksiony, co negatywnie wpływa na jego postrzeganie siebie i nie pozwala mu dostrzec jego dobrych cech, których ma o wiele więcej, nie pomagają słowa (szczere!!!) dowartościowania, przez co czuję, że nie mam na niego wpływu i czuję się bezsilna, nic nieznacząca. Ciągłe gadki jaki to on beznadziejny, że po ojcu ma same złe cechy, że jest niezaradny i żałosny itp. doprowadzają mnie do szału, bo przecież niekoniecznie tak musi być, a on jakby biernie poddaje się losowi, myśli, że jest tak uwarunkowany po ojcu i koniec. Nie lubię jak się faceci nad sobą rozczulają, facet musi sam wiedzieć czego chce i do tego SAM dążyć, a nie być ciągle popychanym przez kobietę, która ma masę swoich zajęć, myśli że romantyzmem (kwiaty, kino, spacery) odwróci moją uwagę od poważnych rozmów, a ja nie lubię za dużego romantyzmu, przytłacza mnie to! Jest hipochondrykiem, wszystko go boli, a to paluszek, a to główka. Nie możemy porozmawiać ?zawodowo?, bo nasze kierunki studiów i zainteresowania zawodowe (on: prawo, ja: medycyna) się różnią i boję się, że nie odnajdziemy wspólnego celu w życiu poza rodziną, domem, co na dłuższą metę chyba nie jest dobre.?

Ja sama jestem kobietą, która wie, czego chce, potrzebuję dużo wolności i samotności do spełniania swoich planów, a on znów wymaga ciągłej uwagi i czułości, jak dziecko. Nie lubię popychać na siłę, a jeszcze bardziej obserwować jak ktoś się marnuje, bo mu się ?nie chce?, mimo że ma predyspozycje i możliwości. Zbyt duży romantyzm mnie przytłacza, wolę normalnie porozmawiać o problemach, emocjach (co bardziej zbliża ludzi) niż zachwycać się sztuczną romantyczną otoczką, co na dłuższą metę mdli i nic nie daje, poza deklaracją, że mu zależy, co jest już oczywiste po tylu jego zapewnieniach. Dla mnie lepszym wyrażeniem tego, że mu zależy byłoby przejęcie się w końcu jego własnym życiem i wzięcie się w garść, bo mi bardzo zależy na tym, żeby spełnił się na każdej płaszczyźnie życiowej i kiedyś nie żałował, że zmarnował możliwości. Nie chcę nigdzie pchać go na siłę (nigdy nie robiłam nic na siłę, nie inicjowałam rozmów o tym zbyt często, po prostu niekiedy delikatnie namawiałam), chcę, żeby zachciało mu się w końcu CHCIEĆ (jakkolwiek głupio to brzmi) i żebym nie była jego jedynym celem w życiu, o czym wielokrotnie mówił (już widzę jak większość z Was puka się w czoło, bo przecież prawie każda kobieta marzy o tym, żeby być księżniczką dla swojego faceta i żeby poświęcał on jej jak najwięcej czasu i uwagi. No właśnie ? prawie każda.) Chcę, żeby się rozwijał. Dla siebie, dla nas. Czy wymagam zbyt wiele? Czy może miłość nie na tym polega? Może powinnam akceptować cokolwiek będzie robił, nawet, jeśli będzie to nicnierobienie?

Dziękuję za cierpliwość i proszę o odpowiedzi.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

interesujacy temat, z checia poczytam odpowiedzi.
mam w jakims sensie podobnie.
choc i ja nie swiece przykladem,ale jestem w innej sytuacji niz moj partner.

3 Ostatnio edytowany przez P&P (2011-01-17 11:52:49)

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Mi się to wydaje takie jakby... dziwne. Rozumiem- zrobiłaś sobie swój prywatny bilans związku, co w nim zyskujesz a co tracisz. I fajnie, bo dzięki temu możesz obiektywnie spojrzeć na jego wady i zalety. Tylko że widzisz- byłaś z facetem rok czasu, ni to dużo, ni mało (zależy dla kogo), ale już chyba poznałaś go trochę, trwałaś w związku i wcześniej Ci to nie przeszkadzało. Podjęłaś decyzję pochopnie (albo i nie), a teraz zastanawiasz się, czy dobrze zrobiłaś. Czytam Twój post i nie widzę w nim uczucia. Przepraszam, może się mylę, może źle to oceniam. Ale mam wrażenie, że sprowadzasz swojego (teraz już eks) partnera do kogoś, kto ma być (a nie jest) partnerem idealnym. Dlaczego nie mogłaś go zaakceptować takim jakim jest, bez podejścia "to mi się opłaca". A gdzie "brakuje mi go, kocham go, trudno mi bez niego żyć"?. To właśnie Ty mogłaś być jego motywacją i napędem do pewnych zmian, które będą dobre DLA WAS w przyszłości.
Mam nadzieję, że zrozumiesz mój punkt widzenia smile

4

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Dziękuję za zainteresowanie smile

P&P - kocham go, on o tym wie. Ten bilans celowo zrobiony jest "na chłodno", bo o to właśnie mi chodziło, żeby spojrzeć na nasz związek obiektywnie. Pomogło mi to w miarę uporządkować emocje po rozstaniu. Często tak robię, gdy mam jakieś rozterki, bo wtedy łatwiej mi jest poradzić sobie ze sobą (nie mam zaufanych przyjaciół, którym mogłabym się wygadać, a rodzinka mówi zawsze "rób co chcesz, to twoje życie"). Wiem, że mogę wydawać się jakaś oziębła, ale tak nie jest. Po prostu kieruje mną głównie rozum, ale uczucia też tam jakieś mam ;p na wodzy trzymane.
Decyzja o rozstaniu  nie była podjęta pochopnie, już wcześniej miałam wiele wątpliwości i on o tym wiedział, w sensie, wiedział, że mi niektóre rzeczy w nim nie pasują. Ja też nie jestem idealna! Wiem. Mam choleryczny charakter i wiele razy z tego powodu dałam mu popalić, ale on to akceptował. Nie chodzi mi też o jakieś korzyści finansowe wynikające z jego rozwoju zawodowego, chcę tylko żeby się rozwijał, bo nie lubię jak ludzie tkwią w martwym punkcie... Ja sama dążę do niezależności i wiem, że kiedyś finansowo powinnam dać radę ;p

"To właśnie Ty mogłaś być jego motywacją i napędem do pewnych zmian" No właśnie  nie byłam sad Mimo że bardzo się starałam. Wspierałam go, szukałam dla niego pracy, rozmawiałam z jego kumplami ze studiów co można by jeszcze zrobić, nici. Bo on sam nic nie chiał robić. I to mnie chyba najbardziej w tym wszystkim bolało; że ja, jako jego najukochańsza jedyna kobieta, jestem wobec niego bezradna.

5

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Hej,
ja myślę że Ty wymyślasz. Jaka jest jego sytuacja zawodowa (konkrety!), skończył już studia?
I chyba najważniejsze z pytań- jak zareagował na Twoją chęć odejścia?

6 Ostatnio edytowany przez Elede (2011-01-17 14:18:08)

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Będziecie mieć szansę, jeśli Ty zaakceptujesz  charakter swojego (byłego?) chłopaka, moim zdaniem takiego zestawu cech nie da się już zmienić, on taki po prostu jest.

Z mojego własnego doświadczenie powiem, że jeśli partner mówi mi, ze ważne cechy mojego charatkeru mu nie pasują i próbuje mnie zmieniać, nawet delikatnie, odbieram to jako brak akceptacji  i włacza mi się bunt, opór i przekora. Natomiast najważniejsza motywacją dla mnie do zmian jest poczucie akceptacji i bezpieczeństwa ze strony partnera, bo ja swoje wady znam bardzo dobrze i nie potrzebuję, żeby mi ktoś o nich jeszcz ględził, sama to sobie robię wystrarczająco często wink

Co innego drobne irytujące dla kogoś drobiazgi, wtedy pracuję nad sobą i zmieniam to, co komuś nie pasuje. No ale to o czym piszesz to nie sa drobiazgi, to są moim zdaniem fundamentalne różnice dotyczące podejścia do życia. Oprocz, hmm pewnego braku przebojowości Twojego chłopaka piszesz też, że nie pasuje Ci jego uczuciowość, romantyzm, hipochondria, zbytnie skupienie na związku. Z drugiej strony, czy może być coś piękniejszego od skupienia na związku, na budowaniu go, na budowaniu wspólnego świata, w dalszych etapach domu, rodziny? A plany zawodowe to przecież coś co należy osobno do każdego z partnerów.

7

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

A ja napiszę coś zupełnie odwrotnego niż P&P.

Opis mężczyzny, który tu zaprezentowałaś Tany8nyT przypomina mi strasznie mojego ex. I przyznam, że czytając o tych wymienionych wadach odczuwam awersje.

Według mnie Twój facet to zwykły "piotruś pan", totalny dzieciak. I taki ktoś na dłuższą metę jest nie do zniesienia.

P&P myślę, iż Tany8nyT kochała swojego byłego i patrzyła na niego miłością. Myślę też, że nie oceniała go jako kogoś kto ma dawać jej korzyści. Jednak nie da się na dłuższą metę zyć tylko "czułością i przytulaniem". W związku obie strony budują, obie strony angażują się, myślą przyszłościowo. Miłosć to świadome uczucie, cudowne uczucie, ale miłość to też pewność, to postawa odzwierciedlająca się w każdej dziedzinie życia, to decyzja, to szacunek, akceptacja.

Nie wiem ile masz lat Tany8nyT ale ja jestem kobietką koło 30-stki i prawdę mówiąc nie chce mi się już bawić w "chodzenie", oczekuje prawdziwego, dojrzałeo związku, z kimś kto wie kim jest i czego chce. Pragnę aby mój mężczyzna był pewny swoich uczuć, swiadomy tego czy mnie kocha, czy nie. Świadomy czego chce ode mnie, tego kim dla niego jestem. Facet musi wiedzieć czego chce od siebie, od życia.

Mój ex był zawsze bardzo czuły, ciepły, opiekuńczy, wspierający, namiętny.  Potrafił idealnie zorganizować wspólne spotkania, ale...
ale własnie był dzieciakiem. Nigdy nie dało się z nim poważnie porozmawiać, a już z pewnoscią nie istniał temat taki jak "my i nasze plany." Poważne rozmowy były dla niego zawsze przykrością, czymś trudnym czego unikał. Miał do mnie pretensje jeśli chciałam aby się określił, porozmawiał o tym co ważne. On nie potrafił powiedzieć czego chce sam od siebie, też nie wierzył, że coś może mu się udać dlatego unikał zastanawiania się nad sobą. Żył z dnia na dzień, zero planowania, wpływania na własne życie. Nie mogłam od niego niczego oczekiwać i wymagać bo to go zniechęcało. Chciał chyba żebym tylko go chwaliła, podziwiała, na wszytsko mu pozwalała, poświęcała mu całą uwagę,  abym go wyręczała  we wszystkim, była dla niego idealną "mamusią" zamiast jego kobietą. I zwyczajnie juz nie dawałam rady, nie byłam w stanie mu pomóc. W dodatku był nieodpowiedzialny i niezorganizowany. Jak mu się coś udało to zrobił, a jak mu się nie udało, no to trudno nie zrobił.

Na początku się starał, potrafił być wspaniały. Ale z czasem był on coraz bardziej wymagający i mający pretensje. Ja zaś czułam się jakbym nie istniała. Jakby w ogóle nie liczyło się dla niego co ja chcę, potrzebuję, co czuję. Według niego to chyba tylko ja powinnam była  się starać, kochać. A on był jak dziecko koncentrujący się tylko na sobie i swoich potrzebach i ciągle czegoś oczekujący. I to ja w tym związku czułam się tak jakby on był ze mną "bo to mu się opłaca".

Dlatego Tany8nyT na Twoim miejscu poważnie bym się nad tym wszystkim zastanowiła raz jeszcze. Skoro już teraz, po tak niedługim czasie bycia razem miałaś tyle wątpliwości to z nikąd się one nie wzieły? Jak już zrobiłaś taki bilans zalet i wad to warto by było kazdą z tych cech ocenić w skali od 1 do 10 - nadając ważność danej zalecie, wadzie. I jeśli różnica w tych punktach między zaletami i wadami będzie powyżej 60 punktów na korzysc wad to kiepsko. Jesli to jednak tylko pare punktow to warto sprobowac cos zmienic wspolnie.

Jednak skoro on tak nic nie robi, to pomyśl, że w przyszłości to Ty musiałabyś zajmować się domem, utrzymaniem, dziećmi, porządkami i byłabyś w tym sama, a on po prostu by był. Nie wiem też, czy da się tak kogoś zmienić? To nie jest tylko kwestia zmiany nawyków, dogadania wspólnych spraw. To akurat jest głębszy problem. Myslę, że to przede wszytskim on musiałby chcieć zmiany, musiałby dostrzec swój problem.

Tylko jakoś się nie chce się wierzyć, że to ten sam facet ma te wszytskie zalety i wady. Piszesz, że jest odpowiedzialny, w takim razie jak się to ma do braku celu w życiu, do braku jakiejkolwiek motywacji? Nie jest odpowedzilany za swoją przyszłość, bo o niej nawet nie myśli. Nie podejmuje działań. Piszesz też, że kiedy chcesz rozmawiać on wychodzi z pokoju, jak dla mnie to jest niedojrzałe.
Fajnie, że szanuje swoją rodzinę. Fajnie, że odnajduje się w relacjach spolecznych, że ma zainteresowania, znajomych. Fajnie, że potrafi być taki wspierający, kochany.
Jednak kiepsko jeśłi jakieś poważne sprawy między wami chce zamaskować np. prezęcikami i tym samym odsunąć problem. To wg mnie też brak odpowiedzialności. To tak jakby myslał, że wszytsko samo się dzieje bez jego wpływu. Taka trochę to jest manipulacja: "nie rozwiąże problemu, nie chce mi się o tym myśleć ale dla świętego spokoju dam jej prezent aby "nie suszyła mi głowy"".

Napisz dlaczego zaczełaś za nim tęsknić? Dlaczego zaczełaś mieć wątpliwości co do słuszności tego, że z nim zerwałaś?
Zastanów się co faktycznie was łączy? Co Ty do niego czujesz? Czy potrafiłabyś z nim żyć i dobrze się czuć jesłi by się "nie wyrobił"? Nie ma sensu naiwnie liczyć, że się ktoś zmieni? Musisz tu i teraz wiedzieć, czy go chcesz? Co innego zmieniać drobne nawyki, a co innego jest jeśłi dany charakter, osobowośc nam nie pasuje.

8

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Oczywiście etniczna, w pełni się z Tobą zgadzam. Tyle, że w poście autorki brakowało mi tej uczuciowej strony związku. Ale jasne jest, że samą miłością nie da się wyżyć. Być może jednak, partner autorki nie jest JESZCZE tego świadom. I jak ktoś kiedyś mądrze napisał na tym forum- związek jest po to, by było lżej, a nie po to, by mieć więcej smile Czy jakoś tak smile

9

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

alaclaudie - skończył studia dobry rok temu, obronił się, ma na dyplomie dobre i bardzo dobre oceny, potem robił przez kilka miesięcy staż w kancelarii, teraz pracuje w firmie, która zajmuje się inwestycjami i finansami (czyli zupełnie nie jego "działka"), bo kolega mu załatwił. Jest to jednak niepewna praca, podejrzana firma, która nie daje szansy rozwoju. Gdyby nie to to pracowałby jako obwoźny sprzedawca, bo niczego innego sobie nie zorganizował(ja rozumiem taka praca w trakcie studiów, dla dorobienia, ale już po?). On po prostu czeka aż samo do niego coś przyjdzie. Aha! Miał jeszcze pracować w bibliotece! (oferta od jakiejś cioci), ale tam mu powiedzieli, że ma za wysokie wykształcenie do takiej roboty... Startował na aplikację w tamtym roku, bo... ja go namówiłam. Wziął się do nauki miesiąc przed, ofc się nie dostał. Ale niewiele pkt brakowało mu do zdania, co świadczy o tym, że jest dość zdolny, tylko mu się nie chce. Na siłę nie pcham go na aplikacje, bo wiem co to z bagno, już się wiele nasłuchałam/ naczytałam, ale mógłby chociaż raz jeszcze spróbować, skoro nie ma innego pomysłu. Osobiście usług też nie chce świadczyć, typu pisanie pism prawniczych na zlecenie, bo to można robić po tych studiach, niektórzy jego koledzy właśnie za to się wzięli. Co do mnie to jestem w połowie studiów med.
Jak zareagował na wieść o rozstaniu? Był w szoku, niewiele mówił, niewiele chciał wyjaśniać, tylko słuchał mojej dość chaotycznej, okraszonej rzewnymi łzami wypowiedzi. Mówił, że mu bardzo na mnie zależy, że kocha, że nie chce mnie stracić i nie wyobraża sobie starać się w przyszłości o inną kobietę. Popłakał trochę, pocałował w czoło i wyszedł.

Elede - wydaje mi się, że on sobie zdaje sprawę ze swoich wad, mówi o tym często, ale nic nie zmienia. Tak jakby oczekiwał ode mnie jedynie utulenia i akceptacji. Oczywiście otrzymywał to z mojej strony, w dużych ilościach, ale, jak napisała etniczna - miłość to nie tylko czułości i przytulanie... to go usypiało, sprawiało, że było mu tak dobrze, że mógłby tak trwać i trwać... A gdy zaczęłam podejmować jakieś metody mobilizacji (chociażby rozmowa o planach, przypominanie, że jest dorosłym facetem) to zaczynał unikać i bagatelizować. Przecież robiłam to delikatnie, znam jego wrażliwy charakter i nie chciałam go jeszcze bardziej zniechęcić i zakompleksić.

etniczna - nie myślałam, że tak szybko na tym forum znajdę osobę, która tak dobrze mnie zrozumiała. Widzę, że miałaś dosyć podobnego partnera i rozumiesz moje położenie. Mogłabym podpisać się pod każdym słowem charakterystyki Twojego byłego, bo tego czego ja nie zdążyłam napisać o moim, Ty dopisałaś.
Gdy go poznałam i zakochaliśmy się w sobie postanowiłam, że w końcu chcę stworzyć dojrzały i poważny związek. Staraliśmy się rozwiązywać codzienne problemy, nie kłócić się z błahych powodów, nie zrywać pod byle pretekstem. Zaakceptowałam go całego i wszystkie zalety i wady, o których dosyć szybko zdałam sobie sprawę. Ale powiedziałam sobie - kochamy się, damy radę. Ja też mam pełno wad, wiele złych nawyków wyeliminowałam dla niego.
Napisałaś o ciągłej potrzebie chwalenia i podziwiania - mój też tak miał, zawsze trzeba było podbudowywać jego ego, za wszystko dziękować - robiłam to z przyjemnością i szacunkiem. Ale te jego potrzeby przekładały się też na funkcjonowanie w pracy. Ciągle oczekiwał pochwał i zapewnień, że robi dobrze. Zawsze wymagał odrobiny chociaż wdzieczności... a przecież wiadomo jacy są ludzie, tym bardziej dla tych którzy pracują "pod nimi". Mówiłam : "Skarbie, przecież nie wszyscy muszą Cię lubić. Jest wielu zawistnych i nieprzyjemnych ludzi na tym świecie, nie przejmuj się nimi, rób swoje, pracuj, ucz się w tej pracy pożytecznych rzeczy i  nie zwracaj uwagi na detale, przecież nie ze wszystkimi musisz mieć świetne stosunki ". Wystarczyło, że szef na niego krzywo spojrzał, a on już przychodził z pracy niezadowolony, zestresowany i niedowartościowany i tak w kółko... Jest też trochę naiwnym człowiekiem, łatwo ufa i myśli, że wszyscy będą dla niego dobrzy, skoro on taki dla nich jest. Powiedział, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest nauczony życia. Mówię: "Przetrzymaj to, zahartujesz się będzie lepiej, olewaj ich"... Czasami mam wrażenie, że to ja byłam facetem w tym związku, a on tylko wrażliwą babką sad ;p Jak można życ z kimś takim?

"to pomyśl, że w przyszłości to Ty musiałabyś zajmować się domem, utrzymaniem, dziećmi, porządkami i byłabyś w tym sama, a on po prostu by był" - myślałam o tym, przeraża mnie taka wizja. Dziwne, że jego nie przeraża ewentualna wizja bycia "utrzymankiem" ;/

Dlaczego zaczęłam za nim tęsknić i mieć wątpliwości? Jestem dopiero kilka dni po rozstaniu, dopóki emocje sie nie uspokoją, będę przeżywała jeszcze różne huśtawki nastroju.
Wiesz co? Twoje pytania mnie jeszcze bardziej ponagliły i zmobilizowały do myślenia. Uważam, że naprawdę różnia nas fundamentalne rzeczy, jak osobowość, temperament, charakter i wartości życiowe... czego nie da się zmienić. Jest on naprawdę dobrym człowiekiem, ale raczej nie dla mnie. Uświadomiłam sobie, że ewentualna chęć powrotu wynikałaby z wyrzutów sumienia, bo wiem, że bardzo go zraniłam, bardzo, ale nie mogłabym już z nim być, mimo tego że go kocham.

10

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

cześć jego słych cech to to ze ma małe poczucie własnej wartosci,a To mozna odbudowac jak mu bedziesz w kółko jego zalety wymieniac może nabrał by wiekszej pewnosci siebie;P i kazdy ma wady takie albo inne pytanie czy go kochasz tak naprawde i czy potrafisz życ z jego wadami taki jaki jest

11 Ostatnio edytowany przez alaclaudie (2011-01-18 00:43:50)

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Tany8nyT- teraz Cię rozumiem. To co Ci przeszkadza jest skutkiem wychowania (a raczej jego braku). Rok to ogromna ilość czasu, widzę że starasz się być obiektywna. Być może kierunek studiów był zachcianką jego rodziców, a on do dziś tak do końca nie wie co chciałby w życiu robić. Też nie umiałabym być z człowiekiem którym trzeba się ponad normę opiekować.
Pytasz czy macie szansę- wyjaśnij mu (jeśli będzie miał takie życzenie) dlaczego nie możesz się z nim związać na stałe(jeszcze raz). Nawet mu to spisz. Jeśli wyrazi chęć pracy nad niedociągnięciami, opracujcie plan i egzekwuj od niego aktywność.
Jeśli zawali- sprawa jest prosta. W związku trzeba od siebie nawzajem wymagać, inaczej relacja staje się nudna i zaczyna się psuć.
Pozdrawiam smile

12 Ostatnio edytowany przez Numer0 (2011-01-18 00:45:16)

Odp: Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Nie wnosze tu zamieszania <<<--- to zdanie pisze jeszcze raz, hehe xD
lecz....
chce powiedziec swoje emocje smile

Zawsze te same problemy, ktos kocha, cos jest nie tak, nie potrafimy z kims wytrzymywac, nikt nie rozumie nas, my nikogo.
Odechciewa mi sie kogokolwiek jak czytam te posty choc jest to naprawde bardzo ciekawe, az trudno uwierzyc ze
az tyle ciekawych sytuacji jest, i tak czesto.

Moim zdaniem nie pasujecie do siebie ale nie wiem czy z jego strony i czy roznica polega na wychowaniu (on) czy moze
uposledzeniu odbierania jego emocji przez ciebie. Jedno jest pewne, mam nadzieje ze nie bedzie to dlugo trwalo
i ze albo sie zrozumiecie albo szybko rozstaniecie. Wiem co czuje ktos kto cierpi.
W zwiazku musicie zrobic tak by byla rownowaga, nie moze byc ze ktos ciagle jest niezadowolony.
Sprawdz czy ta rownowaga jest do stworzenia, a jak nie to rozstancie sie jak najszybciej bo szkoda
waszych zlych uczuc. Zycie jest zbyt piekne na marnowanie czasu !!! --->>>

A co rozumiem prez rownowage ? Bycie w jednej swiadomosci, a nie ze ktos ciagle musi czekac na ciebie
robiac cos i jak to zrobi to na koncu dostanie pochwale - taki piesek domowy.
Jesli obierzecie cele i bedziecie razem do tego dazyc to okey, ale jesli wasz zwiazek to nie bedzie wspolna droga
tylko czekanie na zbawienie i nie wiadomo co to PRZEPRASZAM, ale nie traccie czasu bo sie zameczycie, a
przynajmniej jedno z was hmm ktore niepowiem.... xD

Posty [ 13 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Czy mamy jeszcze szansę...? Różnica charakterów.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024