Wiem, że podobnych wątków jest kilka, ale głównie negatywnych - dla chcących rzucić itp. Nie, żebym kogoś namawiała do palenia - naprawdę jestem ostatnia w tym wypadku. Ale czy tego chcemy czy nie papierosy są częścią naszego życia, są pewnym elementem, zjawiskiem społecznym.
Chciałabym więc w tym wątku podyskutować o różnych (niekoniecznie zdrowotnych) aspektach palenia.
Sama palę z w sumie ok. 5 letnią przerwą (na ciąże) 15 lat. Palę nie więcej niż pół paczki dziennie, odkąd pamiętam były to cienkie papierosy (vogue, davidoff, she) mentolowe. Zaczęłam późno - miałam chyba 26 lat, bo choć na studiach zdarzało się zapalić, to bardzo okazyjnie. Odchowałam dziecko, poszło do żłobka, a ja do pracy. Było nas kilku młodych w pracy i trzymaliśmy się razem, bo dyrekcja delikatnie mówiąc nie pałała do nas miłością. Paliła jedna koleżanka, moja najlepsza, więc się jej trzymałam również wtedy gdy szła do palarni. No i kiedyś bardzo zdenerwowana zapaliłam. Później na jakiejś imprezie, u niej, przy kawce. Raz na jakiś czas zdarzało mi się. Pewnego razu jej nie było a ja miałam straszny dzień. Wszyscy po mnie jeździli. Pomyślałam, że mam ochotę zapalić. Na przerwie skoczyłam po 'zestaw inhalacyjny', usiadłam na ławce i zapaliłam.
Później poszło z górki, choć na początku paliłam tylko w pracy. Potem generalnie w towarzystwie. Aż regularnie, gdziekolwiek.
Papierosy zdrowia mi nie zniszczyły (do tej pory), ciągle uprawiałam jakiś sport i kondycję mam. Nie wyglądam gorzej niż moje rówieśniczki, choć wiem, że to przypadek i moje szczęście - dobre geny. Być może bez palenia byłoby jeszcze lepiej. Pieniędzy trochę na to poszło, ale tych nam nie brakowało szczególnie.
Bez papierosów wiele przyjaźni by się tak nie rozwinęło, ale może byłyby inne. Mam wiele spotkań towarzyskich z uwagi na pracę męża i tam czasem przydaje się wyjście na papieroska.
Ale to wszystko i tak nieważne. Właściwie od pierwszego papierosa ten mały patyczek mnie uwiódł a gdy spróbowałam tych cienkich mentolowych to mi autentycznie zasmakowały - na studiach paliło się zwykłe, których teraz nie potrafię wziąć do ust. Uwielbiam tę czynność i mimo rzucania wiedziałam, że wrócę.
Palaczowi, w domu pełnym dzieci i przy niepalącym małżonku nie jest łatwo. Nie chcę truć dzieci, więc przy nich nie palę. Latem staram się to robić tylko na dworze a jeśli w domu to tam, gdzie przeszkadza najmniej. Mąż zaakceptował nałóg. Dzieci czasem mi dokuczają. Jedna straszliwa przyjemność, której pozbyć się nie chcę.
Czy są tu jacyś palacze nie-męczennicy?