Witajcie,
długo szykowałam się, aby cokolwiek napisać i się poradzić. Niestety potrzebuje porady osób postronnych. Sytuacja będzie długa, ale może ktoś miał podobnie i wie co zrobić. Zrobić, aby nie stracić godności.
Od ponad roku pracuję na pewnym stanowisku pracy, wymagającym szybkich reakcji, intuicji etc. Firma logistyczna. W innym dziale ale w tej same firmie pracuje mój mąż. Kiedy szefem był stary dobry znajomy to mogłam powiedzieć, że dało się wszystko naprawić, zrobić, nie było tak toksycznie. Jednak od niedawna mam inną szefową, która niestety zaczęła budować zespół od jego dzielenia. Ogółem próbowała mnie od nominacji swojej znaleźć sposób by mnie wywalić. Co nie jest łatwe bo wykonuję pracę dobrze. Jestem zaangażowana, ambitna i otwarta. Nie boję się mówić nic otwarcie.
W grudniu zatrudniła dziewczynę ode mnie młodszą z innego działu, podobnego ale biurowego. Protegowaną dyrektora. Od razu zaczęła ją faworyzować, chociaż poziom wiedzy operacyjnej, systemu- niemal zerowy. Nie mówiąc o doświadczeniu. W każdym razie szybko okazało się, że dziewczyna dostała przykaz obserwowania mnie. Zaczęła na mnie donosić bezpośrednio dyrekcji- że np w środku zimy na hali bez ogrzewania założyłam płaszcz i na chwilę odstąpiłam od pracy by się ogrzać. Oczywiście oznajmiła, że odmówiłam pracy ostentacyjnie. Także moje żarty o początkach mojej pracy, które miały pokazywać, że każdy się uczy, ona przekręcała przeciwko mnie, mówiąc, że ja tak pracuję popełniając ciągle błędy. Brak oczywiście na to dowodów, ale ploty są fajne. Potem moi przełożeni zaczęli mówić nieprawdziwe informację członkowi związków zawodowych na mój temat, oczerniać mnie przed kolegami męża, dyskryminować moje kompetencje, relacje ze współpracownikami.
Doprowadzili do sytuacji, w której ten sam dyrektor zażądał wprost mojego zwolnienia, albo decyzji, że zostaję.
Przełożona mi to przekazała, na okrętkę powiedziała, że ktoś donosi na mnie etc. Powiedziałam wprost, że plotek sobie nie życzę, że to chamstwo i ja uwielbiam moją pracę i będę ją wykonywać. A jak chcą mnie zwolnić to niech to zrobią jeśli uważają, że jestem złym pracownikiem. Ogółem musiałam ładnie manewrować, bo wiele rzeczy wiedziałam od osób, którym obiecałam zachować dla siebie i wiedzę i świadomość zachowałam, stąd czułe słówka jaka to jestem ważna i w ogóle, że oni sami nie chcieli tylko dyrektor chciał...nie działały na mnie.
Ale do meritum. Od dwóch miesięcy było jakoś spoko. Zero plot, manipulacji, cisza.
Dzisiaj zaś było totalne urwanie głowy, zmiana z wczoraj z wieczora nie zrobiła wszystkiego, a ta toksyczna koleżanka została przydzielona do roboty kolegi z zespołu, pracującego w biurze nad formalnościami, do których potrzebowała skończonych zadań z wieczora. Wiedząc to zaczęłam jej pomagać, obrabiałam dokumenty dla niej zamiast robić swoje. Ona wtedy latała z kolegą z pracy, wykonywali obowiązki dość energicznie, było dużo do główkowania, do rozwiązywania, mnóstwo problemów. Ja wtedy robiłam papierki, pomagałam w innych zadaniach, drukowałam trasy kierowcom, weryfikowałam statusy i rozwiązywałam inne problemy.
Podsumowaniem koleżanka mnie obgadała jak wyszłam z drugą zmianą, że oni pracowali, a ja nic nie robiłam. Siedziałam i piłowałam paznokcie.
Jestem w sytuacji patowej- przełożeni są za nią, zawsze zdania, że my sami jesteśmy sobie winni relacji i tyle, na pewno ją wesprą. Koledzy wiedzą jak jest, ale siedzą cicho, nie komentują, zero wsparcia. Mąż i jego dział nic nie może. Jeśli otwarcie jej powiem, że wiem, co powiedziała to mogę liczyć na jakieś dziwne akcje. Jutro będzie taki sam motłoch, również papierki do zrobienia. Zastanawiam się czy odmówić ich zrobienia. Zająć się swoją robotą. Kij jednak ma dwa końce. Odmawiając pomocy jakby wystawiam się na inny strzał, że nie pomagam i nie współpracuję.
Druga rzecz istnieje szansa, że koleżanka dostanie nominację do innego lepszego działu i za dwa miesiące będę ją jedynie widywać, nic poza tym.
Milczeć czy grać w otwarte karty?