Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 35 36 37 38 39 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 2,341 do 2,405 z 2,855 ]

2,341

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Ponieważ już sporo po 22, to myślę, że można puścić wszystkim prawdziwym damom z tego forum taki kawalek.
https://m.youtube.com/watch?v=BojUcKG20sM .
Spokojnej nocy.

Spojrzałem na Twój wątek, Piotrze. I odsłuchałem ten rap, czy hip hop (nie znam się na tym).
Według mnie jednak, jest ten utwór mimo wszystko, prześmiewczy wobec oczekiwań maminsynka.
Przecież żadna mamie nie dorówna. Czy ta na rogu, czy ta "porządniejsza".
Bo królowa,  jak siebie Doda skromnie określiła kiedyś, "jest tylko jedna". smile

Zobacz podobne tematy :

2,342

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Excop napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Ponieważ już sporo po 22, to myślę, że można puścić wszystkim prawdziwym damom z tego forum taki kawalek.
https://m.youtube.com/watch?v=BojUcKG20sM .
Spokojnej nocy.

Spojrzałem na Twój wątek, Piotrze. I odsłuchałem ten rap, czy hip hop (nie znam się na tym).
Według mnie jednak, jest ten utwór mimo wszystko, prześmiewczy wobec oczekiwań maminsynka.
Przecież żadna mamie nie dorówna. Czy ta na rogu, czy ta "porządniejsza".
Bo królowa,  jak siebie Doda skromnie określiła kiedyś, "jest tylko jedna". smile

Pięknie to ująłeś, Excop :-) Zaglądam tu na wątek Piotra74, bo mamy wspólne doświadczenie, ale ... ta piosenka nie wzbudziła mojego entuzjazmu...

I to smutna prawda, ale prawda, padła też z ust mojego-prawie-byłego męża: moja mama jest dla mnie ideałem tongue Szkoda tylko, że nie wiedziałam o tym iż mam być wierną kopią tego ideału zanim pozwoliłam włożyć obrączkę na palec tongue

I tak oto, mężczyzno po przejściach, podsumowałeś tragedię mojego małżeństwa w dwóch aktach tongue
1. Nie dorównałam ideałowi matki mojego męża;
2. Potem pojawił się następny ideał tongue

Moje miejsce od początku przewidziane było na bruku sad

2,343

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
I_see_beyond napisał/a:
Excop napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Ponieważ już sporo po 22, to myślę, że można puścić wszystkim prawdziwym damom z tego forum taki kawalek.
https://m.youtube.com/watch?v=BojUcKG20sM .
Spokojnej nocy.

Spojrzałem na Twój wątek, Piotrze. I odsłuchałem ten rap, czy hip hop (nie znam się na tym).
Według mnie jednak, jest ten utwór mimo wszystko, prześmiewczy wobec oczekiwań maminsynka.
Przecież żadna mamie nie dorówna. Czy ta na rogu, czy ta "porządniejsza".
Bo królowa,  jak siebie Doda skromnie określiła kiedyś, "jest tylko jedna". smile

Pięknie to ująłeś, Excop :-) Zaglądam tu na wątek Piotra74, bo mamy wspólne doświadczenie, ale ... ta piosenka nie wzbudziła mojego entuzjazmu...

I to smutna prawda, ale prawda, padła też z ust mojego-prawie-byłego męża: moja mama jest dla mnie ideałem tongue Szkoda tylko, że nie wiedziałam o tym iż mam być wierną kopią tego ideału zanim pozwoliłam włożyć obrączkę na palec tongue

I tak oto, mężczyzno po przejściach, podsumowałeś tragedię mojego małżeństwa w dwóch aktach tongue
1. Nie dorównałam ideałowi matki mojego męża;
2. Potem pojawił się następny ideał tongue

Moje miejsce od początku przewidziane było na bruku sad

Współczuję, I see_beyond (pozwolisz, że będę nazywał Cię po prostu Beyond?).
Niegdyś sądziłem, że jestem maminsynkiem. Takim typowym właśnie.
Bo nie lubiłem się bić, a jak już dostałem w nos od rówieśnika, to płakałem. Z bólu i wściekłości, że nie potrafiłem się zrewanżować tym samym.
Potem, to poczucie uzależnienia od opieki rodziców i ich zdania, co dla mnie lepsze, zwłaszcza matki, ulotniło się.
Myślę, że spory udział miał w tym obowiązek odbycia zasadniczej służby  wojskowej. Z dala od "gniazda" i w okresie, który mało kto dobrze wspomina z obecnego establishmentu politycznego naszego kraju. smile

Jeśli Twój "jeszcze mąż" uważa, że matce nigdy nie dorównałaś, więc poszukał sobie innej kandydatki na "ideał" w rozumieniu mamusi, nie masz po kim płakać.
Bo i ta druga, nie spełni oczekiwań zapewne. smile
Tak na to popatrz i spójrz w... beyond!

2,344

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
I_see_beyond napisał/a:
Excop napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Ponieważ już sporo po 22, to myślę, że można puścić wszystkim prawdziwym damom z tego forum taki kawalek.
https://m.youtube.com/watch?v=BojUcKG20sM .
Spokojnej nocy.

Spojrzałem na Twój wątek, Piotrze. I odsłuchałem ten rap, czy hip hop (nie znam się na tym).
Według mnie jednak, jest ten utwór mimo wszystko, prześmiewczy wobec oczekiwań maminsynka.
Przecież żadna mamie nie dorówna. Czy ta na rogu, czy ta "porządniejsza".
Bo królowa,  jak siebie Doda skromnie określiła kiedyś, "jest tylko jedna". :)

Pięknie to ująłeś, Excop :-) Zaglądam tu na wątek Piotra74, bo mamy wspólne doświadczenie, ale ... ta piosenka nie wzbudziła mojego entuzjazmu...

I to smutna prawda, ale prawda, padła też z ust mojego-prawie-byłego męża: moja mama jest dla mnie ideałem :p Szkoda tylko, że nie wiedziałam o tym iż mam być wierną kopią tego ideału zanim pozwoliłam włożyć obrączkę na palec :p

I tak oto, mężczyzno po przejściach, podsumowałeś tragedię mojego małżeństwa w dwóch aktach :p
1. Nie dorównałam ideałowi matki mojego męża;
2. Potem pojawił się następny ideał :p

Moje miejsce od początku przewidziane było na bruku :(

I_see_beyond mam coś specjalnego, z dedykacją dla Twojego prawie byłego męża,
https://m.youtube.com/watch?v=myhMOdLtuOk.
Osobiście nie rozumiem takich ludzi jak on. Bo jeżeli dorosły człowiek wchodzi w związek z drugą osobą, to od tego momentu to partner powinien być tą najważniejszą osobą. Miłego dnia :).

2,345 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-03 09:58:25)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jeśli mogę coś dodać.
Mój mąż bardzo kocha matkę, a mimo to ja jestem na pierwszym miejscu w Jego sercu. To znaczy Jego uczucie do matki nie polega na tym, że ją idealizuje czy przymila się do Niej. On Ją po prostu ma w sercu, a jak trzeba to pomoże w chorobie. Martwi się kiedy ma problemy i pomaga Jej, kiedy tego potrzebuje. To dla mnie jest prawidłowa relacja matka-syn. Może to też efekt odbycia zasadniczej służby wojskowej  smile  Jak On bosko wyglądał w mundurze  big_smile
Gdzie tamci mężczyźni dzisiaj są? Boże chroń nasze córki od mamisynków.


Czy ktoś z Was forumowicze pomoże Seonekowi, napisze jak może odzyskać córeczkę?

2,346 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2016-05-03 12:16:34)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Jeśli mogę coś dodać.
Mój mąż bardzo kocha matkę, a mimo to ja jestem na pierwszym miejscu w Jego sercu. To znaczy Jego uczucie do matki nie polega na tym, że ją idealizuje czy przymila się do Niej. On Ją po prostu ma w sercu, a jak trzeba to pomoże w chorobie. Martwi się kiedy ma problemy i pomaga Jej, kiedy tego potrzebuje. To dla mnie jest prawidłowa relacja matka-syn. Może to też efekt odbycia zasadniczej służby wojskowej  smile  Jak On bosko wyglądał w mundurze  big_smile
Gdzie tamci mężczyźni dzisiaj są? Boże chroń nasze córki od mamisynków.


Czy ktoś z Was forumowicze pomoże Seonekowi, napisze jak może odzyskać córeczkę?

Lilka, bardzo dobrze opisalas relacje syn - matka, u mnie wyglada ona podobnie jak u Twojego meża, i raczej wojsko mi w niej nie pomoglo, bo kiedys nie chcialem tam isć, a teraz trochę tego żałuję. Jestem jedynakiem, więc teoretycznie powinienem mieć tendencję do przejaskrawiania tej relacji. Tak jednak nie jest i wydaje mi się, że to, iż potrafię rozgraniczyć moje dorosłe życie od tego co łączy mnie z mamą wynika z tego, że ona nigdy nie starała się być nadopiekuńcza, zawsze uczyła mnie samodzielności, nie kontrolowała przesadnie tego co robię i przede wszystkim nie starała się zbytnio ingerować w moje życie narzucając mi swoje zdanie. Dla mnie typ maminsynka to facet, którego matka wykazywała cechy nadopiekuńcze.

Co do Seonka, to postaram się coś mu doradzić dzisiaj, jak przeczytam cały wątek do końca. Wczoraj zacząłem, ale jeszcze nie skończyłem. Pozdrawiam Cię i życzę miłego dnia smile

2,347

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Gdzie tamci mężczyźni dzisiaj są? Boże chroń nasze córki od mamisynków.

Tamci, starym wapnem już są, Lilko. smile
A poważniej rzecz biorąc, przyrównanie partnerki do matki,  by upokorzyć żonę/konkubinę/dziewczynę, to zwykła podłość. I tyle.

2,348

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Excop napisał/a:

Współczuję, I see_beyond (pozwolisz, że będę nazywał Cię po prostu Beyond?).
Niegdyś sądziłem, że jestem maminsynkiem. Takim typowym właśnie.
Bo nie lubiłem się bić, a jak już dostałem w nos od rówieśnika, to płakałem. Z bólu i wściekłości, że nie potrafiłem się zrewanżować tym samym.
Potem, to poczucie uzależnienia od opieki rodziców i ich zdania, co dla mnie lepsze, zwłaszcza matki, ulotniło się.
Myślę, że spory udział miał w tym obowiązek odbycia zasadniczej służby  wojskowej. Z dala od "gniazda" i w okresie, który mało kto dobrze wspomina z obecnego establishmentu politycznego naszego kraju. smile

Jeśli Twój "jeszcze mąż" uważa, że matce nigdy nie dorównałaś, więc poszukał sobie innej kandydatki na "ideał" w rozumieniu mamusi, nie masz po kim płakać.
Bo i ta druga, nie spełni oczekiwań zapewne. smile
Tak na to popatrz i spójrz w... beyond!

Jasne, call me Beyond smile Dziękuję Ci za spojrzenie na sprawę męskim okiem! To jest właśnie to uzależnienie od opinii rodziców... Wiadomo, że dla każdego dziecka mama jest bardzo ważną osobą w życiu, ale właśnie trzeba tę relację w odpowiednim momencie w sposób zdrowy przeciąć - aby stać się niezależnym, odpowiedzialnym za siebie człowiekiem. Poprzez zdrowe odcięcie się rozumiem to na poziomie emocjonalnym - wtedy tylko jest szansa na dojrzałość i stworzenie trwałej relacji z drugim człowiekiem.

Z "gniazda" to ja wyfrunęłam na drugi koniec naszego pięknego kraju dla męża właśnie - choć mnie to na początku przeraziło, to teraz widzę długofalowe pozytywne skutki - stałam się silna, bo zdana ... na siebie.

I wiecie co - jest coś w tym odbywaniu służby wojskowej. Mój prawie-były-mąż jej nie odbył... A jeśli chodzi o odległość od jego domu rodzinnego - nasz znajduje się 5 minut drogi spacerkiem... To mówi samo za siebie.

Tak więc dziękuję za słowa otuchy - nie zbaczam z raz obranego kursu tongue Konsekwentnie trzymam się decyzji o rozstaniu!

Piotr74 - bardzo Ci dziękuję za ten teledysk smile Nie sądziłam, że nasi rodzimi artyści dostrzegą ten problem społeczny i postanowią o nim zrobić clip smile Jak słuchałam, pojawił mi się rogalik na ustach - wypisz wymaluj, to co miałam u siebie przez ładnych parę lat smile

I wiecie co... mój prawie-ex sam przyznał, że wie, iż ma w/w problem i ... nic z tym nie zrobił. A jest wieku...40+. Tak więc jak pisze excop -nie pozostaje mi nic innego jak spojrzeć beyond tongue

2,349

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Co do Seonka, to postaram się coś mu doradzić dzisiaj, jak przeczytam cały wątek do końca. Wczoraj zacząłem, ale jeszcze nie skończyłem. Pozdrawiam Cię i życzę miłego dnia smile

Dziękuję Piotrze. Ty masz w tym doświadczenie.
Przydałoby Mu się męskie wsparcie oraz fachowe porady jak krok po kroku walczyć o córkę.

Ja również pozdrawiam

2,350

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Excop napisał/a:
Lilka787 napisał/a:

Gdzie tamci mężczyźni dzisiaj są? Boże chroń nasze córki od mamisynków.

Tamci, starym wapnem już są, Lilko. smile

O nie nie nie i jeszcze długo długo nie  tongue

2,351

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Forumowicze mam takie pytanie do Was.

Czy nie czujecie się uzależnieni od forum?

Ja tak i nie wiem jak się uwolnić, bo polubiłam osoby z forum i chciałabym wiedzieć co u nich słychać. Poza tym czytając forum dowiaduję się istotnych rzeczy, ale z drugiej strony forum za bardzo ingeruje w moje życie. Czytając jak ludzie cierpią niemal czuję ich ból i popadam w depresyjny nastrój. Nie umiem tego rozgraniczyć.
Wiem, że jedynym lekiem na uzależnienie jest odstawić substancję uzależniającą, ale wtedy stracę to wszystko o czym napisałam powyżej.

Czy Wy też tak macie? Czy tylko ja taka nieodporna jestem?

2,352

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Forumowicze mam takie pytanie do Was.

Czy nie czujecie się uzależnieni od forum?

Ja tak i nie wiem jak się uwolnić, bo polubiłam osoby z forum i chciałabym wiedzieć co u nich słychać. Poza tym czytając forum dowiaduję się istotnych rzeczy, ale z drugiej strony forum za bardzo ingeruje w moje życie. Czytając jak ludzie cierpią niemal czuję ich ból i popadam w depresyjny nastrój. Nie umiem tego rozgraniczyć.
Wiem, że jedynym lekiem na uzależnienie jest odstawić substancję uzależniającą, ale wtedy stracę to wszystko o czym napisałam powyżej.

Czy Wy też tak macie? Czy tylko ja taka nieodporna jestem?

Jak wszystko, co przyjemne, forum też może uzależnić tongue Lilka787, jeśli siedzenie przed ekranem niekorzystnie wpływa na Twoje życie prywatne, to odpowiedzi udzieliłaś sobie sama sad

Wiem, jak łatwo wciągnąć się w internet i coś, co fascynuje, a takie są właśnie nasze rozmowy na tym forum smile

Gdybym znalazła się w sytuacji kogoś, kogo rodzic pyta, co ma zrobić, bo dziecko tylko przyklejone do kompa tongue - udzieliłabym takiej rady: kabla nie wyrywać i nie zabierać ze sobą do pracy w torbie, ale może ...wyznaczyć maksymalnie godzinkę (włączyć alarm w komórce, kiedy czas się skończy) tongue Wypróbuj tongue

Wyczułam w Tobie, Lilka787 bardzo ciepłą i empatyczną osobę. Osobiście nie chcę, żebyś znikała z forum, bo lubię czytać co piszesz tongue Właśnie osoby o wyjątkowej wrażliwości (sądząc na podstawie postów Ty taką wykazujesz) tak mają, że bardzo udzielają im się emocje innych.

Ja też tak jeszcze czasem mam jak Ty ( See? You are not alone), a jak byłam nastolatką w liceum, to dźwigałam takie brzemię bólu przez własną wrażliwość, że też miewałam ponure nastroje i refleksje.

Tak mają wrażliwcy smile

Teraz to się zmieniło - głównie przez moją pracę, w której mam dość dużo do czynienia z ludzkimi problemami. Nauczyłam się nie identyfikować z problemem, choć wrażliwości, tak niezbędnej w moim zawodzie, na szczęście nie zatraciłam.

Musiałam się tego nieidentyfikowania się z problemem nauczyć, bo alternatywą byłoby zwolnienie się z pracy.

2,353 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-03 19:49:38)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dziękuję I_see_beyond

Myślę, że dla własnego dobra powinnam odejść, ponieważ nie umiem dawkować sobie przyjemności tongue Pewnie to jakieś zaburzenie.
Tylko szkoda mi, bo poznałam tu wspaniałych ludzi  smile No i z kim będę prowadzić filozoficzne dysputy?

2,354

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Kochana, zaburzona to z pewnością nie jesteś tongue

Pamiętaj, nie musisz siedzieć przy kompie codziennie. Wpadaj od czasu do czasu smile

Jeśli zdecydujesz się na radykalny odwyk tongue, będzie mi niezwykle przykro, ale zrozumiem i uszanuję to.

Powodzenia smile

2,355

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dziękuję I_see_beyond

Planuję dokończyć czytanie wątku Piotra (jestem na 30 stronie, Piotrek właśnie przyjął pod dach niewierną  smile  ) i już nie zaczynać nowych.

Chciałam zostać w jednym tylko wątku, ale nie wyszło. Kiedyś Ci opowiem. Ważne jest dla mnie Twoje zdanie.

Spróbuję ograniczyć forum, może raz w tygodniu będzie dobrze. Nie wiem czy mi się to uda. Pewnie oszukuję samą siebie jak każdy uzależniony.


Jeśli znajdziesz czas i ochotę to poczytaj ten stary wątek "Dramat" MoniCo.
Dla mnie to był prawdziwy wstrząs, jakby tąpniecie mojego świata.
Dwa tygodnie płakałam i pytałam męża czy on również by mi to zrobił?
Zakończenie Ci dopowiem.

2,356

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Lilka rzeczywiście za bardzo się wkręcasz skoro dwa tygodnie płakałaś i zameczałaś męża pytaniami.

2,357

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Jeśli znajdziesz czas i ochotę to poczytaj ten stary wątek "Dramat" MoniCo.
Dla mnie to był prawdziwy wstrząs, jakby tąpniecie mojego świata.
Dwa tygodnie płakałam i pytałam męża czy on również by mi to zrobił?
Zakończenie Ci dopowiem.

Znajdę czas i przeczytam, obiecuję. Teraz biegnę zarobić na chleb tongue Miłego dnia!

2,358 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-04 10:22:37)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Tak Ola_la, za bardzo.
Historia MoniCo to był dla mnie prawdziwy wstrząs, coś jakby rysa na bezpiecznym domu, który budowałam tyle lat.
Może dlatego, że była pierwsza, dlatego że tak wiele podobieństw Jej rodziny i mojej.

Monia i Jej mąż też bardzo się kochali. Poza tym świetny partnerski związek, z zaufaniem, bez kontroli, rozmowy o wszystkim, radość z córki, która też była w wieku mojej, super sex. I oto nagle Monia w trosce o zdrowie Swojego męża postanawia Go odchudzić i daje mu w prezencie książkę o diecie. On z zapałem wciela dietę w życie. Staje się chudszy, a przez to jeszcze bardziej przystojny. I nagle zaczyna podobać się "suczy w czerwonych szpileczkach", która z nim pracuje od lat. Gościu popłyną na jej umizgi. Tak się nią zauroczył, że nie dał rady się uwolnić. Owszem walczył, Monia schowała dumę i walczyła, ale przegrali oboje, bo sucz nie odpuściła, pomimo, że Monia prosiła ją żeby nie niszczyła Ich rodziny. Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie? Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić. Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym sercem, widział jak cierpi, nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy. Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę. Czy wiecie jak ona cierpiała? Gdzie on miał serce. Po latach sucz mu spowszedniała, urodziły się bliźniaczki, więcej obowiązków. Na szczęście MoniaCo znalazła szczęście w ramionach innego mężczyzny. A Jej córka ma z Nim świetny kontakt. "Mąż poteflon" przychodząc do nich, wodzi teraz za Nią tęsknym wzrokiem, zastanawiając się gdzie on miał rozum "wypuszczając z rąk takiego anioła".
Lecz za późno już.
I po co to wszystko było?

Kto czytał watek ten rozumie "sucz" i "poteflona".

I teraz powstaje w mojej głowie taka myśl, że skoro tamten tak kochał żonę i córkę, a mimo to odszedł, to znaczy że każdy może tak zrobić.
Każdy czyli mój mąż też.

2,359

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Miłego dnia I_see_beyond smile

2,360

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Tak Ola_la, za bardzo.
Historia MoniCo to był dla mnie prawdziwy wstrząs, coś jakby rysa na bezpiecznym domu, który budowałam tyle lat.
Może dlatego, że była pierwsza, dlatego że tak wiele podobieństw Jej rodziny i mojej.

Monia i Jej mąż też bardzo się kochali. Poza tym świetny partnerski związek, z zaufaniem, bez kontroli, rozmowy o wszystkim, radość z córki, która też była w wieku mojej, super sex. I oto nagle Monia w trosce o zdrowie Swojego męża postanawia Go odchudzić i daje mu w prezencie książkę o diecie. On z zapałem wciela diete w życie. Staje się chudszy, a przez to jeszcze bardziej przystojny. I nagle zaczyna podobać się "suczy w czerwonych szpileczkach", która z nim pracuje od lat. Gościu popłyną na jej umizgi. Tak się nią zauroczył, że nie dał rady się uwolnić. Owszem walczył, Monia schowała dumę i walczyła, ale przegrali oboje, bo sucz nie odpuściła, pomimo, że Monia prosiła ją żeby nie niszczyła Ich rodziny. Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie? Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić. Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym serce, widział jak cierpi nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy. Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę. Czy wiecie jak ona cierpiała? Gdzie on miał serce. Po latach sucz mu spowszedniała, urodziły się bliźniaczki, więcej obowiązków. Na szczęście MoniaCo znalazła szczęście w ramionach innego mężczyzny. A Jej córka ma z Nim świetny kontakt. "Mąż poteflon" przychodząc do nich, wodzi teraz za Nią tęsknym wzrokiem, zastanawiając się gdzie on miał rozum "wypuszczając z rąk takiego anioła".
Lecz za późno już.
I po co to wszystko było?

Kto czytał watek ten rozumie "sucz" i "poteflona".

I teraz powstaje w mojej głowie taka myśl, że skoro tamten tak kochał żonę i córkę, a mimo to odszedł, to znaczy że każdy może tak zrobić.
Każdy czyli mój mąż też.

Lilka czytajac na tym forum historie zycia roznych ludzi, musisz zachowac troche wiecej dystansu. Owszem opisywane przez roznych ludzi historie sa bardzo podobne do siebie w swoim przebiegu, ale zawsze sa to jednak rozni ludzie. Rozne charaktery, rozne wartosci. Nie ma ludzi i historii w stu procentach identycznych. I tak skoro piszesz, ze Twoj maz moglby zachowac sie tak jak maz Moni, tak ja moglbym stwierdzic, ze moja zona moze zachowalaby sie kiedys tak jak zona Rumpela, nie wiem czy znasz jego watek?
Ale wiesz o ile wchodzac na poczatku na to forum i piszac tutaj staralem sie szukac potwierdzenia tego, ze faktycznie moze kiedys i tak bedzie, ze ona sie opamieta, ze zrozumie kto i co powinno byc dla niej najwazniejsze, tak w miare uplywu czasu dochodzilo do mnie, ze moje zycie jest tylko moje i ja tutaj nie znajde odpowiedzi na to co nas czeka, bo forum to nie magiczna kula, ktora przepowiada przyszlosc. Nasza przyszlosc jest w naszych rekach, glowach i decyzjach jakie podejmujemy.
Milego dnia.

2,361

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Tak Piotrze.
Dlatego w głębi serca wciąż wierzę, że prawdziwa miłość istnieje.

Miłego smile

2,362 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-06 22:26:59)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Aleksandra81 napisał/a:

Przeczytajcie wątek laki741. To Piotr pod innym nickiem


laki741 napisał/a:

Witajcie. Mam problem z prawidłowym odbiorem intencji mojej dawnej znajomej. Po krotce o co chodzi. Poznalem ja jeszcze jako nastolatek ponad 20 lat temu, zakochalem sie w niej od pierwszego spotkania. Bylem u niej w domu codziennie, rozmawialismy, sluchalismy muzyki, chodzilismy razem do mojej kuzynki, bo to jej kolezanka byla. Prawie jak para, chociaz oficjalnie nigdy nia nie bylismy. Po 2 latach ona poznala innego chlopaka, zostali para, ich zwiazek trwal z 4 - 5 lat, cos tam poszlo nie tak i sie rozstali, miala kolejnego faceta, ja wyjechalem na studia do innego miasta wiec moj kontakt z nia byl o wiele zadszy, musze dodac, ze w czasie kiedy ona byla z tymi dwoma facetami, ja ja caly czas kochalem, spotykalismy sie dosc czesto, czasem bez jej mena, czasem z nim, rozne imprezy czy u tej mojej kuzynki, czasem do mnie przychodzily same we dwie. Ok pod koniec moich studiow ona zeszla sie z powrotem ze swoim pierwszym facetem, bylinze soba jakies 2 lata, zaszla w ciaze i urodzila dziecko, jej zwiazeknrozpadl sie. Zaczalem sie z nia znow spotykac, trwalo to jakis rok, ale nie bylismy oficjalnie para,w miedzyczasie poznalem moja obecna zone. Wyjechalem do innego miasta i kontakt sie urwal. Jakis czas temu spotkalismy sie przypadkiem i wszystko wrocilo. Zaczelismy do siebie dzwonic, smsowac, potem nasz kontakt przeniosl sie na jeden z portali spolecznosciowych.Pisalismy czesto ze soba, o pierdolach, o jej pracy, takie tam kolezenskie pisanie, ale ja zaczalem sie coraz bardziej angazowac, w miedzy czasie rozstalismy sie z zona. Nasze pisanie bylo coraz bardziej osobiste, pytalem jej, czy wtedy kiedy ona byla sama z dzieckiem to myslala o tym abysmy byli razem, czy kocha swojego obecnego faceta, sa razem ponad dwa lata. Nie odpowiedziala na zadne pytanie, sprytnie sie wykrecajac. Znala moja osobista sytuacje, ze nie jestem wolny, ale mam problemy malzenskie. Niedawno napisalem jej co do niej czuje, kilka bardzo dlugich wiadomosc, prosilem o spotkanie i rozmowe, ona nie odpowiedziala mi konkretnie na zadna z nich, ale pisac nie przestala. Kontakt ze mna ukrywa przed swoim obecnym facetem, jest o mnie zazdrosny. Nie wiem czy ja dobrze rozumiem, ale jesli ktos komus wyznaje uczucia i ta osoba jest w zwiazku, to czy nie czujac nic do takiej osoby utrzymuje z nia nadal kontakt, tym bardziej jak partner jest o nia zazdrosny. Nie wiem podswiadomiemczuje, ze cos miedzy nami jest, ale ona z jakichs wzgledow boi sie zaryzykowac, tylu mezczyzn juz ja w zyciu skrzywdzilo, moze to jest to?Jak wy to widzicie, szczegolnie prosze o odpowiedz panie. Dzieki.

Skończyłam czytać twój watek Piotrze74 a może laki741 ?

Nie pomyliłam się - oszukałeś żonę i oszukujesz sam siebie.

Mimo tylu słów które tu padły od tak wielu osób, licznych argumentów, omawianych schematów i dokonanych analiz - Ty nadal oszukujesz nie tylko innych ale przede wszystkim sam siebie.

Gdybyś to mnie zmarnował życie tak jak Swojej żonie, gdybyś stał się przyczyną cierpienia moich dzieci - nie miałabym dla Ciebie litości.

Ciekawe co czułeś składając przysięgę żonie?

Chociaż kto wie - do perfekcji opanowałeś przecież oszukiwanie siebie a poza tym w jednej chwili potrafiłeś to przestać kochać, to zacząć kochać, raz jedna raz drugą, raz trzecią.

Wszystko Jej kupiłeś, wszystko za Nią zrobiłeś, wszystko jej dałeś - OPRÓCZ MIŁOŚCI i tak stworzyłeś bezduszną istotę.

Takie jest moje zdanie.



PS

Nie sil się na odpowiedź i tak wiem co napiszesz, to samo co od pierwszej strony tego wątku.

Napisałam, choć wiem że moja wypowiedź i tak nie da Ci nic do myślenia, tak jak wszystkie poprzednie.

A szkoda, bo mógłbyś wyciągnąć wnioski z tej życiowej porażki, po to by nie skrzywdzić następnych kobiet (tak jak to robisz teraz) i po to by naprawić krzywdy jakie wyrządziłeś synom razem z żoną.

2,363 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-07 00:27:43)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jakis czas temu spotkalismy sie przypadkiem i wszystko wrocilo. Zaczelismy do siebie dzwonic, smsowac, potem nasz kontakt przeniosl sie na jeden z portali spolecznosciowych.Pisalismy czesto ze soba, o pierdolach, o jej pracy, takie tam kolezenskie pisanie, ale ja zaczalem sie coraz bardziej angazowac, w miedzy czasie rozstalismy sie z zona.

Japitole, Piotrek..

Już pomijam fakt, że małżonka jest fanką discopolo, ale Ty prowadziłeś jakby nie patrzeć - podwójne życie.
Chyba niezbyt uważnie wątek "laki741" doczytałam wtedy.. wygląda to paskudnie, choć już i tak po ptakach.

Chyba brak serca dla disko polo przesunął mi na jakiś czas poczucie sprawiedliwości..

Ty ożeniłeś się z żoną kochając cały czas inną kobietę. Nie uwierzę na sekundę, że z zajętym sercem mogłeś NA MAXA kochać żonę.
Nie oceniam Cię, bo pewnie jest Ci wstyd samemu przed sobą, choć nam otwarcie nie przyznasz, ale w tej sytuacji nawet te numery co ex żona Tobie odwaliła to i tak nie daje 1:1, bo mam wrażenie, że jednak wszystkiego nam tutaj nie mówisz..

I też bardzo to dziwna sprawa, w świetle tego co pisałeś z innego konta, że nagle taka typowa Matka Polka (Twoja ex żona) idzie w tango.. trochę to wygląda jak rozpacz po tym, czego się dowiedziała lub "wołanie o miłość", której od Ciebie nie dostawała.

Jak było, wiesz tylko Ty.

2,364

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Kiedy czytalam ten watek jak go zalozyl dziwilo mnie to, ze wszyscy mu tak przyklasneli, bo nie wierzylam w to wszystko.

A to przeciez klasyka gatunku.

2,365

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Jakis czas temu spotkalismy sie przypadkiem i wszystko wrocilo. Zaczelismy do siebie dzwonic, smsowac, potem nasz kontakt przeniosl sie na jeden z portali spolecznosciowych.Pisalismy czesto ze soba, o pierdolach, o jej pracy, takie tam kolezenskie pisanie, ale ja zaczalem sie coraz bardziej angazowac, w miedzy czasie rozstalismy sie z zona.

Japitole, Piotrek..

Już pomijam fakt, że małżonka jest fanką discopolo, ale Ty prowadziłeś jakby nie patrzeć - podwójne życie.
Chyba niezbyt uważnie wątek "laki741" doczytałam wtedy.. wygląda to paskudnie, choć już i tak po ptakach.

Chyba brak serca dla disko polo przesunął mi na jakiś czas poczucie sprawiedliwości..

Ty ożeniłeś się z żoną kochając cały czas inną kobietę. Nie uwierzę na sekundę, że z zajętym sercem mogłeś NA MAXA kochać żonę.
Nie oceniam Cię, bo pewnie jest Ci wstyd samemu przed sobą, choć nam otwarcie nie przyznasz, ale w tej sytuacji nawet te numery co ex żona Tobie odwaliła to i tak nie daje 1:1, bo mam wrażenie, że jednak wszystkiego nam tutaj nie mówisz..

I też bardzo to dziwna sprawa, w świetle tego co pisałeś z innego konta, że nagle taka typowa Matka Polka (Twoja ex żona) idzie w tango.. trochę to wygląda jak rozpacz po tym, czego się dowiedziała lub "wołanie o miłość", której od Ciebie nie dostawała.

Jak było, wiesz tylko Ty.

Elle dobrze wtedy doczytalas wszystko, bo zebralo mi sie niezle od Ciebie wowczas.
Dalem ciala wtedy zakladajac to drugie konto i jest mi wstyd za to do tej pory.
Co do reszty, to nie jest tak, ze ja prowadzilem podwojne zycie. Zobacz kiedy ja napisalem pierwszego posta na koncie Laki, 07.03.2015. Zona mieszkala juz dwa miesiace ze swoim lovelasem, bylo po jej dwoch wyprowadzkach z domu i pozostawieniu dzieci ze mna. Po calym grudniu hustawek emocjonalnych, ktore fundowala mi po odkryciu jej zdrady. Ona zaczela sie odsowac odemnie od wrzesnia 2014, zostawila mnie samego w andrzejki z dziecmi, gdzie prosilem ja, zebysmy spedzili je razem, specjalnie zalatwilem sobie wolne na ten czas, ale ona wolala pojsc z kolezanka na dyskoteke, pokazujac mi jasno gdzie jest moje miejsce.
Pisalem, ze ona juz w 2011 miala romans z jakims gosciem, wydzwaniali do siebie i smsowali non stop, potem w 2013 pojawil sie nastepny amator na krotko. Jak myslisz czy te wszystkie wydarzenia nie mialy wplywu na moje postepowanie?
Zeniac sie z nia robilem to swiadomie, to dla niej zostawilem wtedy ex, chociaz gdybym wtedy tego nie zrobil, to zapewne zostalibysmy wtedy oficjalnie para. Kochalem zone jak nikogo na swiecie, przez 12 lat naszego malzenstwa nie myslalem o ex wcale, nie szukalem kontaktu do niej, nie dazylem do spotkania, a uwierz mi nie byloby z tym problemu, bo mieszkala 20km od mojego miasta, wiedzialem gdzie pracuje, moglem tam pojechac w kazdej chwili i odnowic znajomosc, ale nie zrobilem tego, nie czulem takiej potrzeby.
Spotkanie ex bylo czysto przypadkowe, w 2013 roku, i tak jak pisalem rozmowy byly normalne, kolezenskie. Owszem sam sobie zadawalem pytanie, czy potrafilbym poplynac w romans z nia, czy potrafilbym zostawic zone, dzieci dla niej i dlugo odpowiedz byla jedna, nie. Ale jak to mowia nie ma skutku bez przyczyny i tak im bardziej jz odsuwala sie odemnie, tym mnie bardziej ciagnelo do ex. Rozmowy stawaly sie bardziej zazyle, to ex spedzila ze mna wirtualnie andrzejkowy wieczor i starala sie pocieszac po tym jak potraktowala mnie jz. Pomagala mi w grudniu gdy szanowna malzonka nie mogla sie zdecydowac czego pragnie, byla ze mna w styczniu, gdy zona dwa razy sie wyprowadzila do kochanka, wspierala dobrym slowem, radami. No i stalo sie, ze poplynalem za bardzo, zle zinterpretowalem sytuacje i padlo z mojej strony kilka slow za duzo wtedy. Ale dopiero wtedy kiedy bylem juz definitywnie sam, kiedy uslyszalem od zony wiele bolesnych slow o braku milosci, w zasadzie od samego poczatku do mnie, o drugim dziecku, ktore bylo dla niej zachcianka, a nie planowanym wspolnym szczesciem. Wiesz Elle ona wynajmujac mieszkanie, moglaby starac sie zabrac dzieci do siebie, tak jak wiekszos kobiet na jej miejscu by zrobila, ale nie probowala tego zrobic, no bo po co jej tam dzieci? Kochas byl wazniejszy niz one. Naczytalem sie tu wielu historii zdradzanych kobiet i mezczyzn i prawda jest taka, ze osobom, ktore zdradzaja po prostu odwala, nie mysla racjonalnie, przeinaczaja fakty, wypieraja z siebie poprzednie zycie, uczucia, mojej zonie odwalilo po calosci, bo dla nowej milosci poswiecila wlasne dzieci i niestety ani ja, ani moja relacja z ex nie miala na to zadnego wplywu.

2,366

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Tak Ola_la, za bardzo.
Historia MoniCo to był dla mnie prawdziwy wstrząs, coś jakby rysa na bezpiecznym domu, który budowałam tyle lat.
Może dlatego, że była pierwsza, dlatego że tak wiele podobieństw Jej rodziny i mojej.

Monia i Jej mąż też bardzo się kochali. Poza tym świetny partnerski związek, z zaufaniem, bez kontroli, rozmowy o wszystkim, radość z córki, która też była w wieku mojej, super sex. I oto nagle Monia w trosce o zdrowie Swojego męża postanawia Go odchudzić i daje mu w prezencie książkę o diecie. On z zapałem wciela dietę w życie. Staje się chudszy, a przez to jeszcze bardziej przystojny. I nagle zaczyna podobać się "suczy w czerwonych szpileczkach", która z nim pracuje od lat. Gościu popłyną na jej umizgi. Tak się nią zauroczył, że nie dał rady się uwolnić. Owszem walczył, Monia schowała dumę i walczyła, ale przegrali oboje, bo sucz nie odpuściła, pomimo, że Monia prosiła ją żeby nie niszczyła Ich rodziny. Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie? Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić. Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym sercem, widział jak cierpi, nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy. Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę. Czy wiecie jak ona cierpiała? Gdzie on miał serce. Po latach sucz mu spowszedniała, urodziły się bliźniaczki, więcej obowiązków. Na szczęście MoniaCo znalazła szczęście w ramionach innego mężczyzny. A Jej córka ma z Nim świetny kontakt. "Mąż poteflon" przychodząc do nich, wodzi teraz za Nią tęsknym wzrokiem, zastanawiając się gdzie on miał rozum "wypuszczając z rąk takiego anioła".
Lecz za późno już.
I po co to wszystko było?

Kto czytał watek ten rozumie "sucz" i "poteflona".

I teraz powstaje w mojej głowie taka myśl, że skoro tamten tak kochał żonę i córkę, a mimo to odszedł, to znaczy że każdy może tak zrobić.
Każdy czyli mój mąż też.

Lilka787, dziękuję za wprowadzenie do historii poprzez zamieszczenie jej streszczenia- odrobiłaś za mnie wzorowo zadanie domowe smile

Lilka787, widzę, że ta historia mocno w Tobie siedzi. Obiecałam, że napiszę, co o tym myślę, zaznaczam jednak, że nie znam wszystkich szczegółów Twojej historii.

Na pierwszy rzut oka widać, że bardzo utożsamiasz się z tą historią, bo widzisz wiele podobieństw między swoją rodzinną sytuacją a sytuacją Autorki tego wątku. Już pisałam, że dla mnie jesteś osobą bardzo empatyczną, w więc podatną na cudze emocje. Tam gdzie emocje są silne, łatwiej udzielają się innym - a MoniCo w swojej trudnej historii emocji przelewa na forum co niemiara. I to jest naturalne - moi bliscy też "współodczuwali ze mną" mój ból, kiedy zawalił się mój dotychczasowy świat w chwili przyznania się męża do romansu.

Pewne schematy, mechanizmy się powtarzają - wszyscy podlegamy jakimś tam uniwersalnym regułom, zgoda. Ale już przede mną kilka osób pisało, że każda historia jest inna, bo każdy jej uczestnik jest inny. Ja lubię powiedzenie "jesteś kowalem własnego losu" i często powtarzam "życie to sztuka wyboru - za każdym stoi jakaś konsekwencja, dobra i zła".

Pisałaś wcześniej ciepło o swojej relacji z mężem, domniemywam, że nadal tak jest. I wyczuwam w Tobie silny podświadomy strach, że możesz to stracić, bo zauważyłaś tak wiele podobieństw w dwóch historiach. I wydaje mi się, że tak reagujesz, bo wcześniej doświadczyłaś dotkliwej straty związanej z poczuciem bezpieczeństwa.

Reguły nie ma - każdy związek jest unikatowy, czasem przypadek zadecyduje, że coś pójdzie w prawo albo w lewo. Pomimo tego, iż konsekwentnie podkreślam świadome wybory, wiem również, że nie na wszystko mam wpływ.

Pytania, które stawiasz, są trudne. Sama często zadawałam sobie podobne patrząc tak codziennie na cierpienie drugiego człowieka - dlaczego tak się dzieje?... I tęższe umysły od mojego pisały filozoficzne czy religijne elaboraty naukowe próbując zmierzyć się z tematem.

Lilka787 napisał/a:

Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie? Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić? Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym sercem, widział jak cierpi, nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy. Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę. Czy wiecie jak ona cierpiała? Gdzie on miał serce?I po co to wszystko było?

Wiesz, okazuje się, że ja też mam wiele wspólnego z Tą historią. Przed wiele, wiele lat ja i mój mąż uchodziliśmy za wzorcową parę, byliśmy w sobie bardzo zakochani, było nam ze sobą naprawdę wspaniale. Skończyło się w momencie, kiedy poznał tą "drugą".

Ta "druga" ma kochającego ją męża i dwoje dzieci. Ja podczas jednej jedynej rozmowy z nią zapytałam, czy wie, że mnie krzywdzi, sama ma wszystko o czym ja marzyłam (my przez wiele lat bezskutecznie staraliśmy się o dziecko) i mnie zabiera wszystko, o mam - bezpieczny dom i ukochanego mężczyznę. Zapytałam, czy wie, że krzywdzi swoje dzieci (oboje w szkole podstawowej). Po drugiej stronie naprzemiennie cisza lub bełkot o "prawie do własnego szczęścia bez  życia pozorami" (pomijam fakt, że zdzira nie odeszła od męża, tylko wygodnie dalej ciągnie na dwa fronty, więc chyba nie rozumie słowa pozory). Zadałam tej dziwce pytanie, czy wie, co może stracić. Wiesz, co odpowiedziała?... Pewnie stracę dzieci... Kto jest kochającą matką lub ojcem, wie, dlaczego postawiłam wielokropek na końcu.
Zapytałam mojego męża, czy wie, co robi, czy zdaje sobie sprawę, jak mnie zranił, czy wie, że rozbija cudzą rodzinę i krzywdzi te dzieci, które przecież chcą mieć mamę i tatę (a sam jako dziecko przeżył podobną sytuację, więc wie, o czym mówię). Odpowiedział, że tak. I... robi to dalej.

Moja odpowiedź jest jednoznaczna - oni doskonale wiedzą co robią i w doopie mają cudze nieszczęście. Ten fakt należy po prostu przyjąć do wiadomości i zastanowić się, co dalej zrobić z własnym życiem, bo na nich wpływu się nie ma, to oni decydują, czego chcą.

Tak więc moje odpowiedzi w odniesieniu do mojego własnego "poteflona" i "suczy" są takie:
- Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie?
Nie miała.

-Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić?
Może. Może on wcale nie był szczęśliwy z żoną i córką, może nam się tak wydawało, a jemu do szczęścia potrzebny był rynsztok.

-Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym sercem, widział jak cierpi, nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy.
Po prostu mógł. Zrobił, co chciał zrobić.

-Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę?
Można. Po prostu.

-Czy wiecie jak ona cierpiała?
Miał to w doopie zajęty własnym urojonym nieszczęściem bycia ojcem i mężem i szukaniem szczęścia u suczy.

-Gdzie on miał serce?
Nie miał.

Szukałam kiedyś odpowiedzi na te pytania - dla osób wierzących, dlaczego tak się dzieje, odpowiedzią może być działanie złego na tym świecie. Dla zainteresowanych psychologią fakt, że każdy ma w sobie potencjał do czynienia zła - pojawiają się konkretne czynniki, które ten mechanizm uruchamiają... Gdzieś przeczytałam, że najlepiej nie zadawać pytania dlaczego ja, dlaczego tak. I to ostatnie wdrażam w życie. Zbyt wiele analizy, "rozkminiania" sprawia, że to prawdziwe życie przecieka przez palce!

Ale jest jedno pytanie, na które warto odpowiedzieć, Lilka787 tongue

I po co to wszystko było?

Uważam, że jesteśmy tu po to, aby odrobić pewną lekcję. Zadać sobie pytanie - jakie wnioski wyciągam z tej sytuacji? Czego się nauczyłam o sobie, ludziach, świecie i wreszcie - co z tym zrobię?

Ja postanowiłam przekuć ten dramat w sukces. Kryzys w życiu może być okazją albo do wpadnięcia w depresję albo szansą na nowy, lepszy etap w życiu. Ja jako cel obrałam to drugie i robię teraz wszystko, aby to osiągnąć.

Suczy dziś jestem generalnie ...wdzięczna - bo moje życie, pomimo tej "porażki", jaką była zdrada, odejście i zbliżający się rozwód, jest teraz pełniejsze, spokojniejsze, radośniejsze...

Lilka787, gwarancji, że coś się nie zepsuje nie ma. Pamiętaj moje "przesłanie": wszystko się może zdarzyć. Pytanie: co dany człowiek z tym zrobi...

Życzę Ci wszystkiego dobrego, Lilka smile

2,367

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No nie, Piotr74 lol Ja jestem tu dopiero od kilku dni, wcześniejszego wątku pod innym nickiem nie czytałam.

Okazuje się, że prawda jak oliwa zawsze wypłynie na wierzch, nawet w tak anonimowym miejscu jakim jest internet...


Piotr74 napisał/a:

Dalem ciala wtedy zakladajac to drugie konto i jest mi wstyd za to do tej pory.

Oj, dałeś, dałeś...

2,368 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-07 11:02:37)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
ryba81 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
ryba81 napisał/a:

Piotrze z tego co pamiętam obiecałeś żonie ze jeśli wróci do domu urwiesz kontakt z ex - nie zrobiłeś tego , a teraz masz pretensje ze ona od 3 tygodni ma kontakt z kochankiem ???

Wymagasz od niej wymagaj również od siebie !!

Ale ja kontaktu z ex nie mam, jest bardzo sporadyczny.

laki741 napisał/a:

To jest chyba jedyna kobieta, którą w życiu poznałem, która na mnie tak onieśmielająco działała. Może to dlatego, że zawsze mi na niej bardzo zależało i bałem się utracić z nią kontakt. Teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej, ja się jasno określiłem, napisałem co do niej czuję, piszę do niej, że za nią tęsknię. Prosiłem o spotkanie i szczerą rozmowę, określenie się przez nią, co ona o tym wszystkim myśli, ćzy jestem dla niej ważny, czy widzi nas razem. Niestety nic nie uzyskałem, żadnej konkretnej odpowiedzi, żadnego spotkania. Fakt mój proces rozwodowy jest w toku i oficjalnie jestem jeszcze żonaty, ale mojego małżeństwa praktycznie już nie ma i ona o tym doskonale wie. Z jednej strony unika szczerej rozmowy i określenia swoich uczuć,  nie odpowiada na moje pytanie czy kocha swojego partnera. Strasznie to dziwne zachowanie jak dla mnie. Nie wiem jak ją przekonać do szczerej rozmowy wie, ze zależy mi na niej bardzo i nic z tym nie robi.  Wolałbym na prawdę jasną deklarację z jej strony, bo te moje domysły są strasznie wkurzające.

Sporadyczny kontakt ale z wyznaniami miłości - Piotrze Ty w takiej atmosferze chciałeś naprawiac małżeństwo ??   Przecież ty rozmyślałeś co ex - myśli o was o Tobie a nie byleś skupiony na małżeństwie .

Piotr74 napisał/a:

Probowalem zrobic naprawde wszystko, aby nam sie udalo, okazywalem jej uczucie, nie odpychalem od siebie, staralem sie rozmawiac, prosic o jej zaangazowanie.

Piotr74 napisał/a:

Zony nie oszukiwalem, powiedzialem jej, ze czuje cos do ex

Ktore uczucia są dla Ciebie prawdziwe ?? Do żony czy do ex - bo już sie pogubiłam.

Zadziwiające jest to, że mimo tylu jednoznacznych przykładów na temat zakłamania Piotra on nie zdobył się na choćby próbę autorefleksji.
Zdrada emocjonalna, do której nie chce się przyznać, jest jednoznacznie traktowana nawet według prawa o czym świadczy zmiana stosunku do sprawy Piotra przez Zwyczajnego_faceta oraz Kuratorki_prosi_o... i nawet Lexpar zaproponował, żeby dał Jego numer żonie to będzie Jej bronił w sądzie.
Piotr pisał o tym jak bardzo był idealnym mężem, jak to żona była zawsze dla niego na pierwszym miejscu.
Tylko był w tym po prostu niewiarygodny. Co innego mówił a co innego robił. Nic dziwnego że zona mu nie wierzyła i że forumowicze przestali mu wierzyć.
Nie chodzi o to, że pisał po dwoma nikami tylko o to, że kłamał co do uczuć do ex, kłamał co do kontaktów z nią i co do prawdziwych motywów sprowadzenia żony do domu (patrz w mig odkochał się w żonie i związał z inną - tajemnicza kobietą oraz dla niej chciał zostawić dzieci z żoną, którą sam uznał wcześniej za nieodpowiedzialną).

Z zachowania ex wynika, że ona nigdy Piotra nie chciała, ani za pierwszym razem, ani za dziesiątym.
I tylko dlatego Piotr ożenił się ze swoją jeszcze żoną i tylko dlatego nie zdradził Jej fizycznie z ex.

Za to przez cały czas zdradzał żonę emocjonalnie i to jawnie.

Jaki z tego wszystkiego wniosek?

Zdrada emocjonalna niesie takie same konsekwencje jak każda inna zdrada. Nieodwracanie niszczy związek i zabija miłość.

Tak było również w przypadku
Nautiliusa - który chciał zostawić żonę bo odmawiała współżycia, po tym jak dwa razy nakryła go na flirtach z innymi,
Spensa - do którego też "wszystko wróciło" jak ex z braku laku zagięła na niego parol (naprawdę szczerze podziwiam Jego żonę za to że mimo bólu swojego i dziecka zachowała klasę)
a nawet myślę, że tak jest w przypadku Darka z wątku Tragedia, który pracuje za granicą a odszedł od żony bo robiła mu awantury i nie chciała zapomnieć tego tajemniczego czegoś co zrobił w przeszłości i randkowania w necie.

Takie jest moje zdanie

2,369

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dziękuję I_see_beyond, że otwierasz mi oczy.
Na chwilę zwątpiłam w miłość po historii MoniCo.

Wiele razem z mężem przeszliśmy, życie ćwiczyło nas na różne sposoby, a i kilkuletni kryzys małżeński nas nie ominął.
Teraz wychodzimy na prostą, przeszliśmy próbę ognia oboje. I tak myślę, że gdyby to nie była prawdziwa miłość to nie dalibyśmy rady.

I na koniec jeszcze taki wniosek z moich życiowych doświadczeń, kiedy już znajdziemy tę miłość to dbajmy o nią, bo bez troski, pielęgnowania, chronienia przed niebezpieczeństwami, ona umiera.

2,370

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Mówi się, że zdrada obnaża wszelkie niedobory związku, zdradzeni w swym "zaskoczeniu" i rozdrapywaniu ran rzadko kiedy umieją dopatrzeć się wad i przyczyn w sobie. Ilekroć rozmawiam ze zdradzonym, zdradzoną trudno przejść przez tamę ich poczucia krzywdy. Samemu też niełatwo mi uporać się z własnymi brakami.

2,371 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-07 11:03:28)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ap
Moim zdaniem przyczyn zdrady mogą być różne, każdy jednak odpowiada za swoją zdradę.

2,372 Ostatnio edytowany przez apologises (2016-05-07 11:22:44)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Lilka, wina za zdradę, decyzja i sam czyn to jedno. Trudno obarczyć winą za zdradę osobę zdradzoną. Ja mówię o przyczynach zdrady, własnym wkładzie w zdradę bliskiej osoby, wkładzie w jakość swojego związku, zdefiniowaniu własnych braków. To również kwestia uczciwości wobec siebie. Nie licząc bardzo skrajnych przypadków, każdy zdradzony swoje fałszywe pięć groszy wniósł. Bardzo często nieświadomie, ale nie jest to powód, by udawać, że nie ma problemu. Poszukiwanie wsparcia, zrozumienia w w momencie wykrycia zdrady jest sprawą naturalną. Tak też uczynił Piotr, ale osąd tak łatwy być nie może. Jego zaangażowanie może być ocenione tylko przez trzy osoby, jego samego, jego żonę, no i źródło jego westchnień. Trzy osoby, ich ocena i wówczas wyjdzie wypośrodkowanie tej oceny. Może się okazać, że ofiara jednej relacji jest katem drugiej relacji. Ale wcale nie musi. Tutaj nie ma zerojedynkowej odpowiedzi.

2,373

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

Mówi się, że zdrada obnaża wszelkie niedobory związku, zdradzeni w swym "zaskoczeniu" i rozdrapywaniu ran rzadko kiedy umieją dopatrzeć się wad i przyczyn w sobie. Ilekroć rozmawiam ze zdradzonym, zdradzoną trudno przejść przez tamę ich poczucia krzywdy. Samemu też niełatwo mi uporać się z własnymi brakami.

Oczywiście, że tak jest. Pierwszą reakcją jest poczucie krzywdy. Mnie mój prawie-ex dodatkowo jeszcze bombardował argumentami, że to wszystko jest moją winą tongue Siebie przy tym wybielał, wiadomo, niewiniątko jedno tongue

Ale to prawda co piszesz, zdrada odsłania deficyty. Powiem Ci, że od razu zrobiłam sobie rachunek sumienia, byłam gotowa na zmiany w naszym związku, ale mąż niestety nie, walczyłam rok o nas, ale do ratowania związku potrzeba dobrej woli dwojga.

Jeśli mówimy o

apologises napisał/a:

wkładzie w jakość swojego związku, zdefiniowaniu własnych braków

to się zgadzam. Jestem zdania, że za jakość związku, czasem kryzysy, odpowiedzialne są dwie osoby, za zdradę, a więc rozmyślne w moim przypadku, długoletnie działanie, tylko jedna.

2,374

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Wiele razem z mężem przeszliśmy, życie ćwiczyło nas na różne sposoby, a i kilkuletni kryzys małżeński nas nie ominął.
Teraz wychodzimy na prostą, przeszliśmy próbę ognia oboje. I tak myślę, że gdyby to nie była prawdziwa miłość to nie dalibyśmy rady.

Cieszę się zatem, że Wam się udało smile Trzymam za Was kciuki tongue

Lilka787 napisał/a:

I na koniec jeszcze taki wniosek z moich życiowych doświadczeń, kiedy już znajdziemy tę miłość to dbajmy o nią, bo bez troski, pielęgnowania, chronienia przed niebezpieczeństwami, ona umiera.

Od siebie dodam, aby zaangażowanie w troskę o miłość zawsze było obustronne tongue

2,375 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2016-05-07 12:04:02)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr, myślę, że to nie jest takie 'logiczne' wszystko jak starasz się opisać.

TU (w tym wątku) jesteś bardziej logiczny i wyważony, w tym gdzie pisałeś pod nickiem Luki widać emocje i rozpacz faceta, który robi któreś z kolei podejście do byłej (?) - w zasadzie platonicznej chyba, w której jest beznadziejnie zakochany od lat.
Potem z tej beznadziei i braku szans na bycie przez nią zauważonym i potraktowanym jak mężczyzna nie 'przyjaciel od pogaduch', żenisz się w końcu z żoną.
Teraz zaczynam rozumieć co mi nie pasowało, że ciągle mówiłam, że chyba masz ją "z łapanki", bo tak do siebie nie pasujecie jakoś.. Wygląda na to, że tak właśnie było. Była atrakcyjna, "dobry materiał na żonę", z ex ZEROWE szanse na szczęśliwy finał, więc poszedłeś z nową partnerką va banque, żeby nie skończyć samemu i nie oszaleć od myśli o ex.

Na niedługo jednak się ta sztuka zdała, wystarczyło jedno "przypadkowe" (ok, niech będzie, zdarza się) spotkanie..w którym też nie było by nic złego gdyby nie słowa - wszystko wróciło i pisanie smsków od nowa intensywny kontakt, itd.
Piszesz, że żona już wcześniej Cię z kimś zdradziła. Szczerze?
Uwierz, że facet, który jest 'myślami gdzie indziej' to jest duch w domu i DA SIĘ to zauważyć, pomimo, że twierdzisz inaczej i deklarujesz 100% poświęcenie żonie. Co w zderzeniu z tym, co i jak piszesz o ex i tym jak to ją kochałeś "przez te wszystkie lata" brzmi jak ponury żart..

Oboje zniszczyliście wasze małżeństwo, ale uważam, że żona od początku nie dostała od Ciebie uczciwej szansy. Reszta to pomieszanie z poplątaniem i ciężko wyliczyć, kto więcej błędów popełnił.
Ty popełniłeś pierwszy: BRAK uczciwości względem żony, ale i względem SIEBIE, że etap z ex w swojej głowie zamknąłeś.

Z takim podejściem 'ratowanie' małżeństwa, nawet gdyby nie doszło do zdrad w międzyczasie, jest cholernie trudne, bo walczysz nie tylko z kryzysem, ale i sam ze sobą żeby 'chciało Ci się chcieć'.


------
Reasumując: Wszyscy w sytuacjach kryzysowych popełniamy błędy i chcemy się 'wybielić'. Nie chodzi o przerzucanie się winą jak gorącym ziemniakiem, tylko żeby zobaczyć na co MNIE samego stać, poznać swoje 'słabe' strony, które w momencie kryzysów ujawniają się i dają szansę żeby coś z nimi zrobić. Jedni robią, inni szukają winnych.

Myślę, że to wasze małżeństwo od początku miało zbyt wątłe podstawy żeby przetrwać BEZ ciężkiej pracy włożonej z obydwu stron, ale było to możliwe. Ale kłamstwa i 'tajemnice pochowane w piwnicy' Was położyły.

2,376 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-07 14:52:13)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
I_see_beyond napisał/a:
Lilka787 napisał/a:

I na koniec jeszcze taki wniosek z moich życiowych doświadczeń, kiedy już znajdziemy tę miłość to dbajmy o nią, bo bez troski, pielęgnowania, chronienia przed niebezpieczeństwami, ona umiera.

Od siebie dodam, aby zaangażowanie w troskę o miłość zawsze było obustronne tongue

Oczywiście, że obustronne.

2,377

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

Lilka, wina za zdradę, decyzja i sam czyn to jedno. Trudno obarczyć winą za zdradę osobę zdradzoną. Ja mówię o przyczynach zdrady, własnym wkładzie w zdradę bliskiej osoby, wkładzie w jakość swojego związku, zdefiniowaniu własnych braków. To również kwestia uczciwości wobec siebie. Nie licząc bardzo skrajnych przypadków, każdy zdradzony swoje fałszywe pięć groszy wniósł. Bardzo często nieświadomie, ale nie jest to powód, by udawać, że nie ma problemu. Poszukiwanie wsparcia, zrozumienia w w momencie wykrycia zdrady jest sprawą naturalną. Tak też uczynił Piotr, ale osąd tak łatwy być nie może. Jego zaangażowanie może być ocenione tylko przez trzy osoby, jego samego, jego żonę, no i źródło jego westchnień. Trzy osoby, ich ocena i wówczas wyjdzie wypośrodkowanie tej oceny. Może się okazać, że ofiara jednej relacji jest katem drugiej relacji. Ale wcale nie musi. Tutaj nie ma zerojedynkowej odpowiedzi.

Ap

Ja myślę tak, bywa różnie tzn. przyczyny zdrady mogą być zarówno po stronie zdradzającego, zdradzanego, jak i obojga. Statystyk nie znam.

Bo np. ktoś w dzieciństwie został mocno skrzywdzony, jest zaburzony i działa w schemacie mając skłonność do zdrad - no i jaka tu jest wina zdradzonego?
Albo jedna strona ma luźne podejście do tematu związku, seksu np. chce mieć żonę w domu i skryte kochanki/numerki na boku nie widząc w tym nic złego. Tylko szkoda, że swojej wybranki o tym nie poinformuje na samym początku znajomości.

Może być i tak, że ludzie tworzą naprawdę udany związek, ale oto na horyzoncie pojawia się ktoś trzeci, kto zaczyna celowo mącić, dajmy na to że mąż czy żona wchodzą z nieostrożności w taką relację i okazuje się że są nieodporni, pojawia się zauroczenie a oni dla tych emocji, które miłością nie są niszczą prawdziwą miłość. A gdy przychodzi opamiętanie zwykle jest już za późno.

I może być też tak, jak u Piotra, że ktoś od początku zostaje oszukany, że nie otrzymuje miłości i sam zaczyna jej szukać, a gdy do tego dochodzą jeszcze braki z dzieciństwa to zapętla się coraz bardziej w relacje w których też nigdy nie znajdzie miłości.
Albo może być tak, że jedna strona jest krzywdzona psychicznie czy fizycznie, nie widząc wyjścia z sytuacji szuka półśrodków, bo inaczej nie potrafi przeciwstawić się przemocy.

I tak przykłady można by mnożyć.


Jaki z tego wniosek?

Każdy chce kochać i być kochany.
Bez tego czujemy pustkę.
Bez tego cierpimy.
Bez tego niszczejemy.

Ale kochać nie jest łatwo. Nie jest łatwo nauczyć się kochać innych bardziej niż siebie, nie zatracając jednocześnie siebie.

2,378

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
I_see_beyond napisał/a:

Jestem zdania, że za jakość związku, czasem kryzysy, odpowiedzialne są dwie osoby, za zdradę, a więc rozmyślne w moim przypadku, długoletnie działanie, tylko jedna.

I ja tak uważam, tylko nie umiałam tego tak sformułować.

Gdyby było inaczej to od bardzo dawna zdradzalibyśmy się z mężem, bo "przyczyn" mieliśmy bez liku tak on jak i ja.

Nigdy jednak Jemu nie przyszły nawet do głowy myśli o zdradzie, mnie też z wyjątkiem jednego razu kiedy chciałam wzbudzić w Nim zazdrość tongue

Wiem jednak, że człowiek który kocha nie jest w stanie przekroczyć tej granicy.

2,379 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-08 13:52:07)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

I_see_beyond

Czy myślałaś o tym, żeby powiedzieć mężowi kochanicy, że jest rogaczem?
Dla mnie to jest obrzydliwe, że oni bawią się Jego kosztem.
Ja bym chciała wiedzieć. Chciałabym mieć prawo wyboru, prawo do prawdy, do bycia kochaną.
To, że wszyscy wiedzą, tylko nie główny zainteresowany czyli ja byłoby dla mnie gorsze od zdrady. To ubezwłasnowolnienie i tego bym nie puściła płazem.

Swoją drogą ten Twój Narcyz musi "naprawdę kochać" "swoją" nimfę Echo skoro dzieli się z nią z innym facetem  lol
Tak samo jak poteflon MoniCo swoją sucz, kiedy to tak po koleżeńsku oferował sex byłej żonie (ha ha niektórzy faceci mają plowy zamiast mózgu).

I_see_beyond chcę Ci powiedzieć, że naprawdę mi imponujesz. Gdybym była mężczyzną to zakochałabym się w Tobie od pierwszego spojrzenia  big_smile
Zasługujesz na prawdziwego mężczyznę, takiego twardziela na przykład jak Rambo co to ma jaja na właściwym miejscu tongue

2,380

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrek nie dąsaj się już tak.

Tak jak napisała I_see_beyond wszystko dzieje się po coś.
Przepracuj swoje braki jak Ci pisał Apologises i wyciągnij wnioski z tej gorzkiej lekcji.
Do tego będzie Ci niezbędny psycholog. Tylko bądź z nim szczery, bo inaczej znowu popłyniesz.

Dzięki temu poprawisz jakość swojego życia, nauczysz się dawać i przyjmować miłość, szanować matkę swoich dzieci, nauczysz się jak właściwie postępować z dziećmi, jak zminimalizować straty w ich duszach, kto wie może nawet żona widząc Twoją pozytywną przemianę sama spróbuje stać się lepszą matką. Przed Wami jeszcze szmat życia, nie zmarnuj tego.

Tylko Ty w tym układzie masz szansę stać się katalizatorem pozytywnych przemian w Waszej rodzinie.

Nikt nie jest ideałem Piotrze. Ani Ty ani ja.

Pozdrawiam  smile

PS
Tylko błagam Piotrze nie lej nam tu tej samej wody co zawsze.

2,381

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

I_see_beyond

Czy myślałaś o tym, żeby powiedzieć mężowi kochanicy, że jest rogaczem?
Dla mnie to jest obrzydliwe, że oni bawią się Jego kosztem.
Ja bym chciała wiedzieć. Chciałabym mieć prawo wyboru, prawo do prawdy, do bycia kochaną.
To, że wszyscy wiedzą, tylko nie główny zainteresowany czyli ja byłoby dla mnie gorsze od zdrady. To ubezwłasnowolnienie i tego bym nie puściła płazem.

Rozmawiałam z mężem ladacznicy - dwukrotnie. I powiem Ci, że ten facet, to dla mnie ... zagadka. Żonka robi mu taki numer po raz drugi - mój prawie-były-mąż jest tym numerem 2. Pierwszy raz został poinformowany o wyczynach żony poprzez anonimowy sms. I ... nie zrobił z tym nic. Nie znam szczegółów jej pierwszego romansu. Wiem, że on jest bardzo wpatrzony w swoją żonę-ladacznicę, bardzo ją kocha i moim zdaniem, on ... nie uwierzył , że ten ideał jest zdolny do takich rzeczy! Uruchomił mu się obronny mechanizm zaprzeczania.

Anyway, jak już ustaliłam, z kim się spotyka mój mąż, zdobyłam numer telefonu tego faceta. Wcześniej zmusiłam larwę, żeby osobiście poinformowała swojego męża o romansie z moim, informując, iż w przeciwnym razie ja to zrobię w taki sposób, że będzie tego żałowała. Byłam dość przekonująca tongue, bo następnego dnia mężowi powiedziała sama.

Ja zaś jakieś dwa dni później "z potrzeby serca" zadzwoniłam do jej męża. Przedstawiłam się, powiedziałam co wiem o romansie i ... poprowadziłam sesję terapeutyczną z tym panem, bo był ... zdruzgotany. On chciał sobie życie odebrać! Podziękował mi za telefon i rozmowę, przeprosił za żonę. Myślałam, że coś z tym zrobi.

Ale myliłam się. Przez jakieś kilkanaście tygodni ta dwójka oszustów i tchórzy nie spotykała się ze strachu, bo się wydało, ale kontakt smsowy nadal był. Nakryłam własnego męża, jak znowu wysyła smsy zamknięty w łazience (jak smarkacz, tak na marginesie). Zadzwoniłam do męża ladacznicy z prośbą o spotkanie i rozmowę, ale ... tym razem spotkałam się z odmową i wyczułam u tego Pana niechęć do mnie. Najwyraźniej spryciula ponownie owinęła go sobie wokół paluszka, a on zaczął ponownie śnić swój sen o swojej nieskazitelnej querwnie-żonie. Ja ten sen brutalnie przerwałam. Cóż. Powiedziałam, że "skoro u Państwa tak wszystko cudownie się układa, to bardzo przepraszam i życzę wszystkiego najlepszego" i dodałam na koniec co wiem. I po odłożeniu słuchawki ręce mi opadły, bo okazało się, że na polu bitwy zostałam sama.

Zastanawiam się, dlaczego ten facet w tym tkwi. Podejrzewam, że ze względu na nieletnie dzieci, z którymi jest związany. Poza tym, to może kolejny słaby psychicznie typ, który nie ma pomysłu na swoje życie, boi się zmian i dlatego akceptuje ten układ.

Ja tak nie umiem, od początku stawiałam sprawę jasno - żadnych figur geometrycznych w moim małżeństwie!

Lilka787 napisał/a:

Swoją drogą ten Twój Narcyz musi "naprawdę kochać" "swoją" nimfę Echo skoro dzieli się z nią z innym facetem  lol
Tak samo jak poteflon MoniCo swoją sucz, kiedy to tak po koleżeńsku oferował sex byłej żonie (ha ha niektórzy faceci mają plowy zamiast mózgu).

Ten mój Narcyz, to kolejny romantyk, który idealizuje sucz tongue Zdaje mu się chyba, iż ona z mężem nie sypia tongue Wytłumaczyłam mu podczas jakieś tam gorącej kłótni, że jak w jednym łóżku śpi dorosły facet i baba, to na bank między nimi musi do czegoś dojść. A poza tym - niby dlaczego mąż-rogacz tak ślepo wpatrzony jest w to babsko? Zna się kobita na rzeczy, wie jak się z chłopem obejść, żeby ustawić go po swojemu. Złośliwie na koniec spuentowałam, że w chwilach intymnych ona na pewno myśli nie o mężu, a o "swojej prawdziwej miłości". Z poświęceniem rozkłada nogi przed bankomatem w głowie mając "swojego księcia".

Mój "poteflon" też mi seks proponował smile Mówiłam Ci już, że mój wątek przeplata się z wątkiem MoniCo hi hi tongue

Tfu! Że też musiałam mówić takie prymitywne rzeczy! Ale sama ta zdrada jest prymitywna i zostałam wciągnięta na taki poziom.

Ale ona ma w sobie to "coś" (bynajmniej nie urodę), że tak potrafi omotać dwóch facetów, a oni walczą o jej względy jak głupcy.

Lilka787 napisał/a:

I_see_beyond chcę Ci powiedzieć, że naprawdę mi imponujesz. Gdybym była mężczyzną to zakochałabym się w Tobie od pierwszego spojrzenia  big_smile
Zasługujesz na prawdziwego mężczyznę, takiego twardziela na przykład jak Rambo co to ma jaja na właściwym miejscu tongue

Po moich doświadczeniach z facetami rozważałam przez chwilę opcję związku z kobietą tongue hi hi Gdyby nie to, że jestem w 100% hetero, może udałoby mi się stworzyć fajny, partnerski związek wtedy tongue

Stwierdziłam, że jest jakiś ogólny kryzys jeśli chodzi o mężczyzn tongue Mam świadomość, że silnej kobiecie, wiedzącej czego chce od życia, nie jest łatwo znaleźć odpowiedniego mężczyznę. A ja nie mam wygórowanych oczekiwań, naprawdę. Chciałabym tylko poczuć się akceptowana i bezpieczna, za to warunkiem koniecznym jest kręgosłup moralny i brak uzależnień. Na kasę nigdy nie leciałam, potrafię się utrzymać sama na dobrym poziomie. Jeśli chodzi o wygląd - chciałabym tylko, aby był wyższy ode mnie. Tyle. Podobają mi się mężczyźni w mundurze, ale to już opcja dodatkowa tongue

A Piotr74 zapadł się ze wstydu pod ziemię tongue

2,382

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

I_see_beyond masz takie same kryteria doboru jak ja  smile Ja w młodości miałam do Pana Boga taką "małą" prośbę "Chcę kochać i być kochana". Spełnił jak zawsze.

Wiesz u mnie to nie był nigdy idealny związek, podobieństwo do związku MoniCo to kończy się na wzajemnym kochaniu się, córce i odchudzaniu przystojnego męża (o już tak głupia to nie będę  big_smile ).

W zasadzie to ja byłam tą problematyczną stroną, testowałam Jego miłość ile się dało, tak jakbym nie dowierzała, że mnie na prawdę można kochać.

Widziałam Jego czyny, to jak dba o mnie, o córkę, o dom, ale wystarczyło jedno nieopatrzne słowo, a ja myślałam "Skoro tak powiedział to jednak nie kocha".

Czułam, że nie zasługuję na niego, że On jest tym dobrym a ja tą złą.

On jakby instynktownie znalazł na to lekarstwo. Kiedy mi odbijało obejmował mnie mocno i mówił "Możesz mówić i robić co chcesz, ja i tak zawsze będę cię kochał i wiem że ty też mnie kochasz".

I powiedz czyż nie jestem szczęściarą  smile

Czyż MIŁOŚĆ to nie jest najlepsze lekarstwo?

2,383

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

I powiedz czyż nie jestem szczęściarą  smile

Jesteś, jesteś smile

Lilka787 napisał/a:

Wiesz u mnie to nie był nigdy idealny związek (...)

W zasadzie to ja byłam tą problematyczną stroną, testowałam Jego miłość ile się dało, tak jakbym nie dowierzała, że mnie na prawdę można kochać.

Widziałam Jego czyny, to jak dba o mnie, o córkę, o dom, ale wystarczyło jedno nieopatrzne słowo, a ja myślałam "Skoro tak powiedział to jednak nie kocha".

Czułam, że nie zasługuję na niego, że On jest tym dobrym a ja tą złą.

U mnie było odwrotnie tongue Testującą stroną był mój-prawie-były-mąż. Wynikało to z jego bardzo trudnego, traumatycznego wręcz dzieciństwa. Klasyczny syndrom DDD/DDS/ DDA. I miał we mnie wsparcie. Ja wiem, że życie to nie bajka i zdarzają się próby ognia. Wiele byłam w stanie zaakceptować, bo go kochałam, głupka jednego, byłam gotowa te próby znosić. Z wyjątkiem tej jednej - nie będę akceptować innych kobiet. To przelało czarę goryczy.

2,384

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

I masz rację I_see_beyond

To granica po przekroczeniu której wszystko się kończy.

I jakby nie ma wyjścia: bo gdybyś mu wybaczyła on uznałby to za słabość, głupotę i nie szanowałby Cię, a Ty czy wybaczyłabyś sobie to, że mu na to pozwoliłaś?

Lepiej się rozstać i dać sobie szansę na piękną miłość.

Jesteś zbyt cenna żeby marnować sobie życie przez niego.


I_see_beyond

Przeczytałam właśnie jedną bardzo smutną historię i doszłam do wniosku, że są rzeczy gorsze niż zdrada. Gorsze niż śmierć.

Rzeczy tak złe że wszystko inne traci sens.

Nie chcę takiego świata.

2,385

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

I jakby nie ma wyjścia: bo gdybyś mu wybaczyła on uznałby to za słabość, głupotę i nie szanowałby Cię, a Ty czy wybaczyłabyś sobie to, że mu na to pozwoliłaś?

Lepiej się rozstać i dać sobie szansę na piękną miłość.

Z takiego założenia właśnie wychodzę. Podobno zdarzają się jakieś tam przypadki, gdzie ludzie wracają do siebie po zdradzie i ten kryzys "wzmacnia" związek, ale ja to czarno widzę.

5 minut spóźnienia, wyciszony telefon, nieobecny wzrok... - wykończyłabym sama siebie, zastanawiając się, czy coś znów nie jest na rzeczy sad

Tak często piszesz o pięknej miłości, Lilka787 - chyba zacznę głośno sobie te słowa powtarzać. Jak się o czymś często myśli lub mówi, to się to przyciąga, nieprawdaż? tongue

2,386

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

I_see_beyond

Konkretna z Ciebie kobieta, bardzo pociąga mnie taka postawa u kobiety.

Twój facet to musi być debil za przeproszeniem, taki smakołyczek, mniam big_smile

Wybacz, wiem że trochę nie na miejscu.

2,387

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

(a może się nie zapadł, tylko spędza na "tej ziemi" weekend z synami? ....)

2,388

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
RavenKnight napisał/a:

I_see_beyond

Konkretna z Ciebie kobieta, bardzo pociąga mnie taka postawa u kobiety.

Twój facet to musi być debil za przeproszeniem, taki smakołyczek, mniam big_smile

Wybacz, wiem że trochę nie na miejscu.

Ależ, ja się wcale nie obrażam, Rycerzu big_smile

2,389

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
I_see_beyond napisał/a:

Tak często piszesz o pięknej miłości, Lilka787 - chyba zacznę głośno sobie te słowa powtarzać. Jak się o czymś często myśli lub mówi, to się to przyciąga, nieprawdaż? tongue

Myślę, że może tak właśnie być, będąc "jakimś" przyciągamy do siebie określone osoby.
Mając określone priorytety i zasady kształtujemy swoje życie tak, by miało wartość i unikamy pułapek.

Ja nie zabiegałam o miłość. Czekałam, a ona sama do mnie przyszła, ta najpiękniejsza właśnie.

I tego życzę Tobie, z całego serca.

2,390

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

miłość (...) ona sama do mnie przyszła, ta najpiękniejsza właśnie.

I tego życzę Tobie, z całego serca.

Daj Boże smile

O'kruszynka napisał/a:

a może się nie zapadł, tylko spędza na "tej ziemi" weekend z synami? ....

Może. Ale sama przyznasz, że to co najmniej niekomfortowe uczucie zostać tak zdemaskowanym za podwójne standardy?... Może jednak trochę się zawstydził tongue?

2,391 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2016-05-08 22:51:43)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
I_see_beyond napisał/a:
Lilka787 napisał/a:

miłość (...) ona sama do mnie przyszła, ta najpiękniejsza właśnie.

I tego życzę Tobie, z całego serca.

Daj Boże smile

O'kruszynka napisał/a:

a może się nie zapadł, tylko spędza na "tej ziemi" weekend z synami? ....

Może. Ale sama przyznasz, że to co najmniej niekomfortowe uczucie zostać tak zdemaskowanym za podwójne standardy?... Może jednak trochę się zawstydził tongue?

Ani mi teraz nie wstyd, ani nie czuje sie zdemaskowany, ani sie nie dasam jak to napisala Lilka.
Nie mam zamiaru udowadniac nikomu jakim uczuciem dazylem moja zone i z jakich powodow sie z nia ozenilem.
To wszystko jest w mojej glowie i sercu, a interpretacje innych osob, moge przeczytac, podyskutowac z nimi, ale one nie zmienia przeszlosci i tego co kiedys do tej kobiety czulem.
Konto laki741 zostalo zalozone na poczatku 2012 roku, kiedy mieszkalem i pracowalem za granica z daleka od zony i dzieci.
Kilka miesiecy po wykryciu jej pierwszego romansu.
Gdyby ktos wykazal troche wiecej ciekawosci, to przeczytalby owczesne moje posty.
Ale po co az tak sie zaglebiac? Zeby jednak nie byc goloslownym co do tego kim byla dla mnie moja zona, zalaczam link do jednej z moich wypowiedzi z tamtego okresu.
http://www.netkobiety.pl/t33425.html
Dla ulatwienia strona trzecia, post nr 94.
Pozdrawiam drogie Panie smile.

2,392

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

ok.

2,393

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Nie chodzi o konto tylko o to że kłamałeś co do relacji z ex.
I o to że nie widzisz w tym nic złego.
I o to że nie jest Ci wstyd.
I o to że nie wyciągasz wniosków.
I o to że nadal nic nie rozumiesz, albo udajesz że nie rozumiesz.

To Twoje życie, więc jak lubisz żyć w zakłamaniu to Twoja sprawa i Twoich bliskich.

2,394

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Nie chodzi o konto tylko o to że kłamałeś co do relacji z ex.
I o to że nie widzisz w tym nic złego.
I o to że nie jest Ci wstyd.
I o to że nie wyciągasz wniosków.
I o to że nadal nic nie rozumiesz, albo udajesz że nie rozumiesz.

To Twoje życie, więc jak lubisz żyć w zakłamaniu to Twoja sprawa i Twoich bliskich.

Oj Lilka Ty dalej nic nie rozumiesz.zarzucasz mi, ze ja moja zone oszukiwalem od poczatku naszego malzenstwa, ze jej nie kochalem, to przeczhtsj to co napidalem w 2012 roku o moim malzenstwie.
Nie zycze Ci tego, ale jestem ciekaw jak Ty bys sie zachowala w sytuacji, gdyby Twoj maz postapil tak jak moja zona, a Ty mialabys bliska osobe, ktora w trudnych chwilach by Cie wspierala? Czy przytlumiony zlymi emocjami umysl nie skierowalby Cie w strone osoby, ktora Ci pomaga, ktora sie interesuje i martwi tym co przezywasz?
Jakie zaklamanie Ty w tym widzisz?
Ja nie widze zadnego, bo kobieta ktorej przysiegalem wiernosc oficjalnie mieszkala ze swoim fagasem zostawiajac dzieci i mnie.
A co powiesz na to, ze ona teraz oficjalnie nie chce rozwodu, ze powiedziala o tym swojemu oblubiencowi, ze poklocili sie o to ze soba, ze jest caly czas w domu i robi wszystko zebym zmienil zdanie. To jest w porzadku? To jest zachowanie kobiety, ktora byla krzywdzona i przez to szukala szczescia gdzies indziej? Skoro ja bylem wedlug Ciebie taki zly dla niej, skoro ja zdradzalem, to powinna mi zasadzic takiego kopa, ze moje cztery litery zapamietalyby to do konca zycia. Ale ona nie chce. I co Ty na to?

2,395 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-09 15:33:32)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrek
Czy ja chcę dla Ciebie źle?

Powiedz, dlaczego tak bardzo nie jesteś skłonny do refleksji w sytuacji gdy setna osoba mówi Ci, że coś jest na rzeczy?

Piotrze mówiąc:
w jednym wątku - nic nie czułem do ex to zwykła koleżeńska relacja,
a w drugim - kiedy przypadkowo się spotkaliśmy to wszystko wróciło i zaangażowałem się

kłamiesz , te zdania się wykluczają więc logiczne że w którymś kłamiesz.

A jeśli tego nie widzisz to albo uznajesz że my wszyscy jesteśmy na tyle głupi że Ci w to uwierzymy, albo tyle razy powtórzyłeś to kłamstwo, że w końcu sam w nie uwierzyłeś. Jeśli nadal wierzysz w swoje kłamstwa to - Piotrek jest z Tobą coś nie tak.

Piotrek piszesz, że byłeś rok w relacji z ex (kolejny już resztą raz) kiedy poznałeś żonę, więc nie ma siły żeby ex nie była w Twojej głowie kiedy zacząłeś związek z żoną.

Tak samo była w Twojej głowie kiedy niby chciałeś powrotu żony i ratować małżeństwo.

Kłamałeś mówiąc, że nie kontaktujesz się z ex tylko walczysz o żonę, a pisząc w drugim wątku że wyznajesz jej miłość.

I to że chciałeś dla jakiejś kobiety (może ex) opuścić dzieci, mimo że wcześniej udowadniałeś wszystkim jak złą i nieodpowiedzialną matką jest.

Jak więc mogłeś je z nią zostawić i odejść? Ty wiesz jak było.

To są sprzeczne informacje - któraś musi być nieprawdziwa Piotrek, zrozum to wreszcie, nie dla nas tylko dla siebie.

Dopóki będziesz zaprzeczał nie będziesz w stanie nic zmienić, zmienić na lepsze Twojego życia i Twoich dzieci.

Myślisz że ja nie wiem jakie to trudne, myślisz że ja nie zaprzeczałam.

Piotrek, ale nie masz wyjścia, zrozum że nie ma innego wyjścia, zrozum że szkoda życia, każdej chwili szkoda.

Co do żony Piotrze, to oczywiste dla mnie jest że ona ponosi winę za swoje zdrady, tak jak Ty za swoją emocjonalną.

I jedna i druga jest złem i niszczy ludzi.

Piotrek gdyby mój mąż mnie zdradził - nigdy bym Mu nie wybaczyła, mało tego podejrzewam że bez ofiar by się nie obeszło, bo taka jestem.
Ja nie myślałabym wtedy o innych mężczyznach, bo i po co skoro nawet on zdradził to znaczy że każdy taki sam. Więc po co ufać komuś.

Piotrek wiesz co mój mąż odpowiedział wtedy kiedy pytałam Go czy i on by mnie zdradził?
Powiedział, że zdrada to patologia i że normalny człowiek nigdy by tego nie zrobił. I ja myślę, że coś w tym jest.
Powiedział też, że u faceta jest granica, po przekroczeniu której nie rządzi mózg a fiut. I dlatego nigdy nie dopuszcza się do zbliżania się innych kobiet do tej granicy.

Piotrek nie myśl że mój mąż nie ma koleżanek. To jest taki facet, którego wszyscy lubią, a kobitki w szczególności. Spokojny, sympatyczny, przystojny (a jakżeby inaczej) ze smacznym żartem wymyślonym przez siebie (daję słowo powinien robić w telewizji). Mamy trzy grumy znajomych: jego, moi, nasi. I kiedy ja z małym dzieckiem zostawałam on wychodził z koleżankami lub z kolegami, też jeździ na imprezy kilkudniowe biznesowe, też ma fejsa ale na Boga gdyby mi pisał z jakąś zdzirą (tak każda z którą by pisał stałaby się dla mnie zdzirą) to bym mu laptop na głowie rozpierdoliła delikatnie mówiąc.

Ale Piorek to jestem ja.
A Twoja żona jest zupełnie inna i Jej reakcja była zupełnie inna, tak jak reakcja I_see_Beyond, Elle i wszystkich innych kobiet byłaby inna.

Dlatego Piotrek moim zdaniem:
- czas pogodzić się z odejściem żony bo i tak czasu nie cofniesz a po tym co się stało bycie razem byłoby dla waszej rodziny wyniszczające
- czas podjąć terapię, aby poznać swoje braki tak jak to ładnie ujmuje Apologises  smile
- czas posłać chłopców na terapię, bo po tym co im z żoną zafundowaliście jest im to bardzo potrzebne, jest niezbędne i proszę nie zaniedbaj tego choćby Ci się wydawało inaczej
- czas rozwieść się z godnością, to znaczy sprawiedliwie podzielić opiekę nad chłopcami, tak żeby jak najmniej ucierpieli, a może coś do niej dotrze i zacznie zmieniać się na lepsze a to przecież będzie dobre dla dzieci, podzielić sprawiedliwie wspólny majątek)
- czas zrozumieć że żona bez wieloletniej terapii nigdy się nie zmieni, bo sądząc po jej dzieciństwie i zachowaniu obecnym jest zaburzona i choćby chciała to zmiana na lepsze wymaga lat (ale najpierw musiałaby zrozumieć że potrzebuje leczenia a potem jeszcze tego leczenia chcieć).

Piotrek jak to wszystko już poukładasz, jak już będziesz wolnym facetem, formalnie i w umyśle, to nadejdzie Twój czas.

A wtedy kobitki strzeżcie się bo Piter nadciąga  tongue


Aha i jeszcze jedno.
Daj sobie spokój z ex.
Widać jak na dłoni że ona Cię nigdy nie chciała.
Ona też gra nie fer, a najlepszym tego dowodem jest to że ukrywa kontakt z Tobą przed swoim partnerem, bo powinna uszanować jego prośbę.
Nie dziwnego, że jej związki nie wychodzą skoro oszukuje swoich partnerów.
Poparz nie powiedziała że go kocha - to po co z nim jest, znów oszukuje.
Tobie też nie dała jasnej odpowiedzi - zwodzi Cię i czy to jest fer?
To manipulantka, nie broń jej Piotrek, bo tego nie da się obronić.

My patrzymy na fakty, a Ty kierujesz się emocjami.

Zrób coś sensownego ze swoim życiem Piotrze.

2,396

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No i gdzie diabeł nie może, tam babę pośle.
Wiele tych babskich pytań ,podejrzeń, jednoznacznych stwierdzeń jest o tyle Piotrze dla Ciebie i dla mnie fajnych, że w życiu jako mężczyźni byśmy się nad nimi nie zastanowili. Chcąc nie stracić twarzy i jednocześnie odnieść z nich pożytek warto się nimi zastanowić. I choćby z typowo męskiego lenistwa, o tak w pewnych sytuacjach jesteśmy leniwi jak cholera, zamiast się sprzeciwiać tym stwierdzeniom po prostu je rozważyć. Nie mamy tej kobiecej umiejętności czytania słów niewypowiedzianych, układania setek scenariuszy, a jednak niechcący w tym kobiecym świecie żyjemy. Możesz się bronić przed moim stwierdzeniem, ale z niego powstają moje pytania.
Dlaczego tak łatwo poddałeś się gierkom żony i przyjaciółki? Na ile czujesz się wolnym człowiekiem, na ile odczuwasz się ofiarą ich zachowań? Obydwu pań, bo obydwie Cię w pewnym sensie odrzuciły. Co chciałeś w widzieć, a co po czasie zobaczyłeś?
Moim grzechem głównym jest zbytnia idealizacja, zwłaszcza wobec kobiet. Starając się być wobec nich w porządku, nie widziałem swoich braków. Tym bardziej nie dostrzegałem braków kobiet ze mną związanych. Od matki począwszy, na córce skończywszy.
Samo staranie się by być dobrym człowiekiem to mało. Nawet święci popełniali błędy. Chodzi o ogląd tych swoich własnych błędów, gdy już z taką łatwością oceniamy błędy innych.

2,397

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

No i gdzie diabeł nie może, tam babę pośle.

big_smile

2,398

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Ani mi teraz nie wstyd, ani nie czuje sie zdemaskowany

Otóż to. Dlatego napisałam "Może jednak trochę się zawstydził tongue?" z przymrużeniem oka spodziewając się dokładnie takiej odpowiedzi tongue hi hi

Anyway, Piotr 74, ja również pozdrawiam smile

Weszłam z ciekawości na Twój wątek, ale takiego zakończenia się nie spodziewałam hi hi

I'm off smile

2,399

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze powiem Ci coś na pocieszenie - nie ma ideałów, nawet mój mąż nim nie jest. Zranił mnie kiedyś, bardzo. Tak bardzo, że nie chciałam już nic czuć.
Wybaczyłam, ale sporo czasu musiało upłynąć.

2,400 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-10 20:59:03)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Apologises

Wszystko OK?
Nie odpisałeś.

Czy wiesz może coś na temat osobowości narcystycznej tzn. czy z tego można wyjść.
Moja przyjaciółka z forum ma męża z ciężką postacią tego czegoś, straszy Ją.
Ona ma nadzieję, że sami dadzą sobie z tym radę. On nie leczy się u żadnego lekarza.
Ona mówi, że nie jest współuzależniona, ale czy to możliwe?

Znasz może ludzi, którzy mają w tym doświadczenie?

2,401 Ostatnio edytowany przez apologises (2016-05-10 21:43:35)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ona nie przyzna się do żadnych oznak współuzależnienia w ten sam sposób jak on nie przyzna się do narcyzmu. Aby coś leczyć, trzeba zobaczyć problem, a tego bez trudnych, konfliktowych zdarzeń nie będzie. Co też gwarancją żadną nie jest.  Zaburzenia się leczy, ale skuteczność jest mocno dyskusyjna.  Narcyzów wyleczonych nie znam, o leczących się słyszałem. Istnieje parę współistniejących chorób, zaburzeń przy narcyzmie. Najlepsze info o narcyzach są na stronach , gdzie piszą ich ofiary. Ratunek dla znajomej to rozmowy z innymi kobietami po przejściach z narcyzami. Funkcjonuje zamienna nazwa -psychofag. Po wpisaniu "psychofag, blog" w googlach wyskoczy dość przyzwoita strona i blog , świetnie opisane mechanizmy.
Ze znajomych głównie ofiary narcyzów. Najczęściej z podłożem alkoholowym, tylko dwa przypadki przemocowe, gdzie w połączeniu z terapiami alkoholowymi, rozwodami w tzw międzyczasie, były powroty, ponowne śluby i o dziwo przyzwoite życie. Mnóstwo pracy, kupa szczęścia i zero przyzwolenia dla narcystycznych zachowań. To wyjątki.
PS. Koszmarne dni, trochę tarć co chwila, ale żyję.

2,402

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dzięki.

Tak myślałam. Dacie radę, zobaczysz że tak będzie.

2,403

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
I_see_beyond napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Ani mi teraz nie wstyd, ani nie czuje sie zdemaskowany

Otóż to. Dlatego napisałam "Może jednak trochę się zawstydził tongue?" z przymrużeniem oka spodziewając się dokładnie takiej odpowiedzi tongue hi hi

Anyway, Piotr 74, ja również pozdrawiam smile

Weszłam z ciekawości na Twój wątek, ale takiego zakończenia się nie spodziewałam hi hi

I'm off smile

Wybacz, zle zredagowalem przytoczona przez Ciebie wypowiedz, bo powinienem slowo teraz napisac pogrubiona trzcionka.
Te uczucia o ktorych napisalem byly moim udzialem, ale kilka miesiecy temu, kiedy zachowalem sie idiotycznie piszac z drugiego konta i zachowujac sie w ten sposob nie w porzadku w stosunku do wszystkich osob wypowiadajacych sie w moim watku. Przepraszalem zreszta wtedy wszystkich za to. Teraz jak to sie mowi juz jest po ptakach i czasu nie cofne, jednak lekcje z tego odrobilem i nigdy wiecej czegos takiego juz nie zrobie, bo bylo to idiotyczne zachowanie.

2,404

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

No i gdzie diabeł nie może, tam babę pośle.
Wiele tych babskich pytań ,podejrzeń, jednoznacznych stwierdzeń jest o tyle Piotrze dla Ciebie i dla mnie fajnych, że w życiu jako mężczyźni byśmy się nad nimi nie zastanowili. Chcąc nie stracić twarzy i jednocześnie odnieść z nich pożytek warto się nimi zastanowić. I choćby z typowo męskiego lenistwa, o tak w pewnych sytuacjach jesteśmy leniwi jak cholera, zamiast się sprzeciwiać tym stwierdzeniom po prostu je rozważyć. Nie mamy tej kobiecej umiejętności czytania słów niewypowiedzianych, układania setek scenariuszy, a jednak niechcący w tym kobiecym świecie żyjemy. Możesz się bronić przed moim stwierdzeniem, ale z niego powstają moje pytania.
Dlaczego tak łatwo poddałeś się gierkom żony i przyjaciółki? Na ile czujesz się wolnym człowiekiem, na ile odczuwasz się ofiarą ich zachowań? Obydwu pań, bo obydwie Cię w pewnym sensie odrzuciły. Co chciałeś w widzieć, a co po czasie zobaczyłeś?
Moim grzechem głównym jest zbytnia idealizacja, zwłaszcza wobec kobiet. Starając się być wobec nich w porządku, nie widziałem swoich braków. Tym bardziej nie dostrzegałem braków kobiet ze mną związanych. Od matki począwszy, na córce skończywszy.
Samo staranie się by być dobrym człowiekiem to mało. Nawet święci popełniali błędy. Chodzi o ogląd tych swoich własnych błędów, gdy już z taką łatwością oceniamy błędy innych.

Widzisz ja sobie zdaje sprawe, ze jako mezczyzna moge miec zgola odmienne postrzeganie spraw niz kobiety, czy te obecne w moim zyciu realnie, czy tez wirtualne forumowiczki. Rozumiem, ze moje opinie na wiele spraw sa niekoniecznie zgodne z kobieca logika i nie jest tak, ze to co dziewczyny mi tu pisza, splywa po mnie jak po kaczce. Po to czytam to forum, dyskutuje, zeby lepiej zrozumiec inny punkt widzenia.
Pytasz mnie na ile czuje sie wolnym czlowiekiem, a na ile ofiara poczynan zony i ex.
Co do pierwszego pytania, to sprawa wyglada tak, ze zawsze czulem i czuje sie nadal wolnym czlowiekiem, w sensie nie ulegania wplywom innych osob. Mam taka nature, ze ciezko wywrzec na mnie wplyw, a co za tym idzie nie czuje sie absolutnie ofiara postepowania zony i ex. Wszystkie interakcjie pomiedzy mna a nimi byly wynikiem podejmowanych przezemnie decyzji. Raz byly one lepsze, raz gorsze, ale nigdy nie bylo tak, ze w stu procentach zalezaly od nich, wiec ciezko byloby mi postawic sie w roli ofiary tych pan.

2,405

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Piotrek
Czy ja chcę dla Ciebie źle?

Powiedz, dlaczego tak bardzo nie jesteś skłonny do refleksji w sytuacji gdy setna osoba mówi Ci, że coś jest na rzeczy?

Piotrze mówiąc:
w jednym wątku - nic nie czułem do ex to zwykła koleżeńska relacja,
a w drugim - kiedy przypadkowo się spotkaliśmy to wszystko wróciło i zaangażowałem się

kłamiesz , te zdania się wykluczają więc logiczne że w którymś kłamiesz.

A jeśli tego nie widzisz to albo uznajesz że my wszyscy jesteśmy na tyle głupi że Ci w to uwierzymy, albo tyle razy powtórzyłeś to kłamstwo, że w końcu sam w nie uwierzyłeś. Jeśli nadal wierzysz w swoje kłamstwa to - Piotrek jest z Tobą coś nie tak.

Piotrek piszesz, że byłeś rok w relacji z ex (kolejny już resztą raz) kiedy poznałeś żonę, więc nie ma siły żeby ex nie była w Twojej głowie kiedy zacząłeś związek z żoną.

Tak samo była w Twojej głowie kiedy niby chciałeś powrotu żony i ratować małżeństwo.

Kłamałeś mówiąc, że nie kontaktujesz się z ex tylko walczysz o żonę, a pisząc w drugim wątku że wyznajesz jej miłość.

I to że chciałeś dla jakiejś kobiety (może ex) opuścić dzieci, mimo że wcześniej udowadniałeś wszystkim jak złą i nieodpowiedzialną matką jest.

Jak więc mogłeś je z nią zostawić i odejść? Ty wiesz jak było.

To są sprzeczne informacje - któraś musi być nieprawdziwa Piotrek, zrozum to wreszcie, nie dla nas tylko dla siebie.

Dopóki będziesz zaprzeczał nie będziesz w stanie nic zmienić, zmienić na lepsze Twojego życia i Twoich dzieci.

Myślisz że ja nie wiem jakie to trudne, myślisz że ja nie zaprzeczałam.

Piotrek, ale nie masz wyjścia, zrozum że nie ma innego wyjścia, zrozum że szkoda życia, każdej chwili szkoda.

Co do żony Piotrze, to oczywiste dla mnie jest że ona ponosi winę za swoje zdrady, tak jak Ty za swoją emocjonalną.

I jedna i druga jest złem i niszczy ludzi.

Piotrek gdyby mój mąż mnie zdradził - nigdy bym Mu nie wybaczyła, mało tego podejrzewam że bez ofiar by się nie obeszło, bo taka jestem.
Ja nie myślałabym wtedy o innych mężczyznach, bo i po co skoro nawet on zdradził to znaczy że każdy taki sam. Więc po co ufać komuś.

Piotrek wiesz co mój mąż odpowiedział wtedy kiedy pytałam Go czy i on by mnie zdradził?
Powiedział, że zdrada to patologia i że normalny człowiek nigdy by tego nie zrobił. I ja myślę, że coś w tym jest.
Powiedział też, że u faceta jest granica, po przekroczeniu której nie rządzi mózg a fiut. I dlatego nigdy nie dopuszcza się do zbliżania się innych kobiet do tej granicy.

Piotrek nie myśl że mój mąż nie ma koleżanek. To jest taki facet, którego wszyscy lubią, a kobitki w szczególności. Spokojny, sympatyczny, przystojny (a jakżeby inaczej) ze smacznym żartem wymyślonym przez siebie (daję słowo powinien robić w telewizji). Mamy trzy grumy znajomych: jego, moi, nasi. I kiedy ja z małym dzieckiem zostawałam on wychodził z koleżankami lub z kolegami, też jeździ na imprezy kilkudniowe biznesowe, też ma fejsa ale na Boga gdyby mi pisał z jakąś zdzirą (tak każda z którą by pisał stałaby się dla mnie zdzirą) to bym mu laptop na głowie rozpierdoliła delikatnie mówiąc.

Ale Piorek to jestem ja.
A Twoja żona jest zupełnie inna i Jej reakcja była zupełnie inna, tak jak reakcja I_see_Beyond, Elle i wszystkich innych kobiet byłaby inna.

Dlatego Piotrek moim zdaniem:
- czas pogodzić się z odejściem żony bo i tak czasu nie cofniesz a po tym co się stało bycie razem byłoby dla waszej rodziny wyniszczające
- czas podjąć terapię, aby poznać swoje braki tak jak to ładnie ujmuje Apologises  :)
- czas posłać chłopców na terapię, bo po tym co im z żoną zafundowaliście jest im to bardzo potrzebne, jest niezbędne i proszę nie zaniedbaj tego choćby Ci się wydawało inaczej
- czas rozwieść się z godnością, to znaczy sprawiedliwie podzielić opiekę nad chłopcami, tak żeby jak najmniej ucierpieli, a może coś do niej dotrze i zacznie zmieniać się na lepsze a to przecież będzie dobre dla dzieci, podzielić sprawiedliwie wspólny majątek)
- czas zrozumieć że żona bez wieloletniej terapii nigdy się nie zmieni, bo sądząc po jej dzieciństwie i zachowaniu obecnym jest zaburzona i choćby chciała to zmiana na lepsze wymaga lat (ale najpierw musiałaby zrozumieć że potrzebuje leczenia a potem jeszcze tego leczenia chcieć).

Piotrek jak to wszystko już poukładasz, jak już będziesz wolnym facetem, formalnie i w umyśle, to nadejdzie Twój czas.

A wtedy kobitki strzeżcie się bo Piter nadciąga  :P


Aha i jeszcze jedno.
Daj sobie spokój z ex.
Widać jak na dłoni że ona Cię nigdy nie chciała.
Ona też gra nie fer, a najlepszym tego dowodem jest to że ukrywa kontakt z Tobą przed swoim partnerem, bo powinna uszanować jego prośbę.
Nie dziwnego, że jej związki nie wychodzą skoro oszukuje swoich partnerów.
Poparz nie powiedziała że go kocha - to po co z nim jest, znów oszukuje.
Tobie też nie dała jasnej odpowiedzi - zwodzi Cię i czy to jest fer?
To manipulantka, nie broń jej Piotrek, bo tego nie da się obronić.

My patrzymy na fakty, a Ty kierujesz się emocjami.

Zrób coś sensownego ze swoim życiem Piotrze.

Lilka ja sie zgadzam z wieloma Twoimi stwierdzeniami, nie neguje faktu, ze bedac w zwiazku nie nalezy przesadzac z kontaktami damsko meskimi. Tez jestem zdania, podobnie do Twojego meza, ze w takich relacjach trzeba zachowac granice.
Roznica zdan miedzy nami polega na tym, ze ja wiem, ze do pewnego momentu ja tych granic nie przekraczalem z ex. I nadal uwazam, ze ta znajomosc nijak sie miala do tego co zrobila moja jz. To nie byl powod jej zdrady.
To, ze pozniej ta granica zostala zlamana przezemnie bylo jednak wynikiem tego co zrobila jz. Ja po prostu poczulem sie zwolniony z przysiegi malzenskiej w momencie kiedy zona wyprowadzila sie do kochanka i jasno sie okreslila, ze chce z nim ukladac sobie zycie.
To, ze pisalem, ze wszystko wrocilo, nie oznacza, ze stalo sie to w jednej chwili, ze spotkalem przypadkiem ex i piorun jasny we mnie trafil odbierajac mi zdolnosc racjonalnego myslenia. Tak nie bylo, nie zapomnialem nagle o tym, ze mam zone, dzieci, rodzine.
Jest cos takiego jak chronologia zdarzen.
Byly akcje zony i moje reakcje na nie. Jesli Ty myslisz, ze gdyby moja zona byla w porzadku w stosunku do mnie to ja bym angazowal sie w relacje z ex, to jestes w bledzie.
Gdybym dazyl do tego, to zrobilbym to o wiele wczesniej, a nie po dwoch latach od ponownego nawiazania znajomosci z ex. Pomysl logicznie, jesli ktos angazuje sie emocjonalnie poza wlasnym zwiazkiem, to czy nie dazy do jak najczestszych kontaktow osobistych, czy w rozmowach nie porusza spraw osobistych?
Ja tego nie robilem, dlatego uwazam, ze zamienienie dwoch, trzech zdan nie jest czyms nagannym.
Powiedz mi, czy Twoj maz wybiera Ci znajomych i czy bylabys w stanie zrezygnowac z jakiejs znajomosci, bo on mialby takie widzimisie, a Ty bylabys pewna, ze nic zlego nie robisz. Nie uwazasz, ze jest to pewna forma ubezwlasnowolnienia partnera, podejmowania za niego decyzji?
Mojej zonie nie przeszkadzal fakt, ze ja rozmawiam z kobieta, ale fakt, ze konkretnie z ta kobieta. A ta relacja byla na takim samym poziomie intensywnosci, albo nawet i mniejszym niz moje kontakty z innym kobietami w tamtym czasie.
Zreszta okazuje sie, ze moja zona potrafila mi zwrocic uwage, jednoczesnie w najlepsze romansujac juz sobie ze swoim fagasem za moimi plecami.
Reasumujac zgadzam sie, ze we wszystkim nalezy zachowac umiar, ale nie wolno tez sobie pozwalac wchodzic na glowe. Szczegolnie wtedy kiedy ktos zwraca Ci uwage, ze masz paproch w oku, a sam kamienia we wlasnym nie widzi.

Posty [ 2,341 do 2,405 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 35 36 37 38 39 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024