Lilka787 napisał/a:Tak Ola_la, za bardzo.
Historia MoniCo to był dla mnie prawdziwy wstrząs, coś jakby rysa na bezpiecznym domu, który budowałam tyle lat.
Może dlatego, że była pierwsza, dlatego że tak wiele podobieństw Jej rodziny i mojej.
Monia i Jej mąż też bardzo się kochali. Poza tym świetny partnerski związek, z zaufaniem, bez kontroli, rozmowy o wszystkim, radość z córki, która też była w wieku mojej, super sex. I oto nagle Monia w trosce o zdrowie Swojego męża postanawia Go odchudzić i daje mu w prezencie książkę o diecie. On z zapałem wciela dietę w życie. Staje się chudszy, a przez to jeszcze bardziej przystojny. I nagle zaczyna podobać się "suczy w czerwonych szpileczkach", która z nim pracuje od lat. Gościu popłyną na jej umizgi. Tak się nią zauroczył, że nie dał rady się uwolnić. Owszem walczył, Monia schowała dumę i walczyła, ale przegrali oboje, bo sucz nie odpuściła, pomimo, że Monia prosiła ją żeby nie niszczyła Ich rodziny. Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie? Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić. Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym sercem, widział jak cierpi, nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy. Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę. Czy wiecie jak ona cierpiała? Gdzie on miał serce. Po latach sucz mu spowszedniała, urodziły się bliźniaczki, więcej obowiązków. Na szczęście MoniaCo znalazła szczęście w ramionach innego mężczyzny. A Jej córka ma z Nim świetny kontakt. "Mąż poteflon" przychodząc do nich, wodzi teraz za Nią tęsknym wzrokiem, zastanawiając się gdzie on miał rozum "wypuszczając z rąk takiego anioła".
Lecz za późno już.
I po co to wszystko było?
Kto czytał watek ten rozumie "sucz" i "poteflona".
I teraz powstaje w mojej głowie taka myśl, że skoro tamten tak kochał żonę i córkę, a mimo to odszedł, to znaczy że każdy może tak zrobić.
Każdy czyli mój mąż też.
Lilka787, dziękuję za wprowadzenie do historii poprzez zamieszczenie jej streszczenia- odrobiłaś za mnie wzorowo zadanie domowe 
Lilka787, widzę, że ta historia mocno w Tobie siedzi. Obiecałam, że napiszę, co o tym myślę, zaznaczam jednak, że nie znam wszystkich szczegółów Twojej historii.
Na pierwszy rzut oka widać, że bardzo utożsamiasz się z tą historią, bo widzisz wiele podobieństw między swoją rodzinną sytuacją a sytuacją Autorki tego wątku. Już pisałam, że dla mnie jesteś osobą bardzo empatyczną, w więc podatną na cudze emocje. Tam gdzie emocje są silne, łatwiej udzielają się innym - a MoniCo w swojej trudnej historii emocji przelewa na forum co niemiara. I to jest naturalne - moi bliscy też "współodczuwali ze mną" mój ból, kiedy zawalił się mój dotychczasowy świat w chwili przyznania się męża do romansu.
Pewne schematy, mechanizmy się powtarzają - wszyscy podlegamy jakimś tam uniwersalnym regułom, zgoda. Ale już przede mną kilka osób pisało, że każda historia jest inna, bo każdy jej uczestnik jest inny. Ja lubię powiedzenie "jesteś kowalem własnego losu" i często powtarzam "życie to sztuka wyboru - za każdym stoi jakaś konsekwencja, dobra i zła".
Pisałaś wcześniej ciepło o swojej relacji z mężem, domniemywam, że nadal tak jest. I wyczuwam w Tobie silny podświadomy strach, że możesz to stracić, bo zauważyłaś tak wiele podobieństw w dwóch historiach. I wydaje mi się, że tak reagujesz, bo wcześniej doświadczyłaś dotkliwej straty związanej z poczuciem bezpieczeństwa.
Reguły nie ma - każdy związek jest unikatowy, czasem przypadek zadecyduje, że coś pójdzie w prawo albo w lewo. Pomimo tego, iż konsekwentnie podkreślam świadome wybory, wiem również, że nie na wszystko mam wpływ.
Pytania, które stawiasz, są trudne. Sama często zadawałam sobie podobne patrząc tak codziennie na cierpienie drugiego człowieka - dlaczego tak się dzieje?... I tęższe umysły od mojego pisały filozoficzne czy religijne elaboraty naukowe próbując zmierzyć się z tematem.
Lilka787 napisał/a:Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie? Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić? Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym sercem, widział jak cierpi, nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy. Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę. Czy wiecie jak ona cierpiała? Gdzie on miał serce?I po co to wszystko było?
Wiesz, okazuje się, że ja też mam wiele wspólnego z Tą historią. Przed wiele, wiele lat ja i mój mąż uchodziliśmy za wzorcową parę, byliśmy w sobie bardzo zakochani, było nam ze sobą naprawdę wspaniale. Skończyło się w momencie, kiedy poznał tą "drugą".
Ta "druga" ma kochającego ją męża i dwoje dzieci. Ja podczas jednej jedynej rozmowy z nią zapytałam, czy wie, że mnie krzywdzi, sama ma wszystko o czym ja marzyłam (my przez wiele lat bezskutecznie staraliśmy się o dziecko) i mnie zabiera wszystko, o mam - bezpieczny dom i ukochanego mężczyznę. Zapytałam, czy wie, że krzywdzi swoje dzieci (oboje w szkole podstawowej). Po drugiej stronie naprzemiennie cisza lub bełkot o "prawie do własnego szczęścia bez życia pozorami" (pomijam fakt, że zdzira nie odeszła od męża, tylko wygodnie dalej ciągnie na dwa fronty, więc chyba nie rozumie słowa pozory). Zadałam tej dziwce pytanie, czy wie, co może stracić. Wiesz, co odpowiedziała?... Pewnie stracę dzieci... Kto jest kochającą matką lub ojcem, wie, dlaczego postawiłam wielokropek na końcu.
Zapytałam mojego męża, czy wie, co robi, czy zdaje sobie sprawę, jak mnie zranił, czy wie, że rozbija cudzą rodzinę i krzywdzi te dzieci, które przecież chcą mieć mamę i tatę (a sam jako dziecko przeżył podobną sytuację, więc wie, o czym mówię). Odpowiedział, że tak. I... robi to dalej.
Moja odpowiedź jest jednoznaczna - oni doskonale wiedzą co robią i w doopie mają cudze nieszczęście. Ten fakt należy po prostu przyjąć do wiadomości i zastanowić się, co dalej zrobić z własnym życiem, bo na nich wpływu się nie ma, to oni decydują, czego chcą.
Tak więc moje odpowiedzi w odniesieniu do mojego własnego "poteflona" i "suczy" są takie:
- Ja się pytam gdzie ta suka miała sumienie?
Nie miała.
-Ja się pytam jak szczęśliwemu ojcu i mężowi może tak odbić?
Może. Może on wcale nie był szczęśliwy z żoną i córką, może nam się tak wydawało, a jemu do szczęścia potrzebny był rynsztok.
-Jak on mógł zostawić ukochaną żonę z rozdartym sercem, widział jak cierpi, nie przestał Jej kochać, ale odszedł do suczy.
Po prostu mógł. Zrobił, co chciał zrobić.
-Ja się pytam jak dla suki można zostawić córkę?
Można. Po prostu.
-Czy wiecie jak ona cierpiała?
Miał to w doopie zajęty własnym urojonym nieszczęściem bycia ojcem i mężem i szukaniem szczęścia u suczy.
-Gdzie on miał serce?
Nie miał.
Szukałam kiedyś odpowiedzi na te pytania - dla osób wierzących, dlaczego tak się dzieje, odpowiedzią może być działanie złego na tym świecie. Dla zainteresowanych psychologią fakt, że każdy ma w sobie potencjał do czynienia zła - pojawiają się konkretne czynniki, które ten mechanizm uruchamiają... Gdzieś przeczytałam, że najlepiej nie zadawać pytania dlaczego ja, dlaczego tak. I to ostatnie wdrażam w życie. Zbyt wiele analizy, "rozkminiania" sprawia, że to prawdziwe życie przecieka przez palce!
Ale jest jedno pytanie, na które warto odpowiedzieć, Lilka787 
I po co to wszystko było?
Uważam, że jesteśmy tu po to, aby odrobić pewną lekcję. Zadać sobie pytanie - jakie wnioski wyciągam z tej sytuacji? Czego się nauczyłam o sobie, ludziach, świecie i wreszcie - co z tym zrobię?
Ja postanowiłam przekuć ten dramat w sukces. Kryzys w życiu może być okazją albo do wpadnięcia w depresję albo szansą na nowy, lepszy etap w życiu. Ja jako cel obrałam to drugie i robię teraz wszystko, aby to osiągnąć.
Suczy dziś jestem generalnie ...wdzięczna - bo moje życie, pomimo tej "porażki", jaką była zdrada, odejście i zbliżający się rozwód, jest teraz pełniejsze, spokojniejsze, radośniejsze...
Lilka787, gwarancji, że coś się nie zepsuje nie ma. Pamiętaj moje "przesłanie": wszystko się może zdarzyć. Pytanie: co dany człowiek z tym zrobi...
Życzę Ci wszystkiego dobrego, Lilka 