Witajcie Dziewczyny,
Piszę do Was, bo nie mogę przestać myśleć o tym, co się aktualnie dzieje na rynku uczuć i związków.
Mam super koleżanki. Inteligentne, zaradne życiowo, fajne ładne babki. Prawie wszystkie same.
Jedna wkrótce będzie po rozwodzie, ma 30lat na karku a przyszły były mąż to alkoholik o bardzo niskim poczuciu wartości, stroniący od ludzi. Koleś z typową ludziofobią, uznający ją za cud na ziemi, bo słucha go, jest koło niego i pozwala mu robić z sobą co chce.
Druga jest po 8letnim związki ze sporo starszych facetem, którego oczkiem w głowie stały się sporty ekstremalne. Nie ma już dla niej czasu. Ma własną firmę, ale nie jest gotów podjąć wspólnej decyzji o mieszkaniu, zaręczynach, dzieciach...
Trzecia, ciągle sama. Odkąd pamiętam. Mądra, zdolna, przebojowa. Spotyka się z wieloma, żaden nie pragnie niczego więcej niż jej ciała, choć ma zdecydowanie więcej do zaoferowania. notabene, sama bym się za nią wzięła, gdybym była mężczyzną...
Ja mogę siebie umiejscowić na ostatnim miejscu tejże opowieści. Mam 28lat, własne mieszkanie, całkiem dobrze płatną pracę. Sama sprzątam, opłacam rachunku, pomaluję sama ścianę i powbijam w nią gwoździe, jeśli trzeba. Zamówię sobie też pana od elektryki, jeśli coś mi nie działa. Zakupów nie dźwigam, ale zamawiam tesco z dostawą do domu. Trzeba sobie radzić.
Jestem po 4letnim związku z niezrównoważonym, niestabilnym psychicznie facetem. Ogień, pierwsza wielka miłość.
Ostatni był związek roczny z facetem 29letnim, pracującym w urzędzie miasta, wciąż mieszkającym z mamusią. Miałam nadzieję, że wprowadzi się do mnie. Obiecywał mi to, mamił mnie datami.... w listopadzie, w kwietniu... Kwiecień minął a ja zerwałam z nim tydzień temu, na weselu przyjaciół. Nie miałam już siły.
Rozglądam się teraz wokół siebie, rozmawiam ze starszymi od siebie mądrymi kobietami, ciociami, mamą, ich przyjaciółkami... Wszystkie obserwują to samo. Każda z nich zna piękne, mądre 30letnie dziewczyny, które wciąż są same. Mają pracę, mieszkania, są niezależne. Samotne.
Profesor Zimbardo podzielił się ostatnio na łamach Twojego Stylu wywiadem, w którym to mówi, że kobiety są same sobie winne. Dzisiaj to my mamy spodnie, zarabiamy pieniądze, utrzymujemy swoje własne gospodarstwa domowe. Mężczyźni raz pracę mają, raz nie. Ich sytuacja jest niestabilna, przez co sami stają się co raz mniej odporni na stres, mniej stabilni emocjonalnie. Co raz częściej zgłaszają się do terapeutów szukając odpowiedzi na życiowe pytania. Co dziwi mniej najbardziej to to, że Zimbardo RADZI, by takich mężczyzn przyjmować do siebie i układać po swojemu. Ja już chyba nie mam siły....
Jak mam ułożyć 29letniego faceta, jedynaka, egoistę... który wciąz mieszka z mamą. Codziennie wlewa mu zupę do talerza, codziennie rano robi mu śniadanie przed pracą. Prasuje jego majtki, gotuje ulubione potrawy.
Facet nie potrafi nawet włożyć brudnych gaci do kosza na pranie. Nie potrafi znieść po sobie talerza do kuchni. Nie potrafi powiesić prania, a każdą wolną chwilę wypełnia telefonem, internetem albo laptopem....
Nie chcę narzekać na wszystkich facetów.
Czy to tylko ja trafiam na takie egzemplarze? Dlaczego na takie?
Pozdrawiam