Nie wiem czy moja historia jest niesamowita ale ją opowiem i chetnie posłucham co o tym wszystkim sądzicie. Jeśli moderatorki uważają że należy przeniaść ten wątek gdzie indziej to proszę żeby to zrobiły.Dzięki
Ale do rzeczy...
Wiec pracuje w pewnej firmie w której jak to w d=firmach bywa jest pewna hierarhia. I właśnie w tej firmie hierarchia wygląda tak:
szef
jego córka
Bbaka która zajmuje się zleceniami,kasą itp (prawa reka szefa)
Reszta hierarhi jest nieważna.
Jak juz kiedyś opowiadałam została wypowiedziana mi umowa o pracę na czas określony z 2 tygodniowym wypowiedzeniem bez podania przyczyn wypowiezdzenia. Oczywiście jak się dowiedziałam owych przyczyn nie mieli obowiązku podoawać. Dogadałam się z kadrową że na świadectwie pracy wpisze mi powód"likwidacja stanowiska pracy". Oczywiście pracuje do jutra więc po świadectwo pójde w poniedzialek zobaczymy czy takowy powód zostanie wpisany.
Ale do czego zmierzam...Zastanawiałam się jak to jest z ekwiwalentem za niewykorzystany urlop więc postanowiłam zapytać znajomego księgowego i tak od słowa do słowa zapytałam ile powinnam dostawać miesięcznie pensji neto jeśli jestem ubezpieczona od 1450zł brutto. Po obliczeniach wyszło na to że powinnam dostać 1081zł i pare groszy ale że opłacam sobie dodatkowe PZU (43zł z groszami) to na konto wpływa mi 1037,64zł netto miesięcznie. i do tej pory wszytko by się zgadzało. Tylko że poza ta pensją dostaje jeszcze prowizje która niestety jak to w Polsce często bywa jest nieudokumentowana. I otóż tak od kilku miesięcy jakieś pół roku jest mi potrącane z tej prowizji ok80zł.
Pewnego dnia kiedy właśnie dostałam owa prowizję mniejszą o 80zł postanowiłam zapytać prawej ręki szefa dlaczego tak jest. Uzasadnienie tej kobiety brzmiało: Kasiu dlatego potrącamy ci te pieniądze ponieważ za dużo Ci przelewamy na konto a ponadto masz do zapłacenia ubezpieczenie PZU co łącznie daje 80zł. Jako że ja nie znam się na tych sprawach podziękowałam za wyjaśnienia i już więcej o to nie pytałam chociaż wydawało mi się że coś śmierdzi bo na początku mi tej kasy nie odbijali. Ale niewiedzą co jest grane machnełam ręką. I teraz kiedy liczyliśmy to z tym księgowym okazało się że byłam przez ta wredną babe okradana.
Mało tego dowiedziałam się pocztą pantoflową że ona tak oszukuje klientów jak ktoś się nie kapnie i pieniądze zabiera sobie.
Dodatkowo co się tyczy mojego zwolnienia w momencie kiedy mnie zwolniono to zrobiono to samo z innym dziewczynami na podobnym stanowisku a ja tu się dowiaduje że na ich miejsce już zatrudnili nowe osoby.
Ponadto pozostaje jescze kwestia ekwiwalentu za urlop za zeszły rok który powinni mi wypłacić do końca marca tego roku.
No i teraz taka sprawa że po pierwsze ja tej babie nie odpuszcze tych pieniędzy. Może to niewielka kasa ale zawsze jakaś a czemu ja mam takiej s... robić na wycieczki.
I teraz moja prośba do was doradźcie jak sie obejść z ta babą...
Druga sprawa to takie pytanie: czy jeśli na świadectwie będę mieć podaną przyczynę zwolnienia "likwidacja stanowiska pracy" to czy jeśłi na mooje miejsce kogoś przyjma to czy będę mogła iść do sądy pracy? i czy będę mieć wygraną sprawę???a oni dostaną karę?
I trzecie rzecz czy jeśli zgłosiłabym w PIP że nie dostałam w terminie tego ekwiwalentu to oni dostana karę??
Co wy o tym wszytkim dziewczyny myślicie bo ja to bym ich chętnie teraz rozniosła na części.