Witam. Piszę, bo nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Świat mi się zwalił na głowę i nie widzę już sensu dalszego życia...
Mój chłopak (25 lat, ja mam 23) odebrał sobie życie przez powieszenie w ten Wielki Piątek. Okazało się, że od bardzo długiego czasu nas wszystkich okłamywał. Nawet mnie...w wielu kwestiach. Jeżeli chodzi o to, jak to się stało to, mi powiedział, że jedzie do rodziców na święta, rodzicom, że zostaje u siebie w wynajmowanym mieszkaniu, bo pracę znalazł. I był sam...i się zabił ;( nie umiem sobie z tym poradzić. Znaliśmy się 6 lat, a byliśmy około 5. Był całym moim światem. Najbardziej mnie boli, że mi nic nie powiedział, że ma problem, grał perfekcyjnie. Nie widziałam obniżonego nastroju nawet. Nic nie widziałam. Jeszcze okazało się, że jakieś prochy brał (acodin), Też o tym nic nie wiedziałam. Gdybym coś przeczuwała poruszyłabym niebo i ziemie. Mam straszne poczucie winy, że mu nie pomogłam, że nic nie widziałam. Boję się, że go zawiodłam, że przeze mnie nie żyje...
Jak ja mam teraz żyć? Jedyne czego pragnę teraz, to umrzeć i być z nim. Minęły 3 tygodnie a ja dalej w to nie dowierzam, co się stało. Zostawił mi list, że mnie przeprasza , że nie chce, abym cierpiała. Napisał, że wie, że potrafię cieszyć się życiem i jeszcze będę szczęśliwa. I że on chce tam w przyszłym świecie ze mną zacząć wszystko na nowo.
Nie wiem jak mam teraz żyć, ciągle płaczę, nic nie ma sensu. Był dla mnie najważniejszą osobą, chyba nawet ważniejszą od rodziny. Mam wrażenie, że będę sama do końca życia.
Jak mam się z tego podnieść? Błagam, niech mi ktoś pomoże...