Ostatnimi czasy wszędzie się mówi, że kobieta oczekuje ogarniętego życiowo faceta; praktycznie wszyscy inni są według nich do utylizacji. Ale ciekawi mnie jak to jest w ogóle zdefiniowane? Jak należy rozumieć takie pojęcia jak facet "ogarnięty życiowo" czy "ogarnięty finansowo"?
Każda kobieta ma inne standardy. Co dla mnie będzie " ogarnięciem życiowym" nie będzie dla innej.
Mowiac bardzo ogólnie wielu facetow w okolicach 30 nie potrafi się usamodzielnić tj np wyprowadzić od rodziców i postarać się o własne lokum. Panowie coraz pozniej odcinają pepowine i myślę, że w dużej mierze o to chodzić. To samo z praca- " wypada mieć" stabilną.
Kobieta widzi swoje priorytety, facet swoje. Czasami się okazuje, że facet postepuje aż nazbyt pragmatycznie i kalkuluje, kiedy z kolei kobieta zaczyna go nazywać niezaradnym czy nieogarniętym, bo np czeka z kupnem mieszkania, bo nie chce płacić obcym, dlatego mieszka w domu rodzinnym, kiedy po za tym wszystko inne gra.
Co do pracy, to owa stabilna rozumiana jest zapewne przez większość jako etat, a najlepiej uporzadkowany schemat od poniedziałku do piątku, choć jakbyś miał własną firmę, to już będizesz rozchwytywany..
Jak masz nienormowany czas pracy, to już Twoje akcje lecą w dół...
Dlatego trzeba uważać, jeśli słyszy się zbyt często owe określenia, typu "niezaradny" czy "nieogarnięty", bo mogą się tutaj kryć konkretne oczekiwania, nieadekwatne do rzeczywistości, przynajmniej na ta konkretną chwilę. Dla niektórych kobiet możesz być nieogarnięty, jeśli nie masz własnego mieszkania przed 30-stką(bez kredytu) lub domu, samochodu, suuuper płatnej pracy albo własnej firmy, całej rzeszy zainteresowań i robić wszystko samemu, słowem być "człowiekiem renesansu". Nie wspominam o całej reszcie oczekiwań, ale z reguły jeśli jesteś wyżej od danej kobiety tym lepiej.
Zapytaj kobiety którą się interesujesz to będziesz miał definicję.
Generalnie im bardziej będziesz ogarnięty finansowo tym większa szansa że przyciagniesz kobiety które nie są samodzielne, więc tą cechę ukrylabym tak długo jak się da, jeśli takiej nie chcesz.
choć jakbyś miał własną firmę, to już będizesz rozchwytywany..
Jak masz nienormowany czas pracy, to już Twoje akcje lecą w dół.
No ale to się wzajemnie znosi Własna firma, to raczej nienormowany czas pracy.
6 2021-07-15 21:09:59 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-15 21:10:23)
Własna firma, przynajmniej od pewnego poziomu, to jednak wymierne korzyści finansowe, także tego...
7 2021-07-15 21:16:52 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-07-15 21:22:19)
Jak masz nienormowany czas pracy, to już Twoje akcje lecą w dół...
Z tym przesadziłeś.. Choć trzeba jakoś się wtedy dopasować wzajemnie, żeby znaleźć czas dla siebie.
No ale tak pracowanie za grosze i do tego nie wiadomo ile godzin na dobę raczej nie pomoże w znalezieniu partnerki.
Aczkolwiek jeśli jest to osoba, która pracuje z pasją, to trochę inaczej wygląda.
Np mam takiego kolegę, który przekwalifikował się na ratownika i totalnie się w tym spełnia. Co prawda nie wiem jak tam z dziewczynami u niego, a i obstawiam, że wiecznie na takich warunkach jak pracuje nie będzie chciał pracować. Na razie jest jeszcze dość młody i pracuje ze 2 lata w tym.
Osobiście dla mnie osoba pracująca z pasją już wydaje się ciekawsza
Natomiast pytanie brzmi, co oznacza "za grosze" : kiedyś tu usłyszałem, że 5 tys/miesiąc/rękę to mało, jak dla jednej osoby, aby godnie żyć..Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ta druga osoba w związku zarabia porównywalnie tyle samo..
Natomiast nienormowany czas pracy może tez oznaczać niekoniecznie regularną i równą wypłatę. No, ale cóż: mam w swoim otoczniu ludzi, którzy tworząc związki, co najmnije przez jakiś czas tak pracowali, przynajmniej jedno z nich i nie było to problemem.
Ja od siebie dodam, że jeśli ktoś wymaga tego "ogarnięcia" to sam powinien to zaoferować, w innym przypadku sry ale z czym do ludzi.
Bo jak słyszę czasem listę życzeń typu dom, praca za min 10k, reprezentatywny samochód (cokolwiek to znaczy) w wieku XX , a księżniczka siedzi u rodziców i pracuje za 2 koła (albo i nie pracuje) to zabijam śmiechem.
Wymagać jak najbardziej można, powiem więcej - powinno się. Jeśli samemu ma się też coś do zaoferowania. Chociaż sądzę, że i tak znajdzie się facet któremu wystarczy ładna buźka, w drugą stronę raczej gorzej.
10 2021-07-15 22:18:16 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-07-15 22:22:06)
Bagiennik, nie wiem, dla każdego to może znaczyć co innego. Masz potrzebę ustalania kwot czy podpuszczasz?
Mnie na ten moment jest to obojętne. To może zależeć od potrzeb, planów i oczekiwanego standardu życia.
Różne rzeczy ludzie chcą i mogą zaoferować i różnych rzeczy oczekują. Nie ma jakiejś reguły dla wszystkich ja dam 5 tysi i ty dasz 5 tysi.
I są dziewczyny, które oczekują zapewnienia wysokiego standardu życia za przyjemność przebywania z księżniczką i im się to udaje :-)
Bagiennik, nie wiem, dla każdego to może znaczyć co innego. Masz potrzebę ustalania kwot czy podpuszczasz?
On może nie ma, ja natomiast chętnie bym je poznał, tym bardziej że to umowne pojęcie wiąże się z tym, że dla większości kobiet nieogarnięty (zwłaszcza finansowo) facet w zasadzie jakby nie istnieje
12 2021-07-16 06:40:18 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-16 06:40:57)
Osobiście dla mnie osoba pracująca z pasją już wydaje się ciekawsza
No i wlansie w tej kwestii kobiety niczym nie różnią się od Ciebie. Ile kobiet tyle dedefinicji " ogarniętego faceta". Dla jednej w ogóle pracujący jest juz ogarnięty a inna wymaga iluś tam zer na koncie.
Natomiast nienormowany czas pracy może tez oznaczać niekoniecznie regularną i równą wypłatę.
Z pewnością może, ale nie musi. Mój tato ma nienormowany czas pracy i z tego.co od zawsze pamiętam nie bylo go nigdy w domu. Do tej pory wyjeżdża o 9 a wraca wieczorem do domu.
Raczej się głównie wiąże z brakiem czssu chociaż i ten da się wygospodarować. Co do wypłaty nie ma reguły.
13 2021-07-16 08:10:04 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-16 08:16:16)
Bagiennik, nie wiem, dla każdego to może znaczyć co innego. Masz potrzebę ustalania kwot czy podpuszczasz?
Mnie na ten moment jest to obojętne. To może zależeć od potrzeb, planów i oczekiwanego standardu życia.Różne rzeczy ludzie chcą i mogą zaoferować i różnych rzeczy oczekują. Nie ma jakiejś reguły dla wszystkich ja dam 5 tysi i ty dasz 5 tysi.
I są dziewczyny, które oczekują zapewnienia wysokiego standardu życia za przyjemność przebywania z księżniczką i im się to udaje :-)
Nie podpuszczam, ale widzę po prostu, jak czasami się zapędzamy za daleko..Jeśli mamy mówić o kwotach, czyli pewnym standardzie zycia, to w sumie taki Lewandowski też mógłby powiedzieć, że 10 czy 20 tys na rękę netto to nędza, skoro gość zarabia 20 mln euro rocznie, prawda? Dlatego lubię patrzeć na świat przez pewne ramy, jak choćby coś takiego, co się nazywa średnia.. Owszem, minimalna krajowa to zdecydowanie za mało, ale wspomniane 5 czy powiedzmy między 5 a 7 tys/miesiąc to przyzwoita kwota, jak na krajowe warunki, zatem jeśli ktoś mi mówi, że to sa grosze, to co mi pozostaje, jak nie potrząsnąć głową z politowaniem?
Skoro dla niego to za mało, to niech sobie zarabia więcej, ale niech tacy ludzie nie wymagają od partnera gonienia za kasą czy ambicjami przez całe życie, jakby nie można było przez jakiś czas żyć na stabilnym poziomie, tylko wiecznie gonić za czymś: więcej i więcej i więcej, co niekoniecznie dotyczy samych pieniędzy. Bo przeceiż praca nawet za mniejszą kwotę, ale dająca satysfakcję czy pozbaiowna ciągłego stresu, napięcia czy rywalizacji może okazać się przyjemna..Ci, co wiecznie gonią za sukcesem, chyba nie są w stanie uwierzyć, że ktoś z tzw "małymi ambicjami" jest w ogóle ze swojego życia zadowolony.
Tak, jak zrzutekranu wyżej wspomniał: jeśli się czegoś wymaga(choć te wymagania powinny mieć rozsądne granice), to samemu trzeba coś oferować od siebie, poza swoim towarzystwem..
Cały problem w tym, że owo "ogarnięcie" zaczyna być utożsamiane nie z właściwym i zbalansowanym określeniem kogoś, kto sobie w życiu radzi, ale z kimś, kto prezentruje o kilka poziomów wyższy standard, niż ma kobieta lub PRZYNAJMNIEJ dokładnie taki sam. W kwestii wykształcenia akurat ciężko pewnych progów nie przejść, bo akurat studia wyższe to dzisiaj nie jest żadna rewelacja.
ale wspomniane 5 czy powiedzmy między 5 a 7 tys/miesiąc to przyzwoita kwota, jak na krajowe warunki,
No widzisz, problem już nawet polega na tym że facet musi mieć minimum tyle (a jak ma dziecko z poprzedniego związku, to tyle musi być po odliczeniu alimentów, inaczej jest dla kobiet praktycznie niewidzialny).
15 2021-07-16 09:28:27 Ostatnio edytowany przez Husky (2021-07-16 09:31:52)
bagienni_k napisał/a:ale wspomniane 5 czy powiedzmy między 5 a 7 tys/miesiąc to przyzwoita kwota, jak na krajowe warunki,
No widzisz, problem już nawet polega na tym że facet musi mieć minimum tyle (a jak ma dziecko z poprzedniego związku, to tyle musi być po odliczeniu alimentów, inaczej jest dla kobiet praktycznie niewidzialny).
Nawet jeżeli byłoby tak jak mówisz, to kobiety najpierw musiałyby posiąść wiedzę o tych zarobkach. Nie wiem jak jest u was, ale ja z partnerem wymieniłam się informacjami na temat finansów dopiero na zaawansowanym etapie związkowym. Z drugiej strony podobny status finansowy zwyczajnie ułatwia funkcjonowanie, bo nie ma obaw, że jedna ze stron nadwyręża swój budżet przy standardzie życia, do którego przyzwyczajona jest druga. Wszystko oczywiście można rozwiązać rozmową i wzajemnym zaangażowaniem, ale do tego najpierw trzeba się poznać- nie rozumiem w jaki sposób zanim to nastąpi kobieta mogłaby wiedzieć ile autor zarabia i uczynić go „niewidzialnym”.
Ps. Informacja o posiadaniu dziecka faktycznie w moich oczach czyni faceta aseksualnym (czyli związkowo „niewidzialnym”), ale nie ma to nic wspólnego z finansami - może tutaj częściowo tkwi przyczyna niepowodzeń?
16 2021-07-16 09:34:34 Ostatnio edytowany przez Pipolinka87 (2021-07-16 09:37:51)
bagienni_k napisał/a:ale wspomniane 5 czy powiedzmy między 5 a 7 tys/miesiąc to przyzwoita kwota, jak na krajowe warunki,
No widzisz, problem już nawet polega na tym że facet musi mieć minimum tyle (a jak ma dziecko z poprzedniego związku, to tyle musi być po odliczeniu alimentów, inaczej jest dla kobiet praktycznie niewidzialny).
Bardzo ogólnikowo patrzycie na tę kwestię. Zauważylam , że najwiekszy problem z pojemnością portfela mają wlansie mężczyzni. Kobiety zwracają uwage na ogarnięciw finansowe , ale dla znacznej większości na 1 miejscu stoi charakter. Oczywiście nikt nie będzie zakładał w przyszłości rodziny z bezrobotnym siedzacym na ławce pod blokiem, ale bez przesady. Idąc Waszym tokiem myślenia każdy lekarz, prawnik czy dyrektor banku miałby u swojego boku super ekstra laske a przecież tak nie jest. Mężczyzna , który coś osiągnął jest albo w wieku 30 l nadal sam bo nie miał czasu na latanie na randki albo ma kobietę na swoim poziomie finansowym. Przynajmniej z moich obserwacji wynika, że nie każdy " bogaty" jest w super udanym związku a biedak zostaje sam u mamusi.na garnaszku. To właśnie Ci przeciętni zazwyczaj zakładają rodziny i takich" lubią" zwyczajne kobiety.
" ogarnię finansowe" to nie 5 , 10 czy 20 tys , ale.to kto jak sobie radzi z rzeczywistością no ja nie chcialabym faceta , który pozycza od mamy na rachunki albo ma dlugi w bocianach czy stewczykach bo chciał mieć fajne auto....
Dla mnie ogarnięty życiowo facet jest dość szerokim pojęciem, nie ograniczającym się wyłącznie do wysokości zarobków czy ogólnie pracy. Dla mnie to ktoś, kto ma głowę na karku, potrafi myśleć racjonalnie i przyszłościowo (a nie liczy się tu i teraz, a co będzie jutro, to zobaczy się jutro), jest zaradny. Taki, który nie będzie uciekał od problemów ale szukał rozwiązań, z kim można poruszyć każdy temat, polegać, ufać. Taki, którego nie trzeba prowadzić za rączkę, pchać do przodu, wyręczać w podstawowych czynnościach itd.
18 2021-07-16 10:04:08 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-16 10:07:52)
Jeśli o mnie chodzi, to osobiście zniechęca mnie kilka kwestii:
1. Wszystko na już
Jeśli akurat w danym momencie człowiekowi się nie przelewa, bo ma jakiś chwilowy kryzys, czy po prostu zarabia nie najlepiej, ale się stara, to jednak pewien odsiew już jest. Całe szczęście, bo akurat takie osobniki oczekują chyba tylko tego, aby je rozpiesczać czy adorować, jeśli do tego nie dają niczego w zamian. Inna sytuacja jest kiedy ma się dzieci, ale też przecieżą można się dogadać. Wszystko przychodzi z czasem a dzisiaj wilu ludzi chce mieć wszystko od razu albo nie wyobraża sobie tych cięższych chwil, gdzie niekoniecznie żyje się (prawie) jak pączek w maśle.
2. Względność i subiektywność "ogarnięcia"
Tak jak wcześniej wpsomniałem: dla wielu ma znaczenie nie to, że się żyje i wszystko jest super albo co najmniej dobrze, tylko to, żę może być dużo lepiej. Pytanie kiedy ta granica się kończy? Mało kto będzie oczekiwał, że partner będzie bezrobotny czy w ogóle nie będzie miał ambicji, żeby się kiedykolwiek "podnieść" w swoich kwalifikacjach. Problem w tym, że z czasem właśnie "apetyt rośnie w miare jedzenia". Sam akurat jestem z tych, którzy nie wyobrażają sobie ciągłej gonitwy i ulepszania siebie, bo wiem czego oczekuję a na pewno nie jest to pogoń za awansami i ciągłym wzerostem zer na koncie. NIe mam wielkich wymagań i czuje się spełniony przy umiarkowanym szczęściu. Mogę sobie świetnie radzić, być zaradny czy ogarnięty, ale nie musi się to wiązać z ciągłym polepszaniem siebie i swojego dochodu, bo mnie to po prsotu nie jara.
3. Osoby niepracujące, oddające się jedynie samym przyjemnością za kasę partnera i mające kosmiczne wymagania - niewielki zapewne procent, ale istnieje...
edit: "podstawowe czynności" - to też dla wielu osób jest względne pojęcie, bo o ile np opłaty, zakupy, ogarnięcie domu czy codziennych spraw zawodowych - to się zgodzę. Natomiast, jeśli od kogoś usłyszę, że jestem fajtłapą, bo nie potrafię wymienić koła w samochodzie, kiedy tego samochodu nie posiadam(i nie posiadałem nigdy), to już jest trochę dziwne..Albo nie potrafię przeprowadzić remontu instalacji eletrycznej w domu - no fajnei, ale jak sie mieszka w bloku, to nie bedę majstrował przy całym systemie..
aniuu1 napisał/a:Bagiennik, nie wiem, dla każdego to może znaczyć co innego. Masz potrzebę ustalania kwot czy podpuszczasz?
Mnie na ten moment jest to obojętne. To może zależeć od potrzeb, planów i oczekiwanego standardu życia.Różne rzeczy ludzie chcą i mogą zaoferować i różnych rzeczy oczekują. Nie ma jakiejś reguły dla wszystkich ja dam 5 tysi i ty dasz 5 tysi.
I są dziewczyny, które oczekują zapewnienia wysokiego standardu życia za przyjemność przebywania z księżniczką i im się to udaje :-)Nie podpuszczam, ale widzę po prostu, jak czasami się zapędzamy za daleko..Jeśli mamy mówić o kwotach, czyli pewnym standardzie zycia, to w sumie taki Lewandowski też mógłby powiedzieć, że 10 czy 20 tys na rękę netto to nędza, skoro gość zarabia 20 mln euro rocznie, prawda? Dlatego lubię patrzeć na świat przez pewne ramy, jak choćby coś takiego, co się nazywa średnia.. Owszem, minimalna krajowa to zdecydowanie za mało, ale wspomniane 5 czy powiedzmy między 5 a 7 tys/miesiąc to przyzwoita kwota, jak na krajowe warunki, zatem jeśli ktoś mi mówi, że to sa grosze, to co mi pozostaje, jak nie potrząsnąć głową z politowaniem?
Skoro dla niego to za mało, to niech sobie zarabia więcej, ale niech tacy ludzie nie wymagają od partnera gonienia za kasą czy ambicjami przez całe życie, jakby nie można było przez jakiś czas żyć na stabilnym poziomie, tylko wiecznie gonić za czymś: więcej i więcej i więcej, co niekoniecznie dotyczy samych pieniędzy. Bo przeceiż praca nawet za mniejszą kwotę, ale dająca satysfakcję czy pozbaiowna ciągłego stresu, napięcia czy rywalizacji może okazać się przyjemna..Ci, co wiecznie gonią za sukcesem, chyba nie są w stanie uwierzyć, że ktoś z tzw "małymi ambicjami" jest w ogóle ze swojego życia zadowolony.Tak, jak zrzutekranu wyżej wspomniał: jeśli się czegoś wymaga(choć te wymagania powinny mieć rozsądne granice), to samemu trzeba coś oferować od siebie, poza swoim towarzystwem..
Cały problem w tym, że owo "ogarnięcie" zaczyna być utożsamiane nie z właściwym i zbalansowanym określeniem kogoś, kto sobie w życiu radzi, ale z kimś, kto prezentruje o kilka poziomów wyższy standard, niż ma kobieta lub PRZYNAJMNIEJ dokładnie taki sam. W kwestii wykształcenia akurat ciężko pewnych progów nie przejść, bo akurat studia wyższe to dzisiaj nie jest żadna rewelacja.
W sumie nie wiem o co w tej dyskusji chodzi i o czym tu konkretnie mowa :-) Każdy ma jakieś własne pojęcie o tym czego szuka i tworzenie jakiejś teorii i zasad dla wszystkich ludzi nie ma sensu.
A życie pokazuje, że laska, która ma do zoferowania swoje towarzystwo i wymaga np kupienia mieszkania, luksusowego życia bywa, że znajduje osobę, która te oczekiwania spełnia. Podobnie w drugą stronę bywa I co z tym zrobisz? :-) Życie :-)
Nie muszą to być oczywiście związki, na zasadach, które odpowiadałyby innym osobom.
20 2021-07-16 12:34:18 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-16 13:14:29)
aniuu1 Powiem Ci, że akurat mój stosunek do takich "laleczek" czy "ksieżniczek", które się na facetach uwieszają i doją ich z kasy, same właściwie "płacąc" swoim "cudownym towrzystwem i seksem" jest mniej więcej taki, jak wielu Pań do facetów, którzy w przeszłości korzystali z usług prostytutek. Natomiast sam się tym facetom dziwię, że często nie mają w tej osobie sami wsparcia i zadowalają się takim pustym scenariuszem. Całe szczęście, jak się tak czyta podobne historie, to zdecydowana większość szanujących się Pań/kobiet brzydzi się takim podejśćiem do życia, bo mają w sobie choć odrobinę ambicji i godności, żeby same do czegoś w życiu dojść i się spełniać na wielu płaszczyznach, niż pasożytować na innych. Zatem są kobiety i są księżniczki
21 2021-07-16 13:02:09 Ostatnio edytowany przez Misinx (2021-07-16 13:02:42)
aniuu1 Powiem Ci, że akurat mój stosunek do takich "laleczek" czy "ksieżniczek", które się na facetach uwieszają i doją ich z kasy, same właściwie "płacąc" swoim "cudownym towrzystwem i skesem" jest mniej więcej taki, jak wielu Pań do facetów, którzy w przeszłości korzystali z usług prostytutek. Natomiast sam się tym facetom dziwię, że często nie mają w tej osobie sami wsparcia i zadowalają się takim pustym scenariuszem. Całe szczęście, jak się tak czyta podobne historie, to zdecydowana większość szanujących się Pań/kobiet brzydzi się takim podejśćiem do życia, bo mają w sobie choć odrobinę ambicji i godności, żeby same do czegoś w życiu dojść i się spełniać na wielu płaszczyznach, niż pasożytować na innych. Zatem są kobiety i są księżniczki
Oj tam, oj tam... Nie przesadzaj. Bycie księżniczką to też nie jest "bułka z masłem". Tobie się wydaje, że to jest tylko leżenie i pachnienie, a to wcale tak nie jest. Jest spora konkurancja na rynku "księżniczek", więc też trzeba się wykazać. A jest konkurencja, bo jest i spory popyt. Gdyby wielu facetów nie chciało "księżniczek", to by wyginęły. Jako przyrodnik dobrze wiesz, że wszystko ma swoje miejsce w ekosystemie
Ach, Misinx i ten Twój cięty dowcip
A tak na poważnie, to baredziej się tym facetom dziwie..No, ale jeśli patrzy się na świat przez pryzmat pewnego narządu i/lub ciągłego podnoszenia swojego ego, to tak jest..
Porównując takie przypadki do składników ekosystemu, to powiedziałbym, że to gatunki inwazyjne
Ach, Misinx i ten Twój cięty dowcip
A tak na poważnie, to baredziej się tym facetom dziwie..No, ale jeśli patrzy się na świat przez pryzmat pewnego narządu i/lub ciągłego podnoszenia swojego ego, to tak jest..
Porównując takie przypadki do składników ekosystemu, to powiedziałbym, że to gatunki inwazyjne
Ale to nie był wcale dowcip Przynajmniej nie do końca. A "Księżniczki" też są potrzebne w przyrodzie. Ja tego nie oceniam. Ani one nie są w moim targecie, ani ja w ich.
24 2021-07-16 16:05:40 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-07-16 16:07:08)
Ach, Misinx i ten Twój cięty dowcip
A tak na poważnie, to baredziej się tym facetom dziwie..No, ale jeśli patrzy się na świat przez pryzmat pewnego narządu i/lub ciągłego podnoszenia swojego ego, to tak jest..
Porównując takie przypadki do składników ekosystemu, to powiedziałbym, że to gatunki inwazyjne
Ja zgadzam się z Misinxem.
Jest popyt jest podaż. Więc jest i nisza księżniczek.
Księżniczki szukają przeważnie bogatszego typka aby mieć życie na na poziomie. A taki facet szuka kobiety którą może się pochwalić, jaka to ona ładna, seksowna i pachnąca.
Dla mnie to normalne. Sytuacja win-win.
Powiem tak: absolutnie NIE JEST to dla mnie normalne, ale jeśli z obu stron się tacy/takie znajdą, to niech żyją swoim "cudownym życiem" byle zawsze trafiali na siebie a nie na takich, których potem krzywdzą..
26 2021-07-16 16:14:10 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-07-16 16:14:32)
Powiem tak: absolutnie NIE JEST to dla mnie normalne, ale jeśli z obu stron się tacy/takie znajdą, to niech żyją swoim "cudownym życiem" byle zawsze trafiali na siebie a nie na takich, których potem krzywdzą..
Masz prawo tak sądzić. Ale życie skomplikowane. Uczucia są skomplikowane. Są faceci którzy uważają kobiety za przedmioty, trofea, pucharki. Są kobiety które świadomie w to wchodzą, a są takie które mniej świadomie w takie coś wchodzą.
27 2021-07-16 17:33:42 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-07-16 17:44:30)
bagienni_k napisał/a:aniuu1 Powiem Ci, że akurat mój stosunek do takich "laleczek" czy "ksieżniczek", które się na facetach uwieszają i doją ich z kasy, same właściwie "płacąc" swoim "cudownym towrzystwem i skesem" jest mniej więcej taki, jak wielu Pań do facetów, którzy w przeszłości korzystali z usług prostytutek. Natomiast sam się tym facetom dziwię, że często nie mają w tej osobie sami wsparcia i zadowalają się takim pustym scenariuszem. Całe szczęście, jak się tak czyta podobne historie, to zdecydowana większość szanujących się Pań/kobiet brzydzi się takim podejśćiem do życia, bo mają w sobie choć odrobinę ambicji i godności, żeby same do czegoś w życiu dojść i się spełniać na wielu płaszczyznach, niż pasożytować na innych. Zatem są kobiety i są księżniczki
Oj tam, oj tam... Nie przesadzaj. Bycie księżniczką to też nie jest "bułka z masłem". Tobie się wydaje, że to jest tylko leżenie i pachnienie, a to wcale tak nie jest. Jest spora konkurancja na rynku "księżniczek", więc też trzeba się wykazać. A jest konkurencja, bo jest i spory popyt. Gdyby wielu facetów nie chciało "księżniczek", to by wyginęły. Jako przyrodnik dobrze wiesz, że wszystko ma swoje miejsce w ekosystemie
W sedno i z humorem
bagiennik ty patrzysz tylko ze swojego punktu widzenia, ale ludzie sa na prawdę bardzo różni, ich oczekiwania i relacje też są bardzo różne. Żyjemy w swoich bańkach i jak z nich wyjść to rzeczywistość potrafi bardzo zaskoczyć. Z jakichś powodów wielu facetów wybiera te "księżniczki", chociaż mogliby wybrać jakąś inną.
Najważniejsze to wiedzieć kim się samemu jest i czego się oczekuje.
Masz prawo tak sądzić. Ale życie skomplikowane. Uczucia są skomplikowane. Są faceci którzy uważają kobiety za przedmioty, trofea, pucharki. Są kobiety które świadomie w to wchodzą, a są takie które mniej świadomie w takie coś wchodzą.
Ano właśnie.
Szukając wielkiej miłości czy partnerstwa w związku z facetem dla którego kobieta jest takim trofeum, kobieta jest skazana na wielkie rozczarowanie, poczucie wykorzystania no i stratę cennego czasu, możliwości jakie daje młodość. Lepiej już jeśli takie związki oparte są na obustronnych korzyściach, to jest uczciwsze.
Jakoś mnie nie dziwi, że rozmowa zeszła na finanse - wydaje mi się, że większość ludzi marzy o bogactwie bez wysiłku ja też. I wydaje mi się, że też część ludzi pozostaje na marzeniach, bo nie ma dobrych wzorców jak zdobywa się pieniądze. Ja o tym całe życie nie wiedziałam nic - raczej pochodzę z takiego środowiska, gdzie dostajesz pracę i cieszysz się, że masz za co żyć i całujesz po rękach za stabilny dochód na poziomie, który pozwala kupować najpotrzebniejsze rzeczy. I koniec możliwości. A bogacą się Ci którzy mają znajomości, albo kradną. Z taką mentalnością weszłam w dorosłość i dopiero teraz zaczynam inwestować, oszczędzać, planować budżet, negocjować podwyżki...
Wczoraj przyjaciel mi powiedział, że mam małe wymagania, i to prawda. U mnie ogarnięcie życiowe to właściwie tyle: starcza Ci na Twoje potrzeby. Więcej myślę o takim rodzaju ogarnięcia, które nie pozwala na to, że dajesz się omamić fakenewsom, rozumiesz jak działa świat i relacje międzyludzkie, więc nie musisz działać przemocowo. Ogarnięcie życiowe dla mnie to również określona filozofia życiowa a nie "lecę z tłumem". Potrafisz sobie załatwić rzecz w urzędzie, posprzątać dom i wezwać hydraulika czy pomoc drogową.
Im więcej ktoś ma takich umiejętności tym bardziej mnie to kręci z prostego powodu - sama się tego uczę i bardzo mnie cieszy jak mogę podejrzeć, jak się ogarnia niektóre rzeczy.
29 2021-07-16 19:06:30 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-07-16 19:14:51)
Wczoraj przyjaciel mi powiedział, że mam małe wymagania, i to prawda. U mnie ogarnięcie życiowe to właściwie tyle: starcza Ci na Twoje potrzeby. Więcej myślę o takim rodzaju ogarnięcia, które nie pozwala na to, że dajesz się omamić fakenewsom, rozumiesz jak działa świat i relacje międzyludzkie, więc nie musisz działać przemocowo. Ogarnięcie życiowe dla mnie to również określona filozofia życiowa a nie "lecę z tłumem". Potrafisz sobie załatwić rzecz w urzędzie, posprzątać dom i wezwać hydraulika czy pomoc drogową.
Im więcej ktoś ma takich umiejętności tym bardziej mnie to kręci z prostego powodu - sama się tego uczę i bardzo mnie cieszy jak mogę podejrzeć, jak się ogarnia niektóre rzeczy.
Bardzo mądre słowa. Ja uważam podobnie. Ogarnięty życiowo, to niekoniecznie ktoś majętny (choć to często idzie w parze) ale przede wszystkim ktoś, kto potrafi funkcjonować w społeczeństwie, choćby tak jak piszesz, jak trzeba coś załatwić w urzędzie, to wie gdzie się udać czy wezwać pomoc, a nie ogląda na kogoś lub co gorsze tylko narzeka, czyli radzi sobie w życiu czy też go nie boi, wie co gdzie i jak, jest obrotny.
Bagiennik_k wspomniał o zmianie opon/koła czy innych kwestiach związanych z elektryką. Nie, nie uważam, że każdy facet powinien umieć to robić bo inaczej nie jest ogarnięty życiowo, ale powinien wiedzieć co z tym fantem zrobić, zadzwonić gdzie trzeba, a jak usługa kosztuje, to i mieć z czego zapłacić. Może te koła i elektryka to nie jest zbyt trafiony przykład, bo jednak potrzebna wiedza, umiejętności i często narzędzia. Jednak jeśli facet nie jest w stanie sam udrożnić przysłowiowego zlewu, tylko woli płacić, ok, jak go stać ale jeśli mu się nie chce czy ma 2 lewe ręce... to inna sprawa.
Dobrze, że wspomniałaś o urzędach czy innych sytuacjach, gdzie trzeba coś załatwić. Na mnie jak czerwona płachta na byka działa stwierdzenie: "idź ty". Ja nie mam z tym problemu ale jeśli widzę, że facet coś tam mówi, niby uzgadnia, nawet orientuje ale jak przychodzi co do czego to chowa za spódnicą kobiety bo sam nic nie załatwi, to mnie krew zalewa.
Ostatnio rozmawiałam ze znajomą, która kupowała dom. Wszystko na jej głowie. Negocjacje, rozmowy z bankiem, potem ekipami remontowymi. Owszem facet z nią poszedł na jedno czy drugie spotkanie ale słowem nie odezwał. Może i ona bardziej obrotna ale... jak coś źle ekipa zrobiła to oczywiście pretensje mąż miał do niej, że złą wybrała! Najzabawniejsze w tym, że on potem chwalił wszem i wobec, że to dzięki niemu mają ten dom. Fakt, zarabia więcej ale ona teraz pracuje na część etatu bo mają 2-kę małych dzieci. Jednak gdyby nie ona to nic by nie mieli bo on sam w życiu by tego nie ogarnął.
Drodzy Uzytkownicy
To, że życie bywa wielowątkowe czy ludzie różni, nie przeszkadza mi nazywać pewnych rzeczy po imieniu Każdego coś w życiu czasami denerwuje, każy ma swoje podejście, ale są jakies tam zasady(może wpojone przez rodziców może ogólnie uważane za przyzwoite), które nie pozwalają traktować pewnych kwerstii ot tak, z wielką obojętnością. NIby nie moja sprawa, ale widzę co się dzieje i dla mnie patologia pozostaje patologią: jeżeli rozkapryszona dziewczyna, uważająca się za bóstwo, stwierdzi, że pracować nie będzie, bo nadziany facet powinien ją utrzymywać a znajdzie się frajer, który za towarzystwo i seks z "boginią" odda wszystko to ich sprawa Dla mnie takie zjawiska mają swoją nazwę
Natomiast w kwestii załatwiania różnorakich spraw, to akurat nie rozumiem tutaj tych, dl aktórych to jest jakaś droga krzyżowa Nie wiem, czy to wynika z przekonania, że wszystko ma pójść gładko albo pewnych fundamentalnych rzeczy się nie potrafi ogarnąć, ale zajmowanie się tym akurat nie uważam za żadne tortury. To nawet fajnie poznać, jak pewne procedury działają, pod warunkiem, żę ktoś nas nie zrobił w wała
Znajomość pewnych mechanizmów czy "ogarnięcie" w konkretnych sprawach jest przydatne, jeśli się przewiduje, że się to przyda w najbliższej przyszłości, dlatego nie widzę sensu np. usilnie zgłębiać tajniki rozplanowywania umieszczenia instalacji elektrycznej, skoro mieszkam w bloku, gdzie wygląda to trochę bardziej skomplikowanie, niż w pojedynczym domu. Wiadomo, że jeśli się czegoś nie da załatwić, to się dzwoni do fachowca:)
Bagienni_k, jeśli mówimy o klasycznych "księżniczkach", to one nie zadowolą facetem który nawet zarabia 10 tys./msc. One szukają milionerów. A żeby takiego złapać, trzeba wyglądać i obracać w odpowiednim towarzystwie. A to też wymaga kasy (inwestycji).
Jeśli jednak ktoś uważa za księżniczkę kobietę za którą na randkach płaci czy kupi jakiś prezent, to.. nie skomentuję.
Oczywiście też jest kwestia wieku. Jednak jak dwie osoby zarabiają, dla mnie to oczywista oczywistość. Podobnie jak to, że w pewnym wieku facet posiada auto i nie mieszka z rodzicami. Ja rozumiem pragmatyzm, że można więcej wtedy zaoszczędzić itd. tylko ogólnie to nie jest dobre bo taki facet w związku nie odnajdzie albo z baaaardzo wielkim trudem.
bagienni_k napisał/a:Powiem tak: absolutnie NIE JEST to dla mnie normalne, ale jeśli z obu stron się tacy/takie znajdą, to niech żyją swoim "cudownym życiem" byle zawsze trafiali na siebie a nie na takich, których potem krzywdzą..
Masz prawo tak sądzić. Ale życie skomplikowane. Uczucia są skomplikowane. Są faceci którzy uważają kobiety za przedmioty, trofea, pucharki. Są kobiety które świadomie w to wchodzą, a są takie które mniej świadomie w takie coś wchodzą.
Dokładnie. Tym bardziej że Panowie potrafią to nieźle kamuflować, np tym że chcą rodziny, więc ona myśli że tworzą team. A tymczasem ta kobieta pasuje mu po prostu do obrazka.
Britan napisał/a:bagienni_k napisał/a:Powiem tak: absolutnie NIE JEST to dla mnie normalne, ale jeśli z obu stron się tacy/takie znajdą, to niech żyją swoim "cudownym życiem" byle zawsze trafiali na siebie a nie na takich, których potem krzywdzą..
Masz prawo tak sądzić. Ale życie skomplikowane. Uczucia są skomplikowane. Są faceci którzy uważają kobiety za przedmioty, trofea, pucharki. Są kobiety które świadomie w to wchodzą, a są takie które mniej świadomie w takie coś wchodzą.
Dokładnie. Tym bardziej że Panowie potrafią to nieźle kamuflować, np tym że chcą rodziny, więc ona myśli że tworzą team. A tymczasem ta kobieta pasuje mu po prostu do obrazka.
Tak ale raczej nie te "księżniczki". One lecą na kasę, facet ją ma i wie, że za nią może zdobyć atrakcyjną laskę (pewnie bez kasy na niego by nie spojrzała) i gitara gra.
Każdy ma to czego chce.
Akurat jak chodzi o dawanie prezentów czy płacenie, to nie widzę powodu, żeby odbywało się to po połowie, pod warunkiem, że facet lubi dostawać prezenty. Pytanie jak często tych prezentów się wymaga i czy ciągle się przesiaduje po knajpach czy kinach, aby za kogoś płacić..
Co do mieszkania i samochodu: przynajmniej w tych wielu historiach opisywanych na forum widzę konflikt interesów, bo kobieta chce niezależności, intymności i spokoju, kosztem piniędzy które ida np na wynajem a facet myśli pragmatycznie, kiedy czeka na kupno, żeby uzbierac wkład własny a poza tym wszystko inne się układa.
Jeśli chodzi o samochód, to pomimo, że z pewnością sam planuję w końcu prawko zrobić, to właściwie jedyną motywacją do tego, jest potrzeba przemieszczania się tam, gdzie komunikacja nie sięga. Jak widzę ile aut się po drogach toczy i jakie się korki robią, to mi się odechciewa..I to nie w dużym mieście, ale mieście, gdzie nie mieszka nawet 100 tysięcy ludzi. Zalezy wszystko kto gdzie pracuje i czy rzeczywiście mu to potrzebne - znowu rachunek zysków i strat trzeba brać pod uwagę. Zatem auto to nie niezbędnik, ale po prostu wygodne narzędzie, które jednak niekoniecznie należy cały czas używać.
35 2021-07-16 20:29:45 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-07-16 20:34:08)
Akurat jak chodzi o dawanie prezentów czy płacenie, to nie widzę powodu, żeby odbywało się to po połowie, pod warunkiem, że facet lubi dostawać prezenty. Pytanie jak często tych prezentów się wymaga i czy ciągle się przesiaduje po knajpach czy kinach, aby za kogoś płacić..
Co do mieszkania i samochodu: przynajmniej w tych wielu historiach opisywanych na forum widzę konflikt interesów, bo kobieta chce niezależności, intymności i spokoju, kosztem piniędzy które ida np na wynajem a facet myśli pragmatycznie, kiedy czeka na kupno, żeby uzbierac wkład własny a poza tym wszystko inne się układa.
Jeśli chodzi o samochód, to pomimo, że z pewnością sam planuję w końcu prawko zrobić, to właściwie jedyną motywacją do tego, jest potrzeba przemieszczania się tam, gdzie komunikacja nie sięga. Jak widzę ile aut się po drogach toczy i jakie się korki robią, to mi się odechciewa..I to nie w dużym mieście, ale mieście, gdzie nie mieszka nawet 100 tysięcy ludzi. Zalezy wszystko kto gdzie pracuje i czy rzeczywiście mu to potrzebne - znowu rachunek zysków i strat trzeba brać pod uwagę. Zatem auto to nie niezbędnik, ale po prostu wygodne narzędzie, które jednak niekoniecznie należy cały czas używać.
Ja uważam, że na początku znajomości jak są randki, facet absolutnie powinien płacić. Jednak potem ten kto zaprasza. Prezenty z okazji + jakieś miłe gesty. Też w dwie strony.
Co do samochodu mam inne zdanie. Jest niezbędny w normalnym funkcjonowaniu. Przynajmniej na pewnym etapie życiowym.
I nie, nie uważam, że "wymaganie" od faceta w pewnym wieku prawka i samochodu to fanaberia czy księzkoczkowanie.
Kurczę, dlaczego absolutnie powinien płacić na początku on?
Czulabym się jak dziecko, gdyby się przy tym upierał. Myślę że dwójka dorosłych ludzi może wypracować jakąś równowagę.
Później jak tam sobie ustalą: bo dzieci, bo jak np mają duże rozbieżności finansowe to dlaczego z czegoś rezygnować gdy raz ktoś jeden, raz drugi może to sfinansować?
Odnośnie samochodu, to tutaj mogę zacytować wiele osób, które mi z kolei próbowały uświadamiać, że "życie jest różne i różni ludzie sobie w życiu radzą. SKoro są tacy, co żyją bez auta i całkiem nieźle im to wychodzi, to czemu temu zaprzeczać? Przeżyłem bez samochodu ponad 15 lat życia(licząc od kiedy można zrobić prawko) i naprawdę nie było mi źle, wręcz życie bywało prostsze Póki tylko był czy jest transport publiczny to nawet nie było o czym gadać.. Sam fakt wymagania, żebym koniecznie miał to auto już spowoduje, że się odwrócę i pannie podziękuję. Nie daltego, że mogę to prawko zrobić, ale z powodu jej podejścia. Znajomi, mieszkający w Krk, poruszają się po samym mieście prawie wyłącznie komunikacją publiczną, bo nawet im się myśleć nie chce o staniu w korkach, jedynie na dłuższe trasy wsiadają w auto. Zatem w normalnym funkcjonowaniu to jest mi niezbędny, ale portfel czy telefon a nie samochód...
Natomiast co do placenia.. no cóż, jeśli zapłacę za dziewczynę raz, drugi, może trzeci a ona będzie dalej twierdzić, żę to ja powinienem się postarać, to się szybko pożegnam. Nie jestem dojną krową, która daje siebie od razu i skoro ta dziewczyna tez pracuje, to może niech też spróbuje się postarać..?
Drodzy Uzytkownicy
To, że życie bywa wielowątkowe czy ludzie różni, nie przeszkadza mi nazywać pewnych rzeczy po imieniu Każdego coś w życiu czasami denerwuje, każy ma swoje podejście, ale są jakies tam zasady(może wpojone przez rodziców może ogólnie uważane za przyzwoite), które nie pozwalają traktować pewnych kwerstii ot tak, z wielką obojętnością. NIby nie moja sprawa, ale widzę co się dzieje i dla mnie patologia pozostaje patologią: jeżeli rozkapryszona dziewczyna, uważająca się za bóstwo, stwierdzi, że pracować nie będzie, bo nadziany facet powinien ją utrzymywać a znajdzie się frajer, który za towarzystwo i seks z "boginią" odda wszystko to ich sprawa Dla mnie takie zjawiska mają swoją nazwę
Natomiast w kwestii załatwiania różnorakich spraw, to akurat nie rozumiem tutaj tych, dl aktórych to jest jakaś droga krzyżowa Nie wiem, czy to wynika z przekonania, że wszystko ma pójść gładko albo pewnych fundamentalnych rzeczy się nie potrafi ogarnąć, ale zajmowanie się tym akurat nie uważam za żadne tortury. To nawet fajnie poznać, jak pewne procedury działają, pod warunkiem, żę ktoś nas nie zrobił w wała
Znajomość pewnych mechanizmów czy "ogarnięcie" w konkretnych sprawach jest przydatne, jeśli się przewiduje, że się to przyda w najbliższej przyszłości, dlatego nie widzę sensu np. usilnie zgłębiać tajniki rozplanowywania umieszczenia instalacji elektrycznej, skoro mieszkam w bloku, gdzie wygląda to trochę bardziej skomplikowanie, niż w pojedynczym domu. Wiadomo, że jeśli się czegoś nie da załatwić, to się dzwoni do fachowca:)
Jak Cię obserwuję tutaj i na fejsie to uważam, że jesteś właśnie zbyt pryncypialny. Ale może to kwestia wieku. Ja kiedyś też miałem podobnie i pewne sprawy postrzegałem bardziej czarno-biało. Ale mi przeszło Kontekst wielu spraw, wydających się na proste, jest często tak szeroki, że osądy nie są całkiem oczywiste. Najlepiej w ogóle zrezygnować w takich sytuacjach z osądów.
Wyluzuj chłopie, bo jak tak dalej pójdzie to na starość nikt Ci pryszcza na plecach nie wyciśnie
39 2021-07-17 07:24:10 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-17 07:27:24)
Powiedziałbym, że to nie kwestia wieku, ale jakiegoś takiego braku olewczego stosunku do pewnych rzeczy.Kurcze, to naprawdę w dość powaznych kwestiach już nie można się wypowiedzieć? Ja nie zamierzam walczyć z tym, jak nie wiem, komuna z opozycją w czasach PRL-u. Po prostu mówię jak to wygląda z mojego punktu widzenia i nazywam rzeczy po imieniu. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie można w ogóle opinii żadnej wyrazić.. I uwierz mi jestem wyluzowany Może bardzo niewiele tych rzeczy jest, które wydają mi się proste, ale z pewnością takowe są. Trudno, niech każdy posiada swoją opinię na ten temat, ja zostaję przy swojej.
Tak jeszcze odnośnie płacenia w trakcie spotkań: czy jeśli po pierwszym spotkaniu, kiedy to facet zapłacił i zoorganizował wszystko, dziewczyna zaproponuje, że następnym razem płaci ona czy też z jej strony padnie pomysł, to już jest niedopuszczalne? Już plama na honorze dla faceta, że dalej jej "nie czaruje i nie zdobywa"? A kobieta się "nie szanuje", bo sama od siebie wychodzi z inicjatywą?
Tak jeszcze odnośnie płacenia w trakcie spotkań: czy jeśli po pierwszym spotkaniu, kiedy to facet zapłacił i zoorganizował wszystko, dziewczyna zaproponuje, że następnym razem płaci ona czy też z jej strony padnie pomysł, to już jest niedopuszczalne? Już plama na honorze dla faceta, że dalej jej "nie czaruje i nie zdobywa"? A kobieta się "nie szanuje", bo sama od siebie wychodzi z inicjatywą?
Przecież chyba zrozumiale napisałam:
Ja uważam, że na początku znajomości jak są randki, facet absolutnie powinien płacić. Jednak potem ten kto zaprasza.
Jak kobieta wychodzi z inicjatywą, proponuje coś, to według mnie powinna za to zapłacić.
Dlaczego uważam, że na pierwszym spotkaniu, powinien płacić facet? Bo jak mniemam ją zaprosił, chce rozwinąć znajomość i po prostu według mnie tak wypada. Serio wygląda to mega żenująco jak za jakiś posiłek podczas romantycznej kolacji potem oboje wyliczają z rachunku, kto ile płaci. Gdyby mi facet coś takiego odwalił, to byłoby to pierwsze i ostatnie spotkanie na 1000%. Nie uważam też za stosowne by oczekiwać od faceta, że będzie wszystko sponsorował. Ja bym się z tym źle czuła i jeśli nie po pierwszym, to po drugim spotkaniu, kobieta powinna coś od siebie zaproponować. Nie musi być to coś 1:1. Ja np. w restauracjach nie lubię płacić, nie to że mam coś przeciwko ale uważam, że większość facetów z tym by się źle czuła. Za to z chęcią kupuję bilety do teatru czy na koncerty, które w sumie są często dużo droższe niż kolacja ale nie chodziło o to by zawsze było 1:1. To, że płaci ten kto zaprasza czy wychodzi z propozycją, ma też taki plus, że każdy wie na co go stać. Jeśli facet chce ufundować ukochanej wakacje za kilka czy kilkanaście tysi, proszę bardzo, drugi z kolei zaprosi do kina i kupi mały kwiatek, jeden zaprosi do srogiej restauracji, inny przygotuje coś sam. Ja nie uważam, że coś jest lepsze bo droższe, liczą się chęci i gest.
41 2021-07-17 08:27:11 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-17 08:27:29)
W trakcie dość krótkiego epizodu randkowania, zdarzało mi się niemal upierać przy tym, że to ja chcę koniecznie zapłacić I chyba niczego bardziej nie żałuję.. Teraz byłoby z pewnością zupełnie inaczej
Może to jest tak, że spotkaniu spotkaniu nierówne: jeśli np idzie się tylko do kanjpy i ja zapraszam do wiadomo, że zaplacę. Natomiast jeśli jeszcze coś ma się w planie, to już niekoniecznie muszę płacić ja, możę to chyba zrobić dziewczyna, prawda? Dajmy na to: ja zapłaciłem za obiad, to teraz ona może postawić ta kawę czy drinka. Chodzi o to, aby nie przesadzać, tak w jedną, jak i w drugą stronę. Na samym początku, nawet jak mnie stać to mam zamiaru zabierać nikogo do Bristolu czy jakiegoś apartamnetu na nocleg Takkim podejściem można skutecznie odstraszyć takie, które tylko czekają, aby wydoić kogoś z kasy dla własnych przyjemności, o ile oczywiście facet nie chce sam z siebie tego im dać..
Był taki wątek jednego użytkownika, gdzie wszystko toczyło się wokół płacenia i ogranizowania randek. Facet się przez jakiś czas zgadzał, ale potem się zorintował, że jednak robi za jelenia, bo kobieta ani razu nie zaproponowała, że zapłaci za siebie. Watek dość dawny, sprzed ponad roku chyba..
Był taki wątek jednego użytkownika, gdzie wszystko toczyło się wokół płacenia i ogranizowania randek. Facet się przez jakiś czas zgadzał, ale potem się zorintował, że jednak robi za jelenia, bo kobieta ani razu nie zaproponowała, że zapłaci za siebie. Watek dość dawny, sprzed ponad roku chyba..
Dokładnie jakaś równowaga powinna być. Jeżeli np. kobieta nie zarabiała lub niewiele i ją zwyczajnie nie było stać, mogła z zaproponować coś innego, jak choćby sama przygotować kolację lub coś zorganizować. Jakaś równowaga w dawaniu i braniu powinna być choć nie odnosiłabym tego tylko do sfery finansowej (płacenia). Przecież nie wiemy na początku znajomości kto ile zarabia (zazwyczaj), jeśli gdzieś zaprasza by się pokazać, to niech płaci. Jak go nie stać, niech idzie na spacer.
Ja np. bardzo fajnie wspominam spacer (randkę), na którą facet przyniósł mi (nam) kawę mrożoną. Ta kawa pita wśród drzew, śpiewu ptaków, zrobiła mi taką przyjemność (było gorąco), że żadna droga restauracja by tego nie przebiła
. Z jakichś powodów wielu facetów wybiera te "księżniczki", chociaż mogliby wybrać jakąś inną.
Najważniejsze to wiedzieć kim się samemu jest i czego się oczekuje.
Wielu facetów, którzy krytykują te księżniczki nigdy nie byłoby w stanie sobie na nie pozwolić, nie stać ich - co nie zmienia faktu, że księżniczki się im podobają.
Grunt to trafić na swego. Jeśli piękna kobieta szuka bogatego faceta, który jej zapewni komfort życia, a bogaty facet chce pięknej kobiety, która się będzie chwalił, to co tu krytykować. Krzywda się nikomu nie dzieje.
Nie wiem, dlaczego w takich wypadkach, jak się wyraża swoje krytyczne zdanie na dany temat, to pojawiają się opinie, jak właśnie takie odnośnie zazdrości czy frustracji, spowodowanej faktem, że coś jest dla kogoś nieosiągalne..Nie można po prostu przyjąc, że pewne zjawiska zwyczajnie irytują a to, żę tak się dzieje nie oznacza, że nie można tego skrytykować. Jakoś nie widzi mi się, żebym facetowi zazdrościł kobiety, która leci wyłącznie na mój hajs i oferowane przeze mnie atrakcje, nawet jeśli gość dostaje "nagrodę": w postaci świetnego seksu. Jeśli kobieta widzi coś więcej we mnie poza możliwościami, jakie mogę jej zaoferowąc, to może bym i zazdrościł..
45 2021-07-17 20:01:52 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-07-17 20:36:11)
... przyklad prowadzenia wozu.. dawno temu jak sama wozilam sie pociagami wracalam do domu rodzinnego kiedys o takiej porze (awaria zwrotnicy, sila wyzsza) ze juz nie bylo autobusu i ktos musial po mnie i moj bagaz przyjechac a o takiej porze juz nie chcialam taty fatygowac... mialam ten komfort ze mialam ogarnietego zyciowo kolege, ktory w nocy o polnocy zawsze mogl... pomóc... Nie wszedzie sa taxowki, ubery, panki itp itd.. Innego kolege zaprosilam na slub kolezanki i tez taxowke - kolega prawko potem szybko zrobil i jakis woz zakupil, bo jednak uznal ze sie przydaje... co tu tlumaczyc... Pomijam pilna potrzebe lekarska, czy cos w rodzinie.. takze tez osobiscie uwazam ze prowadzenie samochodu to cecha ogarniecia zyciowego, podstawa czy nawet przydaje sie w lepszej pracy- sama nie lubie ale prawko mam... reszta zostala wyzej powiedziana..
To wytłumaczcie mi dlaczego są ludzie, którzy prawka(albo przynajmniej samochodu) nie mają i żyją normalnie? Nie mówię o wegetacji, ale o normalnym korzystaniuy z życia? Ja w każdym razie takich znam. Przynajmniej tych, którzy mieszkają w dużych czy średnich miastach i do pracy dojeżdżają inaczej, prowadząc tryb życia, niewymagający tak częstego podróżowania. Przynajmniej nie każdy zaczynał przygodę z motoryzacją po osiągnięciu pełnoletności.
Nie poruszam kwestii ceny, bo akurat przeciętnego Kowalskiego na to stać, ale o fakt, że samochód urasta do rangi tak niezbędnej rzeczy, jak jedzenie, portfel czy telefon. Nie mówię, że to jest zbędne, bo sam wiem, że będe musiał mieć w ciągu najbliśzym kilku lat, ale samochód staje się powoli jakimś amuletem, który każdy musi mieć, bo inaczej nie przeżyje...CO gorsza ludzie sa właśnie wartościowani na tej podstawie, bo najważniejsze jak się kończy 18.stkę to prawko zrobić...
Bagienniku, auto i prawo jazdy ułatwia życie i tyle, tu nie ma z czym dyskutować, a że da się bez tego żyć, oczywiście że się da. Gdyż ponieważ człowiek to wygodnicki zwierz, to nie dziw się, że te dwie rzeczy są na babskich checklistach, chyba że trafisz na pokręconą ekolożkę, która na samą myśl o autach się wzdryga.
Co do samego tematu. Chodzi o kasę i wszystko co za nią idzie i w zależności od wymagań płci pięknej, różny pułap jest konieczny, żeby wzbudzić/utrzymać zainteresowanie.
... i ktos musial po mnie i moj bagaz przyjechac a o takiej porze juz nie chcialam taty fatygowac... mialam ten komfort ze mialam ogarnietego zyciowo kolege, ktory w nocy o polnocy zawsze mogl... pomóc... Nie wszedzie sa taxowki, ubery, panki itp itd.. Innego kolege zaprosilam na slub kolezanki i tez taxowke.
Jakbym miała takie " problemy życiowe" juz dawno bym zrobiła prawo jazdy i odłożyl na auto. Ja zrobilam prawko późno bo w wieku 26 lat, ale mialam.na tyle dobra pracę , że od razu do banku i po maly kredyt. Tym sposobem nie musialam się na nikim uwieszac i byłam niezależna od tatusiow i kolegów.
Jeżeli czegosn od kogos sie wymaga warto zacząć wymagać od siebie.
49 2021-07-18 06:52:24 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-18 06:55:26)
No właśnie..Późno, czyli w wieku 26 lat...
Wygodnictwo i to jest klucz Ułatwia życie, ale czy jest niezbędne? No właśnie...
O to mi właśnie chodzi, że w pewnym sensie jest tez presja i ludzie się dziwią, jak ktoś nie podchodzi od razu do prawka kończąc 18-stkę. Możę się przydaje dopiero od pewnego momentu, jak choćby po tych studiach, podczas których i tak się jeźedziło komunikacją publiczną, bo 51 % ulgi to już coś I jeśli miałbym spojrzeć na studiujących znajomych, to właśnie większość robiła tak koło 25 roku życia..Inii później..
Wygodnictwo i to jest klucz Ułatwia życie, ale czy jest niezbędne? No właśnie...
Idąc Twoim tokiem myślenia, człowiek w ogóle nie powinien rozwijać, korzystać z tego co daje nam rozwój technologii itd. Nasi przodkowie żyli nie mając dostępu chociażby do elektryczności, a i tak jakoś sobie bez niej radzili.
Ja samochodu nie uważam za wygodnictwo ale za "rzecz" potrzebną do "normalnego" funkcjonowania. Nie o to chodzi by stać codziennie w korkach ale nie być uzależnionym od nikogo kiedy chce się gdzieś na szybko wyskoczyć, załatwić czy pojechać w dłuższą wyprawę. Może i komunikacja miejska jest w miarę dobrze rozwinięta (chyba prawie wszędzie), jednak własne auto jest niezastąpione w wielu sytuacjach. To, że ułatwia życie, nie koniecznie jest synonimem wygodnictwa.
Zawsze mnie rozśmieszało, że w moim rodzinnym miasteczku pierwszą, honorową rzeczą jaką musiał zrobić facet, to zrobić prawo jazdy. Drugą, to kupić samochód. Śmieszyło mnie to, bo tam wszędzie da się dojść na piechotę w rozsądnym czasie. Całą edukację podstawową i średnią pokonałem chodząc do szkoły na piechotę. Moja mama przeklina tą męską powinność, bo najpierw trzeba było spłacać Syrenkę, którą ojciec musiał mieć. Po wielu latach, jak ojciec odziedziczył pieniądze, to oczywiście musiał wydać je na Golfa. Do głowy mu nie przychodziło, że jak ma potrzebę, to można wziąć taryfę. Teraz zresztą tak robi moja mama. Ma kłopoty z chodzeniem i jak potrzebuje gdzieś podjechać, to nie prosi o pomoc syna z samochodem tylko dzwoni po taryfę.
Ja zresztą też uległem tej męskiej powinności, bo prawo jazdy zrobiłem zaraz po 18-tce. Potem 5 lat poruszałem się komunikacją miejską w Krakowie, a do Krakowa i z Krakowa pociągami. Samochodem jeździłem czasem będąc w domu, głównie będąc zatrudnianym przez ojca jako szofer żeby mógł bezstresowo wypić. Bezstresowo dla rodziny rzecz jasna, bo jego jazda po kielichu nie stresowała Po studiach zamieszkałem w innym, dużym mieście i chyba z 3 lata obywałem się bez samochodu. Pierwsze mieszkanie wynajmowałem tak bardzo w centrum, że do pracy chodziłem, bo zawsze irytowało mnie czekanie na autobus, kiedy można było gdzieś dojść w 20 minut. Potem się przeprowadziliśmy trochę dalej i już trzeba było korzystać z komunikacji miejskiej. Wtedy kupiłem starego Poloneza, choć bardziej z myślą o wyjazdach do rodziców. Po prostu do Poloneza mogłem się zapakować z bagażami i SŁOIKAMI Tak poza tym samochód najczęściej stał pod blokiem, bo biorąc pod uwagę ile palił taniej było jeździć komunikacją miejską. W końcu zresztą oddałem go na złom. No i 19 lat temu kupiłem pierwszy, poważny samochód. Citroena prosto z salonu! Co zbiegło się w czasie z wyprowadzką do własnego mieszkania, które było na nowym osiedlu, oczywiście beznadziejnie skomunikowanym z centrum. Wtedy samochód stał się dla mnie koniecznością w pracy i poza pracą. No ale miałem wtedy 30 lat. Z tym, że moja praca również wymaga wyjazdów, dojazdów. Owszem, nie raz jeździłem samochodami szefostwa i tu posiadanie prawka było plusem. Tyle, że mój kolega, rówieśnik w takiej samej sytuacji nie używa samochodu. Ma prawo jazdy, ma samochód ale używa go żona. On się zaparł i nie prowadzi. Do pracy jeździ autobusem i jakoś żyje
Odkąd mieszkam na wsi, to oczywiście samochód jest podstawą ale... tylko jeśli się posiada rodzinę. Gdybym mieszkał na wsi sam, to miałby oczywiście samochód ale na co dzień przestawiłbym się na skuter. Nawet taki, który nie wymaga prawa jazdy. Wystarczyłby mi w większości sytuacji życiowych.
52 2021-07-18 08:01:57 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-18 08:06:30)
bagienni_k napisał/a:Wygodnictwo i to jest klucz Ułatwia życie, ale czy jest niezbędne? No właśnie...
Idąc Twoim tokiem myślenia, człowiek w ogóle nie powinien rozwijać, korzystać z tego co daje nam rozwój technologii itd. Nasi przodkowie żyli nie mając dostępu chociażby do elektryczności, a i tak jakoś sobie bez niej radzili.
Ja samochodu nie uważam za wygodnictwo ale za "rzecz" potrzebną do "normalnego" funkcjonowania. Nie o to chodzi by stać codziennie w korkach ale nie być uzależnionym od nikogo kiedy chce się gdzieś na szybko wyskoczyć, załatwić czy pojechać w dłuższą wyprawę. Może i komunikacja miejska jest w miarę dobrze rozwinięta (chyba prawie wszędzie), jednak własne auto jest niezastąpione w wielu sytuacjach. To, że ułatwia życie, nie koniecznie jest synonimem wygodnictwa.
Między wygodnictwem a czymś niezbędnym do życia jest jak widać granica
Absolutnie nie uważam, że nie należy się rozwijać. Śmiać mi się tylko chce właśnie z takiego podejśćia, że "honorową kwestią" jest zrobienie prawka, chociaz na dobrą psrawę to mieszkając na wsi przydaje się ono znacznie, ale to znacznie więcej, niż mieszkając w mieście. Dla Ciebie może auto jest jak powietrze do oddychania, dla innych niekoniecznie. Można sobie zawsze znaleźć powód, dla którego autko możę być potrzebne, ale osobiście to mogę żałować, że nie zrobiłem po studiach, bo przydałoby mi się WYŁĄCZNIE do wyajzdów terenowych, gdzie dojechać się nie da czy trzeba dojechać o takich godzinach, kiedy kierowca pierwszego autobusu wyjeżdżającego na linię jeszcze smacznie śpi w swoim domu. Dlatego na owo "niezastąpienie" czy też "bycie zależnym od kogoś" patrzę przez filrt takiego podejśćia, o jakim wyżej mówi Snake, bo wydaje mi się, że obecnie, niezależnie co robisz, gdzie meiszkasz i kim jesteś, sytuacja wygląda tak: albo masz auto albo jesteś inwalidą. Widze po rodzinie, że to nawet w skrajnych przypadkach rozleniwia. Kiedyś, chcieli mi zaproponować, że mnie podrzucą do celu, odłegłego o...1,5 km Gdyby nie to, żę to była uroczystość żałobna po pogrzebie członka rodziny, to parsknąłbym śmiechem.
Jeśli dla kogoś przejście 5 czy nawet 10 km piechotą jest problemem( o ile ma na to czas i nie potrzebuje pilnie pomocy) to już jego problem.
Odrzucanie faceta bez prawka i/lub samochodu wydaje mi się równie śmieszne co selekcja tylko i wyłącznie na podstawie jednej, jedynej cehy wyglądu: nie patrzysz na nic innego, tylko widzisz jedno.
Swoją drogą, to nie wiem za co miąłby kupić auto w czasach studenckich, jeśli wolałem zdecydowanie poświęcić kasę na coś innego a i tak maiełm zniżkę na komunikację, jadąc sobie przez cąlą Polskę pociągiem za 30 zł
Nawet nie mówię przez pryzmat kogoś, kto tego auta nie ma, ale okiem ludzi, którzy właśnie mają, ale nie jeżdżą tym autem cąły czas, gdziekolwiek mieliby się udawać.
. No ale miałem wtedy 30 lat. Z tym, że moja praca również wymaga wyjazdów, dojazdów. Owszem, nie raz jeździłem samochodami szefostwa i tu posiadanie prawka było plusem. .
Dokaldnie dlatego i z wielu innych powodów ja sobie nie wyobrazam tego prawka nie posiadać.
Tez dojezdzalam do pracy pociągiem bo bylo taniej i bez korków, ale w cv gdybym nie miala " prawo jazdy kat B" nie dostałabym pracy.
Poza tym.nie dzwigam ciężkich zakupów, mogłam sobie pozwolić na wypry w góry bo od wielu lat uprawiam kolarstwo górskie, teraz jestem w ciąży i sama siebie mogę zawieźć do lekarza czy ba badania bez proszenia o pomoc albo konieczności zwalniania się mojego faceta z pracy. Owszem mogę zamówić taksówke ale musialabym na nia czekać wychodzac od lekarza a tak to wsiadam, po drodze zakupy i do domu.
Sama zrobiłam prawko wlasnie dlatego , ze mieszkałam w malej miejscowości pod dużym miastem i szlag mnie trafial z powodu wiecznie poopoznianych pociągów.
Dla niektórych rzecz zbędna dla innych niezbędna. Ja bym się wstydzila w dzisiejszych czasach nie mieć prawka.
54 2021-07-18 08:09:57 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-18 08:12:15)
Widać, że się nie zrozumiemy, ale może nie ma co uciekać się do jakiegoś poczucia wstydu czy złości na to, że jednak można się bez niektórych rzeczy w życiu obejść i nie jest to żadną ułomnością. Czasami dochodzi to po prostu za daleko i ktoś dostaje łatkę ostatniego nieudacznika czy ofermy, bo nie ma furki...
Jeśli chodzi o wyprawy w góry, to akurat auto przeszkadzałoby mi w tym, że nie lubię wracać w to samo miejsce..
Wydaje mi sie, ze czesto chodzi o kogos bez dlugow, z jakimis oszczednosciami, stabilna praca, opowiedzialnego za siebie, zyjacego samemu i umiejacego prowadzic samochod?
Tak z rozmow z kolezankami wydaje mi sie, ze tak moglabym to podsumowac.
Ja sama stety lub niestety mam wylane na takie rzeczy. Poza dlugami, mam jakas alergie na dlugi.
nie chodzi o posiadanie furki, ale o mozliwosci.. czasami sie po prostu przydaje umiejetnosc prowadzenia i tyle, czasami zamawia sie taxi jesli jest mus i juz... opisalam przyklady "wygodnictwa", bo juz studentem nie jestem i ten cudny etam mam za soba... ale sa wieczni studenci i nikt im nie broni, wazne by sie dobrac ....
zrobil sie samochodowy oftop.... jestem teraz na wakacjach i moj facet wlasnie opracowuje plan zwiedzania tego kraju bo wynajal tu samochod (kiepsko tu gadaja po inglish, ale wyslal email i podstawili car pod hotel bo punkt na mapie zamkniety - ogarnal temat) , kiepsko tu z busami i pkp choc.. zapewne da sie i tak.. cuz... co kto lubi...
Pozdrawiam...
Ok, rozumiem, natomiast wszystko się zaczęło od ocenienia kogoś przez pryzmat braku auta/prawka lub nie. Tym bardziej, że pewnie u wielu odbywa się to na takiej samej zasadzie, jak i inne oczekiwania: " nie ma tego TU i TERAZ: to jest istotne. Poza tym, właśnie co innego, jak się pacuje czy ma rodzinę a co innego jak się jest studentem Zresztą o byciu wiecznym studentem świadczą chyba inne kwestie, niż tylko posiadanie lub brak samochodu. Naprawdę musiałbym mieć coś z głową, żeby kupować sobie auto, skoro mam o połowę tańsze bilety na pociąg czy bus, jako student. I co najlepsze widzę to z obecnej perspektywy
Może to zabrnąć jeszcze dalej: mam akurat swoje znajomych, którzy prawka nie mogą zrobić z powodów zdrowotnych, bo groziłoby to po prostu wypadkiem. Idąc tokiem myślenia, że każdy musi auto mieć, skazani są rozumiem na wieczne singielstwo, jeśliby chcieli mieć partnera/rkę? Nawet jeśliby tylko owa partneraka/partner miała mieć prawko, co zresztą ma miejsce w jednym z tych przypadków.
Gdyby mi facet powiedział, szczególnie taki co najmniej ok 30-stki, że nie ma prawka, to bym pomyślała, że mu zabrano zabrano za punkty czy inne przewinienia, a nie że nie czuł potrzeby by je sobie wyrobić.
Ja rozumiem, że w czasach szkolnych czy studenckich, to można uznać za fanaberię, szczególnie jeśli ma się szkołę czy uczelnie pod bokiem ale potem, w pracy, w życiu ono jest nie tyle przydatne co wręcz niezbędne,
Także tak, w kontekście "ogarnięcia życiowego" brak prawka (nie ważne czy zabrane czy nie zrobione) działałby na spory minus.
59 2021-07-18 08:42:33 Ostatnio edytowany przez assassin (2021-07-18 08:45:21)
No właśnie..Późno, czyli w wieku 26 lat...
Wygodnictwo i to jest klucz Ułatwia życie, ale czy jest niezbędne? No właśnie...
O to mi właśnie chodzi, że w pewnym sensie jest tez presja i ludzie się dziwią, jak ktoś nie podchodzi od razu do prawka kończąc 18-stkę. Możę się przydaje dopiero od pewnego momentu, jak choćby po tych studiach, podczas których i tak się jeźedziło komunikacją publiczną, bo 51 % ulgi to już coś I jeśli miałbym spojrzeć na studiujących znajomych, to właśnie większość robiła tak koło 25 roku życia..Inii później..
Ja na studiach zrobiłem, bo nadchodziła zmiana przepisów odnośnie liczby godzin jazdy na kursie (a wtedy jeszcze zadek woziło się busami i autobusami z tych samych powodów co Twoje). Po zmianie podrożał kurs blisko dwukrotnie, więc taka to była motywacja. Zaś teraz z mojej wioski ciężko się wydostać bez własnych czterech kółek.
Roxann, Unia Europejska dzielnie pracuje nad tym, żeby wyeliminować samochody (pewnie będą potem tylko elektryczne i autonomiczne zarazem) więc za czas jakiś pewnie prawko będzie znowu zbędne.
Ja na studiach zrobiłem, bo nadchodziła zmiana przepisów odnośnie liczby godzin jazdy na kursie (a wtedy jeszcze zadek woziło się busami i autobusami z tych samych powodów co Twoje). Po zmianie podrożał kurs blisko dwukrotnie, więc taka to była motywacja. Zaś teraz z mojej wioski ciężko się wydostać bez własnych czterech kółek.
Wiele osób robi bo mimo, że np. jeszcze nie ma własnego auta, nie wiadomo kiedy się przyda. Ja też zrobiłam w wieku 18 lat. Swoje własne kupiłam kilka lat później, jednak do tej pory nie raz mi się bardzo przydało w różnych okolicznościach. I nie zawsze chodziło o robienie za szofera na imprezach ;)
61 2021-07-18 08:49:25 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-18 08:54:35)
Gdyby mi facet powiedział, szczególnie taki co najmniej ok 30-stki, że nie ma prawka, to bym pomyślała, że mu zabrano zabrano za punkty czy inne przewinienia, a nie że nie czuł potrzeby by je sobie wyrobić.
Ja rozumiem, że w czasach szkolnych czy studenckich, to można uznać za fanaberię, szczególnie jeśli ma się szkołę czy uczelnie pod bokiem ale potem, w pracy, w życiu ono jest nie tyle przydatne co wręcz niezbędne,
Także tak, w kontekście "ogarnięcia życiowego" brak prawka (nie ważne czy zabrane czy nie zrobione) działałby na spory minus.
Rox - to zrozum, że jednak ktoś MOŻE nie czuć potrzeby i nie uważać tego za niezbędne! Nie każdy jest Twoim odbiciem i nie każdy tak myśli Nie mówię tutaj o sobie, ale o znajomych, starszych ode mnie, którzy tego prawka nie mają i całkiem dobrze sobie radzili/radzą. Pracowali w taki sposób, że nie było im potrzebne a nie tłumaczyli się, żę muszą zrobić, bo się przyda, ale akurat mieli inne potrzeby. U niektórych jedna osoba w parze miała i to wystarczało Nie patrzmy na innych przez pryzmat własnego życia czy miejsca zamieszkania/oczekiwań/potrzeb. Sam byłem ciekaw, dlaczego ci znajomi nie zrobili, to usłyszałem właśnie to:"Nie było mi potrzebne" Co poradzisz? Jeden znajomy pracuje w upezpieczeniach i jedźi na spotkania z klientami - nie ma prawka Nie wiem, jak on to robi, nie pytałem, bo raczej o czym innym się zwykle gada
Mówię to tym bardziej, że sam ŻAŁUJĘ, że nie zrobiłem wtedy, koło tego 25 roku życia, choć próbowałem Jak również, że zamierzam w najbliszym czasie przystąpić ponownie, tylko się muszę zoroientować jak to teraz jest z lekcjami w związku z pandemią Komu jak komu, ale ludziom pracującym w terenie, w dziczy się przydaje Z drugiej strony te prawie 10 lat udawało mi się jakoś bez, ale to mniej ważne
Chodzi po to, żęby nie popadać w paranoje, bo zaraz usłyszę, że KAŻDEMU niezbędny do życia jest ekpres do kawy(co i tak w porównaniu z samochodem jest chyba duuużo niżej), zmywarka, mikrofala czy basen w domu
Jeśli już miałbym się licytować, to wolałbym, żeby każdy był w stanie udzielić pierwszej pomocy osobie poszkodowanej np w jakimś wypadku.
[
Mówię to tym bardziej, że sam ŻAŁUJĘ, że nie zrobiłem wtedy, koło tego 25 roku życia, choć próbowałem Jak również, że zamierzam w najbliszym czasie przystąpić ponownie, tylko się muszę zoroientować jak to teraz jest z lekcjami w związku z pandemią Komu jak komu, ale ludziom pracującym w terenie, w dziczy się przydaje Z drugiej strony te prawie 10 lat udawało mi się jakoś bez, ale to mniej ważne
Aha, czyli chciałeś zdać, tylko Ci nie udało. Także nie miałeś za bardzo wyboru jak się pogodzić z sytuacją i przekonać siebie, że nie jest Ci potrzebne albo próbować do skutku.
Ja osobiście nie znam faceta 30+, który nie miałby prawka. A jak już ktoś nie ma to na 99% mu zabrano za jakieś przewinienia.
Jeśli już miałbym się licytować, to woałbym, żeby każdy był w stanie udzielić pierwszej pomocy osobie poszkodowanej np w jakimś wypadku.
Na prawku tego uczą
Posiadanie prawa jazdy dla posiadania, a nie regularnego prowadzenia auta nie jest moim zdaniem zbyt roztropne. Z punktu widzenia codziennego użytkownika dróg wręcz niebezpieczne. Ktoś, kto zrobił prawko 5 lat temu i po 5 latach pierwszy raz wsiada do auta jest na drodze po prostu niebezpieczny. Bardziej niż ktoś, kto dopiero co prawo jazdy zrobił. Kiedyś spotykaliśmy się z kolegami ze szkoły średniej, były to wakacje na studiach. Jeździliśmy autem kolegi całą paczką na koleżanki. Tam oczywiście pifko itp. Kto będzie prowadził? Trzeba było wytypować kierowcę, bo właściciel też chciał wypić. Z tej grupki kolega, właściciel auta wybrał mnie, choć wszyscy razem robiliśmy prawo jazdy. Z prostego powodu, ja regularnie prowadziłem auto od tamtego czasu, a koledzy nie siedzieli za kółkiem od egzaminu.
Jeden z moich starych kolegów prawo jazdy zrobił jak wszyscy w wieku 18 lat. Pierwszy samochód kupił mając ponad 40 lat. Wcześniej, wykonując bardzo poważany zawód poruszał się taksówkami.
64 2021-07-18 09:07:00 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-07-18 09:10:36)
Roxann - jak widzisz żyję i nie zdechłem z głodu, mówiąc brzydko, nie mając przez ten czas prawa jazdy Prowadzę/prowadziłem inne życie niż Ty, udawało mi się i nie widzę powodu, żęby nad tym rozpaczać Sam się dziwię, że dałem radę pracując w mojej branży Natomiast po raz kolejny zwracam uwage, zę różnice jakie widzimy w swoim otoczeniu wynikają z tego, że się w RÓŻNYCH otoczeniach obracamy Nic na to nie poradzę, choćbym chciał Gdybym nawet to auto miał, to gwarantuję, że nie używałbym go wszędzie, gdzie się da, bo np potrzebuję coś z drugiego końca miasta. Moje miasto ma 50 km 2 powierzchni a nie 500, więc dam radę przejść na drugi koniec Oczywiście mowa tu o sytuacjach, kiedy czas cżłowieka nie goni, choć nawet taka mieścina, jak moja bywa zakorkowana.
Chyba, że ktoś wiecznie goni w życiu i żal mu każdej straconej sekundy.
Nawet się specjalnie nigdy nikogo ze znajomych nie dopytywałem, u tej dwójki powody wyszły zupełnie przypadkiem, fakt jest taki, że gdyby zasiedli za kółkiem stanowili by zagrożęnie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Natomiast wiedza z zakresu pierwszej pomocy raczej powinna być rozpowszechniona BEZ udziału kursu na prawko..
Posiadanie prawa jazdy dla posiadania, a nie regularnego prowadzenia auta nie jest moim zdaniem zbyt roztropne. Z punktu widzenia codziennego użytkownika dróg wręcz niebezpieczne. Ktoś, kto zrobił prawko 5 lat temu i po 5 latach pierwszy raz wsiada do auta jest na drodze po prostu niebezpieczny. Bardziej niż ktoś, kto dopiero co prawo jazdy zrobił. Kiedyś spotykaliśmy się z kolegami ze szkoły średniej, były to wakacje na studiach. Jeździliśmy autem kolegi całą paczką na koleżanki. Tam oczywiście pifko itp. Kto będzie prowadził? Trzeba było wytypować kierowcę, bo właściciel też chciał wypić. Z tej grupki kolega, właściciel auta wybrał mnie, choć wszyscy razem robiliśmy prawo jazdy. Z prostego powodu, ja regularnie prowadziłem auto od tamtego czasu, a koledzy nie siedzieli za kółkiem od egzaminu.
Jeden z moich starych kolegów prawo jazdy zrobił jak wszyscy w wieku 18 lat. Pierwszy samochód kupił mając ponad 40 lat. Wcześniej, wykonując bardzo poważany zawód poruszał się taksówkami.
Ja się z Tobą w tej kwestii absolutnie zgadzam. Jednak nadal uważam, że lepiej mieć prawko niż go nie mieć nawet jak się nie ma (jeszcze) własnego samochodu. Zawsze można np. zdobywać doświadczenie jeżdżąc autem rodziców czy korzystając z jakichś okazji. Jeśli ktoś całkowicie nie siedział za kierownicą przez wiele lat od zdania prawka, to zawsze może zapisać się na dodatkowe lekcje. Przecież to jak z jazdą na rowerze, tego sie nie zapomina, tylko traci pewność na drodze i czujność. Kilka lekcji i powinno być ok, choć oczywiście doświadczenie jest bezcenne ale każdy kiedyś zaczynał