Witam wszystkich,
Zarejestrowałem się tutaj, bo podobno to forum ma nieco wyższy (pod względem kultury) poziom niż niektóre konkurencyjne. Ale może do rzeczy.
Na początku roku rozwiodłem się z żoną (tak po prawdzie to ona mnie zostawiła); jak pewnie wszyscy logicznie myślący wywnioskowali, oddalenie się nastąpiło znacznie wcześniej. Summa summarum: w okolicach początku lata zamierzam poszukać sobie kobiety; do tego czasu planuję wrócić do formy. I tu pojawia się pytanie, do którego zmierzam: na co rzeczywiście patrzą kobiety (ok. sam mam dziecko, więc nie zakładam że trafię na bezdzietną, chociaż zacieśniać więzów z jej dzieckiem/ dziećmi specjalnie nie planuję)? Bo patrząc po innych forach dochodzę do wniosku, że kobiety przede wszystkim patrzą na stopień ustawienia faceta, ilość kasy jaką ma, a cała reszta to tylko niewiele znaczący dodatek. A jakkolwiek z wyglądem nie było u mnie kiepsko (ja byłem oceniany na studiach jako przystojny, żona akurat była jak najbardziej obiektywną pięknością), to do "robienia kasy" specjalnej smykałki nie mam, nie mogę też powiedzieć że na bank poradzę sobie w każdych warunkach (w czasie kryzysu rozpoczętego w 2008 zaliczyłem ponadroczne bezrobocie; nie ukrywam, że to też wpłynęło ujemnie na moją pewność siebie i poczucie własnej wartości). Owszem, nie jest tak źle, bo mam swoje mieszkanie w centrum dużego miasta i zarabiam nieco powyżej średniej krajowej, ale jak widzę na różnych forach "minimalne" oczekiwania kobiet względem faceta, to się zastanawiam czy im nie odbiło?
Mimo tego muszę zaznaczyć, że w przypadku potencjalnej partnerki jej wygląd i kwestie seksu są dla mnie bardzo istotne; nie oczekuję jakiejś niesamowitej piękności, ale chciałbym żeby była chociaż po prostu ładna. I tak się właśnie zastanawiam jakie mam na to szanse? Staram się wrócić do formy (jeśli będę mieć odpowiednią motywację - a na razie mam, odstawiłem na przykład słodycze, które uwielbiam - to do lata powinienem akceptowalnie wyglądać; może nie jak paker, ale jak ktoś dbający o wygląd) i mimo wszystko wymaga to ode mnie wysiłku i wyrzeczeń, nic więc chyba dziwnego że cel jaki mnie trzyma na drodze musi być... no, wyższy niż minimalny.
Oczywiście zauważyłem jak alergicznie na różnych innych forach wiele kobiet podchodzi do faktu, że facet jest na tyle bezczelny że śmie chcieć żeby kobieta była ładna; dlatego jeśli któraś z pań zamierza odpisać coś w stylu "Jak śmiesz gołodupcu mieć jakiekolwiek oczekiwania względem kobiety? Ciesz się jak jakakolwiek zechce cię wziąć pod uwagę!", to lepiej sobie darujcie. Tym bardziej że wszystko inne (w tym umiejętność zajęcia kobiety rozmową na różne tematy, wysłuchania uważnie jej problemów czy przytulenia chyba wciąż posiadam; nawet podobno nieźle gotuję i piekę, nieprzesadnie skomplikowane naprawy w domu też sam robię)jest w moim zasięgu.
Dlatego wracając do pytania: czy istnieją jeszcze kobiety mniej więcej w przedziale 35-39, nie piękne, ale po prostu ładne, które nie starają się jedynie "spieniężyć" urody póki jeszcze ją mają? Nie, nie szukam takiej tutaj; chcę jedynie wiedzieć czy jest sens dalej się starać czy gonię za ułudą?