Piotr Introwertyk napisał/a:Przykro ze ta terapeutka zastawila meza samego na terapii. Od razu poczuł sie ze z nim jest cos nie w porzadku i tylko jego trzeba poprawic. A przeciez nadal jest taki jak go pokochalas "Pociagalo mnie w nim jego opanowanie, spokoj, opiekunczosc, dobre serce, pracowitosc".
Terapeutka zrobila bardzo słusznie. Maz nie otwieral się. Na zadane pytania nie odpowiadal szczerze, a jedynie to, co…. Ja chciałabym uslyszec. Szybko okazało się, ze nie potrafi w ogole o seksie rozmawiać – niby mowi, ale nic nie jest szczere, tylko na okretke. Kobieta szybko to wyczula i powiedziała, ze dopóki on nie przerobi własnej niesmialosci w wielu tematach to terapia malzenska nie ma po prostu sensu. Plakal, denerwowal się bądź milczał.
Wiesz… dziekuje ci za ten komentarz. Za druga czzesc. Tak, on wciąż taki jest… Pokochalam go za cechy, które kiedy wydawaly mi się kluczowe i determinujące wybor partnera. Wciąż posiada te cechy. Ale z przerażeniem musze stwierdzić, ze na tym związku nie da się oprzec…. Da się oprzec przyjazn. Ale jeśli brakuje ognia choćby minimalnego to jego dobre serce można o kant dupy rozbic…
maku2 napisał/a: Dlaczego tak długo zwlekaliście z sex-em? Dopiero po 3 latach poszliście do łóżka. Ty nie chciałaś on nie chciał? Dlaczego zwlekaliście. ".
W tamtych czasach 3 lata chodzenia bez seksu to raczej standardowo… przytulaliśmy się, były calowania czy petting. Nie było seksu sensu stricto. Wczesniej bylam w związku z dużo starszym mezczyzna. Jako nastolatka. Był moim nauczycielem. Wyrzadzil mi dość dużo krzywdy emocjonalnej choć wtedy nie zdawalam sobie z tego sprawy. Dlatego podobalo mi się ze chłopak nie stara się mnie przelecieć za wszelka cene, oferując jednoczesnie swoje uczucie i dużo ciepla. Nawet ustalaliśmy swego czasu ze poczekamy do slubu (!!!! Taaaaak, tak było….)
maku2 napisał/a: Wiedziałaś że ma problem z sex-em w czasie ciąży a zabrałaś go na salę porodową? Miało mu to pomóc? Przecież to go tylko dobiło. ".
Po pierwsze, wtedy nie patrzyłam na problem sexu jak na realny problem. Maz jaral mnie na tyle, ze sama inicjowalam zbliżenia, i one często były bardzo bardzo udane. Wtedy zupełnie mi to nie przeszkadzalo ze on tak rzadko komunikuje chec. Zylismy bardzo intensywnie, czasu nie było praktycznie na nic… wiec sex 2-4 razy w miesiącu to także dla mnie był szczyt możliwości. Byliśmy zestresowanymmi ludzmi na dorobku.
Po drugie, ja go zabrałam na sale? A co on pies na uwiezi? Zostal zapytany przez prowadzącego lekarza czy chce być przy porodzie i odpowiedział „oczywiście”. Cieszylam się ze chce być przy porodzie, ta chec wsparcia mnie w takim momencie wydawala mi się naturalna i pozytywna.
PO porodzie rzeczywiście zalowalam, ze był. Nie pomagal. Sial zamet. Był w większej panice niż ja. Personel zamiast skupiać się na mnie musial dwukrotnie zajac się nim. Bezposrednio po porodzie również nie wspieral mnie w żaden sposób tylko dobijal bo nie ogarnial emocji. Pamietam jak corka trzy doby wcial plakala bo była glodna a ja jeszcze nie miałam mleka… maz tylko wciąż powtarzal „boze co się dzieje jak ona placze no zrob cos ona placze….” Pamietam ze syknelam (nigdy nie wcześniej nie zrobiłam w malzenstwie…) z cala tona jadu w glosie „WYJDZ”. A on spojrzał na mnie i wyszedł. Zostalam sama i rozpaczałam ze mnie zostawil. A potem…. Zaczelam sobie radzic sama. Szybko nauczyłam się ze sama radze sobie lepiej bo skupiam się na zadaniu, nie muszac walczyc z jego strachem, nieogarnianiem i całkowicie niekonstruktywnymi uwagami.
maku2 napisał/a: I Ty go kiedyś kochałaś? szanowałaś?
Może kiedyś ale gdy zaczęłaś zdradzać to już nie, miałaś gdzieś jego uczucia, najważniejszy stał się - orgazm. ".
Gdy zaczelam go zdradzać tak, miałam gdzies jego uczucia… przyznaje. Mysle ze zadzialal mechanizm: ty masz moje uczucia w dupie tak długo, ze teraz ja będę mieć w dupie ciebie…
Orgazm? To jest akurat dla mnie najmniej ważne. Na terapii dowiedziałam się po wykonaniu testu ze moim pierwszy tzw. Jezykiem milosci jest dotyk. Jestem ekspresyjna osobowoscia i w pełni otworzyć mogę się dopiero po wyrażeniu\otrzymaniu\przezyciu swobodnie emocji i pozbyciu się w ten sposób napięcia. Podobno czesciej to mezczyzni tak postepuja ale ja tak wlasnie mam. Za dnia moja glowa zaprzatnieta jest myślami, dużo mysle i analizuje, czescia mojej pracy jest rozwiazywanie strategicznych problemów i tak to jest, ze myśli się onich o roznych porach dnia. Sa tez dzieci, sprzątanie, gotowanie. Ja nie potrafie rozmawiać pomiędzy pakowaniem zmywarki a wycieraniem oparcia fotela z nutelli bo wtedy mogłabym wybuchnąć o byle pierdole. Do rozmowy potrzebuje wyciszenia, swieczki, lozka, przytulenia a najlepiej seksu w roznej postaci, niekoniecznie musze się pieprzyc. Teraz jeśli tego nie ma…. W ogole…. Można powiedzieć ze mnie tez nie ma…. Dla tej osoby mnie nie będzie nigdy w pełni.
A maz? Jego jezykiem milosci sa tzw dobre przysługi i dobry czas. Czyli czyms co spaja go z druga osoba jest spędzany razem czas. I ja bardzo chciałam wpasować się w ten model, naprawdę mowie wam probowalam. Ale wszelkie proby robienia czegos innego razem niż gotowanie i TV, ewentualnie 10minutowy spacer wokół osiedla nie daly zbyt wiele. Bo on kocha gotowac ale robi to sam. Druga osoba mu przeszkadza w kuchni. TV i filmy… dla mnie to marnotrastwo czasu. Tyle lat spedzilam z nim na oglądaniu filmow ze rzygam tym i teraz nie oglądam już nic. No nie mogę! Ktos zapyta? To wtedy ci nie przeszkadzalo? Nie. Z milosci do niego wtulalam się i ogladalismy. Poza tym z początku on staral się uczestniczyc w moim bieganiu, boksie, siatkowce, pływaniu, no taniec tylko mu nie wychodzil. Wiec jakos się zgrywaliśmy.
A potem mi już się filmow nie chciało ogladac, a jemu przestalo się chcieć towarzyszyć mi w sportach, które go nie rajcują i do których się zmusza. Każdy z nas zaczal po prostu robic to, co woli robic. W pojedynke. W ten sposób ja nie mowie jego jezykiem milosci, a on przestal po zaciazeniu mowic moim. Tak to przedstawila terapeutka – dlatego milosc zaczela umierać bo oboje mielismy niezaspokojone potrzeby. Jeżeli zas chodzi o dotyk to każdy człowiek mowi tym jezykiem choć trochę i dlatego mezowi zaproponowala indywidualna terapie – bo fakt ze tyle lat nie przeszkadzal mu brak seksu i czulosci swiadczy o jego zaburzeniach w wyrazaniu własnych potrzeb.
maku2 napisał/a: Naprawdę uważałaś że się nie dowie o zdradzie lub zdradach? Myślę że miałaś to gdzieś a to tylko potwierdza to co myślę. ".
Mialam nadzieje ze sie dowie i nim to wstrząśnie. Ja nawet się zbytnio nie krylam. Majac kochankow przestalam w ogole zabiegac o niego. Każdy glupi by się domyslil, ze kobieta sensualna z dnia na dzień nie przestaje interesować się seksem. I co ze niby się nie domyslal? Moim zdaniem od prawie początku musial wiedzieć. I co nic z tym nie zrobil?
maku2 napisał/a:Oczywiście że nie z miłości, to nazywa się wygoda. Wszyscy z boku postrzegają was jako dobre małżeństwo( oczywiście oprócz tych co wiedzą że zaliczasz facetów). I masz faceta który z miłości do Ciebie i dzieci tkwi obok ze świadomością że jest zdradzany.
A Ty jesteś przy nim z wygody, cielesnej wygody, bo jaki facet zgodziłby się na żeby być zdradzany? I dzięki temu Ty możesz mieć kochanków. ".
Wygoda… mi było wygodnie bo bylam spelniona jako kobieta i matka. Wygodnie bo wciąż można było mieć rodzine w calosci i mieszkac wjednym wykończonym pięknym domu. A jemu było wygodnie bo nie zaburzylismy funkcjonowania jako rodzina, wciąż ma zone, jest ppanem domu, a nareszcie zona przzestala mu suszyc glowe o jakiś tam denny seks z którego nic nie ma oprócz straty energii życiowej. Nie ma seksu – nie trzeba mierzyc się z nowymi wyzwaniami – nie ma stresu – no zycie idealne. A ze ja inni pukaja w tym czasie i przytulają? Udam, ze nie widze. Prawda jest taka, ze to było wygodne dla nas obojga. Gdyby nie było, to ktoś by walnal piescia w stol. Z milosci do mnie zgadzal się być zdradzany? Nie…. Czy to milosc pozwalac zebym szukala seksu gdzie indziej, co? Powiem ci jaki facet się na to godzi. Taki który nie ma sil odejść. Taki, który nie ma jaj zmierzyć się z własnymi problemami… tak przykro to pisać. (/ewsko ciężko. Ale tak postrzegam teraz meza. Jako faceta bez jaj.
maku2 napisał/a:Mogłaś odejść gdy jeszcze go szanowałaś jak człowieka a tak pogardzasz nim teraz bo nie sprostał Twoim oczekiwaniom. ".
Zaluje ze nie odeszłam przez narodzinami corki. Kocham moje dzieci nad zycie ale wiem ze gdyby nie one…. Ja bym z nim już dawno nie była. Nie byłoby mi zal. Po rpostu bym odeszla.
Ela210 napisał/a:Mąż nie będzie jaki Ty chcesz, by był- ale też zdziwiło mnie zdanie- że otwierasz się przed mężczyzną tylko po seksie..
Żal to za słaba emocja by razem być.
Gdyby było coś więcej- sugerowałabym seksuologa raczej, by każdy dostał, to co chciał
Problem w tym, że prawdopodobnie mąż nie czuje się przy Tobie pewnie jako mężczyzna i to nie tylko w związku z seksem.. ".
Tak, po seksie – wytlumaczylam to wcześniej.
Zal… nie jestem z nim chyba z zalu. Mysle, ze po prostu nie wyobrażam sobie rozpadu rodziny. Bez niedzieli wspólnej. Spacerow z dziecmi i zabaw. Bo rzeczywiście czas spędzony rodzinnie daje nam mnóstwo radości i satysfakcji a dzieciom pozwala prawdidlowo i szczęśliwie rosnąć…. Ja mam spełnienie na boku. Maz….no kij go wie w każdym razie nie narzeka. Nie jest szczęśliwy ale nie chce odejść. Być może dlatego tak trudno zrobić krok – rozwod. Bo na codzien jest tak…. Normalnie. Ja po prostu nie mogę z nim spedzac czasu sam na sam. I tego nie robie.
paslawek napisał/a:Spotykasz się z najnowszym kochankiem macie głęboką przyjaźń. Mąż o tym wie ? ".
Nigdy nie wiedział z kim ani na jakich zasadach się spotykam. Żeby go więcej nie ranic zawsze mowie ze to tylko seks.
paslawek napisał/a:Masz opcje Autorko - naprawić męża przed rozwodem, sprawić żeby był szczęśliwy i z zadowoleniem ,nie robiąc trudności zgodził się na rozwód ,bo w takim stanie w jakim jest nie nadaje się być może na ojca z doskoku w co drugi weekend - chyba że tylko Ci chodzi o alimenty, ale niekoniecznie bo dobrze zarabiasz.lub zmienić diametralnie myślenie o swoim jeszcze mężu na bardziej życzliwe i pozytywne. ".
Matka i brat mowia, ze jeśli się rozwiodę, to on się zapije albo zabije – tak jest slaby. O rozwodzie mu wspominałam kilka razy już… ze może tak będzie lepiej. Za każdym razem było tak samo: może masz racje, pomysle. A jak już pomyslal to mowil „proszę cie dajmy sobie szanse, nie moglbym zyc bez ciebie, oszalalabym”. No to idziemy na terapie. Jeszcze raz. „Dobrze umowie nas”. No i tak umawia. Bez końca…. Ja już nie zamierzam…. Albo on przejmie inicjatywę w czymkolwiek albo nie będzie nic. Ja już swoje zrobiłam.
paslawek napisał/a:Zbadać czy kochanek chce być dobrym kochającym ojczymem dla Waszych dzieci i czy chcesz z nim stworzyć związek i czy on pragnie szczęścia z Tobą w przyszłości. ".
Kochanek ma trudna sytuacje. Jest po rozwodzie i również ma mnóstwo problemów. Tez dwoje dzieci. Wspomaga była zone bo tam tez sa rozne kłopoty. Jest emocjonalnie rozwalony, trochę jak ja. Jestesmy dla siebie ogromnym wsparciem ale w takim stanie i tak nieuporzadkowana sytuacja w glowie i zyciu nie bylibyśmy w stanie niczego razem budowac.
paslawek napisał/a:Ciekawe jaka jest jego wersja zdarzeń nie dowiemy się.
Wszystko bardzo bardzo trudne. ".
Jego wersja na 90% bylaby taka: kochałem ja bardzo, nadal kocham, chce być razem, ale ona nagle tak się zmienila… nagle zaczelo jej przeszkadzać ze mało seksu, zaczela więcej dbac o siebie i zdradzać. Ja wiem ze w ciążach było kiepsko bo ja miałem takie opory no ale wielu mężczyzn ma i jakos zony ich zaraz nie zdradzają. Zreszta większość malzentw ma rzadko seks. To już nie jest ten ogien co kiedyś. To normalne. A ona oczekuje motylkow wbrzuchu…. Jest naiwna. Jest seksoholiczka. Dla seksu bylaby gotowa rozbic rodzine. Wciąż potrzebuje adrenaliny i nie potrafi zadowolić się spokojnym normalnym zżyciem, a powinna, bo to matka dzieci.
Tak by ci powiedział.
anderstud napisał/a:Przecież tu nie ma żadnego małżeństwa, tylko znudzona życiem żona, która dostała szału macicy i poszła po bandzie
oraz jakiś koleś, nazywany na potrzeby wątku "mężem" który nie ma jaj, żeby ją kopnąć w odwłok i zacząć życie od nowa. ".
Troche tak....
Cyngli napisał/a:Obojgu Wam szczerze współczuję.
Jemu - bo ma tak silną blokadę przed byciem sobą w łóżku, że wolał unikać zbliżeń. Ale także tego, ze mimo Twoich wielu zdrad, dalej z Tobą jest, bo prawdopodobnie kocha Cię bardziej niż siebie samego. Cierpi i będzie cierpiał bardzo. Smutne. ".
Ja go nie potrafie zrozumieć….. tezmialam wiele wiele blokad. Ale trzeba w zyciu walczyc. Mamy jedno zycie… warto się postarać by było jak najlepsze. Dlaczego zrezygnowal z tej terapii….. bo???? Przecież z żadna kobieta nie ulozylby sobie zycia z takim podejściem do seksu…. Lepiej uciec udawac niż stawic czola.
Cyngli napisał/a:Tobie współczuję, bo pieprząc się na prawo i lewo można zatracić samego siebie - powiedział to kiedyś Charles Bukowski i moim zdaniem miał sto procent racji. Jesteś też odpowiedzialna za obecny stan psychiczny małżonka. Ty go po prostu zabiłaś - może jeszcze nie odczuwasz tego mocno, ale pewnego dnia odczujesz. Wyrzuty sumienia niszczą człowieka. ".
Odczuwam wciąż. Zatracam siebie i mam wyrzuty sumienia. To mi towarzyszy każdego dnia. Znacznie rzadziej się uśmiecham niż kiedyś.
Cyngli napisał/a:Taki wniosek na koniec... szkoda, że nie pomyślałaś o terapii małżeńskiej przed pierwszą zdradą. Wtedy był na to czas. Przykro mi, ale zniszczyłaś swoje małżeństwo. Co teraz z tym zrobisz? Moim zdaniem jedynym wyjściem wspólna dalsza terapia albo rozwód. ".
Powinnam sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chce z nim zyc? Prote. Nie. Nie chce.
Dlaczego nie odchodzę? Ze względu na dzieci ni epotrafie zrobić tego kroku.
Wciąż mam nikla nadzieje, ze on się zabierze zas eibie. Przestanie pic, siegnie po telefon powie „jedziemy. W srody będziemy mieli terapie”. Powie: jedziemy dziś do sauny. Posiedzmy, pogadamy. Lub chce ci cos powiedzieć i pogadamy w końcu naprawdę szczerze.
Czasem mysle…. Ze tak niewiele by trzeba, żeby było znow dobrze. Ale on nic nie robi…. Jest jak w jakims letargu… niezdolny do walki. Ja już nie potrafie i nie cche go ciagnac. Ciagnelam go za sobą cale zycie. Bylam jego oparciem, ostoja, wspierałam go zachecalam. A gdy było naprawdę ciężko… nie było nikogo kto by mi pomogl. Musialam radzic sobie sama w najgorszych momentach, bo on był sparaliżowany strachem i stresem. Mysle ze to glownie spowodowalo ze mam dziś taka niechęć. Podswiadomie obwiniam go o to, ze w bardzo trudnych momentach nie był mezczyzna, tylko zyciowa piz/a…. i to ja musiałam nosic spodnie.
Zawsze ja. Ja musiałabym być silna. Ja musiałam walczyc. Mi nie wolno było plakac bo pzeciez „ty jesteś taka silna”. A może ja tez potrzebowałam się wyplakac… może naprawdę potrzebowałam przytulenia….seksu… a nie tylko wymagan abym była jeszcze twardsza i pomogla jemu w tej niezwykle stresującej sytuacji jaka jest na przykład porod… bo przecież to było takie ku&wa stresujące dla mojego biednego mezcyzzny…. Takich sytuacji wszelakiej masci było naprawdę sporo…. Za dużo.
paslawek napisał/a:Staram się nie potępiać ludzi. Przedstawiłaś jednak swoją historię jakbyś była bez błędów. ".
Najwiekszym bledem było to ze pozwoliłam mu dos eibie wrocic w 2011 roku…. Nie byłoby dzieci i pewnie byśmy się rozstali nie rozbijając rodziny.
Z drugiej strony nie byłoby dzieci. Kocham ich ciesze się ze sa. Kolejym bledem były zdrady zamiast walniecie piescia w stol i rzucenie „idziemy na terapie”. Ale tak zrobiłam…. Bylam mloda. Rozgoryczona, wciekla. Przyjaciel się nawinal…. I tak wlasnie głupio się zaczelo.
Moja matka uważa ze w ogole pierwszym bledem było wiązanie się z nim „żeby się bezpiecznie poczuc”. Uwaza ze nigdy nie było dość chemii. Może tak…. Może tak było.
Marata napisał/a:Co nim dopiero wstrząsnęło i wybiło go ze strefy komfortu? Ktoś mu coś powiedział? No bo nie mów, że po tylu latach nagle go olśniło i się domyślił. Może zmieniło się Twoje zachowanie wobec niego? Pojawiła się pogarda, poczuł się odtrącony. ".
To było przypadkiem. Jak zwykle spakowałam się na basen. Powiedzial nagle: to pojade z Toba. (WOW). Odpowiedzialam ze pojade sama bo umowilam się z kims w saunie. Zapytal z kim. Powiedzialam ze z kolea z pracy. Na to padla pytanie czy go zdradzam.
Szczerze mowiac wtedy pooczulam ulge… długo zekalam az zapyta. Denerwowalo mnie ze wie, ze widzi ze wszystko jest nie tak, a pier/doli mi rano „kotku to co dzisiaj jajecznica?” Doprowadzalo mnie to udawanie do szalu. Ja bylam po prostu coraz bardziej nieprzyjemna.