Cześć kochane! proszę Was o poradę.
Byliśmy z K razem ponad 5 lat. Przez 4 lata było pięknie, mieszkaliśmy razem, wychowywaliśmy razem moje dziecko z poprzedniego związku. Ostatni rok był kiepski... Zaniedbaliśmy się strasznie każdy poszedł w swoją stonę, w pracę, przestaliśmy ze sobą rozmawiać. On przestał się starać, a ja wymagałam... Czułam żal i nostalgię, on się nie starał, musiałam go gonić żeby się poszedł wykąpać, żeby zmienił koszulkę... Zaczęłam czuć dużą różnice intelektualną miedzy nami. Jak rozmawialiśmy o przyszłości to każdy z nas miał inne wizje. Ja zawsze chciałam sobie polepszać, czy to mieszkanie, samochód, praca, on nie rozumiał tego, jemu było to obojętne czy spędził wakacje nad jeziorem czy w Hiszpanii żebyśmy zobaczyli coś nowego, poznali, dla nas. Też na takiej płaszczyźnie zaczęły rodzić się konflikty. On chciał leżeć w domu przed telewizorem, a ja jestem raczej aktywniejszą osobą. No i te ciągle kłótnie, o wszystko. K jest bardzo pretensjonalną osobą. Nie wytrzymałam.
W połowie listopada powiedziałam, żeby się wyprowadził, że chcę przerwę, że nie ma sensu tak żyć. Prosił o powrót, wydzwaniał do mnie, wypisywał, do moich rodziców, do moich przyjaciół. Miałam na sobie zbroję, nie chciałam, wiedziałam że nie chcę tak spędzić życia.
Spotkaliśmy się po miesiącu, on płakał, błagał klęczał, wyznawał miłość. Błagał żebym to przemyślała, żebym dała szansę, że nie musimy mieszkać razem od razu, że on się będzie starał. Powiedziałam, że to przemyślę, było mi strasznie przykro jak widziałam go w takim stanie.
No i tu mamy moment kulminacyjny. Stwierdziłam, że może warto spróbować, zaczęłam zdejmować swoją zbroję, sama sobie tłumacząc, wbrew sobie. Aż w końcu stałam się 'naga' Tylko ja, moje emocje, moje uczucia. Stwierdziłam, że miłość wygra, że damy radę, że naprawimy to, że będzie lepiej niż na początku, Że damy z siebie 100%. To było 4 dni po jego wizycie u mnie.
Skontaktowałam się z nim, powiedziałam, że go kocham, że spróbujemy. I wiecie co? Wbił mi nóż prosto w serce, powiedział,że wszystko zrozumiał, że poznał inne życie, że już mnie nie kocha.
Zawaliło mi się wszystko. Nie mogłam zrozumieć 'JAK?!' Oszalałam, zwariowałam, wydzwaniałam do niego, wypisywałam. On zimny jak ja na początku....
Zadzwonił do mnie pod koniec grudnia, rozmawialiśmy ponad 2 godziny, ze nie przestał mnie kochać, że powiedział mi tak żeby było mi łatwiej. że bardzo by chciał żebym była jego żoną, matką jego dzieci, ale bardzo się boi, boi się że znowu będzie źle, że on drugi raz tego nie przeżyje. Poprosił o czas. Powiedziałam, że zaczekam.
Zadzwonił do mnie 5 stycznia, znowu rozmowa ponad 2h, wspominaliśmy nasz związek, mówił do mnie kochanie,misiu, że byłoby cudownie, ale ten strach... że on o tym marzy, ale jeszcze chwile musi to zrozumiem. Poprosił żebym zadzwoniła za tydzień.
Zadzwoniłam za tydzień. 12 stycznia. Powiedział, że mnie nie kocha, że poznał kogoś z kim być może stworzy związek, że mam dać mu spokój. Zamarłam po raz kolejny.
Co się okazało? W momencie jego zmiany frontu pod koniec grudnia poznał dziewczynę (moją już była fryzjerkę.......), 7 stycznia przedstawił ją rodzicom (5.01 jeszcze rozmawialiśmy) - dla porównania ja jego rodziców poznałam po 9 miesiącach, 15 stycznia już są oficjalną parą, nawet na facebooku sobie ustawili, żeby mi dowalić, on pomieszkuje u niej...
Nie mam z nim kontaktu za bardzo, a jak mam to pisze mi, że wierzy, że jeszcze znajdę szczęście, że miłość to nie wszystko, trzeba się jeszcze lubić, żebym zaczęła nowe życie.
Wczoraj wysłał mi link do naszej piosenki, nie odpisałam, nie wiem co robić.
A co ze mną? Załamałam się, schudłam 12 kg, nie mogłam spać, wylądowałam u psychiatry, dostałam antydepresanty. Jestem załamana, zdjęłam zbroję, która mnie chroniła i dostałam wielki cios.
Co myślę? Że mnie kocha, ale to wypiera, że chce za wszelką cenę udowodnić, że daje sobie radę, że ma kogoś tak szybko, że się podniósł. Przecież po 2 tyg nie zna się człowieka, jak więc można zdecydować że wchodzi się w związek?
+ Ważne info - ta fryzjerka to lotna, bogata dziewczyna. Ma kilka związków w roku, każdy facet u niej mieszkał bardzo szybko i bardzo krótko. Lubi luksus. K zarabia przeciętnie, myślę, że szybko się nim znudzi i go zostawi, bo zwyczajnie nie zaspokoi jej potrzeb. Bo nie da się pokochać w 2 tyg...
Jak uważacie? Powinnam walczyć? Poddać się? Czekać na rozwój zdarzeń? Jeżeli walczyć to jak?
Nie jestem zła że z nią sypia, że ją całuje, mi chodzi o jego serce...
Dodam, że przez te 2 miesiące w moim życiu nie ma innego faceta.