Jestem ze swoim chłopakiem dwa lata. Mieszkamy razem od pół roku. Oboje mamy po 21 lat. Nasz związek nie przechodził nigdy jakichkolwiek kryzysów. Oczywiście były jakieś nieporozumienia czy kłótnie, ale to o błahe rzeczy i szybko dochodziliśmy do porozumienia. Świetnie się ze sobą potrafimy komunikować. On zawsze o mnie dbał, troszczył się, robił niespodzianki. Nie miałam mu nic do zarzucenia.
Nasz seks jest udany, ale przeszkadzają mi dwie rzeczy, które są dla mnie ważne. Mianowicie on ma niższe libido ode mnie. Bywa, że uprawiamy pełny seks kilka razy w miesiącu. Natomiast często chciałby, abym zadowalała go oralnie z tym, że mi się nie odwdzięcza. Twierdzi, że nie lubi robić minetki, bo ma do tego uraz (przez poprzednią partnerkę, nie przeze mnie) i często czuję się z tym źle, że ja mu to robię, a on mi nie. Próbował to przełamać, ale się nie udało. Jednak w innych płaszczyznach jest idealnie, a dla mnie seks nie jest najważniejszy, dlatego przymykałam na to oko. Potrafiłam to zaakceptować, nie wzbudzało to we mnie jakiejś frustracji. Ale teraz tak sobie myślę, że może to miało wpływ na to, że uległam.
Jestem osobą, która przez całe życie brzydziła się zdrady. Nienawidziłam ludzi, którzy zdradzają, potępiałam ich. Dla mnie nigdy nie było usprawiedliwienia na niewierność. Ja jako dziewczyna, dla której najważniejsza w związku jest lojalność i wierność, co zrobiłam? Zdradziłam! Dałabym sobie wszystkie kończyny uciąć, że nigdy nie popełnię takiego świństwa. Jednak życie jak widać jest przewrotne i wywinęło mi taki numer.
Znam go od niedawna. Jest znajomym moich innych znajomych. Parę razy spotkaliśmy się w większym gronie. Widziałam, że mu się podobam, ale miałam swojego ukochanego, więc nie zwracałam na to uwagi. Jakoś tak wyszło, że była impreza i siedzieliśmy sami w pokoju, po prostu rozmawialiśmy. On nagle próbował mnie pocałować, ale go odrzuciłam. Powiedziałam, że nie mogę, bo mam chłopaka. Odpuścił, do czasu. Machnęłam ręką na ten incydent i rozmawialiśmy dalej. Byłam już dosyć mocno podpita, a on to wykorzystał, spróbował jeszcze raz i ... wylądowaliśmy w łóżku.
To było mega dziwne. Z jednej strony był to najlepszy seks w moim życiu, zrobił mi tą upragnioną minetkę i byłam wniebowzięta. Jednak cały czas w głowie miałam swojego chłopaka, mózg mi krzyczał "Co ty robisz!?", ale nie byłam w stanie tego przerwać. Nie chciałam i uznałam, że i tak już za późno. Targały mną ogromne wyrzuty sumienia, zżerają mnie one nadal. Najgorsze jest to, że ja mam ochotę kontynuować to. Ten znajomy wyraża chęć spotkań na seks nadal, nie obchodzi go to, że mam chłopaka. A ja? Waham się. Z jednej strony te wyrzuty sumienia i moja moralność mi na to nie pozwala, a z drugiej strony ciągnie mnie do tego, bardzo ciągnie.
Może to zabrzmi żałośnie, ale przez tą zdradę uświadomiłam sobie jak bardzo kocham swojego chłopaka i jak bardzo nie chciałabym go stracić. Miałam w sobie skrajne emocje. Byłam szczęśliwa, bo było mi dobrze, ale byłam też załamana, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że robię coś bardzo złego.
Nie potępiajcie mnie. Wiem doskonale, że zrobiłam świństwo, o które bym siebie nie podejrzewała. Proszę Was o radę.