O tym czym jest prawdziwa miłość przekonałam się za późno. Za późno by coś zrobić, za późno by coś zmienić. Żyłam w poukładanym i jak wydawać by się mogło szczęśliwym życiu gdzie już nic nie może mnie zaskoczyć. Mąż, będący jednocześnie moim przyjacielem, osoba która, zawsze była i jest nadal moją podporą. Jak twierdzi większość naszych znajomych małżeństwo idealnie dobrane. Jesteśmy w jednakowym wieku, mamy to samo poczucie humoru, podobne charaktery i wspólny cel- szczęśliwa rodzina. Cel został osiągnięty, ślub po 7 latach znajomości, piękna córeczka, wybudowany dom. Ciepło domowego ogniska, wszystko o czym marzy nie jeden człowiek. Sytuacja materialna może nie bardzo dobra ale w zupełności dla nas wystarczająca. Praca przynosząca satysfakcję, wsparcie rodziny. Patrząc z zewnątrz nasze życie jest życie idealnie. Można by rzec że nudne. Nie dzieje się nic. Każdy kolejny dzień niczym nowym nie zaskakuje. Poranny seks, kawa, prysznic, obowiązki, kolacja z rodziną przy wspólnym stole, wieczorne spacery. W weekendy obiad u rodziców, wycieczki w góry, lub realizowanie swoich indywidualnych pasji. On sportowych, ja z dziedziny ogrodniczej. Wystarczający czas również na zabawy z dzieckiem, wspólne pieczenie ciasteczek i oglądanie bajek we trójkę. To o czym marzyliśmy oboje zrealizowane zostało niemalże w całości. Kochająca rodzina. Sens naszego istnienia. Jednak nadszedł pewnego dnia dzień, który zmienił wszystko, a właściwie nie był to jeden dzień tylko ich szereg. Ciąg dni „jeszcze lepszych”. W życiu poznajemy bardzo wielu różnych ludzi. Część z nich zostaje naszymi przyjaciółmi, znajomymi, ludźmi których nie znosimy, nienawidzimy lub są nam obojętni. Przychodzą i odchodzą przynosząc za sobą większą lub mniejszą pustkę. Ale jest jeszcze jedna grupa ludzi, nazwałabym ją grupą ludzi, którzy wywracają świat do góry nogami. Do tej grupy może nie należeć nikt, bo po prostu nie spotkaliśmy dotychczas takiej osoby. Ale gdy ktoś się jednak pojawi życie zaczyna nabierać zupełnie innych barw…
Historia z początkiem jakich wiele. Poznałam go w pracy. Mężczyzna starszy ode mnie o 18 lat. Wygląd nie wyróżniający się niczym specjalnym, właściwie nie w moim typie. W moim typie jest przecież tylko mój mąż, wysoki, szczupły, przystojny. Tak mój mąż jest zdecydowanie lepszy, młodszy i przede wszystkim tylko mój. A nowy znajomy z pracy cóż… zwyczajny, całkiem miły, dojrzały, ale mógłby być przecież moim ojcem…ale chwila… po co ja myślę o nim w kategoriach partnerstwa? Jestem zajęta. I on też. Piękna żona, blondynka, a córka jeszcze piękniejsza. Wzorowa rodzina, widać że się kochają. Tak jak i my. Tak, rodzina to ogromna wartość. Najważniejsza w życiu. Dni mijają, ale jakoś tak inaczej. Zwykła nudna praca, zaczyna być trochę weselsza, a z jakiego powodu? No tak, nowy kolega potrafi rozbawić towarzystwo, jest dowcipny, inteligentny. Nie ma nikogo kto by go nie polubił. Mimo że jest wymagającym kierownikiem zdobywa sympatię i szacunek ludzi. Pracuje w co prawda innym dziale niż ja ale widujemy się w biurze. Przerwa, wspólna kawa, pogawędka, ot nic nie zwykłego. Rozmowa się klei, zawsze jest temat, zawsze jest wesoło. Jak w milionach innych miejsc pracy. Zwyczajna znajomość. Popołudnia jak zawsze mile spędzane z rodziną. Ciekawe jak on spędza popołudnia. Co lubi robić, jak wygląda jego wolny czas. Zapytam go jutro. O super też lubi wycieczki w góry, może wybierzemy się kiedyś razem z rodzinami? Cudowny pomysł! A może jednak nie, jeszcze mąż zauważyłby jak na mnie patrzy. A jak patrzy? Tak jak mąż 7 lat temu? Nie… Mąż nigdy na mnie tak nie patrzył. Nie aż tak. Mijają kolejne tygodnie. Są sprawy zawodowe które musimy omówić telefonicznie. Właściwie nie musimy, moglibyśmy zrobić to w pracy, ale można też wieczorem zadzwonić, napisać, przy okazji zapytać jak mija wieczór. Dlaczego nie, przecież to nic złego. Zwykły telefon, zwykły sms, no może kilka smsów. Codziennie. Dla pewności nie będę trzymać telefonu na wierzchu, nie dlatego że mam coś do ukrycia, po prostu po co mąż miałby to widzieć, mogłoby mu być przykro. Mnie by było na jego miejscu. Dzisiaj do pracy rozpuszczę włosy, może kupię sobie coś ładnego, fajnie jest się czuć dobrze prawda? Wieczorem wiadomość „ładnie dziś wyglądałaś” O to miłe, zauważył. Nigdy nie przywiązywałam uwagi do ubrań, po prostu staram się wyglądać ładnie, i czuć się dobrze, ale nie zaszkodzi zadbać o siebie bardziej. A jak już ktoś to zauważy, motywuje bardziej. Mąż? Nie zauważa, że wyglądam nieco…lepiej. Zresztą zapisał się na nowe zajęcia sportowe, wraca zmęczony, wieczorem nie ma już siły na nic. A wieczory to zdecydowanie najlepsze momenty w ciągu dnia. Dziecko śpi, mąż odpoczywa, co by tu robić. No może popiszę z nim o czymś. Dziś mam wolny wieczór więc dlaczego nie, lubię jego błyskotliwe wypowiedzi, zresztą potrafi mnie nieźle rozbawić, a tego mi trzeba. Jutro podobnie, cały najbliższy tydzień i miesiąc podobnie. Mąż chce obejrzeć film? Jestem zmęczona kochanie, obejrzyj sam, ja się położę wcześniej. Tematyka nieco się zmieniła, wiadomości stały się bardziej…osobiste. No lepiej żeby mąż nie widział, a powiem mojemu przyjacielowi żeby troszkę przystopował. Przerwa w pracy przy kawie, no jakoś nie było okazji powiedzieć że za dużo sobie pozwala w tych wiadomościach zresztą to całkiem miłe co pisze. Grafik na nowy miesiąc? Pokrywa się znacznie z jego godzinami, ale to tylko dlatego że dobrze nam się razem współpracuje. Ja pomogę jemu, on mnie, wzajemna korzyść. W domu? Jak zawsze, no może nie do końca. Telefon wyciszony w kieszeni, nie jak zawsze na wierzchu. Mąż uważa że jestem rozdrażniona w ostatnim czasie? Nie skądże, po prostu chce pobyć sama. Prawie sama. Z telefonem. Wakacje, jego urlop. Dwa tygodnie bez kontaktu. Krzyczę na męża, złoszczę się na dziecko, trochę gorzej się ostatnio dogadujemy. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież wszystko jest cudownie. Nawet poranne wstawanie do pracy, oczywiście zależnie od stopnia pokrycia grafiku pracy jego i mojej. Świetny kierownik naprawdę lepszego firma nie mogłaby sobie wymarzyć, wszyscy zabiegają o jego sympatię, ale jakoś woli czas spędzać ze mną. Hmm. Naprawdę wspaniały z niego człowiek. I atrakcyjny. Taak, niezwykle mi się podoba jego podejście do życia. Jego żona jest szczęściarą. Czemu ostatnio tyle kłócę się z mężem? Mam tego powoli dość, ciągle się mnie czepia. Lepiej wezmę nadgodziny w pracy żeby uniknąć tych głupich sprzeczek. Dziecko na weekend u dziadków, mąż jedzie na męski wypad, a ja sama w domu. Co by tu robić? Napiszę, zobaczę co on robi. Żona wyjechała? To może się spotkamy, co będziemy siedzieć sami. Późny wieczór, parking, tylko dwa samochody mój i jego. Mówi, że cieszy się że mnie poznał, że daję mu pewną radość w życiu, iskierkę szczęścia. Co za przypadek, ta sama iskierka tli się we mnie. Rozmawiamy długo, przytulamy. Lepiej już wrócę do domu. Jeszcze tylko się pożegnajmy, pocałujmy… przepadłam.
Następne kilka miesięcy to jak sen. Piękny sen. Nigdy nie czułam się tak jak teraz, tak szczęśliwa. Chociaż mam wszystko, wydaje mi się że nie mam nic. Wszystko mam dopiero w jego ramionach, podczas naszych ukrytych spotkań. Impreza firmowa. Jesteśmy nierozłączni. Musimy przystopować, zanim ktoś się zorientuje. Kontakt telefoniczny nie jest już tak częsty, mąż dziwnie patrzy w kierunku mojego telefonu. Muszę się ogarnąć, wrócić na ziemię. Ale w chmurach jest tak pięknie, tak cudownie, jesteśmy dla siebie stworzeni. Dlaczego poznaliśmy się tak późno!? Kocham go, tak to musi być miłość, miłość uskrzydla, a ja czuję jakbym latała nad ziemią. Ale tylko gdy on jest obok. Gdy nie, jestem smutna. Nie cieszy mnie nic. Wycieczka z rodziną, święta, wspólne gotowanie, dlaczego nie potrafię już się cieszyć? Gdzie podziało się moje serce, dlaczego mi je zabrał? Wyznaje mi że jestem dla niego ważna, ważniejsza niż żona. Bez żadnych deklaracji. Boję się. Najbardziej na świecie boję się że mój mąż tego nie przeżyje, a może i przeżyje ale znienawidzi, złamię jego cudowne serce. Nie zasłużył na to. Dlaczego aż tak daleko zabrnęłam. Po co? Jakim jestem wzorem dla córki? Najgorszym! Nie mogę tak dłużej. Jego obecność zaczyna sprawiać mi ból, bo nie może być mój. Nie zostawię męża ani córki samych. Oni mnie kochają i potrzebują. Budowaliśmy razem wspólną przyszłość, nie mogę tego tak po prostu przekreślić. Być może nie dogadujemy się teraz najlepiej ale przecież nadal się kochamy. Zwalniam się z pracy, muszę się odciąć, przestać żyć iluzją. Nie można mieć dwóch mężczyzn jednocześnie. To destrukcyjne dla mnie. Jestem dobita psychicznie. Zycie staje się dla mnie udręką, gdy nie ma go przy mnie. Może po prostu się zabiję? Nie mogę, muszę być silna dla córki. Powołaliśmy tą małą istotę na świat i nie zasłużyła na taki los. Kocham moją rodzinę, Kocham też jego. Spotkaliśmy się jeszcze wielokrotnie. Każde spotkanie było jednocześnie piękne i jednocześnie bolesne. W końcu powiedział mi że byłby w stanie opuścić swoją rodzinę dla mnie. Czy ja tego chcę. Nie. Nie mogę im tego zrobić. Chociaż go kocham tak bardzo, tęsknię, cierpię. Nie ważna różnica lat, to tylko nic nie znacząca liczba. Dobrze mi tak. Zasłużyłam na cierpienie. Zaryzykowałam wszystkim bezmyślnie. Nie byłabym szczęśliwa krzywdząc męża, córkę, narażając się na gniew rodziny, otoczenia i rozbijając dwie rodziny. Miałabym wyrzuty sumienia. Czemu idiotko nie pomyślałaś o tym wcześniej!? Bo było ci tak przyjemnie prawda? Teraz cierpię. Urwaliśmy kontakt całkowicie. Ostatnie spotkanie było kilka miesięcy temu. Kocha mnie nadal, ja jego też. Jest osobą w życiu którą spotyka się raz. Z koszyka ludzi którzy wywracają świat do góry nogami. Tylko raz. Tylko że za późno. Już za późno na naszą miłość. Świat nagle stał się taki smutny, szary, beznadziejny…. Zostały tylko wspomnienia i "nasze piosenki"...........