Witajcie.
Moje pierwsze kroki w netkobietach.pl sięgają dokładnie sierpnia 2011. Byłam wtedy po rozstaniu z chłopakiem z którym spędziłam 5 lat. Bardzo cierpiałam, spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba... a w dodatku po krótkim czasie jego przygodna dziewczyna zaszła w ciążę.
Bolało.
Zadręczałam tym tematem najbliższych znajomych i już czułam, że dłużej nie mogę, że już ich drażnię...dlatego doszłam do wniosku, że swoje żale wyleję na "jakimś forum". Jakby ktoś był ciekaw to jest właśnie ten wątek http://www.netkobiety.pl/t29464.html
Doszłam do wniosku, że na pewno któraś z Was przeszła coś podobnego, a w dodatku zależało mi na nowych znajomościach (kobiet, przyjacielskich) bo czułam się po przeprowadzce do Warszawy bardzo samotna. Napisałam w temacie o samotności w Warszawie ale temat chyba umarł... i nagle dostałam maila...który zmienił moje życie.
Odezwał się jeden z użytkowników forum. Że znalazł moje zapytanie i że chętnie zorganizuje takie spotkanie. Miało być chyba z 8 osób... oczywiście przyszło 4- ja z przyjaciółką, jakaś dziewczyna i ... on.
Spotkanie można było zaliczyć do udanych. Później spotykaliśmy się tylko we dwójkę. Ja biedna, dopiero porzucona gówniara i on... mężczyzna który mnie przyciągał z dziwną siłą.
Był trochę arogancki, pewny siebie, zawsze starał się być elegancki... ahh. Później im bardziej zaczęło się robić poważniej tym się bardziej odsuwał. Związek nam nie wychodził, nie potrafił się zaangażować... miał swoje przejścia. Znowu byłam raniona... tylko jakoś inaczej. Nie potrafiłam się z nim rozstać chociaż wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie. Mieliśmy różne problemy... i przejścia. Była to linia pochyła. Wiedziałam, że nie jest ze mną szczery.
Zorganizowaliśmy kolejne spotkanie z netkobiety.pl . Poznaliśmy wtedy kolejnych użytkowników. "Zaprzyjaźniłam się" wtedy z jednym z nich...
Zaczeliśmy się spotykać co raz częściej, aż... w skrócie doprowadziło to do rozpadu związku....
Nie czułam się szczęśliwa, targały mną wyrzuty sumienia... No i coś jeszcze... Poprzedni obiecywał poprawę... pisał listy... obiecywał, obiecywał, obiecywał... aż w końcu uległam. Wróciłam.
Zmiana o 180 stopni... aż nie nie wierzyłam. W końcu się czułam partnerką... no i byłam zakochana w tym upartym wstręciuchu. Wierzyłam w tą zmianę, ale bałam się dalej... że coś się stanie.
I stało się.
Oświadczył mi się...ALE JAK. To było cudowne! w życiu się nie spodziewałam, że ten dzień może być tak piękny. Zapamiętam to już do końca <3
To co nam się przydarzyło bardzo bolało. I mnie i Jego. Bardzo się krzywdziliśmy... ale czy człowiek nie jest w stanie się zmienić? Dużo ze sobą rozmawialiśmy... decyzja, że chcemy być razem, tworzyć związek był bardzo przeanalizowany. Postawiliśmy sobie cele do których dążymy... do uszczęśliwiania się wzajemnie. Nasze uczucie jest gorące, na każdym kroku sobie to udowadniamy...
Jak widać złe czasem wychodzi na dobre. Co by się stało gdyby tamten chłopak nie stanął między nami, a to wszystko nie poruszyło by w nas tego co zostało głęboko w nas zakopane przez czas i doświadczenia z innymi? Pewnie byśmy nie byli teraz razem...
Pisząc to ciągle zerkam na swoją obrączkę i na męża który właśnie robi sobie kawę... jesteśmy miesiąc po ślubie i czuję się taka szczęśliwa, że kiedyś zerknęłam na to forum.
Dziękujemy
modzia7 i Marzyciel <3