Cześć,
piszę ponieważ już sama nie wiem co robić i mam mętlik w głowie. Tak jak mówi tytuł, prawdopodobnie straciłam jednego z dobrych kumpli i jest mi na ten czas z tym bardzo źle. Może też sobie coś wkręcam i wymyślam, dlatego proszę o radę. Uwaga jeszcze jedna, text jest dość długi , dla wytrwałych.
Mam dobrą paczkę z liceum -7-10 osób. Najbardziej zgadaliśmy się po skończeniu liceum jakoś rok później gdy każdy z nas poszedł na studia. Ja zmieniłam kierunek. Poszłam rok niżej i do tej pory to samo studiuję. Jest mi bardzo dobrze.
Na kierunku na początku nie mogłam się odnaleźć. Uważałam, że ludzie oceniają mnie przez pryzmat tego, że zmieniłam studia i jeszcze raz zaczęłam. Ale oczywiście się myliłam. Zaczęłam szukać innych znajomych. I tak na pierwszym roku starałam się poznawać jak najwięcej ludzi, polaków i erazmusów z zagranicy. Cały mój pierwszy rok upłynął na imprezach i spotkaniach w gronie międzynarodowym. Na drugim roku poznawałam bardziej ludzi z kierunku. Dopiero wtedy niektórzy powiedzieli mi, że bali się mnie wcześniej, ponieważ byłam bardzo żywiołowa, trochę o specyficznym poczuciu humoru jak na dziewczynę, zawsze pełno znajomych się obok mnie kręciło.
Na drugim roku trzeba było wybrać sobie wyjazd erazmusowy kt miał odbyć się na 3 roku. Już wtedy zaczęłam nie tylko zadawać się z dziewczynami ( które znałam z imprez) z kierunku, ale także z grupą chłopaków. Mamy nadal takiego kolegę - X, który tak samo jak ja ma nierówno pod sufitem, wspaniałe pomysły i jest skory i do nauki i zabawy. Kiedyś niektórzy nas łączyli, co było nieprawdą. Mimo tego, że on mi się fizycznie podoba (ł) ja byłam w związkach i wiem, że on też przeżywał swój związek ( który ostatecznie się rozpadł) i nie chciałam psuć naszej koleżeńskiej relacji. W momencie gdy dziewczyna z nim zerwała on automatycznie zbliżył się do ludzi z kieurnku ( i osób ze swojego liceum). Czas spędzał w necie na rozmowach z ludźmi. Bardzo wtedy często gadaliśmy na gadu a później na fejsie. Mogliśmy robić to od rana do wieczora jako kumple. Czasem z podtekstami ale zawsze trzymałam się w ryzach kumplostwa. Ta relacja bardzo mi się podobała. On mnie wspierał, ja go wspierałam, było bardzo ok. Czułam się jakbym miała brata. Wyjeżdżaliśmy na warsztaty, konkursy razem. Czasem nie mówiąc tego nikomu z kierunku... Co też mnie później zaczęło zastanawiać...
Pod koniec 2 roku kiedy wszyscy mieli wyjazdy na erazmusa wybrane, okazało się, że ja jadę na rok. Widać było, że on bardzo tego nie chce. Mówił, żebym jechała na pół roku, że sobie nie poradzę z językiem itp. Ale z drugiej strony kiedy zobaczył że ja w siebie wierzę, starał się mnie pocieszać , że po powrocie będzie ok itp ( wciąż nie miał dziewczyny).
W tym momencie kiedy ja wyjechałam - sierpień , do tej grupy kierunkowej chłopaków dołączyła dziewczyna która nigdy się z nikim nie trzymała na kieurnku. Zawsze była sama. Nienawidziła wszystkiego i wszystkich. Miała bardzo pesymistyczne podejście do życia. A co najlepsze - ona się kocha(ła) w X. Każdy to widzi, bo do tej pory nawet za nim lata.
Ale nie było mnie przez rok. Inni mieli w swoje podróże wyjeżdżać na semestrze letnim. Więc semestr zimowy wszyscy spędzili normalnie na uczelni ( wtedy kiedy ja już byłam za granicą). Z X pisałam na początku często, później każdy miał swoje sprawy, sesję, inni znajomi ( w moim przypadku) więc tyle na kompie nie siedziałam... Na Wigilię wróciłam do domu. On był pierwszą osobą, która zorganizowała spotkanie ze mna, był pierwszą osobą, która mnie przywitała po przyjeździe. Był pierwsza osobą ze znajomych w moim domu ( tak jak ostatnią, kilka godzin przed wylotem na erazmusa)...Niby wszystko było ok, jednak ja wiedziałam, że już nie jest tak jak wcześniej. Ta dziewczyna jakby zagarnęła mi z nim przyjaźń. Wtrącała się we wszystko. A głupio mi było jej powiedzieć: spadaj, zawłaszczyłaś mi kumpla.
Później wyjechałam na 2 semestr. Oni też. Byli w miastach oddalonych o ok 100 kim od siebie. On do mnie nie przyjechał. Ona do niego 2 razy, on do niej z kumplem 3 razy. Wiem też że miał załamanie nerwowe i za każdym razem dzwonił do niej po radę i po pomoc. Nie do mnie. Po powrocie z erazmusa, czyli w te wakacje, on spotkał się ze mną normalnie jako kumple kilka razy ze swojej inicjatywy. Oczywiście gadaliśmy normalnie na fejsie przez cały letni semestr więc jakoś nie myślałam, że kontakt może się zmniejszyć... Jednak na początku listopada on chyba się mną fizycznie zafascynował jako kobietą... Co było dla mnie dość niespotykane, ponieważ zawsze odbierałam go jako brata, jako przystojnego brata, u którego nie miałabym nigdy szans. Ale przyjaźń mogła być między nami. W pewnym momencie zaczęłam się angażować emocjonalnie, jednak on wywinął numer z jakąś inną dziewczyną, z którą kręci a o której nic nei wiedziałam - wiedzieli tylko chłopcy... Wydaje mi się wtedy, że wszyscy zauważyli moją zazdrość i focha. Zależało mi na nim już nie jako na kumplu ale może na kimś więcej... jednak od tamtej pory- od końca listopada ( 28.11 jakoś) nasza relacja słabnie.
On zaczął na uczelni zadawać się nadal z chłopakami i z tą naszą wspolną koleżanką. Czasem wgl mi nie patrzył w oczy.. Czasem wgl nie odpowiadał. Znajomi radzili mi: jak facet chce to znajdzie drogę, więc ja już sobie nadziei na nic więcej niż koleżeństwo nie robiłam. Z czasem zaczeliśmy znowu na fejsie gadać jak dawniej, ale z mojej inicjatywy. On już nie pisał sam. I też często nie odczytuje moich ostatnich wiadomości. Od początku grudnia, stał się wobec mnie opryskliwy, trochę chamski, nawet nie traktuje mnie jak kumpeli. mam o to żal. Bo jeśli ktoś mnie źle traktuje, ja tą osobę olewam albo traktuję tak samo. Oko za oko...Raz wyciągnęłam rękę, ale on wolał zabawiać się z tą koleżanką i z nią flirtować więc olałam.
Na Wigili grupowej okazało się, że to on mnie wylosował... Dał mi ręcznie robiony prezent, który wszyscy później komentowali wiadomymi komentarzami... On mi na papierosie powiedział, że prezenty ręcznie robione znaczą więcej. Przytulił się. Ja byłam w 7 niebie ale starałam się tego nie okazywać. Po Wigilii napisałam mu wiadomość, dziękując za prezent raz jeszcze. W sobotę wysłałam mu linka z jego ulubioną kapelą gadaliśmy chwilkę. On skończył rozmowę nawet nie czytając mojej wiadomości- do dziś jej nie przeczytał...
Nie złożył mi życzeń w czasie świąt, nie zagadał nic. Ja już nie będę zaczynać rozmowy pierwsza...
Żal mi tego, że po 1. coś pękło między nami miesiąc temu i nie wiem czy z mojej czy z jego winy, bo nie rozmawialiśmy..., po 2. żal mi, że wybrał drugą koleżankę na kumpelę, jak mnie ni ebyło rok, i w stosunku do niej zachowuje się tak samo jak do mnie wcześniej. Po 3. żal mi tego, że nie rozmawiamy już w ogóle. Na Wigilii na początku też było dziwnie, Dopiero po rozdaniu prezentów puściły lody...
Nie rozmawiamy ze sobą tak już od miesiąca. Ja nie wiem co jest grane. Jeśliby miał dziewczynę to dlaczego by mi o niej nie mówił... Kiedyś normalnie rozmawialiśmy o związkach, każdy ma problemy i sobie doradza. A teraz? Nawet kropki nie napisze...
Ja już nie będę wyciągała ręki jako pierwsza, bo znowu prawdopodobnie mnie zleje.
Najlepsze, że jutro ma urodziny i pewnie nie odczyta moich życzeń...
Nie wiem co się popsuło, ale czuję, że już nawet nie mam kumpla, po tym jak on się mną zauroczył czy mu się podobałam. Nie wiem już co robić. teraz zadaje się tylko z chłopakami i z tą laską. jestem o nią zazdrosna.
PS problem może być bardzo głupi, ale ja naprawdę czuję jakbym straciła brata. Może z opisu tego nie widać, ale kiedyś naprawdę dużo czasu wspólnie spędzaliśmy , Jeszcze w październiku było okej.....