Ciekawa jestem Waszej opinii na temat jak w tytule postu.
Czy uwazacie, ze maz moze miec kolezanki i sie z nimi spotykac, a zona miec kolegow?
I czy jest waszym zdaniem ok, aby to bylo w tajemnicy przed wspolmalzonkiem?
Moim zdaniem sama odpowiadasz na własne pytanie
Mianowicie
Koleźanki vel koledzy naszych parnerów mogą zaistnieć.
Pytanie dlaczego w tajemnicy jeśli to tylko koleżanka lub kolega.Prawda?
Ciekawa jestem Waszej opinii na temat jak w tytule postu.
Czy uwazacie, ze maz moze miec kolezanki i sie z nimi spotykac, a zona miec kolegow?
I czy jest waszym zdaniem ok, aby to bylo w tajemnicy przed wspolmalzonkiem?
Wszystko jest w największym porządku, dopóki nie jest ukrywane przed parterem/partnerką. Bo skoro on/ona to ukrywa, to znaczy że wie, że nie spodoba się to drugiej stronie, że "coś śmierdzi"...
no wlasnie. Tajemnica tu zmienia wiele. Wtedy kolezanka/kolega ma inny kontekst. Ale zawsze mozna powiedziec, ze tajemnica jest z powodu nieobliczalnych, zazdrosnych wspolmalzonkow.
Jednoznacznie NIE !! żadne tajemnice itd..koleżanki , koledzy na zasadzie praca , wspólne wypady na piwo ale z innym towarzystwem jak to z pracy..Innych kontaktów nie dopuszczam..a niby w jakim celu takie koleżeństwo ??
6 2013-04-23 13:44:30 Ostatnio edytowany przez kenobi (2013-04-23 13:47:19)
No i dlatego małżeństwa są zgniłe. Dlatego jak wpada chłopak do pracy i mówi "Ożeniłem się!" to słyszy "Moje kondolencje". Ślub = kasacja wszsytkich znajomości płci przeciwnej. Zatem w małżeńśtwie jest to zupełnie niedozwolone. Zatem skoro nie spotykać się z innymi, bo ma się męża/żonę, to pozostaje spotykać się w tajemnicy jeśli ktoś chce. A skoro już ryzykować spotkanie w tajemnicy, to i zdrada nie straszna. Taki to bezsens.
Czy mąż może umówić się z kolegą na piwo i wrócić o 3 w nocy? A czy mąż może umówić się z koleżanką na piwo i wrócić o 3 w nocy?
Jeśli na któreś z ww pytań odpowiedź brzmi "NIE", to znaczy, że małżeństwo jest zniewoleniem.
Uważam, ze to ok do póki obie strony sie znają, tzn ja znam koleżanki męza on moich kolegów jakichś potajemnych znajomych bym raczej nei tolerowała
Kenobi, Ale skad! Przeciez po slubie tez sie mozna spotykac "na legalu".
Czasem moze nawet zona/maz mogliby dolaczyc do spotkania?
Chodzi o to, ze tajemnice w malzenstwie podwazaja zaufanie do partnera. I po co to? To jak rownia pochyla.
Przeciez malzenstwa chyba sa glownie zawierane z checi - bez pistoletu przy glowie. Kazdy ma szanse sie zastanowic, czy chce "stracic" wolnosc, czy zyskac cos wzamian.
Kenobi nie o to chodzi ..mozna wychodzic i nalezy , ale spotkanie z koleżanka na te ta tet to co to ma być ?? w celu jakim ?? pogadac o rozgrywkach ligowych ?? wiesz dla mnie takie spotkania zawsze maja drugie dno i sa mentalnie niebezpieczne..zwykle zycie pokazuje jak sie kończą..Noo chyba ,ze kolezanka jest brzydka jak kupa w lesie...
hera,
kupa w lesie - to mi sie podoba. Zapytam meza, czy one sa tak brzydkie :-)
Ja tez uwazam, ze nie wolno miec takich tajemnic. Czasem sobie nawet mysle, ze tez bede sie spotykac z kolegami, ale nie mam takiej potrzeby - a dlaczego mam byc kims innym niz jestem i grac w te gre?
Co do tajemnic w zwiazku, napewno kazdy je ma. Ja sie nie przyznaje do kazdej pary butow i kazdego sweterka. Ale chyba nikomu nie robie krzywdy w ten sposob. Nie mowie tez, o czym rozmawiam z kolezankami, a czasem o nim plotkuje (beeee)
Kenobi, to, co napisałeś, to komunistyczny slogan. Wątpię, żeby którakolwiek żona - nawet najbardziej wyrozumiała - z chęcią patrzyła na szlajanie się męża po pubach do trzeciej w nocy z koleżankami. Zresztą Ty jako mąż też raczej nie chciałbyś widzieć żony w takiej sytuacji.
Kwestia przyjaźni męża z koleżankami czy żony z kolegami MUSI być oparta na akceptacji, dojrzałości obojga partnerów i wzajemnym zaufaniu. Bez tego rzeczywiście w małżeństwie pojawi się zgnilizna, bo ta trzecia, ten trzeci zacznie siać ferment.
Jednak zniewolenie nie ma tu nic do rzeczy - wykluczając oczywiście małżeństwo, w którym faktycznie występuje chorobliwa, niczym nieuzasadniona zazdrość. Ale to już inna para kaloszy.
Bellatrix, przede wszystkim kenobi strzelił z grubej rury: czym innym jest spotkanie się (nawet do 5 rano) raz na pół roku, a czym innym spotykanie się 2 razy w tygodniu plus smsiki typu "spij dobrze kochanie, całuski" i takie tam.
BTW: już widzę faceta, który nie wkurzy się o takiego "kolegę" żony albo dziewczyny - żeby nie było, że tylko o tę klatkę jaką jest małżeństwo chodzi.
Bellatrix, przede wszystkim kenobi strzelił z grubej rury: czym innym jest spotkanie się (nawet do 5 rano) raz na pół roku, a czym innym spotykanie się 2 razy w tygodniu plus smsiki typu "spij dobrze kochanie, całuski" i takie tam.
BTW: już widzę faceta, który nie wkurzy się o takiego "kolegę" żony albo dziewczyny - żeby nie było, że tylko o tę klatkę jaką jest małżeństwo chodzi.
znam takie kolezanki..do tego chwalily sie zakupiona lub posiadana bielizna hahha i przeprowadzał badanie ginekologiczne przez neta..ot taki..zdolny..ale kolezeństwo zoobowiazuje..
oj, ale temat! moglbym cos tu napisac o kolezankach i kolegach mojej szanownej jeszcze malzonki, ale chyba by braklo miejsca i by mnie chyba szlag trafil jak to sobie wszsytko przypomne... ale moja zoneczka twierdzila, ze nie robi nic zlego i ze to ja sie czepiam i jestem strasznie zazdrosny.... ale teraz wiem, ze to kurna byla patologia !
Zresztą... ja mam przykład z własnego życia, czym się takie przyjaźnie kończą.
Jeszcze przed ślubem mąż przyjaźnił się ze swoją eks. Przyjaźń nasiliła się, kiedy okazało się, że ma narzeczoną, czyli mnie. A to zawieś jej szafki w kuchni, a to pomaluj pokój, a to to, a to tamto... Przestało mi się to podobać. Doszło do sytuacji, że kiedy ona dzwoniła, mąż wychodził z domu z telefonem, żebym nie słyszała, o czym rozmawiają. Dałam więc mężowi wybór, albo ja, albo ona. Niech się zastanowi, którą woli, bo ja nie życzę sobie jej obecności w naszym życiu.
Przykro mi, ale jej ingerencja w nasze życie zwyczajnie mi się nie podobała.
Mąż lepiej by zrobił, gdyby, skoro już wybrał mnie, powoli uciął kontakt, ale on powiadomił ją, że musi zakończyć tę przyjaźń, bo ja się na to nie zgadzam.
Tak naprawdę skłamał, bo ja mu nie zabraniałam. Dałam wybór. Mógł wybrać przyjaźń. No ale dzięki temu w "przyjaciółce" męża zyskałam wroga. Nie to, żeby mnie to jakoś szczególnie martwiło, nie mniej teraz przyczyniła się ona do rozbicia mojego małżeństwa.
Niech tam... trafił swój na swego... Niech tam się dalej przyjaźnią. A ponieważ to, co daje się komuś innemu, wraca w dwójnasób, przypuszczam, że życie da im jeszcze popalić.
Ale nie o tym miało być.
Zatem... Mąż rok temu poinformował mnie, że odnowił kontakt z przyjaciółką. Mówił w samych superlatywach, że jest ok, że dorosła i takie tam.
Ok, chce, niech się przyjaźni. Powiedziałam, że to jest w porządku, że ja o tym wiem, że nie chcę, żeby działo się to za moimi plecami.
W porządku wobec mnie działo się nie wiem, czy choćby z miesiąc.
Potem znowu zaczęło się wychodzenie z telefonem itd. W konsekwencji mąż nasze małżeństwo, o ile w ogóle je ratował, to robił to z przyjaciółką, analizując z nią szczegółowo wszystkie moje wady, bo o zaletach to nie ma co mówić, a koleżanka utwierdzała go w jego sądach, dokonując precyzyjnego rozkładu mojej osobowości na czynniki pierwsze.
I to nie jest ok. I dlatego nie pozwalałam na takie przyjaźnie.
Druga przyjaciółka mojego męża to dziewczyna, z którą w trakcie naszego małżeństwa uprawiał wirtualny seks, której pisał, jak ją kocha i że jest tylko jej i z którą regularnie randkował w realu. Mąż oczekiwał, że zgodzę się na tę przyjaźń, bo oni teraz już nic nie robią. Zresztą... to, że nie chciałam jego kontaktów z jego przyjaciółkami uczynił podstawą swojego odejścia.
Ufff.... jakie to żałosne.
Więc dlatego piszę, że przyjaźń z inną kobietą faceta w związku wymaga przede wszystkim dojrzałości, bo trzeba wiedzieć, co jest fair wobec drugiej osoby, a co nie jest.
I żeby takie zjawisko mogło zajść, ja - jako żona - chciałabym ufać nie tylko mężowi, ale również jego przyjaciółce.
Dziewczyny pisały o tym, że przyjaźń taka jest zdrowa i możliwa dotąd, dopóki nie zaczynają się robić tajemnice.
I to w zasadzie jest najmądrzejsza rzecz, którą w tym temacie można powiedzieć.
No i dlatego małżeństwa są zgniłe. Dlatego jak wpada chłopak do pracy i mówi "Ożeniłem się!" to słyszy "Moje kondolencje". Ślub = kasacja wszsytkich znajomości płci przeciwnej. Zatem w małżeńśtwie jest to zupełnie niedozwolone. Zatem skoro nie spotykać się z innymi, bo ma się męża/żonę, to pozostaje spotykać się w tajemnicy jeśli ktoś chce. A skoro już ryzykować spotkanie w tajemnicy, to i zdrada nie straszna. Taki to bezsens.
Czy mąż może umówić się z kolegą na piwo i wrócić o 3 w nocy? A czy mąż może umówić się z koleżanką na piwo i wrócić o 3 w nocy?
Jeśli na któreś z ww pytań odpowiedź brzmi "NIE", to znaczy, że małżeństwo jest zniewoleniem.
Swiete slowa! Dopoki nie zakochasz sie i nie zechcesz miec tej drugiej osoby dla siebie na zawsze i na wylacznosc:)
Bo czy pozwolilbys zonie wyjsc z kolega na piwo i wrocic o 3 rano? Pozwolic to bys pozwolil ale czy bylbys z tego zadowolony?
Moze malzenstwo to rzeczywiscie jakies wyrzeczenia, podobnie jak macierzynstwo, ojcostwo, praca zawodowa..wszedzie, na kazdym kroku, co nie stapniesz to same klody padaja, zakazy, nakazy, ograniczenia, obowiazki - masakra. I badz tu wolnym czlowiekiem na tym swiecie i rob co Ci sie zywnie spodoba, jak z kazdej strony mury.
Ale takie to juz to nasze zycie jest. I kazdy wybiera takie jakie chce. Jedni wolna singielke czy kawalerke, inni malzenstwo w postronkach:)
Woytek,
to tez najczestszy tekst mojego meza: nie robie nic zlego.
Ale w czyjej ocenie? Ja uwazam, ze to zle.
Czy mąż może umówić się z kolegą na piwo i wrócić o 3 w nocy? A czy mąż może umówić się z koleżanką na piwo i wrócić o 3 w nocy?
Kenobi, to chyba pierwsza Twoje wypowiedź z którą się nie zgadzam.
Powiem tak:
Nie jestem prawie wcale zazdrosna o mojego męża, nie mam zresztą powodów. Ale wytłumacz mi proszę o czym mógłby rozmawiać mój mąż z koleżanką na piwie do 3 w nocy? Z kolegą to rozumiem. Nie widzieli się jakiś czas, chcą sobie pogadać o swoich męskich sprawach, mecze, silniki, skakanie ze spadochronem, te sprawy. Kolega ma jakiś problem, mój mąż ma jakiś problem, potrzebuje drugiego faceta do obgadania sprawy. Ok.
Z koleżanką o silnikach rozmawiać raczej nie będzie . O problemach męskich z koleżanką raczej rozmawiać nie będzie. O problemach (ewentualnych) w małżeństwie mój mąż może rozmawiać ze mną, ja zawsze jestem chętna. Jeżeli chce rozmawiać z jakąś kobietą o mnie a nie ze mną, to ja to widzę jako nieuczciwość z jego strony i wpuszczanie osoby trzeciej w nasz związek.
W ogóle dla mnie są dziwne takie regularne spotkania na kawie meża czy żony z płcią przeciwną. Rozumiem jak ktoś wpadnie przypadkowo na koleżankę czy kolegę na ulicy i idą pogadać.
Ja tez uwazam, ze spotkania z kolezankami do 3.00 w nocy sluza do tego, zeby sie dowartosciowac. Dowartosciowac poza domem! Wydaje mi sie, ze nalezy unikac sytuacji mogacych niesc zagrozenie dla malzenstwa. Tak jak unikamy sytuacji stanowiacych zagrozenie dla zycia - i nikt sie nie dziwi. Nie bede tu wymienaic czego kiedy trzeba unikac, bo kazdy dorosly czlowiek to wie.
Oczywiscie sa ekstremalne sytuacje gdzie maz/zona zle traktuje wspolmalzonka, ale ich zawsze w najgorszym wypadku mozna porzucic, a dopiero potem spotykac sie do 3.00 w nocy :-)
20 2013-04-23 16:50:57 Ostatnio edytowany przez Alterego1 (2013-04-23 17:12:05)
Hm.A mnie właśnie parę osób krytykuje źe,mam dość zdecydowane zdanie w wątku pewnej Pani która ma romans z bratem męźa.
Czyźby w tym przypadku było inaczej?.
Jak dla mnie nieistotne z kim ktoś utrzymuje kontakty poza małźeństwem.
Ważne jest jednak by w tych kontaktach były ustalone jasne granice i których w żadnym razie żadna ze stron nie moźe przekroczyć.
Koleżanki i kolegów mieć jak najbardziej można, bo to całkowicie normalne. Ale nie w tajemnicy. Nawet, jeśli żona nie lubi naszych koleżanek, albo mąż kolegów, to trudno, ma do tego prawo, prawda? Nie jest to jednak powód, by okłamywać małżonka, nie mówić mu o naszych spotkaniach ze znajomymi.
Jeśli mąż by chciał wyjść z koleżanką do pubu i wrócić o 5 rano, nie robiłabym problemów. Pewnie, że wolałabym, żeby to był kolega, albo żeby przyjaciółka była brzydka, tak po prostu przez głupią babską zazdrość. Ale zaufanie polega na tym, że pozwalamy partnerowi samemu o sobie decydować
Jeśli mąż by chciał wyjść z koleżanką do pubu i wrócić o 5 rano, nie robiłabym problemów.
Być może nie robiłabyś tych problemów, gdyby miało to miejsce sporadycznie. Bo gdyby te spotkania zaczęłyby być cotygodniowe i zaczęłyby wykraczać poza pewne granice, to pierwsza byś ten problem zrobiła, gwarantuję Ci
ja nie miałam nic przeciwko
oczywiście w granicach normalnych relacji
przecież w dużym gronie mamy koleżanki i kolegów
ale to nie oznacza, że mój mąż zaakceptowałby żebym ja się z kolegą umówiła na całonocną balange - bo niby czemu mój mąz nie mógłby się bawić z nami?
natomiast czym innym jest kawa z dawno nie widzianym znajomym, wspólne sprawy omawiane niekoniecznie zza biurka
ale teraz, po zdradzie zmieniłam się
nie jestem już tak otwarta i tolerancyjna wobec niego. kiedyś chodził np. z kumplami do klubów. bawić się tańczyć, mysloałam, że niewinnie flirtować
teraz w sytuacji, gdy powiedziałby mi, idę do klubu, pewnie bym powiedziała - co, młode dupy zarywać?? musisz się sprawdzać w relacjach z głupimi dupami szukającymi sponsora na wódeczkę na jedną noc?ten etap związku mamy już za nami.... jak chcesz tak żyć, to nie ze mną
tak sądze, że tak bym pwoiedziałą
dał dupy.. i trudno
sam wybrał
sam zdecydował
sam zmienił relacje
czasami mu mówię- powinieneś swoim kolegom opowiadac swoją histrorię
ku przestrodzę
żeby im pokazać, jak mozna z normalnego, partnerskiego otwartego związku zrobić sobie takie gówno jak ty zrobiłeś.
No coz , staralam sie byc bardzo tolerancyjna w kwestii kolezanek. Pomylilam jednak tolerancje z glupota.
Moj maz przyjaznie z kolezankami zrozumial bardzo "gleboko". A mnoja tolerancje jako przyzwolenie...........
Wszystko zalezy od, ze tak sie wyraze, sklonnosci obiektu.
Predzej bym zostawila moja psine z kawalem wedzonej poledwicy niz tytularnego meza z kolezanka - uszczknie na bank, a przynajmniej bedzie probowal.
Moj maz potrzebuje kolezanek jak powietrza, choc nie raz nie dwa zawiodl bardzo moje zaufanie.
Jednak caly czas jest jakas. Nawet na facebooku ze 150 znajowmych 70% to kobiety. Dodam, ze mnie nie zaakceptowal jako znajoma. Odrzucil moja prosbe o zaproszenie. To chyba o czyms mowi.
Wiekszosc kolezanek czy kolegow, ktorzy tu pisza mialo jednak odwage, zeby w taki czy inny sposob zaprotestowac przeciw kolezankom, narzeczonym i innym paniom/panom pchajacym sie (badz zapraszanym) na trzeciego do malzenstwa. Zauwazylam, ze wtedy albo zwiazek sie rozlatuje albo wzmacnia. Ale nie tkwi w martwym punkcie.
A ja tylko marudze pytam o opinie w roznych sprawach, w roznych watkach a i tak tkwie przy nim. Nikt mi nie kaze. Sama tkwie i nie lubie sie za to coraz bardziej, bo jak szanowac kogos, kto sam siebie nie szanuje pozwalajac na takie traktowanie.
Mam inny charakter i nie moglabym kogos krzywdzic w taki sposob. Nie dalabym rady udzwignac bolu oszukiwanej osoby, ktorej niszczy sie zycie.
dodam jeszcze, ze nie mam z kim pogadac w realu, dlatego rozmawiam na forum. Musze to z siebie wywalic, a moze przy okazji komus sie to przyda?
Miriamm....
Mój były już mąż też miał przez cały nasz związek mnóstwo "koleżanek". Większość z nich w ogóle nie znałam, choć bardzo chciałam wiedzieć kto to. Zawsze były tłumaczenia, że nie znam, że ona to stare dzieje, że ona z daleka. Tak jak Twój mąż większość jego znajomych na portalu społ to "koleżanki". Najdziwniejsze , że one zawsze były wielką tajemnicą, a jego tłumaczenia co do nich nie trzymały się kupy.Nie zrezygnował z nich, dlatego m.in. się rozeszliśmy....
Dlatego uważam, że nie ma nic złego w posiadaniu kolegów/koleżanek, ale to nie może być tajemnicą lub ciągiem kłamstw.
28 2013-04-23 23:38:55 Ostatnio edytowany przez bags (2013-04-23 23:40:20)
Wiekszosc kolezanek czy kolegow, ktorzy tu pisza mialo jednak odwage, zeby w taki czy inny sposob zaprotestowac przeciw kolezankom, narzeczonym i innym paniom/panom pchajacym sie (badz zapraszanym) na trzeciego do malzenstwa. Zauwazylam, ze wtedy albo zwiazek sie rozlatuje albo wzmacnia. Ale nie tkwi w martwym punkcie.
Oj ja znam ta bycie "na trzeciego" w malzenstwie nad wyraz dobitnie. I sam nie wiem jak to moje "zaistnienie" tam powinienem interpretowac
- pomrocznosc jasna,
- niedoczytanie warunkow "umowy malzenstwa" w postaci malego druczku na dole,
- opatrznie z pokoleniowego punktu widzenia z dziada pradziada odczytanie przeze mine okreslenia "tesciowa".
Nie wiem
Jak by nie bylo i co by nie mowic, to zdradzie jestem od zarania dziejow przeciwny i nie sklonny do przekupienia w tej materii, ale takowej zagrywki to po kim jak po kim ale wlasnej zonie i tesciowej bym sie nie spodziewal. Choc co prawda teraz ta trojkatna "figura geometryczna" ulegla rozbudowie do miana czworokata, nie mniej jednak ja w tej matematycznej geometrii wyzszej ogolnego stosowania nie uczestnicze, zachowujac bezpieczna odleglosc, blizej nieokreslona...
Moj maz potrzebuje kolezanek jak powietrza, choc nie raz nie dwa zawiodl bardzo moje zaufanie.
Jednak caly czas jest jakas. Nawet na facebooku ze 150 znajowmych 70% to kobiety. Dodam, ze mnie nie zaakceptowal jako znajoma. Odrzucil moja prosbe o zaproszenie. To chyba o czyms mowi..
Myślę Miriamm, że Twój mąż musi mieć ogromne problemy z poczuciem własnej wartości - te koleżanki są po to, aby sprawdzić czy jeszcze jest atrakcyjny, czy jeszcze na niego jakaś poleci... Problem polega na tym, że w pewnym momencie to sprawdzanie może wymknąć mu się spod kontroli (o ile jeszcze to nie nastąpiło).
Twojego zaproszenia przyjąć nie chce, ponieważ najprawdopodobniej zgrywa przed swoimi gołębicami wolnego - czyli zamiast "byliśmy na wakacjach" on wpisuje "byłem na wakacjach" itd.
Natomiast największym problemem jest to, że Twój mąż igronuje to, że Tobie sprawia to przykrość...
30 2013-04-24 00:44:56 Ostatnio edytowany przez kenobi (2013-04-24 00:48:36)
Bo czy pozwolilbys zonie wyjsc z kolega na piwo i wrocic o 3 rano? Pozwolic to bys pozwolil ale czy bylbys z tego zadowolony?
Tak pozwoliłbym. Raz na pół roku a nie co 2 tygodnie. I bez smsów "śpij kochanie".
Rozumiem jak ktoś wpadnie przypadkowo na koleżankę czy kolegę na ulicy i idą pogadać.
No właśnie. Ja bym poszedł z koleżanką pośmiać się i pogadać. O czym? O życiu... nie o silnikach, bo mam je gdzieś. Piłkę tez mam gdzieś. W zasadzie o tym samym co z kolegą.
Dlatego "uderzyłem z grubej" rury, bo jestem z innego bieguna -- z bieguna, gdzie rozmowa z koleżanką jest powodem do focha.
Dlatego "uderzyłem z grubej" rury, bo jestem z innego bieguna -- z bieguna, gdzie rozmowa z koleżanką jest powodem do focha.
Nie odwracaj kota ogonem - właśnie o te "Raz na pół roku a nie co 2 tygodnie. I bez smsów "śpij kochanie"." nam chodzi. A skoro czytasz to forum, to dobrze wiesz, jak wiele przypadków kolegowania się przekracza granice - chociażby dobrego wychowania i smaku.
Przyjaźń między facetem, a kobieta jest możliwa TYLKO wtedy gdy nie ma między nimi żadnych podtekstów erotycznych (nie mówię oczywiście o sytuacji w związku, gdzie przyjaźń jest podstawą), żadnych kontaktów fizycznych, nawet typu pocałunek w policzek, czy przytulenie. Kumpel czy przyjaciel może pocieszyc tylko słowem i jak jest prawdziwym przyjacielem to wystarczy, nie potrzeba żadnych przytulańców. Nie nazwałabym faceta z którym uprawiałabym wirtualny seks tym bardziej w trakcie związku (sytuacja męża Bellatrix) przyjacielem, a kochankiem.
i teraz niestety włącza sie u mnie zaborczość, chociaz może to nie jest zaborczość, nie wiem. Ja mam, teraz troche kontakt się urwał, ale mimo wszystko nadal uważam tego kogoś za przyjaciela. I naprawde nigdy między nami nawet flirtu nie było. byłabym zła gdyby facet zabronił mi się z nim spotykac, ale z drugiej strony (co jest nielogiczne) ja nie chciałabym, żeby mój facet spotykał się zjakimiś dziewczynami, koleżankami. Po pierwsze trzeba sobie mówić o takich spotkaniach, przed spotkaniami, anie po. OCzywiście bym nie zabroniła, bo nie mam prawa do tego, ale nie byłabym zadowolona, chyba bym nie ufała do końca (bardziej tej kolezance niż mojemu chłopakowi). Trudna sprawa.
A comyślicie o zazdrości? Czym jest zazdrość? bo moim zazdrość występuje wtedy, gdy np facet zaczyna romansować z kolezanka, a dziewczyna jest zazdrosna i chce w jakiś sposób walczyć o tego faceta, "zlikwidować" tamtą koleżankę i znowu być najważniejsza. Ja tak nie mam, jeżeli to co opisałam to zazdrość, to ja zazdrosna nie jestem, bo w takiej sytuacji bym powiedziała, jak z nią flirtujesz to idź sobie do niej, a mi więcej na oczy się nie pokazuj, ja walczyć o Ciebie nie będe, bo i nie ma o kogo, skoro mnie zdradzasz. (flirt to w moim odczuciu zdrada)
Czyli u mnie ta "zaborczość" to chyba bardziej lęk, że znowu mi się związek nie uda, a nie zazdrość. Jak ktoś jest samotny i widzi całującą się parę to im zazdrości bo tez tak chce, a ja nie zazdrościłam, ja bylam zła, że np taki "plastik" "idiotka" "brzydal" ma kogoś, a ja nie. wiem, nie jestem łatwym człowiekiem...
Czy mąż może umówić się z kolegą na piwo i wrócić o 3 w nocy? A czy mąż może umówić się z koleżanką na piwo i wrócić o 3 w nocy?
Z kolegą - tak. Z koleżanką - nie. Nawet gdybym ją znała, i gdyby też kogoś miała. Nie byłabym w stanie na tyle zaufać ani mojemu mężowi, ani tym bardziej wspomnianej koleżance. Może jestem aż nadto podejrzliwa, ale zbyt dużo sytuacji widziałam w życiu, aby wiedzieć jak skomplikowane i zmienne są ludzkie relacje, jakie kobiety potrafią być przebiegłe i podłe, a przede wszystkim jacy mężczyźni potrafią być słabi.
Miriamm Może to porównanie, które teraz napiszę, nie będzie zbyt estetyczne, ale szczerość nie zawsze w pięknej sukience chodzi.
Przypominasz teraz ropień, który dojrzewa, aby pęknąć. Chcesz podjąć decyzję, która ruszy Twój związek. Sprawdzasz, porównujesz, analizujesz, upewniasz się, bo chcesz mieć pełne przekonanie, że postępujesz słusznie. Jeszcze karmisz się złudną nadzieją, i też trochę z lęku odkładasz wykonanie pierwszego kroku, ale to tylko kwestia czasu, gdy obudzą się w Tobie uśpione pokłady siły, i dasz sobie upust. Skończy Ci się cierpliwość do wybryków męża, zapragniesz być szanowana, i po prostu pękniesz.
W związku jak w łóżku - wszystko jest OK (w tym przyjaźń z dowolną płcią) - dopóki NIKOGO to nie krzywdzi
Jeżeli decyduje się człowiek na bycie w związku - rezygnuje z części swej wolności z uwagi na TROSKĘ o dobro partnera. WOLNA WOLA to nie SAMOWOLA.
Trzeba mieć jasno określone dopuszczalne granice - wtedy nikogo nie boli.
A gdy się nie chce być "związanym" nie należy drugiej osoby oszukiwać. PROSTE
35 2013-04-24 08:14:43 Ostatnio edytowany przez hera.1 (2013-04-24 08:15:30)
Przyjaźń między facetem, a kobieta jest możliwa TYLKO wtedy gdy nie ma między nimi żadnych podtekstów erotycznych (nie mówię oczywiście o sytuacji w związku, gdzie przyjaźń jest podstawą), żadnych kontaktów fizycznych, nawet typu pocałunek w policzek, czy przytulenie. Kumpel czy przyjaciel może pocieszyc tylko słowem i jak jest prawdziwym przyjacielem to wystarczy, nie potrzeba żadnych przytulańców. Nie nazwałabym faceta z którym uprawiałabym wirtualny seks tym bardziej w trakcie związku (sytuacja męża Bellatrix) przyjacielem, a kochankiem.
i teraz niestety włącza sie u mnie zaborczość, chociaz może to nie jest zaborczość, nie wiem. Ja mam, teraz troche kontakt się urwał, ale mimo wszystko nadal uważam tego kogoś za przyjaciela. I naprawde nigdy między nami nawet flirtu nie było. byłabym zła gdyby facet zabronił mi się z nim spotykac, ale z drugiej strony (co jest nielogiczne) ja nie chciałabym, żeby mój facet spotykał się zjakimiś dziewczynami, koleżankami. Po pierwsze trzeba sobie mówić o takich spotkaniach, przed spotkaniami, anie po. OCzywiście bym nie zabroniła, bo nie mam prawa do tego, ale nie byłabym zadowolona, chyba bym nie ufała do końca (bardziej tej kolezance niż mojemu chłopakowi). Trudna sprawa.
A comyślicie o zazdrości? Czym jest zazdrość? bo moim zazdrość występuje wtedy, gdy np facet zaczyna romansować z kolezanka, a dziewczyna jest zazdrosna i chce w jakiś sposób walczyć o tego faceta, "zlikwidować" tamtą koleżankę i znowu być najważniejsza. Ja tak nie mam, jeżeli to co opisałam to zazdrość, to ja zazdrosna nie jestem, bo w takiej sytuacji bym powiedziała, jak z nią flirtujesz to idź sobie do niej, a mi więcej na oczy się nie pokazuj, ja walczyć o Ciebie nie będe, bo i nie ma o kogo, skoro mnie zdradzasz. (flirt to w moim odczuciu zdrada)
Czyli u mnie ta "zaborczość" to chyba bardziej lęk, że znowu mi się związek nie uda, a nie zazdrość. Jak ktoś jest samotny i widzi całującą się parę to im zazdrości bo tez tak chce, a ja nie zazdrościłam, ja bylam zła, że np taki "plastik" "idiotka" "brzydal" ma kogoś, a ja nie. wiem, nie jestem łatwym człowiekiem...
Nirvanka jakbym siebie czytała..dokładnie mysle to samo...W moim zwązku tez było ok..zazdrość i zaborczość pojawiły sie wtedy jak zaczełam kumac ,że cos sie dzieje..spotkała się własnie z koleżanka czyli dawna , dawna ex.. Wszystko byłoby ok gdyby mnie poinformował ,ze zamierza sie z nia spotkać..laska zonata , dzieci , oni sie nie widzieli 7 lat..więc ok spotkaj sie pogadaj..ale były dwa aspekty po pierwsze ,ze nie zaproponowal mnie ,ze pójdziemy razem i to ,ze ona przyszła do niego do domu ..hmmm powinno takie spotkanie sie odbyc na neutralnym gruncie..więc co miałam mysleć ?? w knajpie wiadomo inna sytuacja a w domu sami ??? zawsze rodza sie domysły..Jak prawda wyszła na jaw tłumaczenie ..nie chciałem Ci powiedziec bo byłabys zła ...hahah i od tego czasu coś pekło,stałam sie podejrzliwa no i poleciało , a potem zaczęły wychodzic inne kolezanki...wrrr więc go zostawiłam z jego kolezankami...pewnie jest szczęsliwy...Wiem jakie kobiety sa więc nie ma koleżeństwa . zawsze może cos sie wydarzyc ,że ockna sie w łóżku...
Myślę że,całą tą dyskusję moźna podsumować zdaniem
"Nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe "
Wyjaśniać chyba nie trzeba
Myślę że,całą tą dyskusję moźna podsumować zdaniem
"Nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe "
Wyjaśniać chyba nie trzeba
AMEN... tylko Panowie mysla niestety inaczej ,ze o co kaman przeciez nic sie nie dzieje...
Wydaje mi się, że tam gdzie jest prawdziwe zaufanie i dwoje naprawdę dojrzałych ludzi - nie ma miejsca na rozgraniczanie płciowe znajomych.
Ja mogę się spotykać z kim chcę, kiedy chcę i na jak długo chcę. I co? I nic. Sama ustalam granice i sama ich pilnuję. Bo jedną z moich naczelnych zasad jest to, żeby nie nadużyć pokładanego we mnie zaufania.
Mój mężczyzna również może spotykać się z kim chce i kiedy chce. Bo żadnymi zakazami przecież go do siebie nie przywiążę, mogę jedynie mieć nadzieję, że związałam się z rozumnym człowiekiem i ideały, o których mówi faktycznie są przez niego wyznawane.
Zabranianie mężowi/żonie kontaktów ze znajomymi płci przeciwnej jest dla mnie strasznie sztuczne i jakieś takie...przedmiotowe. No bo jak to? Odczepcie się koleżanki, bo ja go teraz poznałam i on już nie może z innymi kobietami rozmawiać? A on powinien powiedzieć "fajnie się gadało, miło spędzaliśmy czas, ale teraz mam dziewczynę i nie możemy więcej się spotykać"? Bez sensu.
Dziwią mnie także teksty "o czym mąż ma rozmawiać z koleżanką". No jak to o czym? O tym samym co z kolegą. Tym bardziej jeśli są bliskimi znajomymi - na pewno mają mnóstwo wspólnych tematów. Smutny, prymitywny i zamknięty wydaje mi się świat, w którym z kobietą rozmawia się wyłącznie wtedy, kiedy szuka się potencjalnej partnerki.
Zabieranie męża/partnera na spotkania z kolegami... Dość dziwny pomysł. Ja nie lubię rozmawiać o pogodzie. Utrzymuję tylko takie relacje, które są oparte na głębszych tematach. Z każdym człowiekiem rozmawia się o innych rzeczach, rozmawia się w inny sposób. Obecność osoby trzeciej (choćby to był mąż) uniemożliwia te rozmowy sprowadzając często spotkanie do kurtuazyjnej wymiany uprzejmości i właśnie do rozmów o pogodzie.
Wydaje mi się, że tam gdzie jest prawdziwe zaufanie i dwoje naprawdę dojrzałych ludzi - nie ma miejsca na rozgraniczanie płciowe znajomych.
Ja mogę się spotykać z kim chcę, kiedy chcę i na jak długo chcę. I co? I nic. Sama ustalam granice i sama ich pilnuję. Bo jedną z moich naczelnych zasad jest to, żeby nie nadużyć pokładanego we mnie zaufania.
Mój mężczyzna również może spotykać się z kim chce i kiedy chce. Bo żadnymi zakazami przecież go do siebie nie przywiążę, mogę jedynie mieć nadzieję, że związałam się z rozumnym człowiekiem i ideały, o których mówi faktycznie są przez niego wyznawane.Zabranianie mężowi/żonie kontaktów ze znajomymi płci przeciwnej jest dla mnie strasznie sztuczne i jakieś takie...przedmiotowe. No bo jak to? Odczepcie się koleżanki, bo ja go teraz poznałam i on już nie może z innymi kobietami rozmawiać? A on powinien powiedzieć "fajnie się gadało, miło spędzaliśmy czas, ale teraz mam dziewczynę i nie możemy więcej się spotykać"? Bez sensu.
Dziwią mnie także teksty "o czym mąż ma rozmawiać z koleżanką". No jak to o czym? O tym samym co z kolegą. Tym bardziej jeśli są bliskimi znajomymi - na pewno mają mnóstwo wspólnych tematów. Smutny, prymitywny i zamknięty wydaje mi się świat, w którym z kobietą rozmawia się wyłącznie wtedy, kiedy szuka się potencjalnej partnerki.
Zabieranie męża/partnera na spotkania z kolegami... Dość dziwny pomysł. Ja nie lubię rozmawiać o pogodzie. Utrzymuję tylko takie relacje, które są oparte na głębszych tematach. Z każdym człowiekiem rozmawia się o innych rzeczach, rozmawia się w inny sposób. Obecność osoby trzeciej (choćby to był mąż) uniemożliwia te rozmowy sprowadzając często spotkanie do kurtuazyjnej wymiany uprzejmości i właśnie do rozmów o pogodzie.
Vinga nie chodzi o relacje naprawde czysto kolezenskie bo takowych z zycia nie da sie wyeliminować, wiadomo ..chodzi stricte o wypady na tzw piwko z osobnikiem płci przeciwnej..to jest problematyczne i dyskusyjne..a nie o rozmowy na co dzień w miejscach gdzie sie pracuje etc.. Koleżeństwo nawet jakis telefon czy pomoc w czymś to naturalne ale inne relacje bardziej te ta tet o tym rozprawa..
Powiem krótko. Mój mąż miał romans z przyjaciółką. Zaufanie nie ma tu nic do rzeczy. Spotykał się z kim chciał, nie robiłam żadnych uwag na temat tego z kim się może spotykać, a z kim nie. Ufałam. Uf uf uf.
Hera, ja mam właśnie na myśli wypady na piwko z koleżanką. Jeśli facet robił to przed związkiem, jeśli te wyjścia mają charakter koleżeński a nie randkowy to dla mnie nie ma w tym nic niewłaściwego.
Mam przyjaciela, z którym spotykamy się głównie na piwkach. Pijemy do ciemnej nocy (zdarzało się do bladego świtu). Ów facet niedługo się żeni. Czy po jego ślubie mamy przestać się spotykać? Jego przyszła żona mnie zna, jednak w jej towarzystwie te spotkania nie mają już takiego uroku. Nadajemy na innych falach, a z M. na podobnych.
To delikatna kwestia i właściwie powinna być rozpatrywana w kontekście konkretnych osób. Bo np. mojemu ex nie pozwoliłabym na żadne spotkania z koleżankami. Powód? Dla niego nie istniało czyste koleżeństwo między osobami różnej płci. Mój obecny partner może spotykać się z kim chce, bo wiem, że ma do tych relacji podobne podejście jak ja. Kiedy się kogoś dobrze zna - łatwo to zauważyć. Oczywiście nikt nie zagwarantuje, że mojemu świętemu mężczyźnie nigdy nic nie odbije - ale przyjmuję takie ryzyko, ponieważ co do siebie przecież też nie mam 100% pewności. Wystarczy mi pewność 99%.
42 2013-04-24 09:41:12 Ostatnio edytowany przez Doonna (2013-04-24 11:22:22)
...Wiem jakie kobiety sa więc nie ma koleżeństwa . zawsze może cos sie wydarzyc ,że ockna sie w łóżku...
Kolezenstwo jest, wszystko zalezy od osobnika.
Mam kolegow i traktuje ich jak kolegow,
nigdy nie zdarzylo sie i nie zdarzy, ze ockne sie z kolega ktory jest w partnerstwie w lozku.
Mialam sytuacje, ze kolega zaczynal do mnie zarywac, ale wtedy tez konczylo sie dla mnie kolezenstwi i spotkania na piwo...
wiec wszystko zalezy od podejscia do sprawy, nie mozna w kazdej kobiecie widziec rywalke,
nawet jak dupek chce to mozna pokazac charakter.
43 2013-04-24 09:43:37 Ostatnio edytowany przez kenobi (2013-04-24 09:52:07)
O Vinga! Już myślałem, że mam "parę śrubek w głowie luźnych", a tymczasem wypowiedziałaś się tak, jakbym ja sam to pisał.
Wydaje mi się, że tam gdzie jest prawdziwe zaufanie i dwoje naprawdę dojrzałych ludzi - nie ma miejsca na rozgraniczanie płciowe znajomych.
No właśnie! Tak samo jak z kolegą można rozmawiać z koleżanką.
Zabranianie mężowi/żonie kontaktów ze znajomymi płci przeciwnej jest dla mnie strasznie sztuczne i jakieś takie...przedmiotowe. No bo jak to? Odczepcie się koleżanki, bo ja go teraz poznałam i on już nie może z innymi kobietami rozmawiać?
Tak niestety kiedyś zrobiłem w imię ideałów, poświęcenia, nie czynienia drugiej osobie, co dla niej niemiłe.
Dziwią mnie także teksty "o czym mąż ma rozmawiać z koleżanką". No jak to o czym? O tym samym co z kolegą. Tym bardziej jeśli są bliskimi znajomymi - na pewno mają mnóstwo wspólnych tematów.
No właśnie. Ja nie dzielę tematów na męskie i damskie. Można na przykład rozmawiać o filozofii życia, o pracy, pośmiać się, pożartować. (Od razu zastrzegam, że na lekkomyślne pytanie "A z żoną nie możesz rozmawiać o filzofii życia, o pracy, pośmiać się i pożartować?" odpowiem równie uszczypliwie "Mogę te rzeczy robić z żoną... mogę z żoną robić wszystko co z innymi osobami, żona zapewnia 100% świata, poza żoną świata nie widzę, nie musi nikt istnieć, tylko pustka -- ja i żona.").
Zabieranie męża/partnera na spotkania z kolegami... Dość dziwny pomysł. Ja nie lubię rozmawiać o pogodzie. Utrzymuję tylko takie relacje, które są oparte na głębszych tematach. Z każdym człowiekiem rozmawia się o innych rzeczach, rozmawia się w inny sposób. Obecność osoby trzeciej (choćby to był mąż) uniemożliwia te rozmowy sprowadzając często spotkanie do kurtuazyjnej wymiany uprzejmości i właśnie do rozmów o pogodzie.
Identycznie myślę! Z każdym rozmawia się o czym innym, w inny sposób. A jak jest osoba trzecia, nawet żona, to rozmowa zupełnie inaczej przebiega. Z tego od razu rodzi się popularny wniosek -- skoro z koleżanką na osobności rozmawia inaczej niż będąc z żoną, to znaczy, że mają tajemnice, czyli zdradza. Ale przecież jeśli zamiast koleżanki jest kolega, to sytuacja jest identyczna -- inaczej rozmawia się z kolegą na osobności, a inaczej gdy jest żona.
Moi drodzy,
dla mnie z tego jeden wniosek: kazdy kombinuje jak umie/chce/potrzebuje.
Ja nie jestem "potrzebujaca" w tej kwestii wiec spotykam sie wylacznie na stopie kolezenskiej, moj maz od poczatku takiej znajomosci szuka w niej czegos wiecej niz tylko kolezenstwa. Wiec to ma!
Kazdy ma to co chce! A ja dodatkowo smietnik zamiast malzenstwa! Dzisiaj wyjatkowo wkurzona jestem, bo wczoraj rano okazalo sie, ze jakas kolejna kolezanka przyjezdza z zagranicy i umawiaja sie na spotkanie - ja oczywiscie nic o tym nie wiem. Zostawil otwarty telefon a ja przeczytalam. Oczywisci, moze powiecie, ze skoro nie schowal/ nie wykasowal tych wiadomosci to znaczy, ze nie ma powodu zeby sie wsciekac. Ale wierzcie mi, jest o co. Historia takich sytuacji jest w naszym malzenstwie dluuuuga jak mur chinski.
Miriamm skoro Ci źle z tym to powiedz to mężowi. Skoro mówisz a on się tym nie przejmuje i dalej |Cię rani to pora skończyć małżeństwo.
Trzeba rozróżnić koleżeństwo od "koleżeństwa". Prawdziwe Koleżeństwo o którym pisze Kenobi czy Vinga oczywiście ma prawo istnieć i nikt nie ma prawa wymagać zerwania znajomości.
"Koleżeństwo" w które przynajmniej jedna ze stron traktuje jako wstęp do bliższej relacji bądź jak okazję należy uciąć przy korzeniu. Pozostaje Nam wierzyć że Nasz partner rozróżni te relację, wyczuje intencje i zakończy taki chory układ
Moi drodzy,
dla mnie z tego jeden wniosek: kazdy kombinuje jak umie/chce/potrzebuje.
Ja nie jestem "potrzebujaca" w tej kwestii wiec spotykam sie wylacznie na stopie kolezenskiej, moj maz od poczatku takiej znajomosci szuka w niej czegos wiecej niz tylko kolezenstwa. Wiec to ma!
Kazdy ma to co chce! A ja dodatkowo smietnik zamiast malzenstwa! Dzisiaj wyjatkowo wkurzona jestem, bo wczoraj rano okazalo sie, ze jakas kolejna kolezanka przyjezdza z zagranicy i umawiaja sie na spotkanie - ja oczywiscie nic o tym nie wiem. Zostawil otwarty telefon a ja przeczytalam. Oczywisci, moze powiecie, ze skoro nie schowal/ nie wykasowal tych wiadomosci to znaczy, ze nie ma powodu zeby sie wsciekac. Ale wierzcie mi, jest o co. Historia takich sytuacji jest w naszym malzenstwie dluuuuga jak mur chinski.
Zazdrość albo jesteś osobą niedowartościowaną, brak Ci pewności siebie, nie twórz filmu w głowie, zazdrość właśnie tym jest.....
Miriamm napisał/a:Moi drodzy,
dla mnie z tego jeden wniosek: kazdy kombinuje jak umie/chce/potrzebuje.
Ja nie jestem "potrzebujaca" w tej kwestii wiec spotykam sie wylacznie na stopie kolezenskiej, moj maz od poczatku takiej znajomosci szuka w niej czegos wiecej niz tylko kolezenstwa. Wiec to ma!
Kazdy ma to co chce! A ja dodatkowo smietnik zamiast malzenstwa! Dzisiaj wyjatkowo wkurzona jestem, bo wczoraj rano okazalo sie, ze jakas kolejna kolezanka przyjezdza z zagranicy i umawiaja sie na spotkanie - ja oczywiscie nic o tym nie wiem. Zostawil otwarty telefon a ja przeczytalam. Oczywisci, moze powiecie, ze skoro nie schowal/ nie wykasowal tych wiadomosci to znaczy, ze nie ma powodu zeby sie wsciekac. Ale wierzcie mi, jest o co. Historia takich sytuacji jest w naszym malzenstwie dluuuuga jak mur chinski.Zazdrość albo jesteś osobą niedowartościowaną, brak Ci pewności siebie, nie twórz filmu w głowie, zazdrość właśnie tym jest.....
Aż tyle koleżanek on potrzebuje? Rozumiem jedna przyjaciółka, dwie - ale harem adoratorek? Poczytaj sobie wątek Endaluzji - ona też była taką tolerancyjną żoną...
Martyrs,
bardzo bym chciala byc osoba zazdrosna lub niedowartosciowana, bo to by oznaczalo, ze moj maz jest w porzadku!! A ja niczego innego nie pragnelabym.
Jednak w porzadku nie jest.
To sa relacje z kolezanka z pracy (20 telefonow dziennie) z sasiadka z innego pietra (sms-y o jednoznacznej tresci oraz czekalam na niego w nocy przed jej mieszkaniem kiedy wyszedl z niego sam i az sie cofnal kiedy mnie zobaczyl), z kolezanka z wakacji (to samo, kilkanascie telefonow dziennie), jakies dziewczyny, ktore przychodzily do naszego domu kiedy ja z synem bylam na wakacjach.... mam wymieniac dalej? Jesli Ty to nazwiesz bezpodstawna zazdroscia to wspolczuje Twojej kobiecie (ale na pewno tak tego nie nazwiesz)
Miriam Twój mąż po prostu Cie zdradza a to nie są koleżanki tylko kochanki. Zmyliłaś Nas bo myśleliśmy że to o relacje koleżeńskie chodzi a nie o bzykanie z kim popadnie..
Martyrs,
bardzo bym chciala byc osoba zazdrosna lub niedowartosciowana, bo to by oznaczalo, ze moj maz jest w porzadku!! A ja niczego innego nie pragnelabym.
Jednak w porzadku nie jest.
To sa relacje z kolezanka z pracy (20 telefonow dziennie) z sasiadka z innego pietra (sms-y o jednoznacznej tresci oraz czekalam na niego w nocy przed jej mieszkaniem kiedy wyszedl z niego sam i az sie cofnal kiedy mnie zobaczyl), z kolezanka z wakacji (to samo, kilkanascie telefonow dziennie), jakies dziewczyny, ktore przychodzily do naszego domu kiedy ja z synem bylam na wakacjach.... mam wymieniac dalej? Jesli Ty to nazwiesz bezpodstawna zazdroscia to wspolczuje Twojej kobiecie (ale na pewno tak tego nie nazwiesz)
To co opisujesz Miriamm dla mnie byłoby powodem zerwania związku z kimś - opisujesz tutaj nałogowca, który zdradza Cie na prawo i lewo... Pytanie dlaczego się na to godzisz- czy z uwagi na miłość do niego, na wygodę/pieniądze/dzieci...
nie chcialam nikogo zmylic. U mnie sa dwa problemy, i o te do bzykania nie pytam Was nawet - nie mam problemu, zeby sama to jednoznacznie ocenic. To jest zle.
Ale jednoczesnie on ma kolezanki i mowi, ze to nic zlego. Tylko skad ja moge wiedziec zlego czy nie. Uwazam, ze majac taka zszargana reputacje bedzie dla niego oczywiste ze NIE MOZE miec kolezanek. Ale jak widac dla niego nie jest to oczywiste a ja sie czepiam. Przeciez on skonczyl z dwuznacznymi relacjami.
Moze daje robic sobie wode z mozgu.
Chyba już masz zrobioną wodę z mózgu. Kobieto uciekaj od niego.
Jednoznacznie oceniasz jego bzykanie lewo i prawo że jest złe ale przejmujesz się jego koleżankami ? "nie czaje bazy"
53 2013-04-24 12:47:17 Ostatnio edytowany przez pati31 (2013-04-24 12:55:12)
Roznica jest wielka pomiedzy przyjaznia powiedzmy z piaskownicy , ludzie spotykja sie rozmaiwaja wspieraja w trudnych sprawach jak przyjaciele , szanuja , akceptuja odmiennosc , szanuja osobne rodziny i wlasne i , wyznaja wartosci zyciowe.
Problem pojawia sie , kiedy nagle zony , mezowie maja przyjaciol "nowych", ktorych nie znamy , dla ktorych sie zmieniaja , porownuja z wlasnym zyciem , malznestwem , szukaja wymowek do jawnego kurestwa , a nie przyjzani.
Prawdziwy przyjaciel szanuje odmiennosc i rodzine przyjaciela .
Posluchajcie utwor Renaty Przemyk "Zazdrosc" , slowa sa madre i zyciowe Martrys polecam )
Martyrs,
bardzo bym chciala byc osoba zazdrosna lub niedowartosciowana, bo to by oznaczalo, ze moj maz jest w porzadku!! A ja niczego innego nie pragnelabym.
Jednak w porzadku nie jest.
To sa relacje z kolezanka z pracy (20 telefonow dziennie) z sasiadka z innego pietra (sms-y o jednoznacznej tresci oraz czekalam na niego w nocy przed jej mieszkaniem kiedy wyszedl z niego sam i az sie cofnal kiedy mnie zobaczyl), z kolezanka z wakacji (to samo, kilkanascie telefonow dziennie), jakies dziewczyny, ktore przychodzily do naszego domu kiedy ja z synem bylam na wakacjach.... mam wymieniac dalej? Jesli Ty to nazwiesz bezpodstawna zazdroscia to wspolczuje Twojej kobiecie (ale na pewno tak tego nie nazwiesz)
Kochana , to jawne oszukiwanie i niszczenia Ci psychiki i wartosci Twojej.
Walcz o siebie i synka , bo to miloscia nie jest.
Alterego1 napisał/a:Myślę że,całą tą dyskusję moźna podsumować zdaniem
"Nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe "
Wyjaśniać chyba nie trzebaAMEN... tylko Panowie mysla niestety inaczej ,ze o co kaman przeciez nic sie nie dzieje...
Płeć akurat tu raczej nie ma znaczenia.
Mój mąż też zaliczył dwie "koleżanki", z którymi "tylko" super mu sie gadało a ja byłam histeryczką, która robi z igły widły... Żeby było śmieszniej to były również moje dobre znajome a mój mąż kumplował się również z ich mężami - choć najwyraźniej nie tak blisko jak z żonami
Może po porstu lubi flirtować Twój mąż, mimo wszystko na Twoim miejscu dawno bym go pożegnał, po pierwsze coś w Twoim życiu nastąpiło że nie masz do niego zaufania ale nie opisujesz tego taka nie dopowiedziana historia, może Twoj mąz szuka kogoś bardziej komunikatywnego od Ciebie, trudno mi powiedzieć, nie znam Twojej sytuacji ani Twojego charakteru...
Moja historia została opowiedziana na forum dawno temu, a małżeństwo po kilkumiesiecznych romansach męża z "koleżankami" nie przetrwało. Chciałam tylko podkreślić, że byłam z tych, które miały zaufanie do męża w kwestii "kumplowania" się z kobietami i oszukiwałam swoją intuicję, która podpowiadała mi, że to nie jest w porządku.
Rzeczywiscie sie nie znamy...to prawda. A nawet jak napisze, jaka jestem, moze taka jestem tylko we wlasnych oczach? Wydaje mi sie, ze raczej jestem otwara, chetna do rozmowy, umiem zrozumiec racje drugiej strony. Nie czepiam sie bez powodu. Nie jestem z tych zon, dla ktorych niedokrecona pasta do zebow lub rzucone na podloge gacie beda powodem do rozwodu. On nie musi byc tak jak ja w tych malych sprawach, ale podejscie do tych duzych np. do zdrad musi byc podobne!
Moze nie jestem krolewna z bajki dla mojego meza. Tylko ze jest wolnym czlowiekiem i moze sobie pojsc. A on nie chce. Jednoczesnie nie chce zmienic swoich nawykow - no bo tyle mi brakuje do idealu.
Syn jest dorosly - ma 26 lat, on nie pytany mowi, ze powinnam sie rozwiesc. Nie wciagam go w te sprawy, choc jest trudno, bo on przeciez widzi sam co maz wyrabia.
Pieniadze to tez w zasadzie nie problem. Po prostu bede biedna i bede mieszkac w klitce jak go zostawie, ale juz mnie to nie martwi.
To moze sie przyzwyczailam i na swoj sposob jakos (???) go kocham. A moze po prostu jestem kolejna kobieta uzalezniona od faceta.
Moze ja mam szczescie w pewnym sensie, bo wiem, ze jestem slaba i potrafie sie zakochac bez opamietania. Wtedy wszystko dla mnie przestaje istniec oprocz nowego obiektu (to doswiadczenia sprzed 30 lat). Z tego powodu nie pozwole sobie na zadne takie tam poki jestem zona.
Dziekuje za rady, sadze, ze najlepiej byloby odejsc albo przynajmniej sie wylaczyc i "czniac" to wszystko co on robi i czego on nie robi.
No i prosba o przeslanie linku do watku endaluzji.
Aha! Jeszcze jedno pytanie: jak zmobilizowac faceta, zeby chcial porozmawiac? Moze ja to robie niezrecznie i dlatego niczego nie da sie wyjasnic? Zaraz jest wrzask, obrazanie sie i obrazanie mnie.
Rzeczywiscie sie nie znamy...to prawda. A nawet jak napisze, jaka jestem, moze taka jestem tylko we wlasnych oczach? Wydaje mi sie, ze raczej jestem otwara, chetna do rozmowy, umiem zrozumiec racje drugiej strony. Nie czepiam sie bez powodu. Nie jestem z tych zon, dla ktorych niedokrecona pasta do zebow lub rzucone na podloge gacie beda powodem do rozwodu. On nie musi byc tak jak ja w tych malych sprawach, ale podejscie do tych duzych np. do zdrad musi byc podobne!
Moze nie jestem krolewna z bajki dla mojego meza. Tylko ze jest wolnym czlowiekiem i moze sobie pojsc. A on nie chce. Jednoczesnie nie chce zmienic swoich nawykow - no bo tyle mi brakuje do idealu.Syn jest dorosly - ma 26 lat, on nie pytany mowi, ze powinnam sie rozwiesc. Nie wciagam go w te sprawy, choc jest trudno, bo on przeciez widzi sam co maz wyrabia.
Pieniadze to tez w zasadzie nie problem. Po prostu bede biedna i bede mieszkac w klitce jak go zostawie, ale juz mnie to nie martwi.
To moze sie przyzwyczailam i na swoj sposob jakos (???) go kocham. A moze po prostu jestem kolejna kobieta uzalezniona od faceta.Moze ja mam szczescie w pewnym sensie, bo wiem, ze jestem slaba i potrafie sie zakochac bez opamietania. Wtedy wszystko dla mnie przestaje istniec oprocz nowego obiektu (to doswiadczenia sprzed 30 lat). Z tego powodu nie pozwole sobie na zadne takie tam poki jestem zona.
Dziekuje za rady, sadze, ze najlepiej byloby odejsc albo przynajmniej sie wylaczyc i "czniac" to wszystko co on robi i czego on nie robi.
No i prosba o przeslanie linku do watku endaluzji.
Aha! Jeszcze jedno pytanie: jak zmobilizowac faceta, zeby chcial porozmawiac? Moze ja to robie niezrecznie i dlatego niczego nie da sie wyjasnic? Zaraz jest wrzask, obrazanie sie i obrazanie mnie.
Miriam - myslalam ze jestes mlodsza soorki:), syn to juz nie maly chlopiec.
Obawiam sie ze rozmowy nic nie dadza , starego dzrzewa sie nie przesadza , on porpostu bedac z Toab uzywaz zycia jak moze , to egoista , nie inteeresuje go ze Cie to boli , niewie ze nie wolno pukac kazdej znajomej?
To juz nie maly chlopiec ale .chlop i to juz za stary na zmiany , z tego co piszesz on tych zmian niechce.
Wiec masz wybor , albo odejsc, albo czekac az fiut oklapnie
Sciskam Cie i duzo sily
Pamietaj Ty tez masz prawo byc szczesliwa.
61 2013-04-24 13:56:24 Ostatnio edytowany przez martyrs (2013-04-24 14:05:25)
Normalnie, usiasc wypic kawe i porozmawiac, mam pytanko Twoj maż zawsze taki byl? czy zmienił sie jakis czas temu? , moze ma problemy natury seksulanej, wie kzaniżony poziom testosterony, może ma za duzo prolaktyny ktora wydziela sie podczas dlugo trwalego stresu, nie wiem trudno mi wyrokowac, wydaje mi sie ze jest tutaj czynnik seksualny. Twój mąz poprostu sprawdza siebie z innymi "koleżankami" tak mi się wydaje ale nie znam Twojej pełnej sytuacji, może się po prostu mylę, a tak na poważnie, porozmawiaj z mężem, nie wiem zmanipuluj go , ze chcesz porozmawiac o rozwodzie , Twoim doroslym synu, zobaczysz jego reakcje i bynajmniej obudzisz się z letargu, jeszcze życie przed Toba masz doroslego syna , moze w koncu trzeba pomyśleć o osobie, swoim życiu swoich pragnieniach, masz tak jakby syndrom ofiary, obwiniasz sie za męża porażki tudzież problemy. A co do miłości ona kiedyś znika i jest tylko przyzywczajenie i strach przed samotnościa, uwierz mi samotnośc to piekna rzecz(bynajmniej dlamnie) jestem egoista snobem w ogole jestem jakis inny. no to tyle pozdrawiami powodzenia
Martrys - zgodze sie ze samotnosc jest piekna .
Dzieki,
sprawy trudne, ale dobrze sie z Wami pisze.
Ja tez jestem jak widac troche zwichrowana, zeby nie nazwac tego inaczej.
Chyba postawilam sobie za cel zyciowy, ze go zmienie i bedzie dobry :-). A moja kolezanka mowi, ze nawet z pielucha w gaciach i ze szczeka w szklance jeszcze sie bedzie uganial za innymi :-) Sprobujcie to sobie wyobrazic jak biegnie.....
Martyrs, ja tez chetnie bym byla za pan brat z samotnoscia, ale jeszcze mi do tego daleko niestety.
Pati, mam 50 lat, ale oczywiscie w srodku 18, na zewnatrz najwyzej 40 :-), ciagle cos jeszcze przede mna.
Dzieki,
sprawy trudne, ale dobrze sie z Wami pisze.
Ja tez jestem jak widac troche zwichrowana, zeby nie nazwac tego inaczej.
Chyba postawilam sobie za cel zyciowy, ze go zmienie i bedzie dobry :-). A moja kolezanka mowi, ze nawet z pielucha w gaciach i ze szczeka w szklance jeszcze sie bedzie uganial za innymi :-) Sprobujcie to sobie wyobrazic jak biegnie.....Martyrs, ja tez chetnie bym byla za pan brat z samotnoscia, ale jeszcze mi do tego daleko niestety.
Pati, mam 50 lat, ale oczywiscie w srodku 18, na zewnatrz najwyzej 40 :-), ciagle cos jeszcze przede mna.
HEhe ale na pytanie nie odpowiedziałaś pozdrawiam ide na rower ale bede lukal z fona .....
...
Ja tez jestem jak widac troche zwichrowana, zeby nie nazwac tego inaczej.
Chyba postawilam sobie za cel zyciowy, ze go zmienie i bedzie dobry :-).Pati, mam 50 lat, ale oczywiscie w srodku 18, na zewnatrz najwyzej 40 :-), ciagle cos jeszcze przede mna.
Kochana - to czas najwyższy powiedzieć sobie: TERAZ JA
Przestań na siłę zmieniać kogoś, wbrew niemu, bo takiej sztuki jeszcze nikt nie dokonał.
Zmień SOBIE życie by miało smak i czar a na niego gwizdaj z góry.
Chcesz sobie resztę życia zmarnować na syzyfową pracę? Szkoda by było - nikt Ci nie zwróci ani chwili, a jeszcze tyle piękna w nim do odkrycia.