Dzien dobry wszystkim...
zdrada to podstępne zabójstwo partnera bez sądu, wyroku i prawa do obrony.
Lub inaczej- jest jak podanie polonu Litwinience w herbatce- zabija powoli i wszyscy wiedzą. że nie ma ratunku- śmierć i tak nastąpi. To tylko kwestia czasu
luz
Zdaję sobie doskonale sprawę, że nie jest Tobie się łatwo pogodzić z tym co się stało, że ciężko jest "start your life all over again"- ale trzeba się z tym pogodzić.
Będzie cholernie trudno, ale uwierz mi, to jest możliwe.
Zaczij od analizy tego, co sie rozjechalo w relacjach miedzy Wami ale z racji podejrzen o zdrade - skup swoja uwage na nim. Bliskosc, czulosc, partnerstwo, punktualnosc i przede wszystkim mimika twarzy i barwa glosu.
jak juz dobrze znasz partnera i zachowanie, to odczytasz te sygnaly.
"Nie rób priorytetu z kogoś, dla kogo jesteś tylko opcją, czasem jedną z wielu."
Bo musisz przewartościować całe dotychczasowe swoje życie, cały swój świat wartości.
Musisz przebudować tak, aby zniknęło słowo "MY" jako mąż i żona- rodzina.
Słowo "MY" zniknęło w momencie zdrady i to bezpowrotnie.
Już nie żyjesz dla niego, a on dla Ciebie, przestaliście być jednością, rodziną, mającą wspólne plany i wspólny świat wartości.
Od tego momentu zostało słowo "JA" i tylko ono już się liczy-
Ja- to znaczy mam poczucie swojej wartości,
Ja- to znaczy szacunek do siebie,
Ja- to znaczy jestem dumną kobietą, zasługującą na szacunek innych,
Ja- to znaczy, że liczą się tylko moje potrzeby,
Ja- to znaczy że najważniejszymi dla Ciebie osobami jesteś Ty sama.
Ja oznacza również, że on (tudziez mąż) jest zupełnie dla mnie osobą, która w moim życiu okazała się może i przykrym, lecz tylko maleńkim epizodem.
Luz, postawiliście nowy dom pt zwiazek - ale na piasku, nie skale. Na bardzo kruchym fundamencie. Widocznie postawił go kiepski budowniczy i nie o Tobie tutaj mowa.
Czy warto ryzykować mieszkanie w nim, wiedząc że w każdej chwili może runąć?
Jak się człowiek dowiaduje co zrobiła najbliższa "niby" osoba to chce się zniknąć.
Walnąć gdzieś w koncie i wyć. Nie je się, nie śpi, czepia się wszystkiego co tylko daje jakąś namiastkę normalności związku. Nie zdając sobie sprawy, że to uczucie właśnie i emocje kierują nami w tej chwili. Często poniża się do granic możliwości. I nie ma innej wersji jak to przeczekać.
Zdanie, które mocno trzeba sobie zapisać w pamięci brzmi: o miłość się nie błaga... !
No niestety, bardzo znikoma ilość ludzi wierzy i stosuje się do rad napisanych na portalu.
Większość mając świadomość, do czego to może doprowadzić i tak podąża swoją ścieżką.
Po prostu do pewnych decyzji musimy dojrzeć a nasza wiara jest przeogromna.
Popełniamy mnóstwo dziwacznych błędów.
Rozum krzyczy jednak NIE ale serce i tak ściska.
Dopiero po pewnym czasie, kiedy stajemy się cieniem samego siebie, wypruci z emocji, dociera do nas prawdziwy obraz tego, co się stało. Dobrze kiedy będzie to parę miesięcy i jest jeszcze odrobina siły i silnej woli aby odejść, gorzej kiedy przyzwyczajamy się do sytuacji, pogrążamy się coraz bardziej i trwa to latami. Wtedy zmiany w naszej psychice zachodzą na tyle ogromne, że jest później mało realna szansa na normalne życie.
Bo 90 procent ludzi i tak chce pożywić się jeszcze tą odrobiną nadziei. Nigdy nie wiem co jest gorsze, czy przebywanie z taką osobą, czy życie w niewiedzy i kołaczących się myśli, co teraz moja "ukochana/y" robi. Ale jedno jest pewne- trzeba wszelkimi sposobami się starać oddzielić serce od rozumu. Porównywać, co mówi a co robi Twój partner/ka.
Pewnie zdarzyło się Wam nieraz, że tłumaczyliście ją/jego wybielałeś, myślałeś, że jest inna/y,
bo obojętnie co się stało, to wiąże was przecież jeszcze miłość. A tak naprawdę podświadomie wiedziałaś/eś, że to jest czysty absurd, bo to co robi nie pokrywa się w faktach.
Jednak serce, ta odrobina nadziei wmawiają nam że jest inaczej. Po prostu chcemy w to wierzyć że jest inaczej, więc oszukujemy samych siebie. To, że Twój związek to fikcja i nic z tego nie będzie to fakt oczywisty. ci co twierdzą inaczej, są niepoprawnymi optymistami albo masochistami.
Więc albo pogodzisz się z tym, co się stało, będziesz żyła w układzie na zasadzie każdy sobie rzepkę skrobie i układasz sobie życie równolegle z kimś innym,
bo łączą was rybki, dom, wspólna firma itp.
albo odchodzisz i układasz sobie życie z dala od niego.
Innej alternatywy nie ma... niestety.
3maj się. I przemyśl wszystko to co Tobie napisałem, na chłodno, bez emocji.
Bo gdy włączają się emocje- wyłącza się myślenie.
Mogę być w każdym miejscu na świecie, ale fragment mnie zawsze będzie jezdził opustoszałą autostradą zwaną życiem, sprawdzajac w tylnym lusterku, jak rozmywają się na horyzoncie miejsca i ludzie, których poznałem.