Witam Kobietki!=)
Jest taka sprawa- było liceum sobie. I w tym liceum trzymaliśmy się w szóstkę taką ekipą razem- 5 dziewczyn i jeden chłopak. Ja osobiście najbardziej się trzymałam z tym chłopakiem, bo się dogadywaliśmy. Tam czasami ktoś sie doczepiał do naszej paczki i z nim trzymaliśmy, ale tak generalnie- to w szostkę się trzymalismy. Potem przyszły studia i wyjazd- prawie całej ekipy do jednego miasta. I studenckie zycie, studenckie mieszkanie, albo raczej studenckie kombinowanie- z kim by tu zamieszkać? A raczej- jak się teraz podzielić, żeby jak najwięcej nas mieszkało w jednym mieszkaniu a było najtaniej?;) Tak wyszło, że zamieszkałam w jednym pokoju z koleżanką (nazwijmy ją koleżanką Z) z ekpiy, a w drugim pokoju zamieszkała dziewczyna, która trzymała czasami z naszą ekipą. Na pierwszym roku studiów bardzo się zżyłysmy z koleżanką Z- okazała się ciepłą, choć cichą osobą. Zwierzałyśmy się sobie, no, powiem- taka przyjaźn się nawiązała. Było super=).
Natomiast koleżanka z drugiego pokoju (koleżanka X) nie potrafiła się odnaleźć w nowej sytuacji- mieszkanie w duzym mieście, bez rodziców (bardzo z nimi żżyta, rozpieszczona wyczekiwana jedynaczka), nikt po niej nie sprzątał, nikt nie robił za nia zakupów, nikt jej nie pomagał na studiach. Robiła bałagan w naszym mieszkaniu. No, gadałysmy z nia o tym wiele razy, zawsze obiecywała poprawę, ale potem szła spać i zapominała o wszyskim... W trakcie tego mieszkania z nią przypadkiem odkryłyśmy z koleżanką Z, że bierze prochy od psychiatry... i wtedy zrozumiałam jej zmienne nastroje i to, że wszystko zapomina po rozmowie z nami...
Muszę przyznać wstydliwa rzecz... niestety ja obgadywałysmy... tak, przyznaję, obgadywałyśmy ją. Zanim odkryłysmy prochy, potem- juz trochę mniej, bo zrozumiałysmy co nie co.
W czasie tego roku odwiedzalismy się nawzajem ekipą, najczęściej odwiedzał nas ten kumpel (kumpel Y=D). I gadalyśmy z nim normalnie, tak jak do tej pory.
Po roku rozstałysmy się z koleżanką X- zostałysmy z kolezanka Z same w pokoju, i zastanawiałysmy się z kim by tu trzecim zamieszkać? Reszta ekipy zostawała tam, gdzie na pierwszym roku, kumpel Y się błąkał po stancjach, więc wyszło na niego. Dodam, że bardzo zadowolone byłysmy z tego faktu, ponieważ on i ugotowac umiał i sensownie się z nim gada i taki swój chłop jest;)
Aaa, powiem Wam też, że miałysmy bardzo dobry kontakt z koleżanką Z wciąż.
I co? I przyszedł październik, a tu nagle jak kamień z nieba- koleżanka Z przestaje się odzywac. Znaczy się na początku jeszcze szczątkowo gadamy, acz to ja zawsze muszę zagadywać. Pytam ją o to, tłumaczy się tym, że na drugim roku ma dużo zajęć (ja akurat byłam wtedy na pierwszym, bo zmieniłam kierunek, i to naprawdę czasochłonny i pracochłonny ścisły kierunek,też dużo się uczyłam). Mówię ok, to chociaż jak jemy to sobie gadajmy, normalnie, tak jak kiedys=). Przytaknęła i... nic.
Naprawdę mi na tej znajomości zalezało, bo się dobrze w zeszłym roku dogadywałysmy, kumpel Y tez chciał żeby ona z nami sobie gadała normalnie- tak jak za dawnych czasów. Były rozmowy z nia o tym, i nic. Dalej to samo. Aż w końcu sobie słuchawki kupiłam, bo nie mogłam znieść takiej ciszy w pokoju=p=p. W pewnym momencie doszło do czegoś takiego, że nawet na: "Cześć" rano nie odpowiadała... Aż tu ktoregoś dnia po prostu się wyprowadziła... dobrze, że raczyła nas łaskawie poinformować o tym. Że się wyprowadza. Bo niby za daleko na uczelnie ma (nasza stancja jest w takim miejscu, że najblizej do jej uczelni- ok. 15 min., my mamy do swoich z kumplem Y- 25min, on 35, jakoś nie narzekamy).
I ja się do tej pory głowię o co jej jeździło?
Nagle zaczęła byc zazdrosna o nasz kontakt z kumplem Y?
Nagle przestała nas lubić?
Nagle jej się odwidziało?
Rozumie ktos ją? Bo ja nie?