Zastanawia mnie od dłuższego czasu jedna rzecz...
Często tak mam, mając kontakt z drugim człowiekiem (szczególnie jeśli chodzi o inne kobiety), że na początku znajomości w zasadzie nie przeszkadza mi ich np. specyficzna uroda, garbaty nos, itp. Wiecie o co chodzi, po prostu nie jestem tak krytyczna jak niektórzy na urodę innych, a przynajmniej nigdy o tym nie mówię głośno, bo uważam, że nie mamy takiego prawa oceniać urody innych.
Jednak kiedy okazuje się przy bliższym poznaniu, że ktoś ma negatywne cechy, które mnie drażnią, np jest złośliwy wobec innych, fałszywy, zazdrosny czy wybitnie wyniosły, nagle dostrzegam jego wady. Już nagle widzę, że ma nieszczere spojrzenie, zaciśnięte usta, fałszywy uśmiech, zmarszczone brwi, itd, a później mu tak zostaje......
Już teraz mam przed oczami pewne osoby i ich zazdrosne obcinanie mnie od góry do dołu, kiedy założe sukienke;) teraz się z tego śmieję, ale to naprawdę niefajne uczucie.
A czasami mam tak, że już od wejścia pan/pani mi się nie podoba i wysysa ze mnie pozytywną energię swym wyrazem twarzy i okazuje się, że wcale się co do nich nie pomyliłam...
To chyba nie jest przyklejanie łatki? Człowiek chyba naprawdę fizycznie paskudnieje, kiedy ma zły charakter...
Macie takich "bohaterów" na koncie znajomości?
W bajkach wszystkie złe charaktery są paskudne. Więc, w codziennym życiu, złe charaktery dopasowujemy do tego schematu. I zauważamy ich wady fizyczne. Gdybyś lubiła panią ze zmarszczkami koło oczu to byś uznała, ze zrobiły jej się od uśmiechu i że wygląda z nimi uroczo. Ale jeśli takie same zmarszczki ma jakaś wredna jędza - od razu wymyślamy, że od tego złośliwego spojrzenia porobiły jej się takie paskudne bruzdy
Robimy to chyba nieświadomie. Taki akt samoobrony. Wychwycenie fizycznych niedoskonałości pomaga przywrócić wrażenie panowania nad sytuacją, kiedy jakaś wredota się na nas wyżywa...
Mnie się wydaje, ze tutaj nie chodzi o "brzydnięcie", tylko o zmianę naszego postrzegania. Jeśli kogoś nie lubimy, mamy znacznie większą skłonność do złośliwego i krytycznego oceniania innych - co nie znaczy, że cechy danej osoby się zmieniają, to nasze spojrzenie na nią się zmienia.
Taki głupi przykład, ale myślę, że trafny: zazwyczaj osobę bardzo otyłą możemy spostrzegać dwojako, zależnie od jej charakteru i naszej sympatii albo antypatii: albo jako "zabawnego, przesympatycznego grubaska", albo jako "wrednego tłuściocha"
Ocena, ocena, ocena.
Jak to przy ocenach bywa - subiektywna.
Często to samo zachowanie tej samej osoby jest ocenione zupełnie inaczej przez różnych ludzi. Dla jednych ktoś uśmiecha się nieszczerze, dla innych ten sam uśmiech jest uroczym.
Jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód.
"Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski
5 2011-11-10 23:56:36 Ostatnio edytowany przez nie-egoistka (2011-11-10 23:57:42)
Hehe, no tak, ale czy nie uważacie, że jednak jest coś w powiedzeniu "oczy są zwierciadłem duszy"?
taki przykład, byłam na rozmowie kwalifikacyjnej i nie byłam na początku wcaale negatywnie nastawiona do szefowej. Ale wiecie co, normalnie ten jej wyraz twarzy mówił mi: skończyłam trzy klasy podstawówki i wszystkie rozumy zjadłam! I została jędzowatą szefową.... i niestety, tydzień później miałam dzień próbny w pracy i moje spostrzeżenia się potwierdziły:)
Ale oszukać się też można na ludziach, bo pozory stwarzać potrafią niemiłosiernie... A im starsi i bardziej sumienia mają zagłuszone, tym lepiej im to wychodzi...
To nie jest "paskudnienie" tylko mowa ciała. Osoby wyczulone perfekcyjnie odczytują sygnały niewerbalne wysyłane przez drugą osobę. I wtedy, nawet jeśli jędza prawi słodkie słówka, Ty widzisz, że jej ciało, gesty, wyraz twarzy mówią: "jestem wiedźma".
A osoby paskudne są złe? To by mnie uniewinniało?
Wyjaśnienie prostsze mówi, że osoby piękne wydają nam się od razu mądrzejsze, milsze, zdolniejsze. Badania mówią, że oceniają tak nauczyciele, pracodawcy, choć oni MUSZĄ się starać patrzeć obiektywnie. Gdy ktoś nie musi, pewnie tym bardziej nie patrzy.
A propos tego, co napisałeś, heathcliff - człowiek nie jest w stanie nie oceniać - robi to mimowolnie w przeciągu pierwszych 3-5 sekund kontaktu. A więc - po wyglądzie, innej możliwości nie ma Na studiach (psychologia) ciągle mi powtarzają, że ocenia każdy, tylko trzeba umieć tego nie okazać. Psycholog nie może jawnie oceniać swojego klienta, więc musi nauczyć się dobrze ukrywać swoje wrażenie, czy to na widok danej osoby, czy też wskutek tego, o czym ta osoba mówi.
Hehe, no tak, ale czy nie uważacie, że jednak jest coś w powiedzeniu "oczy są zwierciadłem duszy"?
taki przykład, byłam na rozmowie kwalifikacyjnej i nie byłam na początku wcaale negatywnie nastawiona do szefowej. Ale wiecie co, normalnie ten jej wyraz twarzy mówił mi: skończyłam trzy klasy podstawówki i wszystkie rozumy zjadłam! I została jędzowatą szefową.... i niestety, tydzień później miałam dzień próbny w pracy i moje spostrzeżenia się potwierdziły:)
Zdecydowanie coś jest z tymi oczami. Gdy poznałam jedną kobietę ode mnie z pracy, pomyślałam sobie: wydaje się bardzo miła, sympatyczna, uroczo (i prawie bez przerwy) się uśmiecha, ale coś jest nie tak z jej oczami - nie uśmiechają się razem z ustami... I okazało się, że baba jest po prostu wrednym padalcem emocjonalnie będącym na poziomie 12-latki, co odczułam niestety na własnej skórze.
no tak..zlej baletnicy..
wiec jak sie na kims przejedziemy albo szefowa opieprzy to trzeba doszukac sie probleu..w niej. Moze bys tak skupila wiecej uwagi na swojej osobie i kwalifikacjach a nie ocenianiu ludzi po ich wygladzie. Byc moze sama wywolujesz nieswiadomie takie a nie inne reakcje u swoich rozmowcow?
A ja z kolei mam odwrotnie. Nigdy nic zlego w ludziach nie widze i jestem baardzo zaskoczona jak mnie ktos zmiesza z blotem a ja sobie mysle "Boze a tak milo wyglada ta pani/ten pan" Bardzo sie staram nie oceniac po wygladzie bo mozna sie cholernie naciac.

Ja jedynie wiem, że jak ktoś mi się z początku wydaje nieładny,a potem go polubię, to na wyglądzie bardzo zyskuje.
Uważam, że najlepsze jest tu poderjście całościowe - kierunki wpływu sa oba - wygląd wpływa na postrzeganie charakteru (szczególnie z początku), a charakter na postrzeganie wyglądu (później).
Efekt aureoli i efekt diabelski - to się tak fachowo nazywa, w zależności od tego, czy kojarzymy wygląd z pozytywnymi lub negatywnymi cechami - niby to są jedne z bardziej pierwotnych ludzkich psychologicznych odruchów, nie jesteśmy w stanie się uwolnić od takich ocen.... ;/ A szkoda... ;/
Hm, myślicie, że jestem z wyglądu tak paskudny jak z charakteru?
Hm, myślicie, że jestem z wyglądu tak paskudny jak z charakteru?
No cóż...;)
w szczególności paskudny charakter wychodzi z ludzi na starość. Od razu widać do którego warto się odezwać, a których omijać szerokim łukiem.
Co nie którzy tak mają, że ich wygląd współgra z ich wrednym charakterem.
Ale jest również magiczny typ człowieka, który jest dla wszystkich strasznie miły, ciągle się uśmiecha, wydaję się być pomocnym i uczynnym, wypytuje się o twoje sprawy, dzieli się radami i ciągle mówi o swoich bystrych uwagach na temat życia, jedzenia, związków, wszystko mu się podoba, rozwiązuje swoje problemy angażując w to wszystkich swoich znajomych bliższych i dalszych i nie potrafi być krytyczny wobec innych i szczery. Takich ludzi nie znoszę, jak widzę po paru dniach znajomości, że osoba jest tak strasznie(nie mam pojęcia jak to określić ale już nie jednokrotnie się przejechałam na takiej znajomości), wiem, że może w pewnym momencie się na mnie wypiąć z powodów o których ci nie powie, tylko rozważy to z innymi znajomymi. Jedna osoba, która rozwiązuje swoje problemy na forum często wspólnych znajomych, a później rozwiąże też twoje. A jak ma jakiś problem omawia go z osobą odważną i ją wysyła po to żeby ci oznajmiła, że ta spódnica nie pasuje do tych butów. Widać po niej że jest miła, ale jak właśnie przychodzi starość naciąga się cieniutka skóra na twarzy, powiększa się i opada nos, usta się robią wąskie a wyraz twarzy z miłego coraz bardziej pokazuje zmęczenie życiem z samym sobą.
Wydaje mi się że właśnie ten okres gdzie mamy własną rodzinę kształtuje nasze twarze.
A tak z innej beczki:
zauważyłam ostatnio coś fajnego. Nie które dziewczyny po paru miesiącach związku zaczynają bardzo przypominać matki swoich facetów.
Najpierw trochę zmiany zachowania, a później wyraz twarzy, czy nawet włosy.
Nie odnosi się to do wszystkich dziewczyn o nie. Bo ja mam nadzieje, że nie wyglądam jeszcze jak moja teściowa
Chyba, że naprawdę niektórzy faceci wybierają na podobieństwo swojej mamy partnerki życiowe.
Jak kogoś uraziłam to z góry przepraszam
A osoby paskudne są złe? To by mnie uniewinniało?
Wyjaśnienie prostsze mówi, że osoby piękne wydają nam się od razu mądrzejsze, milsze, zdolniejsze. Badania mówią, że oceniają tak nauczyciele, pracodawcy, choć oni MUSZĄ się starać patrzeć obiektywnie. Gdy ktoś nie musi, pewnie tym bardziej nie patrzy.
Nauczyciele raczej nie starają się być obiektywni.
Nie ma ludzi paskudnych są tylko zaniedbani. Jeżeli chodzi o ich charakter i jak wychodzi przez ich twarz to tylko widać po mimice i reakcjach. Potem kształtują się zmarszczki, po których widać grymas twarzy z jakim chodziliśmy przez najdłuższy czas.
Nie każdy ma czas dbać o siebie a jednak miło na niego patrzeć A są piękne osoby a jednak od nich mnie przynajmniej odrzuca.
Nie ma ludzi paskudnych są tylko zaniedbani.
Czyli ktoś na maksa zaniedbany już paskudny nie jest?
Zastanawia mnie od dłuższego czasu jedna rzecz...
Często tak mam, mając kontakt z drugim człowiekiem (szczególnie jeśli chodzi o inne kobiety), że na początku znajomości w zasadzie nie przeszkadza mi ich np. specyficzna uroda, garbaty nos, itp. Wiecie o co chodzi, po prostu nie jestem tak krytyczna jak niektórzy na urodę innych, a przynajmniej nigdy o tym nie mówię głośno, bo uważam, że nie mamy takiego prawa oceniać urody innych.
Jednak kiedy okazuje się przy bliższym poznaniu, że ktoś ma negatywne cechy, które mnie drażnią, np jest złośliwy wobec innych, fałszywy, zazdrosny czy wybitnie wyniosły, nagle dostrzegam jego wady. Już nagle widzę, że ma nieszczere spojrzenie, zaciśnięte usta, fałszywy uśmiech, zmarszczone brwi, itd, a później mu tak zostaje......![]()
Już teraz mam przed oczami pewne osoby i ich zazdrosne obcinanie mnie od góry do dołu, kiedy założe sukienke;) teraz się z tego śmieję, ale to naprawdę niefajne uczucie.
A czasami mam tak, że już od wejścia pan/pani mi się nie podoba i wysysa ze mnie pozytywną energię swym wyrazem twarzy i okazuje się, że wcale się co do nich nie pomyliłam...
To chyba nie jest przyklejanie łatki? Człowiek chyba naprawdę fizycznie paskudnieje, kiedy ma zły charakter...
Macie takich "bohaterów" na koncie znajomości?
Wydaje mi się, że ocenianie ludzi przez pryzmat dwóch skrajności: "dobry" i "zły" jest nieco niesprawiedliwe. Każdy człowiek ma w sobie wiele dobra, ale potrafi także być zły.
Zauważ polityków - niektórzy są straszliwymi szujami, a jak się dobrotliwie potrafią uśmiechać do kamer! To zwykła manipulacja, bo taki polityk może być nawet skazanym wielokrotnie przestępcą, który zasłania się immunitetem, a przed mikrofonami prawić morały porządnym ludziom. I co? A no to, że tacy politycy mają całkiem spory elektorat, który im ufa i jeszcze azywa ich uczciwymi, porządnymi, sprawiedliwymi itp.