Na temat różnic w zachowaniu i myśleniu kobiet i mężczyzn, wynikających z odmiennego sposobu funkcjonowania ich mózgów oraz narzucanych im przez społeczeństwo ról społecznych, napisano już miliony stron książek i artykułów. Stworzono dziesiątki dowcipów i kabaretowych skeczy. Podobno pochodzimy nawet z innych planet. Nie ma się zatem co dziwić, że w dniu ślubu i potem ? podczas wesela, prezentujemy często zupełnie odmienne spojrzenie na sytuację czy różne zachowania. Mamy inne potrzeby, oczekiwania, czym innym się stresujemy. O ile płeć piękna w większości żyje swoim weselem i ślubem, śmiało nazywając te dni wyjątkowymi, czy może nawet najważniejszymi w życiu i chętnie się na ich temat wypowiada, panowie są bardziej powściągliwi. Rzadziej poruszają ten temat, a jeśli już - często opowiadają oszczędnie, półsłówkami, zachowują dystans i pozorną obojętność. Warto sprawdzić, co się za nimi kryje. Przede wszystkim nie dajmy się zwieść męskiej pozornej obojętności, często prezentowanej postawie ?luzaka?. Mężczyźni także przeżywają stresy, jednak zazwyczaj lepiej je ukrywają. Być może dlatego, że tego się właśnie od nich oczekuje. Mają być przecież oparciem dla kobiety. Stresy męskie nie zawsze są zupełnie inne niż stresy kobiece. Panie mają tendencję do martwienia się na przyszłość, zamartwiania tym, co będzie. Mężczyźni często zaczynają się denerwować dopiero, kiedy cała machina rusza. Nie jest tajemnicą, że to kobiety zdecydowanie częściej chcą, aby ich związek został przypieczętowany ślubem ? cywilnym i kościelnym. Mężczyźni stosunkowo rzadziej odczuwają taką potrzebę. Wydaje się, że jest im dużo trudniej wyrzec się wolności i wpleść w ciasną strukturę małżeństwa. Także pierwszy taniec może rodzić wśród świeżo upieczonych mężów wiele emocji. Sam widziałem takich, którzy na co dzień opanowani i nie dający się tak łatwo stresowi, podczas swojego pierwszego tańca poruszali się, jakby mieli nogi z drewna a na ich policzkach kwitły buraczkowe rumieńce. Coraz popularniejsze są kursy tańca dla narzeczonych, gdzie mogą się naprawdę solidnie przygotować do tego ważnego występu przed gośćmi. Nawet gdy nie ma się wrodzonego poczucia rytmu czy też ruchów Patricka Swayze, z pomocą fachowców można na parkiecie wypaść świetnie. Kobiety oczekują od ślubu i wesela wzruszeń, mistycznej atmosfery, w której połączą się z ukochanym mężczyzną. Bez wątpienia oczekują także tego, że goście na widok ich sukienki, fryzury i makijażu zaniemówią z wrażenia. To oczekiwania naprawdę dużego kalibru. Zdarza się, że panowie mają o wiele skromniejsze i praktyczniejsze. Kobiety o wiele częściej są żywo zainteresowane każdym aspektem ceremonii ślubnej i zabawy weselnej. Rzucają się chętnie w wir organizacji, wybierają kwiaty, kolory serwetek, menu, tworzą listy gości i niezliczone ilości kombinacji rozmieszczenia ich przy stołach. Przeżywają magiczne chwile, poszukując i w końcu wybierając swoją kreację. Drżą o każdy szczegół. Inne spojrzenie na ślub i wesele może także wynikać z mniejszego zaangażowania mężczyzn w sprawy organizacyjne. Ślub i wesele to często skomplikowane logistyczne przedsięwzięcie, którego dodatkową ?atrakcją? jest konieczność podejmowania decyzji dotyczących szczegółów, które dla wielu kobiet wydają się być kwestią niemal życia i śmierci. Panowie często je bagatelizują i zachowują wobec nich dystans. Różnice w podejściu do tego dnia kobiet i mężczyzn na pewno są, chociaż nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka. Moim zdaniem mężczyźni są bardziej odporni na stresujące sytuacje i mniej przejmują się drobiazgami. Wolą krótko, konkretnie i na temat. Kobiety chcą, aby to wszystko wypadło idealnie. Idealna suknia, idealna orkiestra, jedzenie idealnie podane i każdy drobiazg mają zaplanowany. To jest dzień przede wszystkim kobiet. Bo oczy wszystkich są zwrócone na panią młodą, na jej suknię, co potęguje jej emocje. Pewnie znalazło by się kilku śmiałków wśród mężczyzn, którzy stwierdzili by, że jest to przesadne. Ale nie jeden z tych śmiałków pewnie po samej ceremonii powie swojej żonie ?Kochanie miałaś racje, ten kolor pasował, to i to było ślicznie przystrojone. Dobrze że Cie mam?. Czasem to tradycja nakazuje, żeby mężczyźni nie zajmowali się organizowaniem tych dni. Mężczyźni lubią podchodzić do różnych sytuacji zadaniowo, wyznaczając sobie w ich ramach role i obowiązki, które powinni spełnić, żeby uznać ?zadanie? za wykonane. Jakie zadania wyznaczają sobie, jako panu młodemu, w dniu ślubu i wesela? Jak widać, męskie spojrzenie na tą całą imprezę często bywa odmienne, a często - zaskakująco podobne do kobiecego. Nie można oczywiście wszystkich mierzyć jedną miarą. Warto jednak, drogie panie, nawet jeśli przyszły mąż nie angażuje się w sprawy organizacyjne i zachowuje dystans, zapytać go, czego oczekuje od tego wyjątkowego dnia, co go szczególnie stresuje. W męskiej głowie plusy i minusy ślubu i wesela mogą bowiem układać się w zupełnie inną mozaikę. Warto uwzględnić te dane, żeby dla was obojga było to przyjemne i dobrze wspominane doświadczenie.
Właśnie zastanowiłam się jak to rzeczywiście jest z tymi naszymi mężczyznami . Wydaje się, że dla nich istotnie jest to wyłącznie formalność, bądź co bądź ważna, ale jednak formalność, bo samo wesele to już chyba zbędna sprawa i głównie ze względu na narzeczoną. Nie oszukujmy się, ale to jednak kobiety bardziej przygotowują się do tego wydarzenia, dbają o detale i oprawę, mężczyźni, jak słusznie zauważyłaś Roskalindo, podchodzą do tematu raczej chłodno i zadaniowo- to a to trzeba kupić, to a to załatwić, to a to przygotować. Niemniej sam moment ślubu zwykle kładzie ich na łopatki, najpierw się denerwują, a potem wzruszają wcale nie mniej niż my, kobietki .
Zgodze sie ze stwierdzeniem ze to czesciej kobietom zalezy na "przypieczetowaniu" zwiazku slubem. Sama musialam swoje szare wysilic zeby osiagnac cel
Ale my podeszlismy do slubu inaczej chyba niz wiekszosc par. Tuz po zareczynach posadzilam nas oboje i obmowilismy wszystko. Uzgodnilismy ze nie interesuje nas nieskonczony czas zareczn. Tak wiec slub odbyl sie w 9 mcy po zareczynach. Doszlismy do porozumienia ze nie chcemy wielkiej imprezy. Wolimy kameralne przyjecie ale za to podroz poslubna z rozmachem. Rozdzielilismy zadania (maz sprawy urzedowe i dokumenty i logistyka) ja reszte. Suknia byla jedynym elementem ktory wybralam sama. Cala reszte wybieralismy razem. Obraczki wzielam na siebie i zalatwilam w Polsce ale wysylalam zdjecia wiec zyskalam aprobate "na odleglosc" Uzgodnilismy kolory przewodnie biel i czerwone wino. Andy aktywnie uczestniczyl we wszystkim, wykazywal anielska cierpliwosc kiedy na glos zastanawialam sie czy do czerwonego wina lepiej pasuje czysta biel czy niebieska biel. Generalnie wszystko potoczylo sie bardzo szybko i bez zadnych problemow. Duzo podwykonawcow dostalismy z polecenia. Na przyklad pani ktora robila nam ciasto polecila salon sukien slubnych. Krawcowa polecila sklep z butami. Manager zamku w ktorym sie pobieralismy polecil fotografa. Fotograf od niechcenia stwierdzil ze zna kogos kto robi swietne dekoracje na stoly. A pani co dekorowala stoly dala nam numer do kwiaciarni i wynajmu limuzyn.
O jednym trzeba definitywnie pamietac. To jest wasz wspolny dzien. A nie tylko panny mlodej. Moim zdaniem to czesty blad popelniany przez panie. "To moj slub" mowia. Nie, to wasz slub. Co, sama z soba sie pobierzesz? Oczywiscie ze nie. Ja staralam sie na kazdym kroku uzywac slow "nasz slub" "nasze kwiaty" "nasze dekoracje". To sprawia ze mezczyzna czuje sie czescia tego wszystkiego, od poczatku wie ze slub dotyczy takze i jego. Moim zdaniem zapobiega to stresom. Jesli facet od 9 mcy uczestniczy w procedurze to juz niejako jest uswiadomiony i wtajemniczony. Wie czego sie od niego oczekuje i kiedy a to pozwala mu sie rozluznic. Takie bylo w kazdym razie moje podejscie. A i jeszcze unikalam jak ognia mowienia "ty sie nie znasz" i podejmowania decyzji bez niego. Ale pewnie kazdy facet jest inny i inaczej podchodzi do pewnych sytuacji. Ja trafilam na fajnego czlowieka z ktorym dobrze mi sie pracowalo nad projektem "Slub"
Chciałabym odświeżyć temat. Jak u Was to wyglądało? Czy przyszły mąż bardzo się angażował w organizację czy przeciwnie, dał wam wolną rękę? A może nie podobało mu się to całe zamieszanie?
Allegro, mój mąż angażował się całkiem... średnio, ale i ja sama, przyznaję, nie głupiałam. Nie miałam ani parcia na sam ślub, ani tym bardziej na wesele. Pamiętam natomiast, że był taki moment, kiedy to mieliśmy ustalać menu, że dał mi absolutnie wolną rękę, a ja miałam żal, że zachowuje się tak, jakby było mu wszystko jedno. Dziś wiem, że po prostu uznał, że ja zrobię to lepiej. Dokładnie zresztą tak samo, jak on lepiej zrobił inne rzeczy .
My wszystko załatwiliśmy "po męsku". Uzgodniliśmy, że bierzemy ślub, następnego dnia w urzędzie zaklepaliśmy najbliższy termin (5 tygodni później), wypełniliśmy formularz. W międzyczasie kupiliśmy obrączki i ubrania. Wybraliśmy świadków, zaprosiliśmy najbliższą rodzinę. Zdecydowaliśmy, że po ślubie odbędzie się się mini przyjątko (bo przyjęcie to za dużo powiedziane), więc załatwiliśmy w restauracji wszystko co trzeba. I tyle z organizacji.
W dniu ślubu 15 minut w USC i jesteśmy małżeństwem. Później popołudnie i wieczór w restauracji.
Wszystko załatwialiśmy razem z takim samym zaangażowaniem w elementy ważne i takim samym brakiem zainteresowania elementami dla nas nieistotnymi.
Gdybym miała przejść przez super romantyczne zaręczyny, kilkuletnie narzeczeństwo, dwuletnią organizację wesela na 200 osób, a później jeszcze to wesele przeżyć, to chyba bym została przy konkubinacie. Na szczęście mamy podobne poglądy na większość istotnych spraw
Oczywiście, że mój mąż (wtedy narzeczony jeszcze ) był współorganizatorem naszego ślubu.
Nie wyobrażaliśmy sobie, że może być inaczej. Przecież realizowaliśmy plany naszej wspólnej imprezy, więc jak miałoby zabraknąć jednego spośród nas?
Była to ogromna frajda, tym większa, że wszystko udało nam się tak, jak sobie wymarzyliśmy.
(...)tym większa, że wszystko udało nam się tak, jak sobie wymarzyliśmy.
Opisz to, prooooszę .
Ja już teraz wiem, że mój chłopak nie będzie się chciał specjalnie angażować, bo dla niego to zbędne i niezrozumiałe zamieszanie. Zresztą tu typ zdecydowanie nieimprezowy:] Nie jest to dla mnie jakąś tragedią, bo będę mogła zrobić dużo rzeczy dokładnie tak jak chcę Ale jakoś tak mi się kojarzy, że ogólnie to kobiety bardziej się w to wkręcają. Dlatego zastanowiło mnie jak to jest bądź było u innych.
Doroto, opowiedz nam
Same tego chciałyście. Moja historia przygotowań ślubnych, czyli wspomnieniowe wodolejstwo
Nasze przygotowania to była ciężka praca, która dzięki temu, że odbyła się bez spinania się, bez kłótni, a w atmosferze radosnego planowania, była fajnym przedsięwzięciem
Oczywiście zaczęło się od znalezienie księdza, który uniesie ciężar dogodzenia parze mieszanej - jedna wierząca, jeden ateista. Szukaliśmy kogoś, kto zrozumie, a nie będzie za wszelką cenę nawracał
Dodatkowo bardzo marzyło nam się wesele w plenerze, na luzaku, bez pompy i zadęcia, które bardzo nie podoba nam się na tradycyjnych weselach.
Idealnego księdza i idealne miejsce udało nam się zaleźć dopiero na Mazurach. Obydwoje pochodzimy z Warszawy, więc logistycznie, było to trochę skomplikowane (licencja na ślub poza parafią, dokumentacja związana z charakterem ceremonii, itp, jeżdżenie w tę i nazad, aby dopilnować formalnośći).
Jesteśmy motocyklistami, nasz ślub również musiał taki być, więc trzeba było zaciągnąć na Mazury motocyklistów. Obowiązkowo parada - dom, kościół, miejsce wesela, wszystko w kolumnie ryczących i trąbiących maszyn Ja to może przeżyłabym bez tego dodatku, ale mój mąż już raczej nie O tyle dobrze, że zrozumiał moje obiekcje dotyczące podróżowania w ślubnej kiecy na moto i my mogliśmy przemieszczać się samochodem.
Jako zadeklarowani anty discopolowcy i idący pod prąd polskiej ślubnej tradycji, musieliśmy wyszukać sobie dj, który tak jak my ma alergię na muzykę lekką, łatwą i przyjemną. Na szczęście tacy jeszcze istnieją
Jako dodatkowe dogadzanie sobie, zaangażowaliśmy się do planowania ozdabiania naszego lokum weselnego. Na szczęście restauracja, usytuowana nad wodą, z otwieranymi ścianami, bardzo nam odpowiadała i nie wymagała od nas wielu dekoracji. Zamówiliśmy tylko trochę bukietów na stoły, a sami wyprodukowaliśmy olbrzymi baner, który zawisnął za naszym stołem. Można się domyśleć, co przedstawiał: motocykl, a na jego kierownicy powieszone nasze obrączki (oczywiście foto robiliśmy sami; kwitnąc przed blokiem na trawniku i focąc figurkę motocykla przyozdobioną kwiatami i biżuterią). Baner świetnie komponował się z drewnianą miniaturą motocykla, która trafiła na nasz stół - dostała zaszczytne miejsce obok kwiatowego stroika.
Pozostało jeszcze tylko zamówić figurkę na tort - para młoda na motocyklu (w Polsce nic ciekawego nie mieli, więc płynęło do nas ze Stanów), przygotować listę utworów do karaoke, kupić w opór lampionów (nie mieliśmy ochoty na durne, zboczone i nudne konkursy; wspólne śpiewy i puszczanie lampionów to była nasza oczepinowa atrakcja dla gości), załatwić fotografa, wybrać tort (po jego próbki jeździliśmy motocyklami po całych Mazurach uprawiając turystykę cukierniczą; można sobie wyobrazić, co przywoziliśmy w kufrach - tortu to nie przypominało, ale smak tej bezkształtnej masy można było spokojnie ocenić ).
A i jeszcze kwestia naszych ślubnych kreacji. Miało być uroczyście, ale bez zadęcia. No i przede wszystkim wygodnie, bo planowaliśmy zakończyć nasze weselne tańce dopiero w godzinach porannych
Na pierwszy ogień poszła moja kieca ślubna. Oczywiście wybierana w asyście mojego lubego. Potem jego garniak, pasujący do mojej kreacji. Na końcu frajda z wybieraniem dodatków. Padło na kolor czerwony. Po wygodne buty do tańca drałowaliśmy z Wawy do Krakowa. Trampki dla męża przyleciały oczywiście zza wielkiej wody, bo miały mieć wyszyte hasło naszego klubu motocyklowego. Do tego biżuteria, spinki w kształcie motoryzacyjnego wyposażenia (zegar prędkościomierza i "kula" zmiany biegów) oraz męski pas motocyklowy (oczywiście wszystko w czerwonych odcieniach).
Mieliśmy też plany na naszą noc poślubną. Mieliśmy rezerwację na hotelowe jakuzzi. Oczywiście nie byliśmy sobie w stanie go odmówić. Możecie sobie wyobrazić, jakie zdziwienie malowało się na twarzy Pani z recepcji, do której zastukaliśmy ok 7:00 nad ranem, w kiecce ślubnej i garniaku, z informacją, że my już jesteśmy gotowi, żeby wskoczyć do jakuzzi
Roboty trochę z tym było, momentami przypominaliśmy pewno szaleńców w obłędzie albo nakręcone roboty Najważniejsza była jednak ogromna frajda, która sprawiały nam te wspólne przygotowania oraz efekt, który nas oczarował
Tyle.
Ktoś jeszcze ma ochotę na wspominki o swoich wspólnych przygotowaniach?
Same tego chciałyście.
Chciałyśmy, chciałyśmy i (przynajmniej ja) zdecydowanie nie żałujemy .
Przeczytałam ten post z ogromnym zainteresowaniem, ale i nutką podziwu . Uczestniczyliście w tym od początku do końca wspólnie, mieliście wszystko dokładnie przemyślane, Wasz ślub i wesele były absolutnie niebanalne, a oczekiwania w 100% się spełniły, co - wbrew pozorom - nie jest codzienne. Jestem pewna, że całość wyszła cudnie, a to szaleństwo jest Waszą siłą! Nie zmieniajcie się...
Dorota, to faktycznie mieliście świetne przygotowania Dla porównania, jak tak wstępnie z moim rozmawiałam, to on nawet uważa, że mu nie jest potrzebny nowy garnitur, bo przecież już ma dobry to po co kasę wydawać Co najwyżej pożyczy. Także widzisz, zupełnie inne podejście